Aleksandra Duralska
Przewodnik Muzeum Powstania Warszawskiego
Na zdjęciu z końca września 1944 r. troje młodych powstańców z kompanii „Anna” batalionu „Gustaw” siedzi przy stole na kwaterze w Śródmieściu przy ulicy Jasnej. Panuje grobowa atmosfera. Powstanie się kończy, Warszawa zniszczona, ogromne ilości ofiar. Każdy z nich stracił w walkach przynajmniej jedną najbliższą osobę. O pozostałych członkach rodziny nic nie wiedzą. Pierwsza z lewej, sanitariuszka Danuta Magreczyńska „Jola” na Starym Mieście pochowała swojego narzeczonego, Andrzeja Saneckiego, ppor. „Andrzeja”, dowódcę kompanii. Był on bratem sanitariuszki Janiny Saneckiej „Romy”, siedzącej na pierwszym planie. Por. Wojciech Sarnecki „Wojtek” stracił żonę, łączniczkę Janinę. Strata podwójnie bolesna, ponieważ „Janeczka” była w ciąży. Wszyscy znali się z czasów okupacji. „Jola” i „Roma” były sąsiadkami z ul. Filtrowej.
Fot. Wiesław Chrzanowski „Wiesław”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
Rodzina Danuty Magreczyńskiej przyjechała do Warszawy na początku okupacji z Bydgoszczy, w której po włączeniu do III Rzeszy, rozpoczęły się represje wobec ludności polskiej, a następnie wysiedlenia do Generalnego Gubernatorstwa. W Warszawie Magreczyńscy zamieszkali u rodziny na Ochocie. Ojciec, z zawodu farmaceuta, pracował w aptece na placu Kazimierza. Danka, dzięki znajomościom ciotki, też farmaceutki, wkrótce podjęła pracę w aptece przy ulicy Wroniej. W 1940 r. zaczęła uczestniczyć w tajnych kompletach. Zdała maturę i w 1942 r. rozpoczęła studia na tajnym Uniwersytecie Warszawskim na wydziale medycznym.
Początkowo nie znała w Warszawie nikogo poza ciotką i kuzynką. Jednak na ul. Filtrowej mieszkało dużo młodzieży. Po godzinie policyjnej, kiedy nie można było wychodzić na zewnątrz, młodzież integrowała się w grupach sąsiedzkich. Z czasem Danka zaprzyjaźniła się z rodziną Saneckich. Janeczka była w tym samym wieku co ona, rocznik 1922. Z dwa lata starszym Andrzejem połączyła ją miłość. To on wciągnął obie dziewczyny do konspiracji, do kobiecej organizacji w ramach Narodowej Organizacji Wojskowej. Od 1942 r. NOW działała w ramach Armii Krajowej. W Powstaniu Warszawskim były to bataliony „Gustaw” i „Harnaś”.
Danuta Magreczyńska „Danka” i Janina Sanecka „Roma” (w środku) odpoczywające w mieszkaniu przy ul. Wilczej 16. Fot. Wiesław Chrzanowski „Wiesław”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
W tym czasie w Warszawie prawie każdy młody człowiek brał udział w konspiracji. Być może mniej interesowała ich polityka czy ideologia, a bardziej działanie. Janina Sanecka-Hajzik po latach tak to wspominała w wywiadzie dla Archiwum Historii Mówionej (AHM) Muzeum Powstania Warszawskiego: „W dużej mierze trafialiśmy [do organizacji konspiracyjnej] z przypadku, szukało się kontaktu z jakąś organizacją i możliwości pracy w konspiracji. Akurat taki był kierunek, taka organizacja znalazła się w zasięgu naszych możliwości”. Danuta Magreczyńska-Kieżun w wywiadzie dla AHM opowiadała o spotkaniach NOW-u: „Były przede wszystkim szkolenia ideowe, można powiedzieć. Mówiło się, za co walczymy, poświęcamy swoje życie, jak się narażamy, dlaczego się narażamy, dla kogo. Dla ojczyzny, dla Polski, która musi być wolna. Mówiło się także o wiadomościach, jakie były uzyskiwane przez słuchających, nagrywających audycje BBC. To było szkolenie ideologiczne. Ja konkretnie chodziłam na przeszkolenie jako sanitariuszka”.
Szkolenia sanitarne odbywały się w prywatnych mieszkaniach. Obejmowały naukę anatomii, pierwszej pomocy, przenoszenia rannych i opieki nad chorymi. Dodatkowo uczono podstaw wojskowości i posługiwania się bronią. Szkolenia odbywały się w grupach pięcioosobowych. Docelowo stanowiły one jeden patrol sanitarny: cztery sanitariuszki noszowe i kierująca akcją patrolowa. Ze względu na swoją wiedzę i studia medyczne, Danka została tzw. piątkową. Nie tylko miała prowadzić swój patrol do akcji, ale jeszcze w czasie konspiracji to ona przekazywała wiadomości swoim koleżankom.
Na Powstanie młodzi czekali z niecierpliwością. Rozkaz o godzinie „W” przyjęli z radością i ekscytacją. Janina Sanecka dostała przydział do szpitala przy ul. Kopernika 43. Andrzej Sanecki był dowódcą kompanii „Anna” Batalionu NOW-AK „Antoni”, a Danuta Magreczyńska sanitariuszką w tejże kompanii. Pierwszą mobilizację pod koniec lipca patrol Danki miał na Ochocie. Podczas drugiej mobilizacji, 1 sierpnia 1944 r., przyszedł rozkaz o przejściu na ul. Leszno 13. Z piątki sanitariuszek tylko trzy, w tym Danka, dotarły na miejsce. I tu można mówić o pierwszym szczęśliwym dla Danki przebiegu wydarzeń. Ochota na początku Powstania została zajęta przez oddziały RONA, które dokonywały zbrodni, gwałtów i grabieży. Wielu znajomych z jej domu przy ul. Filtrowej zginęło lub zostało zamordowanych. Jej rodzinę zabrano do obozu przejściowego w Pruszkowie.
Pierwszego dnia Powstania Danka uderzyła się kolano, tak że z trudem mogła chodzić. Był to kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności. Nie mogła przejść razem ze swoim oddziałem, który ze Starego Miasta został wysłany na Wolę. Tam żołnierze batalionu „Antoni” dołączyli do walk toczonych przez Zgrupowanie „Radosław” na cmentarzach. Po ciężkich bojach i dużych stratach, 6 sierpnia wycofali się na Starówkę. Od 7 sierpnia kompania „Anna” została dołączona do Batalionu „Gustaw”.
Kompania „Anna” dostała kwatery przy ul. Kilińskiego 1/3. Stanowiska bojowe objęła przy nieistniejącej już ul. Ślepej. Ulica ta kończyła się bramą kamienicy, której front znajdował się na pl. Zamkowym. Stąd Niemcy mogli łatwo przeniknąć w głąb Starego Miasta. Te pozycje kompania „Anna” utrzymała do upadku Starówki. Tutaj znajdował się punkt dowodzenia kompanii i punkt sanitarny.
W domach znajdujących się na linii ognia zostało niewielu mieszkańców. Dziewczyny zaprzyjaźniły się z nimi. Pomagali sobie. Punkt sanitarny umocniono workami z piaskiem. Mieszkańcy chowali się w piwnicach. Jednego dnia wielu z nich zginęło w bombardowaniu. Dla Powstańców i sanitariuszek była to ogromna strata. To przecież dla tych ludzi prowadzili walkę i ich chcieli ochraniać. Na zdjęciu z tego dnia Danka i Wanda siedzą na progu zniszczonej kamienicy. Widać ich autentyczny smutek i żal.
Danuta Magreczyńska „Danka” i Wanda Bagniewska „Wanda” na progu domu przy ul. Ślepej. Za nimi chłopiec, jeden z mieszkańców kamienicy ukrywających się w piwnicach
Zadaniem sanitariuszek liniowych było poruszać się za patrolem i w razie konieczności udzielać pomocy rannym żołnierzom i transportować ich do najbliższego punktu sanitarnego. W czasie postoju sanitariuszki miały dbać o stan higieniczny żołnierzy, zmieniać opatrunki. Jednak pierwsze doświadczenie z opatrywaniem rannego Danka zdobyła w zupełnie innych okolicznościach.
Kolejna tragedia w życiu Danki wydarzyła się 24 sierpnia. Jej narzeczony, Andrzej Sanecki, przyszedł do jej kwatery podczas ostrzału. Kiedy stanął w drzwiach pokoju, w budynek trafił pocisk artyleryjski. Andrzej został przysypany gruzami. Ciężko rannego w głowę i nogi zniesiono do piwnicy. Tam znajdowała się sala operacyjna prowadzonego przez doktora Tadeusza Podgórskiego „Morwę” szpitala polowego. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej Andrzej zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Pochowany został na podwórzu.
Po upadku Starówki oddziały powstańcze dostały rozkaz ewakuacji kanałami. Każda sanitariuszka miała przeprowadzić jednego rannego. Danka dostała pod opiekę żołnierza rannego w obie ręce. „Szłam automatycznie” – opowiadała po latach – „wiedziałam tylko, że muszę podtrzymywać mojego chorego”. Po kilku godzinach spędzonych w kanałach wyszli w Śródmieściu na ul. Warecką. Rannego zaprowadziła do szpitala przy ul. Kopernika 43. Tam spotkała swoją przyjaciółkę Janeczkę Sanecką. Od tej pory dziewczyny były nierozłączne.
Początkowo Danka została z Janeczką w szpitalu na Kopernika. 5 września Niemcy wdarli się na teren szpitala. Wcześniej ewakuowano stamtąd rannych powstańców, zostawiając wyłącznie chorych cywilów. Powstańcza obsługa szpitala rozproszyła się po całym Śródmieściu. Dziewczyny znalazły się w punkcie sanitarnym przy ul. Śniadeckich. Pod koniec września postanowiły powrócić do oddziału, do kompanii „Anna”, która stacjonowała przy ul. Jasnej 19. To wtedy uwiecznił je na zdjęciach kolega z oddziału i dawny znajomy z konspiracji, Wiesław Chrzanowski. Smutne, zmęczone, czekające na zakończenie Powstania. Ale to właśnie tam, na Jasnej, Danka pierwszy raz spotkała swojego późniejszego męża, Witolda Kieżuna. „Był jednym z wielu” – wspominała sanitariuszka – „ale ponieważ był wysoki, wspaniały, prezentował się, więc go zapamiętałam. On z kolei zapamiętał mnie, ponieważ wyróżniałam się, byłam bardzo jasną blondynką”.
Danuta Magreczyńska „Danka” z książką na gruzach domu przy ul. Ślepej. Po prawej stronie pozostałości po kamienicy z przejściem na stronę Podwala. Fot. Wiesław Chrzanowski „Wiesław”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
Sanitariuszki, tak samo jak inni żołnierze Powstania, otrzymały prawa kombatanckie i mogły wyjść od obozów jenieckich. Te, które miały rodzinę chętnie opuszczały miasto z ludnością cywilną. Danka i Janeczka, które nic nie wiedziały o losach swoich bliskich, zdecydowały się na wyjście do obozu. Przechodząc w kolumnie jenieckiej przez pl. Narutowicza, widziały spalone domy przy ul. Filtrowej. Ich pierwszym przystankiem był obóz przejściowy w Ożarowie.
„Przypomnę pokrótce naszą drogę obozową” – czytamy we wspomnieniach Danuty Kieżun ze zbiorów Archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego – „Stalag XI B Fallingbostel, istniejący już od 1939 r., gdzie oddzielono nas drutami kolczastymi od męskiej części obozu; po tym przejściowo Bergen-Belsen – sąsiedztwo okrutnego obozu śmierci; i wreszcie postanowiono stworzyć jeden wspólny obóz dla kobiet podoficerów Stalag VI C w Oberlangen, na samej granicy niemiecko-holenderskiej, dokąd przybyłyśmy przed samymi świętami Bożego Narodzenia. Po drodze ze stacji poczciwy stary wachman pozwolił nam wyrwać małą choinkę, jedyny symbol tej smutnej i bardzo mroźnej Gwiaździstej Nocy”.
Szczęście nie opuszczało Danki także w obozie. Jeszcze w Fallingbostel jako jedyna ze swojej grupy wylosowała możliwość napisania listu do rodziny. W Oberlangen, gdzie kobiety-jeńcy wykonywały drobne prace na rzecz obozu, zgłosiła się do tajemniczo brzmiącego „Kommando Erika”. Okazało się, że była to praca u rodziny holenderskiej. W ciepłej kuchni kobiety łuskały fasolę. Holendrzy nie tylko przynosili im codziennie jedzenie, ale i patrzyli przez palce, jak tę fasolę wynosiły do obozu. Holendrzy zaprzyjaźnili się z nimi. Przekazywali im informacje o postępach na froncie, o obecności wojsk polskich. Wiosną, pracując u Holendrów w ogródku, usłyszała strzały, odgłosy walki. Razem z koleżanką wyszły naprzeciw nadchodzącego wojska. Okazało się, że byli to żołnierze z 1 Dywizji Pancernej generała Maczka.
Po wyzwoleniu przeniesiono je do pobliskiego obozu Niederlangen, w którym panowały o wiele lepsze warunki. Dziewczyny stopniowo rozjeżdżały się. Janka została oddelegowana do Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet i wyjechała do Wielkiej Brytanii. Do Polski wróciła w 1946 r. Danka wyjechała na studia do Francji. Po powrocie do Polski, w 1949 r., na plaży w Krynicy Morskiej ponownie spotkała Witolda Kieżuna. Ale to już zupełnie inna historia…