Stefania Kostro
Nazywam się Stefania Kostro, nazwisko w czasie Powstania Jakubiak, urodzona 2 kwietnia 1940 roku.
- W jakiej dzielnicy pani była podczas Powstania?
Dolny Mokotów.
- Urodziła się pani w 1940 roku. Proszę opowiedzieć o swoim domu rodzinnym. Kim byli pani rodzice?
Moja mama nie pracowała, tata był budowlańcem, dachy krył. Pamiętam szczęśliwe dzieciństwo, te pierwsze moje lata. Pamiętam, że była huśtawka przed domem, pamiętam duży ogród, no i tyle. Do Powstania tylko pamiętam, jak siedziałam na huśtawce i dwóch żołnierzy zabierało tatusia. Tą furtkę pamiętam. Przy furtce ja się przytuliłam do taty i dalej już nie pamiętam.
- Mówi pani, że pamięta pani swoje szczęśliwe dzieciństwo w czasie okupacji, bezpieczne.
Tak, tak.
Ukochanego tatę, który mnie uwielbiał.
- A pani była najmłodszą z rodzeństwa?
Miałam być najmłodsza, dlatego mam imię po tatusiu, ale jeszcze siostra przyszła. Ale mimo wszystko…
Nas było pięcioro, ale ja byłam taką ulubienicą tatusia. Tak że nawet jak szedł na piwo, to brał mnie ze sobą, sadzał mnie na barana i szliśmy.
- Wracając do tego okresu szczęśliwego dzieciństwa. Mówi pani, że pamięta pani taki teren koło domu.
Tak, tak.
- A czy pamięta pani jakieś obrazy z Warszawy? Czy wychodziła pani na spacery z mamą?
Proszę pani, ja później pamiętam, jak nas pędzili, gdzieś jakąś wodę. To mi się zdaje, że tu przy Czerniakowskiej ten kanałek, zdaje mi się, że nas tam pędzili później, bo mama wróciła…
- Ale pani mówi już o Powstaniu, po okresie Powstania, że państwa pędzili…
Cała Warszawa płonęła, bo mama była w szpitalu na Karowej. I pod kulami ciotka mamę…
- Zaraz do Powstania przejdziemy. Wspomniała pani ten moment… Czyli mówi pani, że nie pamięta pani przed Powstaniem żadnych obrazów z okupowanej Warszawy.
Nie, nie, nie.
- Powiedziała pani, że pamięta pani, że po ojca przyszło dwóch żołnierzy.
Dwóch wojskowych.
- Czy to było przed Powstaniem czy w trakcie?
W trakcie Powstania.
- Co pani zapamiętała z początku Powstania, kiedy nastąpił wybuch, kiedy Powstanie 1 sierpnia się zaczęło? Czy pani coś pamięta z tego?
Nie. Z tego momentu nie pamiętam nic. Nie.
- A czy pamięta pani na przykład pobyty w piwnicy? Czy też pani takich rzeczy nie pamięta, jak były naloty, bombardowania?
Nie. Przed wybuchem Powstania Warszawskiego tata wykopał ogromny dół i tam wszystkie rzeczy pochował, bo nie bał się sąsiadów, prawda. No bo…
- Wszystkie wartościowe rzeczy?
Wszystkie wartościowe rzeczy, tak. Ale jak wróciliśmy z Powstania, to rozkradli. Rozkradli, tylko została nam szafa z pięknym kryształowym lustrem. Została nam tylko ta jedna szafa.
- Proszę panią, to teraz porozmawiajmy…
Ale dom był zupełnie zburzony.
- Porozmawiajmy o samym Powstaniu. Co pani zapamiętała? Mówi pani, że przyszło dwóch żołnierzy po tatę…
Tak, to pamiętam.
- Czy pani wie, dlaczego przyszli ci żołnierze po tatę?
Nie, zupełnie nie. Zupełnie nie kojarzyłam tego, tylko wiem, że tata poszedł.
- Ale to było raczej takie przyjacielskie, że po prostu tata włączył się do Powstania, tak? Też tego pani nie wie?
Nie, to byli niemieccy żołnierze. Niemcy zabrali tatę do obozu, Niemcy zabrali tatusia.
- Niemcy zabrali już w czasie Powstania?
Mama w tym czasie była w szpitalu, a ojca nam zabrali, tak że zostaliśmy tylko z ciotką.
- Kiedy mama była w szpitalu? Kiedy urodziła się...
Siostra urodziła się 26 lipca.
- A Powstanie wybuchło 1 sierpnia. To mama jeszcze była w szpitalu, już jak Powstanie wybuchło?
Tak, tak.
- Kiedy mama wróciła do domu? Pamięta pani?
Też nie pamiętam, ale wiem, tak jak ciotka opowiadała, że mama to [szła] pod kulami. Już cały Mokotów płonął, jak mama wróciła ze szpitala z Marysią. I zaraz gdzieś nas popędzili z malutkim dzieckiem.
- Kto się opiekował panią i pani rodzeństwem?
Mamy siostra.
- Aha, mamy siostra. Czy już wtedy taty nie było?
Nie, już taty nie było.
- Niemcy prawdopodobnie zabrali tatę na samym początku Powstania.
Na samym początku Powstania, tak. Gdzieś jakieś rowy mieli kopać, bo tam wszystkich mężczyzn zabrali z okolicy.
- Pamięta pani ten moment, jak mama wróciła do domu?
Też nie pamiętam, nie pamiętam.
- Czy pamięta pani, co pani jadła w czasie Powstania? Czy była pani głodna, czy było jedzenie?
Więcej głodna byłam, bo jak nas wysiedlili, wypędzili nas... Ja tylko pamiętam ogromny, duży ogień, że domy się paliły, gdzieś tam na Czerniakowskiej wszystko płonęło, jak nas pędzili, bo wiadomo wszystkich… A my na końcu byliśmy wysiedleni ze względu na mamę. I [szliśmy] do Dworca Zachodniego. Pamiętam, jakiś taki rów duży był, więc cała ludność, każdy się rozpraszał, żeby gdzieś usiąść, mama z tym małym dzieckiem, i w tam tym rowie. Pamiętam taki rów. I nie wiem, mi się zdaje, że na Dworcu Zachodnim gdzieś na jakichś dechach żeśmy przenocowali. I później nas pędzili do Pruszkowa.
W Pruszkowie pamiętam ogromną halę i takie metalowe stoły. I pamiętam pompę przed… Na środku hali taka pompa abisynka była, coś takiego, ogromna. I teraz niedawno… Bo dzieciakom opowiadałam, że pamiętałam tą pompę i teraz jak pokazywali tą halę, to ja mówię: „O widzicie, zdjęcia z tej hali, o, pamiętam tą pompę”. Pamiętam, że tam pieczywo rozdawali, bochenki chleba, tam jeszcze coś w każdym bądź razie…
- A co pani zapamiętała jeszcze z tego czasu, jak was pędzili wysiedlili z domu? Pamięta pani tę drogę?
Pamiętam, że albo to była Rakowiecka, albo to były Aleje Jerozolimskie. Pamiętam, że na balkonie ludzie krzyczeli, a Niemcy strzelali, podkładali ogień tym…
Tak, tak.
- Czy pani zdawała sobie sprawę z tego?
Nie, zupełnie nie, to dla mnie był obrazek. Tak że, niewiele, niewiele z tego pamiętam. Ogień, no to trudno nie zapamiętać, prawda, że dom się pali.
- Co pani jeszcze widziała z tego momentu?
Z tego momentu też więcej nie pamiętam. Tylko widziałam te palące się domy w oknach, ten ogień z okien.
Nie kojarzę, czy się bałam.
- To teraz wróćmy do tego Pruszkowa. Co jeszcze zapamiętała pani z Pruszkowa?
W Pruszkowie pamiętam te wagony. Wagony pamiętam, ta słoma rozścielona na podłodze i moja mama z tą Marysią i ja i Helenka byłyśmy, a siostra poszła z ciotką do drugiego wagonu. I pamiętam, jak ja na tych słomach… Niemiec nas chyba podsadzał do wagonu. Pomógł nam wciągnąć się tam, wejść w każdym bądź razie. I wysiedlili nas, gdzieś tam Strzelce Opolskie, gdzieś za Częstochową, gdzieś w tamtym kierunku nas wysiedlili.
- Co pani pamięta z tego okresu?
Tam pamiętam też właśnie taką pryczę. To nie była prycza, tylko taka jakby ławka drewniana, coś takiego, i tam pełno słomy i na tamtej słomie my żeśmy spali u gospodarza, który nie był zbyt przyjemnym człowiekiem, natomiast sąsiedzi byli przemili. Tam mama ochrzciła siostrę.
- Sąsiedzi tego gospodarza, u którego byliście?
Sąsiedzi tego gospodarza. Oni nam dawali mleko, dawali różne [rzeczy], obiad czasami, tak że przemili ludzie, przesympatyczni. To właśnie tamci ludzie więcej się nami opiekowali.
- Czy wie pani, jak oni się nazywali?
Też nie pamiętam, też nie pamiętam. Nawet kiedyś mówiłam do siostry, żeby się przejechać, zobaczyć tamte strony, ale to jakoś tak. Jak człowiek był mały, mama została sama, więc nie było czasu na to, żeby mówić o takich sprawach, bo trzeba było dzieci nakarmić, bo nikt nam nie pomógł.
- Czy pamięta pani na przykład gwiazdkę tam, u tego chłopa? Bo były święta przecież.
Ja nie wiem, czy na święta już nie wróciliśmy już do Warszawy, bo ja nie pamiętam tam gwiazdki. Ja pamiętam tylko, że przez pola chodziliśmy do lasu. Mama chodziła tam po drzewo do lasu. To tyle tylko pamiętam, a za dużo też tam nie mogę więcej powiedzieć.
- Jak pani kojarzy powrót do Warszawy? Czy to była zima?
Właśnie tego momentu nie pamiętam, zupełnie nie. Zupełnie nie pamiętam. Ale to była zima, tak mi się kojarzy. Byłyśmy ciepło ubrane, w jakichś paltocikach byłyśmy. Ale też tego nie pamiętam zupełnie.
- Jak pani pamięta ten powrót do Warszawy, gdzie się zatrzymałyście?
Też nie wiem. Nie wiem. Bo tatę wypuścili, właściwie tata uciekł z obozu, bo tam jakieś rowy kopali...
- Czy wie pani, w jakim obozie tata był?
W Stutthofie. W każdym bądź razie tata przyjechał. No i w Warszawie, jak to każdy zajmował, tu gdzie było wolne miejsce, tam zajmowali. To był dom niewykończony, no więc tam tata zajął pokój.
Na Mokotowie Dolnym, na Podchorążych. I tam mieszkaliśmy do końca.
- Jak pani pamięta ten powrót ojca?
Ach, powrót ojca to było moje największe szczęście. Przecież tata to był dla mnie…
- No właśnie. Proszę powiedzieć o tej miłości swojej do ojca.
Tam takie dechy były róg Czerskiej i Podchorążych, po drugiej stronie ulicy. Tam były takie dechy, to tata ze mną tańczył i ja byłam taka dumna, że tata mnie wziął na dechy. No ile, może miałam z sześć lat, pięć, sześć lat, nie więcej. Uwielbiałam swojego tatę.
- Jakie jeszcze zabawy z tatą pani pamięta?
Ale! Wszędzie chodziłam z tatą. Ja byłam taka papużka nierozłączka. W każdym bądź razie, gdzie tata nie szedł z kolegami, gdziekolwiek by nie był, to zawsze mnie zabierał. Jak tata zmarł, to ja strasznie tęskniłam. Mama nie mogła sobie poradzić, że ja jedyna tak strasznie tęskniłam za tatą. Mówiła, że nie mogła nawet patrzeć, jak dziecko może tak strasznie tęsknić za ojcem.
- Który to był rok, kiedy tata zmarł?
Czterdziesty siódmy.
- Czy tata chorował po obozie?
Tak, już wrócił z odbitymi płucami, tak że... Metr dziewięćdziesiąt pięć wzrostu ojciec.
Trzydzieści pięć lat miał, jak zmarł.
- Jak mama sobie radziła w tym pierwszym okresie powojennym?
Ach... To była kobieta. Dla mnie to jest... Matka Polka, tak jak mówią, Matka Polka. To była kobieta, która… Wspaniała osoba, wspaniała matka była. Mówili, żeby ją troszeczkę... Kilku mężczyzn, koledzy taty, chcieli, żeby mama wyszła za mąż. „Po co ci tyle dzieci, przecież ty jesteś jeszcze młoda, pełna życia”. – „Ale – mówi – dzieci dla mnie są najważniejsze”. [Sugerowano], żeby przynajmniej dwoje, troje oddać do domu dziecka czy komuś. „Nie – mówi – mam pięć palców i każdy jednakowo boli. Nie da się tego tak oddać. To nie jest klocek, żeby oddać”.
- Jak mama sobie radziła, gdzie pracowała?
Mama była kwiaciarką, piękne wiązanki ślubne robiła. Przychodziła bardzo zmęczona z pracy. Ona jeszcze potrafiła się z nami w chowanego bawić. Potrafiła wejść za zasłonkę, na parapet, schować nam się. Była cudowna, w ogóle taka ciepła. Jej nic nie było potrzeba w życiu, ona wszystko… Dzieci to były dla niej... a wnuki to już w ogóle. Jej nic nie było potrzebne, ona wszystko, co miała, to wszystko było dla dzieci. Nie byłą egoistką. Sąsiadki córka zawsze u nas przebywała. Też nas była gromada i jeszcze jedno przychodziło. Tak że to taka była duża rodzina.
- Co by pani jeszcze chciała opowiedzieć o tym okresie okupacji, Powstania? Czy jeszcze może jakąś scenę pani pamięta?
Za wiele nie pamiętam. Ja więcej pamiętam już po Powstaniu, jak ten ogródek jordanowski był w Czerniakowie, przy placu Bernardynów.
- Ale to już było po powrocie do Warszawy?
Po powrocie, autobusy „efki”, „gietki” chodziły, takie. Nie autobusy, tylko takie samochody ciężarowe. Wchodziło się na przyczepę po takiej drabince, to pamiętam. Chodziliśmy tam.
- No właśnie, co jeszcze pani pamięta z tej powojennej Warszawy? Jak ona wyglądała?
No, zburzona. MDM pamiętam, jak budowali. Przecież to była jedna ruina, gruz na gruzie. Cała Czerniakowska, cała tu… Właściwie to Warszawa była zburzona, więc co mogłam pamiętać. Pamiętam, jak gruzy wozili z Czerniakowskiej do mostu Kierbedzia albo do mostu Poniatowskiego, to myśmy wskakiwali na tą furę, bo pan z konikiem woził, i jechaliśmy tam do mostu i później pieszo do domu wracaliśmy. To dla nas była wielka atrakcja.
- Kiedy pani zaczęła chodzić do szkoły?
No gdzieś, jak miałam siedem lat
- Czyli w czterdziestym siódmym roku?
W czterdziestym siódmym. Tata zmarł i ja w czterdziestym siódmym poszłam do szkoły zaraz po śmierci tatusia.
- Czy pani szkoła brała udział w odgruzowaniu Warszawy?
Nie. Ja chodziłam do szkoły na Czerniakowską, tutaj (dosyć daleko miałam) przy Torwarze, po drugiej stronie. Tam chodziłam do tej szkoły podstawowej. Tam chodziłam do pierwszej, drugiej klasy, a później poszłam do nazaretanek. Tam szkoła była dzielnicowa, no więc Czerniakowska róg Nowosieleckiej.
- W każdym razie, szkoła wasza nie uczestniczyła w odbudowie Warszawy?
Nie, nie. Podstawówki nie uczestniczyły w tym. No, pamiętam już te czasy powojenne. Pamiętam taki moment, który mnie zniechęcił do końca życia. Miałam koleżankę w szkole, taką fajną przyjaciółkę, przebywałam tam u niej często. No i u niej zawsze była wędlinka piękna, zawsze szyneczka, zawsze jakieś takie dobre rzeczy były. Ja miałam żal do mamy, to mówię: „Dlaczego u nas tego nie można kupić?”. A mama mówi: „No to wiesz co, ja ci dam pieniążki, weź tą koleżanką swoją, pójdź do tego sklepu – te konsumy tam były przy Podchorążych, tam niedaleko, więc mówi – pójdź i może pani ci sprzeda dziesięć deko tej szynki”. I ja tak poszłam do tego konsumu i poprosiłam o dziesięć deko szynki. A że byłam takim niejadkiem, jak byłam mała, a pani mówi, że jak mam legitymację. A ja mówię: „Nie mam legitymacji, ale chciałabym zjeść tej szyneczki”. – „Nie, nie możesz dostać, bo tylko z legitymacją”. No i od tamtej pory taki miałam żal, spłakałam się, przyszłam do domu i mówię... Już przestałam chodzić do tej swojej koleżanki.
- A wiedziała pani, jaką legitymację trzeba było mieć?
No, jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że to ubowskie legitymacje były w tym czasie. Ale już ten żal taki, że to córka wojskowego oficera mogła jeść wszystko, a ja mogłam pójść na dół kupić sobie serdelową kiełbaskę albo inną. To do tej pory pamiętam tą panią, jak mogła patrzeć na dziecko, które przyszło, ośmioletnia dziewczynka przyszła prosić z pieniążkami i ona mi nie dała tej szyneczki, jakiejś chudej wędliny żałowała. Nie, nie dała mi wtedy. I to mnie utkwiło do tej pory.
- Czy jeszcze jakiś obraz typu pani pamięta?
To był taki…
- Taką dyskryminację, różnice społeczne?
To był taki skrajny obraz, który do tej pory pamiętam, i nigdy się nie zapisałam się do żadnego ZMS-u, do żadnego właśnie… Bo ja zawsze miałam tą kobietę przed oczami, ten sklep, ten konsum miałam zawsze przed oczami. Tam było wszystko, pełno każdego towaru, dosłownie. Ale nie dla wszystkich to było. Moje przyjaciółki się pisały do ZMS-u. Wycieczki, nie wycieczki, a mnie już to nie interesowało. Jakoś miałam ten uraz od dziecka, nie mogłam. Natomiast bardzo mile wspominam pobyt w ogródku jordanowskim na Czerniakowie. Tam mieliśmy swoje... Tam taki był basen, tam zimą jeździliśmy na łyżwach, latem bardzo przyjemnie czas spędzaliśmy, tam był zespół teatralny, baletowy, tam zaczęłam tańczyć, piękne stroje, buciki z cielęcinki, z takiego skóry cielęcej. To było wszystko piękne. Pan grał nam na harmonii, niewidomy. Jeździliśmy na występy.
- Czy wie pani, jak on się nazywał?
Też nie pamiętam. Zdjęcia były, ale ja tych zdjęć nie mam.
- Jakie to były lata, kiedy pani tam chodziła?
To były lata... no przed... jak Stalin zmarł. Moja siostra poszła na huśtawkę, jak Stalin zmarł, wychowawczyni płakała (bardzo miła kobieta była), a siostra poszła na huśtawkę z koleżankami, to po dupie wtedy dostała. Tak mówili: „Jak to, taki człowiek zmarł, a wy się tu bawicie”. Tak, to były te czasy. Ale za to młodzież była zorganizowana. Rzeczywiście to była jedyna rzecz, która mi się bardzo podobała. Teraz dzieci nie mają co ze sobą zrobić, a wtedy te świetlice, te ogródki jordanowskie to była bardzo dobra sprawa. Tam można było zjeść obiad, tam były wycieczki. Myśmy występowały w szpitalu, w domach dziecka występowaliśmy, występowaliśmy na Bielanach na deskach. Tak że młodzież była zajęta i chętnie tam wszyscy przebywali. To były moje najlepsze czasy, miałam wspaniałe przyjaciółki.
- Do którego roku pani tam uczęszczała?
Do siódmej klasy, gdzieś tak do czternastu lat.
- Czyli jakiś pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty?
Tak. Tak, to były piękne czasy, miałam wspaniałych przyjaciół z tamtego okresu. I rzeczywiście… A rzeczywistość była brutalna. Matka sama, no więc trzeba było iść szybko albo do szkoły, albo do pracy. Więc trzeba było zarobić na buty, kupić jesionkę, trzeba było sobie kupić, no bo to już z jednych rąk sama…
- Kiedy pani poszła do pracy?
Oj, byłam młodziutka, jeszcze siedemnastu lat nie miałam.
Ja pracowałam w Kobrze, od razu poszłam na taśmę. Tak że jeszcze siedemnastu lat nie miałam, jak miałam urlop wychowawczy, tak zwany młodzieżowy, młodzieżowy urlop. I tam też był zespół baletowy. Tam kiedyś była operetka, pan Michotek występował. Pani... jak ona się nazywała… W każdym razie tam zespół zawodowy był i my, amatorzy, tańczyliśmy razem z nimi wszystkie te baletowe kroki, razem ćwiczyłyśmy. To był też przyjemny okres. Zresztą miałam zawsze wspaniałe koleżanki. Nigdy mnie nie ciągnęło do takich ludzi interesu. Nigdy mi [nie] imponowało, że ktoś ma więcej ode mnie, że ktoś jest bardzo bogaty, że się łokciami przepycha. Takich ludzi zawsze unikałam. Pamiętam, jak mama mówi: „Pamiętaj, ty jesteś taka...”. Jak moje siostry się kłóciły... Bo Helcia, ta starsza o trzy lata ode mnie, to była pedantka. Znów ta starsza, najstarsza siostra to była bałaganiara, że ona tam porozwalała wszystko. [Potem] ta przyszła, od razu sprzątała. I one się między sobą kłóciły. No więc ja między nimi. I jedną kochałam, i drugą kochałam. No więc ja zawsze: „Ojej, dajcie spokój. O co wy się kłócicie? Sprzątnij to po sobie, już niech ona się nie denerwuje. Jak Helcia się napracowała, to ty nie przeszkadzaj”. No to tak. A mama: „Boże kochany – mówi – ty się nie potrafisz odezwać. Chłop, jak wyjdziesz za mąż, to będzie cię trzy razy dziennie lał, a raz jeść dawał”. Zawsze mi to tłumaczyła. Ja mówię: „Dzięki Bogu, jeszcze mąż na mnie głosu nie podniósł. Do tej pory pięćdziesiąty pierwszy rok jesteśmy razem i nie ma takiego powodu”. Tak że ja byłam zawsze taka z tyłu, zawsze między obydwoma…
- Czy jeszcze coś chciałaby pani dodać do tego okresu wojennego, powstańczego?
Do wojennego, powstańczego? Za mała byłam i takie elementy pamiętam mało. Pamiętam tą chatę, pamiętam wysiedlenie, ale za dużo nie mogę pamiętać, bo byłam za mała, tylko takie urywki. Najbardziej mi się utrwaliła właśnie ta hala w Pruszkowie, ten dom na wysiedleniu, ten barłóg, mówiłyśmy barłóg. Siostra mówi: „Taka dobra zupa, jaka ta dobra zupa była”, po Powstaniu. A mama: „Ty byś tego nie jadła teraz”. – „A co to było takiego?” – „A to była taka mąka prażona z kapustą i tobie smakowało. Jak byłaś głodna, to ci smakowało, no bo co, jak nie było co jeść, to – mówi – smakowało wszystko”.
- Czy pani w ogóle pamięta takie uczucie głodu?
Głodu? Ja byłam zawsze niejadkiem. Ja byłam zawsze niejadkiem. Dla mnie tłuste rzeczy nigdy nie [smakowały]. Jak siostra mnie wysłała czy mama do sklepu, to ja zawsze kupiłam serdelowej, bo była najchudsza. Kiedyś ta serdelowa to była dobra. Tak że ja tłuszczyk to wyrzucałam. Zawsze mówiły: „Odejdź od stołu, odejdź, bo nam przeszkadzasz jeść, bo nam obrzydzasz”. Ja mięsko, wszystko, [wybierałam], tłuszczyk musiałam wyrzucić.
- Czyli jeszcze z okresu wojny nie pamięta pani żadnych...
Niewiele, niewiele. Pamiętam tylko te płonące domy. Na pewno musiałam być głodna, bo jak wszyscy byli głodni, to i ja. Tylko ja byłam za mała, żeby zdawać sobie sprawę z tego.
Warszawa, 29 października 2013 roku
Rozmowę prowadziła Barbara Pieniężna