Jerzy Stańczykowski „Jurek”
Jerzy Stańczykowski, pseudonim „Jurek”; stopień jaki miałem wówczas, tak szczerze powiedziawszy, to nie wiem.
- Podchorąży prawdopodobnie, tak?
Podchorąży, tak.
- Chciałbym, żeby opowiedział nam pan, co pamięta z czasów przed wojną, ze swojego dzieciństwa.
Mieszkałem na ulicy Mokotowskiej 59 mieszkania 36, to było trzecie piętro. Chodziłem do szkoły, która mieściła się na placu Trzech Krzyży, tam była jednocześnie YMCA, taka organizacja amerykańska
Young Men's Christian Association. Byłem wtedy w dziale chłopców, myśmy tam [mieli] różne gry, na przykład tam się nauczyłem w szachy grać. Pływaliśmy w basenie. Pamiętam tylko nazwisko profesora, Adamczyk. Pamiętam [tego] Adamczyka i że była taka skrzynia i na tej skrzyni to skakałem; wiem że, skakałem metr dwadzieścia, no tyle.
- Czym zajmowali się pana rodzice przed wojną?
Ojciec był drukarzem, drukował takie pismo „Robotnik”, to była partia socjalistyczna i to był „Robotnik”, to [była] duża maszyna, ogromna, trójfazowa. Tym się zajmował. No a ja chodziłem do szkoły.
- Czy miał Pan rodzeństwo, braci, siostry?
Chyba siostrę miałem, siostrę miałem, tak.
- Jak pan zapamiętał dzień 1 września 1939 rok – wybuch wojny? Gdzie pan wtedy był, jak pan pamięta?
Zapamiętałem w ten sposób, że wychodziłem od siebie, zszedłem na dół i w momencie jak przekraczałem bramę na Mokotowskiej 59, to przede mną szedł jakiś facet [...] i krzyknął: „A więc wojna”. No i to tylko pamiętam. Co ja [potem] robiłem...
- A czy był pan zmobilizowany? Pan miał wtedy 18 lat, prawda?
Tak, chyba tak.
- Był pan zmobilizowany czy…
Nie, nie, nie. Ja byłem uczniem po prostu wtedy.
W zwyczajnej kamienicy na piątym piętrze mieliśmy bodajże lokal, tam się właśnie odbywały te różne inne nauki [...]
- Co pan jeszcze pamięta z oblężenia Warszawy, z okupacji niemieckiej?
Przyznam się szczerze że, nie bardzo wiem, jak to wyglądało.
- Czy kontynuował pan naukę później, jak już okupacja się rozpoczęła?
Tak. Potem próbowałem na politechnice. Tam na tej politechnice żeśmy próbowali i tam się uczyłem [...]
Osoba towarzysząca: W każdym bądź razie do Wawelberga się dostał, nie pamięta tego. Chciał się dostać na wydział [lotnictwa], przerzucił się na inny – [elektroniczny], bo tam nie było miejsc, tak mi opowiadał i Wawelberga skończył, nie pamięta tego.
- Jak pan trafił do konspiracji, co pan pamięta? Jak to się stało, że stał się pan członkiem AK?
Osoba towarzysząca: Kto cię wciągnął?
Nie wiem. Naprawdę.
Osoba towarzysząca: Ktoś z kolegów go wciągnął.
- Czyli koleżeńskie układy...
Wiem tylko że, kanałami przechodziłem na ulicę Warecką.
- To już podczas Powstania. Podczas okupacji pan był w AK. Na czym polegała pańska konspiracja? Czym się pan zajmował podczas okupacji dla AK? Pamięta pan coś?
Nie, no uczyłem się po prostu, byłem [studentem].
Osoba towarzysząca: Prawo jazdy zrobił. Działał, tylko nie pamięta.
- Prawo jazdy właśnie w konspiracji pan zrobił?
Tak.
Osoba towarzysząca: I dlatego się znalazł w dyonie motorowym.
- Co pan pamięta z wybuchu Powstania Warszawskiego? Jak wyglądał pana 1 sierpnia?
1 sierpnia wychodziłem od siebie z domu [aby się udać na miejsce zbiórki], w tym momencie jak wychodziłem z bramy na ulicę, przede mną szedł jakiś facet, nie wiem czy to był... Chyba mieszkaniec ulicy Mokotowskiej i to tylko pamiętam, jak powiedział: „A więc wojna”.
- To wrzesień, a Powstanie Warszawskie, 1 sierpnia 1944 roku, przygotowania do Powstania Warszawskiego. Czy pan pamięta jak się przygotowywaliście oddziałem? Jak to się stało, że pan trafił na Starówkę?
Była taka szkoła, nauka jazdy na samochodzie, „Prylińskiego” się nazywała. Tam pobierałem naukę jazdy samochodem. O ile pamiętam, byliśmy przeznaczeni jako oddział do usług dla innych oddziałów akowskich, które potrzebowały akurat, żeby im coś podwieźć.
Osoba towarzysząca: Miał zgrupowanie, zgłosił się, nie pamięta tego. Siostra to więcej pamięta, była młodsza pięć lat.
- A siostra również walczyła w Powstaniu?
Siostra? Chyba tak. Ona miała... Jej narzeczony był jakimś oficerem wojska polskiego, on ją tam wprowadzał w te różne sprawy.
Osoba towarzysząca: Sanitariuszką była.
- Służył pan na Starówce, prawda?
Tak, na Starówce. Tam przeżyłem, można powiedzieć, bardzo krytyczną chwilę, ponieważ [byłem ranny] siedziałem tam [na opatrunku] – to było w piwnicy na dole – siedziałem pod [stalową] belką. Ta belka się wygięła pod wpływem bomby zrzuconej i wszystkich tam zabiła, a tylko ja żywy wyszedłem z tego całego interesu.
Belka mnie ocaliła, nie tylko to, że nie spadła mi na głowę, bo inaczej to bym był placek kompletnie, tylko jeszcze...
Osoba towarzysząca: Karbid ci leciał [z góry] na głowę.
Nie wiem, co się tam działo, zaraz muszę sobie przypomnieć... Jak to spadło, to z góry zaczęło kapać mi na plecy coś parzącego. Była tam jakaś ciecz, nie wiem, dezynfekująca czy coś. W każdym bądź razie, to tych zabitych wynieśli. Ja siedziałem przez pewien czas, a potem i mnie wyciągnęli stamtąd i poszliśmy na ulicę, chyba Długa się nazywała. Niemcy wtedy stosowali zdalnie sterowany taki mały czołg.
Taki maleńki i w pewnym momencie to wybuchało i raniło ludzi różnych i tak dalej. Tyle tylko pamiętam.
Osoba towarzysząca: On był ranny przy Hali Mirowskiej, ,,krowa” taka rąbnęła i akurat w tył był ranny. Opowiadał mi, że przed nim biegł mały chłopiec, nie wiem, czy przeżył, czy nie. Przy Hali Mirowskiej był ranny. [Sprostowanie: mąż był ranny, ale to stało się przy ulicy Długiej i placu Krasińskich, a przy Hali Mirowskiej był ostrzał i przed nim biegł mały chłopiec i nie wie, czy przeżył. Mężowie mieszają się sytuacje].
- Czy pamięta pan, jak pan był zaopatrzony podczas Powstania? Czy miał pan broń? Czy pan brał udział w walce bezpośredniej?
Miałem taki pistolet, ale on był zupełnie bezużyteczny, dlatego że miał, był w ogóle nie przesuwało się, on do żadnego strzału się nie nadawał, nawet żeby sobie coś tam huknęło, ale wyglądał groźnie. Wiem że, jak ja to podnosiłem – Niemcy tam po tych gruzach, bo tam były gruzy, chodzili, to jednak szacunek czuli przed tym pistoletem. On był zupełnie jako broń bezużyteczny, to tylko pamiętam. Polskie to były visy, jakieś takie były podobne, ale normalnie działające, a to był tylko taki na pokaz.
- Czy pamięta pan coś z obrony Starówki przez pana oddział? Jak wyglądała sytuacji ludności cywilnej w tamtym regionie?
Tam było... Wiem, że byli zgromadzeni gdzieś tam Żydzi i tych Żydów właśnie sprowadzano na ulicę Długą do Hotelu Polskiego. Był tam taki ksiądz i ten ksiądz nas trochę na duchu podtrzymywał i to wszystko. Ja właściwie byłem raniony. Okazało się, że to były samoloty, które przyleciały z Afryki Południowej. Przylecieli, rzucili i mnie ranili. Wtedy ja pobiegłem, bo wiedziałem, że tam jest szpital i tam mnie ratowali. Oni, jak ja już przyszedłem, to owszem zajęli się mną i zaczęli coś koło mnie robić. W tym momencie właśnie grzmotnęła belka, to wszystko razem.
- Jak pana wyciągnęli spod gruzów tego szpitala, czy wrócił pan do służby? Czy już do końca powstania...
Osoba towarzysząca: To już pod koniec było Powstania.
Wróciłem, bo myśmy jednak jako oddział jeżdżący, działaliśmy przez pewien czas.
Osoba towarzysząca: Był w szpitaliku przecież. Ten transport był właśnie ze Starówki na Mokotowską, tam gdzie mieszkał. I naprzeciwko też był mały szpitalik.
- Proszę powiedzieć, ta służba w oddziale transportowym na Starym Mieście jak wyglądała, przecież były cały czas bombardowania, drogi były zasypane. Skąd mieliście pojazdy, paliwo?
Nie, tak to jeszcze nie było, tak źle nie było. Myśmy jeździli jednak. Byliśmy przydzieleni do jakiegoś dowódcy w celu oddania usług transportowych, tak bym to określił.
- Czy pan pamięta, jaki był stosunek ludności cywilnej do Powstańców? Czy mieli wam za złe, czy raczej pomagali?
Nie mieliśmy kontaktu z ludnością cywilną, to co oni tam... Wtedy jak był [nalot]. Jak puścili ten zdalnie sterowany [pojazd], to wtedy ludność cywilna się pokazywała, ale tak to kontaktu nie mieliśmy.
- Czy pan pamięta coś z życia codziennego podczas Powstania? Skąd braliście żywność, amunicję? Był pan w jednostce transportowej – czy były jakieś magazyny, zbiorowiska broni?
Nie było żadnych magazynów, nie wiem, skąd oni brali ten... Wiem, że był ksiądz, to wiem, że był, opiekował się nami. Ja byłem kopnięty, że tak powiem – tu, w tył właśnie – przez lotników, którzy przylecieli z Afryki Południowej. Wtedy mój kolega mówi: „Jurek, jesteś ranny. Chodź tutaj, jest tutaj lekarz”. Wtedy trafiłem do piwnicy, która następnie też została trafiona bombą. Wszyscy, którzy tam byli, oprócz mnie zostali zabici. Z tej piwnicy wyciągał mnie Niemiec, jeniec niemiecki.
Osoba towarzysząca: Wiem, że podczas okupacji, żeby mogli wyżyć, to ojciec i mama piekli chleb. Jeszcze w 1939 roku, po wojnie, jak Niemcy byli, to wszystkie szyby były powybijane. Mój mąż razem ze swoim ojcem szyby wstawiali, żeby mogli wyżyć, żeby mieli pieniądze na jedzenie. Tego nie pamięta, on mi opowiadał to.
- Czy natknął się pan na jakieś zbrodnie żołnierzy niemieckich na ludności cywilnej? Czy miał pan kontakt bezpośredni?
Nie, niestety...
Osoba towarzysząca: Powiedz o zamachu Kutschery. Z jego budynku wychodziło całe to na Kutcherę. Opowiedz o Kutscherze. Jak był zamach na Kutscherę, to przecież całe dowództwo było u ciebie w domu. To wszystko wyszło tam w Aleje od niego z domu przecież. Nie pamięta.
Tak... Jak mieszkaliśmy Mokotowska 59, to był zamach na Kutscherę. On był w Alejach Ujazdowskich, przy parku Ujazdowskim. Najwięcej szkody to narobił przypadkowy Niemiec, który stał na przystanku i on do nas strzelał. Trzeba było, jak był rozkaz na takiego, to trzeba było jego dokumenty uzyskać, żeby pokazać faktycznie.
Osoba towarzysząca: On nie pamięta. Całe dowództwo u niego w budynku się zbierało i stamtąd szli na Kutscherę.
Moja siostra dużo się udzielała wtedy. Miała narzeczonego, który był oficerem wojska polskiego i on ją tam wprowadzał w te sprawy.
- Pan był bezpośrednio świadkiem tej akcji na Kutscherę? Nie z opowiadań.
Nie, ja bezpośrednio nie byłem.
Osoba towarzysząca: Tylko od niego z budynku wychodzili.
Pamiętam tylko jedną ciekawą rzecz, to nawet dzisiaj można stwierdzić. [Mianowicie] przestrzelono szybę, która była obtopiona. Normalnie, jakby w dużą taflę szklaną uderzył, to by się [rozsypała], a tu była obtopiona. Pewnie jeszcze dzisiaj, cholera, panowie mogą zajrzeć, to by było ciekawe, czy ta szyba jeszcze jest, czy nie, cholera wie?
- Czy pan pamięta, czy miał kontakt z prasą podziemną, konspiracyjną podczas Powstania, z „Biuletynami Informacyjnymi”?
Tak, był taki „Biuletyn Informacyjny”. Bardzo czekaliśmy na „Biuletyn”, bo tam były różne sprawy podawane.
Osoba towarzysząca: Siostra to przynosiła.
Pamiętam politechnikę. W politechnice duży hol i w tym dużym holu my jako ci przyszli inżynierowie tam się lokalizowaliśmy. W końcu jednak tam dostałem dyplom.
- Co działo się z panem później? Powstanie już upada, zostaje podpisana kapitulacja, jakie są pana losy w tym momencie?
Dostałem się do niewoli.
- Jak pan się ewakuował ze Starego Miasta?
Osoba towarzysząca: Wszystkich, wszystkie ugrupowania już Niemcy wsadzili do wozów, wymarsz był z Warszawy.
Wyprowadzili mnie. Miałem nawet takie skojarzenie. Tu miałem Niemca jeńca, ja byłem w środku, a po prawej stronie był... Ja pamiętam, że pomyślałem sobie tak: to jest Niemiec... Zaraz, co chciałem powiedzieć...
Osoba towarzysząca: Jak cię wyprowadzali, tyś przecież kanałami szedł.
- Sama ewakuacja ze Starówki kanałami. Jak to się odbyło, co pan pamięta z tej ewakuacji?
Tak, w tym brałem udział.
Właśnie tak. Jak mnie trzepnęło z tyłu, później się okazało, że to z Południowej Afryki przylatywały te samoloty. Mój kolega, który razem był wtedy ze mną, to mówi: „Jurek to ty ranny, to chodź tutaj ze mną, bo tu jest ten...”. W ten sposób znalazłem się na ulicy Długiej.
Osoba towarzysząca: Tak, ale potem, to już jak wyciągnięto cię z tej piwnicy. Potem kanałami przeszedłeś na Mokotowską do siebie. No to opowiedz, jak to było.
Kanałami przeszedłem nie na ulicę Mokotowską, tylko kanałami przeszedłem na ulicę Warecką. Stamtąd przeszedłem na ulicę Kruczą i do siebie, tam gdzie mieszkaliśmy.
Osoba towarzysząca: Ponieważ on był na tyle ranny, że mógł chodzić, to pozwolono mu być w domu. Naprzeciwko był punkt opatrunkowy i on tylko chodził na opatrunki. Potem, jak już był koniec Powstania, kapitulacja, to wszystkich akowców zabierali. Mąż i cała marszruta wyszła z Warszawy.
Ja tylko pomyślałem sobie: „Tutaj
Übermensch, w środku człowiek, a tu po prawej stronie, kto to taki” [...].
- Gdzie pan trafił później, jak już była ewakuacja Warszawy? Gdzie pan trafił, jakie były pana losy później w obozie jenieckim?
Wiem, że jeden obóz się nazywał Altengrabow albo Sandbostel, taki obóz był.
Osoba towarzysząca: Tam się spotkał ze szwagrem, w tym obozie.
Leżało się na dechach zwyczajnie. Żeśmy mieli kolegów, którzy mieli przyrząd, gitarę i śpiewali pieśni w tym obozie.
Osoba towarzysząca: Już nie pamięta, w obozie robili sobie kuchenki, bo to elektryk.
Pojawił się Niemiec z Łodzi, ale polski dobrze znał i z nami w rozmowy się wdawał. Dziwne rzeczy się działy, ale ja już tak dokładnie nie pamiętam...
- Jak sobie radziliście w obozie z organizacją życia?
Ta organizacja była, w pewnym sensie, narzucona. Na dechach leżałem. Przez tego Niemca z Łodzi żeśmy się porozumiewaliśmy, bo on po niemiecku. Dużo lepiej miał opanowany niemiecki niż my.
Osoba towarzysząca: Opowiedz, jak dostałeś samochód. Jak maszynki elektryczne robiliście w obozie, żeby sobie zagotować. Jak robiłeś maszynkę elektryczną z puszki i z drucików, opowiadałeś mi. Potem samochód jak zdobyłeś. Jak już było po zakończeniu wojny, dostał samochód i później musiał oddać. Potem handlował kawą.
W pewnym momencie zetknąłem się z grupą niemiecką, to byli kolejarze. W pewnym momencie wybiegła kobieta, bo myśmy rozmawiali [po polsku] i ona: „Panowie, nie wystrzelajcie nas”. Mówię „Nie, spokojnie, na pewno tutaj nie tego…”. Z tą grupą potem wróciłem do Polski.
- Samochód zdobyliście w Niemczech?
Tak. Samochód właśnie tam zdobyłem. To był Anglik, on miał jakieś tam wątpliwości, a ja żadnych wątpliwości nie miałem. Wiedziałem, że muszę wracać do Polski, co ja się tam będę przejmował. W ten sposób właśnie stałem się właścicielem samochodu.
- I do Warszawy nim pan wrócił? To było już pana auto?
Tak, wróciłem do Warszawy.
- Czy pana dom rodzinny, jak pan wrócił do Warszawy, stał? Co się działo z rodzicami pana podczas Powstania Warszawskiego?
Dom był w porządku, nic nie był naruszony.
Osoba towarzysząca: Akurat nie został zniszczony, ale [rodzice] przeszli przez obóz w Pruszkowie, a potem znaleźli się w Krakowie.
- Czyli pańscy rodzice zostali wypędzeni do Pruszkowa przez Niemców?
Możliwe, tak.
- Proszę powiedzieć, co działo się później już po zakończeniu wojny? Czy był pan represjonowany za udział w AK? Co się później z panem działo? Jak wyglądało pana życie?
Nie.
Osoba towarzysząca: On zaraz jak wrócił… Zresztą wrócił dopiero późną jesienią, dlatego że myślał, że rodzice zginęli, bo nie miał [od nich] żadnych wiadomości. Nawet zaczął, chciał studiować za granicą. Wtedy właśnie mojej teściowej szwagier, [który] był razem z nim, usłyszał w radio, że rodzice [go] poszukują. Wtedy zdecydował się na powrót. Chciał studiować za granicą, myślał, że już wszystko zostało zniszczone. Okazuje się że wrócił. Skończył politechnikę, Wydział Elektryczny, silnoprądowiec jest. Nagrody państwowe ma, wszystko...
Po tylu latach to wie pan...
- Proszę powiedzieć, czy pan pamięta coś jeszcze z samego przebiegu Powstania? Jakieś szczegóły, jakieś wydarzenia, najgorsze pana wspomnienie, najlepsze pana wspomnienie?
Ja tylko pamiętam to szkolenie jako kierowca...
Osoba towarzysząca: Opowiedz o tym, jak zdobywaliście różne rzeczy na bandaże. Właściwie nawet, jak on twierdzi, to było wesoło. To był budynek taki i Niemiec chodził z karabinem, pilnował, szyb nie było. Były takie niemieckie koszulki białe i wszystko to zdobywać trzeba było dla rannych. Opowiadał mi mąż, jak z tej bramy, Reduty Matki Boskiej wychodzili, jak Niemiec się schował za róg, to wtedy wyszarpywali [koszulki] i uciekali, żeby zdążyć, nim Niemiec wróci. Teraz nie pamiętasz, to mi opowiadałeś. To było nawet zabawne, bo to był wyścig z czasem, żeby Niemiec was nie zastrzelił.
Tak. Był taki wyścig. Wyszarpywali, a ten Niemiec się składał tam i strzelał.
Osoba towarzysząca: To było właśnie na ulicy Długiej. Był taki budynek i tam był magazyn niemiecki. Trudno jest sobie to teraz przypomnieć wszystko. W każdym bądź razie ja tam zdobyłem samochód.
- Co się z tym autem stało, później jak pan wrócił? Był pan jego właścicielem już do końca?
Osoba towarzysząca: Nie, tam mu zabrali od razu. Trochę pojeździłeś i wtedy musiałeś oddać ten samochód. Benzyny nie było potem, musiał zostawić. Z tego co ja wiem, z tego co mi [opowiadał].
Warszawa, 13 listopada 2009 roku
Rozmowę prowadził Arkadiusz Seta