Michał Tomasz Wójciuk
Dział Historyczny Muzeum Powstania Warszawskiego
W Powstaniu Warszawskim pracowało kilkunastu reportażystów filmowych, dokumentujących życie codzienne i walki – ku pokrzepieniu serc oraz na pamiątkę przyszłym pokoleniom. Każdy z nich ryzykował utratę życia. Z najcięższej opresji cudem wychodzili cało. Żaden nie zginął…
Pod kierunkiem reż. Antoniego Bohdziewicza „Wiktora” (1906–1970) działał referat filmowy Podwydziału Propagandy Mobilizacyjnej „Rój” Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. W jego składzie byli przedwojenni filmowcy uczestniczący w dokumentowaniu walk we wrześniu 1939 r.: Stefan Bagiński „Stefan” (1910–2002), Roman Banach „Świerk” (1912–1966), Wacław Kaźmierczak „Wacek” (1905–1981), Edward Szope (1911–?), Ryszard Szope (ok. 1916–1997), Antoni Wawrzyniak „Antonio” (1883–1954), Henryk Vlassak „Wania” (?–ok. 1955), Jerzy Zarzycki „Pik” (1911–1971). W referacie zaangażowani byli również realizatorzy wykształceni na konspiracyjnych kursach filmowych: Andrzej Ancuta „Coeur” (1919–2009), Stanisław Bala „Giza” (1922–2013). Oprócz nich życie powstańczej Warszawy dokumentowała ekipa w składzie: reż. Jerzy Gabryelski „Orski” (1906–1978), operator Seweryn Kruszyński (1911–1993) i asystent Kazimierz Pyszkowski (?–1974), pracująca z ramienia Tajnych Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Filmowano zarówno działania wojskowe, jak i życie codzienne powstańczego zaplecza, a także zbrodnie niemieckie.
Bracia Szope, od lewej Edward, a obok Ryszard (w berecie), podczas posiłku, obok kamienicy przy ul. Szpitalnej 8. Między filmowcami stoi kamera Ernemann. Scenie przygląda się Jan Koczywąs, długoletni pracownik Wedla i mieszkaniec kamienicy. Fot. Kadr z filmu „Powstanie Warszawskie” (2014)/ze zbiorów Filmoteki Narodowej
Zrealizowany materiał był dostarczany do laboratorium filmowego (przedwojenna wytwórnia Atelier i Laboratorium Falanga) przy ul. Leszczyńskiej 6 na Powiślu, gdzie nad jego montażem pracowali Wacław Kaźmierczak i Antoni Bohdziewicz. Efektem była kronika filmowa pt. „Warszawa Walczy!”. Powstały 3 jej części, których premiery odbywały się co tydzień: 15, 21 i 28 sierpnia.
Reportaże „Warszawa Walczy!” trwały po kilkanaście minut i były wyświetlane codziennie na ogólnych pokazach w śródmiejskim kinie Palladium przy ul. Złotej 7/9. Odbyło się także kilka seansów ekskluzywnych: 13 sierpnia zorganizowano prezentację pierwszej części kroniki dla prasy, 30 sierpnia odbył się pokaz specjalny dla Dowódcy AK, Delegata Rządu na Kraj i kierownictwa Polskiego Państwa Podziemnego, na którym wyświetlono wszystkie kroniki. Zorganizowany został też co najmniej jeden seans w pierwszych dniach września dla żołnierzy ewakuowanych do Śródmieścia z zajętego przez Niemców Starego Miasta. Wszystkie pokazy trwały do 3 września. Po zbombardowaniu Elektrowni Miejskiej na Powiślu nie były organizowane.
Grupa powstańczych korespondentów wojennych – wraz z Jerzym Zarzyckim „Pikiem” (pierwszy z lewej) – na podwórzu przy ul. Brackiej 20, przed fasadą pałacu Brzozowskich (w tle). Fot. Autor nieznany/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
Podczas pracy filmowcy wielokrotnie narażali się na gwałtowną utratę życia, a w najlepszym wypadku postradanie zdrowia. Bohaterem niebezpiecznej przygody stał się też mimowolnie na początku sierpnia szef referatu filmowego Antoni Bohdziewicz. Z okna swojego mieszkania, znajdującego się na najwyższym – 4. piętrze tzw. Domu (Kamienicy) Wedla przy ul. Szpitalnej 8, filmował kamerą Kodak 16 mm z korbką niemiecki ostrzał 66-metrowego wieżowca Prudentialu przy pl. Napoleona 9 (obecnie pl. Powstańców Warszawy, na rogu ul. Świętokrzyskiej). Dostrzeżony samolot wzbudził naiwne przypuszczenia, że może być nim jednostka brytyjska. Jak wspominał reżyser: Machamy doń przyjaźnie rękami. Skierowane w ten sposób sygnały w niedługim czasie miały uzmysłowić fatalną pomyłkę. Na punkt obserwacyjny filmowca został naprowadzony niemiecki myśliwiec, który ostrzelał z maszynowej broni pokładowej okno, druzgocząc futryny, szyby i uszkadzając kamerę. Realizator wyszedł bez szwanku.
W połowie ostatniej dekady sierpnia w rejonie Al. Ujazdowskich Jerzy Zarzycki filmował przygotowania do wystrzału z powstańczego granatnika w kierunku stanowisk niemieckich. Sfilmowałem scenę załadowania i odpalania pocisku – wspominał po latach. – Moim gospodarzom to nie wystarczyło. Chcieli, abym również uwiecznił na taśmie wybuch tego granatnika. Realizator został zaprowadzony do stojącego opodal zniszczonego pożarem budynku i przestrzeżony przed wychylaniem się z uwagi na niezwykle czujnych niemieckich snajperów. Powiedziano mu, że operujący granatnikiem dadzą mu znać, kiedy będą strzelać. Tak też się stało. Po komendzie: „Uwaga, ognia!” Zarzycki zaczął kręcić. Pocisk jednak, zamiast dotrzeć do pozycji wroga, dość niefortunnie zaplątał się w gałęzie drzewa, eksplodując nad głową filmowca. Na zrealizowanie powtórki, mimo próśb, reportażysta nie dał się już namówić: Żywo zwinąłem swoje operatorskie stanowisko.
23 sierpnia, po zdobyciu przez Powstańców kościoła pw. św. Krzyża i komendy policji na Krakowskim Przedmieściu 1-3, Polacy byli w tak euforycznym nastroju, że nie przykładali aż tak wielkiej wagi do środków bezpieczeństwa. Konsekwencję chwilowego wyłączenia wyobraźni odczuł na własnej skórze Antoni Wawrzyniak, który filmował przemieszczające się Krakowskim Przedmieściem niemieckie czołgi. Robił zdjęcia zza drzwi kościoła, ale niewiele mógł uchwycić. Żeby uzyskać lepszy efekt i szersze pole widzenia, poczekał, aż pojazdy podjadą bliżej, i brawurowo dał susa na zewnątrz. Ułamki sekund. Jeden z czołgów wycelował w kierunku filmowca stojącego na schodach. Przesuwająca się przed oczami „klisza” całego życia tylko dzięki błyskawicznemu skokowi do wnętrza świątyni nie stała się ostatnim refleksem myśli przed ujrzeniem „światła w tunelu”. Wystrzał rozbił niefortunne miejsce obserwacyjne. Potworny huk, gruz, kurz. I adrenalina. Ale za to był świetny materiał, który po wmontowaniu w 3. część kroniki „Warszawa Walczy!” wyświetlano w kinie Palladium od 28 sierpnia do pierwszych dni września.
Odważna i niebezpieczna była sierpniowa wyprawa Stefana Bagińskiego na Stare Miasto. Do oblężonej dzielnicy przedostał się drogą kanałową. Żeby nie zamoczyć kamery i taśmy, umieścił je dętce samochodowej. Kiedy kręcił film w okolicach Miodowej i Kapitulnej, rozpętało się piekło nalotu niemieckiego. Bomby padały niedaleko – opowiadał po latach. – Targnął mną podmuch i zadudniły po plecach odłamki gruzu. Nie doznał kontuzji, ale jego asystent został ranny w nogi.
Kilkakrotnie w oczy śmierci spojrzeli pracujący razem Jerzy Zarzycki i Andrzej Ancuta. Filmując Krakowskie Przedmieście na początku września, zajęli stanowisko na balkonie Pałacu Staszica, pod kolumnadą, vis-à-vis pomnika Kopernika. Nie zważając na niebezpieczeństwo, filmowali 3 niemieckie czołgi stojące 200 m dalej. Ancuta trzymał kamerę Eymo 35 mm z długoogniskowym obiektywem, zaś Zarzycki obserwował teren przez lornetkę polową. Operator stał na drabince opartej o kolumnę, czekając na właściwy moment. Nagle jedna z maszyn skierowała lufę dokładnie w punkt obserwacyjny sprawozdawców. Ancuta wspominał: Mój towarzysz informuje mnie, że wieża Pantery obraca się w naszą stronę. Cały czas naciskam spust kamery. Widzę, że lufa czołgowej armaty kieruje się w naszą stronę. Błysk i ułamek sekundy później w uszy wwierca się potworny huk. Targnięty podmuchem nie puszczam kamery, taśma przesuwa się nadal. Zarzycki, który momentalnie dostrzegł niebezpieczeństwo, wykazał się podziwu godnym refleksem. Niemal w ostatnich sekundach wciągnął Ancutę do pokoju. Potężne uderzenie wstrząsnęło kolumnadą. Rozbite fragmenty muru rozleciały się na wszystkie strony, zasypując ogłuszonych reportażystów, którzy cudem uniknęli śmierci.
Innym razem filmujący ulicę z okna Pałacu Staszica Ancuta niebezpiecznie się wychylił, chcąc ominąć wystający gzyms. Od wypadnięcia ocalił go ponownie Zarzycki, który w krytycznej chwili wciągnął do środka będącego już prawie w całości na zewnątrz młodszego kolegę.
Walki o budynek Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej przy ul. Zielnej 37/39 20 sierpnia kręcone przez Stanisława Balę „Gizę”. Fot. Eugeniusz Lokajski „Brok”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
Biuro referatu filmowego znajdowało się w kawiarni (pijalnia czekolady E.Wedel), na parterze Domu Wedla przy ul. Szpitalnej 8, i tu przechowywany był sprzęt filmowy. 4 września rejon ul. Szpitalnej został zbombardowany. Ładunki wybuchowe spadły m.in. na pobliską drukarnię Tajnych Wojskowych Zakładów Wydawniczych przy ul. Szpitalnej 12. W tym czasie we wspomnianej kawiarni znajdowali się wszyscy realizatorzy referatu filmowego. Mieli naradę. Nagle ktoś przybiegł i poinformował Antoniego Bohdziewicza, że pocisk trafił w jego mieszkanie, które się pali. Reżyser szybko pobiegł na górę. Rzeczywiście, okazało się, że materac zajął się ogniem. Po wyrzuceniu go przez okno wrócił do kawiarni i – jak opowiadał – zamarł z przerażenia, gdyż okazało się, że podczas jego nieobecności pocisk uderzył w parter budynku: Widzę kłęby dymu. Nie widzę żadnego z kolegów, jest tylko ogromna kupa gruzu. Po kilku godzinach wszyscy się szczęśliwie odnaleźli – poza montażystą Wacławem Kaźmierczakiem. Koledzy myśleli, że został zasypany gruzem w kawiarni. Po 3 dniach odnalazł się zupełnie zdrów, bez jednego zadraśnięcia. Okazało się, że samodzielnie wydostał się z gruzowiska, ale zamroczony pobiegł do swojego mieszkania, które znajdowało się w odległości dwóch spacerów od Szpitalnej, u zbiegu Chmielnej i Złotej. Tam dochodził do siebie 2 dni.
Przed kamienicą przy ul. Szpitalnej 8, gdzie mieściła się „baza” referatu filmowego, siedzą od lewej: Stefan Bagiński (z kamerą), Krystyna Braunowa i szef filmowców, Antoni Bohdziewicz „Wiktor”. Fot. Sylwester Braun „Kris”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
O śmierć otarł się starszy z braci Szope, Edward, który podczas pracy 8 września został ciężko ranny. Według historyka kinematografii Władysława Jewsiewickiego (1910–2004) miało to miejsce podczas ostrzału z broni pancernej ul. Marszałkowskiej. Okoliczności zranienia filmowca były jednak prawdopodobnie inne, a świadkiem zdarzenia stał się strz. Andrzej Kazimierz Sławiński „Włodek” (1928–2020) ze 101 plutonu 2 kompanii Zgrupowania „Bartkiewicz”. W wywiadzie przeprowadzonym 1 stycznia 2006 r. w ramach projektu Archiwum Historii Mówionej, realizowanego przez Muzeum Powstania Warszawskiego, wspomniał, że nieznany mu operator został ciężko ranny w konsekwencji aktywności niemieckiego snajpera podczas filmowania stanowisk polskich; wszystko wskazuje na to, że był to Edward Szope. Powstaniec zachował w pamięci wstrząsającą scenę: Dostał postrzał w brzuch. Jakiż to był straszny krzyk… Do dzisiaj słyszę krzyk tego człowieka, taki straszny… coś potwornego… (…). Edward Szope nie zmarł mimo koszmarnej rany. Do końca walk przebywał w szpitalu przy ul. Chmielnej 32. Skuteczność hospitalizacji potwierdził 11 stycznia 1945 r., uciekając ze szpitala w Krakowie.