Tadeusz Szeffel „Skrzynecki”
- Urodził się pan w Warszawie?
Urodziłem się w Warszawie, jestem od urodzenia warszawianinem i całe życie spędziłem w Warszawie.
- Czy może pan opowiedzieć o wychowaniu w Warszawie, w tej rodzinie?
Chodziłem do wspaniałego przedszkola (tak się to przed wojną nazywało), a było to właściwie coś w rodzaju szkoły podstawowej, to było między siódmym a dziesiątym rokiem życia. Przedszkole to prowadziła pani Chełmońska na ulicy Dowcip, to jest od Czackiego w bok, taka mała uliczka. Później [chodziłem do] gimnazjum imienia Mikołaja Reja w Warszawie do 1939 roku. W 1939 roku zdałem maturę. Bardzo dobrze zdałem maturę. Potem studia w Wyższej Szkole imienia Wawelberga i Rodwanda. Później nastąpiła fuzja z Politechniką, tak że mam dyplom i od Wawelberga i z Politechniki.
- Jaki wpływ miała rodzina na pana wychowanie?
Miałem wspaniałą matkę, która mnie doskonale wychowywała. Ojciec zajmował się tylko pracą, miałem brata i razem z bratem matka prowadziła nas prawie do samego Powstania.
- Jak pan pamięta wybuch wojny?
Wybuch wojny w 1939 roku oczywiście pamiętam. Chciałem się zaciągnąć na ochotnika, ale powiedziano mi, że nie mają mundurów, nie mają broni, w związku z czym mogę tylko uczestniczyć w jakimś kopaniu rowów i tak dalej. To robiłem. A ósmego września nastąpił rozkaz Umiastowskiego na wyjście młodzieży z Warszawy i wtedy razem z przyjacielem ruszyliśmy na południe zatrzymując się aż w Zaleszczykach. W Zaleszczykach postanowiliśmy wrócić. Nie wędrować gdzieś tam po świecie tylko wrócić. Powiedzieliśmy sobie – my mamy do spełnienia różne funkcje w kraju, nie potrzebujemy gdzieś się pętać po świecie. No i wróciliśmy. Oczywiście wszystko zastaliśmy spalone, tak że nie było do czego wracać.
- Wrócił pan do Warszawy i gdzie pan mieszkał wtedy?
Wtedy tylko część naszego mieszkania ocalała, tak że mieszkałem na Marszałkowskiej, aż do Powstania.
- Od kiedy pan uczestniczył w konspiracji? Jak pan się z nią zetknął?
Od 1941 roku uczestniczyłem w konspiracji.
Werbunek [nastąpił] przez różnych kolegów, znajomych i tak dalej, bo to raczej sami znajomi byli w zgrupowaniu „Golski”. Razem z ojcem prowadziliśmy warsztat produkcji narzędzi medycznych na ulicy Żytniej i tam się odbywały spotkania konspiracyjne i tam uczestniczyłem w podchorążówce konspiracyjnej. Wyszedłem z Podchorążówki w stopniu kaprala podchorążego.
- Czym się pan zajmował w konspiracji?
To były raczej ćwiczenia powiedzmy... W podchorążówce braliśmy udział w ćwiczeniach terenowych na Służewcu. Trochę się podkładało materiałów wybuchowych gdzieniegdzie, tak żeby Niemcom trochę szkodzić.
- Jak wyglądał czas, kiedy zbliżało się Powstanie?
Wezwanie dostałem właściwie już z dowództwa na zgrupowanie, które mieliśmy na ulicy Marszałkowskiej przy Wilczej. Potem przenieśliśmy się na Noakowskiego 24 i tam trzymaliśmy cały czas przez Powstanie front przeciwko Politechnice, którą zajęły wojska niemieckie.
- A jak pan pamięta pierwszego sierpnia?
Pierwszego sierpnia? To były właściwie syreny, sygnały i tak dalej i właśnie spotkanie z późniejszymi towarzyszami broni w punkcie zbornym.
Ja dostałem jako dowódca drużyny mały pistolecik sześć milimetrów, a całe zgrupowanie miało trzy karabiny.
Na dziesięć.
- Były też z wami sanitariuszki?
Nie. Sanitariuszki to były gdzie indziej.
- W jakich warunkach walczył pan w czasie Powstania? Z jakimi to się wiązało niebezpieczeństwami?
Strzelaliśmy do do Niemców przez okna, z Politechniki, z kreślarni. Tam był akurat naprzeciwko nas budynek kreślarni.
- Czy pamięta pan żołnierzy z armii nieprzyjacielskiej wziętych na przykład do niewoli? Czy rozmawiali państwo z nimi?
Nie, nie rozmawialiśmy, nie braliśmy do niewoli, tak że mówię to była tylko „pukanina”.
- Czy zetknął się pan osobiście z przypadkami zbrodni wojennych podczas Powstania?
Dowódcę naszego zastrzelono. Jednego z moich podwładnych, który miał pseudonim „Karabin” też zastrzelono...
Nie stykałem się tu z ludnością cywilną.
- Nie wie pan jak przyjmowała ludność cywilna Powstanie? Jakie były reakcje?
Reakcje były takie, że wszyscy mówili, że musimy wytrzymać i musimy Niemców zgnieść. Całe społeczeństwo tak do tego podchodziło.
- Czy miał pan kontakt z przedstawicielami innych narodowości w czasie powstania?
Nie, nie to raczej byli Polacy.
- Jak wyglądało życie codzienne podczas Powstania, jeśli na przykład chodzi o jedzenie?
To było bardzo różnie. Robiliśmy wypady po żywność, na przykład do browaru [Haberbuscha] i stamtąd staszczaliśmy żywność. Różnie... Od przypadku do przypadku ta żywność była.
- Czy miał pan kontakty z najbliższymi? Z rodziną?
Tak, dwukrotnie odwiedzałem rodzinę. Postanowiłem się ożenić i ślub wziąłem podczas Powstania.
Oczywiście było to w mieszkaniu prywatnym. Kapelan udzielał nam ślubu, świadkowie byli oczywiście z mojego zgrupowania... no i tak to się odbyło.
- Miał pan kontakty z narzeczoną, a potem z żoną w czasie Powstania?
Żona była u moich rodziców. Po Powstaniu to żeśmy razem wyszli z moją rodziną, bo postanowiłem, że nie pójdę do obozu, ponieważ zawsze byłem indywidualistą, więc postanowiłem na własną rękę działać dalej.
- Ale jeszcze pozostając przy Powstaniu. Jaka atmosfera panowała w pana oddziale?
Atmosfera zawsze była podniosła, zawsze mówiliśmy, że musimy jednak zwyciężyć, musimy wytrzymać to wszystko. Nie było żadnych załamań, żadnego przygnębienia.
- Czy przyjaźnił się pan z kimś podczas Powstania?
Tak. I dalej podtrzymuję te kontakty przyjacielskie.
- Czy uczestniczono w jakiś sposób w życiu religijnym w pana oddziale? Czy odbywały się msze polowe czy modlitwy?
Były oczywiście tak. Kapelan był zawsze.
- Jakie to były formy uczestnictwa?
Zebraliśmy się na mszy. Msza się odbyła. Oczywiście nie wszyscy razem tylko częściowo żeby dyżur był tam na froncie.
- Czy mieli państwo dostęp do podziemnej prasy, albo radia?
Nie. Ja nie uczestniczyłem w tym.
- Ale dyskutowali państwo na te tematy?
Oczywiście tak.
Jakie dyskusje?... Byliśmy odcięci od świata i dyskusji jakiejś ogólniejszej nie było, tylko raczej nastawienie, że musimy to wszystko przetrwać.
- A gdy Powstanie miało się już ku końcowi?
To wtedy już się pojawiło przygnębienie. Widzieliśmy, że jednak nie zwyciężymy no ale trzeba było do końca wytrwać.
- Co się działo, kiedy dowiedzieliście się państwo o kapitulacji?
Oczywiście maksymalna część oddziału zgłosiła się, że pójdzie do niewoli, a ja powiedziałem – nie. Wtedy powędrowałem do rodziców i powiedziałem: „Wychodzimy razem z ludnością cywilną i jakoś damy sobie radę.”
- Dlaczego podjął pan taką decyzję?
Dlatego, że nie chciałem pójść do żadnego obozu, nie lubię zgrupowań, nie lubię jak by tu powiedzieć... takiego stadnego życia. Zawsze indywidualnie.
- Co się stało z panem, z rodziną?
Wyszliśmy z rodziną. Ponieważ miałem mieszkanie w Salomei, to jest niedaleko Warszawy, wędrowaliśmy z całym tłumem w stronę Pruszkowa i wtedy ojciec zaczepił Austriaka i powiedział: „My tutaj mamy mieszkanie, chcemy się tam dostać.” Austriak powiedział: „Przy mnie to nie.” Kilkadziesiąt kroków dalej poszliśmy w pole i przez pole dotarliśmy do mojego mieszkania.
- I przebywał pan tam aż do maja 1945 roku?
Nie do maja, tylko do stycznia wtedy, kiedy Niemcy się wycofali i przyszli Sowieci. Do 17 stycznia.
- Cały czas przebywał pan w Salomeii?
Tak.
- I nie ujawniał pan swojej przeszłości powstańczej?
Nie, nie. Mojej powstańczej przeszłości nie ujawniałem aż do 1976 roku
Wiedząc, jakie jest nastawienie komunistów do tych akowców (bo jeszcze ci co brali udział w Armii Ludowej to byli jeszcze inaczej traktowani, a akowcy byli zdecydowanie negatywnie przyjmowani), to postanowiłem dalej się ukrywać.
- Jakie jest pana najgorsze wspomnienie z Powstania?
Najgorsze... Najgorsze to był wypad na Politechnikę do gmachu, gdzie postanowiliśmy wykurzyć Niemców, ale to się nie udało, zostaliśmy obrzuceni granatami i musieliśmy się wycofać.
- Jaki wpływ wywarło Powstanie na pana późniejsze życie?
[...] Właściwie przyjąłem jako konieczność uczestniczenie w Powstaniu, jakichś zahamowań nie miałem...
- Może chciałby pan powiedzieć jeszcze o Powstaniu coś, co jeszcze nie zostało powiedziane?
No cóż? Specjalnie to nic więcej nie mam do dodania. Bo są ludzie, którzy robią z tego misterium i opowiadają o sobie cuda, o różnych swoich przewagach. Ja uważam, że swoje spełniłem i na tym się kończy.
Warszawa, 24 czerwca 2005 roku
Rozmowę prowadziła Katarzyna Figiel