Janusz Muklanowicz „Andrzej”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Janusz Muklanowicz, pseudonim Andrzej, urodziłem się w Warszawie 30 września 1925 roku. Walczyłem na Żoliborzu, w obwodzie „Żywiciela”, zgrupowanie „Żbik”, pluton 215, strzelec.

  • Gdzie zastał pana wybuch Powstania?


Zastał mnie na Bielanach, dlatego bo w zasadzie należałem do zgrupowania „Baszta” od końca 1943 roku, ale w dniu pierwszego sierpnia dostałem pilne polecenie przewiezienia mendelku na Bielany do dowództwa „Żywiciela”. Meldunek dowiozłem koło południa, po dwunastej. Po dostarczeniu meldunku wracam do Śródmieścia, niestety na Żoliborzu już zaczęło się Powstanie. Żoliborz był odcięty, nie było komunikacji ze Śródmieściem ani przez Wiadukt Gdański, ani przez Powązki. W związku z tym wróciłem się na Bielany, do tego miejsca, gdzie zanosiłem meldunek, powiedziałem, że niestety nie mogę dołączyć do swojego oddziału w Śródmieściu, proszę o dołączenie mnie do oddziałów na Żoliborzu. Stąd dostałem się w pierwszych dniach do oddziałów „Żubra” i tam, po zaprzysiężeniu ponownym, brałem udział w ataku na CIWF, AWF obecnie. Tam mnie zastało Powstanie.

  • Gdzie i kiedy walczył pan w czasie Powstania?


Pierwszy atak był na AWF, niestety bez powodzenia, zbyt duża była obrona z wieżyczek [niezrozumiałe] w ogniu krzyżowym karabinów maszynowych, musieliśmy się wycofać. Atak miał być powtórzony rano. Czekaliśmy nastawieni po czujkach, ale w międzyczasie dowództwo zadecydowało o wycofaniu się na Kampinos. Byłem w czujce blisko Cifu, blisko głównej ulicy i nie zostaliśmy ściągnięci, do nas nie dotarł łącznik. Także koło godziny trzeciej, czwartej nad ranem idę na miejsce, gdzie było dowództwo, mieszkańcy tego domu [mówią] – „Nie ma nikogo, po północy wszyscy wyszli, wycofali się do Kampinosu.” Zebrała się nas grupa około dziesięciu, piętnastu kolegów i sanitariuszek… Co mamy robić? Poszliśmy drogą na Wawrzyszew, szosą, która prowadziła od lotniska z Młocin. Deszcz pada. Cały dzień przesiedzieliśmy w szopie. Wojska niemieckie przesuwały się praktycznie dziesięć metrów od naszej szopy. W nocy dotarliśmy na Powązki, koło cmentarza wojskowego. Tam była grupa wojskowa, właściwie punkt powstańczy. Ci, którzy nie doszli z grupą główną do Kampinosu, tam się właśnie zatrzymali. W tym punkcie byłem do siódmego albo ósmego sierpnia. Potem jeden z sierżantów przeprowadził nas na Żoliborz i tam zaczęły być formowane zgrupowania i właściwie podział wojskowy obrony Żoliborza. Nasza grupa i jeszcze kilku innych myśmy zostali przydzieleni do zgrupowania „Żbik”, „Żbik” miał trzy plutony 215, 217, 233. Byłem w plutonie 215. Początkowo nie było dużych potyczek w naszym zgrupowaniu. Od czasu do czasu były punkty wartownicze, potem była pomoc dla innych oddziałów, które brały udział w walkach, między innymi w Hali Opla, koło Hali Marymonckiej, trochę koło olejarni. Dopiero w drugiej części Powstania dostaliśmy do obrony dolny Żoliborz; ulica Mickiewicza, Bohomolca, Tucholska, Promyka, Dziennikarska i tam byliśmy do końca, do kapitulacji Żoliborza.

  • Może pan opowiedzieć o tych akcjach?


Akcje, jeśli chodzi o dolny Żoliborz... Miałem przydział do obrony barykady na rogu Tucholskiej i Bohomolca. Mieliśmy bronić i ewentualnie atak Niemców od strony Potockiej, od strony straży pożarnej. Był taki ciężki moment, kiedy czołgi zbliżały się ulicą Tucholską, dzięki naszej obronie czołg został unieruchomiony i atak nie doszedł do skutku. Potem mieliśmy przez jakiś czas obsadzić domy przy ulicy Potockiej, czy Gdańskiej w dół, ale to tylko było nie do końca dnia. Niemcy bardzo silnie atakowali, straż pożarna była z boku, a cała ulica, aż do Wisły obsadzona przez Niemców, musieliśmy się wycofać. Potem już do końca byliśmy na Tucholskiej, Bohomolca i Promyka. Ataki były głównie, w pierwszych dniach, ze strony lotnictwa, sztukasy atakowały nas bombardowaniem. Miałem taki przykry jeden atak, gdzie siedzieliśmy na barykadzie w stronę ulicy Krasińskiego, widzieliśmy, jak dwa sztukasy leciały na naszą stronę barykady i zniżały się. Siedzieliśmy jak zaczarowani właściwie na tej barykadzie, ale ktoś krzyknął: „Uciekać, uciekać z barykady!” Zdążyłem uciec. Wille stały na boku barykady. Jedna bomba trafiła w barykadę - pusta już była - druga w tą willę. Szczęśliwie stałem w drzwiach, we framudze z kolegą. Myśmy ocaleli, ale dwóch zginęło.

  • Czy to jest pana najgorsze wspomnienie z czasów Powstania?


To jest chyba najgorsze wspomnienie. Drugie, dwudziestego dziewiątego września zaczął się atak Niemców od strony [ulicy] Krasińskiego na szpital [sióstr] Zmartwychwstanek i potem w dół do Placu Wilsona, dosyć mocno zmasowany atak. Rano, było uzgodnienie, powiedzmy, że trzydziestego września, będzie pomoc ze strony praskiej, zasłona dymna, łodzie, żeby się przeprawić na drugi brzeg Wisły. Przy końcu [ulicy] Promyka była polanka, trawa do wału, który wchodził wzdłuż Wisły. W tym wale były trzy gniazda karabinów maszynowych, przy podwójnym ataku na ten wał niestety zostaliśmy odrzuceni przy dużej ilości rannych i nawet zabitych. To było około dziesiątej godziny, myśmy wycofali się z tego ataku i od pół do jedenastej czekaliśmy na nasze rozkazy, co będzie. O osiemnastej przyszła wiadomość: „Kapitulacja Żoliborza”. Jeszcze z wcześniejszych [wydarzeń], byłem ranny, rozprowadzałem czujki ulicą Promyka i gdzieś koło straży pożarnej snajper siedział i strzelał w kierunku Promyka. Myśmy przechodzili przez jezdnie prostopadłe zygzakiem. Po przeprowadzeniu kolegów poczułem, że coś mnie w nogę uderzyło. Okazuje się, że dostałem przestrzał w kostkę. Kula weszła [jedną stroną], wyszła [druga stroną]. Miałem trzewiki z cholewką i tak patrzę – tu dziura tu dziura, zdjąłem [but], nogą ruszam, kość cała, ścięgna całe. Założyłem but i wróciłem z powrotem. To było chyba siedemnastego, albo osiemnastego września. […] Jak wróciłem na miejsce postoju czułem się dobrze, ale koło dziesiątej, jedenastej, dwunastej noga mi spuchła. Koleżanka sanitariuszka mówi mi: „Słuchaj, no coś ty zwariował? Idziemy do szpitala.” Tam dostałem zastrzyk, opatrzyli mi nogę. Wróciłem na miejsce kwatery stałej, nasza stała kwatera była na ulicy Krasińskiego 18, na trzeciej kolonii. Tam przez trzy dni dochodziłem do siebie, ale dłużenie mogłem wytrzymać, wróciłem do oddziału na barykady, na Promyka. Potem brałem udział ataku na wały wiślane, żeby się przebić na Dworzec Praski, ale niestety nic z tego nie wyszło. Potem po kapitulacji, trzydziestego września, w zgrupowaniach w oddziałach zwartych, po złożeniu broni, na Placu Wilsona żeśmy przemaszerowali do bloków fabrycznych róg Powązkowskiej i Krasińskiego. Tam żeśmy przenocowali. Rano przyjechały po nas samochody i przewiozły nas do Pruszkowa, do obozu przejściowego. Po trzech dniach zostałem wywieziony do niewoli, cała grupa. Tam już byli koledzy z Mokotowa i potem Żoliborz dołączył. Żeśmy wylądowali w stalagu 11A, Altengrabow.

  • Jakie jest pana najlepsze wspomnienie z czasów Powstania?


Najlepsze… to był początek Powstania, jak żeśmy przeszli tutaj i pierwsze dni, pierwsze dwa tygodnie, tutaj, gdzie jest koniec Krasińskiego, ulica (w tej chwili) Popiełuszki, były fosy z wodą i mieliśmy warty ochronne na tych fosach. Fosy były zamieszkałe. Gospodynie z tego domu [mówią]: „Jesteście głodni. Chodźcie do nas coś zjeść. Mamy kaczkę.” I przygotowała dla nas czerninę. Pierwszy raz w życiu jadłem czerninę z kaczki, nie wiedziałem, co to jest, na bazie krwi. To była właściwie taka rodzinna atmosfera w pierwszych dniach Powstania. Muszę przyznać, że ludność Żoliborza bardzo nam pomagała, tam, gdzie mieliśmy kwatery. Kwestia zaopatrzenia, kwestia jedzenia, kwestia nawet higieny. [Pomoc] była bez wahania. Tak, że ludność brała czynny udział w obronie Żoliborza, bo niewola to niewola.

  • Czy jest obraz, który szczególnie utkwił panu w pamięci?


Atak czołgów, jak czołg, chyba ze Znicza z okna, byłem w oknie w Zniczu, ale nie strzelałem, tylko kolega strzelał w gąsienicę i unieruchomił ten czołg, drugi dojechał i wrócili się. To była najbardziej dramatyczna [sytuacja]. Nie mówiąc już o tym ataku bombowym, gdzie dwóch kolegów zginęło zasypanych, a myśmy ocaleli… Sanitariuszka, która mnie właściwie namówiła na [szpital] była ciężko ranna w brzuch, było powiedziane, że zginęła. Okazało się, że nie. Została wywieziona do Pruszkowa, a w Pruszkowie, w szpitalu ją wyleczyli i potem po wojnie żeśmy razem długo ze sobą współpracowali. Byłem przez dwie kadencje w zarządzie „Żywiciela”. Pisałem w niewoli […] powstańczy pamiętnik. Napisałem, jest przepisany i złożyłem w kierownictwie „Żywiciela”. […] Poza tym to koleżeńskość. Pierwsze dnie, jak żeśmy wrócili z Powązek na Żoliborz, w trzech wyprawach po broń, na Chomiczówkę żeśmy chodzili przez tak zwane Piaski, tam wtedy były piaski i zagajnik, żeśmy dosyć dużo broni przywieźli z Wawrzyszewa, i częściowo z Chomiczówki. Mieli [broń] częściowo ze zrzutów, częściowo z Kampinosu. Ciężkie były te wyprawy, nas było po siedmiu, ośmiu do dziesięciu maksymalnie, szybko się [musieliśmy] przeczołgać i resztę po cichu. Na rogu Powązkowskiej i Krasińskiego stacjonowała artyleria niemiecka tak zwany „Pionier Park”, więc trzeba było po cichu przejść, żeby się nie obudzili. Potem byliśmy dosyć dobrze przez to zaopatrzeni, nasza kompania w zgrupowaniu „Żbika”, dlatego potem nas ciągali do pomocy przy różnych akcjach, gdzie potrzebna była pomoc i wzmocnienie… A w niewoli, jak w niewoli…

Warszawa, 31 lipca 2005 roku
Rozmowę prowadził Tomasz Żylski
Janusz Muklanowicz Pseudonim: „Andrzej” Stopień: strzelec Formacja: Zgrupowanie „Żbik” Dzielnica: Żoliborz Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter