Hanna Barbara Szczepkowska-Mickiewicz „Anna”
Jestem Hanna Szczepkowska-Mickiewiczowa, córka profesora Jana Szczepkowskiego – rzeźbiarza i Marii Morozowicz-Szczepkowskiej – literatki i aktorki. Urodziłam się w Krakowie 24 maja 1915 roku.
- W jakim była pani zgrupowaniu w czasie Powstania Warszawskiego?
Walczyłam w batalionie „Zaremba-Piorun”, byłam dowódcą plutonu sanitarnego.
- Proszę opowiedzieć o latach przedwojennych. Jak pani je wspomina?
Przed wojną mieszkałam w Milanówku, urodziłam się w Krakowie, [potem] rodzice przyjechali do Milanówka, bo tu był dom moich dziadków – dom, w którym w tej chwili tutaj jesteśmy [...].
- Proszę powiedzieć co było powodem, że państwo dotarli do Milanówka?
Ojciec mój został dyrektorem miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie i przyjechali rodzice do Milanówka z Krakowa.
- Czy pani zaczęła studiować przed wojną?
Studiowałam przed wojną w tej samej Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa, którą ukończyłam chwalebnie.
- Jak pani poznała swojego męża?
Jak męża poznałam? Na lekcjach tańca.
Tak, w Warszawie. Nasze matki – to było kilkanaście pań, urządziły lekcje tańca dla młodzieży i tam poznałam mojego męża... Siedziałyśmy na kanapie we cztery: Monika Żeromska, Marysia Skoczylasówna, Ela Ostryjanka i ja, na dużej sofie naprzeciwko drzwi w wielkim salonie warszawskim. W drzwiach stanął bardzo piękny mężczyzna, wysoki, szczupły, świetnie zbudowany. Rozejrzał się po sali, spojrzał na naszą kanapę, podszedł i powiedział do mnie: „Czy mogę panią prosić do walca?” Miałam wtedy czternaście lat. Tak zaczęła się moja znajomość z mężem. I całe życie już potem, do jego śmierci byliśmy razem.
- W którym roku wyszła pani za mąż?
Wyszłam za mąż jak miałam nieskończone osiemnaście lat. Od tego dnia, jak miałam lat czternaście na lekcjach tańca, codziennie po obiedzie [mój przyszły mąż] przychodził do nas do domu. I powiedział moim rodzicom, że: „Ja tu żadnego mężczyzny nie dopuszczę.”
- Jak pani wspomina swój ślub, gdzie on się odbył?
W Warszawie, ślub [odbył się] w Warszawie, a mieszkaliśmy po ślubie tutaj, w tym domu na pierwszym piętrze, piętro niżej.
- Jak pani zapamiętała wybuch wojny?[...]
Myśmy byli cały czas w konspiracji i mąż i ja, więc o tym, że będzie wojna wiedzieliśmy od razu. Jak tylko wybuchła wojna, to od razy żeśmy się włączyli do konspiracji.
- Ale tutaj, na terenie Milanówka, czy w Warszawie?
Nie, w Warszawie. Mój mąż był oficerem, nie wysokim [stopniem], bo był porucznikiem, ale był wysokim pracownikiem Armii Krajowej.
- Proszę powiedzieć kim był mąż?
[...] [Mąż] był szefem wywiadu. Jednym z szefów. Co mam więcej mówić...
- Czy pani wiedziała o tym, czym mąż się zajmuje?
Naturalnie, że wiedziałam od początku. Jasne...
- Jaką rolę pełniła pani w konspiracji?
Podczas Powstania? Byłam dowódcą plutonu sanitarnego.
- Ale jeszcze przed Powstaniem, w konspiracji, jaką pani odgrywała rolę?
W konspiracji, jakby to powiedzieć, byłam normalnym...
... żołnierzem. [...] Byłam łącznikiem. Cały czas byłam łącznikiem między moim mężem, a Zgrupowaniem.
- Jak pani wspomina 1 sierpień, pierwszy dzień Powstania Warszawskiego?
Nie potrafię opisać...
- Może towarzyszyła temu wielka radość?
Po prostu zameldowałam się na punkcie, zostałam wciągnięta na listę członków Batalionu jako dowódca plutonu sanitarnego. Tak się zaczął pierwszy dzień.
- Tak, ale czy z radością czekaliście państwo na to Powstanie?
Ja myślę! To było wyzwolenie.
Nareszcie! To Powstanie, to... Nie oddałabym jednej godziny z mojej pracy w konspiracji. To był najwspanialszy okres mojego życia. To, czego nikt nie jest w stanie zrozumieć, kto nie był w konspiracji. Co to było za cudo! Co to była za przyjaźń! To w ogóle trudno opisać. To byli ludzie tak bliscy jak rodzice, jak bracia, jak siostry. Myśmy się naprawdę kochali, to znaczy nie erotycznie, broń Boże, aleśmy byli do siebie przywiązani. Jeżeli szedł jeden człowiek za drugiego gołą piersią na kule, to chyba wystarczy... Jeden za drugiego szedł bez zmrużenia powieki. Nie oddałabym jednej godziny z mojego życia, z konspiracji. To był najpiękniejszy okres mojego życia mimo, że najgroźniejszy...
- Była pani ranna w czasie Powstania, z powodu wybuchu?
Nie, nie byłam ranna. Moje MR, czyli Miejsce Postoju to była Emilia Plater 14. Nasze podwórze było tutaj, tutaj była, był płot wyżej z działką sąsiednią, tutaj była ściana. Wybuchł granatnik w sąsiednim podwórzu i mnie rzuciło plecami o ścianę, bo byłam dość blisko ściany. Podniosło mnie jak listek i rąbnęło mnie plecami tak, że nie mogłam złapać tchu. To było tak silne. Ale ze służby nie zeszłam, bo byłam dowódcą plutonu sanitarnego... Cóż ciekawego będę mówiła o Powstaniu? O Powstaniu nie można mówić, bo Powstanie to było coś najwspanialszego w moim życiu. Takiej przyjaźni, takiej serdeczności między ludźmi jak było w Powstaniu, to nigdy więcej nie spotkałam. Jedno szło i zasłaniało drugie. [...] [Powstanie] było wspaniałe.
- Zdarzały się jakieś złe wspomnienie w Powstania?
Złych żadnych.
- Chodzi o śmierć bliskich osób...
Wszystkie śmierci były bliskie. Myśmy się nie znali, a byliśmy jak jedna rodzina, więc nie można określić, że ktoś był bliższy, a ktoś mniej bliski. Myśmy jedno drugie osłaniali. Szliśmy razem na śmierć. Czy można było więcej... I mężczyźni byli naprawdę mężczyznami. Jak oni walczyli, to naprawdę... To co powiem, to jest może śmieszne, ale człowiek z satysfakcją patrzył jak te dzieciaki (bo najmłodszy nasz żołnierz miał jedenaście lat) [szły] z karabinem w ręku... To byli mężczyźni! A najmłodszy nasz chłopak miał pseudonim „Pimpek”.
Przeżył Powstanie, poszedł do niewoli i... rozstrzelali go Niemcy w Niemczech.
- Czy zna pani imię i nazwisko tego kogoś?
Nie znam.
- Czy miała pani podczas Powstania Warszawskiego cały czas kontakt z mężem?
Tak, miałam. Mimo, że mój mąż był w tej samej dzielnicy, ale widzieliśmy się tylko siedem razy przez całe Powstanie, bo ani ja, ani on, nie mieliśmy czasu. On przychodził dowiedzieć się, czy ja jeszcze żyję, czy już nie. A ja do niego w ogóle nie chodziłam mimo, że wiedziałam gdzie on mieszka, bo mieszkał w mieszkaniu naszych przyjaciół, a ja mieszkałam na pozycji. Bo Adam był wolontariuszem, formował ekipę ludzi, [którzy] zbierali niewypały i dostarczali [je] do produkcji granatów. Jak Adam mawiał: „Mam zajęcie.” A poza tym jeszcze stawiał światła [na zrzuty?]. Jak on mówił: „Mam zajęcie raczej rozrywkowe.”
- Pamięta pani, czy były kłopoty z wyżywieniem, z wodą?
Z wyżywieniem? Byłam na żołdzie [żołnierskim], więc byłam..., a Adam był na własnym [wikcie]. Myśmy wzięli wszystkie pieniądze, jakeśmy mieli do Powstania i Adam się sam utrzymywał.
- Czy wystarczało środków, jedzenia? Jeśli nie, to jak walczyliście z głodem?
Walczyliśmy z głodem mniej więcej od połowy Powstania. Nigdy nie byłam tęga w moim życiu, ale po Powstaniu jak wróciłam, to dosłownie wszystkie gumki, które były [w ubraniach] musiałam zwężać, bo wszystko ze mnie spadało. Ale nie oddałabym jednej godziny z mojego życia. Było wspaniałe, naprawdę wspaniałe! Wiedziałam, że jestem potrzebna. To jest strasznie ważne.
- Gdy nastąpił upadek Powstania, gdzie pani była w tym czasie? Jak to pani przeżyła?
To trudno powiedzieć, jak przeżyłam. To była katastrofa. To było coś ponad ludzkie siły. Muszę powiedzieć szczerze: jak upadło Powstanie to żałowałam, że nie zginęłam. Czy można więcej...
- Czy wyszła pani po Powstaniu jako żołnierz, czy jako ludność cywilna?
Jako osoba cywilna. Obojeśmy wyszli jako osoby cywilne. Mąż był porucznikiem, a ja starszym sierżantem.
- Gdzie trafiliście państwo z Warszawy? Tutaj do Milanówka, czy gdzieś indziej?
Do Milanówka od razu, bo tutaj mieszkaliśmy. A w Warszawie byliśmy na Emilii Plater.
- I tutaj była pani aż do wkroczenie wojsk sowieckich?
W Milanówku nikt o nas nic absolutnie nie wiedział. Byliśmy związani tylko z Warszawą. Jak przychodzili do nas parę razy, namawiali nas, żebyśmy się zapisali do konspiracji, [i] żeśmy odmawiali, to powiedzieli: „Mickiewiczowie, skończone świnie!” A myśmy już byli potąd w konspiracji.
- Gdy nastąpiło zakończenie wojny, to była pani w Milanówku?
W Milanówku, tak. To był najwspanialszy okres mojego życia. Wiedziałam, że jestem potrzebna, a to takie ważne.
- Czy po wojnie była pani represjonowana? I jak to było z mężem?
Ja nie, tylko mąż, bardzo. Znęcali się nad nim w więzieniu. Ach...
- Kto się tak bardzo do tego przyczynił?
Nie wiem.
Prokurator... Wolińska... No, Wolińska tak, ale to była pestka...
- Proszę o tym opowiedzieć.
Nie miałam kontaktu z Wolińską, z Wolińską miał kontakt mój mąż.
- Proszę powiedzieć, ile czasu mąż był w więzieniui...
To mnie pani zabiła tym pytaniem. Ile to było... Prawie 5 lat bez wyroku, bez żadnego uzasadnienia.
- Ale później jak był proces, wyrok, to mąż został zwolniony?
Bez wyroku.
- [...] Jak mąż został zwolniony?
Zwyczajnie. Chodziłam, aż wychodziłam. To moje życie, ale nie oddałabym z niego jednej godziny, bo było wspaniałe. Polska naprawdę była Polską.
- Czy pani mąż pochodził z tych sławnych Mickiewiczów?
Prawdopodobnie tak... Tylko dokładnie nie wiem, ponieważ mój mąż pochodził od tych Mickiewiczów, którzy byli w Rosji, w Charkowie. Ale to jest wszystko jedna rodzina.
- Dlaczego przyjęła pani pseudonim „Anna”?
Nie wiem. Po prostu.
- A jaki pseudonim miał mąż?
„Adam”. Nosił swoje imię – „porucznik Adam” – taki był pełen jego pseudonim. A ja byłam siostra „Anna”.
- Gdyby miała pani po raz drugi podjąć decyzję o pójściu do Powstania, czy poszłaby pani?
Naturalnie, bez najmniejszego wahania. Jasne!
Milanówek, 22 czerwca 2006 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama