Helena Zofia Knyps „Urszula”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Helena Knyps z domu Suwarów. Urodziłam się 22 lutego 1924 roku.

  • Proszę opowiedzieć coś o rodzinie, rodzicach, rodzeństwie.

Mam jeszcze żyjącą siostrę, dwóch synów, trójkę wnuków. Właściwie wnuki to są bliźniaki, już dorośli, pracujący, jeden robi doktorat na politechnice, drugi skończył też politechnikę, wnuczka jeszcze studiuje. Jestem wdową, mieszkam sama.

  • Co pani może powiedzieć o swoich rodzicach, czym się zajmowali przed II wojną światową?

Mój ojciec służył w policji, mama przed wojną nie pracowała. Ojciec był kontuzjowany w czasie zamachu majowego i w 1930 roku został już przeniesiony na emeryturę. Zmarł w czasie okupacji w 1943 roku. Mama w czasie okupacji i potem już po wojnie zajmowała się meldunkami, administracją prywatnych domów na Powiślu. Zmarła bardzo późno, mając dziewięćdziesiąt siedem lat w 1985 roku. Wyszłam za mąż w 1952 roku, w 1963 mój mąż zmarł, miałam właśnie tych dwóch synów. Po wojnie pracowałam w Ministerstwie Przemysłu Lekkiego, a potem przez różne reorganizacje resortu wylądowałam w Ministerstwie Leśnictwa.

  • W momencie wybuchu II wojny światowej była pani w Warszawie?

Urodziłam się w Warszawie i cały czas mieszkam w Warszawie. Jak wybuchła wojna, to miałam piętnaście lat i wtedy uczęszczałam do Państwowego Gimnazjum imienia Emilii Plater ma Mazowieckiej. Tam wstąpiłam do drużyny harcerskiej, to była 15. WDH imienia Tomasza Zana, i należałam do tej drużyny aż do Powstania Warszawskiego. W czasie wojny myśmy się uczyły na tajnych kompletach i w dalszym ciągu ta drużyna też działała. Oczywiście inaczej, niż to było przed wojną, ale starałyśmy się też trochę tych elementów wplątać w tę naszą pracę. Początkowo byłam w zastępie „Koniczyn”, drużynową była wtedy Dzidka Brzozowska, a moją zastępową była Zosia Wołczyńska. Później drużynową na krótki czas została Zosia Wołczyńska, bo Brzozowska odeszła, a po niej Marysia Lenartowicz. W tej drużynie byłam do 1943 roku, bo wtedy zostałam drużynową 95. Drużyny Harcerskiej, to wszystko był Hufiec Mokotów, hufcową była Hala Skarżyńska.

  • Czym się pani zajmowała w okresie prowadzenia drużyny w czasie Powstania Warszawskiego?

Większość tego czasu właściwie byłam zastępową, bo w 1942 roku już w styczniu zostałam zastępową zastępu „Sosny”, sama to byłam w „Koniczynach” i w „Koniczynach” właśnie była Jadzia Pięknik, która zginęła w Powstaniu, Zdzisia była (mam zapisane nazwiska, jeśli potrzebne).

  • Co należało do pani obowiązków?

Zdobywałyśmy stopnie harcerskie i przede wszystkim byłyśmy włączone do walki podziemnej. To znaczy już we wrześniu wykonywałyśmy różne na przykład takie dziwne rękawice trzypalcowe dla oddziału Hubala, jak się później dowiedziałam. Opiekowałyśmy się żołnierzami września, brałyśmy udział w takiej choince dla rannych żołnierzy w Szpitalu Ujazdowskim. Miałam powierzoną opiekę nad niewidomym żołnierzem z września, który był na Pradze, było takie schronisko na rogu Floriańskiej za kościołem. Kilka razy w tygodniu odprowadzałam go do Instytutu Niewidomych i Ociemniałych na plac Trzech Krzyży, on tam uczył się Braille’a. To tak było przez kilka miesięcy, potem już przestał tam uczęszczać, prawdopodobnie wrócił do domu, już skończyłam tę pracę. Poza tym w 1940 roku na Targówku były zorganizowane… Bo w ogóle harcerstwo miało za zadanie między innymi opiekę nad dziećmi i na Targówku były zorganizowane półkolonie dla dzieci. Z Baśką Pruszko, która była razem ze mną w tym zastępie „Koniczyn”, początkowo byłyśmy tam higienistkami. Potem, jak dostałam swój zastęp, to organizowałyśmy różne zajęcia typowe harcerskie. Pamiętam, że jedna taka wyprawa była do Pyr i tam moje harcerki zdobywały trzeci stopień harcerski. Potem w 1942 roku byłam też na takim obozie zorganizowanym przez Halę Skarżyńską, to był taki obóz, gdzie zdobywałyśmy stopień instruktorski. Wtedy dostałam uprawnienia do doprowadzenia drużyny i w 1943 roku właśnie objęłam ten zastęp, tę drużynę 95. Poza tym cały czas uczestniczyłyśmy w różnych pracach, które były typowe w tym czasie.

  • Na przykład?

Krwiodawstwo na przykład po Arsenale. Zresztą wtedy trzy koleżanki z naszej drużyny zostały zaaresztowane i potem po Pawiaku wywiezione do Oświęcimia. Zresztą wszystkie przeżyły, bo tam spotkały naszą nauczycielkę z gimnazjum, która bardzo im tam pomogła i chroniła ich, jak mogła, zresztą ona sama zginęła w Oświęcimiu. Brałyśmy udział w różnych uroczystościach patriotycznych, organizowanych na terenie naszej szkoły jeszcze początkowo, kiedy ona się mieściła na Mazowieckiej, a później w różnych takich lokalach, bo wszystko się odbywało gdzieś prywatnie w mieszkaniach, więc tam czasem takie mini koncerty były, były też jakieś takie spotkania dyskusyjne. Brałyśmy [także] udział w składaniu kwiatów pod miejscami straceń w Warszawie.

  • Jak pani pamięta przygotowania do samego Powstania Warszawskiego i wybuch Powstania?

W 1942 roku zostałam przekazana do AK i byłam skierowana na kursy sanitarne, to wtedy właśnie już przyjęłam pseudonim „Urszula”. Potem właściwie przechodziłam przez długi okres szkolenie, miałam praktykę w szpitalu Przemienienia. Potem, już bliżej Powstania, to uczestniczyłam przy organizowaniu punktu sanitarnego szpitala polowego, można by to tak nazwać, który mieścił się na ulicy Tykocińskiej, na Targówku, bo zresztą mieszkałam w czasie okupacji na Targówku.
W czasie Powstania tam przez kilka dni byłam, brałam udział w ratowaniu rannych, bo było ich sporo w tym pierwszym rzucie, bo to w zasadzie ten punkt działał tak mniej więcej sześć, siedem dni. Później ci ranni ciężej zostali przewiezieni albo do szpitala Przemienienia na Pradze, albo do szpitala kolejowego (taka równoległa do Targowej ulica, tam jeszcze był ten szpital po wojnie). Ci lżej ranni byli umieszczeni w prywatnych mieszkaniach, w okolicy przeważnie. Trzeba powiedzieć, że ludność nam bardzo pomagała, organizowała taką pomoc w wyżywieniu, bo trzeba było jednakże tych rannych żywić. Poza tym było sporo takich żołnierzy z lewobrzeżnej Warszawy, którzy właściwie nie mieli żadnego punktu oparcia. To ksiądz Durka, bo ten punkt właściwie był tak naprzeciwko kościoła na Tykocińskiej. Nad tymi rannymi w mieszkaniach prywatnych mieliśmy przydzielone punkty, gdzie chodziłyśmy, robiłyśmy im opatrunki aż do momentu ich wyzdrowienia. Potem to się wszystko skończyło, w zasadzie 26 sierpnia, bo wtedy Niemcy wydali taki rozkaz, że wszyscy mężczyźni w takim młodym wieku mają się zgromadzić w określonym punkcie, i ich wszystkich wywieźli. Początkowo ich umieścili w koszarach 36. pułku na 11 Listopada, a potem przewieźli ich na drugą stronę Wisły i o ile wiem, to wywieźli ich do Niemiec, do obozów. Nawet od jednego z tych kolegów z Powstania dostałam wiadomość już po Powstaniu, on właśnie na zachodzie w Brunszwiku był, w Niemczech. To tyle do Powstania.

  • Czy miała pani kontakt z Powstańcami? To byli Powstańcy z lewobrzeżnej Warszawy czy różnie?

To znaczy z kilkoma miałam kontakt, jeden z nich był aresztowany, a inni to po prostu ukrywali się. Trzeba powiedzieć, że wtedy, zresztą nie tylko wśród tych moich znajomych, ale ta młodzież była bardzo taka zdeterminowana, jeśli chodzi o naukę, o studia i właściwie wszyscy z tych moich znajomych z Powstania, i sprzed Powstania, z pracy harcerskiej to wszyscy pokończyli studia, i ja też. Zrobiłam maturę w 1943 roku i w 1943 roku wstąpiłam na tajne komplety Uniwersytetu Warszawskiego, i po przerwie w 1952 roku zrobiłam magisterium.

  • Wróćmy jeszcze na chwilę do Powstania Warszawskiego. Czy będąc na Pradze, widziała pani, co dzieje się w Warszawie?

Widziałam płonące domy, płonące miasto właściwie, te wszystkie „krowy” i inne, które leciały w Warszawie. Na Pradze też kilku moich znajomych właśnie zginęło od pocisków w czasie Powstania, ale już po zakończeniu akcji na Pradze. Zresztą dwie koleżanki, sanitariuszki, które były na tym punkcie, na Tykocińskiej, ponieważ były z lewej strony Wisły, stamtąd pochodziły, więc przeprawiały się do Warszawy. Jedna z nich zginęła w czasie tej przeprawy, a druga tam się dostała.

  • Czy w czasie Powstania miała pani bezpośredni kontakt z Niemcami?

Nie. W ogóle z Niemcami nie miałam kontaktu. To znaczy parę razy byłam w takiej łapance, nie łapance, bo to zatrzymywali tramwaje i sprawdzali, co kto ma. Miałam na ogół książki takie, jak jeździłam na komplety, ale jakoś mnie nie rewidowali i zawsze się to udawało.

  • Czy w czasie okupacji była pani świadkiem łapanki ulicznej albo rozstrzeliwania?

Nie, nie byłam.

  • Czy w czasie Powstania Warszawskiego ma pani jakieś wydarzenie, które szczególnie utkwiło pani w pamięci?

Nie było u nas na Pradze jakichś takich specjalnych wydarzeń, które by jakoś utkwiły. W ogóle bulwersujące były wiadomości, które przychodziły z drugiej strony Wisły, bo jednak docierały.

  • Co się stało z panią po zakończeniu Powstania, do kiedy pani przebywała w Warszawie?

Byłam cały czas w Warszawie, a pierwszy raz na drugą stronę Wisły to poszłam już 2 lutego. Wtedy zawędrowałam jeszcze przez ten stojący jeszcze wiadukt nad Dworcem Gdańskim. Zresztą dotarłam na Żoliborz, bo miałam rodzinę. Dotarłam do ich domu, który ocalał, gdzie oni potem wrócili do tego domu. Nie wszyscy, bo kuzynka była wywieziona, była w obozie w Ravensbrück. Potem w Szwecji była i po takiej kuracji w Szwecji wróciła dopiero gdzieś po roku do Warszawy.

  • Jak była w obozie, to przeprowadzane były na niej doświadczenia?

Nie, ona była w ciąży. Urodziła dziecko, które tam oczywiście zaraz zmarło. Po Warszawie to chodziłam, jeździłam tymi furgonetkami takimi towarowymi. Właściwie to nie były furgonetki, to były takie wozy z końmi. Potem to już były ciężarówki i żeśmy się tam przeprawiali, i oglądali, co tam się działo.

  • Pamięta pani jakoś zakończenie Powstania. Czy to jakoś było widoczne na Pradze, czy raczej nie? Sam moment kapitulacji.

Pamiętam ogłoszenie, dzień zakończenia Powstania w październiku. To tragiczny taki, bo wiedzieliśmy już, jakie tragedie tam były, ale bezpośrednio nikt z moich najbliższych nie zginął w samym Powstaniu.

  • Czy jest jeszcze coś, co chciałaby pani powiedzieć o samym Powstaniu Warszawskim?

Nie mam nic specjalnie takiego ekstra ciekawego, mówiłam, że moje opowiadanie nie będzie rewelacyjne. Byłam taką przeciętną uczestniczką „Szarych Szeregów” i potem Powstania.





Warszawa, 23 listopada 2011 roku
Rozmowę prowadziła Ewa Berbecka

Helena Zofia Knyps Pseudonim: „Urszula” Stopień: sanitariuszka Formacja: Obwód VI Praga Dzielnica: Praga

Zobacz także

Nasz newsletter