Tadeusz Pilitowski „Kudy”
- Przed wybuchem Powstania był pan dorosłym człowiekiem, miał pan lat?
Dwadzieścia dwa.
- Zaczął pan studia przed wojną?
Nie.
Pracowałem u ojca w ogrodnictwie.
- Jak pan wspomina przedwojenną Polskę, przedwojenne szkolnictwo?
Myśmy byli zajęci konspiracją, a nie nauką.
- Chodzi mi o okres przedwojenny.
Przed wojną to byłem łepek.
- Chodził pan do podstawówki.
Tak! Chodziłem do podstawówki, do liceum, do takich szkół to chodziłem. Okupacja zaczęła się w 1939 roku, a skończyła w 1944, jeśli się skończyła, wątpię w to, że się skończyła.
- Jak pan zapamiętał wybuch wojny 1 września 1939 roku?
Tak zapamiętałem, że żeśmy zaraz rwali się do Powstania. Szkoła była na Boremlowskiej na Grochowie i tam stali Niemcy, SS.
- Do jakie szkoły pan wtedy chodził?
Pięćdziesiątej czwartej.
- Gdzie znajdował się pan 1 września?
Już nie pamiętam, gdzie byłem, trudno mi powiedzieć. Jak wezwali tośmy się zgłosili zaraz.
- Kiedy wstąpił pan do konspiracji?
Od początku.
- Brał pan udział w konspiracji?
Oczywiście, to co bym tam robił?
- Jak pan wspomina pierwsze dni?
Na razie to się nie zorientowałem, dopiero później. Już miałem przeszło dwadzieścia lat, już byłem dorosłym człowiekiem, można tak to nazwać i zaraz poszedłem do Powstania. Wojna wybuchła, pięć lat okupacji i w 1944 poszedłem do Powstania.
- Z czego pan żył w czasie okupacji?
Pracowałem u ojca w ogrodnictwie, a szkoła była
vis á vis naszego domu. Mieszkałem na Grochowie, ten budynek nawet stoi, tak że nie miałem specjalnie trudności w chodzeniu do szkoły, później do liceum chodziłem na Grochów tak samo, troszkę dalej to już było.
- Niemcy nie robili żadnych trudności?
Robili, ale co człowiek ryzykował. Żeby robić szkołę, to się wymieniało, składało się takie dane czy inne i na tym koniec było, a nauka odbywała się po cichu.
- Czy ktoś z pańskiego otoczenia też był zaangażowany w konspirację, na przykład ojciec?
Nie, ojciec był już człowiekiem dojrzałym. Poza tym ruskie wojsko mu tam tkwiło w głowie, tak że go to nie ciągnęło specjalnie. Brat tak. Brat był. Ojciec to był już [wiekowy].
- Niemcy nie robili trudności, przecież ojciec prowadził firmę.
Ogrodnictwo prowadził. Raczej nie, trudności specjalnie nie było.
Też, on służył w wojsku był jakiś czas.
Już nie żyje. Starszy, tak.
- Czy w czasie okupacji rozwijało się życie gdzieś obok?
Po cichu.
- Pamięta pan konspiracyjne teatry?
Nie, ja nie chodziłem na te imprezy. Były owszem.
- Jak się przedstawia pańska historia w konspiracji. Wstąpił pan w 1939 roku, zaraz po wybuchu wojny.
Tak. Trafiłem akurat
vis á vis Boremlowska... Ojca dom stał jak ten, powiedzmy, a esesmani byli po drugiej stronie ulicy
vis á vis. To tak było. I ten budynek stoi do dzisiejszego dnia, jeden i drugi
- Pan od razu wstąpił do „Baszty”, bo „Baszta” powstała 1939 roku.
Od razu zaraz do „Baszty” wstąpiłem.
- Pamięta pan jakichś dowódców, pseudonimy?
Oczywiście. Niedawno umarł Ludwik Kotowski, taki porucznik był, dobry kolega, znajomy.
- Sama „Baszta” powstała na Żoliborzu w kręgu harcerskim.
Raczej tak, ale „Baszta” nie składała się z samych tych ludzi.
- Ale powstała z inicjatywy Bergera, podharcmistrza.
To ja nie wiem, trudno, żebym wszystko wiedział. Mnie interesował okręg ludzki stąd, a nie z Żoliborza.
- Jak odbywało się szkolenie?
Rozmaicie było. Trzeba było nieraz ukryć się, bo już się dowiedzieli; trzeba było po prostu zaginąć na jakiś czas.
- To odbywało się w mieszkaniach, w lesie?
W mieszkaniach. Tylko się zmieniało nie tylko mieszkania, ale i okolice.
Nie. Nie wszystkie były znane. Niektóre były znane, niektóre były nieznane. Mało było znanych, bo myśmy trzymali się swojego grona.
Dowódców to ja znam, ale trudno mi sobie teraz przypominać nazwiska – Kotowski to był mój dowódca, to [nazwisko] mi utkwiło. Mało nazwisk znałem. Znałem nazwiska takich kolegów jak ja to, bo byłem bliżej.
- Dostawaliście jakieś specjalne zadania do wykonania w trakcie okupacji?
Tak, ale nieczęsto nas używali.
- Pamięta pan jakieś z tych zadań?
Esesmani na przykład byli z Sonetu, z mojego domu bliżej jest, to jak ja mogłem... Nie mogłem brać żadnego udziału, bo byłem tak jak na patelni.
- A akcji związanych z sabotażem nie przydzielano panu?
Nie, nie przydzielano. W ogóle jeśli chodzi o moją grupę, to tych rzeczy nie było.
- Jakie rzeczy robiła wasza grupa?
Nasza grupa przygotowywała się od razu do wojny, do Powstania. To była spora grupa, pięćdziesiąt osób.
- W trakcie okupacji było trudno o żywność...
Nie było trudno o żywność, starszych ludzi się przesyłało, sami gotowali, nie było tak źle, jakoś się żyło, co tu dużo mówić.
- Kiedy zaczęliście mówić o Powstaniu tak naprawdę, że czuliście, że faktycznie może wybuchnąć, że to nie są tylko mrzonki?
Dopiero pod koniec całej okupacji.
- Kiedy doszły do pana pierwsze słuchy o tym, że Powstanie może wybuchnąć?
O! To ja to wiedziałem, jak tylko wstąpiłem. Wiedziałem, że do tego dojdzie, tylko kiedy, to nie było wiadomo.
- Pytam się o ten moment, kiedy był pan pewien.
A tego to nie wiedziałem. Żaden z nas nie wiedział. Może dowódcy wiedzieli, ja żadnym dowódcą nie byłem.
- Kiedy się pan dowiedział o Powstaniu?
Zaraz jak tylko miało wybuchnąć, to nas zabrali.
- Gdzie znalazł się pan 1 sierpnia?
Na Żelaznej.
Tak. Później żeśmy przeszli na Mokotów, to jeszcze nie było Powstania, a zaczęliśmy na Mokotowie.
- Kto was tam przeprowadził?
Dowódca. On niedawno zmarł.
- Rozkazy dochodziły, trudno było o zsynchronizowanie konkretne.
Nie było tak trudno, gorzej było później. Jeśli chodzi o żywność, to myśmy byli przecież bez żadnego ruchu.
I cały czas do końca [byliśmy] na Mokotowie.
- Jak pan wspomina okres walk na Mokotowie?
To był olbrzymi blok w Alei Niepodległości, któregośmy bronili i zdobyli go, żeśmy siedzieli. W jednej części Niemcy, w drugiej my. To tak było.
- Zdobyliście tę część bloku i siedzieliście...
Do końca. Z tym że mieliśmy wypady.
- I w trakcie tych wypadów dostawaliście...
Polecenia...
To wszystko bojowe były. Jak to inaczej nazwać.
- Zdobycie jakiegoś punktu?
Budynki, cóż ja mogę zapamiętać. Budynki były. Nie było specjalnie takich budynków do obrony, tak jak dzisiaj się robi tylko prywatne domy, wille.
- Stykaliście się z ludnością cywilną na Mokotowie?
Oczywiście.
- Jakie było ich podejście do Powstania.
Niewesołe, tak bym to nazwał. Ludzie niezadowoleni byli, co tu dużo mówić. Nie wszyscy, bo byli tacy, którzy chcieli tego, ale raczej mało, jeśli chodzi o starszych ludzi.
- Jak podchodził pan do sprawy Rosjan, którzy stali na drugim brzegu, wierzył pan, że przyjdą?
Ja nie wierzyłem, [że przyjdą].
Raczej wierzyli. Część wierzyła, część nie, rozmaicie to było.
- Jak zachowywali się dowódcy, miał pan z nimi kontakt?
Co dzień miałem kontakt z dowódcami.
Nie, raczej osobisty.
- Miał pan kontakt z rodziną w czasie Powstania?
Oczywiście, że tak. Kiedy chciałem, wtedy przyszedłem. Byłem w Warszawie, powiedzmy na Grzybowskiej i [szedłem] na Grochów, ale kontakty były rzadkie, trzeba było jednak ryzykować.
W domu. To był już starszy człowiek.
Brat starszy ode mnie sporo tak się akurat ułożyło.
Nie. Jego nie było w ogóle, on się gdzieś wyniósł. Uciekł po prostu. Żeby był w kraju tu na miejscu, to by został, a że był na wschodzie, prawie że po tamtej stronie, to już został tam. Rozmaite sprawy.
A skąd?
- Pamięta pan jakieś zrzuty?
Zrzuty, owszem, były, tak. A co tam zrzucali?
- Dostało się coś wtedy w wasze ręce?
Eee tam, drobiazgi takie. Znać dawali, że są, że lecą, że latają, ale mało.
- Pułk „Baszta” przebywał na Mokotowie do końca Powstania czy do 26 września?
Do końca. Stamtąd żeśmy już poszli do niewoli.
- Po jakim czasie zorientował się pan, że Powstanie...
To trudno powiedzieć, jak myśmy zdobyli budynek jeden, to było bardzo dobrze.
- Niemcy byli o wiele lepiej uzbrojeni?
Eee, to nie ma porównania.
- Jaką amunicję mieliście wtedy?
Jaką się ukradło.
- Na samym początku dostaliście jakiś przydział?
Z początku tak. Lekką broń przede wszystkim. Co to za znaczenie miało, jak oni mieli erkaem, a myśmy mieli cekaem [czy odwrotnie? – red.], pukawki. Jak się zdobyło, to było.
- W trakcie Powstania sami coś konstruowaliście?
Nie... Kompania niemiecka była, która się rozpadła, no to się te resztki pozbierało i broń była. Tak to nie, skąd, jakie były możliwości? Dwa czy trzy razy zrzuty przyszły.
- Ale większość trafiała w ręce Niemców?
Raczej więcej, bo więcej terenu mieli.
- Jak sobie radziliście w czasie bombardowania?
Człowiek kombinował, jak mógł. Sporo zginęło z tego bombardowania. Tak dużo to nie, ale zginęło trochę. Niemców też zginęło. Trudno wszystko zapamiętać dzisiaj.
- Po zakończeniu Powstania...
No to co, zabrali do wagonów i do Niemiec.
- Pamięta pan moment wyjścia z miasta?
Wyjście z miasta? Oczywiście.
Normalnie. W gruzach leżało wszystko, przecież myśmy się zabawkami nie rzucali.
- Jak was traktowali Niemcy?
Niezupełnie źle, nie powiedziałbym. Jak na niewolników, to całkiem dobrze.
- Po Powstaniu trafił pan najpierw do przejściowego obozu?
Tak.
Z Mokotowa nas od razu zabrali na pociąg, już nie pamiętam. Myśmy się znaleźli w Hamburgu. I na przedmieściach Hamburga baraki były i w tych barakach żeśmy urzędowali.
- Jaką pracę wykonywaliście?
Przeważnie na mieście, prace uliczne.
Nie. Oni sami się uśmiechali. Nie pamiętam tak szczegółowo. Jak na jeńców, to nie mieśmy źle. Byłem w Hamburgu, to nie było źle. Jak na jeńca, to wytrzymało się.
- Jak pamięta pan dzień zakończenia wojny?
Normalnie nas wypuścili i na tym koniec, każdy w swoją stronę.
W Warszawie.
Od razu.
- Miał pan jakieś przykrości?
Nie miałem żadnych przykrości.
- W którym roku pan wrócił?
Tak jak Niemcy upadli, tak nas zwolnili przecież. Trudno, żeby nas zabierali. Nie wiem, tak wtedy było. Część od razu do Polski, część gdzie indziej, gdzie kto mógł. To nie było takiego porządku, że ta i ta kompania... Tylko gdzie kto chce...
- Wrócił pan do Warszawy i ułożyło się życie...
To nie było wszystko takie proste, jak się wydaje, ale się przeżyło. Nie było już tak źle. Miałem takie warunki, że mogłem sobie akurat pozwolić. W ogrodnictwie jak w ogrodnictwie – i pomidory były, i kwiatek. Wszystko to było. Ale to było swoje.
- Jak odnosili się do pana komuniści po wojnie?
Byłem wrogiem komunizmu i nie będę na ten temat dyskutował.
- W związku z tym, że jest pan Powstańcem…
Za dobrze nie było, co tu dużo mówić.
- Czyli większych represji nie odczuwał pan z ich strony?
Raczej nie. Nie powiedziałbym tego, że to były represje.
Miałem tę grupę swoją to tak samo jak i ja. Ja raczej bimbałem, powiem szczerze, jeśli chodzi o komunę, nie zwracałem uwagi specjalnie, chociaż byli tam, nie owało... Ale się przekonali, że to coś złego wyjdzie z tego i dali spokój. To tak wyglądało. Nikt nikogo nie zmuszał.
- Jakaś część kolegów się pogodziła z nową władzą?
Jakaś część tak, z nową władzą się pogodziła. Do dzisiejszego dnia się godzą i się pogodzić nie mogą.
Warszawa, 3 lutego 2011 roku
Rozmowę prowadziła Anna Konopka