Stefan Chmielewski „Wodniak”

Archiwum Historii Mówionej

Stefan Chmielewski. Pseudonim w czasie Powstania – „Wodniak”. Rocznik 1927. [...]

  • Służył pan w „Parasolu”, a potem w „Obroży”?

Tak.

  • Pan wcześnie zaczął swoje aktywne życie, można powiedzieć – niemal żołnierskie, mimo że był pan młodym chłopakiem.

[Miałem] czternaście lat.

  • Kiedy pan wstąpił do konspiracji?

W 1943 roku.

  • Jak pana wciągnięto do konspiracji?

Ze mną mieszkało dwóch oficerów.

  • Gdzie?

Targowa 3, w piekarni.

  • To znaczy tam, gdzie pan pracował, to jednocześnie mieszkał pan?

Tak, mieszkałem, a ci dwaj oficerowie Armii Krajowej byli synami komendanta Szkoły Podchorążych przy ulicy Podchorążych i oni mnie wciągnęli. Marian Sawka i Zygmunt Sawka.

  • Bracia?

Bracia. A że właściciel piekarni nie chciał przyjąć poddaństwa, więc [Niemcy] zabrali mu piekarnię.

  • Jak się nazywał?

Beger. Kolonista niemiecki. Jemu zabrali piekarnię.

  • Nie chciał zostać folksdojczem, tak?

Nie chciał zostać folksdojczem. I przyszła pani...

  • Zabrała mu piekarnię?

Zabrała mu piekarnię, tak. Przyszła, a z nią dwóch oficerów.
[Wciągnął mnie] Marian, który ode mnie odbierał przysięgę na Kępnej 6, i Zbyszek Rwacki, i dwóch Karpińskich; [Marian] to był niemożliwy człowiek.

  • W jakim sensie?

Nerwus. Ich prawem było zgłosić się na gestapo, jako oficerowie, bo zabrali im rodziców za nich do Oświęcimia. Żeby mógł, to by w dzień normalnie, przepraszam, Niemcowi bagnet wbił w plecy. Dzierżawczyni tej piekarni błagała: „Stefan, wpływaj na Mariana, bo to jest niemożliwy człowiek”.

  • Wciągnęli pana do konspiracji i co pan robił? To był 1943 rok i 1944, początek, tak? Co robiliście?

Co robiliśmy? Tam, gdzie były zlewiska, obowiązkowe dostawy zboża i spisy na przymusowe roboty, to wszystko było niszczone przez nas.

  • Ale jak docieraliście do tego?

To było w Wawrze, w naszej dzielnicy, tam, gdzie mieszkałem, i żeśmy wpadali [na to]. To była po prostu zemsta za Wawer 1939 na 1940 rok.

  • Nie było nikogo, kto by tego bronił? Niemcy tego nie bronili?

Nie bronili, nie było obstawy. To było w prywatnych rękach. Na noc było zostawiane, pozamykane, a myśmy po cichaczu wszystko rozbijali.

  • Ale dzięki temu, że zniszczyliście jakieś dokumenty o kontyngencie obowiązkowym, to ileś osób być może uratowaliście.

Pewnie, że masę! Bo był spis ludności, która była przeznaczona na roboty przymusowe – zginęły te listy. Poszły z dymem. Takie było nasze zadanie.

  • A jak wybuchło Powstanie, bo zanosiło się już na Powstanie w lipcu 1944, wam już też powiedziano o tym? Byliście przygotowani jakoś?

Tak. Jeden [z synów] tego komendanta szkoły podchorążych był porucznikiem, już wiedział. Jego brat był chorążym, to już wiedzieli, że zbliża się Powstanie.

  • Nastawili, was jakoś do tego, że macie się ustawić?

Tak. Na przykład u mnie był w tej wsi las, było masę magazynów z bronią, amunicją.

  • To znaczy specjalnie magazynowano, żeby potem dostarczyć na Powstanie?

Tak, żeby przewieźć, jak wybuchnie Powstanie Warszawskie.

  • Gdzie znajdowała się wieś?

Przy Wale Miedzeszyńskim, duża wieś.

  • I mieliście wydawać broń czy co?

Chodziliśmy na wagony na Dworzec Wschodni, bo to jest Targowa 3, a jest wiadukt, dobra obserwacja była. [...] Poszedłem do grawera na ulicę Gocławską, dorobił mi koguta – plombownicę. Wagony szły z bronią czy z amunicją, czy z żywnością, czy umundurowaniem na Wschód, były plombowane, a myśmy mieli swoją plombownicę i nocą rozrywaliśmy. To było bardzo blisko, Targowa 3, tylko przez ulicę i Targowa 14 i już Dworzec Wschodni.

  • Ale już wagony to na pewno były pilnowane.

Nie, były pilnowane na końcowym wagonie, budka była.

  • Wieżyczka.

Wieżyczka była. Jak przyjechał pociąg na Dworzec Wschodni, to tam dolewano wodę, bo to było na parę i węgiel – to trwało. Poszli sobie wartownicy na kawkę na Dworzec Wschodni, a myśmy mieli okazję.

  • Sporo zabraliście tej broni?

W swoim magazynie miałem uzbrojenie na dwudziestu Powstańców, od stóp do głów. Miałem tyle granatów – tłuczki myśmy je nazywali – długi, była nakrętka i się wyciągało. To były granaty niemieckie. Jak otworzyli wagon, to co było, to już braliśmy. A poza tym był magazyn olbrzymi, żeśmy porozrzucali, u Gałązki, chyba w czterech miejscach było zgrupowanie na tę broń. Gdzieś się znalazło broń czy amunicję z 1939 roku, jakieś nasze, pochowane przez żołnierzy polskich. To wszystko żeśmy skupiali i szykowali na Powstanie.

  • Potem orientował się pan, kto został w to zaopatrzony?

Tak. […] Mój znajomy na przykład. To była wieś Zbytki. Podporucznik pilot, Franciszek Byskiniewicz, pseudonim „Jur II”. Na razie był w naszym zgrupowaniu, ale trochę był cykoriowaty i poszedł do Puszczy Kampinoskiej, zostawił nas. Sspotkaliśmy się na Czerniakowie.

  • Jak zapamiętał pan pierwszy dzień Powstania, godzinę „W”?

Jeszcze byłem na terenie piekarni.

  • Jeszcze był pan po stronie praskiej?

Po stronie praskiej, tak. Ale już 3 sierpnia wróciłem do Obwodu „Obroża”, żeby wykonywać zadanie.

  • Jakie powierzono panu zadanie?

Przewozić przez Wisłę broń, amunicję. Tylko zaznaczam – godzina druga, trzecia. Ponieważ wychowałem się od Wisły sto metrów, to każdą tamę [znałem].

  • Druga, trzecia w nocy?

Tylko. Bo w dzień to pływały niemieckie awionetki. Myśmy urzędowali nocami i w tamtą stronę przerzucana była broń, żywność dla Powstańców, a z powrotem, to obowiązek był zabierać tylko kobiety z małymi dziećmi.

  • Ile panu się udało kursów zrobić?

Tak, żeby nie skłamać – ponad sto.

  • To mnóstwo pan dostarczył broni w takim razie.

Ale nie tylko z bronią, bo było i specjalnie, żeby zabrać matki z małymi dziećmi i dostarczyć, żeby mogły przedostać się do Gocławia.

  • Żeby przetrwały.

Żeby przetrwały, bo front przecież stał sześć miesięcy [tygodni?]. To Berling zatrzymał. W Międzylesiu byli Niemcy, proporcjonalnie w Radości już Sowieci. I tak stali sześć tygodni.

  • Czyli w ogóle był pan, uczestniczył w akcji po lewej stronie?

Tak. Po tej stronie nie. Uczestniczyłem w akcji na Czerniakowie. Na ulicy Bartyckiej zostałem.

  • Proszę o tym opowiedzieć. Którego to było dnia?

Przewoziłem w jedną stronę zaopatrzenie dla Powstańców, a w drugą stronę matki z małymi dziećmi.

  • Ale mówi pan o Bartyckiej?

Na Bartyckiej tak.
  • Stamtąd trasy wychodziły?

W tamtą stronę zatrzymywałem się w porcie Czerniakowskim, na cyplu.

  • Czym pan pływał?

Łódką – pychówką. Na Wiśle się wychowałem. Miałem dwanaście lat, jak w poprzek Wisłę przepłynąłem, nie tylko ja, ale i rówieśnicy. W czasie Powstania, to taki niski poziom był Wisły, że były doskonałe [warunki], żeby używać pychówki.

  • Wiele osób się jednak utopiło, na przykład ranni ze statku „Bajka”.

„Bajka” była do połowy zatopiona.

  • Tak, ale byli też ranni.

Byli ranni. Na Traugutcie był polowy szpitalik, w porcie Czerniakowskim, gdzie dostałem odłamkiem.

  • W jakich okolicznościach to było, niech pan opowie.

Jak szedłem, bo specjalnie polowałem na Łotyszy, byłem strasznie podniecony, mimo że wykonałem swoje zadanie. Przez to zostałem ranny. Jeszcze mam do dnia dzisiejszego znak.

  • Czy to była poważna rana, leżał pan w szpitalu?

Nazwali mnie wariatem, bo tylko mnie okręcili. Własną kiszeczkę widziałem, wepchnęli mi ją – tylko z góry odłamek obdrapał. Wepchnęli mi, jodyną mnie obleli, bo takie środki były. Jak się wściekli! Bo strasznie piekła ta jodyna. Okręcili i: „Wariacie, poleżysz tu”. A jakby co, to matki z dziećmi mnie zabiją, jak będę się ociągał – nie leżałem nawet godziny. Sanitariuszka – „Kropka” mnie obandażowywała.

  • Czy te wszystkie działania zakończyły się szczęśliwie? Nie było żadnej wpadki, że na przykład Niemcy zaczęli strzelać, jak pan przepływał?

Nie. Nie było żadnej wpadki.

  • Dzięki temu, że wybraliście taką dobrą godzinę?

Dobrą godzinę, bo Niemcy nad ranem to już spali, bo na moście Poniatowskiego był reflektor.

  • Ale od tej strony nie sięgało?

Nie, nie sięgało. Czasem, jak była dobra pogoda, to migawka taka.

  • Czyli był pan i po tej stronie i po tamtej stronie, ciągle pan krążył, tak?

Ciągle krążyłem.

  • Wiedział pan, co się dzieje w innych oddziałach?

Na przykład dotarł do nas znajomy ze swoim Zgrupowaniem „Kryska”, a to był kapitan „Motyl”. Znałem go z lat okupacji. Spotkałem go i on też trochę dyrygował mną i właśnie „Jur II”, Franciszek Byśkiniewicz, pilot podporucznik. Później był tam ksiądz Stanek.

  • Znał pan księdza Stanka?

Znałem „Rudego”, tylko później dołączył, prawie w połowie Powstania, ale strasznie Niemcy go [torturowali] i Łotysze. Dlatego byłem wściekły na tych Łotyszy, ale co się z nimi działo później za karę – nie mogę powiedzieć.

  • To odwet jakiś był, tak?

Tak. No nie mogę powiedzieć.

  • W każdym razie wymierzyliście sprawiedliwość.

Sprawiedliwość bezwarunkowa – od razu! Nie brany był Łotysz do niewoli, jak „wermachtowiec”. Łotysz od razu w czapkę.

  • Chciałabym, żeby pan opowiedział, co pan zapamiętał, jakieś szczególne wydarzenia, szczególne okoliczności, spotkania?

Spotkałem kapitana „Motyla”, bo się z nim znałem lata okupacji. On też był „dobry”. Nie patyczkował się – nawet „wermachtowca”. 1. dywizja szkopów z Monachium, oni też dostawali w czapę.

  • Jak dla pana się skończyło Powstanie?

Jak się skończyło? Zabrałem najlepszego przyjaciela, bo Batalion „Kryska” pozostawił nas na Czerniakowie i poszedł kanałami na Śródmieście i myśmy zostali sami.

  • W ile osób?

Z „Kryski” poszło około dwudziestu chłopa, kanałami poszli do Śródmieścia.

  • A z waszego oddziału?

A ja wiem? Stu kilku. To znaczy mieszkańcy Czerniakowa, żołnierze z Czerniakowa. Na razie był dowódca „Samozwańczy”, fotograf.

  • Dlaczego samozwańczy? Nie przynależał do żadnego zgrupowania?

Nie, przynależał, ale dali mu taki pseudonim „Samozwańczy”.

  • Nastał czas upadku Powstania, doszły rozkazy, że trzeba było złożyć broń, tak?

Nie. To znaczy myśmy się na łódkę [dostali], swojego przyjaciele, tego pilota z sąsiedniej wsi [zabrałem]. Teraz to wszystko jest zmienione. On był też i ranny, podporucznik Byśkiniewicz „Jur II”.

  • Przeszedł pan na drugą stronę?

Tak, na naszą stronę, bo mieszkałem [na Pradze].

  • Pana nie dotyczyło wyjście z Warszawy?

Nie. Ja żebym się poddał? Żeby mnie zgarnęli do Pruszkowa?

  • Udało się panu gdzieś schować?

Jak przeszedłem na [praską] stronę? Już nas oblegli enkawudziści.

  • Zajęli się panem?

No troszkę zajęli się.

  • Jak to wyglądało?

„Po coś tam był? W jakiej formacji?” – „Nie pamiętam”. I koniec, małoletni jestem.

  • Nie zrobili krzywdy?

Nie, tego pilota zgarnęli, podporucznika.

  • „Jura II”?

„Jura II”, ale po drodze im uciekł.

  • Jednym słowem, to tak się zakończyło? Nie było żadnych konsekwencji, nie miał pan problemów?

Nie, byłem za sprytny. Jak potrafiłem, jak stał front między Radością a Międzylesiem, [przebić się przez front]? Dostałem pięć dni, żeby przebić się przez front.

  • Sam?

Nie, w pięciu. Czterech chłopców z Pragi i ja piąty. Wiedziałem, gdzie jest dowództwo NKWD. Dałem się specjalnie złapać, bo tak: najpierw były niemieckie granatniki powieszone na krzakach nad Wisłą, a później pola minowe, ale przecież byłem szkolony w tym kierunku!

  • Kto pana przeszkolił?

Sawka Marian – porucznik. Jak mieszkałem [z nim] w czasie okupacji, to już wiedziałem, co to znaczy pole minowe i co znaczą granatniki. Bo dużo też uciekało takich, co chcieli dołączyć do Powstania. To ich przewoziłem i z Rembertowa i z osiedla Las. To był Obwód V i Obwód VII. Ci, którzy byli chętni, to proszę bardzo, a którzy nie, to Niemcy zgarnęli do kopania okopów.

  • Jak z tym polem minowym pan sobie poradził?

Unieruchomiłem. Ani jeden nie był ranny ani nic.

  • Przeżyliście wszyscy?

Wszyscy. Cała piątka. Specjalnie dałem się złapać, [wiedziałem] co zrobią, bo oni werbowali od razu do Wojska Polskiego. Do Lublina. To „wodzirej” do mnie [mówili] – jak nas złapał patrol. To byłem „wodzirejem”.

  • A inni byli młodsi od pana?

Nie, w tym samym wieku. Ale „Wodzirej”, to idę do niego. Wypytywali się, gdzie jest sztab niemiecki, w czasie sześciu tygodni pierwszych, co stali. I mnie, jako wodzireja wzięli na przesłuchanie: „A po co tu przyszedłeś?”. – „A moi rodzice mieli pole, po tamtej stronie miałem swoje zboże w snopkach. Przyszedłem, żeby popoprawiać”. Przywołali Bogdana. Jego ojciec robił jako klawisz przed wojną, pobudował na Trakcie Lubelskim dom. [Tłumaczę], że przyszedłem, żeby popoprawiać snopki ze zbożem, ale w międzyczasie kazano mi wytropić. Od naszego budynku była obserwacja, bo była obserwacja niemiecka z naszego budynku murowanego, ojca. To będzie znów obserwacja na kościół, bo była odległość kilometr. Linia szła do Radości, a masę ludzi znałem i [wiedziałem,] gdzie stoi artyleria – daleko, w zasięgu. Powiedzieli: „Dwieście piątki stoją tu i tu, w Radości”, aha, więc już mam pewną wiadomość, a teraz gdzie katiusze stoją.
  • To było jakoś zakamuflowane?

Ruskie to latały tylko za bimbrem. Gdzie katiusze? No katiusze w Falenicy. I z tą wieścią zostałem na pięć dni. Ponieważ miałem znajomych dużo i w Radości, i w Michalinie, to mnie karmili, ale na drogę tylko wziąłem kilogram solonej słoniny i wróciłem z tą wiadomością z powrotem do Powstańców. Przekazałem wiadomość dowódcy „Krysce”.

  • Ale wrócił pan na lewą stronę?

Na tą stronę przeszedłem z powrotem, ale już sam, bo tych czterech zatrzymali w stodole, gdzie była ich komenda. W stodole zamknęli, że ich więcej połapią, żeby ich wysłać do Ludowego Wojska Polskiego. W nocy się podkopali i ze stodoły uciekli.

  • Jeszcze raz pan wracał potem?

Potem tak. Wróciłem po pięciu dniach, bo taki miałem czas.

  • Nie namierzyli pana?

Wiedziałem, gdzie jest pole minowe, gdzie są granatniki niemieckie; [przeszedłem] swobodnie.

  • I już żadnych przygód z rosyjską stroną nie miał pan, nie brali pana na siłę do wojska?

Później służyłem. Jak zmieniłem miejsce zamieszkania, bo tutaj wszystko zostało spalone, bo mieszkałem, urodziłem się, gdzie jest ulica Fieldorfa. To zostało w 1939 wszystko spalone i mieszkaliśmy z rodzicami tu, gdzie jest most Siekierkowski. […] A jak w 1944 szła ta nawałnica, to domy, w których mieszkaliśmy u dziadka Łasaka, przy Fieldorfa, znowu zostało to wszystko spalone.

  • Podczas Powstania?

Podczas Powstania. Myśmy właśnie poszli do Traktu Lubelskiego. Trakt Lubelski 130, jeszcze do dnia dzisiejszego stoi ten dom po rodzicach. Ale tam mnie nikt nie znał. Byłem taki, że mój rodzony brat (mam dwóch braci) ani jeden, ani drugi nie wiedział, w jakiej formacji [jestem]. Wiedzieli, że do czegoś należałem, ale farby nie puściłem, bo dostałem taki rozkaz: „Nie wierz rodzonemu bratu”. I ani jeden, ani drugi [nie wiedział]. Jeden się urodził w 1934, drugi w 1941. W dodatku jeszcze później a to do ZMP wstąpili, a to do tych młodzieżówek.

  • „Służby Polsce”?

Służby Polsce. A ja tego nienawidziłem!

  • Z takim życiorysem, jeśli pan zaczynał od AK.

O to chodzi. Byłem powołany do wojska, jak miałem dwadzieścia jeden lat, w 1948 roku. Miałem wyśmienitą opinię na Trakcie Lubelskim, a to w odległości sześciu, siedmiu kilometrów, gdzie należałem do „Obroży”. Miałem idealną opinię i mnie wciągnięto do WOP-u. […]

  • I gdzie pan służył?

6. Brygada WOP. Na Nysie Łużyckiej.

  • To szmat drogi!

Ale co przeżyłem w tym wojsku.

  • W jakich latach pan tam był?

1948, 1949, 1950. Co trzy miesiące ankieta była wypełniana – „Czy nie służyłeś w Armii Krajowej? Czy nie należałeś do Batalionów Chłopskich?”, a ja: nie, nie i nie. Informacja już działała i to jaka. Ale jak mnie zmuszali, żeby iść do szkoły oficerskiej, to ja w żadnym wypadku. W końcu [mówią]: „Wojsko Polskie się nie podoba?”. Mówię: „Podoba, jak maszeruję – siedem dni ścisłego”. Ale też byłem bystry. W 1945 roku było w Międzylesiu przysposobienie wojskowe nauczane.

  • Od razu po wyzwoleniu, tak?

Tak, było przysposobienie wojskowe. To, żeby zasłonę za sobą zrobić, to w pięciu żeśmy chodzili do Międzylesia (to było trzy kilometry od mojego miejsca zamieszkania) raz w tygodniu na szkolenie. Już miałem dobrą zasłonę w razie jakby mnie ktoś zakablował. W ankiecie napisałem, że byłem na szkoleniu. Najgorzej, to jak przyszło do ostrego strzelania na poligonie w Żaganiu, bo dobre miałem wyniki.

  • Za dobrze pan strzelał, tak?

Bo nie pasowało. Koniecznie mnie [chcieli] na oficera, na szkołę oficerską, a ja nie i nie. Zresztą za okupacji, co mogłem skończyć?

  • Na czym polegała służba na Nysie Łużyckiej?

[Trzeba było] przemytników łowić i szpiegów. Nocne patrole, zasadzki, podsłuchy, w dzień wieże obserwacyjne.

  • Był pan rzeczywiście do tego przygotowany, bo to, co wcześniej pan robił, to było bardzo zbliżone.

No tak! Najgorzej jakby mnie ktoś [wydał], ale w wojsku z kolegami, koledzy służyli z Okęcia, z Wilanowa, a ja najmniejszej farbki nie puściłem. Bo jakby się to wydało, to mi groziło pięć lat.

  • Czy potem pana życie związało się z wojskiem?

Skończyłem szkołę zawodową – mechanika pojazdowa, to jest na Edisona, Gocławek, ale to było dwie godziny tylko nauki. Godzina języka niemieckiego i godzina mechaniki pojazdowej.

  • To za okupacji?

Tak, bo musiałem zawód jakiś zrobić. Trzyletnią szkołę kończyłem.

  • Czyli pan był mechanikiem samochodowym.

Tak, byłem. Jak się spaliła piekarnia temu właścicielowi, jak powiedział, że oddał synów do Oświęcimia, a „folksdojstwa” nie przyjął, to mu na odchodne spalili całą piekarnię. Jak wróciłem w 1945 roku do piekarni – spalone, poszedłem do portu na Pradze, na Zamoyskiego. Tam pracowałem na dźwigu parowym (który był na Holzgas) przez trzy lata, do 1948 i poszedłem do wojska, do WOP-u.

  • Tam ile lat?

Prawie trzydzieści miesięcy.

  • A potem wrócił pan i już był mechanikiem samochodowym?

Tak. I jeździłem jako kierowca zawodowy. Na razie pierwszy miesiąc to jeździłem jako Powszechne Domy Towarowe. Ale zaczęło mnie UB deptać po nogach.

  • Z jakiego powodu?

Dlatego że wyszedłem z WOP-u, żeby zwerbować do pracy, do bezpieki. To dawali mnie pracę na terenie Warszawy całej i do Otwocka, kierownicze stanowisko i żebym chodził co niedziela w Radości na sumę i słuchał kazania, że będę miał podwójny zarobek. Bo tak: będę na kierowniczym stanowisku w jakimś przedsiębiorstwie i za słuchanie sumy w Radości.

  • I opowiadanie potem o tym?

Sprawozdania pisać. Niestety. Nie ja.

  • To się pan naraził.

Trudno. Miejsce mieszkania też zmieniłem. Na plac Grzybowski mnie wzywali na bezpiekę. Później uciekłem z Traktu Lubelskiego, zamieszkałem w Radości, Jagody 7. Powszechne Domy Towarowe – tylko miesiąc pracowałem. Zaczęli mnie deptać i kolega mówi: „Chodź do nas do Wojskowego Przedsiębiorstwa Budowlanego. Tam są dyrektorzy – przedwojenni oficerowie”. Poszedłem do Wojskowego Przedsiębiorstwa Budowlanego. Jako kierowca pracowałem. Raz przyszło do mnie wezwanie, drugi raz.

  • Od kogo?

Od bezpieki, na plac Grzybowski. Przysłali mnie trzecie wezwanie, mówię do kolegi, który pracował w Wojskowym Przedsiębiorstwie Budowlanym, Niepodległości 213: „Chodź do starego, do dyrektora”. Pokazałem mu, powiedziałem: „Panie dyrektorze, męczą mnie”. Kolega pomógł. Poszedł do bezpieki. „Dawaj to wezwanie! Jedź do roboty!”. To ja za samochód, pojechałem do roboty. Jak wziął wezwanie, tak nie wiem, gdzie pojechał, co załatwił, że więcej już mnie głowy nie zawracali.

  • Niesłychane, bo myślałam, że się nim zajęli. To byłoby bardziej do nich podobne. Podsumowując, jak pan widzi ten cały fragment od swojej najwcześniejszej młodości?

Obowiązek.

  • Uznaje to pan za obowiązek?

Za swój obowiązek. Absolutnie. Żadnych wynagrodzeń nie potrzebuję, żadnych odznaczeń. Spełniłem swój obowiązek.

  • Pana koledzy też tak podchodzili?

Tak samo. Mam już porucznika, to jest fakt.

  • Czy należy pan do jakiegoś stowarzyszenia kombatanckiego?

Do „Obroży”.

  • Gdzie macie swoje spotkania?

Początkowo mieliśmy bliżej mojego miejsca zamieszkania. Mieszkałem później, jak się ukrywałem, w Radości. To mieliśmy koło w Radości. Budynek, w którym mieliśmy spotkania, ktoś podpalił i zabrali nas do Otwocka. Do tej pory należę, opłacam składki. Tylko że rzadko jeżdżę.

  • Kolegów coraz mniej?

Jak było nas stu trzech, to tylko z dwoma można się umówić. Właściwie z jednym, a tak to poginęło. Wszystkich miałem pod swoją opieką.

  • To byli pana podopieczni?

Wszyscy podopieczni moi. Od nich przyjmowałem przysięgę. [...]




Warszawa, 17 lipca 2007 roku
Rozmowę prowadziła Iwona Brandt
Stefan Chmielewski Pseudonim: „Wodniak” Stopień: strzelec Formacja: Obwód VII „Obroża” Dzielnica: Praga, Czerniaków Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter