Zygmunt Zarzycki „Zorza”
Zygmunt Zarzycki, pseudonim „Zorza”, [urodzony] 2 stycznia1923 roku.
- Proszę opowiedzieć o tym, jak pan pamięta czasy swojej młodości. Jak pan zapamiętał lata przedwojenne?
To kupę lat temu. Mieszkaliśmy na Grochowie. Mama umarła bardzo młodo, straciłem mamę, jak miałem cztery lata. Od tego czasu opiekowała się mną siostra, znaczy aż do Powstania. Mój ojciec umarł po wojnie, nie widziałem już go potem. Chodziłem do szkoły jak wszyscy, to znaczy wtedy [to była szkoła] powszechna i trzy lata zawodowa.
- Proszę powiedzieć, jakie nastroje panowały w szkole? Czy można powiedzieć, że w owym czasie był w szkołach pewien nacisk na wychowanie patriotyczne?
Kładziono [nacisk], aby być dobrym chłopcem i to wszystko. Co się działo w tym czasie, w ogóle cała młodzież była ustatkowana, nie jak obecnie.
- Pamięta pan uroczystości, które obchodzono przed wojną?
Na 3 maja wszystko żeśmy też urządzali tak jak przed wojną, wtedy to urządzali i [święto] 11 listopada. Tak że rzeczy, które dzisiaj są bardzo… Nie w tym sensie jak przed wojną, ale czasy się zmieniają i ludzie się zmieniają.
- Jak pan zapamiętał wrzesień 1939 roku?
Pamiętam za dobrze. Pamiętam bombardowanie, uciekanie. Uciekłem z ojcem z Warszawy na wschód. Potem żeśmy się dowiedzieli, że ruskie wkraczają, to z powrotem przylecieliśmy do Warszawy. Widzieliśmy zbombardowany dom. Byliśmy szczęśliwi, że całą rodzinę znaleźliśmy – i siostrę, i braci.
- Czy miał pan więcej rodzeństwa?
Tak, było nas troje, ale siostra najmłodsza umarła przed samą wojną na gruźlicę, wtedy to było naprawdę nie do pokonania.
- Czy starsi bracia byli jeszcze dziećmi, czy mogli już trafić do wojska?
Jeden był zabrany do wojska przed wojną, ale został... Skończył służbę przed wojną. Drugi brat, średni, dostał się do wojska. Stali na Czerniakowie. Nie wiem dokładnie, nie pamiętam.
- Państwa dom został zbombardowany?
Tak.
- Proszę powiedzieć, gdzie się państwo przenieśli?
Później żeśmy się przenieśli na Grochów, bliżej Grochowa, bo żeśmy mieszkali na Grochowie, żeśmy mieszkali na Dobrowoja, to jest mniej więcej [między] połową Grochowa a Pragą.
- Czy w czasie okupacji pan się jeszcze uczył?
Uczyłem się w okupację. Wtedy w okupację chodziłem do zawodowej szkoły [imienia] Konarskiego na Lesznie. W tym czasie Leszno to była [dzisiejsza ulica] Solidarności. Skończyłem tę [szkołę], dostałem zaświadczenie, bo pisałem nawet z Anglii do siostry, żeby mi przysłała zaświadczenie. Potrzebne było. Zasadniczo Anglicy nie zwracali na to [uwagi], ale sam dla siebie. Jak zostałem w Anglii, to zacząłem pracować. To był taki czas, że w Anglii nie chcieli brać nigdzie Polaków do pracy. Związki szalenie przeciwstawiały się temu. Ostatecznie powiedzieli: „Do pracy: albo do kopali, albo do rolnictwa”. Kupę kolegów było, mówi: „Nie, pójdziemy do kopalni, bo łopatą to każdy potrafi łopaty”. Przepracowałem trzy lata, ewentualnie się zwolniłem, wtedy można było znaleźć pracę, jaką kto chciał. Zacząłem pracować w garażu, pracowałem długi czas.
- Wróćmy jeszcze do czasów okupacji. Czy w czasie okupacji pan pracował?
Pracowałem na Grochowie. To była fabryka strażacka, robili części dla strażaków. Skończyłem pracę, bo [zaczęła się] wojna i zamknęli fabrykę. [Poza tym] byłem bez pracy przez cały czas.Czy przed wojną lub w czasie okupacji był pan harcerzem?
- Jeśli to już był luty 1942 roku, to już mogło być AK.
Złożyłem przysięgę i byliśmy w stałej konspiracji.
- Czy pamięta pan moment przysięgi?
Tak, zebrało się kilku gości, którzy wchodzili do organizacji, przyszedł ksiądz.
- Czy pamięta pan nazwiska lub pseudonimy tych osób?
Znam tylko porucznika, który przyjął przysięgę. Nazywał się porucznik Witkowski. Wtedy był podporucznik, ale ostatnio został porucznikiem. Żeśmy chodzili na wypady.
- Chciałbym żeby pan rozwinął wątek związany z konspiracją. Jak wyglądała pana działalność konspiracyjna?
Żeśmy tropili folksdojczów, którzy współdziałali. Żeśmy mieli akcję na gościa na Ząbkowskiej, który „śpiewał” na Polaków. Żeśmy pojechali, żeśmy już ustawali, wyszło nas sześcioro, cała grupa, i chcieliśmy go wykończyć kompletnie na Ząbkowskiej. W tym czasie było ciężko, bo to była ulica zatłoczona, ale był cwańszy jak my wszyscy. Wiedział, jak uciekać, jak się schować.
Tak, umknął. Później dostałem wóz, furmankę i jeździłem na zrzuty pod Warszawę. Wozili zrzuty, później składali na Żoliborzu w częściowo wybudowanym domu. Byłem bardzo ciekawy, naprawdę bardzo... Przyleciał samolot, ląduje i zrzucają zasoby.
- Czy pan miał potem kontakt z bronią?
Nie, tam miałem broń.
- Pamięta pan, czy były szkolenia wojskowe?
Tak, też były szkolenia. Znaczy szkolenie, to było szkolenie w mieszkaniu, bo to nie było tak, że na zewnątrz. Później zaczęło się Powstanie. W Powstanie cały czas byłem przy Komendzie Głównej Ochrony „Montera”.
- Jak pan zapamiętał 1 sierpnia 1944 roku?
O! Radość nie do opisania. Żeśmy skakali jak głupcy.
- Wiedział pan już, że jest moment zbiórki i gdzie ma być zbiórka?
Żeśmy stali na placu Dąbrowskiego w szkole, [wszystko] było już przygotowane. Żeśmy byli parę dni skoncentrowani, dlatego że już wiadomo było, że Powstanie lada chwila wybuchnie. Stamtąd żeśmy się przenieśli do PKO, też był zbombardowany, później żeśmy się przenieśli do „Palladium” na Chmielnej.
- Co pan robił w czasie Powstania? Jakie miał pan obowiązki?
Myśmy chodzili tak samo na wypady. Żeśmy byli zastępczą grupą, która w razie czego [jako] wsparcie, musieli iść.
- Czy w czasie Powstania miał pan już broń?
O miałem broń, tak.
Karabin ręczny.
Przydał się na pewno. Miałem ruski nagan, ale taki [ciężki] – strzelać, to ręka trzęsła jakby był zrobiony z żelaza. Nie miał żadnej strzelności.
- Proszę opowiedzieć więcej o wypadach, o których pan wspominał. Czy pamięta pan jakąś akcję, wydarzenie, które szczególnie panu utkwiło w pamięci?
Na Kruczej żeśmy stali, przeszli przez Aleje Jerozolimskie i później żeśmy szli na Wolę. Nie doszliśmy do Woli, bo Wola już była zniszczona kompletnie. […]
- Co się wydarzyło na Kruczej? Czy natknęliście się na Niemców?
Tak. Tak że to była naprawdę rzecz nie do opisania dzisiaj, w jednym domu my, a w następnym są Niemcy. Była dziura i przechodzili.
- Czy pamięta pan, jakie były nastroje w oddziale?
O! Radość, po prostu radość. Każdy nie patrzał, nie bał się śmierci, szedł bez żadnej obawy.
- Tak było na początku sierpnia, a jakie były nastroje później? Radość nie trwała przecież cały czas.
Nie, nie trwała. Najgorsze to było, jak żeśmy wiedzieli, że obtoczyli całe Śródmieście, Mokotów padł, Żoliborz padł, Wola padła, tylko zostało Śródmieście. Najgorsze to widzieć tych, co wyszli z kanałów ze Starego Miasta. O! Biedni! Niemożliwe, nie do opisania, smród, bo wychodzili kanałami, kałem oblepieni… Naprawdę coś [strasznego]....
Dzielni chłopcy, trzeba przyznać. Mieli piękną broń, świetną broń, szmajsery różne. W Śródmieściu mało żeśmy mieli tego, zrzutów to żeśmy dostali to, co przeważnie Niemcy nie złapali.
- Czy pamięta pan moment zrzutów?
Tak, pamiętam zrzuty, jak Amerykanie przylecieli, żeśmy rozpalili ogień i dali znać, gdzie rzucać, ale to też już za późno, bo wszystko, dziewięćdziesiąt procent to Niemcy dostali.
- Czy pan wiedział, że zrzuty to broń i żywność?
Tak. Ruskie rzucali, ale ruskie rzucali śmiecie, że nie warto było nawet podnosić.
- Czy pamięta pan, co było w rosyjskich zrzutach?
Rzucali przeważnie naboje na pepeszę, rzucali tak samo jedzenie, ale z worka rzucali bez spadochronu, to było żyto namoczone olejem. Jak upadło, to się zrobiła od razu miazga. Nic z tego.
- Nie nadawało się do jedzenia?
Nie nadawało się w ogóle do jedzenia.
- Czy pamięta pan broń rosyjską?
Broń rzucali, ale mało, bo nie mieli [broni]. Żeśmy nie mieli dużo rosyjskiej broni, tak że nawet by nie pasowały niektóre amunicje.
- Czy pan był w ochronie sztabu?
Tak.
- Czy był pan świadkiem spotkania albo spotkał się osobiście z którymś z główniejszych dowódców?
Tak, żeśmy się spotkali z „Monterem”.
- Czy zapamiętał pan go jako zwykłego człowieka, nie tylko jako słynnego dowódcę?
Pamiętam doskonale, bo to mały gość, ale fajny, szalenie odważny.
- Mały to może też „Bór” Komorowski?
To „Bór” Komorowski był, przepraszam. Z „Borem” Komorowskim się też spotkałem, przychodzili czasami.
- Chociaż był niewielkiego wzrostu, czuć było od niego pewną siłę, prawda? Czuliście respekt czy też dumę, że spotykaliście się z dowódcami?
O tak, rzeczywiście, tylko żeśmy widzieli, jak przychodzą naradzać się.
- Nie było z ich strony gestów…
Nie, nie było, starali się utrzymać ich w konspiracji, żeby ich ktoś tam...
- Ilu was mniej więcej było w ochronie sztabu?
To była kompania, specjalnie kompanię do tego [przygotowano], można liczyć sześćdziesięciu.
- Czy pamięta pan nazwisko dowódcy?
Tak, porucznik Witkowski, pamiętam... Był to kapitan Witkowski, zresztą bracia, jeden i drugi bracia, a kapitan Witkowski to był zrzutek z Anglii.
Tak, zrzutek z Anglii był, fajny gość. Opowiadał historie, jak ćwiczyli w Anglii w AK.
- Czy pamięta pan innych kolegów? Może ma pan kontakt z nimi?
Zasadniczo mam bardzo mały kontakt, dlatego że są chorzy, nie wychodzą, to już jest wiek, nie udzielają się mocno. Kiedyś się spotykaliśmy na święta, teraz nikt nie przychodzi, ja jeszcze wpadnę czasami [jak] są święta.
- Czy pamięta pan pseudonimy kolegów z kompanii? Czy chociaż kilku kolegów mógłby pan wymienić?
Ciężko powiedzieć, naprawdę nie pamiętam.
- Proszę powiedzieć, czy pamięta pan, jak sobie radziliście na co dzień? Czy pamięta pan na przykład, co jedliście?
Żeśmy szperali, gdzie się dało znaleźć, bo były rozbite restauracje, rozbite bary.
- Czyli wszystko, co się da.
Przy końcu była naprawdę mizeria.
Tak.
- Czy pamięta pan, jak radziliście sobie ze zdobywaniem wody pitnej, z myciem?
Było ciężko z wodą. Nosili wodę z wykopanych studni i to przeważnie jeńcy nosili, bo oni stali w PKO w podziemiach.
- Powstańcy wspominają, że w Śródmieściu było względnie spokojnie, były nawet momenty, że działało kino, czuło się wolność, odbywały się uroczystości religijne. Czy był pan świadkiem takich rzeczy?
Tak, były rozrywki nawet i różne uroczystości się odbywały…
Tak.
- Czy pamięta pan osoby związane z kulturą, jakieś występy?
Nie, nie pamiętam.
- Proszę powiedzieć, jak pan pamięta wrzesień 1944 roku, kiedy już czuło się, że znaczna część Warszawy się poddała, a wy cały czas walczyliście. Co wtedy myśleliście? Czy mieliście jeszcze nadzieję?
Żeśmy wszyscy żyli nadzieją, że przyjdą ruskie, wyzwolą, że przyjdzie spadochronowa kompania z Anglii, zrzucą... To tylko nadzieje były, a rzeczywistość była [zupełnie inna]...
- Czy walczył pan do końca Powstania?
Byłem do końca Powstania. [Potem] żeśmy wyszli na Wolę, rozdali broń i do łagru.
- Czy zetknął się pan z Niemcami – jeńcami?
To jest jeńcy w Warszawie, jak byli jeńcy?
- Czy to była znacząca różnica? Czy inaczej się zachowywał Wehrmacht?
Tak. Nawet nie paliłem, to jak miałem gdzieś papierosa, to im podawałem, bo odczuwałem, że potrzebują, [że] to są ludzie, którzy pragną zapalić, zjeść coś, napić się wody. Traktowaliśmy ich możliwie. Tylko jak żeśmy złapali esesmana, to już koniec. Wiadomo, co było.
- Czy był pan świadkiem takiej egzekucji?
W „Wiktorii”, to był stary hotel na placu Dąbrowskiego i tam gość był, parę dni siedział. Prali wszędzie i przykuwali, gdzie tylko się da, Niemców. Baba z nim była, znaleźli go w łóżku z nią i na drugi [dzień]... Zabrali, pod ścianę i...
Tak, esesman. Esesmani nie mieli względów u nas.
- Czy pamięta pan jakieś inne narodowości walczące z Powstańcami u boku Niemców?
Ukraińcy tam byli, ale nie miałem styczności z nimi, byli przeważnie na Woli. Ukraińcy, Białorusi, to najgorsza zaraza, jaka mogła być. Niemiec to Niemiec, ale Ukraińcy to mścili się, gwałcili kobiety, zabijali.
- Ale pan nie miał z nimi styczności?
Nie, nie miałem styczności. Myśmy przeważnie byli w Śródmieściu, tak że żeśmy nie mieli styczności jak oddziały, które brały większy udział w walkach.
- Czy w waszych oddziałach byli obcokrajowcy?
Nie. Żeśmy mieli dwóch Ślązaków. Poddali się, [powiedzieli, że:] „My jesteśmy Ślązaki”. Tak że żeśmy traktowali ich jak swoich.
- Przeszli na waszą stronę i walczyli u waszego boku?
Tak.
- I byli w waszej kompanii?
Nie, nie byli w naszej kompanii, bo to była specjalna jednostka, która była ochroną Komendy Głównej.
- Jak pan zapamiętał zakończenie Powstania, ten ciężki moment?
Nie chcieliśmy się poddać. Każdy mówił: „Walczymy do końca”. Ale wyszedł rozkaz: „Złożyć broń!”. Trzeba było. To nie było, że chcę czy nie chcę. Rozkaz jest rozkaz.
- Co pan zrobił ze swoją bronią?
Musiałem oddać broń na Kercelaku. Ustawili stoły, każdy oddawał swoją broń, pocałował, szkoda było, ale co zrobić, jakby złapali Niemcy to by...
- Co się stało z panem później, po kapitulacji, po złożeniu broni?
Żeśmy dostali się do Ożarowa do fabryki kabli, żeśmy parę dni byli. Później nas wywieźli do Opola, żeśmy byli parę dni, przejściowy obóz. Później do Lamsdorfu, to jest Austria. Tam byłem prawie do końca wojny.
Bieda, ciężko, w ogóle jak szkielety żeśmy wyszli. Niemcy nas pchali na górę do pracy, sił człowiek nie miał, jedzenie to było coś niemożliwego.
- Pamięta pan, co dostawaliście do jedzenia?
Brukiew. Dawali porcję chleba na dziesięciu czy na pięciu, trochę margaryny czy dżemu i czarną kawę… Znaczy kawę, to można powiedzieć – lura nie kawa.
- Jak byliście traktowani w obozie?
Nie można powiedzieć, traktowali nas możliwie – Wehrmacht. Jednostki nazywali bandytami i tak dalej, ale to wszędzie tak było.
- Czyli najgorsze było to, że nie było co jeść?
Tak. Nie było co jeść.
Zimno, chłodno. Jak żeśmy zaczęli dostawać paczki z Czerwonego Krzyża, to się poprawiła sprawa, żeśmy do końca do wojny dostawali paczki, raz na miesiąc przesyłali. Człowiek odżył trochę.
Osiem miesięcy.
- Czy pamięta pan moment wyzwolenia?
Pamiętam. Amerykanie przyjechali – radość nieopisana. Wyzwolili obóz. Stamtąd się dostałem do Salzburga, to był Innsbruck, stamtąd się dostałem do Włoszech autostopem.
- Co się dalej z panem działo?
Dołączyłem do kompanii komandosów, stali w Maceracie, to jest w środkowych Włoszech miasto.
- Jak pan trafił do Włoszech, to na pewno zastanawiał się pan, czy wrócić do Polski.
Propaganda na to była, ale nie wierzyłem.
- Ostrzegano, że źle dzieje się w Polsce?
Tak. Chcieli koniecznie, żebyśmy wrócili do Polski, był nacisk. Dużo wróciło do Polski, ale ja nie chciałem wracać. Mówię: „Poczekam, aż się wszystko unormuje”.
- W takim razie kiedy pan wrócił do Polski?
Dopiero trzynaście lat temu. Jak się ożeniłem z drugą żoną – Polką, bo miałem pierwszą żonę Włoszkę. Zmarła. Ożeniłem się z Polką. Powiem prawdę, nie chciałem wracać. Mówię: „O, wrócimy, chodź do swego kraju, zawsze w swoim kraju…”. Przyzwyczaiłem się w Anglii tyle lat, ciężko się przenosić, stare drzewo nigdy się nie powinno przesadzać.
- Pewnie cześć rodziny, wielu znajomych zostało w Anglii.
Tak. Do tej pory jestem [rozdarty], miałem z powrotem wracać, ale już za późno.
- Jak skończyła się historia wojenna dla pana rodzeństwa? Czy przeżyli? Brali udział w Powstaniu?
Nie, nie byli. Przeważnie wszyscy byli na Pradze.
- Można powiedzieć, że z pana najbliższej rodziny tylko pan brał udział w Powstaniu.
[To] się stało, jak odwiozłem furgonetkę na Wolę i zostałem. Od razu poszedłem do oddziału w Śródmieściu.
- W Powstaniu był pan tam, gdzie pan miał być, czyli w obronie sztabu. To nie był przypadek.
Tak, cały czas.
- Proszę powiedzieć, co pan myśli o Powstaniu. Jak pan ocenia Powstanie Warszawskie? Czy uważa pan, że ono powinno wybuchnąć?
Czasami była debata, że myśmy rozmawiali. Mówię: „Szkoda tyle ludzi, co zginęło, tyle ludzi, ludności cywilnej, żołnierzy, młodzież...”. Niektórzy mieli po trzynaście, dwanaście lat, ledwo mógł podnieść karabin. Było w pewnym sensie narzekanie, że nie powinno być Powstania. Nie powinno być Powstania, bo żeśmy nie mieli żadnej szansy zwyciężyć, to trzeba przyznać.
- Czyli pan się zgadza z tą opinią?
W pewnym sensie się zgadzam, bo żeśmy wiedzieli, że nie ma wyjścia, nie możemy sami zwyciężyć, ruskie nie chcieli wyjść.
- Nie wiedzieliśmy tego, że nie otrzymamy żadnej pomocy od Rosjan.
My żeśmy mieli trochę [nadziei], wysłali kompanię berlingowców, nawet siedziałem z jednym gościem, który był z armii Berlinga. Mówił: „Wysłali nas w ciemno”. Nie wiedzieli, że połowa zginęła, zanim przepłynęli Wisłę. Walczyli przeważnie na Czerniakowie.
- Jak się stało, że pana kolega trafił aż do Śródmieścia, do pana?
My się spotkaliśmy w obozie dopiero. Miałem kontakt z nim nawet, bo on do Australii wyemigrował, ale już nie żyje. Opowiadał mi, że zasadniczo pozwolono im i modlitwy, pacierze, i księża byli, wszystko było robione dla propagandy, żeby przyciągnąć jak najwięcej ludzi.
- Na koniec jeszcze pytanie: czy ma pan jakieś osobiste, pozytywne wspomnienia z czasów Powstania? Czy zostało panu szczególnie w pamięci jakieś wydarzenie bądź uczucie?
To, że byliśmy wszyscy razem, przyjemność, żeśmy marzyli o wolnej Polsce, ale żył człowiek i nadzieją, i później zwątpieniem przy końcu.
- Czy doświadczył pan jakiegoś dramatycznego zdarzenia podczas Powstania?
Miałem dramatyczną chwilę, żeśmy ze Starego Miasta mieli się przedrzeć przez Ogród Saski.
- Mieli się państwo przedostać do Śródmieścia?
Tak. Żeśmy wyszli i żeśmy byli, naprawdę tam było [strasznie]... Niemcy walili, żeśmy nie dali rady w ogóle, tylko ledwo uciekliśmy z życiem, więc nie mogliśmy nic wskórać.
- Czy pan był na pierwszej linii?
Tak, wszyscy byli na pierwszej linii.
- Czyli był pan z bronią w ręku tam?
Z bronią w ręku, tak.
- Czy posiadanie broni szczęśliwie umożliwiało przeżycie?
Tak, szczęśliwie.
Nie, ranny nie byłem. Miałem szczęście, tylko mam na nogach znaki, ale to takie [draśnięcia].
- Kiedy była próba przetarcia się, to wy żołnierze znaliście swoje szanse, czy nie?
Wszyscy myśleli, że mają szansę, ale Niemcy tak walili, że nie było szansy. Nie było szansy... Niektórzy się przedzierali kanałami, ale to mała liczba.
- W którym miejscu w Śródmieściu był pan podczas próby przedarcia?
Pamiętam tak samo i Komendę Główną Policji i kościół świętego Krzyża. Tam, żeśmy byli...
- Czy jest jeszcze coś, co chciałby pan powiedzieć o Powstaniu? Czy jest coś, co chciałby pan dodać?
To, że to było w ogóle niepotrzebne według mnie.
- Uważa pan, że całe Powstanie było niepotrzebne?
Tak, ale człowiek młody to był po prostu patriota. Szedł, nie zwracał uwagi, czy jest racja, czy nie. Nie myślał o tym.
Warszawa, 22 stycznia 2008 roku
Rozmowę prowadził Sławomir Turkowski