Janina Wiśniewska

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Janina Wiśniewska, urodzona 8 maja 1928 roku.

  • Gdzie się pani urodziła?


W Warszawie.

  • Gdzie pani mieszkała przed wojną?


Przed samą wojną w Warszawie, ale już… Właściwie jeszcze przed samym rozpoczęciem wojny to w Piasecznie.

  • Gdzie pani w Piasecznie mieszkała?


U takich zakonnic, w domu dziecka.

  • Dom dziecka?


Dom dziecka, tak, w Piasecznie na ulicy Zgoda. Tam się dostałam, bo mama mi umarła bardzo wcześnie. Wychowywała nas babcia do 1938 roku. Później babcia poszła do swojej córki, a ojciec nas odesłał do [naszej] mamy ojca, do Piaseczna, który nas umieścił [w domu dziecka], mnie i siostrę.

  • Siostra starsza czy młodsza?


Młodsza o dwa lata ode mnie. Umieścił u tych zakonnic w Piasecznie i tam byłam do czterdziestego, jakby nie skłamać, chyba drugiego roku.

  • Chodziła tam pani do szkoły?


Do szkoły podstawowej, tak. A jak skończyłam szkołę podstawową, to zakonnice znowuż przeniosły mnie do Warszawy, do zakonnic Sióstr Rodziny Marii, na Chełmską, i tam byłam już do Powstania. Ale samo w Powstanie przebyłam na ulicy Wspólnej.

  • Jakie warunki były na Chełmskiej? Dużo tam dzieci było? Same dziewczynki?


Same dziewczynki były u tych zakonnic. Tam właśnie uczyłyśmy się jak w gimnazjum, niby, bo gimnazjum [było] pod przykrywką. [Tam była] taka szkoła niby-krawiecka, musieliśmy niby szyć, my nie, tylko zakonnice szyły dla wojska niemieckiego koszule. Ale my, my uczyliśmy się normalnie jak w gimnazjum.

  • A gdzie się mieścił ten zakład? Czy on jeszcze ciągle istnieje?


No właśnie mówił mój wnuczek, bo tam robił zdjęcia i też był chyba niedawno. Tamten zakład już nie istnieje, tam chyba telewizja ma swoje wytwórnie filmów, jak się nie mylę. Bo tam kiedyś to te siostry miały ten dom dziecka.

  • I to były miejsca dla takich większych dziewczynek, które chodziły do gimnazjum?


Tak, które skończyły już szkołę podstawową.

  • Ale ponieważ nauczanie ponadpodstawowe było nielegalne, to wszystkie dziewczynki musiały…


Tak, mieliśmy nawet legitymację jako szkoła zawodowa z podpisem tego Kocha, taki ważny przecież był podczas okupacji. Mieliśmy po prostu dostęp, że nie zaczepiali… No zaczepić, zaczepili, sprawdzili te dokumenty i puszczali nas. Bo tak to moją siostrę wywieźli do Niemiec na łapance.

  • Młodszą dziewczynkę, tak?


Starszą.

  • Bo pani jeszcze miała jedną siostrę?


Tak, bo ja miałam dwie siostry. Tą starszą właśnie na łapance w Warszawie wywieźli do Niemiec i w Niemczech pracowała w fabryce jedwabiu.

  • Czy szkoła była na miejscu, w tym domu zakonnym, czy pani chodziła?


W tym domu zakonnic.

  • Czyli właściwie nie miała pani potrzeby, żeby wychodzić na ulicę?


No ale wychodziliśmy, wychodziliśmy w ogóle, do kościoła czy gdzieś no to się wychodziło.

  • Czyli czuła się tam pani bezpiecznie?


Tak, tak, tak.

  • Niemcy nie przychodzili do tego zakładu?


Przychodzili po odbiór towaru. Na naszych biurkach ustawione były te nici, igła, naparstek, była maszyna do szycia, manekin ubrany w tą koszulę, tak że porozkładane [rzeczy] mieliśmy na stolikach. Zresztą już zakonnice wiedziały, kiedy będzie odbiór tych towarów.

  • Czy pani w ogóle słyszała wtedy, już wtedy pani miała czternaście, piętnaście lat, że konspiracja jest w Warszawie, że jakieś podziemne życie się toczy?


Tak, ten nasz ksiądz w kaplicy właśnie był w tej konspiracji i ten woźny, no stróż nazywali kiedyś, on mieszkał przy furcie, jak wychodziło się – jego synowie byli też w tej partyzantce.

  • Pani wiedziała wtedy o tym?


Tak, oni tam przychodzili, mieli zebrania. Tam taka pani jedna, taka młoda dziewczyna przychodziła, może miała ze dwadzieścia lat. Ją nazywali Ala.

  • Czy ci wszyscy ludzie nie wpływali w żaden sposób na panie, na te dziewczyny, które chodziły do szkoły, żeby też się zapisały do tej konspiracji?


Nie, nie, nie.

  • A co zakonnice na ten temat mówiły? Czy w ogóle rozmawialiście?


No, w zasadzie to nie.

  • Pani w czasie Powstania nie mieszkała już w tym domu zakonnym.


Nie.

  • Dlaczego?


Dlatego że pan doktor, który tam się [nami] opiekował, przychodził do nas jako lekarz, do tych sióstr, prosił zakonnicę, tą główną, żeby dała jakąś dziewczynkę do pomocy, do opieki nad jego synkiem, bo ta gosposia razem z synkiem ma wyjechać na wieś pod Warszawę, już nie pamiętam, do jakiej miejscowości, ale blisko Warszawy.

  • To było tuż przed Powstaniem, tak? Wakacje.


Tak, to było przed Powstaniem z pół miesiąca, bo w lipcu tam wyjechaliśmy. I te zakonnice mnie tam skierowały, byłam tam z tym chłopczykiem i z tą gosposią. I jak zaczęło się [zbliżać Powstanie]… No, już widocznie dobrze wiedzieli, kiedy ma się zacząć, bo ten pan doktór przysłał po swojego synka, też dwoje ludzi przyszło. I tak jak ja sobie wyobrażam i przypominam, to musieli być Powstańcy, bo ten lekarz należał do AK. Tak że ja z tą gosposią już tylko do jego mieszkania na Wspólną zdążyłam dojechać i na Wspólnej już zostaliśmy do końca Powstania.

  • Czy pani pamięta, jak nazywał się lekarz?


Albo Jankowski, albo Janowski. No, ja ich krótko znałam.

  • Całe Powstanie z nimi pani później była?


Nie, z nimi nie, tylko z tą gosposią, bo on na Czerniakowskiej był lekarzem i jego żona była na Czerniakowskiej lekarzem. Oboje byli na Czerniakowskiej, a ja tylko z tą gosposią byłam u nich na Wspólnej.

  • Czy pani pamięta numer domu na Wspólnej i jak wyglądało to mieszkanie?


To albo 42, coś powyżej 40.

  • Czyli po której stronie od Marszałkowskiej?


Od Marszałkowskiej, jak tu jest Marszałkowska, to zaraz po tej stronie od Marszałkowskiej.

  • Po lewej, jak się patrzy do Śródmieścia, tak?


Jak się patrzy na plac Zbawiciela, to po lewej.

  • Nie ma tego domu już teraz?


Nie, nie ma, bo jeździłam, zobaczyłam, nie ma.

  • Jak wyglądało pani życie w czasie Powstania? Czy pani widziała Powstańców?


Widziałam, bo przecież pomagaliśmy robić barykadę na Wspólnej, bo zaraz przy Marszałkowskiej była barykada i pomagaliśmy robić im tą barykadę.

  • Zaraz przy Marszałkowskiej?


Na Wspólnej.

  • Z czego się tę barykadę budowało?


Ojej, i z kamieni, i z płyt ulicznych. Z domów wynosiło się przecież i szafy, i szafki, i stołki – co tylko się dało. I Powstańcy właśnie robili tę barykadę.

  • Czy w tym domu, w którym pani była, oni też stacjonowali?


Nie, nie. Oni naprzeciwko naszej ulicy, tylko po drugiej stronie ulicy, oni tam mieli chyba jakieś swoje zgromadzenie, bo stamtąd przynosili tych rannych, nie rannych, ale już zabitych i u nas na podwórku byli chowani. Tam pięć czy sześć chyba grobów było na naszym podwórku.

  • Jak te pogrzeby wyglądały?


Przynosili tylko zawinięte w prześcieradła.

  • Księdza nie było?


Nie, nie, nie, bo to dwóch przynosiło. Musieli pod tą barykadą przejść przecież na drugą stronę.

  • To nawet z jednej strony ulicy Wspólnej na drugą było trudno przechodzić?


No bo tak to się nie przeszło, bo obstrzał był. Tak że trzeba było przejść przy tej barykadzie i dopiero skręcić. Tak samo i po wodę chodziliśmy. Po wodę chodziliśmy po drugiej stronie Marszałkowskiej. Też przy tych barykadach, bo i z tamtej strony była barykada.

  • Była jakaś studnia? Skąd się tę wodę brało?


Studnia, pompa.

  • Aha, pompa. I potem trzeba było przenieść wiadro.


No tak, tak.

  • Czy pani w tym mieszkaniu spędzała czas, czy…


Na Wspólnej.

  • Ale w mieszkaniu, w piwnicy?


Różnie było. Bo chyba 15 sierpnia to jednakże jakiś odłamek czy bomba trafiła w część budynku, tak że taki cały róg, jedno, nie piętro, ale pomieszczenie zostało zrujnowane. No ale zresztą jak tylko zaczęły [latać] te tak zwane krowy, nazywaliśmy to, bo to ryczało niesamowicie, jak leciało, to od razu się chowaliśmy do schronu, do piwnic. I akurat trafiło to w nasz budynek, ten cały granat, nie wiem, co to mogło być. Bomba? Ale bomba to by cały dom zburzyła, a to część tego domu.

  • A to mieszkanie, w którym pani była, też ucierpiało?


Jeden pokój ucierpiał, a kuchnia i drugi pokój nie. Ale jeden pokój, właściwie to dwa pokoje, bo i do tego drugiego też nie można było dojść.

  • Czyli została tylko kuchnia?


Tak, tak, tak. Tak że tylko z kuchni korzystaliśmy i z piwnicy.

  • To było mieszkanie na piętrze, na parterze?


Na piętrze.

  • Czy pani pamięta, który to był budynek od Marszałkowskiej?


Od Marszałkowskiej to był chyba drugi budynek, chyba drugi.

  • Co pani jadła przez ten czas?


No, tam lekarze to mieli zapasy w tej swojej piwnicy najrozmaitsze, tam mieliśmy co jeść. A już jak nam brakło pod koniec, [jedliśmy] gołębie. Gosposia sypała tam, co udało się, na parapet i te gołębie się jadło.

  • Czy pani na przykład pamięta, czy pani się poruszała po tym terenie? Czy pani gdzieś chodziła do piekarni? Czy jakieś sklepy tam były czynne?


Nie, nic nie było czynne. Nic, absolutnie. Po tą wodę tylko się chodziło. No i można było jeszcze na plac Trzech Krzyży dojść. Schronami cały czas, piwnicami z domu do piwnicy. Tak, na plac Trzech Krzyży. No i tam można było… gosposia chodziła. I tam można było na wymianę cośkolwiek jedzenia dostać.

  • A co miałyście do wymiany? Czy pani wie, co wymieniałyście?


No, przeważnie coś się ze złota wymieniało.

  • Czyli ona miała jakieś takie zasoby?


No, tam było, ta gosposia miała i ci lekarze na pewno mieli, bo to taka była ich bardzo, bardzo dobra gosposia.

  • Jaki był stosunek ludzi, którzy tam mieszkali, do Powstańców, jak pani ich postrzegała?


No to wszystko było wystraszone, bało się.

  • Powstańcy też?


Też. Wszystko się bało, bo bez przerwy było wiadomo, że przyjdzie kolej na naszą ulicę. Bo widać było, że oni stopniowo każdą ulicę po kolei bombardowali tą „krową”.

  • Czyli część czasu pani spędzała w piwnicy. Czy w piwnicy miałyście jakieś łóżka?


Na schodach, nawet na podwórko się wychodziło, jak się nie słyszało tego świstu, jak leciała.

  • Czy pani miała jakiś kontakt z sąsiadami? Czy pani słyszała, co oni mówią o Powstaniu?


Nie wiem, nie miałam w ogóle z nimi. Ja tam nikogo już nie znałam, w ogóle nie znałam nikogo przecież.

  • Czy pani w czasie Powstania słuchała radia albo czytała jakieś gazety?


Nie, nie było.

  • Czy pani wiedziała, co się działo w innych dzielnicach Warszawy?


No, przychodziły takie ulotki, przynosili. Nawet tacy naprawdę młodzi ludzie przynosili takie różne ulotki i się wiedziało, co się dzieje, gdzie bombardują, kto. Tak że cały czas były wiadomości.

  • Czy pani może uczestniczyła w życiu religijnym? Czy tam można było modlić się czy pójść do kościoła?


Nie, podczas Powstania nie było mowy, bo przecież daleko było do kościoła. Na plac Trzech Krzyży można było iść, ale to strach było iść.

  • Czy pani miała nadzieję, że to się dobrze skończy?


Była nadzieja, żeby nam pomogli ci, co stanęli na Pradze. Mieli nam przyjść i pomóc.

  • Czy pani wtedy wiedziała, że Rosjanie są niedaleko?


Już mówili, już mówili. Mówili, że mamy pomoc, ale pomoc nie chce przyjść. No, czekali, aż się widocznie Warszawa wykończy. A później już po Powstaniu no to Niemcy wykończyli całkowicie Warszawę.

  • No tak, bo tamten rejon, gdzie pani mieszkała, Krucza, Wspólna, był bardzo zniszczony, tam mało domów zostało.


Nawet tam, gdzie się urodziłam, to cała ulica zniszczona.

  • A gdzie się pani urodziła?


Na Górczewskiej, na Woli.

  • Czy pani miała kontakt ze swoją siostrą, tą młodszą?


Podczas Powstania nie.

  • Ona została u tych sióstr?


U tych sióstr. I te siostry właśnie, nie wiem, kto dał, widocznie ci partyzanci, co tam mieszkali u tych zakonnic, wyprowadzili ich w kierunku Wilanowa. I tą siostrę później znalazłam, po wojnie, no, [właściwie po Powstaniu], podczas wojny jeszcze.

  • Ale w czasie Powstania nie miała pani żadnego kontaktu?


Nie, nie miałam kontaktu.

  • A z ojcem czy pani miała jakiś kontakt?


Nie.

  • Też nie.


Z ojcem to w ogóle nie było kontaktu.

  • Aha, czyli nie szukała pani kontaktu.


Nigdy.

  • Proszę powiedzieć jeszcze nam, czy pamięta pani jakieś życie kulturalne, czy ktoś śpiewał jakieś piosenki? Bo były występy w czasie Powstania.


Nie, nie, tego to naprawdę nie pamiętam. Nie było tam młodych. Starsi najwyżej pomodlili się.

  • W tym domu, w którym pani była.


Tak.

  • Czy pani miała jakiś kontakt z Niemcami w czasie Powstania?


No, […] tylko tyle co w tramwaju.

  • Ale w czasie Powstania?


Nie. W czasie Powstania to nie, żadnego, absolutnie.

  • Czy pani wiedziała coś na temat ludobójstwa, jakiego Niemcy dopuszczają się w Warszawie w czasie Powstania?


Nie, nie.

  • A te „krowy” czy naloty, czy pani jakoś się…


No, naloty, no pewnie, że się człowiek bardzo bał.

  • Czy pani widziała, że są zrzuty brytyjskie na teren Warszawy?


Słyszałam, słyszałam tylko, że były zrzuty, że jednak Warszawa dostała trochę.

  • Ale w pani okolicy się to nie zdarzyło?


Nie, nie.

  • Czy pani na przykład była świadoma, że Niemcy zrzucają ulotki z samolotów, takie żeby się warszawiacy poddali?


Nie.

  • W relacji dla Dulagu pani mówiła, że tam gdzieś był szpital powstańczy. Czy pani pamięta, gdzie ten szpital był?


Dokładnie to nie powiem, bo tam nie to, że szpital, tylko po prostu chwilowe jakieś lokum, polowy. To było gdzieś po drugiej stronie Wspólnej.

  • Bo w dokumentach z Powstania Warszawskiego jest wymieniony szpital na Wspólnej 27. Czy to było daleko od pani?


A to był po drugiej stronie Marszałkowskiej.

  • Czyli pani tam nie…


Nie, to już druga strona Marszałkowskiej.

  • Czy pani chodziła do tego szpitala polowego czy punktu opatrunkowego?


Nie, nie. Po wodę tylko.

  • A tam w okolicach była ta woda, tak?


Tak.

  • Nie widziała pani rannych?


Nie. Nie, bo to w strachu żyło się, chowało, aby prędzej do domu i schować się.

  • Jak pani zapamiętała moment, kiedy Powstanie upadło?


Do ostatniego dnia byliśmy z tą gosposią na miejscu w Warszawie. Dopiero jak już powiedzieli, że 2 października koniec, ostatni dzień wyjścia z Warszawy, później nie będzie już wyjścia, no to wyszłyśmy z Warszawy. No to naprawdę [było tak], że trudno wspominać.

  • Co panie ze sobą zabrały? W ogóle pani miała mało rzeczy, prawda?


Ja nic nie miałam ze sobą, nic.

  • No właśnie, jesień była, zimno się zrobiło.


No właśnie, nic nie miałam.

  • To jak wychodziłyście?


Sweterek miałam tylko. Sweterek i nie wiem, jakąś torebkę miałam ze sobą. No, musiałam mieć legitymację, tak że miałam torebkę i sweterek. Ale ludzi szło masa, masa ludzi szła.

  • Czy Niemcy wypędzali, czy przyszli, ogłosili tylko, że macie wyjść?


Ogłoszenie było i trzeba było wychodzić. No ale to szło się ulicą, z jednej strony Niemcy i z drugiej strony Niemcy, pilnowali, [szli] co jakiś czas (tam nie było ich jeden przy drugim, tylko w odstępach), żeby nikt nie uszedł. Nie wolno było nikomu ruszyć się [samodzielnie]. I tak nas prowadzili piechotką.

  • Czy pani pamięta, jaką trasą pani szła?


Trasy nie pamiętam. Wiem, że szliśmy cały czas do samego Pruszkowa.

  • Do samego Pruszkowa.


Do samego Pruszkowa, do obozu.

  • I potem w Pruszkowie przeszła pani…


W Pruszkowie to byłam krótko.

  • Jak panie zapamiętały Pruszków?


Pamiętam, że byłam jedną noc, no to spaliśmy w tych budynkach, co była naprawa parowozów. Przechodziły środkiem te szyny, doły kolejowe.

  • Czy pani pamięta, czy było jedzenie?


Nic wtedy nie dostaliśmy, absolutnie. Wszystko na kucajkach, jedno przy drugim siedziało i spało tak. Rano, od razu było wezwanie, wyprowadzili nas na plac segregacji i tam dopiero była segregacja, oddzielali dzieci od rodziców, młodych, starych, chorych.

  • Pani się do jakiej grupy dostała?


Do tej grupy do Niemiec chyba, nie wiem.

  • Na roboty.


Bo kierowali nas na Oświęcim i to razem z tymi starymi ludźmi, z chorymi. No zresztą ja byłam trochę też ranna odłamkiem, jeszcze mam „pamiątkę”.

  • Gdzie pani była ranna?


W gruzach. Jak właśnie w nasz blok uderzyło, tam w piwnicy się te gruzy posypały i lekko byłam taka uderzona.

  • Jak pani wychodziła z Warszawy, to jak wyglądała wtedy ulica Wspólna? Była bardzo zniszczona?


Tutaj, co wychodziliśmy koło nas, to była całkowicie po drugiej stronie zniszczona, a po naszej ten pierwszy dom jeszcze stał i naszego połowa stała jeszcze.

  • Jak pani szła przez Warszawę, to jak ona wyglądała? Jak się szło? Po gruzach?


No po gruzach już się szło, Już się szło po gruzach, po gruzach. A później to już tylko ulicami się szło.

  • I zapakowali was do tych wagonów, tak? Jakieś jedzenie dawali?


Nic, absolutnie, nie było żadnego jedzenia.

  • Co potem się z panią działo?


W Kielcach zatrzymał się pociąg, bo musieli uzupełnić wodę, bo kiedyś to były te parowozy na wodę, na parę, i tam bardzo dużo ludzi uciekło.

  • Ten pociąg stanął na dworcu?


Tak, tak, musiał. Odczepili parowóz do ładowania tej wody. Ale widocznie nie zdążyli upilnować wszystkich wagonów, tak że dużo ludzi uciekło.

  • Dużo ludzi było w wagonach?


No, jedno przy drugim.

  • I to były takie wagony…


Towarowe, towarowe wagony.

  • Co panią skłoniło do ucieczki?


Właśnie ta gosposia.

  • Aha, bo ciągle…


Ciągle byłam z tą gosposią.

  • Ta gosposia to była osoba młoda, stara?


Starsza już pani, tak, już była dobrze po siedemdziesiątce. I uciekłam właśnie z nią razem do PCK. I tam nam dali jeść w PCK oczywiście. I taka pani przyszła z chłopczykiem takim, Jasiem, i ten Jasio: „Mama, weź, zabierz tą dziewczynkę – bo ja taka byłam mizerota straszna –zabierz tą dziewczynkę”. I ta mama zabrała mnie do siebie. No ale później Niemcy znowu szukali warszawiaków. Tak, chodzili, szukali, gdzie są „bandyci” z Warszawy, to ta pani zawsze mnie chowała do piwnicy.

  • Pamięta pani takie momenty, kiedy pani musiała uciekać? Jak często to było?


Nie. To tylko raz z tego wagonu uciekliśmy.

  • No tak, ale później, jak pani musiała uciekać do tej piwnicy.


A nie, to ona miała w mieszkaniu piwnicę, w mieszkaniu. Dywanik leżał na podłodze, tak że jak Niemcy chodzili, to nie widzieli nic. A później, już jak tak ucichło to wszystko, to tak we wrześniu, pod koniec września…

  • Pod koniec września? Jak pani wychodziła z Warszawy…


Nie, zaraz. […] W październiku to już było przecież. […] Tak, bo 2 października byłam już w Pruszkowie, później stamtąd wyszłam. No tak gdzieś pod koniec roku… W listopadzie, w grudniu to byłam już w Piasecznie.

  • A skąd pani wiedziała, że tam ten budynek stoi i że może pani przyjść?


No bo tam właśnie mieszkał dziadek mój, który już nie żył, i tam myślałam… Bo tam też mamy siostra mieszkała w tym Piasecznie, te zakonnice były, więc tak po prostu sobie uprzytomniłam, że tam może jeszcze ktoś być w tym Piasecznie.

  • Bo w Kielcach ta kobieta panią tak po prostu z dobrego serca wzięła, utrzymała, tak?


Tak, tak.

  • Jak pani wracała do Piaseczna?


Pociągiem i to bez biletu.

  • Dużo ludzi jechało tym pociągiem?


No, dużo, dużo jechało.

  • No i pociąg na pewno nie dojechał do Warszawy, tak? Dokąd pani dojechała?


Więc ja musiałam dojść do pociągu. […] Już nie pamiętam, w którym miejscu była ta stacja. Bo to ta tak zwana ciuchcia chodziła.

  • Ale aż z Kielc w stronę Warszawy taka ciuchcia?


No, w stronę Piaseczna ona szła. Z Kielc do Warszawy ona chodziła.

  • Ale do Warszawy nie można było jeździć, bo…


No tak, ale do Piaseczna dochodziła.

  • A, czyli pani do samego Piaseczna dojechała tym…


Tą ciuchcią. No i tam od razu…

  • Konduktor pytał o bilet?


Nie, jakoś nie. Tak że jakoś szczęśliwie dojechałam do tego Piaseczna i tam zostałam.

  • Poszła pani do sióstr czy do rodziny?


Do sióstr, bo tam jednak ten budynek ocalał. W dalszym ciągu jest ten budynek, tylko że już tam nie ma dzieci, tylko jest jakiś dom dla chłopców.

  • Jakie warunki były w tym domu? To ciągle był dom dziecka, tak?


No, dobrze było. Tak, dokończyłam szkołę, tam akurat skończyłam maturę. No i po maturze, no niestety, już zakonnice nie trzymają, trzeba było…

  • Już pani była dorosłą osobą.


Tak, już się liczyła dorosła osoba. I takim cudem trafiłam.

  • To był który rok, czy pani pamięta?


1948.

  • Ale tam te zakonnice też miały gimnazjum czy już pani chodziła poza…


Było na miejscu. Na miejscu było. Bo tam koło Piaseczna, w tym Zalesiu, też tam było gimnazjum.

  • Czyli dobrze pani wspomina? Bo niektórzy narzekają na te szkoły zakonne i zakonnice.


Nie, nie.

  • Dobrze pani wspomina?


Nie mogę narzekać. Może dlatego, że tam i mój dziadek często przychodził do tych zakonnic, bo on tam był tym fundatorem, on był tym komendantem straży w Piasecznie. Ale dobrze, dobrze tam było, nie mogłam narzekać.

  • A jak pani znalazła siostrę? Szukała pani przez Czerwony Krzyż?


Nie. Dziadek szukał ją. Gdzieś oni byli w Powsinie chyba, te zakonnice zatrzymały się, no i stamtąd dziadek ściągnął ją do Piaseczna.

  • Pani mówi, że dziadek już nie żył, jak pani wróciła.


Jak ja wróciłam, już nie żył. To musiał być w takim razie ciotki syn, bo wiem, że [ktoś] ze strony dziadka.

  • Czy jak pani wróciła do Piaseczna, to siostra już była w Piasecznie?


Nie, nie, nie.

  • Dopiero te poszukiwania trwały.


Tak. Ale z rodziny dziadka właśnie ją tutaj skierowali do Piaseczna. Ona widocznie tym zakonnicom powiedziała, że w Piasecznie ma rodzinę.

  • Jakie dalej pani losy były po wojnie?


Skończyłam gimnazjum. Przyjechałam do Małkini, od razu do pracy.

  • I tam pani została.


I tam zostałam. W Małkini też miałam kuzynów ze strony dziadka, nie mamy, tylko taty ojca. I takim cudem dostałam się do pracy.

  • Czy jak pani przyjechała do Piaseczna, to pani przyjeżdżała do Warszawy?


Nie.

  • Nie widziała pani tej Warszawy zrujnowanej?


Nie, nie. Dopiero już później, po wojnie.

  • Jak pani teraz ocenia tę decyzję o wywołaniu Powstania?


To była dobra decyzja, żebyśmy mieli pomoc. To była dobra decyzja, nie mogę ich obwiniać o to Powstanie.

  • Pani też miała taką nadzieję, że…


Że będzie dobrze.

  • Że trzeba walczyć, tak?


Tak. Bo już za bardzo Niemcy mordowali.

  • Czy pani była świadkiem jakichś łapanek czy rozstrzeliwań?


No właśnie łapankę to w tramwaju widziałam.

  • Ale panią to też dotyczyło?


Mnie właśnie obroniła ta legitymacja. A tak to oni zaraz: Raus, raus! – wszystkich wyrzucali z tramwaju.

Warszawa, 4 sierpnia 2024 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska

Janina Wiśniewska Stopień: cywil Dzielnica: Śródmieście Południowe

Zobacz także