Fotografia w Powstaniu Warszawskim. Przypadek „Broka”

BROK

„Po tragedii wrześniowej (…) zamarł całkowicie polski ruch fotograficzny”* – wspominał po wojnie podporucznik Wacław Żdżarski „Kozłowski”, jeden z ważniejszych animatorów konspiracyjnego środowiska warszawskich fotografów z czasów wojny. Administracja niemiecka, likwidując struktury państwowe jesienią 1939 roku, odebrała podstawy bytu również polskiej kulturze – rozwiązano stowarzyszenia twórcze, skonfiskowano ich majątki i siedziby, zniesiono artystyczne szkolnictwo wyższe, pozbawiono twórców stałych dochodów.

Taki los spotkał również środowiska fotograficzne, rozwijające się przed wojną dzięki prasie, rynkowi sztuki, a także mecenatowi państwowemu oraz ruchom amatorskim.
W czasie okupacji fotografujący Polacy mogli jedynie prowadzić zakłady fotograficzne i zajmować się hobbystyczną fotografią pamiątkową, a każda aktywność była ograniczona szeregiem przepisów.

W Generalnym Gubernatorstwie, a szczególnie w Krakowie i Warszawie, zawodowi fotografowie pracowali we własnym atelier tylko wtedy, gdy przeszli weryfikację przeprowadzaną przez niemieckie organa. Na ziemiach włączonych do III Rzeszy, na przykład w tzw. Kraju Warty, zakłady fotograficzne wraz z wyposażeniem przechodziły na własność obywateli Rzeszy. Amatorzy z aparatami również musieli mieć się na baczności – nie wolno było rejestrować zniszczeń z września 1939 roku, ani uwieczniać siedzib i funkcjonariuszy okupacyjnego aparatu.

Równolegle toczyło się tajne życie fotograficzne polegające na pracy komórek legalizacyjnych wytwarzających zdjęcia do fałszywych dokumentów dla osób ukrywających się przed Niemcami. W konspiracji działała także komórka fotograficzna Delegatury Rządu na Kraj mikrofilmująca materiały dla polskiego Rządu na Uchodźstwie oraz Referat Fotograficzny Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK dokumentujący niemiecki terror i szkolący prasowych sprawozdawców wojennych na czas insurekcji, która miała nadejść.

Wybuch Powstania Warszawskiego przerwał podziemną działalność polskich fotografów – stolica w sierpniu i wrześniu 1944 roku była przestrzenią jawnej i nieskrępowanej aktywności fotograficznej. Walczącą Warszawę uwieczniali na kliszy zawodowcy, świeżo wyszkoleni fotoreporterzy z AK oraz amatorzy, których nie brakowało wśród żołnierzy i ludności cywilnej. Pozostawiona przez nich bogata dokumentacja świadczy o popularności tego zjawiska. Odruch dokumentowania niezwykłych wydarzeń był silniejszy od lęku o własne życie i bezpieczeństwo.


Fot. Eugeniusz Lokajski „Brok”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Eugeniusz Lokajski do Powstania poszedł jako żołnierz – był podporucznikiem, miał wojskowy przydział, jego zadaniem była walka. Jednak wiemy, że w czasie okupacji nie rozstawał się z aparatem, fotografując i zarobkowo, i z pasji. Nie dziwi więc, że kiedy od dowódcy kompanii „Koszta”, majora Stefana Micha „Kmity”, otrzymał polecenie wykonywania rejestracji fotograficznej, chętnie oddał się temu zadaniu.

Jego zacięcie do fotografii ujawniło się początkowo jako biegłość w portretowaniu. Przed wojną były to amatorskie portrety rodziny i przyjaciół, a w okresie okupacji – fotosy aktorów teatru Kometa, które stanowiły dla autora źródło dochodu. Również zdjęcia sportowe z czasów kariery lekkoatletycznej dowodzą swobody w utrwalaniu dynamicznych obrazów sportowców.

 

Dopiero podczas Powstania Warszawskiego podporucznik „Brok” sięga po środki wyrazu właściwe fotografii reportażowej i dokumentalnej. Pełnione przez niego obowiązki oficera łącznikowego, a potem dowódcy plutonu w kompanii „Koszta”, sprawiają, że jego funkcja fotoreportera wydaje się właściwie niezauważalna. Nie musi oswajać bohaterów fotografii ze swoją obecnością w oczekiwaniu na to, aż zaczną zachowywać się naturalnie – jest jednym z nich.

 

Podchodzi blisko, dokumentując zapamiętałość i pośpiech przygotowań do ataku na PAST-ę oraz ekspresję twarzy Powstańców obserwujących wyprowadzanie niemieckich jeńców ze zdobytego już gmachu. Na niektórych ujęciach, takich jak rejestrowane w piwnicach sceny ze szpitali, występuje efekt poruszenia. Są to ślady trudnych warunków reporterskiej pracy: fotografowania z ręki i długiego czasu naświetlania wymuszonego małą ilością światła i niską czułością ówcześnie dostępnych filmów.


Fot. Eugeniusz Lokajski „Brok”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego


Fot. Eugeniusz Lokajski „Brok”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Ale nie tylko zdjęcia „z akcji” interesowały Lokajskiego – w tych gorących frontowych miesiącach fotograf nie wyrzekł się portretów, wśród których znajdziemy wysmakowane kadry, sprawiające wrażenie starannie zaaranżowanych, takie jak zdjęcie dziewczyny patrzącej na swoje odbicie w lusterku. Mężczyzn przedstawiał z większym pazurem, swobodnie, zawadiacko, niczym warszawskich cwaniaków, którzy postawili się Niemcom, co widać choćby na fotografiach dumnych Powstańców po udanym ataku na Komendę Policji.


Fot. Eugeniusz Lokajski „Brok”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Lokajski, w przeciwieństwie do wielu innych rejestrujących Powstanie na kliszy negatywowej, nie otrzymał kierunkowego wykształcenia, nie był zawodowym fotografem, ani nie ukończył kursu dla prasowych sprawozdawców wojennych. Jako aktywny żołnierz sytuuje się w grupie amatorów fotografujących przy okazji pełnienia wojskowych obowiązków. Stylistycznie zdjęcia jego autorstwa są jednak bliższe pracom doświadczonych twórców, takich jak Sylwester Braun czy Tadeusz Bukowski, niż pamiątkowym i osobistym zapisom fotografów z karabinem.


Fot. Eugeniusz Lokajski „Brok”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

 

„Brok” świadomie wykorzystuje środki formalne przedwojennego fotoreportażu, dokumentu czy portretu z wielkomiejskiego atelier, ulega pokusie kadrów pocztówkowych z detalem architektonicznym na pierwszym planie, podwójnym kadrowaniem przez dziurę w murze czy perspektywicznymi ujęciami ulic.

 

Fot. Eugeniusz Lokajski „Brok”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

 

Eugeniusz Lokajski nie stworzył jednorodnej estetycznie i tematycznie kolekcji. Jego dorobek twórczy, podobnie jak innych fotografów tego czasu, wskazuje na spontaniczność oraz intuicję, jakimi się kierował, ulegając dynamice i dramatyzmowi wydarzeń. Mimo że młoda II Rzeczpospolita nie zdołała wykształcić kadr, które sprawnością i poziomem technicznym równałyby się formacjom fotoreporterów przy armiach amerykańskiej, niemieckiej czy sowieckiej, rolę tę w Powstaniu przejęła rzesza fotografów z Armii Krajowej, takich jak Eugeniusz Lokajski. Łączyła ich wspólnota przeżyć i doświadczeń. Fotograf powstańczy nie był – jak reporterzy rejestrujący późniejsze konflikty zbrojne – świadkiem i obserwatorem. To bezpośredni uczestnik wydarzeń, członek tej samej społeczności, narażony na te same niebezpieczeństwa, dzielący te same trudy, obawy i nadzieje. Fotografowie ci pozostawili po sobie poruszające świadectwo, niejednokrotnie – jak w przypadku Lokajskiego – okupione ofiarą ostateczną.

 

Autor artykułu:

Joanna Jastrzębska-Woźniak
Dział Ikonografii i Fotografii Muzeum Postania Warszawskiego

*W. Żdżarski, Historia fotografii warszawskiej, Warszawa 1974, s. 212.

 

Zobacz także

Nasz newsletter