Leon Rogoziński "Babinicz"

Archiwum Historii Mówionej

Urodziłem się 27 stycznia 1928 roku w Warszawie. Mój pseudonim „Babinicz”, byłem żołnierzem Armii Krajowej w Batalionie „Ruczaj”.

  • Co robił pan przed 1 września 1939 rokiem?

Po prostu uczyłem się w domu, bo nie chodziłem do szkoły, tylko miałem nauczycieli i szkołę podstawową praktycznie robiłem w domu. Zdawałem egzaminy na koniec roku a przed wojną uczyłem się w domu. Do szkoły poszedłem dopiero po wybuchu wojny do Gimnazjum Zamoyskiego. Tam uczyłem się przez pierwszy rok, ale to już w okresie wojny a potem na kompletach, bo gimnazjum zostało formalnie zlikwidowane. Uczyłem się na kompletach, w mieszkaniach po sześć, siedem osób do Powstania Warszawskiego.

  • Czym przed 1 września zajmowali się pana rodzice?

Ojciec mój był inżynierem konstruktorem, prowadził przedsiębiorstwo budowlane, pochodził z Ukrainy, był jednym z dzieci właścicieli majątków. Moja matka Janina Rogozińska, żona mojego ojca mnie wychowywała. Ja byłem jedynakiem, Nie miałem rodzeństwa.

  • Jak zapamiętał pan wybuch wojny?

Wybuch wojny był w ten sposób, że mój ojciec jako oficer na miesiąc przed wybuchem wojny został powołany do wojska i praktycznie rzecz biorąc już był w wojsku i przyjeżdżał do nas do Warszawy z oddziału wojskowego. Był dowódcą, był porucznikiem i jak się wojna zaczęła to ojciec walczył z Niemcami. 6 czy 7 września jechał w ochronie rządu z oddziałami wojskowymi i został zatrzymany w końcowej fazie wojny przez sowietów, którzy mieli zamiar zatrzymać go, aresztować, jak to normalnie zatrzymywali oficerów i żołnierzy. Ojciec szczęśliwie znając Armię Czerwoną i sowietów, dlatego że sam w 1920 roku walczył w wojnie przeciwko Rosji, robił wszystko, żeby nie dać się zagarnąć do obozu. Tylko po prostu udało mu się uciec. Uciekając przeszedł przez Bug i przyszedł do Warszawy, ale to już było w okresie, kiedy Niemcy zajęli Warszawę. I w czasie okupacji ojciec mój był w podziemiu. Oprócz tego, że pracował, był w podziemiu i przygotowywał się normalnie do walki z Niemcami w następnej jakieś bitwie czy wojnie.

  • Gdzie pan był kiedy wojna wybuchła?

Byłem na Czerniakowie u siostry mojej matki. Ponieważ myśmy mieszkali sami w Śródmieściu, a Warszawa była bombardowana, więc przenieśliśmy się na Czerniaków bo wydawało nam się, że tam będzie bezpieczniej. I tam przez całe oblężenie Warszawy byłem u siostry mojej matki, Henryki [Zielińskiej]. U ciotki byliśmy tylko w czasie oblężenia Warszawy. Potem, w okupację, mieszkaliśmy w Alejach Jerozolimskich 7 mieszkania 15 i tam żyliśmy do wybuchu Powstania. Ojciec, jak powiedziałem był w organizacji Armii Krajowej, i oprócz tego pracował żeby było z czego żyć.

  • Z czego się państwo utrzymywali?

     


Z pracy mojego ojca tylko, bo matka nie pracowała. Nas była trójka, ja byłem jedynakiem.

  • Od kiedy pan uczestniczył w konspiracji?

     


W konspiracji takiej zorganizowanej [działałem] zasadniczo od Powstania, bo przed Powstaniem byłem bardzo młody i organizowaliśmy się w szkole na kompletach i to była jakby też forma organizacji, która ewentualnie by potem mogła działać jako wojsko, Wstąpiłem do Armii Krajowej w czasie Powstania, drugiego dnia Powstania.

  • Wybuch Powstania gdzie pana zastał?

     


Właśnie na Alejach Jerozolimskich. Poszedłem nawet z moim ojcem, rano jeszcze przed wybuchem Powstania na Stare Miasto, bo ojciec poszedł do dowództwa Armii Krajowej, ja z nim poszedłem, bo chciałem koniecznie rozpocząć, żeby on mnie wziął do tego. Ale nam powiedziano, że któryś z żołnierzy nas zawiadomi. Myśmy wrócili do domu. Wtedy Niemcy uderzali i zajęli nasz dom. Mieszkając na drugim piętrze nie wychodziliśmy z tego [domu] jak [go] zajęli, obawiając się że zginiemy. I trzeba przyznać, że ludzie, którzy mieszkali w tym domu, w tej kamienicy nie powiedzieli nic Niemcom, że jesteśmy na górze w mieszkaniu. Dzięki temu ocaleliśmy. Trwało to kilka godzin. Potem uderzyły oddziały Armii Krajowej i tą kamienicę odbiły. I formalnie rzecz biorąc zaczęliśmy działać w Armii Krajowej w czasie Powstania. Tak się dla mnie zaczynało Powstanie.

  • Gdyby pan mógł teraz powiedzieć szerzej, gdzie i kiedy walczył pan w czasie Powstania?

Zasadniczo 2 sierpnia zgłosiłem się jako ochotnik do punktu werbunkowego żołnierzy Armii Krajowej przy ulicy Wilczej róg Kruczej. Po rejestracji, przydzielono mnie jako strzelca do wytwórni granatów i butelek zapalnych która mieściła się przy ulicy Kruczej 11. Dowódcą tej wytwórni był major „Podolski” Stefan Orlewicz, który od 1941 roku zajmował się prowadzeniem tego typu produkcji w konspiracji. Inni oficerowie współpracujący to jest porucznik „Świderek”, kapitan „Marian”, porucznik „Kazimierz” i moi starsi koledzy „Strzelec”, „Nemo” i „Orzeł”.
Przez cały okres Powstania byłem zajęty przy produkcji butelek zapalających oraz granatów obronnych używanych do niszczenia czołgów, oraz do walk ulicznych. Moja rola polegała na napełnianiu butelki mieszanką – kwas siarkowy plus benzyna, korkowanie, oklejanie paskiem z chlorkiem potasu i oklejanie całej butelki papierem czyli, często stosowano system ciągły. Trzech, czterech żołnierzy to robiło, to znaczy nalewanie, korkowanie, oklejanie, oklejanie butelki. Materiały wybuchowe do produkcji uzyskiwaliśmy z niewypałów wybuchowych niemieckich. W czasie produkcji na przełomie sierpnia i września zdarzył się wielki wypadek. Nastąpił zapłon granatu, który został rzucony przez jednego z pracujących, żeby wyrzucić go za okno, niestety odbił się od okna i spadł na podłogę. Porucznik „Świderek”, widząc to, chciał ocalić produkujących tam kolegów, rzucił się na granat, chciał go ponownie wyrzucić. Granat wybuchł, i bardzo ciężko [ranił] porucznika „Świderka”, prawie że śmiertelnie, ale on przeżył szczęśliwie. Dzięki niemu, ocaleliśmy wszyscy. Natomiast często, jeżeli chodzi o współżycie tam na tym miejscu, to byliśmy ostrzeliwani, bardzo ostro przez granatniki. Była dosyć trudna sytuacja, bo siedzieliśmy na wybuchowym materiale.

  • Rozumiem, że całe Powstanie służył pan przy produkcji?

Czasami brałem udział w ataku, ale to już mniej; raczej byłem przy produkcji. Produkcja była bardzo niebezpieczna, bardzo trudna, tak że byliśmy zawsze spięci, żeby nie nastąpiły wybuchy, bo nas ostrzeliwano. Nastąpiły rozrywania, tam kilku kolegów zginęło.

  • Gdzie znajdowało się to miejsce?

Krucza 11.

  • Czy w czasie Powstania miał pan bezpośredni kontakt z żołnierzami ze strony nieprzyjacielskiej?

Z jeńcami, którzy zostali wzięci do niewoli, to trudno nazwać kontakt. Przechodzili koło mnie czy coś takiego.

  • A jak przyjmowała państwa służbę ludność cywilna? Czy odnosiła się z sympatią?

Z wielką sympatią. Mało tego, cieszyła się, że mimo strasznych niebezpieczeństw, że jest Powstanie, że się walczy z Niemcami i że oddziały nasze biją się tak twardo, mocno. Każdy oczekiwał, że Powstanie skończy się zwycięstwem, no ale wszystko robiono tak, żeby to nie nastąpiło, ponieważ Rosjanie nam nie chcieli pomóc podchodząc pod Warszawę. Walczyliśmy o to sami. Jeżeli chodzi o wszystkich warszawiaków, żołnierzy, nieżołnierzy i cywilów, każdy był nastawiony pozytywnie do Powstania Warszawskiego.

  • A czy miał pan kontakt z przedstawicielami innej narodowości?

Nie. Żydów tu nie było. Zależy w jakim rejonie? Ja byłem w Śródmieściu, w tej części Powstania śródmiejskiego a było przecież osiem rejonów. W rejonie Starówki, tam gdzie odbili Żydów, Armia Krajowa na Starym Mieście i na północy Warszawy, to ci ludzie mieli kontakt z Żydami, a my nie mieliśmy. To byli ludzie, którzy mieszkali cały czas tutaj.

  • Jak wyglądało pana życie codzienne podczas Powstania? Chodzi mi o żywność, ubranie.

Ubranie to po prostu próbowałem być ubrany jak żołnierz. Mieć buty wysokie, spodnie, kurtkę z wstążką Armii Krajowej i albo hełm, zależy od okresu, albo nakrycie jakieś głowy. Natomiast to było takie umundurowanie nie typowo wojskowe, tylko takie wyglądające na wojskowe. Żywność, to była częściowo z przydziału, który starali się, żołnierze, którzy zajmowali się organizacją jedzenia. To było bardzo nędzne. To przeważnie były zupy z pszenicy, chleb suchawy i praktycznie rzecz biorąc [nędza]. Ale myśmy nie robili z tego tragedii. Uważaliśmy żeby wszystko jakoś się kręciło i szło do przodu.

  • A gdzie pan nocował?

W piwnicy. Bo to trzeba było po piwnicach. Cała ludność Warszawy praktycznie starała się nocować w piwnicy, czy to seria pocisków, czy bombardowaniem, niszczyło budynek, a w piwnicy można było ocaleć. Piwnice były, między budynkami w mieście, połączone przebiciem otworów i ludzie raczej często chodzili nie wierzchem tylko pod ziemią.

  • A jak wyglądała sprawa higieny, czy był dostęp do wody?

Higieną się nikt nie zajmował. Jaka higiena?

  • A czy był jakiś czas wolny, czas na kontakty z najbliższymi?

Czasami prosiłem... Ojciec służył w wojsku, tak samo. Natomiast matka i ciotka właśnie mieszkały w piwnicy koło Wspólnej i ja starałem się − jak tylko pozwolił mi dowódca − dowiadywałem się, co się dzieje, czy one żyją i tak dalej.

  • A z kim pan się przyjaźnił podczas Powstania? Myślę, że z tymi osobami co razem z panem…

Oczywiście. Z kolegami z tego oddziału była przyjaźń wielka, bo pomagaliśmy sobie wzajemnie i byliśmy serdeczni. Część na przykład miała rodziny gdzieś w drugiej części Warszawy, denerwowali się co się dzieje. Staraliśmy się wytłumaczyć im, wyjaśniać, że na pewno żyją, że nic im się nie stało. Nie wiedzieliśmy.

  • Czy w oddziale byli sami mężczyźni czy kobiety też były?

Były też kobiety. Przy dowódcy, majora Orlewicza była jedna chemiczka czy dwie, która też brała udział w tej produkcji. Była po studiach na wydziale chemii. I jeszcze była jedna kobieta.
  • A w jakim wieku to byli ludzie?

Już po studiach, więc miały po dwadzieścia parę lat. Ja w czasie Powstania miałem szesnaście.

  • Czy podczas Powstania w pana otoczeniu uczestniczono w życiu religijnym?

Tak. Czasami przychodził kapłan. Odmawialiśmy modlitwę, w sumie staraliśmy się też modlić o to, żeby zwyciężyło Powstanie, żeby walka Powstańcza przyniosła pozytywne rezultaty.

  • Czy podczas Powstania czytał pan podziemną prasę, albo słuchał radia?

Radia to nawiasowo, bo nie było na to czasu, natomiast prasę czasami, gazety nasze, te które wychodziły, to przeglądaliśmy, czytaliśmy. Najwięcej [informacji] było z rozmów między nami, co było. I to nam dawało największe rozprężenie.

  • Te gazety które docierały to jakie były tytuły?

…?

  • Dyskutowaliście też o tym co się dzieje, czy to co przeczytaliście czy usłyszeliście w radio miało wpływ na wasze [działania]?

Ale nie tylko, co w radio, nie co czytaliśmy. Przecież łącznicy mieli kontakt z poszczególnymi fragmentami miasta i ci łącznicy przynosili wiadomości. Wiadomości były podstawą wyjaśnienia.

  • Jakie jest pana najgorsze wspomnienie z Powstania?

Chyba to, kiedy odczuwało się, że Powstanie pada i będzie podpisywana kapitulacja. To było bardzo przykre. Znaczy, że przegrywamy i Polska pada. To było dla mnie największym ciosem.
7 października, po Powstaniu, po porozumieniu się z dowódcą, powiedziałem, że nie chcę pójść do obozu z żołnierzami, chciałem pójść z cywilami bo myślałem, że mi się uda uciec...

  • A jakie jest najlepsze wspomnienie z czasów Powstania?

Najlepsze to [było] to, że jesteśmy wszyscy razem, że jest przed nami szansa wygrania, uzyskania zwycięstwa i [odzyskania Polski].

  • A co najbardziej się utrwaliło panu w pamięci?

W pamięci utkwiło mi to, jak byłem wychowywany, że miłość do kraju, ojczyzny i państwa polskiego [była] dla mnie wszystkim. Więc pozytywne sprawy to znaczy wygrana walka dawała mi radość, natomiast przegrana dawała mi wielki smutek. Natomiast wydaje mi się, że zostało to, że kraj nasz był po przegranej. [Chciałem] uciec gdzieś znów walczyć z Niemcami w oddziałach spoza Warszawy.

  • Co się działo z panem po Powstaniu?

7 października 1944 roku, po porozumieniu się z majorem „Podolskim”, dołączyłem do wychodzącej ludności cywilnej. Zostałem przewieziony do obozu w Ursusie. Obóz dla więźniów cywilnych. Z Ursusa, 12 października, czyli pięć dni później zostałem załadowany do transportu do Niemiec w wagonach towarowych. I tego dnia, w nocy wyskoczyłem z wagonu na przedmieściach Częstochowy. I tam w rejonie Częstochowy zostałem do końca wojny. Do zakończenia Wojny Światowej. Tak że udało mi się uciec, i to dla mnie była wielka radość, bo tam miałem kontakt z oddziałami partyzanckimi pod Częstochową. Bardzo lekki, potem to zacząłem wykorzystywać kiedy nastąpił koniec wojny i kiedy myślałem, że trzeba zacząć będzie nową wojnę z Rosją.

  • Jakie były warunki w obozie w Ursusie?

Po prostu w halach siedziały tysiące ludzi. Jedzenia wielkiego nic nie było, każdy co miał dzielił się. Podłe warunki. Tak jak w normalnym obozie.

  • Co działo się z panem po maju 1945 roku?

Po skończeniu wojny? To ja kończyłem szkołę, liceum, właśnie z żoną poznałem się w liceum, no i tam zdałem maturę. Już po 1945 roku wstąpiłem na uczelnię, na Politechnikę Warszawską, którą skończyłem tytułem inżyniera.

  • Gdzie znalazł pan później zatrudnienie?

Z zatrudnieniem to nie było problemu, bo ja pracowałem w czasie całych moich studiów. Równolegle studiowałem i pracowałem. Pracowałem w różnych przedsiębiorstwach, dużych zresztą. Mój ojciec był znany jako inżynier, tak że kontakt z różnymi ludźmi którzy ewentualnie mogliby mi pomóc w zatrudnieniu był duży.

  • A czy był pan represjonowany?

W okresie powojennym? Tak, oczywiście. Byłem przez Władze Bezpieczeństwa ponieważ, w okresie studiów i na studiach ja, jako młody chłopak, młody człowiek spróbowałem zorganizować oddział do walki z systemem i to część ludzi wpadała, część tego. Zatrzymywano mnie przesłuchiwano, żonę tak samo. Poza tym za samą świadomość, tą, że byliśmy członkami Armii Krajowej tylko, omijając świadomość walki dalszej, ale tylko za to, że walczyliśmy z Niemcami, za to pociągano do odpowiedzialności. Przesłuchiwano mnie w Pałacu Mostowskich, na Koszykowej. Żona tak samo była, ponieważ też brała udział w Armii Krajowej. Tam było szereg ludzi aresztowanych to i ją pociągali do odpowiedzialności, A że my byliśmy w kontaktach to jeszcze bardziej to pomagało.

  • Czy na koniec chciałby pan powiedzieć na temat Powstania coś czego jeszcze nikt nie powiedział?

Chciałbym powiedzieć jedno, to, że zapomniano o tym, że istniało Powstanie. I młodzieży i młodych ludzi nie uczy się o tym. Nie opowiada, nie uczy się w szkołach, nie podaje się do wiadomości, że to, to jest konieczne, żeby być dobrym Polakiem, że to było coś wspaniałego i coś, z czego trzeba się cieszyć i traktować jako coś najważniejszego w naszym życiu. Wydaje mi się, że dopóki to nie będzie robione, to... Wprawdzie teraz właśnie to, co robi Muzeum Powstania Warszawskiego jest dobre, bo to da pewne wiadomości na temat Powstania. Zajmie może niektórych młodych ludzi częścią historii Polski.



Warszawa, 3 Marzec 2005
Rozmowę prowadziła Małgorzata Bednarek
Leon Rogoziński Pseudonim: "Babinicz" Stopień: strzelec Formacja: Batalion „Ruczaj” Dzielnica: Śródmieście Południowe Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter