Nazywam się Kazimierz Kietliński, urodzony 4 marca 1923 roku w Sieradzu.
Pułk „Baszta”, kompania O-3.
Mokotów.
Przed wojną mieszkaliśmy w Sieradzu. Matka była nauczycielką, ojciec był urzędnikiem państwowym. Ja chodziłem normalnie, najpierw do szkoły powszechnej, potem do gimnazjum w Sieradzu. W trzydziestym dziewiątym roku musieliśmy uciekać z Sieradza, żeby rodziców nie aresztowali, zwłaszcza matki, bo matka była bardzo zaangażowana w Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ojciec też był ochotnikiem z dwudziestego roku i był w Legionach. Uciekliśmy do Łodzi. W Łodzi byliśmy kilka miesięcy. Potem ja przeszedłem „zieloną granicę” do Warszawy, to był czterdziesty rok, zostałem w Warszawie, dostałem się do rodziny, bo mieliśmy rodzinę w Warszawie. A rodzice, w rok potem, z Łodzi też dostali się do Warszawy. W Warszawie mieszkałem na placu Inwalidów z rodzicami. Matka nie pracowała, no bo nie tego, ojciec na kolei pracował, bo wie pani, żeby [mieć za co żyć], i jak Powstanie wybuchło…
Wybuch wojny nas zastał w Sieradzu, ale [musieliśmy] wyjechać z Sieradza, bo tam Niemcy [nadchodzili]. Ojciec, jako urzędnik, nie było go w domu. Myśmy z mamusią, z babcią i z ciotkami uciekliśmy i wędrowaliśmy na wschód.
Tak, tak, od 1 września. I doszliśmy aż gdzieś do Pińskich Błot, no gdzieś tam aż pod Pińsk. Jak dowiedzieliśmy się, że Rosjanie wchodzą, to z powrotem, matka ze swoją matką, wróciliśmy i wróciliśmy do Warszawy. I w Warszawie już…
No, Łódź to nie, Łódź to była w czasie okupacji, [wcześniej].
Do Łodzi.
Nie, nie. Tam żeśmy… Nie, najpierw właśnie do Pińska, bezpośrednio uciekaliśmy, aż pod Pińsk uciekliśmy.
Tak, wozami, częściowo na piechotę, częściowo… I w związku z tym jak się zorientowała babcia i mama, że mają Rosjanie wejść, z powrotem zaczęliśmy uciekać na zachód i już do Warszawy. W Warszawie zostaliśmy. Babcia z ciotkami [wyjechała] do Tomaszowa Mazowieckiego, a my z mamą i siostrą do Warszawy. […]
Nie, Łódź to była w czasie okupacji.
Tak, tak. Potem Łódź była, przepraszam. Tak, potem Łódź była i dopiero z Łodzi do Warszawy.
No Niemcy, bo Niemcy od razu pierwszego dnia weszli, zajęli Sieradz. Najpierw te miejscowości przed Sieradzem – Wieluń. Wieluń zbombardowali, pierwsze bombardowanie było Wielunia. I myśmy wtedy następnego dnia uciekliśmy z Sieradza do Łodzi.
Na […] małej maturze. […]
W czterdziestym pierwszym roku wstąpiłem do konspiracji, wstąpiłem właśnie do wtedy jeszcze do batalionu „Baszta”. Najpierw to wciąż były zmieniane nazwy kompanii, najpierw była C-10, potem [inne], aż nareszcie na końcu O-3.
Przez kolegów. Do konspiracji dostałem się przez kolegów.
Tak.
[Gimnazjum i Liceum Telekomunikacyjne, Warszawa, ulica Koszykowa 75]. Na tajne komplety, a potem do Wawelberga, którego nie skończyłem. No i cały czas byłem w konspiracji.
Przysięgę… Bo to był taki system piątek i w tej piątce odebrał nasz potem plutonowy, „Januszajtis”, odebrał przysięgę od nas.
No, bardzo duże wrażenie, tak.
Naturalnie, tak, tak.
Tak, tak. Bo się już włączyłem, były różne… Szkolenia były, ale były wypady takie, nocne. Rozpoznanie niemieckich oddziałów, [wypady sabotażowe].
Wojskowe, czysto wojskowe.
Tak, tak, podoficerskie, potem oficerskie.
No, wciąż byłem. Byłem, można powiedzieć, prawie że świadkiem [śmierci] dowódcy mojej kompanii, znanego zresztą harcmistrza…
Berger. Wracając kiedyś, ja wracałem, spotkaliśmy się w tramwaju i na ulicy, na moście Gdańskim, jak się jechało na Żoliborz, była łapanka. Ja zostałem w tramwaju, a Berger wyskoczył jeszcze z kolegą na Zajączka, z tramwaju. Dogonili go Niemcy i na płocie szkoły, w której była nauczycielką jego żona, został zastrzelony. I zginął. To był nasz pierwszy dowódca kompanii – Ludwik Berger.
Nie, samych egzekucji świadkiem nie byłem.
No zagrożony byłem, ale uciekałem – zawsze udało się uciec.
Bezpośrednio to miałem z kolegami ze szkoły, którzy częściowo byli też w „Baszcie”, było trzech czy czterech. No a tak to z rodziną, z nikim innym kontaktu specjalnie nie utrzymywałem, bo była taka nasza paczka szkolna.
„Odrowąż”.
Tak, bo to był mój rodowy.
Na tajnych kompletach to byli profesorowie nie z Warszawy, a częściowo z Tomaszowa Mazowieckiego, którzy uciekli.
Nie, to były tajne komplety prywatnie w domach, a świadectwo maturalne dostałem już przez gimnazjum w Tomaszowie, przez tych profesorów, którzy właśnie mnie wykładali na tym, w liceum.
Tak, tak.
No naturalnie, naturalnie. I potem poszedłem, dostałem się do Wawelberga, na Wydział Elektryczny, na Mokotowskiej, no ale wybuchło Powstanie i…
No tak, z gazetkami tak. Cały czas rodzice dostawali, mieli gazetki.
Ojciec.
Ojciec był w II Oddziale, można powiedzieć, tak że nie był tak w konspiracji jak [ja], tylko w II Oddziale, w wywiadzie. A mama nie, mama nie pracowała. W czasie Powstania 13 sierpnia ojciec zginął na Żoliborzu, a matkę po Powstaniu wywieziono do Ravensbrück.
Byliśmy normalnie przygotowani jako żołnierze i wiedzieliśmy, że przyjdzie ten moment, no i trzeba będzie iść walczyć.
Nie, rodzina sobie radziła.
Nie było, tak.
Moja kompania miała wyznaczone na Mokotowie, z tym że ja nie dostałem się pierwszego i przyłączyłem się do kompanii łączności, też właśnie z „Baszty”. I z tą kompanią łączności od razu, w związku z tym, że ja… A oprócz tego chodziłem w czasie okupacji do takiego liceum telekomunikacyjnego, to była taka przykrywka, i w związku z tym poszedłem jako łącznościowiec. 1 [sierpnia] byłem przydzielony z radiostacją do dowódcy Kazimierza… To był „Burza”, major „Burza”, Kazimierz, był dowódcą O-2 czy coś… [Zostałem przydzielony] do niego. No i w nocy musieliśmy się wycofywać, Mokotów zaczął się wycofywać…
Tak, tak. I w nocy Mokotów musiał wycofywać się do lasów, tutaj na Piaseczno czy… Już nie pamiętam.
Tak. Ale doszliśmy tylko do Wyścigów nad ranem i kontrnatarcie było. I w tym kontrnatarciu wróciliśmy na Mokotów. Ja wtedy już wróciłem do swojej… Złapałem pierwszego dnia swoją kompanię, swoją drużynę i już wróciłem.
Tak, tak. Już wróciłem z nimi… Doszliśmy tutaj do Pilickiej, do tego i tu nasz pluton, nasza kompania zatrzymała się i objęliśmy to całe przedpole na… W tej chwili to nie pamiętam. To te „Westerplatte” i „Alkazar”, takie dwa bloki, teraz jest tam szkoła w tej chwili w tym „Westerplatte”, gdzie było… To jest gimnazjum chyba czy coś, a w…
Tak, tak.
Myśmy stali właśnie między tymi, akurat nasz pluton, między tymi dwiema placówkami na Pilickiej. [Po stronie lewej budynek, chyba gimnazjum, nazywała się Westerplatte, a z drugiej strony, prawej, duży blok nazwano Alcazar].
Cały czas patrole, wypady na drugą stronę, tam przez Puławską na Królikarnię, aż do… Tam był na samym dole klasztor taki, nie wiem jaki, księży jakichś tam – to była już dzielnica niemiecka. I potem nasza kompania, nasz pluton był skierowany tutaj na drugą stronę Puławskiej, bo tam było natarcie niemieckie od strony fortów na kolonii Idzikowskiego. I na kolonii, tam żeśmy Niemców pogonili i wróciliśmy z powrotem na swoją placówkę.
Tak, miałem.
Miałem pistolet i miałem karabin, a zasadniczo to ja byłem celowniczy przy karabinie maszynowym i tam właśnie, w tym bunkrze, na tej willi, na vis-à-vis tej willi rodziców…
Tak
Tak. Był bunkier. I jak było [26] września natarcie już tej dywizji pancernej „Hermann Göring”, no to ja w bunkrze tam byłem i ostrzeliwałem tę piechotę, która szła razem z tymi czołgami. I to było między… Już oni doszli do ulicy… […] Między Niepodległości a Pilicką już oni byli. I tam widocznie zobaczyli, jak był ostrzał, do tego bunkra z czołgu strzelili, no i zostałem tam…
Tak.
Tak, tak, miałem. Tu miałem ten kombinezon nasz taki… Myśmy mieli takie kombinezony szare, myśmy byli umundurowani.
Nie, hełmu nie miałem, miałem furażerkę.
Nie, nie, my żeśmy, mieliśmy… Tam była gdzieś, nie wiem, kuchnia. Przecież dostarczali jedzenie. [Żona: Tak, tak, to ja częściowo tam dostarczałam chleb].
Był.
Tak, bo to była willa, nie było jakoś… Jak to tam z tą wodą? [Żona: Bo w ogóle były rozmieszczone placówki w willach, gdzie było normalnie…].
Tak, tak. Tam na miejscu w tym…
Tak, tak. Rano była gimnastyka, jeżeli nie było ostrzału. Jak się nie szło na patrole, to…
Nie.
No tak, naturalnie, tak, prowadziliśmy.
Prowadziliśmy, dlatego że często właśnie chodzili koledzy i ja jako łącznicy do Komendy Głównej na Mokotowie, więc się… Miałem łączność z takim kolegą, który w kanałach był cały czas. Chodził do Śródmieścia, więc mniej więcej się tak, wie pani, rozmawiało. Jak spotkałem, to: „Co słychać, jak tego…”.
Tak, tak. Bo właśnie miałem [kolegę], który z koleżanką we dwójkę chodzili kanałami, można powiedzieć, służbowo, z meldunkami, z komendy Mokotowa do Komendy Głównej w Warszawie.
Tak, co tydzień była msza w parku Dreszera… To taki kościół był, tak? Kościółek. […]
Tak, tak. Były co tydzień.
Kiedy? W czasie już…
Jeżeli chodzi o sam okres między tym ostatnim natarciem niemieckim, tym głównym, tej dywizji „Hermann Göring”, czołgów, to nie było wypadków. Tam jeden czy dwa wypadki były na patrolach – koledzy zginęli. [Żona: Nie no, był obstrzał, było trochę rannych]. Rannych było, ostrzał był, bo przecież profesora Lotha, co tam zginął i tego… [Żona: Do szpitala Elżbietanek się tam nosiło tych rannych, owszem]. Znaczy jako bezpośrednio kolegów to nie, z plutonu nie było. A tak to był, naturalnie. No syn tego pana, cośmy mówili, co miał wytwórnię filmową…
Tak, zginął właśnie w czasie Powstania, można powiedzieć.
Tak, jako Powstaniec. Koło swojej willi, tam właśnie zginął w rowie łącznikowym.
Tak.
Na przeciwnej stronie, tak.
Tak.
Nie, bo jak zostałem ranny, byłem nieprzytomny… I w ogóle Niemcy jak weszli, no to wszystkich wybijali – jak złapali jakiegoś Powstańca, zwłaszcza rannego, to rozstrzeliwali. Ja upadłem, miałem pęknięte płuco, krwotoki i upadłem w rowie łącznikowym na taką rurę i leżałem, tak jak powiedzieli mi koledzy. Niemcy zobaczyli, że tego, pomyśleli, że ja jestem zabity, i mnie oszczędzili. W nocy przyszli koledzy i wzięli mnie, przenieśli przez park Dreszera do szpitala na ulicę, nie wiem, Szustra [lub Bałuckiego]. Mam oświadczenie lekarza.
Możliwe, że tak. […] Bo tam był punkt sanitarny właśnie, za parkiem Dreszera, i tam mnie zanieśli w nocy.
Tak, [właściwie 26] września. W nocy zaczęli schodzić do kanałów i mnie wzięli koledzy do kanałów na Madalińskiego włazem, no i w tych kanałach szedłem do Śródmieścia. Doszedłem do Dworkowej, kompania moja sąsiednia, która przed nami szła… Bo ja szedłem ze swoją kompanią prawdopodobnie – bo nie wiem, miałem kontuzjowane płuca, głowę, nie widziałam, bo miałem opatrunki. Kompania doszła do Dworkowej i zaczęli wychodzić, bo Niemcy kazali wychodzić. To właśnie koledzy. I ich wszystkich, stu jedenastu, na Dworkowej rozstrzelali. A ja nie wyszedłem, cofnąłem się. Pięć dni byłem w kanałach i po pięciu dniach na Madalińskiego wyszedłem z powrotem i nocą, tutaj przez Piastów, dostałem się do Brwinowa.
Tyle cośmy gdzieś tam mieli, co tam…
Tak, tak.
Tak, byłem z dwoma kolegami, którzy się mną opiekowali i z którymi wyszedłem z tych kanałów.
Ja dostałem się do Brwinowa, bo w Brwinowie był szpital ewakuowany „Omegi”, tej, która była w Ujazdowskich. Tam byłem i tam akurat zaopiekowała się mną koleżanka, łączniczka, sanitariuszka – w szpitalu, opatrunki dostałem, tego… I skierowano mnie… I ona jeszcze z koleżankami doprowadziły mnie nocami do Skierniewic, do szpitala, bo tam był nasz szpital. W tym szpitalu byłem jeden dzień. Okazało się że siostrą przełożoną była pani Wojciechowska, przyjaciółka mojej matki, też jeszcze z dwudziestego roku, z tego pociągu sanitarnego. Jak zobaczyła moje nazwisko, to od razu kazała… Wzięła tam… Taki mieli dostawczy samochód czy coś i: „Natychmiast – mówi – Kazik, uciekaj. Dlatego że tu wciąż przychodzi do szpitala w Skierniewicach gestapo i tych wszystkich rannych, którzy mogą chodzić, to biorą, zostawiają tych tylko, którzy tego…”. I ona mnie od razu wzięła i upłynniła z tego szpitala. Dała znać do mojej rodziny, do ciotek, bo wiedziała, i przewieziono mnie do Tomaszowa Mazowieckiego. W tym Tomaszowie Mazowieckim, u babci, leczyłem się, można powiedzieć, do wyzwolenia.
Ja mam samego lekarza tutaj [zaświadczenie], więc tam pisze właśnie, że się mną zaopiekowano jako ciężko rannym.
Nie, nie, z czasów Powstania, i to lekarza z naszej kompanii, który wtedy tam był. Bo szpital sióstr Elżbietanek był już zbombardowany i tam się, na Szustra [lub Bałuckiego], prawdopodobnie – no bo ja tylko wiem ze sprawozdań lekarza mojego – że się mną zaopiekowano. […]
Jeden dzień, bo do kanałów… Lekarz też został ranny – jeden zabity został, z naszej kompanii, zginął, a ten był ranny. No i on tam właśnie pisze w tym… Bo ja mam właśnie cały jego wypis, jeżeli chodzi o całe to moje ranienie i wszystko tego… Bo on się zaopiekował.
Nie, [z mieszkańcami willi].
Nie, nie. Żadnych kur, żadnego niczego nie kradłem.
Bardzo życzliwie, jeżeli chodzi o Mokotów. Życzliwie, bo w każdej z tych willi jednak byli Powstańcy, porozmieszczani w całej tej okolicy.
Nie.
Normalnie, tak jak się…
Nie, nic nie miałem w ogóle, nie. Dopiero dowiedziałem się po wyjściu, że matkę wywieźli do Pruszkowa i z Pruszkowa do Ravensbrück i że ojciec zginął [13 sierpnia].
Już po kapitulacji, tak.
Tak, tak.
Tata zginął, został zabity odłamkami z pociągu pancernego, który stał na Dworcu Gdańskim i ostrzeliwał Żoliborz. Ojciec został nie ranny, zabity, bo okazało się potem, jak się dowiedziałem, że jak… Już z żoną szukaliśmy grobu ojca, to się dowiedziałem, że ojciec został pochowany z wiaderkiem, w którym były kawałki rąk, i po tym – powiedzieli mi – że będę mógł go poznać. Ojciec został pochowany na podwórzu tych bloków, na placu Inwalidów. Jak dostałem zezwolenie od pułkownika „Radosława”, który prowadził ekshumacje, dał mi ludzi […] i żeśmy zaczęli szukać tego grobu. Bo na tym miejscu, gdzie były te groby powstańcze, to nasi kochani żołnierze Wojska Polskiego zrobili taki chlew, świnie tam zryły. I może sobie pani wyobrazić, to był luty, marzec…
Czterdziesty siódmy. I pierwszy grób, który ci odkopali, [to grób] ojca. No i wtedy z tymi zwłokami na cmentarz wojskowy, tam już kwatery były przygotowane, bo ci ludzie to byli płatni prawdopodobnie przez ten cały komitet „Radosława”, który się zajmował. On urzędował w BGK, „Radosław”.
Blisko, można powiedzieć, zaraz za kwaterą [Batalionu „Olza”, z boku grobów z krzyżami brzozowymi „Zośki”, „Parasola”].
Nie, nie, obok Powstańca, ale nie [w powstańczej]. Obok groby powstańcze są, ale nie… […] Zaraz za „Basztą”.
Nie.
Nie, nie. [Żona: Po prostu sobie nie zdawali sprawy, proszę pani].
Nie było jakichś takich… […]
Nie, nie byłem, tam nie było. Tam właśnie w tym naszym całym [terenie] nie było. Może potem [tak], już po wejściu Niemców, ale tak to nie było.
Tak, przez… Była Puławska i w dalszym ciągu nasze placówki były aż [do] Idzikowskiego, aż do Królikarni. A tutaj park Dreszera był cały czas nasz, aż do Kazimierzowskiej gdzieś tam, w tym. Bo tam właśnie była sąsiednia kompania B, z której chłopcy zginęli wtedy razem, jak szliśmy w kanałach, ci, co przy Dworkowej wyszli. Bo to szkolni koledzy byli.
Mama nas spotkała, bo przyszła, wróciła na pieszo.
Tak, do Pruszkowa i w Pruszkowie do obozu.
Do końca wojny.
Tak, po wyzwoleniu wróciła i przyjechała bezpośrednio do Tomaszowa, do swojej matki.
Tak, tak, naturalnie, naturalnie, tak.
Tak, tak. Wróciłem nie tyle do Warszawy, co do Milanówka. I tam już w Milanówku z kolegami, którzy byli z „Baszty”, to już się tak zżyło.
Gdzieś na początku po wyzwoleniu.
Tak, tak, ja już tak.
Ja wtedy, już jak Rosjanie następowali, to już byłem w Milanówku. Dlatego że Rosjan zobaczyłem w Milanówku, no i wiedzieliśmy już, że oni idą naprzód, że wyzwolili nas.
Nie, na początku nie, zupełnie nie.
Przez Niemców to tak, jeżeli… Ale nie było specjalnie…
Nie, nie.
Do końca wojny, do wyzwolenia.
Pierwszy raz… No, wtedy jak żeśmy ojca szukali.
Tak, tak. A tak to nie byłem, bo nie miałem po co i gdzie.
Stał dom, [był w Sieradzu].
Nie, no co to, do kogo? Nie było, proszę panią. Znajomi też byli, to nie wiem, już chyba nie wrócili. Bo była koleżanka, zresztą córka generała, który mieszkał nad nami, generała Thomméego, zresztą dowódcy jednej z armii. No ale ja nie wiem, czy ona wróciła, Marysia, tam do domu z matką, czy nie. Nie orientowałem się.
Szło się tymi kanałami z powrotem, bo tam nie było już przejścia tutaj, koło Dworkowej, na placu Unii Niemcy postawili karabin maszynowy w kanale i ostrzeliwali, no więc człowiek się tak tułał po tych kanałach.
Nie bardzo mieliśmy. Wiedzieliśmy…
Tak.
Nie. Jak wyszliśmy, to zobaczyliśmy, że to jest Madalińskiego.
Przez przypadek. Były wille opuszczone. Dostaliśmy się do takiej willi i w tej willi przesiedzieliśmy parę dni na strychu. Jedzenia żeśmy nocą szukali po tych willach, jakieś wafle, jakieś tego, i to jedliśmy. I dowiedzieliśmy się o tym od ludzi, którzy szli Madalińskiego już na roboty do Warszawy.
Tak, pociąg do Włoch, transport i kopali jakieś rowy przeciwczołgowe.
No, gdzieś szósty, to już było po kapitulacji.
Tak. Bo już była… Już po kapitulacji. Dowiedzieliśmy się od kolegów, których też spotkaliśmy w kanale, że już jest kapitulacja, że była kapitulacja. Którzy też tak się, wie pani… Paskudnie było. Ci ranni, którzy krzyczeli, wołali: „Mamusiu!”.
W kanałach. Tak, już… A tak, ile no – pięć dni byłem.
No mieliśmy wodę, tego, tak, tośmy mieli… Bo było [tak] dlatego, że szli ludzie z Mokotowa do Śródmieścia kanałami. Szedł szpital, to, owo, że tam jak potem tego, to w tych kanałach… […]. Bo ci ludzie to powychodzili prawdopodobnie gdzieś z tych kanałów, no bo musieli powychodzić. Trupy tylko były, masę trupów w tym górnym kanale, był cały trupami…
Ścieki były dotąd, ale co pewien czas były studzienki. Jak się w taką studzienkę wpadło, to dotąd, [do połowy].
Tak, tak. Kanały były szerokie, duże takie, że można było… Ten główny kanał, który był, który szedł pod Puławską, to był duży kanał i od tego kanału odnogi do bocznych kanałów.
O, można było normalnie iść, tylko śliski był.
No tak, właśnie chcieliśmy. To wyszli na Dworkowej.
Nie, już nie było grup. Już nie było. To były ostatnie oddziały, które weszły do kanałów i to tak zupełnie przypadkowo. Sąsiednia kompania O, bo to była… Oni byli z B, ci, którzy zginęli, a z O to był (zresztą też kolega) podchorąży „Cygan”, który był dowódcą plutonu i potem dowódcą kompanii. On wstrzymał chłopców i już nie pozwolił wychodzić kanałami, tam gdzie był Zbyszek Moskot. I oni nie wyszli kanałem… Oni wyszli tym kanałem, wyszli po kilku godzinach, to ich wzięli, skierowali tam z tego kanału na Szustra, tam w dół gdzieś, i tam zrobili koncentrację tego. A tutaj, jeżeli chodzi o tych stu siedemnastu, których… Bo to nie byli Niemcy, tylko „ukraińcy” Kamińskiego.
„Własowcy”. I oni tak znęcali się. Oni więcej by rozstrzelali, tylko przyjechał oficer, zresztą esesman, jak zobaczył tych rozstrzelanych, to mówi, że jak to. „A, no bo tego”. I wziął od razu dowódcę pod ściankę i w łeb. Mówi: „Nie wolno, jest kapitulacja – to była kapitulacja – i nie wolno ruszyć”. Można powiedzieć, z honorem się [zachował].
No, miałem cały czas pistolet.
A już nie wiem, gdzie… W każdym razie wiem, że ten pistolet to ja miałem prawie do wyzwolenia, ukrywałem i miałem.
Nie spotkały, dlatego że ja do tego, że byłem ranny, przyznałem się od razu w życiorysie. Ale jako cywil byłem ranny, bo ja się nie przyznawałem, że byłem Powstańcem. Jako cywil, z rodziną, z tego, tego, no… bombardowanie, ranny. Dopiero potem wyszło na jaw, jak żonę aresztowano, że ja byłem Powstańcem, ale akurat na szczęście nie było represji w stosunku do mnie. Zresztą mnie niesłusznie… Jaka była sprawa? Żona… I ja dostałem się, bo było dużo łatwiej, na obcy statek, na obcej banderze, na obcy statek. I na tym statku pływałem w załodze.
Dowiedziałem się od kolegów, że można zamustrować na statek. I to było, można powiedzieć, przez Agencję Morską… Wtedy nawet przez nawigatora, bo wtedy jeszcze nie było Agencji Morskiej, przez maklerów w porozumieniu z kapitanem można było się dostać. I to mustrował, można powiedzieć, WOP. Nie tego, tylko dawał zezwolenie WOP – chcesz płynąć, to płyń. Jeszcze marynarz, [więc] nie robili problemów. I ja po kilku rejsach wracam normalnie do domu, aresztują mnie na statku, to było w Gdańsku – w kajdanki…
Czterdziesty dziewiąty. Okazało się, że w międzyczasie jak ja byłem w morzu, to teść nawiązał kontakt z jakimś… Żebym ja o tym wiedział, to bym nie dopuścił do tego. Z jakimś konfidentem, który organizował przeprowadzenie na Zachód. I ich tak zaprowadzili, jeszcze nawet do granicy doprowadzili, tylko po drodze aresztowali. Jak ja przypłynąłem, to mnie też od razu w kajdanki i z Gdańska do Szczecina. Dali mi sankcje za nielegalne przekroczenie granicy. I to idioci, bo mam ten wypis w dwóch miejscach – w Gdańsku i w Szczecinie przekroczyłem nielegalnie granicę. Potem prokuratura wojskowa widocznie jak się zorientowała, że to kupy się nie trzyma, to po czterech miesiącach mnie zwolnili z tego więzienia, bo… A żona dostała wyrok, siedziała z córką, z dzieckiem. Ile miała Ewa? Trzy miesiące… Siedziała tam w więzieniu.
Pół roku siedziała. Po pół roku ją zwolnili. Rodziców później, ale ją z uwagi na dziecko po pół roku zwolnili.
Ale skąd! W ogóle dopiero jak to już się po paru ładnych latach… To był pięćdziesiąty szósty chyba. Dostaliśmy zezwolenie, ci wszyscy, co tego, dostali zezwolenie z powrotem na pływanie. I też [dostałem się] na obcy statek, dlatego że w ogóle kochany PŻM nie chciał przyjąć, bo powiedział, że on nie potrzebuje takich marynarzy. Ale wtedy można było łatwo na obcy statek się dostać. Wtedy taka amnestia była dla tych wszystkich marynarzy, w pięćdziesiątym szóstym roku.
Tak, tak. Częściowo z pracą w Urzędzie Morskim, [potem] z powrotem znowu na pływanie i skończyłem, zrezygnowałem już z pływania, wróciłem do Urzędu Morskiego jako inspektor i poszedłem na emeryturę z Urzędu Morskiego.
Starszego mechanika.
Tak, takie miałem przygotowanie. Znaczy najpierw czwartego mechanika, [potem] trzeciego, drugiego, na końcu pierwszego.
Nadzieje na wyzwolenie były na początku, a potem się zorientowaliśmy, że to wszystko jest… Nie da rady. Jeszcze najlepiej, bo wtedy na Mokotów przyszła brygada NSZ, ślicznie uzbrojeni, wszystko elegancko. Normalnie przyszli, puścili od strony lasów kabackich ci… Tam stali Węgrzy, pilnowali. Puścili ich, przyszli na Mokotów i po trzech dniach wyszli, dlatego że… Nie chcieli zostać, bo nie chcieli się podporządkować dowództwu naszemu. To była brygada „Starego” chyba. I ten cały oddział, wszystko wyszli z powrotem z Powstania przez tego… Do Niemców. I potem, jak się okazało, z Niemcami już cofali się przez Czechosłowację, przez wszystko, aż do końca wojny. Razem z Niemcami. Nie chcieli się w ogóle podporządkować. Nasze dowództwo nie zgodziło się na to, to do widzenia i sobie poszli. Broń, wszystko zabrali, tę, co mieli, nic nam nie zostawili.
Na wyzwolenie to może i można było liczyć, że Rosjanie przyjdą, ale na to, że to będzie coś tego, tośmy nie liczyli.
Tak, widzieliśmy ich z Mokotowa, widzieliśmy na Wale Miedzeszyńskim. Pierwszego dnia były czołgi rosyjskie na Wale Miedzeszyńskim i na drugi dzień tego, i cofnęli się trzydzieści kilometrów z powrotem, i koniec. A koło nas przechodzili wciąż przez Wisłę łącznicy, rosyjscy oficerowie, którzy przychodzili. Prawdopodobnie chodziło o namiary artylerii, o to… Przychodzili na naszą stronę i potem nasi ich transportowali przez Wisłę z powrotem do nich. Widać było, że to guzik daje, no ale co zrobić? W każdym razie ja byłem przekonany… Zresztą, można powiedzieć, rodzinnie, no nie rodzinnie – ojciec mój był bardzo sceptyczny, mówił że… Mimo że oficer wywiadu, mówił, że to nic dobrego… A w dodatku ojciec pochodził ze Wschodu, bo tam rodzina miała majątek, musieli uciekać od bolszewików, że ojciec ich cudownie znał. Potem i na froncie jak był… […]. Starszy kuzyn, który był też oficerem wywiadu, zginął właśnie w ostatnich dniach [przed Powstaniem]. On był oprócz tego łącznikiem między naszą komendą a komendą w Łodzi – to było przed samym Powstaniem – i jego aresztowali. Złapali w Łodzi, wzięli go do więzienia, kropnęli… Ja w każdym razie i żeśmy wszyscy, powiem szczerze – i „Januszajtis”, i „Ludwik” też był taki, dowódca kompanii – nie poruszało się tego tematu, jak to będzie świetnie, bo: „Chłopcy, najpierw jak zdobędziemy, to wtedy będziemy rozmawiać. Bo w tej chwili…”.
No, tam takie było, wspólne… Nie to że otuchy, tylko takie, można powiedzieć, było przyjacielskie, razem wszyscy. Każdy miał swoje zadanie i…
No, proszę pani, były, były takie akcje. Były. Tutaj zaraz pani pokażę właśnie, bo tam jest opinia mojego dowódcy, właśnie odnośnie moich zasług, Ludwika Kotowskiego, który zresztą książkę napisał, w której też jestem. No i w tej książce Pułku „Baszty” to właśnie też moje fotografie są, zdjęcia. Żony nie ma, no bo akurat ona nie dostarczyła.
Co? Wydanie?
Nie, nie, wojenne, z czasów…
No, tam właśnie, na Pilickiej.
No nie. Proszę panią, ja zasadniczo to miałem narzeczoną, która była w kompanii łączności. Jak ja przeszedłem, to ona…
Nie, nie. Jak od razu z tej [kompanii O-4], na następny dzień. Ona się została w tej kompanii, a ja wróciłem do tej swojej, zaraz, jak mówiłem, pierwszego dnia. No i nie utrzymywaliśmy specjalnie stosunków, mimo że niedaleko, bo kompania łączności była przecież na Madalińskiego. To człowiek szedł w nocy, żeby tego… Złapałem królika, no i z chęcią wziąłem, zaniosłem tego królika. A ona mówi: „A co to jest? Królika ja nigdy nie jadłam i tego świństwa nie będę jadła”. No to do widzenia. I ona ze mną zeszła do kanałów. Ona wróciła po… [Ona] też się mną opiekowała (no ta opieka taka była, [jaka była]) i jak doszliśmy tam do Dworkowej, to mówi: „Chodź, wychodzimy”. Ja mówię: „Ja nie wyjdę”. I ona wyszła. No, ale tego nie wiem, co tam było tego, w każdym razie nic jej nie zrobili. Nie wiem, czy ją zgwałcili, czy nie, to nie wiem. Nie, no bo już, wie pani, tak już między nami… I przypadkiem w Łodzi, na Piotrkowskiej, ktoś krzyczy: „»Odrowąż«!”. Ja, wie pani, [odwracam się], a to kochana żona spotkała mnie. No i żeśmy się tak zaprzyjaźnili. Ona kończyła gimnazjum. [Żona: W liceum u mnie miała być studniówka, to znaczy raptem pół roku to było. Miała być studniówka, ja nie miałam chłopca. To znaczy miałam, ale jakoś brakowało nam chłopców, no i zaproponowałam, że może on pójdzie na tę studniówkę, no i poszedł. I tak się zaczęło].
Czterdziesty szósty.
Tak, tak.
No to ona mnie poznała na ulicy.
No bo byłem w tej willi, gdzie rodzice, gdzie ona była też. Ona była łączniczką, ale akurat w swoim własnym domu.
Tak, którą specjalnie nie, nie… [Żona: Nie byliśmy sobą zainteresowani]. Nie byliśmy zainteresowani. [Żona: Dopiero po Powstaniu].
Staram się nie myśleć. Było, minęło, nie wracam.
Nie, ja takiego jestem zdania, że to co każą robić – rozkaz – to robię i nie ma dyskusji, nie przeżywam tego. Każą w łeb strzelić, to strzelę. No naprawdę, jeżeli to jest rozkaz, to nie przeżywam tego. A nie cierpię tych wszystkich opowiadań, bo jeżeli się spotkamy na Mokotowie, to jak były zebrania czy coś, tośmy rozmawiali o tym, o owym, a nikt o sobie nie mówił, bo każdy wiedział, co kto robił. A taki jaki jest klub, jak był tutaj… Którego zresztą ja byłem założycielem, jednym z założycieli tego środowiska Powstańców warszawskich, to cały miałem problem z weryfikacją, bo się zaczęli pchać różni. I najgorzej mnie wkurzało, jak każdy zaczął opowiadać o sobie. Bzdury, bo ja znałem życiorysy, znałem tego i bzdury, no normalne… Przeczytał tego, to opowiadał o sobie. I to mnie zraziło, bo co będę… „Kolega”, „kolega”… Jaki on kolega?
Nie, nie. Już nie.
Tak. Tak się najpierw tułałem: Łódź, Tomaszów i nareszcie razem wyjechaliśmy na zachód z żoną, do Wrocławia. We Wrocławiu ślub wzięliśmy, bo mama we Wrocławiu zajęła domek taki. Bo matka po wojnie pracowała, była dyrektorką jakiegoś liceum technicznego czy coś. Matka pracowała i zamieszkaliśmy tam w tym. [Żona: Powiedziałam, że w czterdziestym szóstym… W czterdziestym piątym, bo myśmy w czterdziestym piątym wzięli ślub na Boże Narodzenie]. A w siódmym też zaczęło mi się tam, we Wrocławiu… Poszedłem, zapisałem się na politechnikę, żona też na wyższą uczelnię, ale uciekliśmy, bo zaczęło się robić nieprzyjemnie. I żeśmy tutaj do Szczecina przyjechali i zostaliśmy w Szczecinie. Zajęliśmy taką… Aha, rodzice już byli. I taką willę poniemiecką [zajęliśmy] i tak mieszkaliśmy do [momentu] trzy lata temu, tak, od początku. I żeśmy sprzedali ten domek, bo już nie było rady. Nie mogliśmy, już nie mieliśmy siły na to, na ten ogród, na ten śnieg, na to wszystko. Czekaliśmy trzy lata na kupca, żona znalazła kupca, no i kupiliśmy za te pieniądze te dwa mieszkania.
Tak, żeby ona miała swoje i my żebyśmy mieli swoje.
Szczecin, 21 czerwca 2016 roku
Rozmowę prowadziła Hanna Dziarska