Operacja „Burza” 1944

Wbrew polskim nadziejom na aliancki desant na Bałkanach, już w 1943 r. było kwestią przesądzoną, że sytuacja na ziemiach polskich będzie zależna wyłącznie od frontu wschodniego, gdzie po bitwie na Łuku Kurskim inicjatywa strategiczna definitywnie przeszła w ręce Sowietów.

W listopadzie 1943 r., tuż przed konferencją Wielkiej Trójki w Teheranie (28 listopada – 2 grudnia) Komendant Główny Armii Krajowej, gen. Tadeusz Komorowski „Bór” wydał rozkaz do rozpoczęcia operacji „Burza”, spodziewając się w ciągu następnych kilku miesięcy przekroczenia przez Armię Czerwoną przedwojennej granicy Rzeczpospolitej; tak też się stało na Wołyniu, koło miasta Sarny, 4 stycznia 1944 r. Operacja – później nazwana „Akcją Burza” była pomyślana jako działanie wojskowe, mające wykorzystać krótki czas pomiędzy odwrotem Niemców, a nadejściem Sowietów, by odzyskać kontrolę nad terytoriami polskimi, bezprawnie anektowanymi przez ZSRS 17 września 1939 r.

Fotografia niemiecka autorstwa Propagandakompanie (Kompanii Propagandowej Wehrmachtu) Horter. Wóz konny i ciężarówki z ładunkiem zaopatrzenia dla Wehrmachtu, front wschodni, luty 1944 r.

12 stycznia 1944 r. Komendant Główny w rozkazie nr. 126 zapowiedział wsparcie Armii Czerwonej w walce z Niemcami „w miarę naszych sił i interesów państwowych”. Był to formalny początek Akcji „Burza”, zakończonej 26 października rozkazem ją odwołującym, wydanym przez ówczesnego komendanta, gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”. Szacuje się, że w operacji wzięło udział ok. 100 tys. żołnierzy i oficerów AK. Gen. „Bór” dopuszczał taktyczne współdziałanie z wojskami sowieckimi, zarazem przewidywał ujawnienie dowództw AK i występowanie ich wespół z ujawnionymi organami administracji cywilnej Państwa Podziemnego w roli legalnych gospodarzy ziem okupowanych przez Sowietów w latach 1939-1941. Militarnie operacja polegać miała na intensywnych działaniach dywersyjnych wymierzonych w linie komunikacyjne, którymi Wehrmacht wycofywał się na zachód.  Akcje zbrojne miały omijać duże miasta, celem oszczędzenia ludności cywilnej i zabudowy; w czerwcu 1944 r. jednakże gen. „Bór” zmodyfikował rozkaz, wzywając również do zajmowania dużych miast, o ile opuszczały je już jednostki wojskowe i władze niemieckie.

Poza zadaniami militarnymi i politycznymi, oddziały AK były również zobowiązane do czynności policyjnych, polegających na osłanianiu ewakuacji ludności cywilnej i zapewnieniu bezpieczeństwa publicznego w opanowanych miejscowościach. Gen. „Borowi” zależało, by ujawnienie organów wojskowych AK miało charakter trwały; miano podkreślić w ten sposób polski wkład w zwycięstwo nad Niemcami, spodziewając się, że władze sowieckie będą chciały przypisać sukcesy sobie i swoim zwolennikom. W tym miejscu gen. „Bór” różnił się w ocenie sytuacji z Naczelnym Wodzem gen. Kazimierzem Sosnkowskim, przewidującym po dokonanej akcji odwrót sił Podziemia, bądź ich pozostawanie w konspiracji, na wypadek wrogości Sowietów. 

Gen. Tadeusz Bór-Komorowski, zdjęcie powojenne

Polscy przywódcy nie wiedzieli o niejawnych ustaleniach Konferencji w Teheranie,  w którym Churchill i Roosevelt wyrazili poparcie dla sowieckich roszczeń terytorialnych kosztem granicy wschodniej Rzeczpospolitej. Mając zagwarantowane poparcie polityków zachodnich, Józef Stalin otrzymał faktyczną swobodę działania na terenach, które miały się znaleźć na wschód od tej granicy. Dowództwo AK nie ufając Sowietom spodziewało się wrogich incydentów z ich strony, licząc jednakże w takim wypadku na interwencję dyplomatyczną aliantów zachodnich. Rząd polski nie uzyskał jednakże wcześniej żadnych gwarancji takiego poparcia przez zachodnich sojuszników, ci zaś, jak już wspomniano, zasygnalizowali już wcześniej Stalinowi, iż nie będą w żaden sposób interferować w konflikt polsko-sowiecki.

Wołyń

 

Armia Czerwona wkroczyła najpierw na Wołyń, najwcześniej uruchamiając działania „Burzy”, choć tamtejsza dramatyczna sytuacja militarna i społeczna w żaden sposób nie ułatwiała tej decyzji. Rozpoczęta 11 lipca 1943 r. eksterminacja ludności polskiej na tych terenach podjęta przez Ukraińską Powstańczą Armię zmusiła Polaków do samoobrony.

Pół roku później na Wołyniu toczyła się już regularna wojna polsko-ukraińska, w której priorytetem strony polskiej była ochrona własnej ludności. Dotychczasowy dowódca Okręgu Wołyńskiego AK płk. Kazimierz Bąbiński „Luboń” był przeciwny „Burzy” na tym terenie, proponując w swoim raporcie dla Komendy Głównej przemieszczenie swoich sił na Zamojszczyznę, a potem na Podkarpacie, gdzie miały się one dozbroić zaopatrzeniem ze zrzutów alianckich i zaatakować Niemców. Oznaczałoby to porzucenie ludności Wołynia i rezygnację z walki o polskie interesy,  zarówno wobec UPA, jak i Armii Czerwonej.

Wołyń, wiosna 1944 r. Spotkanie żołnierzy sowieckich i polskich z 27 Dywizji Piechoty AK, wspólny obiad po naradzie

Bąbiński został więc odwołany przez Komendę Główną i zastąpiony przez majora Jana Kiwerskiego „Oliwę”. W myśl rozkazów KG AK siły polskie miały przeprowadzić uderzenie prewencyjne przeciwko UPA (co oznaczało również uderzenie we wsie ukraińskie), a następnie rozpocząć właściwą „Burzę”, czyli zaatakować niemieckie linie komunikacyjne. Wobec ewentualnych sowieckich prób rozbrajania Polaków przewidywano odwrót za Bug. Wołyń w niemieckiej strategii wojennej zyskał sobie tymczasem kluczową rolę strategiczną; znaczące miasto i węzeł kolejowy Kowel został ogłoszony twierdzą, mającą zatrzymać sowiecki marsz w kierunku Brześcia. Niemcy więc zamierzali się bronić, a nie wycofywać, a to był warunek do rozpoczęcia właściwej „Akcji Burza”; stąd działania polskie przybrały tu charakter zupełnie inny niż zakładano.

26 marca 1944 r. ppłk „Oliwa” nawiązał oficjalnie współpracę wojskową z wysokimi oficerami Armii Czerwonej : gen. Siergiejewem, gen. Gromowem i płk. Charytonowem. Zgadzał się na taktyczne podporządkowanie sformowanej tu 27 Dywizji AK Sowietom, podkreślając że wykonuje ona polecenia polskiego rządu w Londynie i działa na rozkaz KG AK. Polscy żołnierze mieli zostać dozbrojeni i umundurowani, jako regularna jednostka wojskowa; uzyskano gwarancję, że nie zostaną oni wcieleni do armii gen. Berlinga.

Wołyń 1944. Zbiórka żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK

Ważność tych ustaleń dla strony polskiej wymagała jednak akceptacji ze strony Komendanta Głównego i Naczelnego Wodza; nadeszła ona dopiero 12 kwietnia, z zastrzeżeniem pełnej odrębności i niezależności politycznej 27 Dywizji. Mjr Kiwerski został awansowany na podpułkownika. Należy zaznaczyć, że jakkolwiek inicjatywa militarnej współpracy z Sowietami została wysoko oceniona przez rząd w Londynie, to jednakże nie wyjaśniono, w jaki sposób jednostka wojskowa uwikłana w ciężkie walki z Niemcami ma zarazem realizować zadania polityczne i propagandowe. Dla strony sowieckiej najważniejsze w tym momencie było związanie przez Polaków sił niemieckich, celem jak najszybszego opanowania Kowla. Stosunki z Sowietami szybko zaczęły się psuć, o czym szczegółowo informowano KG AK w Warszawie, a stamtąd na bieżąco kontaktowano się z władzami w Londynie.

Już pod koniec marca doszło do poważnego incydentu w związku z rozstrzelaniem przez Sowietów dowódców samoobrony polskiej z Przebraża i Rożyszcza. Komunikat na ten temat został przesłany przez władze polskie  w Londynie stronie brytyjskiej i amerykańskiej. Interwencja ta wywołała osobliwą reakcję Brytyjczyków, zainteresowanych tylko tym, czy owi polscy dowódcy ujawnili się zgodnie z przyjętymi procedurami, oraz czy nie prowadzili „działalności antysowieckiej”. 30 marca gen. „Bór” w depeszy do gen. Sosnkowskiego domagał się, by Brytyjczycy przysłali drogą powietrzną komisję aliancką, któraby mogła przeciwdziałać podobnym incydentom. Działania polskie przyniosły skutek, w postaci nagłego zwrotu nastawienia Sowietów, wręcz manifestujących życzliwość wobec polskich dowódców i chętnie nawiązujących negocjacje z nimi.

Zmiana taktyki nie dotarła na czas do wszystkich wykonawców polityki Stalina; szef komunistycznej partii na Ukrainie Nikita Chruszczow negował istnienie kilkutysięcznych oddziałów polskich na Wołyniu, mimo że szef Ukraińskiego Sztabu Partyzanckiego Timofij Strokacz go na ten temat informował, dodając fałszywą informację, że polski dowódca „Oliwa” dysponuje nawet własnym lotniskiem, gdzie lądują samoloty z Londynu. Niemożliwe jest, by Chruszczow w swoim komunikacie chciał dezinformować Stalina; raczej sam manifestował, że jest dezinformowany, wskazując na duży chaos informacyjny i brak jednoznacznej taktyki postępowania z polskimi oddziałami. 21 maja dowódca I Frontu Białoruskiego gen. Konstanty Rokossowski w meldunku swojej Rady Wojennej dokładnie informował o owocnej współpracy z 27 DP AK, zarazem jednak informując o słabym wyposażeniu.  

W ten sposób rozpoczęła się wołyńsko-poleska kampania 27 DP w samym sercu frontu wschodniego, trwająca od marca aż do czerwca 1944 r.. Polacy przystępowali do operacji dysponując 4500 karabinami, 200 pistoletami maszynowymi, 650 pistoletami, 190 ręcznymi karabinami maszynowymi, 17 ciężkimi karabinami maszynowymi, 2 rusznicami przeciwpancernymi, 2 moździerzami kal. 81 mm i 3 działkami przeciwpancernymi. Niemcy już od stycznia 1944 r. z obawą obserwowali koncentrację polskich oddziałów.

Żołnierze 27 Wołyńskiej DP AK, Drozdówka, lipiec 1944

2 Kompania batalionu „Trzaska” z 27 Wołyńskiej DP AK podczas defilady, 1944 r.

Do niebezpiecznego dla Niemców indycentu doszło 23 lutego pod wsią Werba, gdzie batalion Wehrmachtu osaczył kompanię polskich partyzantów, którą od flanki zaatakować miał oddział węgierski. Zamiast nacierać, Wegrzy zbratali się z Polakami, zwracając im wcześniej odebraną broń i przekazując skrzynkę amunicji i granatów. Polacy działali coraz śmielej; batalion por. Władysława Czermińskiego „Jastrzębia” z zaskoczenia zajął miasteczko Hołoby, powodując paniczką ucieczkę Niemców. Pod Owadnem Niemcy dali się okrążyć Polakom, porzucając cały tabor z amunicją i wyposażeniem, w trakcie odwrotu zostali jeszcze pomyłkowo ostrzelani przez Węgrów.

Straty niemieckie wyniosły 32 zabitych, podczas gdy polskie 7 poległych. Niemcy pod wrażeniem liczebności polskich partyzantów nie stawili oporu, umożliwiając im zajęcie bez walki miasta Turzyska, o czym donosiły równocześnie polskie radio Londyn i radio Moskwa. Ataki polskiej piechoty wspieranej przez artylerię sowiecką przełamywały niemiecki opór, pozwalając Polakom na zdobywanie bezcennej broni i amunicji. Dochodziło jednakże do nieporozumień z Sowietami; polskie oddziały dostawały się omyłkowo pod ich ostrzał. Niemcy nie mieli żadnego rozezania w polskich siłach i ich dyslokacji; skupieni na naciskających ich czerwonoarmistach, potrafili nieświadomie wchodzić pomiędzy polskie jednostki, które po prostu ich rozbrajały, jak stało się pod Zasmykami i Mosurem.

Kiedy Niemcy zagrozili egzekucją 300 Polaków we Włodzimierzu Wołyńskim, AK zapobiegło temu dokonując wymiany jeńców, lecz ich broń pozostała w rękach polskich. W związku z bitwą o Kowel Niemcy na początku kwietnia zaczęli ściągać na Wołyń posiłki; przybyły tu elitarne jednostki, takie jak I Brygada Górska, 5 Dywizja Pancerna SS „Wiking”, czy jednostki liniowe kierowane tu aż z Estonii. Oddziały batalionów „Korda” i „Sokoła” przecięły Niemcom drogę do Kowla, atakując nowo-przybyłe jednostki. Polacy ponieśli przy tym jednak wysokie straty. Rozpętała się regularna bitwa Kowelsko-Włodzimierska, w kórej żołnierze 27 DP walczyli z Niemcami na dystansie 30 kilometrów. Porafiono przy tym wykazać się znakomitą manewrowością polskich pododdziałów, atakujących niespodziewanie od tyłu niemieckie jednostki, jak pod Radziechowem, gdzie wzięto do niewoli 37 żołnierzy Wehrmachtu, zdobywając 17 sztuk broni maszynowej, działko z amunicją i dużo broni ręcznej. Atakowano śmiało i nietypowo; batalion „Sokoła” pod Sztuniem rozbił kompletnie oddział Narciarskiej Brygady Strzelców (Skijägerbrigade), biorąc do niewoli dziesiątki jeńców i przejmując cały tabor z amunicją, żywnością i kuchnią polową. Polsko-sowieckie walki przeciwko Niemcom daleko wykroczyły poza skromne założenia „Burzy”; polegały wręcz na wspólnym zajmowaniu całych miejscowości.

Fot. Zbigniewa Starzyńskiego. Wołyń 1944. Żołnierze 1 kompanii II Batalionu 43 pułku piechoty AK

Według Kajetana Bienieckiego był to powód, dlaczego brytyjski Zarząd Operacji Specjalnych (Special Operations Executive, SOE) pomijał dywizję wołyńską w swoim planie wsparcia zrzutami powietrznymi wyłącznie jednostek, atakujących niemieckie linie komunikacyjne. Mimo iż dywizja posiadała cztery placówki do odbioru zrzutów na Wołyniu, zaś pogoda w związku z nadejściem wiosny poprawiała się, Anglicy nadal nie chcieli wspierać jej z powietrza. Zamiast tego dowódca SOE, major Colin Gubbins, domagał się intensyfikacji zrzutów w południowej Polsce. Gen. Sosnkowski również zarządził akcje dywersyjne przeciwko niemieckim liniom komunikacyjnym, natomiast zupełnie zignorował kwestię zrzutów lotniczych dla toczącej ciężkie walki w okrążeniu 27 dywizji. Wreszcie nocą z 8 na 9 kwietnia 1944 r. mjr Jaźwiński, dowódca Głównej Bazy Przerzutowej, w tajemnicy przed Anglikami wysłał dwa polskie bombowce Halifax, z zadaniem wsparcia dywizji. Jeden z samolotów zrzucił znaczący ładunek na placówkę koło Lubomla; zrzut został przejęty, co potwierdził gen. „Bór”. Drugi samolot nie mógł odnaleźć zrzutowiska i dokonał zrzutu na Hrubieszów, który to odbiór także potwierdzono.

Niemcy zaczęli wspierać swoje akcje przeciwpartyzanckie czołgami, stopniowo zyskując przewagę. Coraz groźniejsze były naloty Luftwaffe (angażujące niekiedy nawet 30 szturmowych Junkersów Ju-87 „Stuka”) na polskie pozycje. 18 kwietnia 1944 r. pozycje 27 DP znalazły się pod miażdżącą nawałą ogniową artylerii niemieckiej i nalotów Luftwaffe. W trakcie przenoszenia miejsca postoju sztabu dywizji, wskutek napaści niezidentyfikowanej grupy partyzantów (być może wysłanych przez Sowietów) niespodziewanie poległ ppłk „Oliwa” (zastąpił go mjr Jan Szatowski „Kowal”).

Ppłk Jan Wojciech Kiwerski „Oliwa”, dowódca 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK

Tym samym tragiczna stała się sytuacja całego zgrupowania, znajdującego się już w niemieckim okrążeniu. Polacy musieli zniszczyć wozy taborowe; z wyprzęgniętych koni utworzono kolumnę liczącą 800 wierzchowców, obciążonych ekwipunkiem. Dywizja liczyła przy tym jeszcze kilka tysięcy ludzi. Za cenę wysokich strat udało się wyrwać z niemieckiej pętli; nie było jednak wytchnienia. Jak tylko Polacy weszli do lasów Szackich, 5 maja 1944 r. doszło do krótkiej, ale zażartej walki z Węgrami na bagnety, wygranej przez żołnierzy 27 dywizji. Krótki okres przerwy w walkach zakończył się wskutek działań oddziału partyzantów sowieckich płk. Iwanowa, którzy ściągnęli za sobą obławę niemiecką. Zmasowany atak niemiecki z kilku kierunków groził zagładą dywizji na leśnym cyplu o powierzchni zaledwie 4 km. kwadratowych. Mjr „Żegota” podzielił dywizję na trzy części, które miały samodzielnie przebijać się przez Polesie ku Kamieniowi Koszyrskiemu. 27 maja żołnierzom zgrupowania kpt. „Gardy” udało się przeprawić się przez Prypeć, wydostając się poza front niemiecki, lecz na brzegu zostali zdziesiątkowani omyłkowym ostrzałem sowieckim, wskutek którego poległ sam dowódca, czterech oficerów i 130 szeregowych.

Ocalałych 300 ludzi zostało wcielonych do 1 Armii Wojska Polskiego. Kolumna majora „Kowala” pozbawiona łączności z Sowietami nie zaryzykowała przeprawy przez Prypeć; nie dysponując sprzętem przeprawowym nie mógł on pokonać rzeki Muchawiec, więc ostatecznie ruszył w kierunku Bugu, przeszedł na drugi brzeg i zatrzymał się w Lasach Parczewskich. W 78 potyczkach stoczonych od marca AK poniosła znaczące straty (poległo 615 żołnierzy polskich, 364 odniosło rany, 1820 Akowców zostało rozproszonych lub zaginionych). Kampania sprawiła jednakże również niemałe straty Niemcom i osłabiła ich obronę Kowla.

Wilno

 

Tuż po zakończeniu epopei 27 dywizji wołyńskiej, 12 czerwca 1944 r. Komendanci Okręgów Wileńskiego i Nowogródzkiego AK w Warszawie podjęli decyzję o uderzeniu na Wilno, mimo że zadanie takie nie miało nic wspólnego z koncepcją operacji „Burza”, skupiającej się przecież na niszczeniu straży tylnych Wehrmachtu podczas jego odwrotu. Potrzeba sukcesu politycznego wobec postępów Sowietów wydawała się przeważać nad rozwagą czysto militarną. Opanowanie miast musiało wzmocnić polityczny cel „Burzy” – czyli zajęcia pozycji gospodarzy na terytoriach II RP przez AK i administrację cywilną. W ten sposób dokonywano modyfikacji strategicznej „Operacji Burza”, mającej pierwotnie omijać wielkie miasta. Zdobycie Wilna stało się teraz celem operacji „Ostra Brama”, która według Radosława Butryńskiego zastępowała dotychczasowe i skuteczne przygotowania do zmasowanego uderzenia na niemieckie linie komunikacyjne.

26 czerwca 1944 r. komendant Okręgów Wileńskiego i od 1 czerwca - Nowogródzkiego AK,  ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk” rozkazał podległym sobie formacjom AK zaatakować Wilno celem opanowania go przed wkroczeniem wojsk sowieckich, aby, jak się wyraził, „walką żołnierza polskiego zadokumentować polskość i nienaruszalność ziem północno-wschodnich Rzeczpospolitej Polskiej”. Już w marcu 1944 r. mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, Cichociemny z okręgu nowogródzkiego, zaproponował uderzenie na to miasto, choć oficerowie jego własnego okręgu byli przeciw.

Gen. Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, dowódca Okręgu Wileńskiego AK, w mundurze generalskim

Gen. „Bór” zaakceptował ten plan, nie mając jednakże ełnych informacji na temat niemieckiej obrony Wilna: już w marcu 1944 r. Niemcy ogłosili miasto „Fester Platz” – Rejonem Umocnionym – i przystąpili do jego fortyfikowania. Atak miał polegać na natarciu bezpośrednim na miasto, oraz działaniach na jego peryferiach. Zakładano udział w niej dużych sił, obliczanych na ponad 12 500 żołnierzy. Nie wliczano w to Nowogródzkiego Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego pod dowództwem por. Adolfa Pilcha „Doliny”, które pozbawone łączności z dowództwem podjęło swój niezwykły 480-kilometrowy marsz w kierunku Warszawy. Pilch, jak i inni dowódcy Okręgu Nowogródzkiego nie miał zamiaru oczekiwać na wejście Sowietów, ani wchodzić z nimi w jakiekolwiek układy, po tym jak już w 1943 r. wskutek napaści ze strony partyzantki sowieckiej AK straciła tu przeszło 300 ludzi, wikłając się w istną wojnę partyzancką, którą próbowali wykorzystać na swoją korzyść Niemcy.

„Wilk” musiał uwzględnić tą sytuację, godząc się na poważne uszczuplenie przygotowujących się sił także wskutek odejścia V Brygady mjr Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, która po krwawych starciach z Sowietami pomaszerowała na Białostocczyznę. Dowództwo w Warszawie ignorując ogromny problem części żołnierzy i oficerów na tle stosunku do Sowietów, doprowadziło do niebezpiecznego podziału sił i objawów niesubordynacji; oddziały por. Zajączkowskiego „Ragnara” i batalion kpt. Szczerskiego „Szczerbca” nie licząc się z rozkazami Komendy Głównej po prostu ruszyły na zachód. Katastrofalny stan łączności na Wileńszczyźnie uniemożliwił na czas powiadomienie wielu oddziałów, które albo nie zdążyły na operację, znacznie w międzyczasie przyśpieszoną, albo nie były w stanie przebić się do Wilna. Mogło to być również skutkiem obawy części dowódców przed korzystaniem z łączności radiowej, by nie zdekonspirować swojego miejsca postoju. Brygada „Oszmiana”, pozostająca w odległości 50 km od Wilna, zamiast zgodnie z „Burzą” atakować cofające się oddziały niemieckie, została przez nie zablokowana, próbując dostać się do Wilna. Ostatecznie przybył tam tylko jej konny zwiad.

Wileńszczyzna 1944 r. Partyzanci z 3 Wileńskiej Brygady A. Gen. Aleksander Krzyżanowski „Wilk”, dowódca Okręgu Wileńskiego AK, przyjmuje raport

W chaosie informacyjnym, spowodowanym także sprzecznymi rozkazami, z których część w ogóle nie dotarła do adresatów, płk „Wilk” zdołał zgromadzić do ataku zaledwie ok. 30 % pierwotnie zakładanych sił, czyli najwyżej 4500 ludzi. Początek operacji „Ostra Brama” miał przybrać formę natarcia na cofających się Niemców w dniu 10 lipca; szybkość zbliżania się Sowietów skłoniła jednak dowództwo do przyśpieszenia akcji o 72 godziny, co jeszcze zwiększyło chaos. 7 lipca radio BBC przekazało sygnał inicjujący akcję „Burza” na Wileńszczyźnie; bitwa rozpoczęła się atakami żołnierzy mjra „Pohoreckiego” i „Jaremy” między Czarnym Traktem i szosą oszmiańską, w rejonie ul. Subocz i cmentarza na Rossie. Żołnierze AK nacierający na otwartej przestrzeni stali się dogodnym celem dla myśliwców Luftwaffe, atakujących z niskiego pułapu. Sytuację na korzyść Niemców rozstrzygnęły samochody pancerne, niespodziewanie pojawiając się na polu bitwy. Kompanie polskiej piechoty uderzając ze wzgórz Kolonii Wileńskiej w stronę torów kolejowych dostały się pod zaciekły ostrzał z niemieckich fortyfikacji, wspieranych jeszcze pociągiem pancernym. Nie udało się wybić przejść przez tory. Ataki polskie były krwawo odpierane i nic nie wskazywało na możliwość zdobycia miasta, w momencie gdy dotarły do niego oddziały Armii Czerwonej.

Od 8 lipca Akowcy atakowali już ramię w ramię z Sowietami, którzy rzucili do miasta swoje czołgi. Bardziej oddalone od śródmieścia dzielnice, słabo bronione przez Niemców, nie zostały w ogóle zaatakowane przez siły polskie, z uwagi na masową ewakuację cywilnych mieszkańców, ale i szczupłość własnych sił. Twardo walczące oddziały polskie odnosiły sukcesy, zdobywając m.in. silny bunkier łączności na ul. Bakszta, komendę policji, więzienie na Łukiszkach, dzielnicę kalwaryjską. Toczyły się zacięte walki uliczne, Niemcy wysadzili w powietrze elektrownię, wodociągi, radiostację, most, hotele George i Bristol. W nocy z 11 na 12 lipca żołnierze kpt. Józefa Grzesiaka „Kmity” opanowały budynek starostwa, zdobywając tam dużą ilość broni i amunicji. Wszędzie współdziałano z Sowietami, ale jeszcze w czasie walk z Niemcami na Hrybiszkach i w Lipówce kompania „Andrzeja” zetknęła się z wrogością ze strony sowieckich partyzantów.

Pod Wilnem, we współpracy z grupą operacyjną gen. Gładyszewa, zgrupowanie mjra Mieczysława Potockiego „Węgielnego” zdobyło pod Mejszagołą niemiecką baterię stromotorowej artylerii, zaś oddział rozpoznawczy „Ptasznika” wziął do niewli cały batalion Wehrmachtu. W sumie w rękach polskich znalazło się co najmniej 150 żołnierzy niemieckich. Pod wsią Szwajcary AK udało się rozbroić niemiecki konwój eskortujący 1000 jeńców sowieckich.

Fot. Władysław Toczyłowski. Wilno, okres międzywojenny

W bitwie pod Krawczunami Zgrupowanie „Węgielnego” zderzyło się z dużą grupą Wehrmachtu mjra Sotha, która wycofywała się z Wilna, ale tocząc zażarte walki odwrotowe, Oddziały „Wegielnego” w bitwie straciły 78 poległych, 10 zaginionych i dużą liczbę rannych. Zrozumiano, że niemiecki garnizon już w większości opuścił miasto. Brygada „Narocz” wykorzystała okazję i pod Krawczunami-Nowosiółkami gwałtownie uderzyła na flankę głównego zgrupowania Niemców pod dowództwem komendanta Wilna, (w przyszłości komendanta Warszawy) gen. Rainera Stahela. Kompletnie niespodziewany dla Niemców manewr rozciął ich formację na dwie części, przy czym liczne grupy żołnierzy niemieckich dostały się do polskiej niewoli. Idąc pod prąd odwrotu załogi Wilna, 16 pułk strzelców spadochronowych Schirmera przybył z odsieczą, odpierając Brygadę „Narocz” i obchodząc jej skrzydła. Polaków odrzucono do pobliskiego lasu, co umożliwiło reszcie Niemców odskok i pośpieszną przeprawę przez Wilię.

Poległo 200 Niemców, 300 utonęło w rzece, 500 wzięto do niewoli. Z Wilna uratowało się tylko 2000 żołnierzy niemieckich wraz z samym Stahelem. Bitwa ta pokazała wielkie możliwości bojowe oddziałów AK, które realizując dokładnie założenia „Burzy”, dobrze wybierając czas i miejsce ataku, były w stanie zagrozić kompletnym rozbiciem dużym niemieckim jednostkom, lub przynajmniej potężnie zdezorganizować cały manewr odwrotowy formacji Wehrmachtu. Warto zauważyć, że ten połowiczny – lecz jednak sukces AK, osiągnięty bez dużego wsparcia sowietów, miał miejsce poza dużym miastem, gdzie Polacy nie mogli marzyć o podobnych sukcesach. Andrzej Sowa wskazuje natomiast, że w raportach do Londynu KG AK przekazywała przesadnie optymistyczne informacje na temat swojego rzekomo wielkiego udziału i sukcesów w walkach o Wilno, minimalizując rolę Sowietów, ale zarazem zupełnie ignorując prawdziwe sukcesy odniesione gdzie indziej. W sumie na Wileńszczyźnie AK przeprowadziła 29 akcji dywersyjnych; w samym mieście poległo 100 żołnierzy z oddziałów nowogródzkich, w całym okręgu było 500 poległych.

Fotografia sztandaru AK z napisem : „1944 Warszawa, Lwów, Wilno, akcja Burza, Konspiracja, Z.O., Kedyw, Walki partyzanckie”

Po bitwie gen. „Wilk” próbował nawiązać kontakt z dowódcą 3 frontu białoruskiego, gen. Iwanem Czerniachowskim, prosząc go o ciężką broń, amunicję i wyznaczenie zadań bojowych. Po kilku dniach przyszła odpowiedź, jednakże od gen. NKWD Iwana Sierowa, który podszył się pod Czerniachowskiego i oficjalnie wyraził zgodę na utworzenie dywizji piechoty i brygady kawalerii AK, niezależnie od 1 Armii Wojska Polskiego. 14 lipca Wilno sprawiało wrażenie miasta polskiego, oznakowanego biało-czerwonymi flagami, pełnego żołnierzy polskich. Ujawniała się polska administracja, fabryki przejmowały polskie komitety i zarządy. Sowieci zakazali jednakże organizowania polskiej defilady. Zaledwie kilka dni później gen. „Wilk” i większość jego oficerów i żołnierzy zostało internowanych przez NKWD. Jednocześnie Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej (Stawka) w specjalnym rozkazie zabroniła jakichkolwiek układów i negocjacji z formacjami AK, „działającymi wbrew interesom Związku Sowieckiego”. Nakazywano natychmiast je rozbrajać, nie wykluczając przemocy.

Była to kolejna wolta sowieckiego kierownictwa wobec Akcji „Burza”. Pozostałe oddziały AK jednak podjęły walkę z Sowietami, ulegając rozproszeniu, i cofając się na zachód. W Puszczy Rudnickiej na Nowogródczyźnie skupiły się oddziały wileńskie mjr Czesława Dębickiego „Jaremy” i nowogródzkie pod wodzą ppłk „Kotwicza”. „Kotwicz” postanowił zatrzymać obławę NKWD i stoczył krwawe starcie pod Surkontami 21 sierpnia, w którym poległ. NKWD aresztowało „Jaremę” osadzając go więzieniu wileńskim. Okrążone oddziały AK rozbrajano i wcielano do armii Berlinga; w sumie rozbrojono i wysłano do ZSRS ok. 6 000 żołnierzy polskich. Mimo represji Sowietom nie udało się całkowicie zapanować nad Wileńszczyzną; działał tu jeszcze oddział rotmistrza Kitowskiego „Orlicza”, który 2 lutego 1945 r. pod Rowinami stawił czoła batalionowi NKWD. Jak podkreślił Paweł Wieczorkiewicz, tragiczny opór przeciwko NKWD w sierpniu 1944 r. nie miał szans przebić się do świadomości samych przywódców Podziemia, toczących wówczas zażartą walkę w powstańczej Warszawie.

Lwów, Tarnopol, Stanisławów

 

Akcja „Burza” w okręgach Lwowskim, Tarnopolskim i Stanisławowskim rozpoczęła się równocześnie z działaniami na Wołyniu, na niewielką skalę, po 20 marca 1944 r. Zadania były precyzyjnie wyznaczone i zgodnie z nimi działano, niszcząc szlaki komunikacyjne Wehrmachtu, czyli prowadząc głównie ataki na linie kolejowe. Tutaj również AK miała przed sobą równoległe zupełnie inne zadanie, czyli ochronę polskiej ludności cywilnej przed Ukraińską Powstańczą Armią. W kwietniu 1944 r. dowódca Obszaru Lwów, płk. Władysław Filipkowski „Janka” meldował 5 000 ofiar „rzezi ukraińskiej”. AK miała tutaj również przeprowadzić wielką akcję reorganizacyjną, mając na celu odtworzenie trzech dywizji Wojska Polskiego, które tutaj stacjonowały do 1939 r.: 5 Dywizji Piechoty we Lwowie, 12 DP w Tarnopolu i 11 Karpackiej DP w Stanisławowie.

Toczyło się to jednak bardzo powoli, duże postępy poczyniono tylko w przypadku 5 DP. Dowódca Lwowskiego Zgrupowania AK Ppłk Stefan Czerwiński 15 lipca 1944 r. wyznaczył swoim oddziałom zadania, wynikające dokładnie ze strategicznych wytycznych „Burzy”. AK miała dokonywać dywersji na transporty kolejowe i drogowe niemieckie w chwili, gdy ruszy odwrót. Następnie miano uderzać na straże tylne cofających się Niemców. Bronić ludności przed UPA we wsiach, ale i też chronić ją przed Niemcami w samym Lwowie. Osłaniać miasto wobec spodziewanej akcji ukraińskiej od zewnątrz. I wreszcie ujawniać się przed zbliżającymi się wojskami sowieckimi, by zamanifestować polskość tych ziem. Do akcji przystępowało 11 tys. żołnierzy AK, 1000 żołnierzy Wojskowej Służby Ochrony Powstania i 1500 członkiń Wojskowej Służby Kobiet, w połowie wyszkolonych sanitariuszek. Siły te były bardzo słabo uzbrojone; amunicji starczyło na kilka dni walki, tylko do 750 pistoletów maszynowych  ze zrzutów posiadano amunicji na 6 dni. W Tarnopolu AK dysponowała siłą 14 325 ludzi, lecz wskutek zatrzymania się tam linii niemiecko-sowieckiego frontu, obwody wschodnie znalazły się poza rejonem przewidzianym do „Burzy”, zaś w zachodnich Niemcy nie tylko się nie wycofywali, lecz wciąż wzmacniali swoje siły. Okręg Stanisławowski, obsadzony przez 7574 ludzi, również był odcięty przez front, był też osłabiony aresztowaniami.

Sygnałem do wystąpienia w ramach „Burzy” dla tych terenów było natarcie 1 Frontu Ukraińskiego, który 13 lipca 1944 r. uderzył w kierunku Lwowa i Rawy Ruskiej. Pod wpływem wydarzeń akcja „Burza” w Tarnopolu musiała zmienić swoje cele: zamiast niszczyć niemieckie linie komunikacyjne, należało teraz chronić je przed niemieckimi saperami. Oddział ppor. Motylewicza „Topoli” uratował przed wysadzeniem trzy mosty pod Brzeżanami, dzięki czemu sowieckie jednostki pancerne mogły uderzać szybciej. Sowieci, realizując rozkaz „Stawki” z 14 lipca, nie byli już chętni do współpracy z dowódcami AK i w lasach na zachód od Brzeżan jednostki sowieckie „odwdzięczyły się” rozbrajając całą 12 DP kpt. Garwola „Dziryta”. KG AK nie zareagowała w żaden sposób na rozkaz Stawki, wykluczający przecież współpracę z Czerwonoarmistami. 18 lipca w zasięgu frontu znalazł się sam Lwów, co postawiło w stan alarmu stacjonującą pod miastem 5 DP AK.

Zdjęcie Władysława Toczyłowskiego. Lwów, okres międzywojenny

Fot. Józefa Jerzego Karpińskiego, Lwów, gmach Dworca Głównego, okres międzywojenny

Tego dnia bitwę o miasto rozpoczął kpt. Staub „Proch”, którego ludzie zaatakowali cofający się niemiecki tabor z bronią i amunicją. Żołnierze „Procha” walczyli u boku 4 Armii pancernej gen. Leluszenki, broniąc miasta Świrz i zdobywając Bóbrkę, aż do rozbrojenia oddziału i wcielenia go do armii Berlinga w Przemyślanach. Bohatersko walczył jugosłowiański kapitan Dragan Sotirović „Draża” (oficer armii jugosłowiańskiej, weteran kampanii 1941 r. i oficer formacji „Czetników”, wzięty do niewoli przez Niemców i zbiegły już w Polsce do AK), na czele 14 pułku Ułanów Jazłowieckich, który brawurowo szarżował na pododdziały trzech (!) dywizji Wehrmachtu, ustawiających się już na pozycjach na wzgórzach pod Lwowem.

W samym Lwowie działania Niemców ogarniał coraz większy chaos, wskutek którego nie zauważyli oni wkroczenia do miasta sowieckiej 29 brygady zmotoryzowanej płk. Jefimowa. Ułani Jazłowieccy pod wodzą por. Madurowicza „Osy”, pod osłoną samochodów pancernych sowieckich i ogólnym dowództwem kpt. „Draży” od południa wdarli się do miasta. Ułani, wbrew stereotypowej taktyce kawalerii, zamiast szarżować, okopali się na wzgórzach lwowskich, z których nie dali się Niemcom wyrzucić przez następne sześć dni. Walczono na ul. Zielonej, na cmentarzu Łyczakowskim, potem na Placu Mariackim, o Pocztę Główną, Teatr Wielki. Do śródmieścia przenikali liczni Akowcy w opaskach biało-czerwonych, zajmując liczne budynki; na ul. Kochanowskiego 27 urządzono kwaterę polskiego dowództwa, gdzie urzędował Komendant Obszaru Lwów, płk. Filipkowski, występujący wobec Sowietów jako generał. Akowcy wszędzie wspierali oddziały sowieckie. Niemcy bronili się twardo w dzielnicy północnej. Lwów nie był rejonem umocnionym, w przeciwieństwie do Wilna, intensywność walk była więc dużo mniejsza. Zajmowano stopniowo miasto z którego Niemcy się już wycofali, działając dokładnie tak, jak przewidywano w planie „Burzy”.

W historiografii istnieje pogląd, iż AK działała tu zbyt ostrożnie, mogąc swobodnie obsadzić całe miasto między 19 a 21 lipca, i w ten sposób zrealizować koncepcję „Burzy” – przywitać Sowietów jako JEDYNI gospodarze miasta. Można jednak odnieść wrażenie, że pozbawieni instrukcji politycznych od Rządu i  KG AK, a zaskoczeni proklamowaniem Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w Lublinie, oficerowie polscy ulegli dezorientacji w kwestii dalszego działania. Na zachód od Lwowa w krwawych walkach kpt. Witold Szredzki „Sulima” wspierany przez kilka czołgów sowieckich próbował zdobyć Sambor. Do działań włączyły się Bataliony Chłopskie; formacja ta dowodzona przez K. Lecha „Brzezińskiego” i F. Dorosza „Dębskiego” wspólnie z oddziałem AK „Czerniaka” w Mościskach zdobyła stację kolejową i niemiecki pociąg, zabijając 37 Niemców, 117 biorąc do niewoli; wszystkich jeńców przekazano Sowietom.

Straty własne wyniosły 1 zabitego, co pokazuje stan demoralizacji i zaskoczenia po niemieckiej stronie. Powstała „Rzeczpospolita Mościska” z własnym starostwem i zarządem miejskim, działając chwilowo poza strefą oddziaływania Armii Czerwonej. Pod Sułkowicami pod Samborem polski pościg dopadł Niemców, zadając im znowu straty sięgające 42 zabitych i 96 jeńców, przy własnych 12 poległych. Wśród zdobyczy było archiwum niemieckiej policji i żandarmerii ze Lwowa. Ten sam oddział polski następnie pobił duże zgrupowanie UPA pod Bukowicami-Pakością. „Sulima” na wieść o aresztowaniach sowieckich we Lwowie wycofał się za San, z zamiarem przebicia się do powstańczej Warszawy. Pod Leżajskiem jednak otoczyli go i rozbroili Sowieci. Ostatecznie Lwów opanowano 22 lipca przy niskich stratach własnych - 30 zabitych i 160 rannych.

Po zdobyciu Lwowa płk. Filipkowski spotkał się z sowieckim generałem Iwanowem, który podziękował mu za współpracę, zarazem jednak żądając podporządkowania się Armii Berlinga (było to już po ogłoszeniu w Lublinie powstania PKWN, faktycznie powołanego w Moskwie 21 lipca). Filipkowski, wraz z całym swoim sztabem, poleciał samolotem na mające rzekomo się odbyć spotkanie z gen. Michałem Żymierskim. Nie dotarli na miejsce, zostali internowani. Resztę oficerów AK dowództwo sowieckie aresztowało na fikcyjnej odprawie 31 lipca w samym Lwowie. Część żołnierzy AK, za zgodą oficerow, wstąpiła do 1 Armii Wojska Polskiego, inni wycofali się za San. Tymczasem – o czym przypomniał Paweł Wieczorkiewicz -  Okręgowy Delegat Rządu we Lwowie – dr Adam Ostrowski – po rozmowie z Edwardem Osóbką-Morawskim podjął pełną współpracę z PKWN, za co został później nagrodzony stanowiskiem wojewody krakowskiego.

Lubelszczyzna

 

W miarę coraz szybszego przemieszczania się linii frontu 1 lipca 1944 r. Dowódca Inspektoratu rejonowego Lublin, ppłk Edward Jasiński „Nurt” zarządził przygotowania do „Burzy”.  W tym momencie oznaczało to nie tylko atakowanie linii komunikacyjnych niemieckich, lecz także zajmowanie całych miejscowości, w rozumieniu operacji „Ostra Brama” (ale inaczej niż miało to miejsce we Lwowie). AK miała zdobyć Lublin, Lubartów, Łęczną i lotnisko w Świdniku. Kiedy główny oddział AK miał operować w samym mieście, pozostałe formacje miały odciąć niemiecki garnizon Lublina od wsparcia z zewnątrz i sparaliżować odwrót. 22 lipca AK zaatakowała miasto, opanowała obóz koncentracyjny na Majdanku (gdzie kilka godzin wcześniej komando egzekucyjne SS rozstrzelało jeszcze 200 polskich obywateli), zajęła gmachy publiczne, gospodarcze i przemysłowe.

Na przedmieściach zakłócano ruch niemieckich kolumn. Niemcy ponieśli w Lublinie straty w wysokości 600 poległych, rannych i jeńców, zdobyto też znaczną ilość broni. Do miasta wjechały czołgi sowieckie, którym Polacy wskazywali drogę. Niemiecki opór wygasł w nocy z 24 na 25 lipca. Polskie działania w Lublinie, tak jak i w innych miastach, pomogły uratować nieznaną liczbę obiektów i budynków przed zniszczeniem. Tymczasem już 23 lipca Józef Stalin w liście do Winstona Churchilla i Franklina Delano Roosevelta informował, że duże polskie miasto Lublin zostało właśnie zajęte, co wprowadza konieczność ogłoszenia nowej polskiej administracji. Stalin zapewniał, że Sowieci nie chcąc ingerować w sprawy polskie, zadanie to zostawiali Polakom. Uważał jednak, że rolę tą wypełnić mógł tylko PKWN stworzony przez Krajową Radę Narodową, ponieważ, jak pisał : Nie znaleźliśmy w Polsce żadnych innych sił, które mogłyby stworzyć polską administrację. Tak zwane organizacje podziemne kierowane przez polski rząd w Londynie okazały się efemeryczne, pozbawione jakichkolwiek wpływów. (Szanowny panie Stalin. Korespondencja pomiędzy Franklinem D. Rooseveltem a Iosifem W. Stalinem, oprac. S. Butler, tłum. M. Antosiewicz, Warszawa 2007, s. 286–287 (dok. nr 230), cyt. za : Maciej Łochowski, Co wydarzyło się w Lublinie na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku?, s. 57). Przywódcy zachodni już 23 lipca mieli więc pełną jasność co do sowieckich planów politycznych w Polsce, ignorujących już nie tylko polski rząd w Londynie, ale i unieważniających całkowicie istnienie organów cywilnych i wojskowych mu podporządkowanych, działających na okupowanych dotąd ziemiach polskich.

Lublin, 1939 r. Fotografia z niemieckiego albumu fotograficznego o Generalnym Gubernatorstwie

Zgodnie z instrukcją Krajowego Delegata Rządu, Jana Stanisława Jankowskiego „Sobola”, 25 lipca Okręgowa Delegatura Rządu w Lublinie ujawniła się i przystąpiła do pracy. Ujawnił się Delegat Rządu Władysław Cholewa ze swoimi współpracownikami, Armia Krajowa w Lublinie, władze samorządowe oraz funkcjonariusze Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa, przejmujący w mieście rolę władzy policyjnej. W imieniu samorządu władzę w mieście przejmował wiceprezydent Marian Chojnowski, podczas okupacji pracownik wydziału opieki społecznej magistratu. Siedzibą Delegatury Rządu w Lublinie był budynek Sądu Apelacyjnego przy ul. Krakowskie Przedmieście 43. Armia Krajowa zorganizowała swoją komendę okręgu na Starym Mieście przy ul. Złotej 6, powstała też komenda miasta przy ul. Górnej 4, zorganizowano również punkty werbunkowe. 25 lipca do miasta wkroczył oddział Armii Ludowej pod dowództwem Grzegorza Korczyńskiego.

W Lublinie znalazła się też grupa operacyjna Edwarda Ochaba (Pełnomocnika Rady Wojennej 1 Armii Wojska Polskiego), złożona ze 152 oficerów i podoficerów, która miała „przygotować miasto do przyjęcia berlingowców”. 26 lipca 1944 r. zorganizowano w Lublinie uroczystą defiladę kolumn marszowych 1 Armii Polskiej i Armii Ludowej. Według Macieja Łochowskiego, początkowy entuzjazm ludności witającej żołnierzy kwiatami słabł, kiedy stało się jasne, że znaczną część defilujących żołnierzy stanowili przebrani w polskie mundury Czerwonoarmiści. Próbowano z nimi rozmawiać, ci jednak mieli problemy ze zrozumieniem języka polskiego. Wątek defilady pojawił się w brytyjskim filmie dokumentalnym The Tragic City Of Lublin, zrealizowanym przez British Pathé za pomocą sowieckich materiałów i wyemitowanego 18 grudnia 1944 r. Legalne władze polskie z myśl koncepcji Stalina likwidować mieli teraz sami Polacy, by jak najszybciej zastąpić je tymi „właściwymi”. Metody jakimi próbowano to realizować były z początku nieporadne; w siedzibie Delegatury Rządu nieznany nikomu osobnik, przysłany w imieniu Armii Ludowej, nakazał likwidację Biura, na co zareagowali śmiechem załatwiający tu swoje sprawy interesanci.

Należało przyśpieszyć opanowanie Lublina, więc już 27 lipca ustanowiono w mieście komendę miasta 1 Armii Wojska Polskiego na czele z gen. Janem Mierzycanem, powołano też komendę garnizonu lubelskiego pod zarządem gen. Nikołaja Trufanowa,  komendę wojenną gen. Iwana Senczyłły i lubelską komendę NKWD. Wiodącą rolę pełnił gen. Władimir Kołpakczi, dowódca 69 armii sowieckiej. Do zdecydowanych działań przystąpiono w nocy z 27 na 28 lipca, kiedy żołnierze 1 AWP włamali się do budynku delegatury rozbrajając funkcjonariuszy PKB. 28 lipca gen. Berling i gen. Aleksander Zawadzki wydali odezwę wzywającą członków AK i BCh do natychmiastowego wstąpienia do Wojska Polskiego, w przeciwnym razie zostaną rozbrojeni. Generał Kołpakczi zażądał tego wprost od dowódcy Okręgu Lubelskiego AK ppłk Kazimierza Tumidajskiego „Edwarda”. Tumidajski podjął decyzję o rozbrojeniu. Aresztowano urzędników Delegatury, zaś żołnierze armii Berlinga po kilku na jednego siłą rozbrajali funkcjonariuszy PKB, prowadząc ich następnie do komendy NKWD. 6 sierpnia aresztowani ppłk Tumidajski, Okręgowy Delegat Rządu Władysław Cholewa i jego współpracownicy, zostali z lotniska w Świdniku wywiezieni samolotem do Moskwy, skąd już skierowano ich do obozów NKWD w głębi ZSRS. Przejęcie władzy w Lublinie w 1944 r. do 1989 r. w historiografii PRL przedstawiano jako efekt oddolnej „rewolucji społecznej”, starannie wymazując rolę sowieckiego aparatu wojskowego i policyjnego.  

Akcja „Burza” na Lubelszczyźnie była sygnałem do rozpoczęcia działań dywersyjnych wzdłuż przecinającego ziemie polskie niemiecko-sowieckiego frontu. Skala tych działań po dziś dzień wydaje się lekceważona w historiografii. Na samej tylko Lubelszczyźnie ponad 150 walk z Niemcami stoczyło ok. 12 000 żołnierzy AK w oddziałach partyzanckich i jednostkach terytorialnych. „Burza” objęła także Okręgi Białostocki, Warszawski, Krakowski, Rzeszowski, Łódzki, Radomsko-Kielecki. Z pewnością największa była skala działań na Lubelszczyźnie, zaś najbardziej ograniczona na Białostocczyźnie, gdzie skutecznie atakowano niemieckie trasporty i patrole, unikając  jednak taktycznej współpracy z Sowietami, wskutek czego NKWD nie zdołała poznać tu polskich struktur. Opanowywano całe regiony, które przez krótki czas pozostawały pod wyłączną polską administracją (m.in. Rzeczpospolita Hyżneńsko-Niebylecka na Rzeszowszczyźnie, czy Rzeczpospolita Kazimierzowsko-Proszowicka w Małopolsce). Staczano poważniejsze starcia, jak 18 lipca 1944 r. w Lasach Parczewskich, gdzie szeroko zakrojoną obławę przeprowadzał Wehrmacht i policja, wspierane przed oddziały Kałmuków na służbie niemieckiej. Batalion tomaszowski AK „Drugaka” 21 lipca samodzielnie wyparł Niemców z Bełżca i opanował opuszczony obóz koncentracyjny, w którym Niemcy wymordowali od marca 1942 r. do czerwca 1943 r. ok. 500 000 Żydów z całej Europy. W zachodnioeuropejskiej świadomości historycznej fakt ten nie funkcjonuje; za jedynego wyzwoliciela obozów uchodzi Armia Czerwona. 26 lipca oddział por. Stanisława Łokuciewskiego „Małego” pod Popkowicami koło Urzędowa rozbił niemieckie zgrupowanie, zadając mu straty w wysokości 162 zabitych i 182 jeńców.

Pod samym okiem Wehrmachtu i żandarmerii niemieckiej rozbito więzienie w Opolu Lubelskim, uwalniając 39 żołnierzy AK, BCh i AL. Komendant podobwodu „A” AK, kpt. Piotr Ignacak 24 lipca 1944 r. przystąpił do planu „ocalić Dęblin”, mającego uratować przed zniszczeniem twierdzę dęblińską, lotnisko i węzeł kolejowy. W nocy z 24 na 25 lipca AK opanowała Dęblin, wyłapując niemieckich saperów, zanim przystąpili oni do burzenia obiektów przy lotnisku i parowozowni. Skuteczne działania wojskowe na Lubelszczyźnie scementowały też współpracę AK i Batalionów Chłopskich, pomimo dzielących je różnic. W sumie Niemcy stracili tu 2200 zabitych i jeńców, 7 czołgów, 31 samochodów pancernych, 24 działa i moździerze, około 600 sztuk broni różnej i 150 furmanek.

Podziemie opanowało samodzielnie miejscowości: Bełżec, Wąwolnicę, Urzędów, Lubartów, Poniatową, Kock, Szczebrzeszyn, Zamość, zaś  wspólnie z wojskami sowieckimi: Tomaszów Lubelski, Białą Podlaską, Radzyń, Łuków, Krasnystaw, Lublin, Puławy i Dęblin. Militarny i społeczny sukces, jakim było dla Podziemia każde z tych zwycięstw odniesionych nad Niemcami na oczach społeczeństwa, został propagandowo przywłaszczony przez Sowietów i ich politycznych zwolenników, AK zaś odmówiono jakiegokolwiek miejsca w rodzącej się nowej rzeczywistości. 27 lipca w Lubartowie rozbrojono i ostatecznie zlikwidowano 27 wołyńską dywizję AK, kiedy jej dowódca, ppłk „Twardy” odmówił uznania PKWN. Ostatnim akordem tej akcji było rozbrajanie i eliminowanie oddziałów AK zdążających z pomocą Powstaniu Warszawskiemu.

BIBLIOGRAFIA: 

Bieniecki Kajetan, Lotnicze wsparcie Armii Krajowej, Arcana, Kraków 1994

Łochowski Maciej, Co wydarzyło się w Lublinie na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku? Przyczynek do dziejów politycznych Polski, w: „Dzieje Najnowsze” 4/2019 ss. 51-73.

Markowski Damian Karol, Lwów 1944, Bellona, Warszawa 2021

Ney-Krwawicz Marek, Organizacja prac nad powstaniem powszechnym w kraju w sztabie Naczelnego Wodza na obczyźnie. Zarys problemu, w: „Kwartalnik Historyczny”, Rocznik CII, 1995, Nr. 3-4

Operacja „Burza” i Powstanie Warszawskie 1944, pod red. Krzysztofa Komorowskiego, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, RYTM, Warszawa 2002

Sowa Andrzej Leon, Kto wydał wyrok na miasto? Plany operacyjne ZWZ AK (1940–1944) i sposoby ich realizacji, Kraków 2016

Wieczorkiewicz Paweł, Historia polityczna Polski 1935-1945, Książka i Wiedza, Warszawa 2005

Zieliński Zbigniew, Akcja „Burza" na terenie Inspektoratu Częstochowskiego AK, w: „Niepodległość i Pamięć” 14/2 (26), s. 171-185, 2007

INTERNET: 

British Pathé, The Tragic City Of Lublin, https://www.britishpathe.com/asset/82707/(dostęp: 18.06.2024).

Butryński Radosław, Akcja Burza, opracowanie dostępne na portalu : https://www.dws-xip.com/PW/formacje/pw57a.html (dostęp: 18.06.2024).

W 1944 roku nie było wyboru. Marek Rodzik, Marcin Furdyna rozmawiają z Leszkiem Moczulskim, https://teologiapolityczna.pl/leszek-moczulski-w-1944-roku-nie-bylo-wyboru-2 (dostęp: 18.06.2024).

 

Zobacz także

Nasz newsletter