Maria Stocka-Tarczyńska „Teresa”

Archiwum Historii Mówionej

  • Jak pani pamięta swój okres życia przed wybuchem wojny, co pani wtedy robiła, czy coś szczególnego z tego okresu pani zapamiętała?

Oj, przed wojną to byłam dzieckiem i chodziłam do szkoły tylko, nic więcej.

  • Jaka to była szkoła?

Kończyłam szkołę powszechną.

  • Gdzie ta szkoła się mieściła?

Na 2 sierpnia róg Koszykowej.

  • Jak pani zapamiętała sam wybuch wojny? 1 września?

Nie pamiętam.

  • Czy w czasie oblężenia Warszawy w 1939 roku była pani w Warszawie?

W Warszawie, tak, na Kruczej 7.

  • Czy państwo, zarówno pani i rodzina mieszkała na Kruczej?

Tak, na Kruczej 7.

  • Jak pani związała się z konspiracją?

Siostra moja starsza należała do... „Pomocy Kobiet” czy coś takiego, w 1940... to był 1942, później mnie wciągnęła. Przed Powstaniem wysyłałyśmy paczki do obozów koncentracyjnych... Tak było do kiedy brata Niemcy aresztowali, do 17 maja.

  • 1943 roku?

1943 roku, tak, no i wtedy przerwaliśmy, bo zaczęliśmy się ukrywać.

  • Czy brat też działał w jakieś organizacji?

Tak, ale ja nic nie wiem w jakiej.

  • Czym pani się zajmowała w czasie okupacji poza działalnością w tej organizacji, wysyłaniem paczek do obozów koncentracyjnych?

Chodziłam do szkoły.

  • Czy to była szkoła, czy to były komplety?

Nie, normalna.

  • Gdzie ta szkoła się mieściła?

[...] W pięciu miejscach byłam, bo tą szkołę przerzucali z miejsca na miejsce. Pamiętam, na Chłodnej była, nie pamiętam dokładnie, ale chyba z pięć razy przerzucali nas.

  • Z czego w czasie okupacji pani rodzice się utrzymywali?

W czasie okupacji tata miał pracownię tapicerską.

  • Przed wojną również był w tej pracowni?

Też, tak.

  • Czy poza wysyłaniem paczek do obozów jeszcze w jakiś sposób pani uczestniczyła w konspiracji?

Nie, to tylko to. Wysyłało się paczki, przywoziło się prowiant, pamiętam, że z Żelaznej przywoziłam chleb dorożką, pakowało się paczki i później przyjeżdżała dorożka i wywoziła te paczki.

  • Czy może pani pamięta, co było w takiej paczce?

Nie, poza chlebem to nie pamiętam. Wiem, że później jak wybuchło Powstanie, to zostało dużo chleba i rodzice rozdawali ten chleb. Mama posuszyła go później, ponieważ to była Krucza 7, ja byłam na Poznańskiej w czasie Powstania, co parę dni wskakiwałam do domu, to zawsze chlebek był namoczony do zjedzenia.

  • Czy pani rodzice również uczestniczyli w konspiracji, czy nie?

Nie. To znaczy, w ich lokalu pakowało się te paczki, i pomagali trochę...

  • Gdzie panią zastał wybuch Powstania, 1 sierpnia 1944 roku?

1 sierpnia... Zgłosiłam się właściwie na Wilczą przy Marszałkowskiej i tam dostałam skierowanie do oddziału, ale nie pamiętam, jakiego oddziału, na ulicę Chałubińskiego. Leciałam przed piątą, leciałam Hożą i zaczęła się strzelanina. Stanęłam w bramie, bo taka strzelanina była, żeby trochę przeczekać, ale nie przestawała ta strzelanina, a koledzy, co tam byli, wciągnęli mnie do środka, do bramy. Już nie dałam rady wyjść stamtąd i zostałam. W ten sposób znalazłam się w zgrupowaniu „Zaremba”. To było pierwszego dnia, a później na drugi lub na trzeci dzień, jak już zgrupowanie powstało [...] dostaliśmy z kolegą rozkaz... Bo pierwszego dnia zdobyli jeszcze jajczarnię.

  • Co to była jajczarnia?

To był ... proszę pana, jak to się nazywało na Hożej?... To były zakłady mleczarsko–jajczarskie. Dostaliśmy polecenie żeby wyjść na dach i patrzyć, w którą stronę lecą samoloty, no bo myśleli że zrzuty będą. Myśmy z kolegą stali, ponieważ słoneczko świeciło, oparliśmy się o komin, a wysokie wtedy były kominy na dachu i rozmawialiśmy. W pewnym momencie zaczęli strzelać do nas. Mnie nic [się nie stało], kolega został ranny.

  • Czy może pamięta pani nazwisko tego kolegi?

Nie, nie pamiętam. Tylko pamiętam to, że jak go koledzy ściągnęli, bo go jakoś dociągnęłam do tego gdzie można było zejść, do tego otworu, to koledzy podbiegli, (schody były bardzo kręcone), ściągnęli go i zawieźli do szpitala. Jak odwiedziłam go w szpitalu, to dostałam na pamiątkę „piąteczkę” malutką, którą cały czas nosiłam przy sobie. Później niestety zostawiłam po powstaniu w domu, dom się rozwalił cały, no i po „piąteczce”.

  • Czy poza tym była pani jakoś uzbrojona, czy nie?

Nie... Później dostałam przydział do 3 kompanii, do „Witolda” i byłam łączniczką zastępcy jego. Co dzień musiałam chodzić na Żelińskiego 4 po meldunki, do 3 plutonu, do „Sylwestra”. To był porucznik Sylwester. Kiedyś koleżanka, która była u rotmistrza naszego łączniczką, chciała się przenieść właśnie do tego 3 plutonu, do kolegi, do rotmistrza Sylwestra. Przyszła do mnie wieczorem i mówi do mnie tak: „Słuchaj, czy mogę iść za ciebie rano po meldunek, to porozmawiam z Sylwestrem, czy mogę się do niego przenieść”. Ja mówię: „No dobrze, idź.” Zgodziłam się. Rano poszła..., no i ja później [czekam], godzina ósma – nie ma, dziewiąta – nie ma, muszę tu dalej dać meldunek, myślę sobie, że muszę lecieć na Żeleńskiego. Poleciałam, ale to nie chodziło się normalnie ulicą, tylko trzeba było piwnicą przechodzić. W piwnicy było ciemno, tam ludzi było pełno, gdzieniegdzie tylko świeciła się lampka albo świeczka, ciemno było. Lecę prosto i patrzę, na końcu korytarza tłoczno jest. Podchodzę bliżej, patrzę, a ich – dwóch poruczników i trzy łączniczki na noszach niosą. Nie było miejsca w szpitalu na Poznańskiej... Niestety cała piątka zmarła.

  • A czy oni zostali ranni?

Nie. Jak zdobyli dom na Żeleńskiego 4, to tam znaleźli w szafie 2 skrzynki, jedna była z wódką, druga z winem. No i się wina napili, a to wino było zatrute. Do tego stopnia, że cała piątka poszła. Ona przed samą śmiercią, jak była w moim pokoju, bo właściwie później w szpitalu zmarła, dała mi broszkę na pamiątkę, żebym miała.

  • Co się później z panią działo?

Byłam już w swojej kompanii, cały czas, do samego końca. Ale tego niestety nie zapomnę do końca życia, bo zaś żeby nie ona poszła, to ja bym poszła. Nie wiem, czy bym nie wypiła kieliszka wina. To mnie by to spotkało.Później to już chodziłam w dalszym ciągu po te meldunki, gdzie indziej też. Tak było do końca Powstania.

  • Gdzie walczyła kompania, w której pani służyła?

Żeleńskiego, Poznańska... W śródmieściu. Dowództwo było Poznańska 12.

  • Dowództwo całej kompanii czy dowództwo batalionu?

Batalionu. Cały czas na Poznańskiej 12 byłam.

  • Czy podczas pani służby w czasie Powstania, miała pani kontakt z przeciwnikiem, z Niemcami?

Nie.

  • Nie widziała pani jeńców?

Nie, to znaczy jak teraz czytam książkę, zdjęcie jest, ale nie przypominam sobie tego. To była Poznańska 12, były dwa podwórka. W drugim podwórku podobno trzymali właśnie tych Niemców, ale ja sobie tego nie przypominam.

  • Czy w czasie Powstania miała pani kontakt z innymi narodowościami, poza Niemcami?

U nas był Rosjanin.

  • A skąd ten Rosjanin?

Nie wiem skąd. Bardzo dużo jemu zawdzięczają, bo to był bardzo odważny, bardzo...

  • Czy może pani pamięta jak nazywał się ten człowiek?

Nie pamiętam, ale mam zapisane, to bym później może podała, bo w książce jest jego imię, nazwisko, pseudonim.

  • Jak wyglądała sprawa z życiem codziennym, z jedzeniem, z wyżywieniem?

Na początku, to było bardzo ciężko, właściwie przez cały czas było bardzo ciężko. Dlatego, jak ja do domu chodziłam, to moja mama ten chlebek moczyła, żeby można było zjeść. Ciężko było, no ale były tam magazyny, więc chodzili do tych magazynów i przynosili, a na Hożej żeśmy mieli obiady i w ogóle całe wyżywienie na Hożej, pamiętam tylko zupkę „pluj-pluj”... Jadło się tfuu... i się wypluwało.

  • Czy w czasie Powstania miała pani możliwość korzystania z praktyk religijnych?

15 sierpnia była msza. Gdzieś dom się zawalił i koledzy wzięli drzewo i zrobili krzyż. 15 sierpnia była pierwsza msza i akurat na Poznańskiej 12 na tym pierwszym podwórku. I od tej pory co niedziela była msza.

  • Czy pani oddział miał swojego kapelana?

Nie. To przychodził ksiądz z kościoła św. Barbary.

  • Jak w czasie Powstania odnosiła się do pani, jako walczącej, ludność cywilna? Jaki był stosunek?

Już później, w połowie, jak się przechodziło tymi piwnicami, to już buczeli. „A po co? A na co? A dlaczego?”. Bo na początku nie, na początku byli bardzo zadowoleni. Później, jak było coraz gorzej, to ich nastroje były gorsze, ale to się nie ma co dziwić, bo i domy potracili i ile ludzi zginęło...

  • Czy w czasie Powstania miała pani dostęp do prasy, radia?

Wychodziły gazetki, ale nie przypominam sobie [tytułu].

  • Czy poza walką, służbą, miała pani też czas wolny?

Było trochę czasu.

  • Co wtedy państwo robili?

Nic. Siedziałyśmy z koleżankami i rozmawialiśmy.

  • O czym?

Co w domu słychać? Jak to długo będzie, jak ty się czujesz? Co będziemy dalej robiły?

  • Jak pani wspomniała, miała pani kontakt w czasie powstania ze swoją rodziną.

Tak. Co parę dni przychodziłam, no bo to Krucza 7 to była przy Pięknej, a ja byłam Poznańska 12, więc Marszałkowską przelatywałam przy Wilczej, dlatego że tam barykady stały, dlatego ja chyłkiem zawsze na drugą stronę Marszałkowskiej przelatywałam i później szłam Wilczą do Kruczej.

  • Co się działo z panią później, po zakończeniu Powstania?

Jeszcze na zakończenie Powstania żołd wypłacałam, albo złotówki, albo dolary. Co kto chciał, ale trochę tego, albo trochę tego. To była ostatnia czynność.

  • Czy może pani pamięta, ile tych pieniędzy przysługiwało?

Nie pamiętam, ale jakoś musiały być te dolary liczone, żeby ci, co biorą złotówki [nie stracili]... Ja na przykład wzięłam tylko złotówki, no bo rodzice nie mieli pieniędzy, a trzeba było jakoś żyć później, nie wiadomo gdzie człowiek pójdzie, co itd. Później, już po zakończeniu Powstania... Siostra w dzień Powstania dostała rozkaz wyjechać do Milanówka i tam do Urszulanek. Wiedzieliśmy, że ona tam jest, dlatego wyszliśmy z Warszawy na piechotę, w stronę przed Pruszkowem, pędzili nas wszystkich, [tam] była szkoła, po lewej stronie, jak nas pędzili, niedaleko. Przy szynach kolejowych była szkoła i tak co raz ktoś się urwał i poleciał. Więc my do rodziców [mówimy]: „No to co? Urywamy się?” Akurat obok nas Niemcy możliwi byli, jak patrzyli, że ktoś się urywa, to oni głowę w drugą stronę odwracali. No i myśmy urwali się i tam w szkole całą noc byliśmy, na podłodze żeśmy spali, a później na drugi dzień na pociąg i do Milanówka pojechali, tam do sióstr Urszulanek. Tam jakiś czas byliśmy, a później dowiedzieliśmy się, że mojej mamy bratowa też już z Warszawy wcześniej ją wypędzili. Mieszka w Pruszkowie, domek dostały, tam była z córką i wnukiem. Myśmy z Milanówka poszły do Żbikowa koło Pruszkowa i tam poszliśmy i już byliśmy do końca.

  • Czy tam zastało państwa wyzwolenie?

Tak, z tym że jeszcze przedtem... Siostra została wysłana do Skierniewic, tam niestety zachorowała, miała operację no to myśmy z mamą pojechały do Skierniewic, jakiś czas tam byłyśmy, chyba ze dwa tygodnie i w zasadzie tam nas zastało zakończenie wojny. Później ze Skierniewic na piechotę przyszłyśmy tu, na Żbikówek, no i później do Warszawy.

  • Jak wyglądała wtedy Warszawa?

Tylko gruzy i nic więcej! Myśmy poszli do siebie na Kruczą 7, a to na kruczej pod 7 duży dom stał, trzy podwórka, myśmy akurat mieszkali w tej oficynie między drugim a trzecim [podwórkiem]. Gruzy. Tylko koniec oficyny trzeciej.

  • Czy dom został zburzony w czasie Powstania czy już po?

Po Powstaniu. Dlatego myśmy troszeczkę tylko wzięli to co można było, a później przyszliśmy to nic nie było, bo wszystko to suteryna, wszystko zniszczone – same gruzy, całe te dwa podwórka w gruzach i spalone wszystko.

  • Co się działo później z panią po wojnie?

Po wojnie chodziłam do szkoły, a później, no niestety, bardzo szybko wyszłam za mąż. W 1947 roku w styczniu i do tej pory mąż się ze mną męczy.

  • Czy po Powstaniu w jakiś sposób była pani represjonowana przez władze komunistyczne?

Nie, człowiek się nie przyznawał do niczego. Nie ujawniał się wcale. Dopiero... jakieś trzydzieści lat temu, jak dopiero można było, [...] w 2001 poszłam na emeryturę, to dopiero jakieś dziesięć lat to już można było... to żeśmy się ujawnili i dostało się papiery.

  • Jakie jest pani najgorsze wspomnienie z Powstania?

Najgorsze? ... To jak zobaczyłam, to że ta Simona co za mnie poszła, umarła.

  • A najlepsze wobec tego?

A najlepsze. Co może być najlepsze? Zakończenie? Nie. No bo co? Wiadomo, że to tyle ludzi poszło do obozów, ile później zginęło.

  • Czy miała pani jakiś stopień w czasie Powstania?

W czasie powstania to tylko starszy strzelec. A w tej chwili porucznika mam.
Warszawa, 15 czerwca 2005 roku
Rozmowę prowadził Michał Pacut
Maria Stocka-Tarczyńska Pseudonim: „Teresa” Stopień: starszy strzelec Formacja: Batalion „Zaremba-Piorun” Dzielnica: Śródmieście Południowe Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter