Nazywam się Barbara Księżopolska, urodziłam się w Warszawie, w trzydziestym szóstym roku. Powstanie zaskoczyło mnie na Marymoncie.
Miałam trzy latka, trudno mi powiedzieć, który to był, jaki to był okres, ale na pewno był okres jesienny jeszcze, to pierwsze miesiące. Pamiętam o tyle tylko bombardowania Warszawy, właśnie te samoloty spadające, bomby świecące, no i wtedy kiedy mama mnie w nocy budziła, ubierała, zakładała mi buciki na szyję i do schronu schodziliśmy.
Na Muranowskiej [44].
Ojciec był na wojnie, bo poszedł do wojska i został.
Nie. A mama była krawcową.
Nie, ponieważ Niemcy wybudowali getto w tych okolicach, to przenieśli nas. Najpierw na Stawki, a później na Marymont. W trakcie Powstania Warszawskiego mieszkałam właśnie na Marymoncie, [na ulicy Rajszewskiej 49].
Pamiętam wybuch Powstania, oczywiście…
W getcie nie, w getcie nie, [pamiętam wybuch Powstania] Warszawskiego.
Nie.
Byłam w domu.
Nie bardzo.
Znaczy jeszcze taki moment mogę wspomnieć, kiedy właśnie mama jeździła gdzieś na wieś po zakupy, no bo tak jak wszyscy warszawiacy, szukali gdzieś pożywienia.
Ja byłam raz jedyny… Ze mną mamie się udało przewieźć [szmugiel], mnie niestety Niemcy za rączkę odstawili i później musiałam mamy szukać z płaczem. I zabrali mi – miałam malutką paczuszkę mąki bodajże, zabrali mi.
Takie małe dziecko, tak.
Tak, no pięć lat może miałam wówczas.
Mieszkałam na Rajszewskiej [49], tuż przed Laskiem Bielańskim, pierwszy dom od Lasku Bielańskiego.
Na parterze. No i ten dzień wybuchu Powstania najbardziej pamiętam, bo wszędzie, cały Żoliborz przede wszystkim… To się chyba na Żoliborzu zaczęło, tak że cały Żoliborz płonął, to tylko było łunę widać, no i koło mnie też niektóre domy paliły się.
O tyle zdawałam sobie sprawę, że jest wojna i że to Powstanie wybuchło, no to wszyscy mówili, więc o tyle wiedziałam. Poza tym mój wujek, siedemnastoletni wówczas chłopak, zginął nam po prostu, bo poszedł do Powstania, nie mówiąc nic w domu babci.
I z mamą mamy. Z matki mamą i jeszcze dwojgiem mamy rodzeństwa.
Nie, nie.
Wszystkich, wszystkich razem, tak. Jeszcze nie tylko nas, ale i ojca rodzinę, [czyli dziadków, którzy mieszkali na ulicy Miłej]. Razem mieszkaliśmy w [jednym pokoju z kuchnią].
Tak, częściowo. Wiem, że częściowo rzeczy były zabierane, dlatego że wieźli nas jakimś takim wozem konnym i te rzeczy tam na tym wozie, tak że na pewno.
Nie, nie bałam się. Mama moja zmarła rok przed wybuchem Powstania, nawet pół roku, bo w grudniu zmarła, miałam siedem i pół roku.
Byłam, zostałam z babcią.
No, kiedy prowadzono nas przez ulice Warszawy później, do Pruszkowa, no więc pamiętam te sceny, tragiczne niektóre.
Wcześniej nie, bo zaraz po wybuchu Powstania nas eksmitowano stamtąd.
Wywieziono nas. Zaraz na drugi czy na trzeci dzień po wybuchu Powstania.
Ogłoszenie i spęd w parku bielańskim, z tobołkami, co kto mógł tylko wziąć, no to najpotrzebniejsze rzeczy. To pamiętam, że [były] pudła po marmoladzie, to babcia tam nakładła mąki i budzik na wierzchu.
Ja nie, nie. Ja nie miałam zabawek w zasadzie, nie było możliwości.
Tak, i tu w lasku u nas, tam zapędzili, że tak powiem, bo to był taki spęd jak bydła… [Później] do AWF-u, tam przenocowaliśmy, no to tam tragedie były rzeczywiście, te dziewczyny się musiały przebierać za chłopców jakoś tam, no tak wygląd zmieniać, bo wyłapywali i na noc…
Więc w tym parku, w Lasku Bielańskim, to wiem, że byli „ukraińcy”. Nie pamiętam dokładnie, tylko pamiętam słowa, że „ukraińcy” byli gorsi od Niemców. Takie było wtedy określenie. A już tam w samym tym AWF-ie, to Niemcy dziewczynki właśnie, takie młode dziewczyny, kobiety wyłapywali i na noc tam, na zabawy [zabierali].
No, to było jeszcze przed wybuchem Powstania.
Tak.
Tak, on był na ulicy Suzina ranny, w czasie wybuchu Powstania, dostał się do szpitala i jakoś później przetrwał, nie wiem.
Nie.
Dopiero po Powstaniu.
Z AWF-u… Nie pamiętam, wiem, że ulicami Warszawy, bo to były tragiczne wspomnienia. I tak jak mniej więcej na filmie, w tym pierwszym powojennym filmie „Zakazane piosenki”, tak to się odbywało właśnie, takim całym szeregiem. Nie wolno było się wychylić w lewo czy w prawo, tylko trzeba było iść przed siebie; obstawieni byliśmy Niemcami pilotującymi nas aż do Pruszkowa. No i ten Pruszków też nieciekawie.
Nie, pociągiem nie. [Pieszo].
Było ładnie, ciepło.
To znaczy może był taki odcinek, że jechaliśmy pociągami takimi towarowymi, [ale dopiero z Pruszkowa, kiedy rozwozili nas po wsiach].
Oj, zajezdnia tramwajowa.
Dużo, bardzo dużo ludzi, na tych takich wiórowo-cementowych płytach żeśmy nocowali, tam się rozlokowywali i spali, jak kto mógł, na siedząco najczęściej. Pamiętam, że tam babcia stała w kolejce po zupę dla mnie, bo to tylko dla dzieci i chorych ludzi było gorące danie jakieś, jakaś gorąca zupa. No i pamiętam, bo to najbardziej się u dzieci chyba uwidoczniło, jak Niemcy rozstrzeliwali zwierzęta. Psy brali za nogi, przystawiali pistolet…
Tak, w Pruszkowie, w Pruszkowie… No po kolei, po drodze też to było. W Warszawie – właśnie też to zapamiętałam –płonące, te zniszczone już domy, ruiny i na balkonach wisielcy.
Wszyscy byli przerażeni raczej, nie wiedzieli, co nas czeka. Później w Pruszkowie była ta selekcja, że młodych ludzi do Niemiec odstawiali na jedną stronę, a ja niestety z babcią byłam, więc nas wywieźli do rodzin chłopskich, którzy mieli obowiązek nas tam przechowywać przez jakiś czas i karmić.
Znalazłam się w okolicach Częstochowy, w Ochotniku, takiej wiosce Ochotnik.
Sołtys musiał tam te sprawy załatwiać.
Ja już dokładnie tego nie pamiętam. Wiem, że w takiej wiejskiej chałupie, z glinianą podłogą, spałam z babcią przy piecu chlebowym na ławkach, na sienniku ze słomy.
No, do zakończenia wojny. Dopiero po ogłoszeniu wyzwolenia wróciliśmy do Warszawy.
Nie mogę narzekać właściwie. Nauczyłam się tam robótek na drutach. Jako dziecko małe to ja już tam zaczęłam pracować i robić sobie [na drutach] różne skarpetki, rękawiczki, no to mi na dobre wyszło. No i cóż, było ciężko, z jedzeniem było ciężko. Placki takie, z buraków albo z marchwi, podmarznięte, na blasze smażyliśmy.
Wszyscy jedliśmy razem, przynajmniej tak, to, co widzieliśmy.
Tak, ja… Ale ja już pierwszą klasę miałam skończoną i tam poszłam właśnie do drugiej klasy, ale w tej drugiej klasie to przerabiane było to, co ja już w pierwszej przerobiłam, tak że właściwie zrezygnowałam i… Bo tam zamiast nauki to musieliśmy kierownikowi kartofle przebierać w piwnicy i takie różne robótki, tak że właściwie uznałam, że nie mam potrzeby chodzić [do szkoły].
Kontakt o tyle, to, co pamiętam, kiedy Niemcy napadli na stodołę, w której ukryli się… Nie, to już Rosjanie, przepraszam, Rosjanie już weszli i Niemców schowanych w stodole [wyszukiwali] bagnetami. I pamiętam, słyszeliśmy strzały tylko i później widziałam, jak Niemców prowadzili, pędzili też gdzieś w samej bieliźnie, rannych.
Więc Niemców o tyle, że wypowiedzieli nam wojnę, że to był najeźdźca, że te łapanki oczywiście też. Może nie widziałam, ale słyszałam dużo na ten temat. No i te przemarsze wojsk niemieckich, śpiewających te swoje pieśni [wojskowe].
To po prostu żal mi było jako ludzi, mimo że wrogowie, ale serce mi jednak, jako człowiek…
Nie, ja nie pamiętam tam Rosjan. Nie, tylko z opowiadania więcej, że zabierali rowery, zegarki zabierali, [gwałcili dziewczęta].
Nie. W każdym razie na początku Polacy bali się Rosjan.
Nie, myśmy Wigilię chyba mieli taką wspólną dla uchodźców.
Z gminy… Znaczy sołtys, sołtys to wszystko organizował tam. Jakieś podarunki były minimalne, coś takiego pamiętam, ale niewiele.
Raczej nie. Ja to właściwie musiałabym mieć koleżanki tylko, ale to było trudno.
Tak, bo każda osoba niemalże była u innej rodziny.
Chyba nie.
Nie. Mamy siostra była wywieziona właśnie do Niemiec. W Pruszkowie rozstaliśmy się, a ja zostałam z babcią.
Nie, żadnych informacji. Nawet od ojca nie miałam żadnych informacji, czy żyje, czy nie żyje. Uchodziłam po wojnie za pełną sierotę.
No chyba szybko, dlatego że bardzo szybko wróciliśmy do Warszawy.
W marcu chyba to było czy… Zaraz po wyzwoleniu krótko, zaraz po wyzwoleniu wyruszyliśmy w drogę.
No właśnie, trochę, trochę … Być może właśnie ci wisielcy i ta Warszawa taka zniszczona, bardzo zniszczona wtedy była, to być może, że ci wisielcy byli w tym okresie, kiedy ja wracałam do Warszawy nawet. To trudno mi też jest określić, już tak niezupełnie pamiętam.
Oj, to ja tam sobie robiłam właśnie na drutach jakieś pończochy, rękawiczki, czapki z takich resztek wełny od gospodarzy, tak że troszeczkę tego… No, jakoś byłam zabezpieczona, nie wiem.
Nie bardzo właśnie to pamiętam.
Nie bardzo to pamiętam. W każdym razie było bardzo zimno, duży mróz.
Na Marymont, tam, skąd żeśmy [wyszły] przed wybuchem [Powstania].
Tak, z tym że to był prywatny dom. Gospodyni miała dom w Warszawie, ten dom był zburzony i ona się tam osiedliła, wcześniej była w Warszawie, przed nami. Nie chciała nas wpuścić. Babcia gdzieś poszła na ten posterunek policyjny wówczas, przyszli i niestety musiała… Noc spędziliśmy na schodach, tę zimną noc taką.
Wróciłam do tego mieszkania, z którego wywędrowaliśmy w czasie wybuchu Powstania.
Tak, zaczęłam chodzić do szkoły, później dostaliśmy…
Na Podleśnej, [na Bielanach].
Nie, pierwszą klasę kończyłam na Marymoncie, na Marii Kazimiery. A później chodziłam właśnie na Podleśną, to była szkoła, [którą] siostry zakonne prowadziły przed wojną i chyba później jeszcze te pierwsze lata. Tam do komunii przystępowałam jeszcze też, w pierwszym roku po…
W różnym czasie. Chyba najpierw to wrócił ten mój wujek. Później dostałam rok po wojnie wiadomość od ojca… Ale przepraszam, ojciec mój był na pogrzebie mamy, jeszcze przed wybuchem Powstania, dostał zwolnienie, bo był w obozie… Pracował tam u tych bauerów i przyjechał…
Kontaktował się ze mną, tak, znaczy był, przyjechał, ale już na pogrzeb nie dostał [zwolnienia], nie zdążył, tylko po pogrzebie przyjechał. To jeszcze było przed wybuchem Powstania, to ojca poznałam wtedy, kilka dni był. Musiał wrócić [do Niemiec] i dopiero wrócił w czterdziestym szóstym roku, w ostatnich dniach szkoły. W trzeciej klasie byłam, dziesięć lat wtedy [miałam].
Tak, oczywiście. Miałam koleżankę z pierwszej klasy, która była z matką i była w obozie, przeżyły obóz, tam w Niemczech. Moja ciotka też była w obozie.
Później tak. Ojciec wrócił już z drugą żoną. Niestety dostała gruźlicy tam w obozie i rok czy półtora tylko była w Warszawie. Była Rosjanką, zmarła.
Finansową nie, ale dostawaliśmy paczki z Ameryki.
Tak.
Pamiętam troszkę ubrania – takie śmieszne kombinezony z klapą z tyłu odpinaną, to najbardziej chyba zapamiętane było. No i żywnościowe paczki, żółtka jajek, [mleko] w proszku, masło orzechowe. No, takie podstawowe rzeczy.
Do powrotu ojca bodajże, no to rok czy dwa. Nie tak często, ale…
Częściowo tak, może nie tak tragicznie, ale…
Oczywiście. Myśmy całą Warszawę przeszli na piechotę, wracając do Warszawy.
W odgruzowaniu, oczywiście wszyscy, tak.
To znaczy małe… Już może nie takie małe, ale już później nawet jako nastolatka też, jednak to trwało parę lat ładnych, to odgruzowanie. Ja już jako szesnastolatka to poszłam do pracy i też z pracy braliśmy udział w odgruzowaniu. Musiałam pójść do pracy, bo ojciec też zachorował na gruźlicę, ożenił się po raz trzeci, bo ta druga żona mu umarła, no i było kilkoro małych dzieci, tak że ja byłam… No w ogóle raczej nie chcę wspominać swojego dzieciństwa, bo…
Samo Powstanie może nie. W moim przypadku śmierć mamy. Na pewno, bo była bieda po wojnie, w czasie wojny i po wojnie, to wszyscy odczuli to.
Z punktu widzenia honoru Polaków to na pewno tak. No, nie przypuszczali, że takie fiasko poniosą. No tak jak wujek opowiadał, niewiele właściwie też uczestniczył, bo zaraz w pierwszych dniach był ranny, tak że nie miał takich bliskich osób, którzy żyli prawie całe Powstanie w Warszawie.
Być może tak, ale ja nie uczestniczyłam w tym wówczas.
Warszawa, 16 grudnia 2015 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska