Wanda Załoga „Kawka”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Wanda Załoga, nazwisko moje panieńskie z domu jest Bauer. To jest niemieckie nazwisko, ale nic z Niemcami moi rodzice, ojciec nie miał [wspólnego], raczej rodzina ojca pochodziła ze Słowacji. Matka Polka, Pietrykowska z domu, gdzieś tam z Kresów Wschodnich pochodziła.

  • Miała pani rodzeństwo?


Tak. Ja byłam najstarsza, druga była siostra Hanka, Eugenia, to znaczy Gienia, i najmłodszy brat Karolek, Karol.

  • Gdzie państwo mieszkali?


Gdzie mieszkaliśmy przed wojną?

  • Tak, tak, przed wojną.


Przed wojną ojciec pracował w PZL-u, to były Państwowe Zakłady Lotnicze, na Paluchu i tam były bloki dla pracowników, takie cztery bloki, i tam mieszkaliśmy. Nie wiem, czy wiesz, gdzie Paluch jest.

  • Tak.


No właśnie. To było tak, że przy lotnisku niedaleko. Cztery bloki dla pracowników, bo ojciec był prócz tego, że pracował na Paluchu jako, jak to się nazywało, tokarz. Ale taki precyzyjny tokarz, bo tam robili… To była wytwórnia płatowców, na Okęciu była wytwórnia silników, a na Paluchu była wytwórnia płatowców, tak zwane PZL, Państwowe Zakłady Lotnicze. To pamiętam dokładnie. No, ja miałam czternaście lat, jak wojna się zaczęła.

  • A gdzie pani chodziła do szkoły?


Do szkoły chodziłam na Okęciu, do szkoły powszechnej. Kierownik był bardzo taki… Pamiętam, w której klasie ja już byłam, chyba w siódmej, i byłam delegowana, bo zawsze byłam przy sztandarze, do kościoła się chodziło ze sztandarem, ja zawsze byłam przy sztandarze i do Legionowa, tam był 4 pułk artylerii chyba jakiejś w Legionowie, i tam byłam delegowana do… Bo nasza szkoła ufundowała sztandar dla właśnie 4 [pułku] artylerii (nie pamiętam, jakaś, któraś artyleria), w Legionowie był 4 pułk artylerii i ja byłam delegowana do przybijania sztandaru, gwoździa do sztandaru ze szkoły. No, to było przed wojną, to tyle.

  • Jak pani pamięta wojnę, początek wojny w 1939 roku?

 

No, już wtedy mieszkaliśmy na Paluchu, to były bloki dla pracowników PZL-u. Właśnie jeszcze 1 września mama z Palucha poszła, oczywiście pieszo, na Okęcie, żeby kupić jakieś zapasy, bo straszyli nas gazami, i taki był w domu kufer, który mama wykleiła czymś tam przed gazami, żeby tam jedzenie można było schować. Mama jeszcze rano poszła, to ja byłam najstarsza w domu, no to ja miałam czternaście lat, bo jestem urodzona w dwudziestym piątym roku, i było troje młodszego rodzeństwa, musiałam się nimi opiekować. I jak był pierwszy nalot 1 września, to właśnie był na Paluch, na te Zakłady Lotnicze, i mojej mamy nie było, a ja z młodszym rodzeństwem, taką walizkę mieliśmy przygotowaną z ubraniem w razie tego, gdy trzeba uciekać. Bo to były bloki tylko dla pracowników lotnictwa. Nie wiem, czy pan się orientuje, gdzie jest Paluch.

  • Tak, orientuję się.


To było dość daleko, tak w polu. Cztery bloki były.

  • Jak duże zniszczenia były po tym nalocie?


No, trzeba było uciekać z tych bloków, bo było niebezpiecznie, i moja mama wzięła jakiś dywan czy kilim ze ściany i z nami ojciec… A ojciec był komendantem straży, to znaczy komendantem straży, ale nie zawodowej, tylko…

  • Ochotniczej.


Taka była przy tych zakładach właśnie straż. Był komendantem straży i miał do dyspozycji łazika takiego, taki łazik. To gdzieś tam wywiózł nas. Najpierw uciekliśmy na Mąkolice, pamiętam, do naszej mleczarki, która mleko nam przynosiła, a później wywiózł nas gdzieś dalej i na nasze nieszczęście zabrał nas do Warszawy, do naszych znajomych, bo oczywiście wiadomo, co było. Warszawa była oblężona i całe oblężenie przeżyłam w Warszawie na Wroniej, przy Grzybowskiej. To pamiętam, teraz jak się nazywała ta… pani Władzia ona miała na imię. A to był ojca kolega z pracy, tylko tyle pamiętam. Może przypomnę sobie jej nazwisko.

  • I po kapitulacji Warszawy państwo zostali w Warszawie czy wrócili?


Tak. Ojciec właśnie wywiózł najpierw nas do Warszawy takim łazikiem, bo był w tej straży pożarnej, i w Warszawie przeżyłam całe oblężenie Warszawy – przeżyłam w Warszawie, Wronia, róg Grzybowskiej, na ulicy Wroniej, u takich naszych znajomych. Jak skapitulowała Warszawa, ja tylko pamiętam zabite konie, z których ludzie wycinali mięso. Ja nie mogłam patrzeć na to mięso, ale mama z tego przyrządzała jedzenie. To takie urywki są moje.


I po kapitulacji właśnie wróciliśmy z powrotem na Paluch. Tam stały takie cztery bloki dla pracowników i wróciliśmy, i tam jako tako, póki nas Niemcy stamtąd nie wyrzucili, to długo tam nie mieszkaliśmy. Gdzieś Niemcy nas wyrzucili chyba na początku zimy, w lutym. Wiem, że było bardzo zimno. Jak ta wieś nazywała się… Taka mleczarka przynosiła nam mleko stamtąd, niedaleko, zaraz koło [wsi] był nieduży lasek. Nie pamiętam, to była taka mała wieś. Właściwie to trudno nazwać, że to była wieś, to parę domów tylko stało tam, niedaleko tych bloków właśnie dla pracowników. Co ja pamiętam jeszcze…

  • I gdzie państwo mieszkali, kiedy zostaliście wyrzuceni przez Niemców?


[…] No, potem nas wyrzucili Niemcy i mieszkaliśmy w Raszynie, na ulicy Mokrej. Pamiętam, to taka krótka uliczka, tam nie wiem, znajomy jakiś ojca [miał] takie mieszkanie na poddaszu. Nas było czworo dzieci, ojciec, matka i jeszcze wujek, babcia i na tym poddaszu tak żeśmy jakoś jako tako przetrwali, zanim ojciec później mieszkanie dostał. A tu w straży na Potockiej jakiś czas żeśmy mieszkali, a później, jak wojna rusko-niemiecka się zaczęła, to dostaliśmy mieszkanie na Starym Mieście, bo właściciel tego mieszkania zginął w czasie nalotu ruskich na Warszawę. Zginął i po nim dostaliśmy mieszkanie na Starym Mieście, Rycerska 2, ulica Rycerska 2. Dwa pokoje z kuchnią, bardzo ładne mieszkanie, bardzo byliśmy zadowoleni z tego, że już mamy jakieś swoje stałe lokum, nie będziemy się tułać po znajomych jakichś tam i obcych ludziach. Ja byłam najstarsza, było trzech rodzeństwa, młodszych rodzeństwa. Miałam czternaście lat, jak wojna się zaczęła.

  • Gdzie pracował pani ojciec?


Ojciec pracował właśnie na Paluchu, w PZL.

  • Ale potem, w czasie okupacji.


W czasie okupacji to ojciec był w straży, na Potockiej. W straży na Potockiej już, tak. A mama moja zarabiała czym? Ojciec skonstruował taką maszynę do kręcenia tytoniu, liści tytoniowych i ta maszyna była przykręcona do takiego kufra. To był mamy kufer posażny, który jeździł z nami wszędzie, bo to było dobrze schować, że tę maszynę można było odwrócić i w razie schować do tego kufra. I wiem, że płacili nam dziesięć złotych za kręcenie kilograma tytoniu, to pamiętam.

  • Pani uczyła się za okupacji, pracowała?


Przed wojną zdałam egzamin do… To było gimnazjum i liceum handlowe na Górnośląskiej. Przed wojną zdałam tam egzamin. Po wojnie bardzo krótko ta szkoła działała, bo Niemcy zajęli Górnośląską, róg… taka była jeszcze, tak na dole, w tej chwili nie [pamiętam. W każdym razie] Niemcy nas wyrzucili z tej szkoły, zajęli i tak nas po różnych takich gdzieś… Później jak getto utworzyli, to gdzieś wiem, że chodziło się przez takie [przejścia], nad ulicą były takie właśnie… Oj, za dużo natłoczyło się do mnie tych wspomnień, za dużo na raz. Niestety, tylko Niemcy tak brali nam. Na Górnośląskiej było moje gimnazjum, jedno w Warszawie gimnazjum i liceum handlowe, państwowe, gdzie czesne kosztowało dwadzieścia złotych, a prywatne kosztowało osiemdziesiąt złotych. Miałam to szczęście, że właśnie byłam w państwowym, bo rodzice by nie mieli tyle pieniędzy, żeby mnie [kształcić]. Bo nas było czworo w domu. To była szkoła właśnie na… Potocka, przy Potockiej.

  • A gdzie uczyło się pani rodzeństwo?


W czasie wojny?

  • Tak.


No więc w czasie wojny, później jak była wojna rusko-niemiecka, no to w czasie tej wojny zginął właściciel mieszkania na Starym Mieście. Pamiętałam nawet nazwisko jego, bo po nim zostało takie biurko, gdzie był blat otwierany i tam można było schować różne takie [papiery]. Ja tam później „Biuletyn Informacyjny” na przykład trzymałam. Potem mama nawet nie wiedziała, tylko siostra wiedziała moja, młodsza ode mnie. Ona zawsze mnie podpatrywała, bo była ciekawa, co tam piszą. Nie była dużo ode mnie młodsza, bo ja jestem dwudziesty piąty rok, a Hanka była dwudziesty ósmy. Druga siostra była dwudziesty dziewiąty, a brat trzydziesty rocznik, nas było czworo w domu.

  • Jak się pani dostała do konspiracji?

 

Mieliśmy takiego sąsiada. Było nazwisko Borowski albo Zborowski, nie pamiętam dokładnie. Mieli syna, Ziutek nazywał się, i przez niego dostałam się do konspiracji. Właśnie przysięgę składałam… No, jak ta ulica się nazywa, już mówiłam. Jest taka ulica w Warszawie, krótka, Kujawska, krótka taka, niedaleko dworca, tam był dworzec zaraz niedaleko (tylko to pamiętam, że był dworzec niedaleko). Tam składałam przysięgę, na Kujawskiej. Chyba ulica Kujawska. Dostałam pseudonim Kawka.

  • Co pani robiła w ramach konspiracji?


Byłam łączniczką. Przenosiłam różne rozkazy. Wiem, że taki był bardzo przystojny [pan] na Senatorskiej, to był oficer i każda dziewczyna chciała tam iść, żeby rozkaz zanieść. Przy Senatorskiej, zaraz tu blisko, naprzeciw, pałac jest na Senatorskiej, po drugiej stronie. No, przenosiłam rozkazy, byłam łączniczką. Broni nie przenosiłam, to się przyznaję, nie ma co, nigdy z siebie bohaterki nie robiłam. Bohaterką nie byłam.

 

  • Wiedziała pani, że jest przygotowywane Powstanie?


Gdzie? A, ja byłam zwerbowana, Powstanie zaczęło się 1…

  • Sierpnia.


Tak, Powstanie było we wtorek, a ja już w niedzielę byłam zmobilizowana na ulicę Brzeską. Brzeska 9, to pamiętam dobrze, tam byłam zwerbowana. Chociaż Powstanie na Pradze to było takie… Bardzo żeśmy przeżywali to wszystko. Dużo dziewczyn, na przykład ja też chciałam się dostać do domu na Stare Miasto i nad Wisłą kilka dziewczyn z nas czekało, jakiś przewoził do [lewej części Warszawy], ale ja nie umiałam dobrze pływać, bałam się wody, bałam się wsiąść do takiego czółna, co by przewieźć do Warszawy, i tak zostałam na Pradze. W czasie Powstania zostałam na Pradze. Ukrywały nas siostry ze szpitala Przemienienia Pańskiego, był szpital, tam siostry ukrywały nas. Siostry nasze opaski pozabierały i miały nam zwrócić, ale niestety zabrały i tak przepadło.

  • Czy brała pani udział w jakichś akcjach na Pradze?


Akcji? Na Pradze nie było akcji. Jaka tam akcja była… Gdzieś tam na Saskiej Kępie tam coś, przy Wiśle, a ja byłam na Brzeskiej 9, na Pradze. Tam był nasz punkt.

  • Co się działo z panią w trakcie właśnie Powstania? Ukrywały panią te siostry?


Na Pradze Powstanie trwało bardzo krótko. Trzeba było się ukrywać. Niemcy ogłosili na przykład, żeby wszyscy mężczyźni w wieku od iluś tam lat zgłosili się gdzieś tam. Wiem, że były jakieś tory kolejowe, gdzieś tam daleko tylko… Do nich był bardzo słaby [dostęp], że kobiety… A ja między kobietami chciałam się tam dostać, żeby tego chłopaka, swojego sąsiada zobaczyć. A ich wywieźli później, dopiero po wojnie spotkałam się z nim, wywieźli gdzieś tam do Niemiec. A ja się ukrywałam. Z Pragi trzeba było uciekać. Wiem, że znalazłam się gdzieś, Henryków pod Warszawą, pod Jabłonną gdzieś – gdzieś w Jabłonnie później byłam, to pamiętam, z moją koleżanką. Właśnie gdzieś te zdjęcia miałam. Bożena, Ryśka… Ja byłam „Kawka”, Bożena była „Wilga”, a tamta była „Zięba”. Ja byłam „Kawka”, Bożena „Wilga”, a Ryśka była „Zięba”. „Kawka”, „Wilga” i „Zięba”. No i tak żeśmy ukrywały się, ludzie nas ukrywali, że do obozu… Taki przejściowy obóz był gdzieś tutaj, wiem, że nas wieźli. Tu pod Warszawą gdzieś był taki przejściowy obóz. Pruszków już był zapełniony, do Piastowa przewozili nas ciężarówkami i w Piastowie na zakręcie pięć dziewczyn wyskoczyło nas z tego ciężarowego samochodu. Ludzie nas szybko ukryli i tak mi się udało nie dostać się do obozu. Miałam szczęście po prostu.

  • Jak panią złapali? Jak została pani aresztowana? Aresztowanie, złapanie.


Ja nie byłam aresztowana. Kazali się zgłosić, co było robić. Nie było się gdzie schować nawet. Jakiś czas ukrywałam się, na Targówku gdzieś się ukrywałam, u jakiejś tam… Gdzieś na Targówku ukrywałam się, no ale w końcu uciekłam z tego. A, uciekłam z tego obozu, bo nas wieźli do jakiegoś takiego, uciekłam i… Wiem, że w Raszynie jakiś czas żeśmy mieszkali i tam była koleżanka moja, Kazia. Jak ona na nazwisko miała… I właśnie uciekłam i tam u nich jakiś czas się ukrywałam, w Raszynie, aż… No nie, później ojciec był ranny i był w szpitalu w Tworkach. I ja przypadkowo jakoś tam się znalazłam, że na liście przeczytałam nazwisko nie Bauer, tylko Baner, Baner Bronisław, i ojca tak właśnie znalazłam. Po Powstaniu był ranny, miał rzucony na siebie taki skórzany płaszcz. Ojciec był ranny, tu na Krasińskiego jest ulica, na Żoliborzu, naprzeciw teatru. To jest Krasińskiego?

  • Tak.


Ojciec tam był. Właśnie tam był szpital i nie wiem, transportowali z tego szpitala, że ojciec przez jakiś czas leżał na ulicy dosłownie, bo to taka szeroka ulica była, przykryty takim… Nie wiem, czy to Żyd był, który się tam ukrywał gdzieś, że rzucił na ojca taki skórzany płaszcz i mówi do niego, do ojca: „Pilnuj dobrze tego płaszcza, mnie już nie będzie potrzebny”. Bo ich na rozstrzelanie brali. I ojciec tym płaszczem był przykryty, jak leżał w szpitalu w Tworkach, tak ojca znalazłam. Bo na liście nie pisało Bauer, tylko Baner Bronisław. Później koledzy ojca stamtąd wyciągnęli do Krakowa i zrobili specjalną straż w Rabce, o, straż pożarna, specjalny oddział zrobili w Rabce, co by ojca tam umieścić, i tak się znalazłam później w Rabce.

  • A co z mamą i rodzeństwem?


Niemcy ich wywieźli. Ze Starego Miasta Niemcy wywieźli do obozu, tam na Woli gdzieś obóz był, i wywieźli ich na roboty do Niemiec. Dobrze, że moja mama jeszcze z wojny znała trochę… A w ogóle to była taka, że i rosyjski znała, bo była i w tym zaborze, i niemiecki znała. Że jakoś wywieźli do Niemiec i mama z tym moim rodzeństwem (siostra Hanka była ode mnie młodsza, Hanka była dwudziesty ósmy rocznik, Gienia dwudziesty dziewiąty, Karol trzydziesty, a ja dwudziesty piąty, to wszystko było młodsze), no i jakoś oni właśnie… Taka dobra była Niemka, że jakoś tam mama umiała wszystko zrobić, że dali sobie dobrze radę i po wyzwoleniu, jak tylko… Bo ja już uciekłam z obozu i byłam u znajomych ojca w Zakopanem, to był naczelnik straży w Zakopanem, Stanisław Gałek się nazywał, pamiętam. U pani Janki, jakoś tam u nich tak mnie przytrzymali, aż ruskie weszli, jak Rosjanie weszli.

  • Pamięta pani ten moment?


Jak ruskie weszli?

  • Tak.


To znaczy pamiętam ten moment, że oni weszli, i wiem, że już mogłam do ojca do Rabki iść, bo to już nie było [niebezpieczne]. I pieszo szłam z Zakopanego do Rabki. Wiem, że była wiosna, roztopy takie były. Taki samochód ciężarowy ruski jechał: No i szto dziewuszka, nie miejesz domu? Zatrzymał się, żeby mnie podwieźć. No więc wsiadłam, ale bałam się ruskich i powiedziałam, że ja tutaj już wysiadam, bo tu mam znajomych, i też po drodze po prostu uciekłam od nich. I właśnie dla ojca mojego w Rabce utworzyli ochotniczą straż pożarną, żeby miał jakiś punkt zaczepienia, żeby go nie wywieźli. I ja miałam szczęście.

  • I dotarła pani do ojca, do Rabki?


Tak, pieszo szłam. Trochę tam podwozili mnie, trochę tak, ale bałam się z ruskim wsiadać.

  • Długo państwo byli w Rabce?


Tam w Rabce zrobili dla ojca funkcję, założyli straż w Rabce, żeby był kryty.

  • Długo tam był?


Ja później [trafiłam] do Zakopanego, bo nie było co jeść po prostu. I znajomi ojca, pan Gałek, on był komendantem straży w Zakopanem, zabrali mnie do Zakopanego i u nich byłam.

  • Jak długo?


Do wyzwolenia.

  • A po wyzwoleniu?


A po wyzwoleniu to chciałam do Warszawy koniecznie iść, no bo… Miałam kapelusz kupiony i dotarłam… Jak tylko można było jechać do Warszawy, to takim wagonem, to były takie jakieś bydlęce wagony.

Wiem, że jakoś dotarłam do Warszawy. Ojciec mnie do Krakowa odwiózł, to jeszcze w Krakowie tam znajomy ojca nas zaprosił gdzieś, wiem, że jakaś restauracja, jakieś bardzo dobre jedzenie było. No a ja do Warszawy chciałam, no bo chciałam do swojego domu. I już w Warszawie byłam. Wiem, że jeszcze na naszej ulicy, w wejściu (na Rycerskiej 2 mieszkaliśmy) trup zmarznięty leżał i ja się bałam przez tego trupa wejść. Bo jeszcze jakieś tam zgliszcza były, że coś może mogłam znaleźć, a ja się bałam tego trupa. Znalazłam się na placu Zamkowym i nie wiedziałam, gdzie mam się podziać, co mam ze sobą zrobić, no bo nie mam tu domu, nie mam nic. I taki ruski podszedł do mnie, wojskowy i: Szto dziewuszka, nie imiejesz domu? – „No nie mam”. – Chadzi ze mną, ja ci dam komnaty, kawiory. Ja nie wiedziałam, kawior… Myślałam, że to kawior do jedzenia, a to „kawiory” to znaczy dywany. I idę Nowym Światem, on idzie ze mną, prowadzi mnie, chce mnie coś dać, a ja się go bałam. Jakoś zatrzymałam się na Nowym Świecie, nie dochodząc do Alej, po lewej stronie, tam kobiety sprzedawały herbatę na gorąco taką. Powiedziałam do tego ruskiego, że ja się chcę tu napić i coś zjeść. I weszłam, to był taki [punkt], kobieta sprzedawała, a tam takie jeszcze resztki jakiegoś sklepu były. Weszłam i mówię: „Schowajcie mnie gdzieś tutaj, bo ten ruski chce, żebym ja z nim szła. Ja się jego boję”. I to było na Nowym Świecie, nie dochodząc… Co teraz jest? Nowy Świat, a później taka wąska ulica jest w dół, taka wąska ulica. Jest taka mała uliczka, już nie pamiętam, jak ona się nazywała.

 

  • Tamka?


Tamka? Nie, Tamka to była dużo wcześniej. Tutaj teraz tam rozwalone jest. No, nieważne, wiem, że tam mieszkała moja później… Stępień mieszkał, tam Stępniowie mieszkali, Gozdawa i Stępień, to byli twórcy teatru Syrena. Jaka ta ulica? Przypomnę sobie. Natłok teraz tych myśli mam, za dużo na raz. […]

  • A w Warszawie ci ludzie ukryli panią przed Rosjaninem?


No, w Warszawie mieszkanie nasze było zniszczone.

  • Tak. I ten Rosjanin panią prowadził na Nowym Świecie.


A, ruski, tak?

  • Tak, tak.


A, no właśnie, no i: No, chadi dziewuszka… I ja mówię do tej sprzedawczyni: „Schowajcie mnie gdzieś, bo on tutaj…”. No i tak uciekłam od tego ruskiego. Tak uciekłam od ruskiego i odnalazłam pod Warszawą. Ojciec był komendantem straży wszystkich tych podwarszawskich miejscowości, gdzie była straż pożarna czy ochotnicza, czy taka, to ja miałam zawsze wejście dobre, w Ożarowie, chyba w Ożarowie. W Piastowie, w Ożarowie, tak się tam jakoś… zanim dotarłam do mojej ciotki do Piotrkowa. O, Piotrków Trybunalski. Dostałam się do niej i tam już miałam takie stałe miejsce. A mama i rodzeństwo moje wywiezieni byli do Niemiec.

  • Kiedy wrócili z Niemiec?


Jak z Niemiec wrócili… No, mama znała jeszcze rosyjski dobrze, a niemiecki znała jakoś z tamtej wojny chyba, tak że mama sobie doskonale dawała radę. Jak byli u tej Niemki, która prosta taka była, nic nie umiała, że mama po prostu rządziła nią już i dobrze sobie dawała radę. Jak tylko ruskie tam weszli, to mama już wróciła z rodzeństwem do [Polski] i spotkaliśmy się wszyscy w Piotrkowie, u naszej ciotki Poldowej… Leopold jej… Bauerowa też się nazywa, ciotka Bauerowa, ja z domu Bauer byłam. U ciotki się znalazłam i później cała rodzina, to był taki punkt zborny. A ojciec później zaraz był komendantem straży… Wiem, że najpierw chyba w Katowicach, a później w Bytomiu był komendantem straży. No, to za Niemców to jak to [wiadomo] – ksiądz, lekarz, aptekarz i straż pożarna to były najważniejsze osoby. Tak że o tyle miałam wygodę, że głodu nie cierpiałam.

  • Czy cała rodzina była tam w Bytomiu, w Katowicach?


No nie, mama była z rodzeństwem wywieziona do Niemiec.

  • Nie, nie, ale po wojnie.


A, po wojnie tak, ojciec był komendantem straży w Bytomiu.

  • I był z całą rodziną?


Tak, dostaliśmy piękne mieszkanie, no w ogóle to już… Bardzo dużo warszawiaków [było] – kto nie miał się gdzie podziać, to u nas. Plac Czerwony wtedy się nazywał. Ja tam później do szkoły chodziłam, gimnazjum było. Plac Czerwony, a później zrobili jakiś 15 Grudnia, jakiś coś, inny plac zrobili, nie był Czerwony już. A [najpierw] był plac Czerwony, tam było gimnazjum i tam mieszkaliśmy, na tym placu Czerwonym.

  • Długo tam państwo mieszkali?


Zaraz, niech dobrze powiem. Na placu Czerwonym krótko. Ojciec później dostał… Tam było mieszkanie, a ojciec dostał później pół takiego domu na ulicy Olejniczaka, też w Bytomiu, Olejniczaka 13 chyba, Olejniczaka… To już było normalne, takie prawie że normalne życie. Już mama wróciła z Niemiec, odnalazła nas. Punkt zborny był u ciotki w Piotrkowie, no i tak później w Bytomiu.

  • Mama pracowała w Bytomiu?


Pracowała nie w Bytomiu, tylko pod Bytomiem był taki, zapomniałam, jak to się nazywało, był tam taki dom robotniczy, czy to się nazywało inaczej, jakiś taki dla robotników i tam pracowała. Wiem, że tam pracowała, pod Bytomiem. Powoli sobie powinnam przypomnieć, mam gdzieś zapisane nawet, nawet mam gdzieś zapisane.

  • Gdzie państwo byli po Katowicach?


No nie, mieszkaliśmy w Bytomiu.

  • A potem?


No, ja poszłam do szkoły, ja tam maturę zdawałam w Bytomiu. [Mieszkaliśmy] na placu Czerwonym i ta szkoła była właśnie naprzeciw. Lola, moja koleżanka, też tam mieszkała niedaleko, nazywała się Karolina Józefów, z tamtą właśnie do jednej klasy, na jednej ławce żeśmy siedziały.

  • Zdała pani maturę i co dalej?


A już w ogóle kto z warszawiaków, kto nie miał gdzie się podziać, to do nas zawsze jakoś [trafiał]. A, bo babcia moja mieszkała w Wołominie i przez moją babcię to był taki łącznik, że właśnie mąż przyszły [Zygmunt Załoga] odnalazł mnie… Tak że dużo osób nie miało się gdzie podziać, to przez babcię w Wołominie nas odnaleźli. Zresztą ojca było łatwo znaleźć, bo był komendantem straży, to w Katowicach wszędzie był znany, bardzo był znany. W ogóle był działaczem.

  • Przyjechali państwo potem do Wołomina?


Nie, jak już ruskie przecież weszli, to ojciec był komendantem straży w Bytomiu i cały czas w Bytomiu mieszkaliśmy, cały czas w Bytomiu.

  • Jak długo państwo mieszkali w Bytomiu?


Cały czas, na ulicy Olejniczaka 9, a później 13. To cały czas. I ja tam wyszłam za mąż, tam znalazł mnie mój właśnie mąż (nie był [jeszcze] mężem, chłopak). Ojciec jako komendant straży, no to ksiądz, lekarz, aptekarz i straż pożarna, to były najważniejsze osoby w mieście. Bardzo dużo Polaków, warszawiaków, nie Polaków, kto nie miał się gdzie podziać, to do nas zawsze, mama każdego przytuliła.

  • Jak się pani poznała z przyszłym mężem?


A, męża znałam, bo z jego siostrą stryjeczną śpiewałyśmy na chórze u franciszkanów, a on tam chodził do kościoła i tak go poznałam. Poznałam go w czterdziestym drugim roku.

  • Walczył w Powstaniu?


Tak, on był w Powstaniu na ulicy Kredytowej. On był w Powstaniu, był wywieziony, tak. Był ranny, nie był ciężko ranny, ale był wywieziony. Później odnalazł mnie przez moją babcię właśnie w Wołominie i babcia powiedziała: „No tak, Bronek gdzieś tam w Katowicach jest komendantem straży”. A to nie w Katowicach, a Bytomiu. Jak w Katowicach pytali o kapitana Bauera, to wszyscy znali. Porucznikiem był, później kapitana dostał.

  • I kiedy wyszła pani za mąż, to mieszkali państwo dalej w Bytomiu?


Tak, w Bytomiu mieszkaliśmy na Olejniczaka. Za mąż wyszłam w czterdziestym siódmym roku. Bo rodzina męża, matka, jego brat… Właśnie matka była w Niemczech, tak, matka wróciła… Brat młodszy był, to gdzieś na wsi pod Warszawą… O, wieś Gromin pod Warszawą… To jest tutaj, jak się jedzie… Z Pułtuska takie dwie drogi się rozchodziły, jak się wyjeżdżało z Pułtuska. Zapomniałam, ta większa miejscowość od Pułtuska… No, przypomnę sobie, przypomnę, mam tam zapisane gdzieś nawet. Nie chcę tworzyć historii, mam zapisane. A w ogóle to miałam wielkie szczęście, od tego się zaczyna. Jakoś z każdej tej opresji udawało mi się [wyjść]; jak nie sposobem, to jakoś po znajomości, coś, że… Wieźli nas do obozu, to w Piastowie nas wyskoczyło pięć na zakręcie i tak uratowałyśmy się. W Piotrkowie rodzinę ojciec miał, u ciotki w Piotrkowie. No a później po wyzwoleniu to ojciec dostał przydział do Katowic i w Bytomiu był komendantem straży. No, wtedy to ksiądz, lekarz, aptekarz i straż pożarna – to były najważniejsze osoby. Mieszkanie ładne dostaliśmy. Dostaliśmy tak piękne mieszkanie w Bytomiu, że… Niemcy uciekli, Niemka to tylko wzięła pewno futro i biżuterię, a tak całe mieszkanie, no naprawdę – mama obdzieliła kilka rodzin, bo tyle było i pościeli, i wszystkiego. To pamiętam.

Warszawa, 3 sierpnia 2016 roku
Rozmowę prowadził Michał Studniarek

Wanda Załoga Pseudonim: „Kawka” Stopień: łączniczka Formacja: Obwód VI Praga Dzielnica: Praga

Zobacz także

Nasz newsletter