Krystyna Sitarska
Krystyna Sitarska, urodzona 11 lipca 1926, Charsznica.
- Pani była cywilem? Nie brała pani udziału w Powstaniu Warszawskim?
Byłam w harcerstwie. Harcerstwo było w AK.
Byłam na ulicy Jagiellońskiej, na Pradze.
- Proszę opowiedzieć o latach przedwojennych. Co pani pamięta? Jak było przed wojną? Tata pracował w przemyśle?
Najpierw mieszkaliśmy w Starogardzie Gdańskim, w Monopolu. Bardzo dobre warunki były, piękne mieszkanie, piękny ogród. [Tak było] do 1939 roku. Przed wrześniem rodzice nas (trzy dziewuchy) wpakowali w pociąg i wysłali do Warszawy, bo w Warszawie była rodzina, a ojciec jechał z ekipą, która się ewakuowała z Monopolu, aż do Kowla. Matka przyjechała później do Warszawy. Zresztą brat też przyjechał. Brat był w szkole morskiej w Gdyni. Stamtąd do Warszawy się dostał. Matka też przyjechała i zajęła się swoją siostrą, która urodziła dziecko, a sama zmarła w szpitalu. [Matka] zabrała dwoje jej dzieci, dwie moje siostry i razem z ojcem z ekipą, samochodami jechali do Kowla. Ojciec gdzieś dalej pojechał, a matkę zostawił ze wszystkimi dziewuchami w Kowlu. Ja tam nie byłam. One tam strasznie bidowały, bo przyszła zima. Później matka z nimi (chyba przez Bug) wracała do Warszawy. Tam się opłacili i przyjechała do Warszawy. Pamiętam, że jak zobaczyłam matkę – widziałam ją przed wrześniem, a potem zobaczyłam pewno w styczniu czy w lutym – to zupełnie nie ta sama kobieta. Moje siostry miały płaszcze letnie, watolina pod to podłożona, jakieś grube majtasy do kolan. A ja byłam cały 1939 rok u swojej ciotki w Konstancinie, tak że byłam i ubrana, i wypielęgnowana. Do szkoły chodziłam do Plater-Zyberkówny, tam były tajne komplety. Z Konstancina jeździłam ciuchcią do Warszawy.
- Należała Pani do harcerstwa?
Tak, [należałam] do harcerstwa. Myśmy mieli szkolenia, nawet jakieś wykłady w szpitalu, przychodził pan doktor. Opowiadał, jak trzeba bandażować, jak trzeba pielęgnować chorych. Takie rzeczy były. Potem miałam przydział na Jagiellońską, ale tam nic nie było do roboty.
- Pani była w konspiracji? Składała pani przysięgę? Pamięta pani, jak to się odbywało?
To w harcerstwie było. Nie pamiętam. Gdzieś pewno wyjechałyśmy z Warszawy. W Aninie chyba to było. Było nas pewno dużo. Nie pamiętam dokładnie.
- Dostała pani na dzień wybuchu Powstania przydział na Jagiellońską?
Tak.
- Przyszła jakaś łączniczka czy łącznik?
Przyszła do mnie, przed godziną „W” miałam dojść na Targówek. Szło się tam [ulicą] 11 Listopada. Przed przejazdem kolejowym Niemcy stali na posterunku. Już dalej nie poszłam, bo zobaczyłam, że leży zabity Powstaniec. Wróciłam, a potem poszłam inną drogą, już nie pamiętam, jak [doszłam] do siostry na Tykocińską. U niej chyba jedną noc byłam. Wróciłam później do Monopolu i dopiero z Monopolu poszłam na Jagiellońską. Żeśmy siedziały na Jagiellońskiej i oglądałyśmy, jak płonie Warszawa.
- Niemcy stosowali jakieś represje w stosunku do ludności cywilnej?
O tyle, że zabierali ludzi z Ząbkowskiej. Miałam znajome koleżanki na Ząbkowskiej, tam chodzili, z domu wyciągali ludzi. Myśmy mieszkali na terenie chronionym, tam się wchodziło przez furtkę. Był strażnik, tak że na ten teren Niemcy nie przychodzili. Był
Treuhänder, Niemiec, który się zajmował Monopolem. Wśród znajomych były zatrzymania, były aresztowania wśród dorosłych. Ja byłam smarkula.
- Jaki pani miała pseudonim?
Chyba nie miałam żadnego.
- Pamięta pani, jak wkroczyli Rosjanie?
Dobrze pamiętam. Byliśmy w piwnicy, w Monopolu. Przyszli Polacy, naturalnie z wojska Berlinga, i ci Polacy opowiadali. Jeszcze był strach w tej piwnicy, bo obok był jakiś magazyn z wódką, a Rosjanie chcieli koniecznie do wódki się dostać. Później żeśmy się wynieśli się z piwnicy. Z nami była łączniczka. Mówię o Marii Wiśniewskiej, była łączniczką. Kto był komendantem na Pragę? Jest jego plac, [Antoni Żurawski]. Zresztą dowódca Pragi też był u nas w Monopolu. Nie wiem, człowiek chaotycznie pamięta. Nie warto sobie tym głowy zawracać.
- A ta łączniczka, Maria Wiśniewska?
Jej maż był urzędnikiem w Monopolu Spirytusowym w Starogardzie. W 1939 roku zabrali go do wojska. Był w Rosji, był w armii Andersa. Ona się z nami bardzo przyjaźniła. To była pani z rocznika mojej matki, ale lubiła nas.
- Jak Rosjanie się zachowywali w stosunku do Polaków? Dostali się do tego spirytusu?
Nie, jakoś to Polacy obronili. Nie mam złych wspomnień. Byliśmy wrogo nastawieni, to tak. Tylko że w armii [Berlinga] byli Polacy, tak że oni opowiadali, jak się tam dostali. A sami Rosjanie? Nie mam jakichś złych wspomnień.
- Pamięta pani, jak Warszawa płonęła? Samoloty, naloty?
Dobrze pamiętam. Ranny był niedaleko, w Monopolu, myśmy go odnosili do szpitala. Na Brzeskiej był szpital. Pociski padały, „krowy”, słychać było. Nasze mieszkanie w Monopolu było zniszczone doszczętnie.
- Coś jeszcze pani utkwiło w pamięci?
Wszystko jest niepoukładane. Nie przygotowałam się po prostu. Zaraz po wyzwoleniu wyjechałam. Ojca nie było, matka była.
- Tata walczył w Powstaniu?
Tak.
Ojciec był na Długiej. W jakim zgrupowaniu? Skomplikowana nazwa. Jak się to mówiło? Baon?
Nie, nie „Zośka”
- Na Starówce był „Zośka”, „Parasol”, „Chrobry I”, 104. kompania syndykalistów.
Nie. Jest tablica tego zgrupowania na Długiej.
Nie, nie. To było skomplikowane. Zmechanizowany baon, coś takiego. Przedziwna nazwa była [Dywizjon Motorowy].
Stanisław Winiarski.
Nie. Brat tylko zginął w „Baszcie”, a ojciec przeżył. Był odwieziony do obozu. W obozie był ranny, ale potem wrócił.
- A brat zginął w „Baszcie”?
W „Baszcie”, na Dworkowej, jak wychodzili z kanałów.
- Jak się Pani dowiedziała, że on zginął?
Czerwony Krzyż przysłał zawiadomienie, jak wykopali groby w parku Dreszera. Wtedy byłam w Starogardzie. Do babki przysłano zawiadomienie, że znaleziono jakieś dokumenty. Te dokumenty, wykopane z grobu brata, oddałyśmy do muzeum. Tak że to w parku Dreszera. Tam siostra była, mnie nie było. Tak że stąd żeśmy się dowiedzieli, że to było na Dworkowej. Tam co roku, w sierpniu się chodzi. Teraz tam jest pomnik.
- Siostra brała udział, brat, tata. Ktoś jeszcze?
Nikt więcej. Wystarczy.
Warszawa, 11 maja 2011 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama