Wiesława Maria Krzyżak „Wisienka”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Wiesława Krzyżak.

  • Proszę na początek opowiedzieć o swojej rodzinie. Kim byli pani rodzice, gdzie się pani urodziła, gdzie pani mieszkała?

Urodziłam się w Warszawie na Karolkowej. Mój ojciec umarł wcześnie. Mama, powiedzmy, wyszła drugi raz za mąż – to było jakiś czas później – była nasza druga rodzina. Ja miałam brata w pierwszym małżeństwie, z drugiego małżeństwa było dwoje dzieci, i później ten ojczym. Moja mama umarła w trzydziestym dziewiątym roku… w czterdziestym roku, przepraszam. I później już ja właściwie z rodziną mieszkałam, przy rodzinie mieszkałam. Mieszkałam na Marszałkowskiej pod [numerem] 9, przy rodzinie. Tam mnie przyjęli i ja pracowałam, można powiedzieć, znaczy szukałam pracy, bo musiałam się utrzymać jakoś z czegoś. Więc zaproponowali mi, żebym się uczyła kapelusze robić. Pracowałam w sklepie z kapeluszami na ulicy Długiej. I no później… To tak [było] prawie że do Powstania, do samego Powstania już.

  • A kim z zawodu był pani ojczym, pani mama?

A więc tak, mój ojczym, on taki handlowiec był... W każdym razie ja później nie utrzymywałam kontaktu z ojczymem, bo jak moja mama umarła, to nie utrzymywałam już z nim kontaktu, z rodziną, tylko byłam, mieszkałam w Warszawie. Tu dużą rodzinę miałam w Warszawie, kuzynki przeważnie.

  • Proszę powiedzieć, jak pani zapamiętała wybuch II wojny światowej w 1939 roku?

O! W trzydziestym dziewiątym roku to jak się zaczął pierwszy dzień września, szłam na egzaminy, bo miałam iść do szkoły, powiedzmy, do gimnazjum. Miałam iść do gimnazjum i… i tam się zaczęło. To gimnazjum było na ulicy Radomskiej i tam miałam egzaminy. Ciekawe, że właśnie w tym czasie, jak miałam egzaminy, to córki [marszałka] Piłsudskiego przyszły się pożegnać z kierowniczką tej szkoły, tak że widziałam je. Oczywiście kiedy wracałam, już bombardowano Warszawę.

  • Co się z panią działo w trakcie okupacji? Wspomniała pani, że mieszkała pani przy Marszałkowskiej.

Tak, myśmy mieszkali później u znajomych, na 6 Sierpnia. Trzeba było… Bo ja zasadniczo mieszkałam wtedy na Pradze, nasze mieszkanie było na Pradze, ale było zrujnowane, więc zatrzymaliśmy się na 6 Sierpnia. I w czasie oblężenia to cały czas byłam na 6 Sierpnia, mieszkałam. No a później, zaraz po tym, to mama wyjechała na wieś. Myśmy mieli tam taki domek na wsi i tam na wieś wyjechaliśmy, żeby było łatwiej żyć w tym, bo tylko sprzedała, wymieniała na jedzenie wszystko. No i tam jak moja mama umarła… Zresztą wtedy też spodziewała się dziecka i umarła zaraz po tym, w czterdziestym roku, i ja już byłam później na własnym, że tak powiem, utrzymaniu, z rodziną w Warszawie. Bo wróciłam do Warszawy – tam na wsi nie miałam nikogo, więc wróciłam do Warszawy, do rodziny.

  • W jaki sposób weszła pani w kontakt z konspiracją?

Tak oficjalnie to ja weszłam dopiero w czasie Powstania, w czasie Powstania to było. Ja tam byłam na Wspólnej, [tam] moja kuzynka miała sklep i ja tam pomagałam jej trochę. Więc jak się zaczęło Powstanie, to było jakoś po południu, zaczęła się strzelanina na Kruczej, bliżej Alej, tak że już nie wychodziłam stamtąd, żeby wrócić do domu, tylko już tam zostałam na Wspólnej. I od razu te barykady zaczęli budować i co jeszcze… No i już tam od razu zostałam. Przyłączyłam się do oddziału. Tam był oddział porucznika „Kolarza”, jego pseudonim. Nie pamiętam jego nazwiska, ale pseudonim jego to był „Kolarz”. Tak się zaczęło. I on stworzył taki pluton, było czterdzieści osób, taki oddział, taki z czterdziestu osób.

  • Pamięta pani, jak ten oddział był uzbrojony?

Śmiesznie. Nie było nic, zdaje się, że jeden karabin ktoś miał, nawet nie wiem [kto]. Nie, nie było nic. Towarzystwo szukało za czymś, żeby mieć coś…

  • Proszę, proszę.

Więc pierwsza rzecz, wysłano nas na zwiady na następny dzień, żeby coś zobaczyć, gdzie można się zatrzymać, jak gdzie jakąś placówkę zdobić. Myśmy byli na… Ja nie wiem, jak myśmy przeszły Kruczą do… Naprzeciwko Brackiej leżał Niemiec z karabinem i mój kolega chciał koniecznie ten karabin dostać, ale został postrzelony. Jak tylko wyszliśmy przed bramę, to zaczęli strzelać, tam dom się palił i trzeba było, przyszli zaraz… Nas było troje, więc ja zostałam z tym rannym, a tam dziewczynka poszła, żeby zawiadomić, zawołać kogoś, żeby przyszedł i zabrał jego stamtąd, bo go w nogę ranił mocno. A później ja już wróciłam i z powrotem… I nas dali w Aleje Jerozolimskie 17. Tam ktoś inny znalazł to miejsce i tam żeśmy przez jakiś czas byli.

  • Czy od razu została pani przydzielona jako łączniczka?

Tak, tak, do tego sierżanta „Kolarza”, sierżant „Kolarz” to był jego pseudonim, który… No, cały czas z nim byłam. Znaczy nie cały czas, do pewnego czasu, bo on został znów ranny i straciliśmy go, tego „Kolarza”, i dostaliśmy innego dowódcę. Ale ten z kolei – nie pamiętam jego nazwiska – kilka dni był i został zastrzelony ten dowódca. I potem co? Potem to już w różnych miejscach byłam, bo myśmy dużo trzymali po Alejach Jerozolimskich, tam bliżej placu Zbawiciela, na… zapomniałam tę nazwę. W każdym bądź razie tam żeśmy mieli jakiś czas miejsce. Nas rzucali w różne miejsca tu ze Śródmieścia…

  • Czy pamięta pani jakieś konkretne akcje oddziałów, w których brała pani udział?

Konkretne to nie wiem. Część naszego oddziału brała [udział w działaniach] w tym [punkcie] na poczcie… Potem kto tam jeszcze… [Byliśmy] w różnych miejscach, [między innymi], róg Koszykowej a Mokotowskiej. Tam myśmy też trzymali na górze, pilnowali. Tam w ambasadzie gdzieś Niemcy byli i strzelali, tak że tam mało nie zostałam zastrzelona. Tam żeśmy też trzymali jakiś czas… W kilku miejscach, już nie [pamiętam] w tej chwili. Później też nawet tutaj na Nowym Świecie, naprzeciwko [Instytutu] Głuchoniemych, tam żeśmy byli. Teraz jeszcze… W tej chwili tak już nie bardzo pamiętam te wszystkie miejsca, bo jak mówię, nas rozdzielali, po prostu nas było czterdzieści, czasami posłali mniejszą grupę tu czy tam, różnie było. Ale ja cały czas się trzymałam z tym oddziałem. Aha, później to już przechodziło się pod Marszałkowską tunelem na drugą stronę i tam było na rogu (teraz jest ta Cepelia czy coś takiego) tam był dom i tam żeśmy trzymali to miejsce. Znów jeden z tych dowódców został ranny mocno i go wzięli do szpitala. Też była przygoda, bo on prosił mnie, żeby… Znaczy ja tym, jak mogłam dojść do niego do szpitala – szpital był na ulicy Wspólnej 23 – on prosił mnie, żeby zawiadomić jego rodzinę (już nie pamiętam dokładnie jak, gdzie, jak to było), że on jest w szpitalu, ponieważ poparzone miał nogi, żeby coś tam, jakieś witaminy postarała się. Tymczasem on nie… I ja zawiadomiłam tę rodzinę, potem po dwóch dniach, zdaje się, jeśli pamiętam dokładnie, po dwóch dniach przyszłam do szpitala, a tam ten szpital był zbombardowany na Wspólnej. I szukałam jego, a jego, powiedzieli mi, zostałam zawiadomiona, że tymczasem rodzina go zabrała, godzinę przed tym go zabrała, tak że…

  • Jak pani zapamiętała Niemców? Jako wziętych do niewoli albo…

O! To była też przygoda, bo na Hożej, bliżej tam, nie pamiętam nazwy kina, tam było takie kino, tam było około dwustu jeńców niemieckich. Tam bliżej Marszałkowskiej kino takie było i Niemcy zbombardowali to kino, to kino całkowicie siadło na tych jeńcach. Nie mieliśmy co z tym zrobić, bo nie było jak ratować. I po prostu oni wychodzili i szli, to z kolei znów Niemcy strzelali. Tak że straszna rzecz była tam z tym kinem, z tymi jeńcami pod spodem. W każdym razie, powiedzmy, nasz dowódca był z nami tam, gdzieśmy kwaterowali w tej chwili, i on… Wchodzę do pokoju, a tam ten dowódca z Niemcem, z jakimś oficerem rozmawiał, więc myśmy zdziwione popatrzyły, ale… Przyniosłyśmy mu tam jedzenie, bo myśmy dzielili się, czym mogli. Przynieśli tam miseczkę dla tego dowódcy, tymczasem ten Niemiec był, to myśmy też temu Niemcowi dali.

  • Czy do pani obowiązków należało tylko noszenie meldunków?

No, [również] przynoszenie amunicji, tak, granaty, butelki, powiedzmy, przynoszenie żywności, gdzie można było co dostać. Tam na Kruczej był taka [kuchnia], tam czasami dostaliśmy jakąś zupę z tego. To na Kruczej było, nie pamiętam dokładnie, w którym to miejscu, znaczy adresu. Oczywiście jak miałam przerwę, to ponieważ ja znałam te miejsca, wszystkie przejścia przez piwnice i górą, to ja czasami ekstra chodziłam, tylko żeby kogoś zawiadomić czy coś, dla innego oddziału, ale nie pamiętam jakiego. Mówili mi, żeby tam zanieść czy przynieść im coś.

  • Czy zwróciła pani…

Albo pokazać im drogę, którą chodziłam przedtem.

  • A czy zdarzyło się pani chodzić przekopem między Północnym a Południowym Śródmieściem, przez Aleje Jerozolimskie?

Raz, raz, z tym pierwszym dowódcą „Kolarzem”. On tam miał żonę gdzieś koło [domu] braci Jabłkowskich, tam szpital był i ona tam była. Myśmy poszły tam, on mówi: „Jak chcesz, to chodź, potowarzyszysz”. To raz przeszłam tamtędy. Ale tam ciągle rozwalali, tam ciągle [trzeba] biegać było, o i myśmy budowali te, takie zasłony, ale te czołgi chodziły cały czas. Raz tylko taki mały jakiś czołg szedł i cofnął się i wrócił im się, rozwalił im się tam przed nosem. Taki mały czołg, ja nie wiem, co to było. A taki duży czołg to chodził na początku tam i rozwalał tę barykadę na Alejach Jerozolimskich 17.

  • Jak przyjmowała państwa walkę ludność cywilna?

A, różnie było. Byli tacy, którzy chętnie pomagali, na przykład jak niewypały się znalazły na ulicy, to oni zabierali i to się nosiło tam, żeby robili z tego granaty. Więc różnie było, jedni byli przychylni i… różnie było. Ja tam miałam rodzinę na Wspólnej 23, tam moja kuzynka miała sklep, tak że ja tam czasami wpadam zobaczyć, jak oni żyją, ale oni bali się to i zdaje się… Nie pamiętam dokładnie, ale oni wyszli, zdaje się, z ludnością cywilną, jak była możliwość.

  • Na początku września, tak?

Tak. Tego nie pamiętam dokładnie, bo tak nie śledziłam ich, bo później ja już z daleka się trzymałam. Oni niechętnie… Nawet mnie widzieli, bo ja normalnie jakieś tam granaty nosiłam czy coś takiego, to niechętnie mnie tam w domu widzieli.

  • Czy miała pani może kontakt w czasie Powstania z przedstawicielami jakichś innych narodowości, poza Niemcami?

Jakiś się dołączył – on, zdaje się, jakby był Rosjanin – na chwilę do naszego oddziału. I był przez jakiś czas w Alejach Jerozolimskich z nami, ale później się wycofał, nie wiem jak. Aha, jeszcze byli tacy młodzi ludzie, dwoje, którzy należeli do jakiejś organizacji. Jak jeden z nich był ranny, to się bał, on nie chciał wracać do tej organizacji. Ja nie wiem właściwie, o co tam chodziło…

  • Nie pamięta pani, jak to było?

Jakiś taki dziwny ten… nie, nie Armia Krajowa, nie AL, tylko jeszcze coś innego było. W każdym razie on nie chciał, żeby… nie chciał wracać do tego, a był ranny, w szpitalu, to nie wiem, co później się z nim stało. A inne narodowości, nie pamiętam, żeby jakieś…

  • A czy ten Rosjanin mówił, skąd on się wziął?

Mówił, że on jakoś się przedostał do Warszawy, ale nie mówił dokładnie, niewyraźna to była sytuacja. Ludzie nie bardzo się przyznawali do tych…

  • Rozumiem. Czyli kwatery zmieniali państwo po kilka razy w czasie Powstania?

Tak.

  • Jakie tam panowały warunki bytowe?

Na podłodze i co kto miał, pod głowę czy nakrycie. Zresztą było ciepło, tak ciepło, że…

  • Czy była możliwość na przykład zdobycia później, we wrześniu, jakichś innych ubrań czy…

O! To się tak robiło, że gdzieś jak się w mieszkaniu znalazło, to się zostawiało swoje i się zakładało, co tam się znalazło. Ja właściwie straciłam od razu, bo miałam takie damskie buty, koturny, to jeden z kolegów przyniósł mi swoje buty. Bo [moje] od razu się rozleciały, więc jeden z kolegów mi przyniósł buty. Inny mi znów przyniósł wiatrówkę, spodnie… Przynosili mi, kto mógł, w każdym razie opiekowali się mną. O! Też przynieśli mi taką wiatrówkę jedną i taka duża kieszeń była, ja w tej kieszeni miałam lusterko, papierosy i grzebień. I to mi uratowało życie, ponieważ zostałam ranna w to. To było tak na [rogu] Marszałkowskiej i Alej, tamten róg. Tam po drugiej stronie byli Niemcy na Poczcie byli i oni rzucali te…

  • Granaty?

Granaty rzucali. [Właściwie] nie granaty, [tylko] moździerz, moździerzem, moździerze, tak. I tam jak już trzeba było przejść przez ten… nie ulicę, tylko w podwórko, to trzeba było przelatywać. I jak [nastąpił] jeden z takich wybuchów, ja zostałam ranna na tym. Ale sama się opatrzyłam, dlatego że taki kawałek odłamka był, znaczy blisko… ale to wykrwawiło [się trochę], od razu ręcznik jakiś założyłam i pomogłam sobie tym.

  • Czyli poszła pani potem z tą raną oczywiście do…

Później, jak żeśmy już stamtąd wyszli, ale od razu nie, bo właśnie tam dużo było… I właśnie jeden z dowódców też był ranny, był poparzony w tym miejscu. Myśmy się wycofali, bo ten dom już się palił i się wycofywaliśmy z tego, i tam oczywiście trzeba było [przejść] tym tunelem. Ten tunel bardzo malutki, tam było ciężko przechodzić pod tą Marszałkowską.

  • Proszę powiedzieć, jak było z zaopatrzeniem w żywność?

Gdzie się dało i jak się dało. Psy i koty ginęły.

  • A czy z wodą nie było problemów?

To wody, kto mógł [to przynosił], gdzie tę wodę można było dostać. Tam gdzieś była pompa, ale rzadko kiedy się dostało, tak że ja nie pamiętam, żebym naprawdę miała coś z wodą do czynienia.

  • Jaka panowała w oddziale atmosfera?

Cały czas towarzystwo było na tym, że chciało… znaczy nikt nie narzekał, nie narzekał. O! Jeszcze w Alejach Jerozolimskich, jak myśmy pierwszy oddział [odcinek] tam mieli, tam jeden taki młody człowiek zginął, został zastrzelony, to ojciec jego przyszedł i on na jego miejsce przyszedł [do nas].

  • Czy zaprzyjaźniła się pani z kimś szczególnie w czasie Powstania?

Oh, yes. Miałam kilka koleżanek… Bo tam nas łączniczki były dwie. Jedna była z dowódcą, a druga szła z raportem i potem tak myśmy się tam mijały. Tak że miałam dobrą koleżankę. Potem sanitariuszkę też miałam. Więc tak, Elka Szparagowska była taką bliską koleżanką, potem Hania Orłowska, ona była sanitariuszką, dołączana, nie zawsze, ale przyłączana do oddziału, tak że… I później miałam w Warszawie, już po Powstaniu, kilka koleżanek, które ile razy przyjeżdżałam, to je odwiedzałam. Ale niestety już nie żyją.
  • Czy pamięta pani może, jak państwo spędzali czas wolny, jeżeli był?

No więc różnie było… Oczywiście szukało się za jedzeniem, patrzyło się, gdzie się przebrać, co można znaleźć, żeby zdjąć te brudne rzeczy, powiedzmy. Był jakiś jeden raz teatr na Hożej, raz był, tam jakiś Krukowski występował. Tam był teatr na Hożej, tak.

  • Była pani na tym przedstawieniu?

Tak, raz żeśmy były na tym.

  • Czy czytano na przykład prasę powstańczą u państwa?

Więc nie… Jakoś nie było, nie było dużo, nie było nic takiego. Chyba że te ulotki, które nam raz rzucili, to ktoś pokazał, ale tak to specjalnie nie było nic do czytania.

  • Ale to były ulotki niemieckie czy polskie?

Tak, to były jakieś niemieckie, żeby ludność wychodziła wtedy. To były takie te ulotki jakieś, ale nie było wiele. Oczywiście widzieliśmy, jak Amerykanie czy tam Niemcy przyjechali i rzucali. To było w ciągu dnia i to widać było, jak te samoloty [zrzucały], ale to wszystko spadało niestety na stronę niemiecką. Myśmy – przynajmniej Śródmieście – nie dostali nic.

  • Właśnie chciałem zapytać o zrzuty. Czy często one się zdarzały?

Nie, to było tylko raz – pamiętam, że widzieliśmy w ciągu dnia, jak to rzucali. To bardzo wysoko [leciało] i do nas nie docierało nic, przynajmniej na Śródmieście. Był parę razy gdzieś, co rzucali Rosjanie te takie kukuruźniki. On ponad dachami jeździł i rzucał chleb. To było parę razy, ale też niewiele się dostało z tego dla nas.

  • Proszę powiedzieć jeszcze, czy słuchano radia też u państwa?

Niestety, myśmy nie mieli możliwości słuchania radia.

  • Nie zdarzało się, że ludzie dyskutowali na temat, że tak powiem…

Może, ale ja nie miałam do czynienia za dużo z ludnością cywilną.

  • Nie, ale między sobą, w oddziale?

Myśmy specjalnie nie zajmowali tym. Albo się człowiek pilnował, co tam było, bo miał na tym… Jakoś nie pamiętam, żebyśmy dyskutowali na te tematy albo coś. Trzeba iść i zrobić, i koniec.

  • Czyli informacje z innych części miasta do państwa nie docierały czy docierały?

No, znaczy nie bardzo, nie było bardzo słychać o tym, nie. Myśmy raczej trzymali się w swojej grupie i nawet się nie próbowali kontaktować z nikim specjalnie. We własnym gronie się trzymaliśmy.

  • Czy pamięta pani jakieś przejawy życia religijnego, że organizowano msze święte?

Ojej, było. Na Hożej była msza święta i ksiądz. Właśnie na Hożej była taka msza święta wtedy. Raz, raz przynajmniej było tak.

  • A co się działo w momencie, kiedy Powstanie przychyliło się ku końcowi?

Więc dowódca zwołał nas i mówi, jakie są możliwości, mówi: „Do niewoli albo przez Wisłę na Pragę. Ale – mówi – próby wykazały, że nie udaje się to, że strzelają tam, że nie przyjmują Powstańców. Więc jest możliwość tylko wyjścia do niewoli. Jakie będą rezultaty, to nie wiemy”. Niby zawieszenie broni mieli. Aha… Powiedzieli jednak, że uznali tych Powstańców jako jeńców wojennych, kobiety też. I myśmy jako żołnierze wyszli.

  • Pamięta pani, którędy państwo wyszli?

[Ulicą] 6 Sierpnia, gdzieś tam koło Filtrowej, gdzieś tam było przejście, nie powiem dokładnie, i do Ożarowa się szło. Cały dzień się szło, to 4 października było to. Deszcz lał cały czas, tak że jak przyszliśmy, to nie było suchej nitki i dali nas do fabryki gdzieś. To była jakaś fabryka chemikaliów, bo dziwne, że my przyszliśmy w nocy, nie widzieli, co jest. Każdy patrz, gdzie wypadło, na podłogę i rano wstajemy, a my jesteśmy jakieś niebieskie, zielone, bo tam było [niezrozumiałe] rozsypane gdzieś. Tak że było śmiesznie – nie wiadomo było, płakać, czy śmiać się z tego. I tak gdzieś koło południa dostaliśmy jedzenie. Och! To była wspaniała rzecz. Jakąś zupę dostaliśmy. Bo oczywiście [w czasie Powstania już] nie było jedzenia żadnego, tak oficjalnie. Gdzieś tam można było znaleźć, powiedzmy, jak mówię. Znaleźliśmy jakąś kawę, taką zbożową kawę żeśmy znaleźli, to się gotowało i się jadło ją, nie parzyło się, tylko się ją zmoczyło, zjadło się tę kawę. Tam gdzieś się znalazło ovomaltine też, gdzieś tam ktoś znalazł, a towarzystwo się zawsze dzieliło tym. Jak ktoś coś znalazł, to dzieli z innymi. Ovomaltine, tam były takie kawałki, ona się skawaliła od wilgoci. Tak że to były takie przysmaki, które w czasie Powstania pamiętam.

  • Gdzie państwo z tej fabryki zostali przetransportowani?

Wzięli nas na pociąg i przejeżdżaliśmy przez Częstochowę. Nie pamiętam, nie wiem, jak to wyszło, ale w każdym razie [jechaliśmy] przez Częstochowę, tam się zatrzymaliśmy. To były wagony zamknięte, takie zwierzęce wagony, przewozowe wagony, tylko okienka były. Myśmy miały pieniądze – kto miał jakieś pieniądze czy coś, to wyrzucał. Tam chodziła zakonnica i ona zbierała to. [niezrozumiałe]. Ale to cały czas [byliśmy w wagonach], już nas nie wypuścili stamtąd nawet, z tego wagonu, bo tam było pełno, tyle że można było stać. Nie można było, żeby się ktoś położył, broń Boże, tylko stać. I nas wzięli aż do Lamsdorfu. Ja nie wiem, jak to…

  • Łambinowice obecnie.

Tak i gdzieś tam… Aż do Lamsdorfu i w Lamsdorfie nas wysadzili. Ale myśmy tam długo nie były, bo nie wiedzieli, co z nami zrobić. Tam było dużo Rosjan i innych narodowości, ale przeważnie byli Rosjanie i… Jacyś innej narodowości w każdym razie byli. I nas długo tam nie trzymali, bo jak ja mówię, było za dużo kłopotu z nami, więc… Kobiety były. Pamiętam, oddzielili kobiety od mężczyzn, kobiety oddzielili już na ten pociąg. Później nas dali do Mühlbergu, drugi obóz. Tam już było trochę lepiej, bo byli tam Amerykanie i Anglicy nawet już tam byli i raz na tydzień się zrzekali swojej porcji jedzenia na naszą korzyść. A warunki to były takie, że spało się, nie było miejsca, żeby się przewrócić, tylko na podłodze; nie było żadnych prycz, nic nie było, bo też nie byli przygotowani, do tego, więc [spaliśmy] na podłodze. Warunki były też tam ciężkie, ale tyle że jak mówię, ci Amerykanie tam zrzekali się raz na tydzień dla nas, [było] coś jeść.

  • Jak państwo tam żywiono w tym Mühlbergu?

No, w Mühlbergu, jak mówię, tak normalnie to plasterek chleba i tę wodę taką, jakiej Niemcy [używali], jakiś jarmuż był czy coś tam, takie z wodą, takie jakieś jarzyny. Raz dziennie taki kubek tego i to było wszystko. Ale jak mówię, raz na tydzień dali nam te od… A te amerykańskie to jakaś kasza była w tym, że było widać, że coś tam było w tym prócz tego. Ale tam długo nie byliśmy, ja nie pamiętam dokładnie, ale nas dali z kolei do Altenburga. To było w samym środku miasta, taki obóz, teatr i kilka baraków. Tam żeśmy jakiś czas [byli], pewna grupa była. Właściwie podzielili nas tam dalej i myśmy dostały jakieś oficerskie te… nie nagrody tylko…

  • Stopnie?

Stopnie. I nie byłyśmy zmuszone do pracy, tylko nas musieli trzymać osobno jako oficerów. I tam w tym też żeśmy, zdaje się do Bożego Narodzenia, tak jakoś. Widzieliśmy walkę tych Niemców z amerykańskimi samolotami nad miastem, to w ciągu dnia widziałyśmy. Później stamtąd nas przenieśli już do Oberlangen, to był ostatni obóz, Oberlangen.

  • A czym się państwo zajmowali, jak zajmowali czas?

Różnie. Uczyły języka, powiedzmy, niektóre panie, które znały jakieś języki. Uczyły się języka, opowiadały historie, filmy, książki, bo książek nie było oczywiście. Więc tak w ten coś sposób się zabawiali, powiedzmy, w ten sposób dni się spędzało.

  • I potem ten ostatni obóz…

Tak, to było Oberlangen. I tam żeśmy były aż do końca wojny. Jak Roosevelt umarł (nie pamiętam, którego to było), to wtedy nas, nie to nie było tak. Uwolnili nas wcześniej, ja nie pamiętam, dywizja pancerna, czołg przyszedł – myśmy nawet nie wiedziały – przyszedł czołg, zwalił te druty i wjechał do obozu. Oczywiście oni wzięli tych Niemców, którzy nas pilnowali, a nam powiedzieli: „Brońcie się same, bo jest wojna”. Nie mogli stać tam tym czołgiem, tylko mówią: „Musimy iść dalej”. Dali nam broń i mówią: „Brońcie się”. I ja tam należałam do tej [grupy], co pilnowali… jak się nazywa…

  • Wartownicze.

Wartownicze [służby].

  • A kto przyjechał? To byli Amerykanie?

Nie! Polacy, 1 Dywizja Pancerna generała Maczka. Właśnie Polacy nas uwolnili.

  • I jak pani to wspomina?

O! Bardzo. Przed tym… Już parę dni przed tym to nie mieli żadnej żywności, ze trzy dni żeśmy nie jedli. Tak że jak przyjechali, zaraz przysłali jedzenie, oczywiście. To było może skromne jedzenie, jakaś kaszka czy coś, ale to towarzystwo się pochorowało po tym, bo to było za mocne jedzenie, powiedzmy, po takiej głodówce. No ale jakoś tam było. Aha, więc [później] tam była ta [służba] wartownicza. Nawet miałam zdjęcie, korespondent zrobił zdjęcie, jak na warcie byłam. Gdzieś to zdjęcie powinno być tutaj, w Muzeum. Nie wiem, czy ktoś ma to zdjęcie, czy nie. W każdym razie tam byłam. Po tym nas stamtąd, z tego Oberlangen, przenieśli do Niederlangen i tam była komenda. Później wzięli mnie do komendy i pracowałam w ewidencji, w biurze ewidencyjnym pracowałam. Stamtąd nas przenieśli, z tego Niederlangen, aż do Freren. To zdaje się, ta miejscowość była, bo tam pod Freren był taki klasztor, w tym klasztorze żeśmy… Tam była ta główna komenda, tam była komendantka „Nika”, „Jaga”. Tam te komendantki były i było ewidencyjne biuro i w tym biurze już pracowałam.

  • To było biuro służby kobiecej?

Tak, znaczy myśmy pracowali jako żołnierze, [byli] jeńcy wojenni, ale to było to biuro ewidencyjne.

  • Rozumiem.

Czy dalej pan chce jeszcze?

  • Tak, tak. Jeszcze chciałem zapytać, co działo się z panią potem? Znaczy pracowała pani w tym biurze…

Tak. Pracowałam w tym biurze. Taki zbieg okoliczności, że ktoś przyszedł szukać rodziny. Ja się przyglądam… On roztworzył portfel i ja patrzę, a tam zdjęcie jest to było zdjęcie mojej kuzynki. A ona mieszkała na Żoliborzu, oni mieszkali na Żoliborzu i mówię: „Skąd oni tam są?”. Okazało się, że oni byli we Włoszech, bo ten gość mu powiedział, że... Tam grupa ludzi była i mówi, że to właśnie… Powiedział mu, gdzie ta grupa, gdzie to zdjęcie było zrobione. To było zdjęcie we Włoszech zrobione. A oni byli wywiezieni z Warszawy do Austrii i z Austrii oni się przyłączyli... ten mojej kuzynki mąż się przyłączył do 2 Korpusu. Stamtąd oni pojechali do Anglii, bo tam ich przenieśli, znaczy 2 Korpus. Tymczasem ja byłam w Niemczech, chciałam się z nią spotkać, ale nie było możliwości, żeby pojechać do Korpusu, później do Anglii. Z kolei jak miałam możność jechać do Anglii, to oni już wyjechali do Polski, ci moi kuzyni. Tak że już nie mogłam się z nimi spotkać.
A ja tam jakiś czas pracowałam w tym. Miałam być przeniesiona do Anglii, tam ta komendantka „Nika”... ale w międzyczasie wyszłam za mąż. Spotkałam żołnierza Dywizji Pancernej i wyszłam za mąż w tym i już wyjeżdżałam później... Bo on, ten mój narzeczony, miał wyjechać też do Anglii, miał być wysłany do Anglii, ale myśmy nie wiedzieli, gdzie on będzie, gdzie ja, więc w rezultacie mówimy: „Będzie lepiej, jak my się pobierzemy, będziemy wiedzieli, gdzie jesteśmy”. Już później ja się odłączyłam od z tego [Korpusu] i, powiedzmy, wyjechałam jako rodzina wojskowa do Anglii.

  • Za mężem?

Tak, za mężem, tak. I tam myśmy się spotkali. Tam mąż jeszcze jakiś czas pracował, pracował w tym przejściowym obozie dla tych, którzy przyjeżdżali. On tam pracował dalej jako żołnierz, ale ja już jako cywilna, jako rodzina byłam z nim. I zaczęłam potem tam pracować już w tym... Takie miasteczko było niedaleko, Sherborne, to tam zaczęłam pracować, a on jeszcze był przy wojsku. W Anglii żeśmy byli sześć czy siedem lat. Siedem lat żeśmy byli w Anglii, byli. Ale mnie jakoś nie służyła Anglia bardzo, więc mąż próbował gdzieś wyjechać. Też nie wiedział gdzie, bo on przeszedł... Mąż z kolei przeszedł Rosję i on nie chciał wracać. On powiedział, że nie chce drugi raz znaleźć się w Rosji, więc mówimy: „W takim razie musimy gdzieś indziej się…”. Nam zabrali obywatelstwo oczywiście, więc byliśmy „bezobywatele”. Co nam było robić? Mąż myślał o różnych miejscach, ale w końcu znalazł rodzinę, ma rodzinę w Ameryce. Wtedy była taka specjalna kwota, że mogliśmy wyjechać od razu do Ameryki. Wyjechaliśmy do Ameryki spotkać tę jego rodzinę i już zostaliśmy w Ameryce.

  • Czym się tam państwo zajmowali?

Więc, z początku myśmy byli na New York State i mąż pracował tam w sklepie gdzieś i ja pracowałam w fabryce. Potem dostaliśmy się do innych fabryk. Była bardzo dobra fabryka narzędzi medycznych, diagnostycznych, medycznych narzędzi. Mąż był tam już jako ten prototype technician, a ja pracowałam w inspekcji, miałam bardzo dobrą pracę. I stamtąd już żeśmy poszli na retirement. Mąż wcześniej poszedł, dlatego że był poważnie chory na serce. Poszedł wcześniej na emeryturę, ja też się ze stanowiska zwolniłam. I jak już się zwolniliśmy, to zdecydowaliśmy się pojechać na Florydę i osiedliliśmy się na Florydzie. New York State był bardzo przyjemny, bo cztery pory roku tak jak Polska i wszystko, przyjemnie było, ale to już było za ciężko dla mnie i dla niego, żeby korzystać z tych przyjemności zimowych. To żeśmy pojechali na Florydę i na Florydzie już dotychczas się mieszka. Mąż trzy lata temu umarł.

  • Czy chciałaby pani może powiedzieć coś o Powstaniu Warszawskim, czego nikt pani zdaniem jeszcze nie powiedział?

Nie mam pojęcia, co kto dokładnie powiedział, wie pan.

  • Oczywiście.

Bo wie pan, jest taki problem, że ja straciłam wzrok jakieś pięć lat temu i skończyło się moje czytanie. Jeszcze czytam książkę, ale na taśmach tylko, dostaję z takiego instytutu. Tak że nie mam zawsze wyboru, jakie książki chcę czytać.

  • Rozumiem.

Tak że nie miałam bardzo dostępu do książek i wypowiedzi. Miałam dużo koleżanek, w Ameryce też były moje koleżanki, ale też już poumierały.

  • Czy należała pani tam w Ameryce do jakiejś organizacji?

O, tak! Do Polskiego Domu, znaczy, przynajmniej w New York State, do Sokoła, tam był Polski Dom w tej miejscowości, gdzieśmy mieszkali, był Sokół i Polski Dom. Tam myśmy należeli do tego. A jeśli chodzi o [organizacje] tutaj, to ja należałam do Oberlangen Klubu, który jest w Warszawie, cały czas trzymałam kontakt z nimi. Bo tu stworzyli taki klub tych Oberlangen’s ladies i ja tu trzymałam z nimi cały czas.


Warszawa, 4 sierpnia 2014 roku
Rozmowę prowadził Michał Studniarek
Wiesława Maria Krzyżak Pseudonim: „Wisienka” Stopień: strzelec, łączniczka, służby pomocnicze Formacja: Batalion „Bełt” Dzielnica: Śródmieście Południowe

Zobacz także

Nasz newsletter