Piotr Żak „Plichowski”

Archiwum Historii Mówionej

  • Proszę opowiedzieć o swoich losach przedwojennych.

Przed 1939 rokiem skończyłem szkołę podoficerską w Dwunastym PAL-u. Później wróciłem do domu i zostałem komendantem strzelców. Jak zostałem komendantem strzelców to zaczęła się lekka rozróba z Ukraińcami, nikt ich nie lubił, bo oni strasznie rozrabiali. Później [był] 1939 rok...

  • Mieszkał pan na Kresach?

Tak.

  • Jakie to były ziemie?

To było województwo tarnopolskie. Pochodzę prawie z tej miejscowości, co Śmigły „Rydz”.

  • Mieszkał pan z rodziną, tak?

Mieszkałem z rodziną.

  • I nastał 1939 rok.

Nastał 1939 rok i stamtąd wyjechaliśmy na front w kieleckie, w Lasy Janowskie i Niemcy zaczęli nas tam bombardować, prawie zdziesiątkowali nas. To, co jeszcze mogło się wydostać z tych lasów, to przez pole uciekaliśmy. Dostaliśmy się do niewoli niemieckiej. Później stamtąd... zapomniałem, jak się ta miejscowość nazywa, wywieźli nas do obozu, do Lamsdorfu, obecnie Łambinowice. Tam siedziało się w tym obozie... Nie było najmniejszego sensu siedzieć, trzeba było się wystarać, żeby nas gdzieś wywieźli do pracy. Stamtąd wywieźli nas do Austrii, dziesięć czy ileś, parę kilometrów za Wiedeń, tam zamykali do [niezrozumiałe]. Myśmy tam spali w stajniach koni kawaleryjskich i stamtąd prosiliśmy, żeby nas gdzieś wysłali do pracy. Wysłali nas do kamieniołomów pod włoską granicę w Alpy. Tam ciężko zachorowałem. Stamtąd przywieźli mnie do Wiednia do szpitala. W szpitalu leżałem z półtora miesiąca. ] Później mnie podleczyli, to [pojechałem] z Wiednia do Krakowa do szpitala. W Krakowie podleczyli nas i później do zwolnienia. Zwolnili nas. [...] To był taki obóz przejściowy w Poznańskiem.

  • Kiedy zostaliście zwolnieni?

Właśnie wtedy zostaliśmy stamtąd zwolnieni i przewiezieni do Warszawy.

  • Jaki to był miesiąc, bo to był już 1940 rok, tak?

Dokładnie już nie pamiętam. Ta miejscowość w Poznańskiem to było Ostrzeszowie. Z Krakowa do Ostrzeszowa, z Ostrzeszowa nas wachmani przywieźli do Warszawy. Przywieźli nas na stację, wachmani poszli, nas zostawili. Byliśmy bezczynni jeszcze, co to było robić. [Poszedłem] do szpitala Ujazdowskiego, bo byłem chory jeszcze. W szpitalu Ujazdowskim leżałem. Za tydzień czy za dwa, tam byli znajomi w szpitalu, od razu wciągnęli mnie do ruchu oporu. Zostałem zaprzysiężony. Cały ten czas w czasie okupacji, różnie to bywało. Rozpoczęło się Powstanie. Od pierwszego dnia Powstania [byłem] na Woli, później na Górczewską. Straszne walki... Rzeź była, bo to byli Ukraińcy i Łotysze, przeważnie tam.

  • Może zostaniemy jeszcze na czasach okupacji, przed Powstaniem. Wstąpił pan do ruchu oporu. To była już Armia Krajowa?

ZWZ. Jeszcze nie było Armii Krajowej, tylko był ZWZ. Później ZWZ przekształcił się w Armię Krajową.

  • Na czym polegała pana służba?

To była taka partyzancka służba – gdzieś się wyjeżdżało... to był młody narybek, to się kształciło trochę jak strzelać, jak z bronią się obchodzić. Praca konspiracyjna.

  • Miał pan kontakt z rodziną przed Powstaniem?

Nie. Nie miałem.

  • Gdzie pan zamieszkał?

Ze szpitala [Ujazdowskiego poszedłem] do Czerwonego Krzyża. Czerwony Krzyż mieścił się na Smolnej pod [numerem] 17 i Polski Czerwony Krzyż skierował mnie do schroniska na Stalową 71. I prawie do samego Powstania byłem w tym schronisku.

  • Jak pan zapamiętał wybuch Powstania?

Byliśmy zadowoleni, że coś się dzieje, że coś się robi. Słychać było, że Rosjanie samolotami latali ponad Pragę, w niektórych miejscach zrzucali bomby... Wiedzieliśmy już, że trzeba iść i walczyć.

  • I wstąpił pan do zgrupowania „Waligóra”?

Tak. „Waligóra”, to było [zgrupowanie] „Waligóra”, ale pod [komendą] generała Sowińskiego, to cała Wola była tam.

  • Walczył pan na Górczewskiej, co było dalej?

[...] Z Górczewskiej wycofaliśmy się. Jak szliśmy to już Hala Mirowska paliła się, później były Stawki, byłem na Stawkach, później Dworzec Gdański. Zamieszkaliśmy na Stawkach pod [numerem] 28. Tak się walczyło. Później placówkę mieliśmy przy Bożym Janie, tam nas strasznie bombardowali. Stamtąd się wycofaliśmy. Stopniowo było wycofanie się powstańców już ze Starówki, bo nie było innego wyjścia, bo tam dom po domu bombardowali i trzeba było uciekać.

  • Jak długo pan był na Starówce?

Nie pamiętam, ale około trzech tygodni.

  • Gdzie pan się znalazł potem?

Dworzec Gdański. Tam dużo naszych chłopaków zginęło, bo wydawało mi się, że to nie było potrzebne, bo z Żoliborza nacierali i myśmy nacierali tam, ale Niemcy byli tak uzbrojeni na Dworcu Gdańskim, że naprawdę [...]. Ale ci chcieli się połączyć, Starówka z Żoliborzem. Tam strasznie dużo [żołnierzy] padło. Później po tym wszystkim jeszcze się czekało, Niemcy zaczęli nas na Starówce ściskać, to co było wyjście, to kanałami do Śródmieścia.

  • Jak długo pan szedł?

Kanałami? Parę ładnych godzin. Nie pamiętam. Myśmy wyszli na placu Wareckim, przy kinie. Zabrudzeni, wygłodzeni, bo się przechodziło, a Niemcy granaty wrzucali w przejścia, ale jakoś nam się udało. Chodziło się tak... jak się szło, to się wyczuwało ile pod nogami trupów. Jak w getcie byłem, to powstanie, to Żydzi uciekali tak samo, to niektóre uciekali to padali, to się potem szło po tym. Stamtąd, na Wareckiej, to nas umyli, wyszorowali, a w Śródmieściu to jeszcze było cicho, spokojnie, ładnie. Jeszcze w białych rękawiczkach chodzili. A myśmy ze Starówki przyjechali tacy wymęczeni. Z Wareckiej to dostaliśmy się jeszcze na Kruczą 3/5. Placówkę zajęliśmy na Placu Trzech Krzyży, przy [Instytucie] Głuchoniemych. Tam się tak walczyło do końca kapitulacji. Nastąpiła kapitulacja, to żeśmy na Placu Kercelego złożyli broń i do Ożarowa, na piechotkę.

  • Jak pan zapamiętał żołnierzy nieprzyjacielskich, spotkanych w walce?

Tam nie było żadnych, żadnej różnicy między komunistami a nie-komunistami. Na Starówce nawet spotkałem dobrych znajomych, to oni się zdziwili, że ja jestem w AK, a nie jestem w AL-u. Nie było takich jakichś... Wszystko było jakoś w porządku. [...]

  • Był pan świadkiem rzezi Woli?

Byłem, byłem tam. Może nie całkiem, bo myśmy się z Woli wycofali 7 [sierpnia], a rzeź nastąpiła troszkę później... a my już dostaliśmy się na Starówkę.

  • Proszę powiedzieć, jak wyglądał dostęp do żywności w czasie Powstania?

Ciężko. Od Haberbuscha nosiło się jęczmień i ten jęczmień się na młynkach kręciło i się nazywało „kasza-pluj”. Miałem takiego kolegę, już nie żyje, to jeszcze [jak] na Kruczej byliśmy, paniusie wychodziły na spacer, to taki fajny chłopak był, miał [...] żyletkę od golenia. Paniusia szła, tylko po smyczy odciął tego psa i do piwnicy, w łeb i żeśmy [mięso] jedli. Takie smaczne było [jak] cielęcina.

  • A jak było w Śródmieściu?

W Śródmieściu było dobrze. Z Woli przyjść, z takiej rzezi, ze Starówki przejść z drugiej rzezi, bo przecież Starówka to dom po domu [niszczyli]. Na Starówce przecież bardzo dużo z naszego plutonu zginęło. Na Krzywym Kole byliśmy na trzecim piętrze, przyleciał sztukas i bomby rzucił, to tam zostali zasypani naszych dwóch chłopaków.

  • Batalion „Waligóra” to chyba już w tej chwili jest bardzo mało liczebny?

W tej chwili, to nie wiem, co tam jest. To było to zgrupowanie, ale stamtąd się wypisałem i się zapisałem do Armii Krajowej na Koszykowej, Światowy Związek [Armii Krajowej] i tam do dnia dzisiejszego jestem.

  • Proszę powiedzieć, czy w czasie Powstania miał pan kontakt z rodziną?

Nie.

  • A z przyjaciółmi?

Z przyjaciółmi też nie.

  • Jak wyglądał dostęp do ubrań?

Z ubraniami... to były Stawki. Tam były magazyny niemieckie, panterki... i żywność, to Starówka z tego żyła jeszcze. To myśmy mieli panterki na sobie. A tak to każdy na sobie miał opaskę.

  • Czy mieliście czas wolny?

Był czas wolny, ale mało było tego czasu wolnego.

  • Jak był pan uzbrojony?

Z uzbrojeniem było ciężko. Miałem pistolet po Niemcu i dwa granaty. I to była moja broń. To ja, bo inni mieli całkiem coś innego. Mówię o sobie.

  • Przez cały okres Powstania miał pan taką broń?

Tak, ponieważ nawet w kanale tak tą broń trzymałem na głowie, żeby się nie zamoczył w tym brudzie. [Dopiero] na Placu Kercelego wyrzuciłem przy rozbrajaniu, jak rozbrojenie było.

  • Czy czytaliście prasę powstańczą?

Czytaliśmy.

  • Jakie to były tytuły?

Nie pamiętam.

  • Czy słuchaliście radia?

Tak. Ale kiedy to można było słuchać radio, siedziało się na barykadach, na Okrągłej, to jedna zmiana schodziła, druga przychodziła. Przeważnie w piwnicach się siedziało. Myśmy patrolowali Podwale 28, akurat przy Barbakanie.

  • Jakie jest pana najgorsze przeżycie z Powstania?

Najgorsze przeżycie w Powstaniu, jak skapitulowaliśmy i żeśmy broń oddali. To było najgorsze. Tyle się walczyło i po sześćdziesięciu trzech dniach trzeba było oddać wszystko, to co było i iść do obozu. To było najgorsze, bo się jeszcze myślało – a może pomoc jeszcze jakaś? A może to, może tamto... Podtrzymywało się jakoś na duchu.

  • Pamięta pan zrzuty?

Na Woli pamiętam. Dwa zrzuty były.

  • Brał pan udział?

Nie brałem.

  • Co się stało z pana oddziałem, z pana kolegami po kapitulacji?

Niektórzy zostali w Warszawie, a niektórzy poszli do niewoli. Owszem, bardzo dużo poszło do niewoli.

  • Trafił pan do Ożarowa, proszę powiedzieć, co było dalej?

W Ożarowie to się czekało na transport. Gdzie nas biorą? czy do Oświęcimia? bo wciąż się liczyło, że do Oświęcimia nas wiozą. Były pogłoski, że transport akowców zawieźli do Oświęcimia. Ale nam jakoś się udało. Jak już zajechaliśmy do Częstochowy, to [myślimy] – nie... chyba nie do Oświęcimia jedziemy. I dojechaliśmy sześćdziesiąt kilometrów za Opole, do Lamsdorfu.

  • Czyli po raz kolejny?

Tak.

  • Jak wyglądał obóz po czterech latach?

Ten obóz, to był stary obóz, jeszcze bodajże z 1918 roku dużo było, tak opowiadali, tam Rosjan dużo leżało. Obóz jak normalny obóz, baraki były, latryny byle jakie, rów wykopany, drągi położone i tak się siedziało i załatwiało się. [...]Najlepsze było, jak tylko przyjechaliśmy do obozu, dwa messerschmity leciały i nad obozem stuknęli się i spadli. Później chcieliśmy jak najdalej. Stamtąd nas wywieźli do Bawarii, do Ulmu. Tam myśmy pracowali. Parę kilometrów trzeba było dochodzić od tych baraków, to myśmy tam chodzili na odgruzowanie. Amerykanie bombardowali, a myśmy chodzili na odgruzowanie. Żyć im było ciężko, to się wybierało kości z tych pojemników, w baraku się gotowało. Pewnego dnia fala amerykańskich samolotów, ponad dwieście sztuk, jak przejechali, to miasto całe w gruzach... Tylko katedra została, szczyt katedry. Codziennie jeździło się do tej pracy. [...]

  • Jak długo pan został w obozie?

Myśmy wyjechali na jesieni, a 8 maja Niemcy skapitulowali, jak Niemcy skapitulowali to wszystko było już OK. Co robić teraz? Gdzie jechać? Do kraju? Akowcy nie wracają, bo komuniści wywożą, na Syberię, takie pogłoski chodziły. Nie wiem skąd te pogłoski były, ale były prawdziwe. Plakaty zostały w tym obozie rozwieszone, że Anders uzupełnia armię we Włoszech, to myśmy pojechali jeszcze do Armii Andersa. Jeszcze prawdopodobnie spodziewali się, że jeszcze będzie wojna z naszymi towarzyszami, dlatego chciał Anders uzupełnić, bo pod Monte Cassino dużo padło ludzi. [...] We Włoszech byliśmy z półtora roku. Później [pojechałem] do Anglii i tam zostałem zwolniony.

  • Gdzie dokładnie byliście we Włoszech?

W Ankonie, w paru miejscach, w Wenecji. W Wenecji długo żeśmy byli.

  • Co się z panem stało po przyjeździe do Anglii, gdzie pan zamieszkał?

Myśmy, jak do Anglii przyjechaliśmy, to zamieszkaliśmy w barakach, okrągłe angielskie. Tam żeśmy zamieszkali. Część zgłaszała się do kraju, część nie chciała. Mieli gdzieś znajomości, to po znajomości wyjeżdżali zagranicę. Miałem znajomych w Kanadzie, napisali mi list: „Nie, nie przyjeżdżaj tu”. Dlaczego, nie wiem. Kilkunastu chłopaków się zebrało i jedziemy do Warszawy – co będzie, to będzie. I przyjechaliśmy do Warszawy.

  • Miał pan przez ten czas, od samego początku wojny, kontakt z najbliższymi?

Jakimś cudem dostałem [list], jak przyjechałem do Włoch, bo pisałem kartki z Niemiec. Tam miałem kontakt z rodziną już, ale później skończyło się, wyjechałem do Anglii.

  • Wrócił pan do Polski, gdzie pan zamieszkał?

Wróciłem do Polski i zamieszkałem na Stalowej 71. Starałem się o pracę, nie można było dostać pracy, bo akowiec. Na Wileńską to trzy razy w tygodniu musiałem chodzić, meldować się na milicji. Później jakoś dostałem się do pracy, do byle jakiej, można było się dostać do roboty na budowie, ale jak ja nie miałem wtedy zdrowia, w tym czasie chorowałem ciężko na żołądek, dostała mi się praca gdzie indziej. Dostałem się do pracy do „Czytelnika”. Tam pracowałem.

  • Co się dalej z panem działo?

Ożeniłem się. Mieszkałem później na Targowej, później do spółdzielni zapisałem się, to dostałem to mieszkanie na Żoliborzu i tak się ciągnęło.

  • Wrócił pan jeszcze na Kresy?

Nie. Nie byłem. Ale jak byłem w Warszawie, to na Kresy podjechałem. Tylko jedną noc zanocowałem. Przyszli, zaczęli za mną strzelać, to ja [uciekłem] z pokoju na bosaka, tylko w kalesonach wieczorem uciekłem i dwa kilometry uciekałem po śniegu. Ukraińcy chcieli mnie zabić.

  • Jeszcze w czasach okupacji?

Tak. W czasach okupacji.

  • Mówił pan o jakimś starciu z Ukraińcami, jak pan jeszcze służył przed wojną?

Nie. Nie, tam nie było takie straszne starcie, tylko oni zawsze chcieli swojej Ukrainy, chodzili, śpiewali. A nas Polaków to denerwowało.

  • Były jakieś sprzeczki?

Specjalnych nie było, żeby tam. Tylko chcieli mnie tam wykończyć. Uciekłem z powrotem do Warszawy.

  • Czy może chce pan jeszcze powiedzieć coś o Powstaniu ciekawego, o swoich akcjach?

Co tam, ile było tych akcji? Co ja mogę powiedzieć? Czym było tym się walczyło, butelkami... Na Starówce butelkami, tym wszystkim. Ciężko było. To i tak szczęśliwie, żeśmy przeżyli sześćdziesiąt trzy dni z takim uzbrojeniem, jak myśmy mieli... To naprawdę cud! Z motyką na słońce to troszkę jednak było.
Warszawa , 27 lipca 2005 roku
Rozmowę prowadził Bartłomiej Giedrys
Piotr Żak Pseudonim: „Plichowski” Stopień: plutonowy Formacja: Zgrupowanie „Waligóra” Dzielnica: Wola, Stare Miasto, Śródmieście Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter