Barbara Maria Jędrzejewska „Baś-Miś”
Nazywam się Barbara Jędrzejewska z domu Drozdowicz, no i mieszkam tutaj właściwie od urodzenia. W czasie Powstania byłam na Żoliborzu w plutonie 202.
- Proszę nam opowiedzieć krótko o swoim życiu przed wybuchem wojny.
Przed wybuchem wojny to byłam w liceum, to znaczy w szkole u sióstr zmartwychwstanek i właściwie potem w gimnazjum też u sióstr zmartwychwstanek byłam. A po Powstaniu, jak wróciłam, to byłam w liceum plastycznym na Myśliwieckiej.
- Pytam o to życie przed wojną, bo chciałabym wiedzieć, czy wychowanie w rodzinie, wychowanie w szkole wpłynęło potem jakoś na pani postawę patriotyczną?
Zdecydowanie tak, bo i moja cała rodzina była bardzo zaangażowana w czasie okupacji, po prostu w tych dziejach okupacyjnych. A w szkole byłam u sióstr zmartwychwstanek, gdzie też były… To znaczy przede wszystkim były komplety. Chodziłyśmy do szkoły, która nazywała się szkoła krawiecka, ale przy tej szkole krawieckiej uczyłyśmy się wszystkich przedmiotów.
- To było właśnie u sióstr zmartwychwstanek, ta szkoła krawiecka?
Tak, u sióstr zmartwychwstanek.
- Ale przed wojną, jeszcze przed wybuchem wojny, czy pani zapamiętała jakieś szczególne takie… Mówiło się o tym, że trzeba się dla Polski w jakiś sposób poświęcać czy coś takiego się mówiło przed wojną? Czy to się po prostu wiedziało?
Nie, to się wiedziało. Mieszkam zresztą w tym domu, przecież był budowany przez moich dziadków i mieszkam tutaj nieomalże od urodzenia, bo wtedy był taki zwyczaj, że dom musiał trzy lata się suszyć, tośmy mieszkali w Łodzi i potem tutaj już mieszkam od trzeciego roku życia. Tak że nie było problemu takiego, że trzeba coś robić, żeby być Polakiem.
- To po prostu się wiedziało…
Po prostu się wiedziało.
- Jak pani zapamiętała wybuch II wojny światowej, ten dzień 1 września?
Ten dzień 1 września to byłam u dziadków w Skolimowie. Co prawda, ile wtedy miałam lat, jedenaście – po prostu zapamiętałam tak, że mówiło się, że jest wojna, że Warszawa była bombardowana, bo była bombardowana, a w Skolimowie u dziadków jak byłam […], to tam nie czuło się tego.
- Kiedy pani tutaj, do Warszawy w 1939 roku, do domu wróciła ze Skolimowa?
W 1939 roku to wróciłam od razu po… To znaczy po wojnie…
Po dwudziestym siódmym, natomiast po Powstaniu byłam w obozie jenieckim w Oberlangen i stamtąd, z Oberlangen byłam przez rok w Brukseli na Akademii Sztuk Pięknych.
- Ale jeszcze wróćmy do 1939 roku. Kiedy pani wróciła do szkoły? Kiedy zaczął się rok szkolny, wtedy we wrześniu w 1939 roku?
Chyba od razu. Nie pamiętam w tej chwili, ale z tego, co pamiętam, to byłam w szkole tutaj u zmartwychwstanek, w tej szkole. Wtedy zrobili tutaj tak zwaną szkołę krawiecką, gdzie poza tym, że szyło się, bo się szyło, ale było nauczanie normalne, nauczanie gimnazjalne.
- Jak zmieniło się pani życie przedwojenne i to okupacyjne?
Nie miałam z tym wiele do czynienia, ponieważ moi rodzice żyli, więc po prostu…
Dom stał, rodzice żyli, tak że nie miałam z tym wiele do czynienia.
- Kiedy pani po raz pierwszy zetknęła się z konspiracją?
W 1943 roku pierwszy raz. Byłam wtedy w Skolimowie i tam był taki patrol sanitarny, do którego należałam.
- Ale wcześniej, jak to się stało, że pani do tego patrolu zaczęła należeć?
Moja przyjaciółka, która mieszkała też w Skolimowie, z tym że ja do dziadków jeździłam tylko na wakacje, a moja przyjaciółka mieszkała stale w Skolimowie, to ona mnie skierowała do tego patrolu.
- Co panią powodowało? Dlaczego pani się zgłosiła do tego patrolu?
Po prostu obowiązek patriotyczny.
- Jak wyglądały szkolenia, zbiórki? Gdzie się odbywały?
Zbiórki odbywały się właśnie też w Skolimowie. Przyjeżdżała pani sanitariuszka z Warszawy i te zbiórki odbywały się w Skolimowie u mojej przyjaciółki, która mieszkała w Skolimowie na stałe.
- Czy pani była zaprzysiężona, czy to były tylko takie szkolenia?
Nie, nie byłam zaprzysiężona… [Właściwie] byłam zaprzysiężona.
- Czy pani pamięta moment składania przysięgi?
Nie bardzo. Ale w każdym razie wiem, że byłam… Po prostu taki był zwyczaj, nie zwyczaj, że na ogół nie można było należeć do organizacji, nie składając przysięgi.
- Czy pani wiedziała, jak się nazywa ta organizacja?
Ta organizacja to był „Żywiciel” i byłam w plutonie „Żaglowca”.
W czasie Powstania.
- Ale w czasie okupacji to tylko pani miała kontakt z tą…
Z tą grupą, tak.
- Ile to było osób, czy pani pamięta?
Kilka było osób. W każdym razie byłam tam skierowana przez moją przyjaciółkę, z którą byłam zaprzyjaźniona. Ona mieszkała w Skolimowie cały czas, tak że z nią miałam bliski kontakt i z tymi osobami po prostu jakoś tak się nawiązało kontakt taki okupacyjny, jak to trzeba powiedzieć.
- Na czym te szkolenia polegały? Czy pani miała szkolenie w jakimś szpitalu też?
Nie, po prostu przyjeżdżała sanitariuszka, która uczyła nas obchodzenia się z chorymi, wszystkich możliwych czynności, bandażowania, opatrywania ran. Jednym słowem takie to były to sprawy.
- Przed wybuchem Powstania, na przykład w lipcu 1944 roku, czy pani już spodziewała się, że coś się będzie działo, że pani te umiejętności będzie musiała wykorzystać?
Tak, spodziewałam się. Mówiło się zresztą szeroko, to znaczy szeroko, nie szeroko, w każdym razie że dojdzie do tego Powstania.
- Czy pani miała wyznaczone jakieś miejsce zbiórki?
W czasie Powstania?
- Przed Powstaniem jeszcze.
Przed Powstaniem to wszystko się odbywało w Skolimowie. Mieszkałam wtedy u dziadków i u tej mojej przyjaciółki odbywały się właśnie zbiórki tego zgrupowania. A w czasie Powstania to byłam w patrolu sanitarnym na Żoliborzu.
- Jak pani zapamiętała dzień 1 sierpnia 1944 roku? Czy ktoś panią zawiadomił, że trzeba się stawić w jakimś wybranym miejscu?
Zasadniczo… Ponieważ miałam stały kontakt z moimi kolegami i koleżankami z czasów okupacji, no to zwyczajnie mnie zawiadomili.
- Gdzie pani była 1 sierpnia?
Pierwszego sierpnia byłam na Żoliborzu.
- W jakimś konkretnym miejscu?
W konkretnym nie, tutaj, u siebie w domu. Ale potem byłam w patrolu sanitarnym, w plutonie 202. Potem, po Powstaniu byłam w obozie jenieckim w Oberlangen.
- Ale gdzie ten patrol sanitarny miał swoją siedzibę?
Na ulicy Suzina, na Żoliborzu.
- Kiedy pani poszła na Suzina? Pierwszego sierpnia czy później, czy wcześniej?
Pierwszego sierpnia.
- Tutaj, na Żoliborzu, to Powstanie zaczęło się trochę wcześniej? Czy pani była świadkiem, czy pani słyszała o tym?
Nie no, słyszałam, naturalnie że słyszałam. Przecież dlatego też od razu poszłam do Powstania, do tego patrolu sanitarnego, w którym zresztą byłam zapisana od jakiegoś czasu. Bo to było tak, że w czasie okupacji w Konstancinie, w Skolimowie, moja przyjaciółka była zainteresowana tymi patrolami sanitarnymi i tam skończyłam kurs sanitarny. A jak wybuchło Powstanie, to tu się zgłosiłam już jako sanitariuszka.
- Jak wyglądał ten lokal na Suzina? Czy to był jakiś szpitalik, punkt sanitarny?
Punkt sanitarny.
- Jak to wyglądało, były łóżka dla rannych?
Nie, bo szpital był niedaleko, a to był punkt sanitarny, gdzie po prostu był… Było nas siedem, tam żeśmy mieszkały i to po prostu był taki… Jak by to powiedzieć? Mieszkanie dla tego patrolu sanitarnego, a szpital był bardzo niedaleko.
- Pani mieszkała na piętrze, w piwnicy? Gdzie znajdował się ten lokal?
Oj, to już nie kojarzę, nie pamiętam.
- Kto był dowódcą patrolu, czy pani pamięta?
Patrolu sanitarnego… Pamiętam jej pseudonim: „Dora”.
- Czyli siedem dziewczyn, „Dora” nimi dowodziła.
Tak, dowodziła.
- Jak pani poszła ubrana do tego Powstania?
Mieszkałam zawsze tu, na Żoliborzu. Czyli nawet wtedy w czasie Powstania to zawsze mogłam przyjść do domu się przebrać i coś na siebie nałożyć, bo tu mieszkałam prawie że od urodzenia. Tak że zawsze mogłam przyjść tutaj, bo Żoliborz był przecież cały wolny w czasie Powstania. Tak że to trudno mi powiedzieć, jak byłam ubrana, no bo zawsze przychodziłam do domu, żeby się przebrać.
- W każdym razie nie było tak, że pani dostała tam jakieś ubranie, fartuch biały?
Nie.
Miałam opaskę, tak.
- Taką akowska czy Czerwonego Krzyża?
Akowską.
- Czy pani pamięta pierwsze zadanie?
Nie kojarzę zupełnie. Ponieważ to był patrol sanitarny, więc siedzibę żeśmy miały na Suzina i po prostu tymi rannymi trzeba było się zająć, więc tego nie bardzo pamiętam, jaki był mój pierwszy kontakt z chorymi. Tyle wiem, że trzeba było po prostu zająć się tymi chorymi.
- Pani miała jakąś teorię, a tutaj trzeba było wiedzę w praktyce wykorzystywać.
No tak.
- Czy nie było jakiegoś konfliktu takiego, nie miała pani żadnych oporów, widząc krew?
Nie, żadnych, zupełnie żadnych.
- Wychodziła pani gdzieś na ulicę zbierać tych rannych?
Tak, wychodziłam z tym patrolem, żeby tych rannych dowieźć czy doprowadzić do szpitala.
Na Suzina.
- Z jakiego terenu ten pani patrol zbierał rannych?
Już tego nie kojarzę, jakoś nie bardzo… To znaczy ze sporego terenu, ale już nie kojarzę, jaki to był teren.
- Jaka atmosfera panowała w pani zespole? Czy pani spotykała się z ludnością cywilną też, z cywilami?
Bardzo, bardzo dobra.
- Jak cywile, ludność cywilna przyjmowała walkę Powstańców?
To różnie było, bo niektórzy byli bardzo zaangażowani i się bardzo włączali, to znaczy po prostu interesowali się, a niektórzy byli całkiem obojętni. Tak że to różnie było.
- Czy doświadczyła pani takich przejawów życzliwości? Czy ludzie przynosili coś?
Tak, jak najbardziej, przynosili ludzie. Przynosili coś do jedzenia, przynosili różne… Po prostu głównie przynosili właśnie żywność.
- Czy pani pamięta właśnie, jak to było z żywnością? Czy cały czas jedzenie jakieś było, czy były kłopoty?
Nie, nie było kłopotów, ponieważ Żoliborz to dzielnica taka… Na Suzina był nasz ośrodek i nie było żadnego kłopotu, ponieważ ci ludzie, którzy tam mieszkali, to starali się po prostu nam wszystko zapewnić. Tak że tam nie było żadnego problemu takiego, że nie było co jeść…
- Czy pani musiała na przykład opatrywać rannych Niemców?
Nie.
- W czasie całego Powstania nie zetknęła się pani z Niemcami tak blisko?
Nie, zupełnie nie.
- Czy pani zapamiętała jakieś szczególne akcje bojowe, które łączyły się też z pani działaniem?
Właściwie to nie, bo zapamiętałam owszem, ale tylko to, jak do obozu jechałam. Wtedy nasz cały patrol sanitarny szedł Krasińskiego do Pruszkowa i stamtąd dopiero zabierali nas Niemcy do obozów.
- Ale jeszcze w czasie Powstania. Na przykład, czy pani sobie przypomina atak na Dworzec Gdański?
Nie, nie brałam w tym udziału w ogóle.
- Do pani jakby nie docierały…
Nie docierało, bo byłam na Suzina. Tak że to nie docierało do nas.
- Czy pani czytała podczas Powstania prasę powstańczą? Czy pani słuchała jakiej radiostacji? Czy pani wiedziała, co się dzieje w innych dzielnicach?
Nie… Radiostacji to nie słuchałam, bo nie było gdzie i jak słuchać przecież.
A gazetki powstańcze owszem, czytałam.
- Ale takie informacje o tym, co się dzieje na Starym Mieście czy na Woli?
Nie, tego w ogóle nie było, w ogóle nie było możliwości takiej, żeby to po prostu jakoś… Nie było możliwości takiej, żeby się dowiedzieć, co się dzieje.
- Czy pani brała udział w jakichś religijnych uroczystościach? Czy coś takiego się odbywało?
Nie.
- Czy pani działanie wiązało się z zagrożeniem życia? Czy pani miała taką świadomość, że pani naraża życie?
Miałam taką świadomość, jak najbardziej. Zresztą byłam tak jak mówiłam w patrolu sanitarnym, gdzie chodziło się, przecież tych rannych trzeba było zebrać sporo z pola walki. Tak że miałam tą świadomość.
- Jak wyglądało takie życie codzienne? Trzeba było się myć, trzeba było jeść, spać…
Myśmy miały kwatery na Żoliborzu, na Promyka. Tak że tam nie było problemu, dlatego że w tych wszystkich willach był prysznic, była wanna, była woda. Tak że tu nie było żadnego problemu z myciem i z… To nie to, co w Śródmieściu. Po prostu tutaj można było całkowicie wykorzystać wszystkie te przybory, które trzeba było do mycia mieć.
- Pani mówiła: „Żoliborz był wolny”. Czy tu rzeczywiście pani czuła, że jest na kawałku wolnej Polski?
Tak, zdecydowanie tak.
- Pamięta pani jakieś barykady czy jakieś trudności z przechodzeniem między ulicami?
Nie, ponieważ centralny Żoliborz był zasadniczo wolny. Barykady to były dopiero przy Dworcu Gdańskim, od Śródmieścia. Potem od Wisły, tam były barykady. Ale po prostu nie dochodziło się tam.
- Tutaj byli żołnierze AL, na Krasińskiego, niedaleko. Czy pani się zetknęła, czy pani słyszała, że tacy są?
Słyszałam, ale byłam w Armii Krajowej.
- Rozumiem, ale czy pani zetknęła się z takimi żołnierzami?
Zetknęłam się.
- Czy jakaś współpraca była?
Nie, współpracy nie było. To znaczy nie pamiętam tego, bo może i dowództwo…
- Nie, ja mówię na pani poziomie.
Nie.
- Za Wisłą stali Rosjanie. Czy mówiło się o tym, że oni tam stoją, nie pomagają? Czy czekaliście na to, że oni przyjdą pomóc?
Nie… To znaczy nie pamiętam tego. W każdym razie z tego co zapamiętałam, to raczej się tego nie spodziewaliśmy.
- Czy pani słyszała o zrzutach alianckich? Czy pani może była świadkiem?
Nie.
- Jaka atmosfera panowała w pani oddziale? Czy się pani zaprzyjaźniła z tymi dziewczynami, które tam były?
Jak najbardziej. Była taka bardzo przyjacielska atmosfera, bardzo przyjacielska. Jeszcze do dziś mam kontakt z takimi dwiema koleżankami z tego oddziału.
- Czyli pani zadanie polegało na zebraniu rannych i odprowadzeniu ich do szpitala? Ze szpitalem pani nie miała nic wspólnego?
Nie, ze szpitalem nie miałam żadnego kontaktu.
- Był jakiś lekarz, który miał nadzór nad pani oddziałem?
Był taki lekarz, tak.
- Czy pani pamięta jego nazwisko albo pseudonim?
Nie, nie pamiętam. W każdym razie wiem, że był taki lekarz.
- A ten moment kapitulacji. Czy to się czuło, że jest coraz gorzej, że Powstanie zmierza do końca?
Ja tego osobiście nie czułam. Z tym że był taki moment, kiedy już upadło Powstanie i wieźli nas do obozu, to wtedy rzeczywiście był bardzo paskudny moment. Ale tak to nie pamiętam tego momentu, żeby się czuło, że to Powstanie upada.
- Czyli kapitulacja Żoliborza była dla pani jakby zaskoczeniem?
Zupełnie.
- Mieliście jakąś odprawę przed tą kapitulacją?
Nie.
- Ktoś dawał wskazówki, jak się zachować, uciekać do cywilów, iść do niewoli?
Nie, raczej z tego co pamiętam, to wszyscy żołnierze szli do obozu, do niewoli. Ja zresztą też byłam przecież w niewoli.
- No właśnie. Nie było takich sugestii, żeby się zmieszać z ludnością cywilną?
Nie, nie było.
- Jaki był stosunek żołnierzy, chłopców do dziewczyn?
Bardzo dobry, bardzo przyjacielski, bardzo.
- Tak że pani się czuła tak samo ważnym żołnierzem?
Czułam się potrzebna, tak samo ważnym żołnierzem i po prostu zaprzyjaźniona z tymi chłopcami.
- Czy pani pamięta nazwisko swojego dowódcy, oprócz tej dziewczyny?
Nie, nazwiska nie pamiętam.
- Dowódcy plutonu nie pamięta pani?
Nie, nie pamiętam.
- Teraz ten moment kapitulacji i wychodzenia z Żoliborza. Jak pani to zapamiętała?
Był to moment bardzo trudny, bo wszystkie oddziały spędzono na plac Wilsona i z placu Wilsona na piechotę Niemcy gonili nas do obozów, to znaczy najpierw do Pruszkowa, a potem z Pruszkowa byłam w Oberlangen.
- Czy przed tym wyjściem były jakieś przygotowania, jakieś czyszczenie ubrania?
Nie, nic takiego nie było.
Dostawałam żołd, jak najbardziej.
- Co pani zrobiła ze swoja opaską akowską, wychodząc z Powstania?
Mam ją do tej pory.
- Czyli wychodziła pani z opaską?
Tak, mam ją do tej pory.
- Jak zachowywali się Niemcy, którzy konwojowali żołnierzy? Czy otaczali was?
Stwierdzam, że właściwie bardzo przyzwoicie, że nie było żadnych takich… Jak by to powiedzieć?… Brutalnych jakichś [aktów]… Po prostu zachowywali się bardzo przyzwoicie.
- Czyli właściwie pani kontakt z Niemcami już po kapitulacji to był pani pierwszy kontakt bliski z Niemcami od początku wybuchu Powstania?
Tak.
- Wcześniej pani Niemców tu nie widziała?
Nie, nie widziałam, w ogóle nie widziałam.
- Na piechotę dokąd doszliście?
Do Pruszkowa.
Do samego Pruszkowa na piechotę.
- Później była pani w tym obozie przejściowym w Pruszkowie?
W Pruszkowie to byłam tylko dwa dni, a potem nas wieźli do Oberlangen.
- Czy był jakiś niepokój wśród ludzi? Nie wiedzieliście, dokąd jedziecie?
Nie wiedzieliśmy, dokąd jedziemy.
- Ani nie było pewności, jak się Niemcy zachowają.
No i nie było pewności też, jak się Niemcy zachowają. W każdym razie z tego co pamiętam, to na piechotę żeśmy szły ulicą Krasińskiego do Pruszkowa, a potem z Pruszkowa do Oberlangen.
- Czy jeszcze ludność cywilna była na Żoliborzu, jak wychodziliście?
Jeszcze była.
- Czy oni gdzieś się gromadzili, czy raczej nie widać było tych ludzi?
Nie, nie bardzo było widać, ale w każdym razie jeszcze ludność cywilna była.
- Czy pani przez okres Powstania miała broń?
Miałam.
- Wychodząc, zdała pani gdzieś tą broń?
Nasz dowódca zbierał, to znaczy jemu składaliśmy broń.
Pistolet.
Tak, tam dostałam i miałam pistolet.
- Umiała pani się nim obchodzić?
Umiałam, jak najbardziej.
- Teraz podróż pociągiem. Ile ona trwała, czy pani pamięta? Czy była uciążliwa? Jak to wyglądało?
Do obozu?
Muszę powiedzieć, że w gronie tych moich… Bo przecież w pociągu to w tych wagonach towarowych była cała grupa moich koleżanek, bliskich koleżanek, to żeśmy sobie tak trochę żartowały, trochę wspominały. Tak że to nie była taka bardzo uciążliwa droga.
- Same kobiety, bo Niemcy zrobili selekcję? Same kobiety jechały?
Tak, same kobiety jechały.
- Od razu do Oberlangen czy z jakimiś przystankami?
Nie, jeszcze najpierw do Gross-Lübars. Najpierw był obóz w Gross-Lübars, to było niedaleko Berlina, a potem dopiero pod granicę holenderską do Oberlangen.
- Czy pani pamięta po drodze jakieś bombardowania?
Nie.
- W tym obozie przejściowym długo pani była?
W tym obozie przejściowym to był jeden miesiąc… Miesiąc i parę dni więcej, a potem do Oberlangen. A już w Oberlangen to był długi pobyt, już bardzo długi.
- Jakie warunki panowały w tych obozach?
To były baraki, duże baraki. W tych barakach było około dwustu [osób]… Przeważnie na salach… To były takie dwie duże sale, czyli na jednej sali było pięćdziesiąt osób, na drugiej około stu osób. Warunki panowały właściwie dobre, trzeba powiedzieć. Nie było żadnego takiego zamieszania jakiegoś. Dobre były warunki. Przede wszystkim ci ludzie z Powstania jakoś się trzymali. Po prostu nie było sprawy takiej, żeby kłócili się, żeby… Jakoś tak ręka w rękę wszyscy szli razem.
- Te przeżycia powstańcze łączyły?
Łączyły, bardzo łączyły.
- Jak się ta załoga niemiecka zachowywała tam wobec was? Kobiety jeńcy to jest rzadka rzecz.
W porządku, całkiem w porządku, całkiem dobrze się zachowywali, zupełnie w porządku.
- Tak że nie było takiego lęku, jakiegoś wykorzystywania seksualnego?
Nie, żadnego takiego nie było, żadnego lęku, żadnego… Po prostu byli, pilnowali, żeby było wszystko w porządku i nie było żadnego lęku.
- Sprawa wyżywienia na przykład. Czy dostawałyście tam panie wystarczającą ilość jedzenia?
Wydaje mi się, że tak, to znaczy tak jak dla mnie. To był obóz najpierw w Altengrabowie, to tam był jeden obóz kobiecy, a obok niedaleko zaraz byli mężczyźni. No to pamiętam taki moment, kiedy mój ojciec, który zmarł w obozie, i wezwali mnie Niemcy na pogrzeb mojego ojca. Zupełnie niesamowita historia, na pogrzeb mojego ojca poszłam i wtedy koledzy moi, którzy… Bo byłam w obozie jenieckim kobiecym, pod samym Altengrabowem, Gross-Lübars. Wtedy nawet koledzy moi z Powstania byli na tym pogrzebie.
- Pani ojciec też był zaangażowany?
Tak, ojciec też był. Ojciec był porucznikiem i zmarł. Był ranny w czasie Powstania, ale też pojechał do obozu i zmarł w obozie.
- Jak pani zapamiętała Wigilię obozową?
Jakoś trudno mi to [sobie przypomnieć], jakoś nie bardzo pamiętam.
- Co robiły te uwięzione kobiety w tym obozie w ciągu dnia?
Co robiły?
- Nie pracowałyście dla Niemców?
Nie, zupełnie nie. Co muszę przyznać rzeczywiście, że była tam biblioteka, duża biblioteka.
W obozie, duża biblioteka była. No to czytałyśmy sporo.
- Jakieś samokształceniowe kółka się tworzyły?
Było coś takiego, tak.
- Kto i kiedy wyzwolił ten obóz? Jak pani zapamiętała ten moment wyzwolenia?
Z Altengrabowa przewieźli nas do Oberlangen, to było pod granicą holenderską i w Oberlangen wyzwoliła nas dywizja Maczka.
- Jak pani zapamiętała to spotkanie z polskimi żołnierzami?
Bardzo wzniośle, bardzo było sympatycznie jakoś tak.
- Oni tam później jakby objęli komendę?
Oni objęli tam komendę, a potem po pobycie w obozie byłam przez rok w Brukseli na studiach, na Akademii Sztuk Pięknych.
- Łatwo się było dostać na taką akademię do Brukseli z obozu, właściwie bez papierów żadnych?
Jakieś takie były ulgi dla tych byłych jeńców wojennych. Tak że nie miałam żadnego problemu z dostaniem się do akademii. Z tym że byłam po małej maturze. A jak tam dostałam się, też właśnie po małej maturze, na akademię, a potem jak wróciłam do Polski, to zdawałam maturę w liceum plastycznym.
- Pani podjęła taką decyzję, żeby zostać w Brukseli, dlaczego? Tutaj była rodzina.
Nie no, nie mogłam tu wrócić. Przecież tutaj granica była zamknięta, przez dobry rok nie można było wrócić. Tak że w Brukseli byłam po prostu z przymusu, a nie dlatego, że nie [chciałam] wrócić… No tak, bo nie mogłam wrócić.
- Nawiązała pani w ciągu tego roku kontakt z rodziną w Polsce?
To znaczy miałam takie wiadomości przez różnych znajomych. Ale tak pisać też nie można było przecież.
- Potem pani podjęła decyzję o powrocie?
Podjęłam decyzję o powrocie, bo byłam w Brukseli… Ponieważ miałam małą maturę w Polsce, to w Brukseli byłam przez rok na Akademii Sztuk Pięknych. Potem, jak wróciłam do Polski, to musiałam zdać maturę i byłam wtedy w liceum plastycznym, wróciłam do liceum plastycznego.
- Jeszcze chciałam wrócić do tego momentu podejmowania decyzji. Pani wiedziała, że tutaj politycznie się zmieniła sytuacja.
Wiedziałam, ale nie można było przecież stamtąd przez rok w ogóle dojechać do Polski.
- Potem już można było i pani wróciła?
A potem już można było i wtedy jak już można było, to od razu wróciłam.
- Jakaś grupa koleżanek też wróciła?
Też ze mną wróciła grupa koleżanek.
- Jak wyglądał ten powrót? Dostałyście bilety na pociąg? Ktoś odprowadził na pociąg? Jak to wyglądało?
Nie bardzo to kojarzę, bo w każdym razie na pewno…
- Czy pani pamięta, skąd pani miała pieniądze na mieszkanie w Brukseli, na opłacenie różnych rzeczy? Jak to wyglądało?
To wyglądało tak, że był ośrodek studiów, polski ośrodek w Brukseli i oni opłacali wszystko. Myśmy po prostu bez… Przecież nie było żadnych możliwości zarobków ani… Ale był ośrodek polski w Brukseli i oni płacili za nasze studia.
- Pani mieszkała w jakiejś bursie?
Tak, w takim akademiku z koleżankami.
Z Polkami, tak. Wszystko Polki.
- To pani musiała dobrze znać język, żeby tam studiować?
Trochę… To znaczy na Akademii Sztuk Pięknych, bo akurat kończyłam tam akademię, to można było się porozumieć, ale nie musiałam specjalnie dużo mówić. Trzeba było rysować, malować.
- Wróciła pani do Polski. Czy miała pani później jeszcze jakieś przykrości z powodu tego, że pani brała udział w Powstaniu?
Nie, zupełnie nie. Natomiast jak wróciłam do Polski, to właśnie poszłam do liceum plastycznego, bo tam mogłam pójść bez matury na studia. A tutaj jak wróciłam do Polski, to poszłam do liceum plastycznego i tu zdałam maturę.
- Czy pani przyznawała się do tego, że pani była w czasie Powstania w Armii Krajowej?
No jak najbardziej, to znaczy w swoim środowisku.
- Rozumiem, ale to liczne pisanie życiorysów różnych po wojnie – czy tam też pani pisała, że była pani w Armii Krajowej w czasie wojny?
Już tego nie kojarzę. W każdym razie moi wszyscy znajomi wiedzieli, że byłam w Armii Krajowej i byłam sanitariuszką w Armii Krajowej, bo byłam sanitariuszką.
- Czy udział w Powstaniu wpłynął jakoś na pani życie?
Chyba nie.
- Potem po prostu zmieniły się warunki i żyło się…
Zmieniły się warunki i żyło się. Przecież jak było Powstanie, to miałam szesnaście lat. Potem po prostu, już jak wróciłam do Polski, to byłam… Ponieważ mogłam w Brukseli pójść na Akademię Sztuk Pięknych bez matury, a jak wróciłam do Polski, to poszłam do liceum plastycznego, gdzie zdałam maturę. Potem już tutaj w Polsce to jakoś tak nie miałam żadnych problemów.
- Czy teraz po przeżyciu wielu lat i po różnych ocenach Powstania, czy teraz zaangażowałaby się również pani, gdyby była taka potrzeba, gdyby ten czas wrócił?
Mam osiemdziesiąt cztery lata, więc nawet nie myślę o tym…
Gdyby była taka potrzeba, to na pewno bym się zaangażowała.
Warszawa, 12 kwietnia 2012 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska-Dubek