dr Paweł Brudek
Dział Historyczny Muzeum Powstania Warszawskiego
Szantażyści, którzy grozili ukrywającym się poza gettem Żydom ujawnieniem przed Niemcami, działali na styku okupacyjnego prawa i bezprawia. Pogoń za zyskiem za wszelką cenę często jednak dla nich samych kończyła się tragicznie.
Szmalcownictwo to jedno z najbardziej wstydliwych, a zarazem słabo przebadanych zjawisk okupacyjnej codzienności Warszawy. Szmalcownikami nazwano podczas wojny ludzi szantażujących Żydów, ukrywających się po „aryjskiej” stronie miasta, groźbą wydania ich Niemcom, jeśli nie zapłacą okupu. Część z nich uważała siebie za gorliwych patriotów zwalczających Żydów jako „odwiecznych wrogów Polski”; inni byli lojalni wobec Niemców, nawet jeśli nie mogli oczekiwać za to wynagrodzenia.
Szokiem dla Żydów była wrogość ze strony zwykłych Polaków, którzy przecież wraz z nimi byli ofiarami niemieckich nalotów na Warszawę w 1939 r. Na początku grudnia 1939 r. władze niemieckie symbolicznie naznaczyły Żydów, wprowadzając obowiązek noszenia opaski z gwiazdą Dawida. Przez cały pierwszy rok okupacji, do końca listopada 1940 r., Polacy i Żydzi mogli swobodnie przemieszczać się po Warszawie, więc opaska ta stanowiła dla Niemców pomoc w rasowej identyfikacji mieszkańców byłej stolicy Polski. Ci, których antysemici nie mogli ocenić po wyglądzie, teraz zostali im „wskazani” drogą urzędowego rozporządzenia. Nie wszyscy dostosowali się do nakazu, lecz kary za nienoszenie opasek były dotkliwe i mogły skończyć się aresztowaniem. W okupowanej Warszawie liczba Żydów przekraczała 300 tys., by w efekcie przesiedleń osiągnąć w 1941 r. liczbę ok. 450 tys. ludzi. To sprawiło, że miasto stało się korzystnym środowiskiem działania dla szmalcowników.
Getto warszawskie, 1940-1942. Chłopiec żydowski sprzedaje opaski z gwiazdą Dawida. Fot. Heiss/ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Październik 1940 r. przyniósł już zapowiedź rychłego zamknięcia Żydów w odizolowanej dzielnicy. Obowiązek noszenia opasek, a następnie zamknięcie spowodowały powstanie przepaści pomiędzy Polakami i Żydami, dokonując podziału społeczności Warszawy. Szantażyści mieli teraz ułatwione zadanie. Aparat propagandowy hitlerowskich Niemiec przystąpił do zmasowanej kampanii odczłowieczającej Żydów, żądając od Polaków konkretnego zaangażowania się w aktywną „walkę z Żydami”.
Pierwszy rok okupacji spowodował szybkie pogarszanie się sytuacji Żydów w każdym aspekcie życia – w kontekście pracy, możliwości zarabiania pieniędzy i wreszcie swobody korzystania z przestrzeni publicznej.
Zgodnie z relacjami Żydów ukrywających się po aryjskiej stronie szmalcownicy stanowili nieodłączny element ówczesnej rzeczywistości. Jako kryminaliści dobrze wtopieni w polską społeczność, stanowiący grupę niejednorodną, wywodzącą się z najrozmaitszych warstw społecznych i środowisk, stanowili poważne zagrożenie. Żydzi po aryjskiej stronie często byli pozbawieni oszczędności, co w przypadku spotkania z łapownikiem nie dawało im szans na ocalenie. Dlatego też wielu – głównie ci, którzy podejrzewali, iż zdradzi ich sam wygląd – wolało pozostać w getcie. W getcie było się w zbiorowości, za jego murami natomiast żyło się nie tylko w ciągłym strachu, ale też w samotności. Zdarzyło się, że pewna grupa Żydów ukrywająca poza gettem po pewnym czasie, w akcie desperacji, targnęła się na swoje życie, nie mogąc znieść tak trudnej egzystencji.
Przymusowe strzyżenie żydowskiego mężczyzny pod nadzorem żołnierzy niemieckich, jesień 1939 r. miejsce nieustalone. Zdjęcie żołnierza niemieckiego/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
Równolegle do jurysdykcji polskiej Niemcy utworzyli nadrzędny system sądów niemieckich, które zajmowały się sprawami mogącymi „zagrażać bezpieczeństwu narodu niemieckiego” oraz tymi, które dotyczyły obywateli niemieckich lub folksdojczów. Trybunały niemieckie sądziły również szmalcowników jako osoby winne przestępstwa podszywania się pod agentów gestapo, korumpowania niemieckich urzędników oraz wciągania do współudziału w działalność kryminalną niemieckich żołnierzy i policjantów. Na podstawie spraw wszczętych z doniesień Polaków można zaobserwować, jak skomplikowana była okupacyjna codzienność – część szmalcowników omyłkowo brała Polaków za Żydów i próbowała ich zastraszać. Kończyło się to dla nich źle, gdyż Polacy informowali o wszystkim władze. Według Jana Grabowskiego niemieckie akta sądowe charakteryzują szantażystów głównie jako osoby polskiego pochodzenia, wyznania „rzymskokatolickiego”. Większość łapowników przed wojną nie była kryminalistami; na drogę przestępczości weszli dopiero po rozpoczęciu okupacji – ustalono, że na 200 osób oskarżonych o dokonywanie wymuszeń na Żydach w latach 1940–1943 tylko 11 parało się wcześniej bandyckim procederem. Ten sam spis zawierał dane 148 szmalcowników Polaków oraz 31 – Niemców. To oni pośredniczyli w kontaktach z policją niemiecką i gwarantowali bezpieczeństwo swoich polskich wspólników. Najmniejszą grupę szmalcowników – 20 – stanowili Żydzi lub osoby o innym pochodzeniu. Jak pisze Jan Grabowski, ich rola również była bardzo istotna: w szajce Polacy odpowiadali za znajomość miasta, Niemcy – za kontakty z niemiecką agenturą policyjną, zaś Żydzi wskazywali „najlepiej rokujące” ofiary, czyli zamożnych Żydów po aryjskiej stronie. Wiosną 1943 r. szczególnie niebezpieczny był niejaki „Kohn” – syn adwokata, który wydawał Niemcom głównie żydowskich adwokatów. Wśród szmalcowników dominowali mężczyźni w wieku od 25 do 40 lat, choć zdarzali się także nastolatkowie. Procederem parali się robotnicy, chłopi, handlarze, tramwajarze, a także urzędnicy, artyści i uczniowie liceów; jeden był nawet „korepetytorem z języka francuskiego”, działał też szantażysta arystokratycznego pochodzenia. Po likwidacji getta jesienią 1942 r. pozostałe grupy Żydów ukrywających się po aryjskiej stronie (w Berlinie Niemcy nazywali ich U-Bootami) były narażone na „polowanie” ze strony nielicznych żydowskich szmalcowników, którzy przetrwali i teraz walczyli o swoje życie jako agenci gestapo.
Obie strony czuły presję: ofiara handlowała swoim bezpieczeństwem i życiem, zaś szmalcownik dążył do tego, by ofiara mu zapłaciła. Jeśli nie chciałaby tego zrobić, musiałby donieść o niej policji, co jednak mogło nie skończyć się dobrze dla niego samego. Mógł zostać wynagrodzony (Niemcy jednak hojnie nie płacili), okradziony przez policjanta przejmującego całą zapłatę, ale mógł też zostać aresztowany. W myśl niemieckiego prawodawstwa obywatel Generalnego Gubernatorstwa (GG) miał pomagać władzom niemieckim w wyszukiwaniu Żydów, ale nie powinien być za to nagradzany. Niemcom wolno było zatem potraktować szmalcownika jak przestępcę. Dodatkowo szantażowana osoba mogła wcale nie być żydowskiego pochodzenia i wnieść skargę. Zdarzało się też, że Niemcy przejmowali okup i zabijali szantażystów, by pozbyć się niewygodnych świadków. Fakt, że szmalcownictwo w niemieckich aktach figuruje jako przestępstwo, zwraca uwagę na kwestię kar, jakie groziły szmalcownikom ze strony władz – od kilku miesięcy do nawet kilku lat więzienia. Łapownicy mogli się jeszcze bardziej pomylić i zagrozić komuś, kto miał nazwisko „brzmiące żydowsko”, a tymczasem był niemieckim urzędnikiem. Jeden z takich incydentów zakończył się wciągnięciem bandytów w pułapkę gestapo; gdy przyjechali odebrać umówiony okup, zostali na miejscu zastrzeleni. Niemcy jednak rzadko interesowali się szmalcownikami.
Tych najgroźniejszych, tworzących zorganizowane grupy, likwidowało Polskie Państwo Podziemne. Jan Grabowski cytuje ostrzeżenie Kierownictwa Walki Cywilnej z 11 marca 1943 r.: niemniej znalazły się jednostki wyzute ze czci i sumienia, rekrutujące się ze świata przestępczego, które stworzyły sobie nowe źródło występnego dochodu przez szantażowanie Polaków ukrywających żydów i żydów samych. Główny organ prasowy Podziemia, czyli „Biuletyn Informacyjny”, ostro potępiał zastraszanie Żydów, wobec czego jednak większość konspiratorów twierdziła, iż nie ostrzeżenia, lecz kary pozwolą ów proceder ukrócić.
Fragment strony tytułowej „Biuletynu Informacyjnego” z 18 marca 1943 r.; Stanisław Wroński, Maria Zwolakowa, „Polacy Żydzi 1939–1945”, Książka i Wiedza (Warszawa 1971)
Wobec tragicznych dla siebie pomyłek szmalcownicy musieli nauczyć się prawidłowo „rozpoznawać Żydów” nienoszących opasek. Poza wyglądem zwracano uwagę na specyficzny akcent przy posługiwaniu się polszczyzną. Pierwsze zetknięcie ze szmalcownikami następowało zaraz po opuszczeniu getta; już przy bramach stali „podejrzani młodzieńcy” uważnie przypatrujący się wychodzącym. Innym rejonem „polowań” były dworce – Główny i Wschodni. Żydzi nazywali szmalcowników „hienami”.
W taki sposób na Śródmieściu działał Józef Bąba-Bąbiński, który zatrzymywał ludzi podejrzewanych o żydowskie pochodzenie. Okradał ich, podając się za funkcjonariusza gestapo, aż sam został zadenuncjowany przez jedną z ofiar – Polkę. Bąbiński zatrudniał dwie kobiety, które kontaktowały się w jego imieniu z paserami, wśród których rozprowadzał towary, ubrania i kosztowności pozyskane od szantażowanych osób. Jego wspólnikami było także trzech Polaków i niemiecki cywil. Wartość przedmiotów, które zrabował gang, była nierzadko bardzo wysoka. Niemiecki Sąd Specjalny skazał Bąbińskiego na 2 lata ciężkiego więzienia, lecz udało mu się uciec.
Warszawa pod okupacją. Plakat niemieckiego filmu propagandowego „Wieczny Żyd” (der ewige Jude) wystawiony w witrynie okiennej. Fot. Olgierd Budrewicz/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
Szczególnym impulsem do zmasowanych działań szmalcowników była znaczna liczba Żydów uciekających z getta podczas niemieckiej „Grossaktion” (Wielkiej Akcji), czyli likwidacji getta w lipcu–sierpniu 1942 r. Ofiarami stawali się również Polacy/Polki pozostający w związkach z Żydami/Żydówkami. W mętnej rzeczywistości okupacyjnej dochodziło do sytuacji wręcz tragikomicznych: gang szmalcowników pod wodzą kierownika pociągów ze stacji Warszawa-Praga, Stanisława Sławińskiego, zaszantażował niejaką Swierdzewską, posażną Polkę, która miała dziecko z mężczyzną żydowskiego pochodzenia. Sławiński liczył na dobry okup, tymczasem wkrótce został niespodziewanie schwytany i aresztowany przez policję niemiecką. Okazało się, że jego ofiara sama była jedną z najgroźniejszych szantażystek w stolicy – posługująca się pseudonimem „Kazia” kobieta wchodziła w związki z żydowskimi przedsiębiorcami, od których z czasem zaczynała żądać znacznych sum w zamian ze niezadenuncjowanie. Jednocześnie współpracowała z gestapo jako informatorka. Po pewnym czasie brała od żydowskich znajomych pieniądze, ale i tak wydawała ich Niemcom. Spowodowała śmierć członków żydowskich rodzin Lichtenbaumów i Weinsteinów. Fakt, że Sławiński zadarł ze Swierdzewską całkiem przypadkowo, pokazuje skalę szmalcownictwa w Warszawie.
Warszawa okupowana. Żydowscy mieszkańcy w bramie. Zdjęcie żołnierza niemieckiego/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
Dla Polskiego Państwa Podziemnego proceder stanowił poważne zagrożenie, wzmacniając władzę Niemców w mieście, sprzyjając postępującej demoralizacji społeczeństwa i wreszcie zagrażając samym konspiratorom. Sądy konspiracyjne wydawały wyroki śmierci na szantażystów ujawniających członków Podziemia Niemcom. Podziemna machina sprawiedliwości działała wyjątkowo skutecznie: kiedy znani szantażyści, warszawska tancerka Franciszka Mann i agent gestapo Lolek Skosowski, pomogli Niemcom w aresztowaniu łącznika AK, „Hipolita”, zginęli 2 dni później z rąk likwidatorów, po wydaniu na nich wyroku w Podziemiu.