Ewaryst Bafeltowski „Jurand”, „Jur”
Nazywam się Ewaryst Bafeltowski. Urodziłem się w 1926 roku w wiosce Gawłówek, powiat płoński. W czasie okupacji nosiłem pseudonim „Jurand”, a potem musiałem zmienić na „Jur”.
- Gdzie pan mieszkał przed wybuchem II wojny światowej?
W Legionowie, ulica Batorego 16.
- Czym zajmowali się pana rodzice?
Mieli sklep spożywczy.
W Legionowie.
Tak, starszą siostrę Alicję i młodszą siostrę Irenę.
- Czym zajmowały się siostry przed wojną?
Starsza siostra była w „Obroży”, tak samo jak ja, a młodsza to była za młoda.
- Ale czy przed wojną starsza siostra pracowała już, czy jeszcze nie?
Nie, uczyła się w szkole kupieckiej w Legionowie.
- Pan chodził do szkoły przed wybuchem wojny?
Tak.
- Do jakiej szkoły pan chodził, gdzie ona się mieściła?
Szkoła powszechna numer 3 w Legionowie, a potem gimnazjum kupieckie w Legionowie.
- To już w czasie okupacji?
W czasie okupacji.
- Ile klas pan skończył przed wybuchem wojny?
To znaczy to jest mała matura.
- Jeszcze przed wybuchem wojny pan zdążył skończyć?
Tak… Nie, przepraszam. Przed wojną to siedem klas szkoły powszechnej.
- Szkołę powszechną pan skończył?
Tak.
- Czy należał pan do organizacji harcerskiej przed wybuchem wojny, przed 1939 rokiem?
Tak należałem.
Wstąpiłem dwa lata przed wojną, to jest… Który to był rok dwa lata przed wojną?
Tak, 1937. Mniej więcej w 1937 wstąpiłem do ZHP, do harcerstwa. Zdobyłem stopień wywiadowcy i zacząłem przygotowania do stopnia ćwika, ale nie zdążyłem. Dopiero w czasie okupacji zatwierdzono mi to.
- Czym państwo zajmowali się w harcerstwie przed wybuchem wojny?
Jeździliśmy na obozy. Piękny obóz w Arciechowie pamiętam.
- Gdzie się znajduje ta miejscowość?
Koło Zegrza i tam…
- I co harcerze robili na tym obozie?
Podchody, właśnie zdobywanie stopni w tym czasie, podchody głównie. Oczywiście pogadanki patriotyczne hufcowego, który przyjeżdżał.
- Czy i jak zapamiętał pan wybuch II wojny światowej, wrzesień 1939 roku?
Tak, pamiętam.
Byłem w Legionowie, Batorego 14. Tam mieszkałem wtedy, czternaście, bo potem zmienili na szesnaście i…
- Czy we wrześniu trwały walki w Legionowie, czy toczyły się jakieś walki?
Nie, bombardowania były tylko Legionowa. Zginął nawet mój kolega, z którym chodziliśmy do szkoły. Zginął właśnie w pierwszym dniu, były bombardowania i myśmy się chowali. Wyszliśmy z mieszkania i w takim zakątku. Pamiętam, jak moja siostra młodsza strasznie płakała, bała się.
- Czy pana rodzina poniosła jakieś straty we wrześniu 1939 roku w wyniku tych bombardowań?
Nie.
Tak, dom ocalał, oczywiście.
- W czasie okupacji pan cały czas mieszkał w Legionowie?
Tak, tylko już nie w tym murowanym budynku czternaście, tylko szesnaście, obok. Tam wynajmowali rodzice, trochę i dla nas, i tam odbywały się właśnie różne zbiórki podczas okupacji, tajne oczywiście.
- Zaraz do tego przejdziemy. A czym zajmowali się rodzice w czasie okupacji? Czy w dalszym ciągu prowadzili ten sklep?
Tak.
Tak.
- A pan w czasie okupacji pracował?
Nie, uczyłem się w szkole.
- Uczył się pan. Gdzie się pan uczył?
W szkole właśnie, to było gimnazjum kupieckie i nazywano je handlówką.
No właśnie małą maturę tam… Cztery chyba… Tak, cztery [lata], małą maturę.
- I to była szkoła zawodowa?
Tak.
- Czy oprócz tego jeszcze pan uczył się na przykład na jakichś tajnych kompletach?
Tylko zbiórki tajne, to już „Szarych Szeregów”.
- Czy rodzina jeszcze poniosła jakieś straty później, w czasie okupacji? Czy ktoś był prześladowany może? Może ktoś się ukrywał?
Rodzina dalsza, mojego taty siostry mąż w Oświęcimiu i syn w Oświęcimiu zginęli.
- W jakim okresie okupacji?
Początek, 1942… Mniej więcej 1941–1942, w tym czasie w Oświęcimiu.
- Gdzie ci państwo mieszkali?
W Warszawie przy ulicy Żurawiej.
- W jaki sposób dostali się do Oświęcimia?
Trudno jest powiedzieć dlaczego. Mój brat cioteczny, który właśnie zginął z ojcem, był w harcerstwie i właśnie dumny byłem jak przyjeżdżał, dumny byłem, że w mundurze przyjeżdżał (przed wojną oczywiście). Właśnie chyba dlatego, że był w harcerstwie. A wujek Sawicki zginął z racji… Jako obywatel miał zakład fryzjerski.
- Czy pamięta pan jakieś ograniczenia, które wprowadzili Niemcy w Legionowie w czasie okupacji?
Trudno to mi [określić], nie wiem, jak to nazwać…
- Jakieś represje stosowali wobec ludności? Czy pan słyszał?
No oczywiście. Ponieważ myśmy się uczyli, w związku z tym nas jako takich nie… Ale moich znajomych prześladowano. Były nawet, nie pamiętam nazwisk, ale były nawet aresztowania. Nawet baliśmy się, żeby przypadkiem nas nie dotknęło.
- Czy ktoś z rodziny był związany z działalnością konspiracyjną?
Oczywiście, tata mój był związany.
Przychodziły… Oczywiście tata się specjalnie nie chwalił tym, bo wiadomo. Tak samo jak ja się też nie chwaliłem, że należę. Wiedzieli rodzice o tym, ale nie rozmawialiśmy na ten temat absolutnie. A, i tata właśnie był… Zresztą pseudonim taty „Dąb”. Nosiliśmy skrypty do jakichś ludzi, których nie znaliśmy, tylko z adresu zanosiliśmy. Również nosiłem do szkoły, do dyrektora…
- Ale to razem z tatą pan wykonywał te prace?
To znaczy taty jakieś wiadomości, które nie otwierałem i nie czytałem, przenosiłem właśnie do dyrektora, który też był w konspiracji. Dyrektor nazywał się Jerzy Siwiński, sławny.
- Czy później pan się dowiedział, do jakiej organizacji należał tata?
Tak, dowiedziałem się. Armia Krajowa „Obroża”, która w Legionowie działała. Ale bliżej nie znałem. Tata dość szybko zmarł, tak że nie rozmawialiśmy. A baliśmy się w ogóle rozmawiać w tym czasie, żeby jak najmniej wiadomości…
- Czy jeszcze może ktoś z rodziny lub znajomych zajmował się konspiracją oprócz taty?
Wspomniany wujek Sawicki i mój cioteczny brat Ryszard, to oni właśnie zajmowali się, również byli w konspiracji. Oczywiście [wiem] na tyle, co dowiedziałem się po aresztowaniach.
- Jak się nazywał ten pan, cioteczny brat pana?
Ryszard Sawicki, a wujek Józef Sawicki.
- Teraz przejdźmy do pana działalności. Czy w dalszym ciągu pan działał w organizacji harcerskiej w czasie wojny?
[Przed wojną] byłem, właśnie mówiłem już, otrzymałem wywiadowcę. Ale byłem w zastępie drużyny harcerskiej przy szkole numer 3 w Legionowie i zdobyłem wywiadowcę.
- Gdzie mieściła się ta szkoła?
Szkoła numer 3 mieściła się w Legionowie… Przy Mickiewicza chyba…
- Kto był dowódcą, komendantem tej organizacji harcerskiej przed Powstaniem, w czasie okupacji?
Przed Powstaniem był hufcowy, nazywał się Godlewski. Bardzo ciekawa postać.
- Dlaczego? Jak pan go zapamiętał?
Oczywiście zapamiętałem. Miałem rozmowę, doskonały psycholog, porucznik…
- Ale jakie imię, pamięta pan, bo pan podał nazwisko?
Godlewski… Chyba Stanisław.
- Dlaczego pan tak dobrze zapamiętał tego pana?
Tak, doskonale, bo chodziłem do hufca, który mieścił się też w Legionowie. A poza tym na każdej wycieczce zawsze przyjeżdżał i zawsze rozmowy z takimi szeregowymi harcerzami. Pamiętam taką rozmowę. Doskonały psycholog, pedagog wspaniały.
- Czym państwo zajmowali się w czasie okupacji jako harcerze, jakie mieliście zadania?
W czasie okupacji mieliśmy zbiórki harcerskie oczywiście.
- Gdzie się te zbiórki odbywały?
Właśnie w moim mieszkaniu, Batorego 16, tak jak powiedziałem wcześniej.
- Ile osób uczestniczyło w takich zbiórkach?
To znaczy konkretnie mój zastęp, który liczył chyba pięć osób, jeśli się nie mylę. Pamiętam jeszcze trochę nazwiska tych z mojego zastępu. I jeszcze w tym mieszkaniu moja siostra starsza też miała [spotkania], ale ja nie wiem z kim.
- Ale też zajmowała się działalnością harcerską?
Nie, tylko Armia Krajowa, „Obroża”.
- O czym państwo rozmawiali w czasie zbiórek, czym się państwo zajmowali?
W czasie zbiórek oczywiście najczęściej to była sprawa broni, to znaczy nauka posługiwania się bronią. A oczywiście każde święto – czy 3 maja, czy 11 listopada – uroczyście obchodziliśmy. Pamiętam takiego Edka Piekarskiego, który też był właśnie w „Szarych Szeregach” i na 11 listopada jego siostra młodsza Lucyna zagrała hymn Polski.
- Do tej pory pan pamięta to wydarzenie?
No tak.
- Czym jeszcze zajmowali się harcerze oprócz zbiórek? Czy mieli jakieś zadania?
Chodziliśmy w terenie, oczywiście z nauką strzelania, posługiwania się bronią i to…
- Czy pan przeszedł przeszkolenie wojskowe, właśnie posługiwania się bronią?
Przechodziliśmy, trudno powiedzieć, czy to było ukończone, ale przechodziliśmy. Taki porucznik, już nie pamiętam pseudonimu, przychodził i właśnie szkolił nie tylko bronią. To było coś w rodzaju jakiegoś przeszkolenia wojskowego, łącznie z musztrą.
- W jakim wieku byli harcerze w pana zastępie?
W moim zastępie byli o rok, dwa lata młodsi.
- Na czym polegała pana rola jako zastępowego?
Prowadziłem zbiórkę, miałem jakiś program, którego w tej chwili nie pamiętam. Oczywiście było szkolenie harcerskie, więc stopniowanie: zastęp, drużyna, hufiec. Takie rzeczy. Oczywiście musztra była, to też właśnie prowadziłem, bo sam przedtem przeszedłem. Przedtem mieliśmy, właśnie został zorganizowany taki… myśmy to nazywali zastęp zastępowych, to znaczy taka grupa, która potem właśnie musiała, to znaczy należało, dostaliśmy rozkaz zorganizowania swoich zastępów. To zorganizował już nieżyjący, świętej pamięci Jurek Latocha pseudonim „Dąb”. To on zorganizował, on mnie zwerbował również do tej grupy, do tego zastępu, w którym właśnie szkoliliśmy się, a potem oczywiście na zbiórkach szkoliliśmy młodszych.
- Czy państwo prowadzili jakąś działalność antyniemiecką w tym czasie?
Tak.
To tak zwany drobny sabotaż. Polegało to mniej więcej na tym konkretnie, przemianowaliśmy ulicę Szosę Warszawską, na ulicę Generała Sikorskiego.
- W jaki sposób to państwo zrobili?
Chyba ze szkoły otrzymaliśmy tablicę namalowaną, Generał Sikorski i żeśmy zdjęli napis Szosa Warszawska, a przybiliśmy Generała Sikorskiego. Doskonale to pamiętam. Takie jeszcze drobne szantaże… Ale mój zastęp specjalnie nie brał udziału, bo inne zastępy, innych harcerzy, brały udział w Legionowie przy pociągach…
Przy pociągach robili różne na szynach jakieś… To pamiętam, ale mój zastęp przy tym nie brał udziału.
- Czy pamięta pan nazwiska tych kolegów?
Pamiętam.
Oczywiście pamiętam. Najpierw zwerbowałem Michała Jakubowskiego, pseudonim „Rój”. Ale potem, ponieważ on był tylko rok młodszy ode mnie, przeszedł do tego tak zwanego zastępu zastępowych. Następnie Bogusław Piątek „Kalif”, żyjący. Następnie Kazimierz Burza, pseudonim „Gromp”, świętej pamięci, nie żyje, Niemcy rozstrzelali go. Wiesław Butkiewicz, pseudonim „Lorenc” i Tadeusz Kulesza, pseudonim… Nie pamiętam. Gdzieś zginął, nie pamiętam, co się stało. Wiesiek Butkiewicz świętej pamięci, nie żyje. Na pogrzebie przemawiałem nawet w związku z tym.
- Czy pan jeszcze utrzymuje jakieś kontakty z tymi żyjącymi?
Tak.
Tak, z Michałem Jakubowskim oczywiście jeździmy na zebrania do Legionowa. A Bogusław Piątek… Tak nieszczęśliwie jego żona… Jego żona jest w hospicjum w Legionowie i on przy niej, właśnie Bogusław Piątek, Boguś „Kalif”…
- Jakie nastroje panowały w pana zastępie w czasie okupacji?
Bojowe niesamowicie. Mamy zdjęcia, mieliśmy nawet przed moim domem Batorego 16. Tak że chcieli jak najbardziej działać. Musiałem hamować zapędy. Natomiast nie włączyłem ich do Powstania, bo za młodzi byli.
- Jak pan ich wspomina, tak ogólnie tych chłopców?
Trudno jest powiedzieć… Wspaniali. Aha, jeszcze chciałbym dodać, że dostałem polecenie właśnie od Jurka Latochy, pseudonim „Dąb”, to znaczy jako drużynowy dostałem polecenie, ażeby młodzież szkolną, która uczyła się w szkole w Legionowie, w tej handlówce, żeby zwerbować ludzi z terenu, nie z Legionowa. Właśnie miałem dwóch kolegów, dwóch tych młodych moich w zastępie z terenu, którzy poza Legionowem mieszkali i tylko w bursie w Legionowie… To właśnie takie miałem specjalne polecenie, żeby szerzej trochę działać z chłopcami.
- Czy pan miał kontakt z prasą nielegalną jeszcze przed Powstaniem, w czasie okupacji, z jakimiś na przykład pisemkami konspiracyjnymi? Czy docierały do pana w Legionowie, czy nie?
Nie, jeżeli myśmy mieli ulotki, to tylko roznosiliśmy ja i siostra, od taty mojego do… Trudno jest nazwać, nie pamiętam już ulicy… Nie na nazwisko, tylko na ulicę nosiliśmy. No i do szkoły, do dyrektora też. To już mówiłem.
- Gdzie zastał pana wybuch Powstania Warszawskiego?
W Legionowie.
- Od kogo pan dowiedział się, że wybuchło Powstanie?
Od mojej siostry, bo ona dostała pierwszą wiadomość, że akcja „W” o siedemnastej. Ona pierwsza się dowiedziała. A ja potem otrzymałem wiadomość od Jerzego Latochy właśnie, tego naszego drużynowego „Dęba”.
- Czy pan wiedział wcześniej o przygotowaniach do Powstania? Czy orientował się pan, że są przygotowania? Czy w Legionowie coś się działo?
Mówiliśmy na ten temat, ale nie było jakoś tak konkretnie, ale coś mówiło się na ten temat.
- Co działo się w Legionowie w pierwszych dniach sierpnia? Czy pan obserwował walki? Czy tam były walki prowadzone?
Pierwszego dnia dostaliśmy wiadomość – akcja „W”. Ponieważ Niemcy jednego dnia czy dwa dni wcześniej uciekli z Legionowa, bo front rosyjski był w Nieporęcie, a to już blisko Legionowa, myśmy z chłopcami chodzili, weszliśmy do koszar i tam żeśmy zdobywali broń. O i to właśnie pierwszego dnia…
- Razem ze swoim zastępem pan tam działał?
Nie.
Nie z moim zastępem. Chłopców nie brałem, bo młodsi byli i nie brałem do tej akcji. Natomiast z kolegą, który się nazywał Bogdan Stankiewicz, „Blondyn” pseudonim, byłem właśnie w koszarach…
- Ale panowie działali samodzielnie?
Tak, właśnie samodzielnie. Dowiedzieliśmy się właśnie, że… Zresztą nie tylko my byliśmy w koszarach.
- Gdzie te koszary się znajdowały?
W Legionowie… Jak to nazwać? Trudno powiedzieć… Za torem kolejowym. Teraz tam jest policja w tym miejscu. Nie wiem, jak to się nazywało… W każdym bądź razie za torem kolejowym.
- Już Niemców nie było wtedy, w tym czasie?
Nie, już nie było Niemców.
- I dużo broni udało się zdobyć i jakiego typu?
Ja zdobyłem karabin, ale już nie pamiętam, jak on… Taki starszej daty. Chyba naboje jeszcze jakieś tam były. Kolega też jakiś karabin zdobył, no i…
- Ale jeszcze inni też uczestniczyli w takiej akcji?
Tak inni, ale myśmy się nie chcieli znać i nie znaliśmy się. Byłem właśnie z tym kolegą, jak mówiłem.
- Czy pan potem wykorzystał tą broń?
No chodziłem z bronią oczywiście, ale nie wykorzystałem niestety.
- Czy w Legionowie trwały jakieś walki, czy nie było zupełnie walk z Niemcami?
Drugiego dnia dostaliśmy właśnie rozkaz obstawić szosę, która prowadziła z Zegrza do Jabłonnej i do Warszawy. Tą szosę żeśmy właśnie obstawili harcerzami, nie tylko harcerzami zresztą.
- Wtedy pana zastęp już uczestniczył w tym?
Mój zastęp nie, tylko właśnie starsi koledzy. Tam żeśmy właśnie obstawili tą szosę i walka nastąpiła z czołgami niemieckimi. A czołgi niemieckie właśnie wycofywały się od strony Zegrza. No i tutaj trudno powiedzieć, że myśmy zaatakowali. To nie myśmy zaatakowali. Zaatakowali tam żołnierze z „Obroży”, ale nie znaliśmy. Rzucili jakieś granaty pod te czołgi.
- Jak zakończyła się ta akcja?
Zakończyła się nieciekawie. Te czołgi…
Było chyba około pięciu tych czołgów. W każdym bądź razie jeden czy dwa czołgi wyjechały z szosy i za nami do Legionowa wjechali. No i myśmy uciekali oczywiście aż hen, to się nazywa Ludwisin w Legionowie. Ale po drodze żeśmy się dowiedzieli, że jednak zginęło naszych trzech harcerzy, którzy byli tam, ale nie z mojego zastępu. Trzej koledzy, którzy zginęli zastrzeleni przez Niemców.
- To wydarzenie miało miejsce 2 sierpnia?
Drugiego sierpnia, właśnie 2 sierpnia, wtedy kiedy tam poszliśmy przeszkodzić oczywiście, bo te czołgi wycofywały się i szły na Warszawę. Tak żeśmy się dowiedzieli i chcieliśmy właśnie przeszkodzić.
- Duża grupa brała udział w tej akcji? Jak pan sądzi, ile osób mogło uczestniczyć?
Trudno mi jest powiedzieć. Ten zastęp Wiśniewskiego… To co widziałem, to było kilkanaście osób.
- Jakie były dalsze losy pana?
Moje?
- Później co się działo? Czy długo jeszcze trwały walki w Legionowie, czy już nie było?
Myśmy potem, następnego dnia pozbierali się, jak gdyby tak można powiedzieć, bo te czołgi już poszły dalej do Jabłonny. Nie wiem, co tam dalej. Mieliśmy zbiórkę – nie tylko my, nie „Szare Szeregi”, ale cała „Obroża”, w lesie pod Choszczówką mieliśmy zbiórkę. Tam nastąpiło złożenie broni. Pamiętam, że był taki rozkaz, żeby z nieżonatych powyżej dwudziestego roku zostało kilkanaście osób do zakopania broni, która może się jeszcze przydać, a [ogólnie] nastąpiło jak gdyby rozwiązanie. Część z „Obroży” poszła do Kampinosu. Część, tak jak powiedziałem, została do zakopania broni, a ci młodsi, my, zostali po prostu wysłani do domu, ażeby się zakonspirować.
- Czy był dowódca „Obroży”, tego rejonu, na tym spotkaniu? Nie pamięta pan?
Nie, nie pamiętam… Ale raczej nie.
Tak, oddałem broń.
- Jakie były dalsze losy pana?
Dalsze losy. Potem moja siostra i ja zgłosiliśmy się do szpitala, do pracy w szpitalu.
Szpital ogólny był zorganizowany. Między innymi tam byli i nasi walczący, którzy byli ranni.
- Ale to był taki polowy szpital?
Nie, nie polowy. Bo zaczęły się oczywiście różne represje, bo Niemcy wrócili i myśmy się właśnie w ten sposób…
- Kiedy Niemcy wrócili do Legionowa?
Tak, wrócili.
- Ale czy kiedy pan pamięta? Mniej więcej w jakim okresie wrócili?
Nie bardzo.
Tak.
- Czym pan się zajmował w tym szpitalu?
Różne to były [zajęcia], obsługa rannych, wynoszenie fekaliów różnych. Ale i był taki moment, że kopaliśmy doły dla tych, którzy zmarli w szpitalu. I to też pamiętam właśnie. Ale najbardziej to jednak ukrywaliśmy się jak gdyby.
Tak, pracując w tym szpitalu.
- Jak długo przebywał pan w tym szpitalu?
Jak długo? Trudno mi jest powiedzieć, jak długo. W każdym bądź razie na pewno październik, a w listopadzie też na pewno trochę, ale to już… Bo w październiku weszli Rosjanie do Legionowa.
- Czy pan wcześniej jeszcze wiedział o tym, co dzieje się w Warszawie, o Powstaniu Warszawskim? Czy pan słyszał, jaka jest sytuacja? Czy docierały jakieś wiadomości z Warszawy?
Widzieliśmy naocznie, jak bombardowana była Warszawa. Niesamowite to było. Obserwowaliśmy, jak te samoloty pikowały i bombardowały Warszawę. Były takie nawet momenty, żeby pójść na pomoc Warszawie, ale to jakoś nie wyszło, to znaczy przynajmniej ja…
- Czy ktoś z Legionowa wyruszył na pomoc, słyszał pan czy nie słyszał pan o takiej grupie?
Taka grupa, która gdzieś przez Kampinos starała się dotrzeć do Warszawy, ale przez Kampinos. Bo do Kampinosu, tak jak powiedziałem, część ludzi poszła do Kampinosu, nie chcąc się rozwiązać.
- Kiedy weszli Rosjanie? Pan mówił, że weszli w którym miesiącu?
Pamiętam dokładnie. Myśmy się ukrywali… O właśnie, myśmy się ukrywali na Ludwisinie, u takiego pana, który nazywał się Piotr Zygarlicki. Ten pan Zygarlicki był w wojsku austriackim, to znaczy w tym czasie, bo to był starszy pan. Znał doskonale niemiecki. I myśmy się ukrywali właśnie w Ludwisinie z moją siostrą.
- To wtedy kiedy pan pracował w szpitalu, tam pan mieszkał?
No właśnie stamtąd żeśmy chodzili do szpitala.
Tak i tam właśnie zastało nas… Weszli Rosjanie. Właśnie byliśmy na Ludwisinie. Pamiętam, bo w moje imieniny 26 października weszli Rosjanie. Jakie było spotkanie? Aha, bo myśmy jeszcze… Była jakaś wsypa na Ludwisinie… Ale jak to było, to już nie pamiętam. W każdym bądź razie Niemcy zgarnęli część ludzi i na ulicy po prostu położyli wszystkich wzdłuż i mieli rozstrzelać. Nie wiem, chyba nie zdążyli.
Trudno mi jest powiedzieć, jakaś wsypa była.
- Dużo osób chcieli rozstrzelać?
Tam było kilkanaście osób. Wiem, że jeden potem uczestniczył, to znaczy tam był taki mój znajomy, ale nie pamiętam jego nazwiska, który ocalał. Ale nie zdążyli rozstrzelać. Nie wiem, to było albo zastraszenie, albo… Nie wiem, w każdym bądź razie nie zdążyli. Za jakieś dwa dni weszli Rosjanie i właśnie w tym miejscu mniej więcej, spotkałem… Ja niedużego wzrostu, ale ten żołnierz sowiecki to jeszcze był mniejszy ode mnie. Karabin na sznurku i:
Wodki u was niet? Takie było spotkanie.
Tak, 26 października 1944 roku.
- Co później się z panem działo?
Potem NKWD… Potem już wróciliśmy do domu, to znaczy na Batorego.
- Rodzice przeżyli ten okres?
Tak, rodzice przeżyli, ale rodzice też byli na Ludwisinie z nami.
Tak, razem byliśmy, bo w Legionowie na rynku było strasznie. Niemcy szaleli tam w tym czasie. Wróciliśmy i 9 listopada przyszedł ruski człowiek do domu w Legionowie Batorego 14, w tym murowanym domu, gdzie mieszkaliśmy, i mówi do mamy, mama akurat gotowała zupę, że przyszedł mnie wziąć na przesłuchanie. „Dokąd?” – „Do Nieporętu”.
Nie, nie mówił, tylko trochę nie bardzo wiedział, bo pytał się: „Kto to jest Ewek?”. Myślał, że to jest pseudonim. A to jest moje imię zdrobniałe, Ewek. Właśnie mówił: „Kto to jest Ewek?”.
- Pana wtedy nie było w domu?
Byłem w domu i wtedy mama mówi: „Niech jeszcze poczeka, trochę niech tą zupę…” – bo mama gotowała, żebym zjadł jeszcze, bo będę głodny. Nie, nie pozwolił, zabrał mnie i szliśmy do Nieporętu na piechotkę.
Bo ja wiem? Trudno mi jest powiedzieć, ale około ośmiu kilometrów chyba było. Tam w ziemiance mnie trzymali, no i oczywiście…
- Czy tam tylko Rosjanie byli z NKWD, Polaków nie było?
Z NKWD, ale to był Polak, [mówił] po polsku.
Trzy dni.
- Gdzie się mieściło to więzienie?
Właśnie w Nieporęcie w ziemiankach.
Tak, to były wykopane takie ziemianki i tam na pryczach zbitych żeśmy spali. No i oczywiście…
- Dużo było również z panem więzionych tam?
Tak, oczywiście ja niewiele widziałem, ale był taki moment, że wychodziłem po prostu za swoją potrzebą, a patrzę, tam gdzieś dwadzieścia metrów dalej pan nauczyciel, Borucki się nazywał. Ja ukłoniłem się, a tutaj… Żeby nie…
Tak, bo znowu nowe zeznania. Co to jest? Kto to jest? Tak, to pamiętam doskonale właśnie. Też był właśnie nauczyciel, czyli trzymali też nauczycieli.
- W pana więzieniu, w tej ziemiance, dużo było osób?
Chyba pięciu, czterech czy pięciu.
No straszne, nie było nic poza pryczami. No ale też nie dali wiele spać, bo w nocy przesłuchiwania.
Właśnie porucznik, lejtnant, w mundurze oczywiście rosyjskim, ale po polsku mówiący.
Wypytywano mnie o moją działalność, czy działałem. Oczywiście nie przyznałem się, bo gdybym się przyznał, to musiałbym sypać tych wszystkich moich znajomych. Więc mówię, że nie działałem, to namawiano mnie do współpracy.
- Na czym miała polegać ta współpraca?
No na czym? Trudno jest powiedzieć. Na czym, nie mówiono, ale żeby przystąpić do… Więc oczywiście nie zgadzałem się, więc wmawiano nam, że współpracowaliśmy z Niemcami. Coś niesamowitego. Tu właśnie: „Albo będziesz pracował, albo z nami, albo…”. Nie wiem, co dalej. W każdym bądź razie jakoś udało mi się… Aha, ale wcześniej byłem też wzywany już… Wcześniej byłem wzywany …
Nie, przez naszych. Ale i potem też, potem jeszcze. W każdym bądź razie…
- Ale o co ci nasi, jak pan powiedział też, pytali pana?
Pytali, czy będę współpracował. Wciąż to samo od nowa, że współpracowałem…
- Dlaczego trafili akurat do pana? Czy ktoś pana wskazał, zadenuncjował, jeśli chodzi o pana?
Nie, specjalnie nie pytałem o to, ale prawdopodobnie gdzieś ktoś musiał jednak coś powiedzieć. W każdym bądź razie nie dowiedziałem się. Ale jak mnie zabierał, to właśnie to mi mówiło, że niewiele wiedzą o mnie, bo pytał się: „Kto to jest Ewek?”. Tu mnie tak naprowadziło, że prawdopodobnie niewiele wiedzą o mnie.
- Jaki był w ogóle stosunek ich do pana w czasie tych przesłuchań, w czasie więzienia?
W każdym bądź razie nieprzyjemny, z pistoletem na biurku, gdzie te zeznania…
- Czy długo trwało przesłuchanie?
Kilka razy, w ciągu tych kilku dni to kilka razy i wciąż to samo. „Nie chcesz współpracować? A to współpracowałeś z Niemcami, bo nie chcesz z nami współpracować”.
- Jak długo pan był w tym więzieniu NKWD?
Trzy dni.
- To znaczy w jakich dniach pan był, pan pamięta?
Dziesiątego, jedenastego i dwunastego. Potem się zorientowałem, że prawdopodobnie na 11 listopada, żeby nie działać czy… Tak mi się potem jakoś…
- Czyli to było w listopadzie?
Tak, w listopadzie.
Tak, uwolnili. Podpisałem pod pistoletem, że nie należałem, że… No ale potem dalsze jeszcze były.
- Czy pan się orientował, jakie były losy tych innych, którzy byli tam więzieni, tego nauczyciela?
Nie wiem.
- Nie wie pan, co się z nimi stało?
Nie wiem nic. Nie chciałem ani wiedzieć… Jak najmniej wiadomości.
- Jakie były dalsze pana losy, co później się działo z panem?
Potem…
- Gdzie pan mieszkał? Co pan robił?
Potem wysiedlono nas do Radzymina.
Bo front się zbliżał przed Wisłą, a Legionowo jest bardzo blisko Wisły i żeby ludzie nie przeszkadzali, z Legionowa wysiedlali ludzi do… Ale to już oczywiście Rosjanie. Wysiedlono do Radzymina i tu dużo szczęścia miałem, bo urwały się pewne rzeczy konspiracyjne w Radzyminie.
- Od kiedy pan był już w Radzyminie? Kiedy państwo się przenieśli?
W 1945 roku i w 1946 roku robiłem maturę w Radzyminie właśnie, przy okazji, bo internat był i tam można było, bo przecież trzeba było jakoś żyć. A w Radzyminie jak pojechaliśmy, jak nas wywieźli do Radzymina, to pracowałem w cysternach.
W cysternach te końcówki benzyny czy ropy, już nie pamiętam, wiadrami żeśmy, bo nie mogli wypompować do końca. To właśnie przy tym pracowałem. A przy okazji to trochę jakiejś benzyny przynosiłem do domu, a mama sprzedawała na rynku w Radzyminie. Niesamowite to było.
Tata nie pracował, tata był chorowity już bardzo…
Siostra też była w Radzyminie i poszła w 1945 roku do liceum pedagogicznego, które tam właśnie otworzono. Potem mnie ściągnęła też do tego liceum. No i w 1945 mieliśmy jedną klasę, a w 1946 drugą klasę i maturę żeśmy tam robili właśnie.
- Pan miała dwie siostry. Co się stało z drugą siostrą?
Dwie, młodsza…
- Też z państwem była razem?
Tak, tam razem była, ale że młodsza, to… Aha, chodziła do gimnazjum, bo tam gimnazjum było już otworzone.
- Starsza siostra też prowadziła działalność konspiracyjną?
Niewiele wiem, ale to co wiem, to w tym mieszkaniu, w tym takim zastępczym, konspiracyjnym, miała często zbiórki. Oczywiście nie chwaliła się. Natomiast już po konspiracji dopiero dowiedziałem się, że działała w grupach, mówiła o nazwiskach. Potem zbierali się również w Legionowie na jakichś zbiórkach czy nie zbiórkach, czy na uroczystościach. O, w ten sposób.
- Pan wie, jak się nazywała ta organizacja, do której należała?
Tak, Armia Krajowa, „Obroża”.
- Co działo się z panem później, po ukończeniu szkoły?
Po ukończeniu szkoły w Radzyminie oczywiście wróciłem do Legionowa i tu zaczęły się właśnie represje.
- Na czy polegały te represje?
Polegało to na tym, że był taki pan, ale nie bardzo znam nazwisko tego pana, który zabierał mnie do Nowego Dworu i tam w piwnicach znowu zeznania. Właśnie w Nowym Dworze, jako że Legionowo należało wtedy do powiatu Nowy Dwór. A to właśnie w powiatowych… Tam mnie przesłuchiwano.
- Ten pan był ze Służby Bezpieczeństwa?
Tak, ze Służby Bezpieczeństwa. Oczywiście były takie momenty, że mnie zabierano w sobotę. Bo pociągiem dojeżdżałem do pracy, więc czekał na mnie, jak już przyjechałem pociągiem do Legionowa. Zabierał mnie do Nowego Dworu i tam przez niedzielę i w poniedziałek do pociągu, żebym pojechał do pracy. I to było przez kilka ładnych tygodni.
Po maturze w… Ojej, zaciąłem się…
- Początek lat pięćdziesiątych?
Nie, przepraszam. W 1946 roku maturę robiłem? Tak. Był taki moment, że chciałem się dostać na studia. Zgłaszałem się do SGGW, chciałem tam na weterynarię się dostać. Nie przyjęli mnie, dlatego że miałem na maturze napisane, że muszę odpracować trzy lata, na maturze pedagogicznej, bo to było liceum pedagogiczne. Potem chciałem się dostać na przemysł drzewny, na leśnictwo, też mnie nie przyjęli. Też to samo mi powiedziano. No i wreszcie dowiedziałem się, że otwierają AWF, Akademię Wychowania Fizycznego na Bielanach, i tam zgłosiłem się. Ale od razu mówię, że mam taką… Więc ten pan, który przyjmował moje papiery, powiedział: „No to pan po skończeniu akademii odpracuje”. I zostałem przyjęty na AWF, to znaczy przyjęty, musiałem egzamin tam składać i praktyczny, i… Ale zdałem i właśnie wtedy skończyły się moje śledztwa, bo byłem na AWF-ie.
- O co pana pytano jeszcze wcześniej, w tym Nowym Dworze, gdy pana zabierano do Nowego Dworu?
To samo. Moja działalność, że działałem, że to, że oczywiście współpraca, żeby współpracować cały czas. To podobne co tamte zeznania na NKWD były. Jeszcze tylko gorsze, bo stawiano mnie pod ścianą, repetuje pistolet, więc nieprzyjemne. A potem drwiny niesamowite. Pedagog? To tamto. Bo to już po AWF-ie było? Nie, przed AWF-em, przed. Tak że po… Aha, jeszcze przed AWF-em. Ponieważ trzeba było do jakiejś młodzieżowej organizacji należeć, wtedy łatwiej było się dostać. Więc myśmy zorganizowali „Wici” w Legionowie, właśnie koledzy… No i już mamy związek. Właśnie z tymi „Wiciami” do AWF-u poszedłem, bo pomogło to w przyjęciu na AWF. Ponieważ zlikwidowali w tym czasie wszystkie organizacje młodzieżowe i zorganizowali ZMP, a na wyższej uczelni, na AWF-ie był ZAMP, Związek Akademickiej Młodzieży Polskiej. No oczywiście automatycznie mnie przerzucili i należałem do ZAMP-u. To właśnie takie charakterystyczne.
Warszawa, 23 lipca 2012 roku
Rozmowę prowadziła Elżbieta Trętowska