Marian Zubek "Skok"
- W jakim był pan oddziale?
Byłem przede wszystkim w konspiracji od 1942 roku i następnie w tym samym batalionie, w tym samym zgrupowaniu brałem udział w Powstaniu Warszawskim. Byłem w drugim batalionie Odwet.
- Proszę powiedzieć, co pan robił przed wojną?
Przed wojną chodziłem do szkoły powszechnej podstawowej, którą ukończyłem w 1939 roku.
- Z jakiej pan pochodzi rodziny? Czy może pan powiedzieć, co robili pana rodzice, czy miał pan rodzeństwo?
Pochodzę z rodziny inteligencji. Ojciec mój był prawnikiem. Miałem jeszcze trzech braci.
- Jak zapamiętał pan wrzesień 1939?
We wrześniu 1939 roku miałem dwanaście, lat, pamiętam to bardzo dobrze. Przede wszystkim byłem zadowolony z tego, że nie poszedłem do szkoły 1 września, a następnie, pamiętam naloty .Wszystkie, które były. Mieszkałem na ulicy Aleje Niepodległości i tam było bardzo duże bombardowanie w pewnym okresie września i tak do końca września przebywałem na tamtym terenie.
- Czy należał pan przed wojną do harcerstwa lub innych organizacji?
Należałem do zuchów, w szkole.
- Jak się potoczyły pana losy po kapitulacji Warszawy? Co się działo z panem i pana rodziną?
Mieszkaliśmy nadal w Warszawie w tym samym miejscu, bo szczęśliwie nasz budynek nie został zburzony i tak przetrwaliśmy aż do Powstania. Tak samo mój starszy brat, jeden był od razu wywieziony, był aresztowany 8 maja 1940 roku, następnie poprzez Pawiak został wywieziony na roboty do Niemiec. Dwaj pozostali bracia byli w Warszawie i byli również w konspiracji.
- Proszę powiedzieć, z czego pan żył, z czego utrzymywała się pana rodzina i pan?
Byłem na utrzymaniu ojca.
W czasie okupacji. Byłem młodym chłopcem.
- Czy i od kiedy uczestniczył pan w konspiracji?
Od 22 maja 1942 roku.
- Jak pan się zetknął z konspiracją, kto pana wprowadził?
Do konspiracji wprowadził mnie mój kolega, który mieszkał w tym samym domu co ja.
Przede wszystkim on zaproponował ,czy mnie by to odpowiadało. Z chęcią przystałem na to. Później jak się dostałem do swojego oddziału, do swojej drużyny to była uroczysta przysięga.
Nas przysięgało wtedy kilkanaście młodych ludzi, chłopców. To odbywało się notabene w moim mieszkaniu na Alei Niepodległości w obecności księdza, dowódcy naszego batalionu.
- Czy uczestniczył pan w jakichś działaniach konspiracyjnych w czasie okupacji?
W czasie okupacji przede wszystkim kilkakrotnie byłem na takich zbiórkach poza Warszawą, gdzie przechodziliśmy podstawowe przeszkolenie bojowe.
- Uczestniczył pan w jakichś akcjach w czasie okupacji?
Nie. W bezpośrednich akcjach nie uczestniczyłem. Natomiast miałem za zadanie przenoszenie broni, czasami ulotek, ale w akcjach takich specjalistycznych to nie brałem udziału w czasie okupacji.
- Czy brał pan udział w tajnym nauczaniu?
Tak. Byłem na kompletach.
- Gdzie zastał pana wybuch Powstania?
Nasz batalion był skoszarowany na Kolonii Staszica. Jednym z punktów zakwaterowania był również mój dom na Alei Niepodległości. Wraz z kolegami z mojej drużyny byliśmy skoszarowani na Alei Niepodległości.
- Tam pana zastało Powstanie?
Tak. Później doszły jeszcze siostry, sanitariuszki i tworzyliśmy taki jeden z punktów, bo cały batalion był rozprowadzany po całej Kolonii Staszica.
- Jak pan wspomina tą godzinę „W” godzinę siedemnastą, co wtedy się z panem działo konkretnie?
Taki deszczyk troszeczkę padał pamiętam. Było bardzo wesoło, przyjemnie, bo dużo młodzieży… Raczej to był taki moment bardzo podniosły i jednocześnie przyjemny.
- Proszę powiedzieć, w jakich miejscach pan walczył?
Walczyłem przede wszystkim na Kolonii Staszica. W związku z tym, że nie otrzymaliśmy broni, że nie dotarła do nas broń na czas, tak że naszym zadaniem to było właściwie pilnowanie, żeby Niemcy nie podpalali naszych [domów], bo poprzez piwnice rzucali różne zapalne, żeby podpalić cały dom. Ale szczęśliwie jakoś obroniliśmy to. Później z 5 na 6 sierpnia przedostaliśmy się na Śródmieście, poprzez Pole Mokotowskie na ulicę Polną a stamtąd takim punktem naszym była Architektura róg Koszykowej i Lwowskiej.
- Czyli pana oddział bronił tego budynku Architektury?
Tak. Później byliśmy cały czas na Architekturze. Później nastąpiły walki na Politechnice Warszawskiej. Po poddaniu się Politechniki braliśmy udział na placówkach wzdłuż ulicy Noakowskiego, cała ulica Noakowskiego, następnie ulica Koszykowa, Lwowska, barykada róg Lwowskiej i placu Politechniki i to były nasze punkty. Czasami braliśmy udział na barykadach i na placówkach przy ulicy Polnej od strony Pola Mokotowskiego. 19 czy 16 września był nalot, między innymi na budynek Architektury, gdzie jedno skrzydło zostało zburzone, tam straty były dość znaczne, część koleżanek i kolegów było zasypanych, następnie musieliśmy odgruzowywać to wszystko. Naszym głównym [zadaniem] była obrona ulicy Noakowskiego.
- Jak uzbrojony był pana oddział i jak pan był uzbrojony?
Uzbrojeni byliśmy bardzo kiepsko, z tym że jak szliśmy na jakąś akcję to mieliśmy naturalnie broń, karabiny, szmacjery to co mieliśmy wtedy w zasobie naszego batalionu.
- To była broń pożyczana tylko na akcję?
Tylko właściwie była pożyczana na akcję. Następnie naszym zadaniem również było pilnowanie jeńców niemieckich, którzy znaleźli się na tamtym terenie.
- Gdzie oni byli skoszarowani? Jak się zachowywali?
Zachowywali się, według mnie, to bardzo przyzwoicie, nie mieliśmy żadnych kłopotów z nimi, a poza tym byli zastraszeni, nie wiedzieli co jest tylko że nasz stosunek do nich był bardzo poprawny. To znaczy tak jak przystało na stosunek do jeńca wojennego.
- Z jakimi trudnościami, z jakim ryzykiem wiązała się pana walka?
Ryzyko to [było] wszędzie właściwie. Wszyscy którzy brali udział w Powstaniu i znaleźli się na tamtym terenie to było jedno wielkie ryzyko. Ryzykiem było to, że jak podchodziło do okna, tam leżały naturalnie jakieś worki z piaskiem, to jednak były takie wypadki, że można było od snajperów dostać kulkę w łeb. Ryzyko tego rodzaju było stałe.
- Czy były jakieś specjalne trudności, które pan wspomina?
Specjalnych jakichś trudności to nie pamiętam. Nie było bezpośredniej walki na bagnety, jednak jak był atak ze strony Niemców od strony Politechniki z naprzeciwka naszych okien, to myśmy też odpowiadali tym samym. Walka była taka pozycyjna.
- Jak wyglądał pana dzień, jako żołnierza tego oddziału?
Przede wszystkim była zbiórka, apel to jest jedna rzecz. Następnie jakieś śniadanie czy coś skombinowało się żeby było.
- Co pan jadł? Co pana koledzy jedli?
Różnie to było, w zależności od tego, co nam dostarczono lub to co myśmy jakoś skombinowali. Taką podstawową rzeczą to była zupa „pluj”, znana z prosa z zakładów Haberbuscha i Schiele. A poza tym, jeżeli czasami można było dostać jakieś nowalijki z działek, które znajdowały się w pobliżu naszych pozycji na Polu Mokotowskim, względnie w pierwszych dniach to jeszcze były działki wewnątrz miasta, to też konsumowaliśmy takie rzeczy. W każdym razie w ogóle z jedzeniem było bardzo kiepsko. W wielu wypadkach ludność cywilna nam pomagała, dawała nam zapasy w niektórych domach, w niektórych mieszkaniach były, ale zasadniczo było bardzo kiepsko, tak jak na wszystkich placówkach w okresie Powstania.
- Jak dalej ten dzień wyglądał?
To zależy… Musieliśmy przede wszystkim myśleć również o zadbaniu o wodę, szczęśliwie mieliśmy na miejscu pompę na terenie Architektury, na zapleczu, przede wszystkim wodę dla kuchni, następnie do tego żebyśmy się mogli umyć, bo wodociągi w ogóle nie działały i to była jedna rzecz. Później w zależności od tego czy się miało akurat wachtę jakąś to wtedy się szło. Zresztą tam na Noakowskiego to właściwie jednocześnie spaliśmy, jednocześnie tam jedliśmy i jednocześnie byliśmy na „froncie”.
- Jaki stosunek do Powstania, do powstańców miała ludność cywilna? Jak pan odbierał to od początku Powstania do końca, czy to się zmieniało?
Naturalnie, że w ciągu trwania Powstania stosunek trochę się zmieniał. Od bardzo dobrego, takiego bojowego stosunku i akceptującego to pod koniec Powstania już było z tym trochę gorzej, ale nie zetknęliśmy się, ja osobiście nie zetknąłem się z tym, żeby była jakaś agresja czy jakieś krytyczne podejście i krytyczny stosunek do nas.
- Na czym polegał ten akceptujący stosunek?
Na pomaganiu przede wszystkim, na wyrażaniu [akceptacji poprzez] wywieszanie flag, na bardzo podstawowych, ale uważam bardzo nam pomocnych sprawach.Występowali artyści z całej Polski, między innymi występował Mieczysław Fogg i inni aktorzy polskich scen, warszawskich scen.
- Pamięta pan kto jeszcze występował oprócz pana Fogga?
Krukowski był, ale nie Lopek Krukowski tylko Zbigniew Krukowski. Byli również wśród powstańców młodzi ludzie, którzy grali na pianinie, były śpiewy, takie rozrywkowe programy były.
- Czy takie koncerty często się odbywały?
To nie były codziennie, nie wiadomo kiedy były, raz na pewien okres czasu.
- Czy pamięta pan jakieś konkretne walki, w których brał pan udział?
Braliśmy udział zabezpieczając nasze budynki na ulicy Noakowskiego, żeby [Niemcy] nie wkroczyli do nich. . To było przede wszystkim nasza walka.
- Jak wyglądał pana udział w tych walkach? Proszę powiedzieć coś na ten temat więcej.
Miało się broń, stało się w oknie będąc jako tako zabezpieczonym i widziało się, że jeżeli następowała jakaś akcja ze strony Niemców, to się odpowiadało tym samym. Taka pozycyjna walka.
- Czy był pan świadkiem śmierci jakichś swoich znajomych, kolegów?
W pierwszym okresie na Kolonii Staszica zginęło kilkudziesięciu kolegów. Następnie przy naszych barykadach i na ulicy Noakowskiego, o ile sobie przypominam, z bliższych moich kolegów to zginęło jakichś czterech, pięciu kolegów.
- Jakie były straty pana oddziału w ogóle, procentowo?
Procentowe straty naszego oddziału… nie pamiętam, musiałbym zajrzeć do książki .Ale w każdym razie trzeba liczyć że trzydzieści procent
- Czy utkwiła panu może jakoś szczególnie w pamięci śmierć któregoś z kolegów?
Utkwiła mi w pamięci bardzo śmierć jednego z naszych podoficerów na ulicy Noakowskiego, ale tu od strony Koszyków. Tam był taki duży mur, i w tym murze została wyjęta jedna czy dwie cegły po to żeby móc obserwować, co się dzieje po drugiej stronie, od strony Niemców. W tym momencie jak on podszedł do tego punktu obserwacyjnego, to dostał kulę dosłownie w czoło. Tak, że śmierć na miejscu. Drugi taki [przypadek], to była śmierć naszego kolegi, który na ulicy Polnej, przeprowadzając instalację elektryczną, został zabity przez jakiegoś snajpera, to też był nasz bardzo bliski kolega. Poza tym szereg innych jeszcze wypadków… Widziałem na ulicy Lwowskiej przy barykadzie… były ciężkie wypadki niektóre… Zresztą szczęśliwie, ten kolega, o którym mówię, jakoś się wykaraskał po bardzo ciężkim zranieniu. Później po wojnie się z nim zetknąłem, widziałem, że jakoś doszedł do siebie.
- Czy pana oddział miał kapelana?
Tak. Naturalnie mieliśmy kapelana.
Ksiądz Mietek.
- Czy odbywały się msze święte, spowiedź?
Były naturalnie msze święte.
- Jak to wyglądało? Gdzie to się odbywało?
Msze, spowiedź, komunia to wszystko było zachowane. Nabożeństwa odbywały się w gmachu Architektury. Myśmy z placówek z Noakowskiego szli na nabożeństwa na teren Architektury.
- Jaka panowała atmosfera w pana oddziale? Kim byli pana najbliżsi przyjaciele?
Przyjaciele, to wszystko byli mniej więcej moi rówieśnicy, jeszcze wtedy uczniowie szkół, kompletów. Raczej taka młodzież myśląca i inteligentna.
- Proszę powiedzieć coś o swoich najbliższych kolegach.
Przede wszystkim było bardzo duże koleżeństwo. Trzeba przyznać, że jeden był bardzo przyjazny drugiemu, tak że nie było żadnych specjalnych komplikacji z kolegami. Bardzo życzliwi, bardzo sympatyczni, tacy którzy potrafili pomóc zawsze. Jeżeli chodzi o kolegów, to wspominam ich bardzo dobrze.
- Czy czytał pan w czasie Powstania jakieś gazety, słuchał radia, czy miał pan dostęp do jakichś informacji?
Tak, naturalnie. W czasie Powstania były gazety, były biuletyny, które wychodziły normalnie w czasie Powstania. Słuchało się radia, przede wszystkim „Błyskawica”, „Nasze Radio”… Jak się udawało, to można było usłyszeć i [radio] Londyn, przede wszystkim Londyn. Była stała informacja, uważam że jak na tamte warunki, na tamte możliwości to była bardzo dobra.
- Czy dyskutował pan z kolegami o tym co się dzieje na świecie? Dlaczego Rosjanie zatrzymali się po drugiej stronie Wisły?
To była normalność.
- Jakie poglądy wówczas panowie między sobą wymieniali?
Wtedy, przez dłuższy okres czasu byliśmy przekonani, że przyjdzie pomoc z jednej i z drugiej strony… Ale niestety się nie doczekaliśmy ani pomocy ze strony wschodniej, ani pomocy ze strony naszej dywizji spadochronowej z Anglii, na co przyznam się, że wszyscy liczyliśmy.
- Czy był pan świadkiem zrzutów?
Byłem świadkiem zrzutów. W okolicy ulicy Wilczej, Hożej tam gdzieś tak jak sobie przypominam zwłaszcza we wrześniu, to były chyba dziewiętnastego czy siedemnastego [września] największe zrzuty amerykańskie co były [organizowane] poprzez polskie lotnictwo. Ale z tych zrzutów duża część w ogóle dostawała się do Niemców
- Czy pana oddział otrzymywał jakąś broń ze zrzutów?
Tak, jakaś broń była. Później już pod koniec Powstania było z bronią trochę lepiej niż na początku, bo przede wszystkim była broń zdobyczna, a druga rzecz broń ze zrzutów.
- Czy był pan w czasie Powstania w szpitalu jako pacjent, jako odwiedzający?
[Jako pacjent] nie. Owszem byłem jako odwiedzający, to jak najbardziej. Jak byłem wolny, jak nie byłem akurat na służbie, to pomagałem w przenoszeniu rannych. Po drugiej stronie Alej [Jerozolimskich] przenosiliśmy rannych do szpitali do Śródmieścia w okolicach Marszałkowskiej przy Wilczej, przy Hożej, w tych okolicach gdzie były normalne punkty sanitarne, szpitale powstańcze.
- Jakie warunki panowały w tych szpitalach, w tych punktach sanitarnych?
Warunki były różne. Naturalnie niektóre były lepsze, niektóre były jednak bardzo zatłoczone.
- Czy zetknął się pan ze zbrodniami niemieckimi na ludności cywilnej?
W czasie Powstania to nie zetknąłem się z tym. Natomiast mam z własnego doświadczenia, z rodzinnych historii... W Alei Niepodległości, tam gdzie była pierwsza faza naszego skoszarowania, naszych walk, to około 10 sierpnia Niemcy wkroczyli do tych budynków na Aleje Niepodległości, na całą Kolonię Staszica i wszystkich wywieźli, później wyprowadzili do Pruszkowa a ludzi starszych, co jest charakterystyczne, kazali zgromadzić w jednym miejscu. Następnie, tak jak doszły nas już po wojnie, po Powstaniu wiadomości, to podpalili tych staruszków. To odbywało się na ulicy Sędziowskiej między ulicą Filtrową a ulicą Langiewicza.
- Czy tam zginął ktoś z pana rodziny?
Zginęła moja babcia.
- Czy miał pan w czasie Powstania czas wolny?
Nie miałem.
- A jak pan chodził ubrany?
Na początku miałem jeszcze swoje ubrania cywilne, a później mieliśmy kombinezony robotnicze i opaska naturalnie.
Hełmy też były, ale to nie był taki rynsztunek bezpośredni, rynsztunek który był przeznaczony tylko dla mnie. Jak się szło na jakąś akcję to otrzymywaliśmy hełmy, znaczy nie wszyscy, bo nie dla wszystkich starczało.
- Czy mieli państwo wiadomości, co się dzieje w innych dzielnicach?
Osobiście nie miałem. Ale poczta kursowała. Tylko jak jakiś łącznik przyszedł do nas z Mokotowa czy z Czerniakowa, to mieliśmy wtedy wiadomości co się dzieje, ale bezpośrednio żadnych jakichś kontaktów z innymi dzielnicami poprzez listy, to nie miałem.
- Czy miał pan kontakt z najbliższą rodziną? Wiedział pan co się dzieje z nią?
Nie. Z najbliższą rodziną w okresie Powstania nie miałem żadnych kontaktów. Wiedziałem, że mój brat i moja siostra stryjeczna znajdowała się na Mokotowie w Baszcie i dopiero o nich dowiedziałem się już po Powstaniu. A w czasie Powstania nie miałem żadnych wiadomości. O rodzicach, którzy byli na Alei Niepodległości też nie miałem żadnych wiadomości. Przez te dwa miesiące i później aż do pierwszych listów, które otrzymywałem w obozie jenieckim to był gdzieś grudzień 1944 roku, styczeń 1945 roku, to do tej pory nie miałem żadnej wiadomości.
- Jakie jest pana najlepsze i najgorsze wspomnienie z Powstania?
Najlepsze wspomnienie z Powstania to przede wszystkim jak przeszliśmy z Kolonii Staszica na Śródmieście, znaleźliśmy się zupełnie w innym świecie. Przede wszystkim i sztandary i flagi i ta atmosfera taka, która jest niezapomniana, i ta atmosfera, która była wtedy, to ten kto przeżył to chyba nigdy nie zapomni. i uważam, że nadrabiało się naturalnie miną to wszystko, bo nie było tak przecież wesoło. Natomiast, jeżeli chodzi o jeden z takich najczarniejszych dni to było właśnie bombardowanie, zburzenie części Architektury.
Straszny to był widok. Bardzo dużo [ludzi] zginęło z naszego batalionu, w ogóle z całego zgrupowania Golskiego, widok był bardzo [przykry]. Musieliśmy odgruzowywać to wszystko w znaczeniu, że wyciągać albo jeszcze żyjących kolegów, albo wprost trupy. Później pogrzeby były, to też bardzo smutne sprawy. Tam, gdzie w ogóle było trochę zieleni, podwórka zielone to pozamieniały się w cmentarzyki.
- Czy jest jakieś wydarzenie, z którego jest pan szczególnie dumny?
To trudno tak mówić o sobie. Jestem dumny bardzo z tego, że miałem możliwość brania udziału w Powstaniu i uważałem, że… zresztą to była nagminna sprawa, bo wszyscy właściwie byliśmy dumni z tego i byliśmy bardzo jakoś przejęci tą rolą. Mieliśmy wtedy po siedemnaście, szesnaście lat. To było zupełnie dla nas bardzo wzruszające.
- Jak pan, ten szeregowy żołnierz, odbierał działania swoich dowódców? Jaki był kontakt, jak ich oceniano?
Jeżeli chodzi o dowódców, to nie mogę mieć jakichś zastrzeżeń. Dzisiaj nawet z perspektywy lat pewne rzeczy może nie bardzo mi się teraz podobają, ale uważam, że zdali egzamin całkowicie i jak najbardziej pochlebne zdanie mam o swoich dowódcach. Szereg młodszych dowódców niewiele starszych ode mnie, raczej były takie koleżeńskie stosunki.
- Czy były jakieś warunki do zachowania higieny?
Były warunki w tym znaczeniu, że mieliśmy pompę na podwórku i stąd mieliśmy wodę. Jakoś, nie wiem skąd, ale mydło czy inne środki do higieny były. Chyba nie było takich wielkich problemów, może w innych punktach tak, ale w naszym jakoś te rzeczy były.
- A jak pan wspomina kapitulację?
To był straszny dla nas cios, bo do końca wierzyliśmy, że jednak nastąpi jakieś wsparcie nas i nie chcieliśmy wprost bardzo wierzyć w to, że to już jest koniec tego Powstania… Ale musieliśmy się jakoś dostosować, musieliśmy się przygotować do wyjścia do niewoli.
- Kiedy to wyjście się odbyło i jak ono wyglądało?
Wyjście odbyło się 4 czy 5 października. Wychodziliśmy poprzez naszą barykadę z ulicy Lwowskiej na plac Politechniki. Następnie ulicą 6-go Sierpnia, dzisiaj to się nazywa ulica Nowowiejska, szliśmy w kierunku Ochoty. Przy Alei Niepodległości był punkt gdzie zdawaliśmy broń. Później po oddaniu broni w całej kolumnie szliśmy w kierunku Ochoty i następnie do Ożarowa. Takim ważnym dla nas, dla naszych oddziałów punktem, był Ożarów. Z Ożarowa po trzech dniach chyba wyjechaliśmy transportem do Niemiec, do obozu. Pierwszy przystanek to dzisiejszy Kostrzyń, gdzie odbyła się taka mykwa, znaczy mycie, dezynfekcja, zrzucenie naszych [ubrań], odwszanie przede wszystkim, chociaż tak bardzo zawszeni nie byliśmy, ale były takie wypadki jednak, nie ukrywamy tego. Później z Kostrzynia dostaliśmy się wagonami bydlęcymi do Sandbostel, stalag 10 B koło Bremen.
- Jak wyglądała atmosfera w pana oddziale w chwili kapitulacji? Czy zastanawiali się panowie nad sensem tych dwóch miesięcy? Nad sensem Powstania?
Nie było takich głębszych rozmów na ten temat, ale był duży smutek i takie wprost niedowierzanie, że to jednak się skończyło i że to się tak skończyło.
- Nie było ulgi na przykład?
Nie odczuwałem takiej ulgi, że nareszcie koniec, nie tego nie było absolutnie. Część kolegów zdecydowała się [wyjść], ale mniejsza... Część zdecydowała się pozostać i wyjść z Warszawy z ludnością cywilną. Nasze sanitariuszki zostały i wyszły z ludnością cywilną. Z naszego oddziału, z naszych drużyn to nie zetknąłem się, żeby ktoś wychodził z ludnością cywilną. Raczej wszyscy poszliśmy do niewoli.
- Na jakiej ulicy znajdował się pana oddział i jak wyglądało otoczenie w chwili kapitulacji?
Stale mówię o rejonie Architektury, ulicy Noakowskiego. Budynki… było część naturalnie zniszczonych, na Lwowskiej było parę budynków zniszczonych. Całkowicie zrujnowanych, takich zburzonych od dachów po piwnicę, to raczej nie przypominam sobie.
- Proszę powiedzieć, jakie były warunki w stalagu?
W stalagu były bardzo ciężkie warunki, to był bardzo duży obóz jeniecki. Razem z nami, bo tam były poszczególne segmenty podzielone, to byli Francuzi, Włosi i jeszcze jeńcy z okresu września 1939 roku i było kilka baraków z powstańcami. Jeżeli chodzi przede wszystkim o warunki żywnościowe i higieniczne to w tym obozie były bardzo kiepskie. W grudniu wyjechaliśmy na Arbeitskommando do Hamburga. W Hamburgu byliśmy przez cały czas już prawie do zakończenia wojny. Tuż przed wojną ewakuowano nas z komenderówki Hamburga do koło Schlezwig-Holstein.
- A jakie prace pan wykonywał w Hamburgu?
Przede wszystkim odgruzowywanie Hamburga.
- Z jakimi uczuciami to odgruzowywanie było?
To różnie. Bardzo często byliśmy w takich dzielnicach Harburg. To jest coś w rodzaju jak Warszawa i Praga. Tam były bardzo duże zakłady Renami, zakłady benzynowe i tam codziennie Amerykanie i Anglicy bombardowali. Myśmy codziennie udawali, że odgruzowujemy tamte tereny. Następnie [pracowałem] przy różnych robotach wodociągowych, ulicznych, przy reperowaniu torów tramwajowych Hamburga, jak również przy odgruzowywaniu różnych miejsc, zakładów, przy wywózce śmieci.
- Gdzie znalazł się pan po Hamburgu?
Po Hamburgu to nas ewakuowali pod Schlezwig-Holstein do takiej miejscowości Schwezing-Huzum, do obozu jenieckiego, właściwie francuskiego bo tam większość była Francuzów i tam zastało nas zakończenie wojny.
- Jak pan wspomina moment zakończenia wojny i wyzwolenia tego obozu?
Bardzo przyjemnie wspominam moment zakończenia wojny. To było też takie dziwne, bo w pewnym momencie raptem jakiś samochód wojskowy angielski przyjechał do tego obozu, później się wycofał i później dopiero właściwie już właściwie normalne wojska angielskie wkroczyły po dwóch, trzech dniach.
Jeszcze przez pewien okres czasu byłem w tej miejscowości Schwezing-Huzum, następnie razem z bratem przedostaliśmy się do Delmerhorstu, koło Bremę, też do obozu jenieckiego, gdzie spotkaliśmy mego brata rodzonego i stryja czyli ojca mego brata, z którym cały czas przebywaliśmy w czasie Powstania.Następnie z grupą byłych marynarzy przedwojennych dostaliśmy się z tego obozu do Paryża. Przebywaliśmy w koszarach Bessie przez jakiś miesiąc a następnie transportem do Anglii dostaliśmy się do polskiej marynarki wojennej. Tam przebywaliśmy aż do powrotu do kraju, czyli do 1947 roku do czerwca. W miedzyczasie udało nam się dostać do polskiego gimnazjum i liceum imienia Słowackiego, gdzie zrobiliśmy małą maturę.
- Czy był pan po powrocie do Polski w jakiś sposób represjonowany?
Tak byłem represjonowany. Byłem zatrzymany w marcu 1953 roku, akurat po zakończeniu studiów. Po kilku dniach zostałem zwolniony i w chwili obecnej mam zaświadczenie z IPN o tym, że byłem poszkodowany. Niezależnie od tego, przez cały okres często miałem jakieś rozmowy z pracownikami urzędu bezpieczeństwa. W miejscu pracy i na mieście. Parę razy byłem wzywany do pałacu Mostowskich.
Pytali się bardzo dużo o różnych kolegów, o atmosferę jaka była w biurze projektowym, w którym pracowałem. Na przykład przed każdym wyjazdem moim za granicę, jechałem między innymi do Kanady w 1970 roku, to miałem dłuższą rozmowę z funkcjonariuszem urzędu bezpieczeństwa.
- Kiedy pan skończył studia i w jakim pan zawodzie pracował?
Skończyłem w 1953 roku wydział budownictwa lądowego i pracowałem w biurach projektowych w Centralnym Biurze Studiów i Projektów Budownictwa Kolejowego i w biurze projektów budownictwa komunalnego Warszawy.
Warszawa, 18 stycznia 2005 roku
Rozmowę prowadziła Magda Miązek