Edward Jabłoński „Orlik”

Archiwum Historii Mówionej

[Nazywam się Edward Jabłoński].

  • Ponieważ w czasie wybuchu wojny był pan już szesnastoletnim młodzieńcem, proszę wrócić troszkę wspomnieniami do czasu dzieciństwa i powiedzieć nam parę słów o swoim rodzinnym domu, o rodzicach i ewentualnym rodzeństwie.

Urodziłem się na Powiślu, na ulicy Dobrej 9. No i sporo życia w związku z tym spędziłem na Powiślu, niedaleko elektrowni, w której później pracowałem.

  • Czy praca tam była rodzinną tradycją?

Nie.

  • Co robił pana ojciec?

Urzędnik.

  • Rodzeństwo również?

Córka, znaczy siostra.

  • A gdzie pan chodził do szkoły?

O, tu będzie trochę kłopotu, bo ta pierwsza szkoła to była na ulicy 3 Maja w prywatnym budynku, niedaleko, tak jak jest w tej chwili wejście tunelu kolei. Tego budynku już dawno nie ma, zresztą tam były dwa piętra wynajęte na szkołę. To była pierwsza szkoła. Później ojciec zmienił pracę, wynieśliśmy się z Powiśla na Grochów. Tam chodziłem do szkoły na ulicy Kordeckiego. W trzydziestym piątym roku przenieśliśmy się z powrotem, ale już nie na Powiśle, tylko na Stare Miasto. Trzydziesty piąty rok bardzo dobrze pamiętam, bo to się zbiegło ze śmiercią marszałka Piłsudskiego. A to było bardzo ciekawe mieszkanie, dlatego że to była ulica Świętojańska, okno wychodziło na boczne okno katedry (tylko że to było drugie piętro), no i był bardzo dobry widok całej ceremonii pogrzebu Józefa Piłsudskiego. No i tam nas zastała wojna, bo od trzydziestego piątego już się nie przenieśliśmy.

  • Proszę mi powiedzieć, czy w czasie szkolnym był pan w harcerstwie?

Oczywiście, tak. To znaczy w harcerstwie, jeśli liczyć tę pierwszą szkołę, to tam za młody byłem i chyba nie byłem jeszcze harcerzem, nie pamiętam. Ale w każdym razie już na Kordeckiego to tak.

  • No i tuż przed wojną to był pan zaawansowany w nauce.

Z tym że skończyłem szkołę nie na Kordeckiego. Na Kordeckiego skończyłem sześć oddziałów. Później, jak żeśmy się przenieśli na Stare Miasto, to skończyłem szkołę też w budynku, który w tej chwili nie istnieje w ogóle, bo to był budynek rogiem dochodzący do placu Zamkowego. To był prywatny dom pięciopiętrowy, z którego teraz coś tam chcą zrobić, są jakieś kłopoty, bo to jest historia.

  • W mieszkaniu na Świętojańskiej mieszkali państwo do wybuchu wojny?

Tak.

  • A jak pan pamięta czas tuż przed wybuchem wojny? Czy było to spodziewane? Czy była jakaś mobilizacja w rodzinie na ten temat?

W rodzinie o tyle, że kazali młodzieży i mężczyznom wyjść z Warszawy. I ja w tej właśnie tułaczce brałem udział. To znaczy doszliśmy gdzieś tam w okolice Mińska Mazowieckiego.

  • Z ojcem?

Nie, sam. Ojciec został w Warszawie, bo ze względu na obowiązki musiał zostać.

  • Gdzie ojciec wówczas pracował?

No, gdzieś, nie pamiętam.

  • Był urzędnikiem?

Urzędnikiem, tak.

  • Dokąd pan doszedł w tej wędrówce na wschód?

To znaczy myśmy [poszli] w kierunku Mińska Mazowieckiego, ale nie doszliśmy do tego, dlatego że zobaczyliśmy na szosie czołgi radzieckie.

  • Radzieckie?

Tak, radzieckie. Czołgi radzieckie zobaczyliśmy i wtedy żeśmy wrócili kawałek z powrotem. Tam jeden z tych chłopców, bo tam jeszcze było dwóch takich chłopców, żeśmy się razem trzymali, oni się nazywali Habera, bracia i bliźniaki. Mieli tam rodzinkę na wsi, no i przycupnęliśmy tam. Dokąd się Niemcy z Rosjanami tam nie „przywitali” i tak dalej, to tam spędziliśmy czas, bo do Warszawy nie można było iść przecież, bo Warszawa się broniła.

  • Jak długo pan tam był? Do końca?

Około czterech tygodni.

  • A później był powrót do Warszawy?

Później był powrót do Warszawy takim węglarskim wozem konnym, bo węglarz też uciekał z końmi i później wracał do Warszawy. Ten z rodziny, ten chłop, który nas tam przyjął, to dał każdemu z nas po pół metra ziemniaków za darmo, bo przecież myśmy nie mieli nic. A to była bardzo smutna droga, dlatego że wzdłuż tej rajzy nie było prawie wody, bo ludzie wypili. Masa narodu szła. Prócz tego najgorsze były te naloty, bo samoloty tuż nad szosą leciały i właściwie wojsko nasze nie mogło dać żadnej osłony. Uciekało się na brzeg, gdzieś tam w rowy i jakoś ocaleliśmy. No i razem z tym węglarzem wróciliśmy do Warszawy.

  • W jakim stanie pan zastał dom rodzinny? Nic się nie zniszczyło?

Wszystko było w porządku i nie było zbombardowane u nas nic blisko oprócz... Tam chyba na wtedy zamek jedną czy dwie bomby rzucono, ale też nie było tego widać. Warszawa była głodna bardzo, bo jednak trwało to, ta rajza, łącznie z tym czekaniem, aż wpuszczą nas, żebyśmy mogli iść z powrotem. Nie byliśmy pewni, czy nam w ogóle dadzą iść z powrotem, ale pozwolili wrócić i wróciliśmy.

  • Jak wyglądało życie okupacyjne? Ojciec podjął pracę w tym samym miejscu?

Tak.

  • Jak wyglądała pana nauka?

Moja nauka… Nie bardzo mogłem się uczyć. Skończyłem siedem oddziałów, kończąc szkołę na Senatorskiej, róg Senatorskiej i placu Zamkowego, i Długiej (tak się schodzi). Skończyłem to i to dobrze. Ojciec chciał, żebym skończył siedem oddziałów, bo chciał, żebym poszedł do rzemiosła gdzieś. No i dobrze się złożyło, dlatego że jakbym nie miał siedmiu oddziałów skończonych, to nie mógłbym dostać się do szkoły, tylko musiałbym kończyć dopiero te siedem oddziałów.

  • Do jakiej szkoły pan się dostał?

Jak skończyłem tę szkołę, to się nie zdążyłem nigdzie dostać.

  • Ale czy w czasie okupacji możliwa była jakaś dalsza nauka?

Tak, w czasie okupacji to najpierw podjąłem pracę, bo to było najważniejsze. To, co ojciec zarobił, to były grosze, bo on swoje i ja też. Dopiero jak to się do kupy złożyło, to jakoś tam przetrzymaliśmy. Ale było bardzo ciężko. Przed samą wojną to było tak, że tata dał mi chyba dwadzieścia złotych, żebym kupił mąki i kaszy, ale nie powiedział ile, a ja wziąłem i kupiłem za całość. No, cukier był najdroższy, bo kosztował złotówkę, ale mąki, kaszy [to] wiem, że dobrze przydźwigałem, to tam tych żydowskich sklepików było mnóstwo i tam gdzieś na Starówce kupiłem.

  • Czy w czasie okupacji mógł pan podjąć dalej naukę?

To znaczy…

  • Zawodową.

Mnie o to tylko chodziło, że należało znaleźć pracę. Tę pracę znalazłem właśnie w elektrowni, troszkę tak po znajomości, no i zacząłem pracować w elektrowni. I właśnie mój kierownik w pracy mówi: „Edek, ale ty nie będziesz próżnował, ty się zapisz do szkoły”. No i ponieważ to elektrownia, to mówi: „Tu na Karowej, Karowa 5, jest szkoła elektryczna zawodowa”. No i ja się do tej szkoły zapisałem. I całe szczęście, bo to akurat w czterdziestym piątym roku, jak wybuchło Powstanie, to ja przedtem zdążyłem skończyć tą szkołę.

  • To była taka czteroletnia szkoła?

Tak, no ale to już był podkład.

  • I cały czas równocześnie pan pracował?

Tak, oczywiście.

  • Kiedy zetknął się pan pierwszy raz z konspiracją? Czy rodzina była jakoś też zaangażowana?

No właśnie nie, rodzina o mojej konspiracji nic nie wiedziała. Tak samo zresztą ja o konspiracji rodziny też nic nie wiedziałem.

  • A była takaż?

No tak, bo moja siostra tak samo brała udział w Powstaniu, będąc trzy lata młodsza ode mnie. No, co prawda była młodsza, ale była w oddziałach bojowych. To była kompania harcerska. Walki zaczęli na Woli, na cmentarzach, a skończyli na Starówce, bo przeszli potem kanałami.

  • Pan nie wiedział o tym, że siostra jest włączona w jakąś działalność konspiracyjną?

Nie.

  • I siostra też nie wiedziała nic o pana działalności?

Też nic, to znaczy domyślali się, że w elektrowni.

  • Jak się zaczęła pana aktywność, pana konspiracja?

Moja konspiracja... Więc tak jak mówię, kazał mi ten kierownik. Wie pani, to byli ludzie, którzy tam długie lata pracowali w elektrowni. No a ten, u którego pracowałem w warsztacie, to się nazywał inżynier Gede. Może pani nie powie to wiele, dlatego że... On później był ministrem Spraw Zagranicznych w Polsce Ludowej, ale on był jednocześnie przed samą wojna dyrektorem fabryki w Gródku, która wyrabiała grzejniki elektryczne. Gródkowskie grzejniki były bardzo dobre. Pierwsze je wymyślili jakoś, że grzejnik był zalewany żelazem, znaczy w żelazie był zatopiony. Jeśli coś tam w grzejniku się stało, to należało wziąć go i wyrzucić całe to żelastwo i kupić drugie. Ale to było tak trwałe, że no... Warszawa miała wtedy napięcia prądu niejednolite, nie było dwieście dwadzieścia, tylko dopiero przechodziła na to napięcie jednostajne dwieście dwadzieścia, a były napięcia i sto dwadzieścia, i sześćdziesiąt wolt, różne fabryczki miały różne napięcia. A w związku z tym że to w planach było długoletnich, to elektrownia przejęła koszty wszystkiego tego rodzaju urządzeń. Jak właściciel dostarczył to urządzenie, to należało do elektrowni, żeby zmienić to napięcie. I ja pracowałem właśnie w takim warsztacie, jedynym w Warszawie, który prowadził pracę właśnie przy zmianie napięcia.

  • Ale to było wszystko na terenie elektrowni?

Tak, to było w gmachu głównym elektrowni, tylko że nie od frontu, tylko od zaplecza.

  • I tam zaczął się pana pierwszy kontakt konspiracyjny?

[Wraz] z pracą.

  • Proszę powiedzieć, jak narodziły się pana związki z konspiracją?

Związki z konspiracją... Po prostu pracowałem chyba już dwa czy trzy lata, jak zacząłem zwracać uwagę na otoczenie, bo to różnie mówiono: „To tamten zdrajca, to tamten coś źle powiedział” i tak dalej. No i miałem takiego kierownika, który się nazywał Bronisław Ptasznik. On nie był warszawiakiem, tylko w czasie wojny, już na początku, uciekł tam gdzieś spod Zbaraża. Pod Zbarażem mieszkał i uciekł, bo on był w wojsku. On był zawodowym wojskowym, był wtedy w stopniu sierżanta, ale o tym to przecież myśmy nie wiedzieli. Ci, co pracowaliśmy z nim, nie wiedzieliśmy. Zresztą ten konspiracyjny system był taki, że jak była piątka, bo u nas to były piątki, to się znało tych pięciu ludzi. No między innymi…
  • I jego pan poznał jako pierwszą osobę, która pana wprowadziła?

Tak, jako swojego dowódcę, tak. Później się okazało, że on był zastępcą oficera broni w elektrowni. No ale to już jak ja byłem ze dwa lata w konspiracji, to wtedy to wiedziałem, że on jest jakiś starszy stopniem. A to właśnie się okazało, że on nie był oficerem, tylko był sierżantem.

  • Jak ta działalność konspiracyjna wyglądała w obrębie tych pięciu osób, które pan poznał?

To znaczy chodziło o szkolenie, głównie o szkolenie, o zapoznanie się z bronią, bo tej broni były różne systemy, różne rodzaje i nie wiadomo było, jaką broń człowiek będzie obsługiwał.

  • Jak to się odbywało i gdzie?

Przychodził instruktor, którego myśmy też nie znali. To był też pracownik elektrowni, ale w elektrowni pracowało kilka tysięcy ludzi, tak że na ogół się nie znało. No i ten instruktor [przychodził], oczywiście to było gdzieś tam w jakimś tam pokoju, który akurat był wolny, to tam albo dwa czy trzy razy to było. Tak że kazali nam się znaleźć tu i tu na terenie Warszawy i tam to szkolenie przechodziliśmy.

  • A czy w terenie poza miastem też były jakieś ćwiczenia?

Tak, to właśnie to kolejka, która już nie istnieje, ta, która szła aż do Otwocka i dalej to tą kolejką tam gdzieś do lasów nas parę razy zwerbowali, żeby po prostu strzelić z karabinu, żeby się człowiek opatrzył, jak to [działa].

  • Czy pamięta pan pseudonimy kolegów?

Oczywiście. Nie wszystkie, ale pamiętam.

  • Jakie one były?

Więc ta piątka, w której ja byłem, to właśnie był Ptasznik Bronisław, on był dowódcą tej piątki, oprócz tego był Zawadzki…

  • To może później sobie przypomnimy.

Nie no, ja niektórych pamiętam, ale z tej piątki naszej to był Sroka [czy Sikora? – red.] Stefan, później był Zawadzki, znany [z tego], że on był przed wojną zapaśnikiem i występował w barwach Polski i tam miał jakieś zwycięstwa na swoim koncie. Zawadzki, później... Wie pani, dokąd pamiętałem, to starałem się zapisać. Kiedyś trafiło mi się w jednym takim dużym albumie zdjęcie ([natrafiłem] po wojnie już), zdjęcie pięciu ludzi. I mój dowódca objaśnia tym kolegom jakiś tam plan działania. Ale mnie nie ma na tym zdjęciu, tylko jak spojrzałem, to poznałem od razu jego, później tego Piskorskiego i tego Zawadzkiego. Z nimi był... Ja ich najlepiej znałem prawda. No i ten Stefan Sikora [czy Sroka?]. Tych trzech najlepiej zapamiętałem, ale żaden z nich nie żyje. To znaczy dwóch zginęło w takim wypadzie na wodociągi, elektrownia robiła wypad na wodociągi, obaj zostali tam, zginęli.

  • Ale to już w czasie Powstania?

Tak.

  • A czy były jakieś akcje w czasie okupacji, akcje bojowe z bronią, w których państwo uczestniczyli?

To znaczy myśmy właściwie broni nie mieli.

  • Tylko do ćwiczeń?

Tylko do ćwiczeń i gdzie ta broń była, to nie wiadomo. Ale była taka akcja, jak zdobyliśmy broń dla naszego oficera, tego Ptasznika. Bardzo dobra broń. A zdobyta została pod mostem Poniatowskiego.

  • W jaki sposób?

To była już ta…

  • W którym roku to było?

O, w którym to roku było…

  • W każdym razie przed Powstaniem.

To był gdzieś czterdziesty chyba trzeci albo czwarty rok. No i broń była pierwsza klasa, bo…

  • A jak panowie to zdobyli?

Zaskoczyliśmy Niemca.

  • Pod mostem?

Myślał, że mu przyłożyli pistolet do boku, a okazała się tylko zwykłą rurka, ale spełniła zadanie.

  • I oddał swoją broń?

Zabraliśmy mu, bo nie bardzo chciał oddać, a my zabraliśmy.

  • I nikogo nie było? Sam jeden był?

On był jeden. Wie pani, to się nie robiło jakichś wypadów, bo któryś mógłby wystrzelić.

  • Ta broń służyła potem dalej do ćwiczeń?

Właśnie z tej broni zastrzelił dwóch Niemców.

  • Kto?

Ptasznik.

  • Ale to już w czasie Powstania?

Na początku Powstania.

  • Czy wśród tych wszystkich przygotowań konspiracyjnych była świadomość tego, że Powstanie się zbliża?

Tak.

  • Jak wyglądał okres poprzedzający wybuch Powstania?

Myśmy byli pełni optymizmu, dlatego że, no raz, że widzieliśmy tą broń, że była, że to miała być nasza, ale później przed samym Powstaniem okazało się, że jakiś oddział inny wziął tę broń i my nie mamy nic. Cała nasza broń, tej piątki, to był tylko ten pistolet, który żeśmy sami właściwie zdobyli.

  • A czy przed Powstaniem była świadomość tego, że w elektrowni jest więcej niż ta piątka konspiratorów?

Oczywiście.

  • Czyli były kontakty pomiędzy poszczególnymi…

Tak, na pewno, dlatego że przede wszystkim była prasa powstańcza. A ponieważ ten mój dowódca był jednocześnie kierownikiem tego magazynu, bo przy tym warsztacie, który przerabiał te wszystkie grzejniki na dwieście dwadzieścia, to był jednocześnie magazyn z materiałami, które umożliwiły zmianę uzwojeń w urządzeniach, [w związku z tym] właściwie do niego przychodziła prasa powstańcza i on na całą elektrownię miał tam podane gdzie, który pokój i ile tych, w zależności od tego, ile [trzeba] było tej prasy przydzielić. A ponieważ ja już u niego byłem parę lat i znał mnie dobrze, no więc ja głównie wiedziałem, że ten pokój, ten pokój, tamten pokój – tam mam zanieść. I to było wszystko. Nie wiedziałem... To znaczy znałem, wiedziałem, komu mam oddać, ale jak w pokoju było parę osób, to nie wiedziałem, czy to wszyscy, czy tam tylko ten jeden będzie czytał, czy coś. A przed samym Powstaniem kolega, który chodził w pobliżu elektrowni z taką prasą... Bo ta prasa sięgała poza mury elektrowni…

  • A jaki był tytuł tej prasy, którą pan rozprowadzał? Różne tytuły były zapewne?

Tak, różne. Najpierw to była prasa „Miecz i Pług”. Chyba „Miecz i Pług” czy „Pług i Miecz”, jakoś tak. Później to był taki „Informator”. No różne był te pisemka. W każdym razie przed samą wojną to musiałem tego kolegę zastąpić, który prawdopodobnie albo został złapany, albo po prostu został przydzielony do innych zadań. No to w te parę dni to miałem tak, że na ulicy Czerniakowskiej... Od Czerniakowskiej odchodziła taka nieduża ulica Szara. I na tej Szarej ulicy, Szara 2, taki długi blok (nie wiem, czy on istnieje, czy nie), w każdym razie tam był jeden z odbiorców tej prasy. To był szewc. Tak mi podano. No i ja tam sobie spokojnie idę do tego domu, znalazłem tego szewca. No ale nie powiedzieli mi numeru lokalu, tylko szewc. No, okazało się, że niestety, ale szewców było więcej, a ja trafiłem nie do tego, co trzeba, tylko do jego brata. No ale to się wszystko za jedną wizytą dobrze zakończyło. I później stamtąd dalszy ciąg Czerniakowską, w głąb Czerniakowskiej. Nie pamiętam, który to był numer, ale był zakład fotograficzny i do tego fotografa miałem. Idę i idę, ale byłem ubrany normalnie, tylko czapka elektrowni. Czapka elektrowni dawała dużo, bo troszkę to kryło, z tym człowiek tam się [mniej przejmował], z czym idzie. I okazało się, że ja wchodzę do tego [fotografa], a tam siedzi Niemiec, oficer. No ale fotograf widocznie... Bo on mnie nie znał, bo ja przecież zastępowałem tego właściwego, który normalnie do niego tam docierał.

  • Ale ten właściwy zapewne też chodził w czapce elektrowni.

Prawdopodobnie, nie wiem. Nie wiem i się już nie dowiem, ale przypuszczam, że tak, bo to po prostu była jakaś przykrywka. I patrzę, siedzi szwab. Ale on tam tylko mrugnął: „To pan zaczeka, zaraz pana oficera załatwimy”. Załatwił tego pana oficera, pan oficer poszedł, ja załatwiłem swoje sprawy i wróciłem do domu, bo już było późno. To była ta jedna wizyta, a druga to była na Pradze. To też było tuż przed samym Powstaniem i na Waszyngtona. Na Waszyngtona 4 czy tam... Nie pamiętam dokładnie. W każdym razie tam pojechałem tramwajem.

  • Też z prasą?

Z prasą. I wychodząc stamtąd, zostałem złapany do roboty przez Niemców. Okazało się, że oni wycinali [drzewa] od ulicy Zamoyskiego. Od placu w kierunku Warszawy dwa szpalery drzew stały przy ulicy, rosły, a Niemcy wycinali to i ludziom kazali ciągnąć te drzewa do parku, tam na kupy zwalać. No, złapali [mnie] i cóż mam zrobić. Wiem, że mi niewiele grozi, bo mam czapkę, no to prawdopodobnie puszczą. A okazało się, że było jeszcze lepiej, bo tramwaj jechał, nie zwolnił i poleciał. Poleciał, ale już mi do głowy zaświtało, że jak tramwaje jeżdżą, to ja sobie poradzę i szybciej będę w domu, no i tak się udało. A ludzie jak zobaczyli, że biegnę, to zrobili mi miejsce, tak że noga mi się zmieściła na stopniu i pojechałem do Warszawy. Nie strzelali za mną.

  • I to było wszystko…

To było przed Powstaniem.

  • Jak zbliżał się dzień wybuchu Powstania, czy były jakieś symptomy tego?

Było bardzo paskudnie, bo dwa razy termin zmieniali. I to pewnie dużo zaszkodziło i w samym Powstaniu, bo Niemcy się już coś domyślali, że będzie coś takiego.

  • Kiedy było podany ten pierwszy termin?

Nie pamiętam, ale to było jakieś dwa, trzy dni przed.

  • O tym się pan dowiedział od swojego dowódcy w elektrowni?

Tak.

  • A w momencie kiedy już nastał 1 sierpnia, jak pan ten dzień zapamiętał?

To znaczy w pracy normalnie, bo to przecież dopiero o piątej był ten sygnał, godzina „W”, a do piątej to normalnie pracowaliśmy. Z tym że myśmy już wiedzieli, znaczy nie wszyscy wiedzieli, kiedy to będzie, ale [wiedzieli], że to już tuż będzie. No i tam nawet paru już miało iść do domu, to ich tam pod jakimś pretekstem zatrzymano i brali udział w Powstaniu.

  • I jak przebiegł ten dzień, jak pan pamięta 1 sierpnia?

No, przebiegł dla niektórych bardzo ciężko, bo zginęli. Po prostu dwudziestu paru z nas zginęło. Między innymi zginął jeden z tych oficerów. Nazywał się Rontaler, był porucznikiem.

  • Jak wyglądała ta akcja, w której właśnie były te pierwsze ofiary? Czy pan to widział, czy pan to już…

No oczywiście. Więc w całej elektrowni... To, że się Powstanie udało w elektrowni, to [dlatego że] był zrobiony bardzo dobry plan ataku. Niemcy się spodziewali, że coś może być, ale spodziewali się, że to będzie atak z zewnątrz, a to było [wewnątrz], wszyscy byliśmy w elektrowni w czasie normalnej pracy. Z tym że to już były godziny [popołudniowe]. Bo to pierwszy [dzień miesiąca], to u nas był przydział mięsa, pół kilo mięsa się dostawało, tak zwanej rąbanki, no i tam kilo cukru, butelka wódki i jeszcze takie drobiazgi. No i dzięki temu część... Bo tu broni nie było. Poszliśmy po swoją broń i nie ma, wziął jakiś oddział już. No... Narzekaliśmy na naszego dowódcę, że powinien tą broń zawczasu na teren elektrowni jakoś ściągnąć. No ale on też miał jakieś swoje rozkazy i musiał je spełnić.

  • Jak liczna była załoga niemiecka w elektrowni? Czy Niemcy wzmocnili to przed Powstaniem?

Tak, tak.

  • Czyli spodziewali się czegoś?

Oczywiście, spodziewali się, że w Warszawie coś będzie. Najgorsze było to, że przed samym Powstaniem, jeszcze nim u nas wybuchło w elektrowni, to w okolicach na Powiślu już były strzały, seria – strzał, jeden, drugi, trzeci. No i oni już na tych swoich posterunkach, bo część spała jeszcze przecież, bo to była zmiana, no właśnie tu…

  • To była całodobowa praca przecież, prawda?

Dla nich tak, tak. No i tu teraz mamy wylot na most.

  • Ale akcja zaczęła się w samej elektrowni, w środku, wewnątrz?

Dla elektrowni zaczęła się w elektrowni.

  • Proszę opowiedzieć, jak to wyglądało?

No właśnie to wyglądało w ten sposób, że załoga elektrowni liczyła stu dwudziestu siedmiu ludzi, to znaczy tych, którzy wzięli udział w Powstaniu.

  • Polska załoga?

Polska załoga. Niemieckiej załogi nie było, tylko załoga była, że tak powiem, pilnująca nas. To była ta załoga niemiecka i ona była bardzo liczna.

  • Liczniejsza?

Oczywiście. Myśmy nie wiedzieli tego, że tak jest, bo pewnie by było gorzej. Lepiej było nie wiedzieć, że ich jest tylu. Oni byli bardzo zaskoczeni, że to było w ciągu dnia. Głównym trzonem uderzeniowym to była straż, bo myśmy mieli swoją straż ogniową, przemysłową tak zwaną, i ta straż była zmobilizowana w tym samym budynku, w którym były koszary Niemców. To był budynek czteropiętrowy, ostatnie piętro zajmowała straż, ta nasza. A ten czteropiętrowy budynek to był ten, ten, co tu go przekreśliłem jako pierwszy.

  • I ta straż pierwsza poszła do ataku, tak?

Straż poszła do ataku? Znaczy to był sygnał. To nie można [tak] powiedzieć. Oni dali sygnał i na całym terenie to było jednocześnie. Z tym że oni byli skoszarowani na czwartym piętrze w tym budynku, z dwóch stron, tu były schody i tu schody. A tu to było znowuż główne wejście na elektrownię, to znaczy na teren elektrowni, tej pracującej, bo budynek techniczny i urzędnicy to tu pracowali, po drugiej stronie Tamki. No a zaczęło się w ten sposób, że parę strzałów i żebyśmy my nie mieli granatów, to byśmy nie dali sobie z nimi rady.

  • A granaty były w posiadaniu?

Granaty były, polskiej produkcji. Robione były przez zakład, który pracował na ulicy Królewskiej 16. Tego już po wojnie się dowiedziałem z książek.

  • Ale w elektrowni nie było produkcji broni w czasie okupacji.

Nie. Elektrownia tylko dostarczała prąd. Na Solcu był jakiś magazyn, [właściwie] nie magazyn, a produkcja materiałów wybuchowych. Przed samym Powstaniem wykryli to Niemcy niestety, ci ludzie zginęli. A elektrownia dostarczała prąd, a prąd znowuż był potrzebny, bo myśmy nie wiedzieli, że produkujemy, czy to Polacy w Warszawie prąd kupują. Znaczy normalny człowiek, taki jak mieszkał tam, to nie wiedział, skąd ta broń jest. Zresztą jakoś to było tak zakonspirowane, że na samych granatach to były jakieś znaki, że to jest produkcji radzieckiej albo coś takiego.

  • Tak że załoga elektrowni miała granaty do dyspozycji.

To znaczy główna broń załogi polskiej to były cztery pistolety maszynowe „Błyskawice” i granaty. A broni takiej osobistej było bardzo niewiele. Tam można powiedzieć, że może było ze trzydzieści sztuk.
  • Ile czasu trwało to starcie z Niemcami w obrębie samej elektrowni?

No, krótko trwało, bo to był 1 sierpnia od godziny piątej, cała noc, a drugiego to już o dziesiątej wyłapaliśmy ich wszystkich.

  • Tak że już od drugiego rano elektrownia była w rękach polskich?

W rękach polskich, tak.

  • Jak dalej wyglądało utrzymanie tej sprawności elektrowni i prądu dla miasta jednocześnie?

Wyglądało bardzo dobrze, z tego względu że myśmy poczuli siłę. Bo przecież jak człowiek nie ma broni, to każą mu zdobywać. „Idź tam i zobacz. No idź, zobacz, jak tam ten karabin stoi i czeka tylko na ciebie”. No ale mnie tak zrobił ten mój dowódca, jak to mówią, w nogę. No ale co on miał zrobić? On musiał wiedzieć, a ja bylem podległy. No i musiałem iść i zobaczyć.

  • A co pan miał wtedy zobaczyć?

No właśnie, to już się skupia tu z tym planem.

  • Ale proszę opowiedzieć.

Elektryczna 2 to był normalny adres elektrowni. Pod tym adresem można było wjechać do elektrowni, znaczy to nie była tylko furtka, żeby wejść, ale [można było] wjechać samochodem. I cały transport, który szedł do elektrowni, to szedł albo torami, [na przykład] to węgiel, albo inne rzeczy dostarczano samochodami. Samochody elektrownia miała swoje własne. Tam było pięć czy sześć sztuk tych samochodów. Niemcy nie zabrali, bo oni wiedzieli, że one muszą być tam. I on mi kazał iść i zobaczyć, czy na Elektrycznej 2 ta brama została już zdobyta. Bo tu strzelanina się zaczęła, ale w samej elektrowni jeszcze nic. No i ja sobie biegnę tędy i wiem przecież, bo przechodziłem tu nieraz, przez tę portiernię, że tu siedzą na pewno. Oni mieli drzwi otwarte... Tu kościół był, a jak ja biegłem Elektryczną, to zobaczyłem, że ze dwadzieścia metrów od kościoła leży jakiś człowiek, cywilny, ale już nieżywy. To nie było dla mnie dobrą [perspektywą], to była przestroga po prostu. To przeleciałem koło nich. Ostrzeliwali, ale ta seria poszła po framugach, a ja przeleciałem. A tu były te dwa domy, gdzie mieszkali pracownicy elektrowni. Ale tu było wejście od strony Elektrycznej, do jednego i do drugiego, ale nie było wejścia na teren elektrowni. Bo to były prywatne domy, znaczy [mieszkali tam] pracownicy elektrowni, którzy musieli być na stałe, bo i tacy byli, że musiał mieszkać, bo był potrzebny i koniec. I ja zacząłem walić do bramy, do jednego z tych domów. No i wpuścili mnie, bo zobaczyli, że jestem w czapce elektrowni przecież. A ja sobie myślę tak: „Jak szwab się odważy i wyjrzy, no to po mnie”. Ale szwab się bał. A ten mój porucznik, znaczy dowódca, stał tu, za kościołem i czekał. Mówi: „Jak się jakiś wychyli, to go rozwalę. Nie bój się, ja go zatłukę”. I możliwe, żeby go zatłukł, bo on z tej samej broni i z tej samej odległości, z tego budynku... O, to, to było długo niezdobyte, dlatego że to był taki główny magazyn części, bo elektrownia miała przecież pod swoją opieką tyle ulic, musiała mieć części do oświetlenia tych ulic i inne, transformatory, nie transformatory i te... I to wszystko było w tym budynku. To był ten budynek. W tej chwili są nadbudowane dwa piętra i jest do sprzedania.

  • Ile czasu trwało opanowanie wszystkich budynków w obrębie elektrowni?

No więc jak już pani powiedziałem, tutaj wpadłem do tego budynku, ten człowiek mnie wpuścił, bo też był w czapce elektrowni, taki mały. Później się okazało, że…

  • Czy to było wszystko jeszcze 1 sierpnia?

Tak, bo to było po piątej. To była godzina, powiedzmy, wpół do szóstej to już się siekanina na terenie całej elektrowni zaczęła. I on czekał. I mówi tak: „Jak usłyszymy huk i jednocześnie – bo tam minę założyli w tym budynku, gdzie była ta żandarmeria, znaczy gdzie te koszary oni sobie zrobili – jak usłyszymy huk, to ja cię wypuszczę”. Okazało się, że w tym budynku, tu, tak u góry, z metr nad ziemią, stała szafa, a za szafą było wykute wejście na teren elektrowni, żeby w razie ucieczki z elektrowni też było wejście. No ale myśmy o tym dopiero się dowiedzieli po wszystkim. W każdym razie jak usłyszeliśmy wybuch tej miny, to wypchnęliśmy tę szafę i ona wyleciała z tymi częściami cegieł tam. I wskoczyłem tu, a ci kierujący tym incydentem to tylko krzyknęli: „Biegnij tu, gdzie zobaczysz wybuch”. No i ja tam pobiegłem. Okazało się, że budynek stał w całości, niezniszczony, ale ci ludzie, Niemcy, tak byli otumanieni tym wybuchem... No i jak wpadłem, to patrzę, stoją karabiny w stojakach. I jeden taki stał, jak podobny do pana, przy stojaku, to się okazało, że to był polski ckm z trzydziestego dziewiątego roku. A ja doskoczyłem do tego... Nie miałem żadnej broni, więc nie wybierałem specjalnie i [złapałem] pierwszy z brzegu karabin. Okazało się, że to był karabin Mosin, ruski taki z… Jak to się nazywało, muszka miała takie okrągłe zakończenie, ale to była bardzo dobra broń. Zabrałem ten karabin, pas z ładownicami zapiąłem i już jestem żołnierz.

  • A reszta tych karabinów też została przejęta?

Oczywiście. Przecież te karabiny, które były tam na stanie, to były tych ludzi, którzy akurat po nocy spali. A ponieważ atak tych strażaków szedł z jednej klatki i drugiej klatki jednocześnie... Tylko że z tej klatki było utrudnienie, dlatego że ona była oszklona i jak ci z tej wartowni zaczęli strzelać, to szyby wyleciały i oni mieli ich na widoku, mogli ich powystrzelać, ale z tej drugiej strony nie. To ci zaczepili rzucać granaty, właśnie tej polskiej produkcji.

  • Czy dużo broni zdobyto wtedy na Niemcach?

Bardzo dużo. Tak, w stosunku do tego, co myśmy mieli…

  • To było główne dozbrojenie załogi polskiej?

Tak, to była… W książce jest podane: trzy ciężkie karabiny maszynowe, dwa lekkie karabiny maszynowe i pięć ręcznych karabinów maszynowych.

  • Czy to do końca było w rękach Powstańców?

No tak. To znaczy nie wszystko było u nas, dlatego że ponieważ nas przydzielono później do „Krybara”, bo nasz dowódca był odcięty na Starym Mieście, nie mógł nami dowodzić, to dnia 5 sierpnia przyszedł taki rozkaz, że oddział Elektrowni Warszawskiej przechodzi pod dowództwo kapitana „Krybara”. No a to było dla nas wszystko jedno, kto był dowódcą, ale jeśli publikuje się po wojnie wiadomość taką, że myśmy nie zdobyli elektrowni, że „Krybar” przypadkiem zajął elektrownię... Przede wszystkim „Krybar” nigdy nie był w elektrowni. Jakby przyszedł do elektrowni w tym czasie, tego drugiego nawet, no to co on mógłby zrobić? On miał tam broni mniej, jak myśmy zdobyli. Jeden karabin ciężki, maszynowy został przekazany oddziałowi „Krybar”.

  • Załoga elektrowni stanowiła oddzielną jednostkę, grupa „Elektrownia” czy załoga „Elektrownia”, prawda?

Zgrupowanie „Elektrownia” było wtedy. Z tym że nas było niby niewielu, ale ponieważ zajęty teren był duży, a broni mieliśmy dużo, więc był nabór ochotnika. Myśmy później mieli przeszło dwustu ludzi.

  • Tak że z zewnątrz jeszcze dochodzili?

Oczywiście.

  • Kim byli ci przychodzący?

Przede wszystkim to byli okoliczni mieszkańcy albo ludzie, którzy szli do swoich oddziałów i zostali odcięci zawczasu, nie mogli się dostać do swoich oddziałów.

  • Jakie było nazwisko dowódcy tej grupy „Elektrownia”, zgrupowania „Elektrownia”?

Kapitan [Skibniewski], a zastępcą jego był porucznik Kahl. Kahl miał pseudonim „Kowalski”.

  • Jaki Skibniewski miał pseudonim?

„Cubryna”.

  • Czy w momencie kiedy pan został w elektrowni od 1 sierpnia, był jakiś kontakt z rodziną? Czy rodzina wiedziała, co się dzieje?

Nie, skąd.

  • I o tym, że siostra poszła do Powstania, też pan nie wiedział?

Nie no, mogłem się domyślić. Tylko że dowiedziałem się, ale już w Powstaniu, bo przyszedł list do mnie (gdzieś go mam), kartka złożona papieru, że z rodzicami wszystko w porządku. Bo wtedy jeszcze Starówka była niezajęta, a ona akurat z Woli z tym swoim oddziałem się przedostała.

  • Jak wyglądało dalsze życie, kiedy już całość budynków elektrowni została opanowana 2 sierpnia? Bo to przecież przez miesiąc była właściwie forteca.

Jeśli chodzi o wyżywienie całej tej grupy i Powiśla, to było bardzo dobre, dlatego że elektrownia w czasie okupacji miała swoją kuchnię, swoich kuchcików, że tak powiem, i gotowała w czasie Powstania. Ale to i przed Powstaniem, bo była tak zwana zupka, znaczy wszyscy pracownicy fizyczni elektrowni dostawali tę zupę za darmo. Z tym że przecież ludzie byli przynajmniej na dwunastogodzinne zmiany, no i poza Warszawą niektórzy mieszkali, to musieli mieć... Wałówkę sobie przyniósł, ale prócz tego musiał tam coś jeszcze mieć.

  • I zapasy były takie, że można było przetrwać?

To znaczy elektrownia miała swoje zapasy, nawet świnie, wszystko było. A chleb to znowuż piekły siostry zakonne, które na Powiślu miały swoje zakony.

  • Czy okoliczni mieszkańcy też z tego korzystali?

To znaczy elektrownia zup nie gotowała dla mieszkańców, tylko dla swojej załogi i dla tej grupy, która się trzymała, to znaczy grupa rodzin tych Powstańców, którzy blisko mieszkali. Tak że wyżywienie było wyjątkowo dobre. Jak później upadła elektrownia, przez ten tydzień, nim dotarliśmy do „Golskiego”, to mieliśmy bardzo kiepsko. Zupka „pluj” – Warszawa jadła zupkę „pluj”.

  • Jak długo było względnie dobrze w elektrowni, jak długo pan tam…

Cały czas.

  • Cały czas, czyli do końca, do…

Do końca walk o elektrownię.

  • Czyli do 6 września, tak?

Do kiedy?

  • Ja mówię, że do 6 września, bo to był chyba koniec w elektrowni?

No tak, bo to chyba czwartego czy piątego było jeszcze to bombardowanie tam.

  • Proszę mi powiedzieć, jeszcze wracając do tych…

A jeszcze w czasie bombardowania jeszcze zginęło parę ludzi i między innymi zginął właśnie ten mój kolega Stefan.

  • A kiedy było takie bombardowanie, które pan pamięta?

To były dwa dni tylko, pierwszy nalot i później drugiego dnia taki skuteczny, że wszystko się paliło.

  • Kiedy, którego dnia to było?

Nie pamiętam, to było chyba czwartego albo piątego.

  • Już września?

Tak.

  • A ten czas sierpniowy? Cały czas pan przebył w elektrowni, tam na miejscu? Czy były jakieś kontakty z ludnością cywilną?

To znaczy były, bo tam były jakieś władze cywilne, które usiłowały zorganizować życie tej części. Z tym że to było bardzo niebezpieczne, dlatego że właściwie Wisła odgradzała tylko, a tu gdzie budynki stały, to [były] budynki, ale gdzie nie było budynków, to był płot drewniany. No i Niemiec patrzył z drugiej strony Wisły.

  • Jakie były nastroje?

Nastroje z początku były bardzo dobre, to znaczy do bombardowania na terenie elektrowni to były dobre nastroje na terenie Powiśla. Później dopiero zaczęło się, jak musieliśmy się wycofać.

  • Jak wyglądały te ostatnie dni w elektrowni? Ostatnie dni sierpnia, początek września?

Niewiele się różniło.

  • A jak pan pamięta sam moment wycofania się stamtąd?

Oj, bardzo niedobrze. Dlatego że myśmy stanowili [punkt obrony] koło tych kotłów, które wytwarzały prąd, i tu już dalej to nie było nic, pusto, prawda. Nie było możliwości jakiejś obrony, bo to wszystko był płotek drewniany albo jakaś szopa. Tu gdzie były te chlewnie, to też takie [stały] szopy drewniane, to to już w czasie tego pierwszego nalotu zostało po prostu spalone. Zrzucili niewiele bomb, ale skutecznie. A organizować coś to można było dopiero za linią ulicy Dobrej, bo już te domy trochę chroniły.

  • Tak że wycofanie się następowało w kierunku Dobrej?

W kierunku Śródmieścia, to znaczy główny kierunek wycofywania to była Tamka.

  • Wracając jeszcze do czasu pobytu w elektrowni, proszę powiedzieć, ten bezpośredni kontakt z Niemcami to był na samym początku, prawda?

Tak, w czasie ataku, tak.

  • Czy tam był jakiś oddział sanitarny na terenie elektrowni, jakiś punkt opatrunkowy?

To znaczy w budynku głównym, który mieścił się od... To jest ten budynek główny, Tamka i Wisła, prawda, tu Wisełka, tu budynek główny, cztery piętra, zbudowany jeszcze za prezydenta Starzyńskiego. On zakładał tam…
  • To ten, w którym była straż elektrowni?

Nie, to były urzędy i tu były... Oni zostali bardzo szybko rozbrojeni, bo tam było chyba ze dwudziestu ludzi uzbrojonych. Oni nic nie wiedzieli, co się dzieje, nagle ciach, mach i ktoś tam przystawia mu pistolet, [więc] oddał swój i koniec. Nie było z nimi wojny. Dobre było to, że dobry ostrzał, a mury były grube, solidny budynek.

  • I tam był punkt sanitarny czy szpitalik?

To był korytarz piwniczny, ale był korytarz szeroki na cztery metry i tam były... W miarę jak na górze były biura, to tutaj były różne zakamarki (to tam szmatki, to znowuż jakieś zapasy, magazyny) i właśnie w całym tym korytarzu zrobiono szpital. Znaczy ja dokładnie to nie wiem, bo ja później już tam nie chodziłem, no bo to pełno ludzi było w tym szpitalu.

  • Jakie były losy tej załogi niemieckiej? Czy to byli jeńcy, czy oni zginęli wszyscy?

Proszę panią, jeńców było dziewięćdziesięciu dwóch. W książkach podano, że dziewięćdziesięciu. A jeszcze gdzieś, to znaczy chodzi o komendę milicji i kościół, i ten budynek poczty… Zaraz, to nie poczta była. To w tym budynku, co tak trudno było Niemców wykurzyć, w końcu nasi zdobyli go, gdzieś to było przy Marszałkowskiej.

  • Ale ja mówię teraz o jeńcach, których wzięliście do niewoli na terenie elektrowni. Co oni robili? Jak wykorzystywano ich obecność?

Wie pani, nie bardzo miałem z tym styczność. Po prostu to był jakiś oddział utworzony z dziesięciu czy iluś tam ludzi, żandarmów, którzy nimi dysponowali, co oni tam mają robić i tak dalej. No między tymi dziewięćdziesięciu było trzydziestu rannych, więc to tak…

  • Też byli pacjentami tego szpitala?

Przypuszczam, że tak. No bo jak miał łapę przestrzeloną, coś tam, może tylko na zmianę opatrunku chodził... Ale w ogóle to tak.

  • W momencie kiedy trzeba było już opuścić teren elektrowni…

To właśnie nam się przydali, dlatego że oni mieli taki Hakenkreuz na plecach wymalowany i ustawili ich w szereg i pod ich osłoną ludność cywilna szła, a Niemcy nie strzelali. Bo ich była duża grupa. Wie pani, jakby tam [był] jeden czy dwóch szwabów, to pewnie by strzelili.

  • Ich było dziewięćdziesięciu.

Dziewięćdziesięciu ludzi.

  • Czy w czasie tego miesiąca w elektrowni było też jakieś życie religijne? Czy były nabożeństwa, była kaplica tam na miejscu?

To znaczy prawdopodobnie były, ale ponieważ myśmy byli po różnych posterunkach porozstawiani, to myśmy nie brali w tym udziału.

  • I pana pseudonim w tym czasie to był?

„Orlik”. A do tego stopnia gapy są, że kolega, który podawał dane, nie do tej książki, bo w tej książce to nie ma w ogóle mnie wymienionego, ale do drugiej książki, to mi zmienił pseudonim.

  • Ale był pan „Orlikiem”?

No tak, ale on mi zmienił pseudonim na „Długi”. Ale jeszcze gorsza sprawa, bo to był kolega, który miał takie same nazwisko jak ja, też Jabłoński, tylko Tadeusz. I on nie był pracownikiem elektrowni, (on miał swój własny sklep na ulicy Solec, takie mydło, takie rzeczy mydlarskie różne), a przyłączył się do elektrowni.

  • Rozumiem.

W ogóle przyłączyło się dwustu ludzi. Przeszło dwustu nas było później.

  • I tyluż wyszło, w momencie kiedy trzeba było opuścić ten teren?

Nie, to było trudno, bo to nie wszyscy jednocześnie, wie pani.

  • Jak wyglądało to opuszczenie terenu?

To właśnie było bardzo różnie, bo różne grupki się wycofywały.

  • Jak się wycofała pana grupka?

Moja grupka to dopiero na ulicy u góry tutaj. Jak się nazywała ta ulica… Na Ordynackiej, o, to tam się zawiązała taka piątka. Bo ja prócz tego, że tak jak mówiłem, brałem udział w Powstaniu... Ale to brałem udział z innym oddziałem, bo mój oddział jeszcze się na teren elektrowni nie dostał. Ja walczyłem tu, w oddziale, w IV plutonie. Z IV plutonem właśnie tych strażaków to brałem udział w zdobyciu elektrowni.

  • Bo pan pracował i tam w elektrowni był związany z konspiracją?

Tak. Ale chodziło o to, że jak ja zostałem odcięty, bo tamci jeszcze nie weszli na teren elektrowni, a tu już trwały walki, to nie mogłem wrócić do swojego oddziału, bo by mnie po drodze tam gdzieś pewnie „potrącili”.

  • Kiedy wyszedł pan z elektrowni? Pod koniec sierpnia?

Tak, w czasie walk o elektrownię to jeszcze było to, że zapoznałem się dobrze z cekaemem, karabin maszynowy. Po prostu ciekawiło mnie to, a posterunek był tu ustawiony pod wagonami, w kierunku... żeby nam tu jakiegoś wagonu lewego nie podstawili.

  • I pan obsługiwał ten cekaem?

[Tak], ten cekaem. Ale to było parę dni, dokąd mnie nie odszukał mój dowódca.

  • A w czasie tego miesiąca pobytu tam to miał pan tylko tą broń osobistą przy sobie?

Tą osobistą.

  • I z tą bronią pan wyszedł?

Nie.

  • Co się stało z bronią, jak wychodziliście?

Właśnie stało się tak, że jak mnie odszukał mój dowódca w elektrowni, że ja jestem w IV plutonie... Bo ja mu zginąłem, on nie wiedział, czy zginąłem, czy co się stało ze mną. Wyszedłem tu, miałem to zrobić, a nie wróciłem mu powiedzieć, bo nie miałem możliwości. Okazało się, że ja zawsze nosiłem okulary, a to był karabin, więc oni mi… A ten mój dowódca był zarazem zastępcą oficera broni. I konszachty. Tamten mnie nie chciał oddać, bo ja miałem karabin, a nie chciałem bez broni iść, bo niby dlaczego. No i w końcu doszli do wniosku, że ponieważ ja mam okulary, wiec mogę mieć pistolet i dali mi pistolet za ten karabin. Ale ja przy karabinie to miałem sześć ładownic naboi, a przy pistolecie dwadzieścia sztuk, to co to było.

  • Ale w momencie kiedy trzeba było opuścić teren elektrowni, to wychodziliście z bronią?

No oczywiście, bo to był cały czas okres walk. Jedni wcześniej wyszli, drudzy później.

  • I z tym cekaemem również?

To właśnie tam dopiero z tym cekaemem związałem się, dlatego że po prostu, no, grupce łatwiej przeżyć. Oddział rozbity i wychodzi każdy na własną łapę, jak sobie…

  • Czyli każdy na własną rękę wychodził z elektrowni?

Nie wiem tego. Ja wychodziłem na własna rękę, dlatego że nas, tego naszego pierwszego pierścienia, który bronił z tej strony elektrowni, nikt nie odwołał. Dopiero jak zobaczyliśmy, że czołgi idą, no to zaczęliśmy sami się urywać. No bo co zrobić – mając karabin, to można „dużo” zrobić czołgowi.

  • I wycofaliście się dokąd?

Na Tamkę. I tam właśnie tam u góry – chyba to była Oboźna ulica – to tam się przyłączyłem do tego cekaemu.

  • Jakie to było zgrupowanie?

To samo zgrupowanie.

  • To samo, tak? I tam na Tamce…

Tyle że nieznajomi ludzie. No bo po prostu elektrownia miała za dużo ludzi, żeby się znali [wszyscy].

  • Ale to dalej była grupa z elektrowni?

Tak.

  • Jak długo pozostaliście na Tamce?

Bardzo krótko. Bardzo krótko, bo Tamka była bombardowana. Tak samo, wie pani, droga wzdłuż Tamki, ulica, bombardowana. Myśmy szli ogrodami. Tam jak siostry miały jakieś ogródki, podwórka, to myśmy tamtędy się wycofywali, no bo każdy bronił swojego życia.

  • W którym miejscu się zatrzymaliście?

Dopiero tam u góry, tak jak pani mówię, tam żeśmy doszli do wniosku, że będziemy się trzymać w piątkę. No i tak było. Doszliśmy potem do przejścia przez Aleje. To było najgorsze.

  • Przez Aleje Jerozolimskie?

Tak, bo to było jedyne miejsce, gdzie można było przejść.

  • Szliście wykopem?

Wykopem, ale właśnie cały gips polegał na tym, że wykop musiał być bardzo płytki, dlatego że pod spodem był tunel. Znaczy jest tunel dalej.

  • I to było wszystko pod ostrzałem?

To znaczy była zrobiona barykada. Ale to była taka barykada, że od czasu do czasu któryś tam mówił: „Teraz można!”. No to tam dwóch, trzech poszło, schyliło się, poczołgało się miejscami, bo Niemcy cały czas strzelali, żeby rozwalić tę barykadę, jedyną łączność ze Śródmieściem.

  • Przesuwaliście się w kierunku południowego Śródmieścia?

To znaczy myśmy wylądowali na ulicy Litewskiej... Nie, Lwowska, na Lwowskiej. Tam właśnie ten oddział „Golskiego” zajmował budynki Architektury i myśmy się do nich tam zgłosili. Oczywiście oni nas tam bardzo chętnie przyjęli.

  • Z bronią oczywiście?

Tak.

  • I jak dalej to wyglądało?

Dalej to przydzielono nam dwa stanowiska. Jedno stanowisko na ulicy Noakowskiego. Noakowskiego chyba 4. To była szkoła ta szkoła była spalona, dach miała spalony. A drugie stanowisko to było też na Noakowskiego, tylko że to była piwnica, chyba tej samej szkoły, nie z tej strony. Później chodziłem tam, żeby odkryć, które to okno wychodziło, ale do środka nie można było już wejść, bo ludzie mieszkali.

  • I tam było takie stanowisko ogniowe?

Tak, to znaczy pod ostrzałem była główna brama [szkoły] albo Pole Mokotowskie i okopy, bo tam Niemcy mieli okopy, to znaczy jak na górze, na tym spalonym dachu byliśmy, to było o tyle niebezpieczne, że jak zaczął strzelać nasz cekaem, to się podnosił tuman kurzu. Najpierw trzeba było stanowisko zlać wodą, żeby kurzu nie było, albo strzelać w nocy. No to w nocy to znowuż płomień, wylot z lufy dawał kierunek, skąd my strzelamy, a oni przecież mieli tam czołgi i działa. Tego żeśmy nie widzieli, dopiero jak nas prowadzili do nich.

  • Jak długo tam byliście?

No do końca, to znaczy chyba do 5 października.

  • Czyli cały czas już wtedy na ulicy Noakowskiego?

Tak.

  • A jakie było otoczenie? Ludność cywilna była tam?

To znaczy myśmy ludności prawie nie widzieli, bo myśmy byli…

  • Na pierwszej linii?

Tak, nas było pięciu i na zmiany musieliśmy, dzień i noc musieliśmy pilnować.

  • Czy obok byli tam też ludzie z Batalionu „Golski”?

Znaczy na pewno byli, ale ja ich nie znałem.

  • Tak że właściwie pana otoczeniem to byli ci pozostali czterej koledzy?

No tak.

  • I do końca byliście w tym samym miejscu?

Po wojnie rozmawiałem z autorem książki „»Wolski«”. No, owszem, on o tym słyszał, że elektrownia dała do nich cekaem, ale nie wiedział, że to akurat my byliśmy. I właśnie ten Tadeusz Jabłoński, o którym mówiłem, to był w tej piątce. A ponieważ mnie wtedy w Warszawie jeszcze nie było, to ja nie wiedziałem, że w ogóle taką książkę ktoś pisze. O tej książce to dowiedziałem się... Nawet nie wiem, w którym ona roku została [napisana].

  • Jak wyglądały te ostatnie dni przed kapitulacją, przed upadkiem Powstania?

[...] No wie pani, było raczej spokojnie. No bo już liczyliśmy, że przeżyjemy.

  • Czy było co jeść do końca, czy wtedy już było kiepsko?

Bardzo kiepsko. Ja miałem o tyle wygodnie, że na Noakowskiego 12 mieszkał mój kolega z elektrowni, który pracował w elektrowni, ale nie brał udziału w Powstaniu. No ale myśmy w tym warsztacie właśnie się zapoznali, znaliśmy się parę lat i bywaliśmy u siebie. No więc nawet, wie pani, jak człowiek odcięty, ani koszuli na zmianę, ani nic, no a właśnie że on tam był, to ja miałem dobrze.

  • Było jakieś zaplecze.

Tak, poszedłem, no to mi dali świeżą koszulę, to zostawiłem tam do prania czy już do wyrzucenia.

  • Czy były jakieś wiadomości o sytuacji na froncie, o tym, co się dzieje?

To znaczy bardzo skąpe, bardzo skąpe wiadomości.
  • A o tym, że Rosjanie są na drugiej stronie Wisły, to też było wiadomo?

To wiedzieliśmy.

  • Od początku?

No my tośmy akurat byli w trakcie... Jak Rosjanie i oddziały Berlinga wylądowały na naszej stronie Warszawy, w Warszawie, to myśmy niewiele wiedzieli, bo myśmy byli akurat rozbici tam na… Żeby to było, no ile, dwa tygodnie wcześniej, to prawdopodobnie by u nas wylądowali. No ale to już polityka, to już nie…

  • Ale nie wiedzieliście o tym w ogóle?

To znaczy wiedzieliśmy, że jakaś pomoc idzie. Ale jak ta pomoc wygląda, no…

  • O desancie też nic nie było wiadomo?

Nie, nie. Pomoc ze strony Rosjan była bardzo ograniczona. Jak przyleciał, proszę panią, kukuruźnik i rzucił amunicję w worku, niczym niezabezpieczoną, no to wiadomo, że część była do wyrzucenia, ale trzeba było jeszcze poślęczeć i przebrać ją.

  • To się zdarzało, jeszcze jak byliście na terenie elektrowni czy już później?

Nie, w elektrowni to nie mieliśmy ani jednego... Nie, chyba „Krybar” miał jeden zrzut, ale to były tylko pociski do stokesa, do tego moździerza. Trzy czy cztery sztuki pocisków. No i jeden taki zasobnik.

  • Jak te wiadomości docierały do was, kiedy zbliżał się już koniec Powstania?

No nie bardzo docierało cośkolwiek.

  • No ale wiadomo było, że to się niestety kończy, prawda?

Wiadomo było, bo w końcu kazali broń, co lepszą, to gdzieś tam schować.

  • No właśnie, kto kazał? Jak to wyglądało w te ostatnie dni?

To właśnie niewiele wiemy na ten temat. Po prostu kadra starała się, żeby ci ludzie, którzy… Myśmy byli świeży u „Golskiego”. A oni mieli tam przecież siedzieli już dwa miesiące.

  • Ale wyszliście razem z „Golskim”?

Tak.

  • Bez broni? Broń już trzeba było zdawać, tak?

Tak.

  • A co z tą bronią się stało?

Nie wiem, w każdym razie niewiele mieli pożytku, bo cekaemu nie dostali.

  • Co się stało z cekaemem?

Właśnie schowali. Ale nie my chowaliśmy, tylko „golscy”. Po prostu oni mieli swoje skrytki pewnie.

  • W jaki sposób wyglądało wyjście z Warszawy?

A, bardzo paskudnie to wyglądało, dlatego że trzeba było iść na piechotę...

  • Od ulicy Noakowskiego?

Tak. Wszystkie oddziały tamtędy wychodziły.

  • Ale w szyku jakimś czy tak zupełnie bezładnie?

Nie no, w szyku, tak jak oddziałami, jak żeśmy wychodzili, to każdy z oddziału szedł jeden za drugim.

  • Ludność cywilna też z wami wychodziła?

Nie, ludności cywilnej żeśmy nie widzieli, bo szwabi stali z jednej i z drugiej strony ulicy. Wie pani, dokąd się szło, to chyba z pół nocy żeśmy. Bo dochodziliśmy do…

  • Jakimi ulicami? Z Noakowskiego wychodziliście przez plac przy Politechnice, tak?

Przy Politechnice żeśmy szli.

  • A dalej?

No, w kierunku Ożarowa.

  • Przez Dworzec Zachodni czy nie?

A nie wiem, to było już…

  • W kierunku Ożarowa.

Tak, doszliśmy do Ożarowa i tam był nocleg.

  • Gdzie?

Na terenie fabryki kabli w Ożarowie. Było bardzo paskudnie, bo po prostu ludzie przyszli pomęczeni, jakieś kupy czegoś leżały, nie wiadomo było, co. Okazało się, że to była minia, a minia jest w ogóle trująca, no bo wchodziła w skład izolacji kabli.

  • A który to był października?

Czwarty, piąty, tak mniej więcej.

  • Tak że wtedy nie widzieliście ludności cywilnej wychodzącej z Warszawy.

To znaczy wychodziła ludność cywilna, ale osobno, w ciągu dnia.

  • Nocleg był w Ożarowie, w tej fabryce kabli, a co potem?

Później chyba cały dzień myśmy w tym Ożarowie siedzieliśmy, bo w końcu musieli nas gdzieś wywieźć, bo to jest kupa ludzi. Oni tam nie mieli nic przygotowane, nic, zupełnie. Ani wody nawet, nic. No a ludność cywilna znowuż wychodziła przez Pruszków.

  • A ile osób wyszło, tak mniej więcej, jak pan sobie przypomina? Mówię o oddziałach.

Trudno coś powiedzieć. Trudno powiedzieć.

  • A co dalej było?

A dalej wsadzili do wagonów, odrutowali okna, zabili deskami...

  • Wagony towarowe?

Tak, kryte wagony, ale towarowe.

  • I dokąd?

Pięćdziesięciu ludzi ładowali do wagonu. To te małe wagony były, chyba dziesięciotonowe.

  • Czy w międzyczasie dali coś do picia, do jedzenia?

To, co kto miał. Wychodziliśmy, trochę ludności nam podrzuciło w Ożarowie pomidorów, cebuli, to staraliśmy się złapać, bo wiadomo było, że tego nie mieliśmy.

  • Tak że nastawienie ludności było pełne współczucia.

To znaczy to byli ludzie luźno związani z Warszawą. No bo nie przeszli tych represji, jakie myśmy przeszli.

  • Ale wiedzieli, że wychodzą Powstańcy?

Tak. No, pomagali. Wiem, że parę chłopców uciekło przy… Wie pani, jak ktoś miał rodzinę gdzieś niedaleko, to starał się uciec. Ale ja niestety nie miałem.

  • Dokąd dojechaliście wtedy tymi wagonami towarowymi?

Myśmy dojechali do obozu Sandbostel. To był obóz miedzy Bremą a Hamburgiem. Takie bagna tam były. Ten obóz miał mieścić trzysta tysięcy ludzi, został zbudowany przez jeńców polskich z trzydziestego dziewiątego roku. Ich podobno z trzech tysięcy zostało stu siedemdziesięciu, takie fatalne były warunki.

  • Tak że jak tam zasiedliliście ten obóz, to było pusto czy już byli jacyś jeńcy?

Nie, było już dużo ludzi. Ja dostałem numer 222881. To dwieście tysięcy ludzi już było.

  • Tam na miejscu?

Tak.

  • Ale to byli ludzie, którzy wyszli z Warszawy, czy to byli jeszcze z wcześniejszego okresu okupacji?

To byli jeńcy, ale prawdopodobnie i z trzydziestego dziewiątego roku też tam te numery były.

  • Jakie tam były warunki?

Fatalne, bo to była nizina, rowy pokopane, żeby woda odeszła. To były niby pola uprawne, ale tam prócz kapusty i brukwi nic nie rosło. I na obiad była brukiew oczywiście albo... Nie, kartofli nie [było], kapusta i brukiew. Te dwie rzeczy.

  • Mieszkało się w barakach?

W barakach. Barak był na dwieście osób. Z tym że ja tam mieszkałem krótko. Straszne ulewy były, deszcze, a ja byłem z natury niezbyt wytrzymały, jak to mówią, na takie warunki i bałem się, że się wykończę. Bo jak wypadło raz i drugi stać do apelu po kostki w wodzie... To [było] dwieście tysięcy ludzi, oni obliczyli i nim im się zgodziło, to różnie było. Nieraz i godzinę, dwie stało się w wodzie. No i jak oni po pewnym czasie, po chyba półtora miesiąca ogłosili, że oni potrzebują czterystu elektryków, że wyjadą gdzie indziej, to ja się zgłosiłem. No i bardzo dobrze zrobiłem, bo później się od tego drugiego Jabłońskiego dowiedziałem, bo…

  • To już była późna jesień.

No tak. W każdym razie jak wylądowaliśmy w Austrii, bo to do Austrii nas wywieźli, to znowuż był inny numer obozu, bo to były takie obozy małe, to było 317, chyba „B”, ja mam to zapisane przecież…

  • A w jakiej okolicy to było?

To proszę pani, Alpy, austriackie Alpy, nad rzeką Salzą. Było bardzo z naszej strony dziwne, bo wieźli nas chyba tydzień czasu pociągiem. Ja im się nie dziwię, bo stale nalot mieli i zniszczenia, i [niezrozumiałe], ale dowieźli nas. Ale każą nam wychodzić, a jest po kolana śniegu. A ja miałem sandałki na nogach i reszta kolegów tak samo różne te buty miała. Okazało się, że na całe szczęście, że jak tu do tego Bremervörde żeśmy dojechali, to eskorta była ukraińska i my się pytamy, jak to daleko. „A, to kilometr jeszcze, jeszcze dwa kilometry”. Myśmy przeszli ze dwadzieścia, nim myśmy doszli do [obozu]. Tak nas bujali. A tu znowuż było dobrze, bo powiedzieli nam, że będzie około dwóch kilometrów, i tak było.

  • A warunki były już lepsze?

Warunki higieniczne były dużo lepsze, bo były mniejsze baraki. Bo to było budowane na tak zwane komenderówki, oni tak nazywali. To znaczy była im potrzebna, powiedzmy, jakaś tam liczba ludzi dziennie w tym miejscu, to stawiali jeden, dwa baraczki; jedno było ochrona, druga ci, co mieli tyrać, i wszystko.

  • I tam rzeczywiście pan pracował jako elektryk?

Nie, to było właśnie… No ale trudno, przeżyło się. Jako narzędzia dali nam na piątkę jedne taczki, dwie łopaty i dwa kilofy. To już można było wiedzieć, co to za robota. A to była robota tego rodzaju, że oni sobie w planach ułożyli, że zbudują w Austrii największą elektrownię wodną w Europie. I faktycznie zbudowali, tylko że dopiero w latach siedemdziesiątych się skończyło. A myśmy tam mieli zadanie takie, żeby… Taki wąwóz był, no, głęboki, ile tam metrów, to licho wie, nie wiem. W każdym razie jak się spojrzało w dół, to nie było wody widać, tylko pianę. A myśmy budowali na takiej półce skalnej, miała na tej półce skalnej zmieścić się woda, która tam leciała dołem. Okazało się, że oni sobie wymyślili tak, że tę wodę puszczą tędy, a tam to wybetonują. I tak pewnie zrobili, nie wiem, bo myśmy tam do końca już nie byli.

  • Jak długo tam byliście?

No, tam byliśmy jakoś tak do maja.

  • Czyli do końca?

Tak, przyszły samochody pancerne, armia amerykańska, ale formacja to francuskie samochody pancerne.

  • To był pierwszy kontakt z końcem wojny?

Tak. To już był koniec wojny.

  • Czy było wiadomo wcześniej, co dzieje się na froncie? Czy były jakieś informacje?

To znaczy Niemcy sami mówili, bo… No, ja w tym obozie jak byłem, to byłem z takim kolegą, który nie żyje już zresztą, on zginął już tam w obozie. I przed końcem wojny... Daty to dokładnie nie pamiętam, ale mam gdzieś tam w kalendarzyku zapisaną. On się nazywał Janusz Lipka i był w ogóle z Targówka, to znaczy blisko linii kolejowej mieszkał. Mieszkał na Hutniczej 2. Ale ja jak po Powstaniu pojechałem tam, żeby dać znać, że on nie żyje, to oni mi nie uwierzyli. A on uciekł, wie pani, ostatnie dni przed samym oswobodzeniem uciekł. Ten szwab miał dużo nieprzyjemności. Ale ja nie wiem, ja bym się nie zdecydował uciekać w taką porę. To była zima, śnieg po pas, ścieżki były gdzie nie gdzie, tych gniazd karabinów maszynowych oni tam mieli – raz że do samolotów strzelali, a po drugie jak zobaczył jeden taki, że człowiek brnie, to tam na niego zaczekali, nie musieli łazić.
  • Jak wyglądała wiadomość o zakończeniu wojny?

No to właśnie wiadomość to były te francuskie samochody pancerne. Jak później amerykańska armia weszła to nas z tej komenderówki ściągnęli nad Zalzę. Zalza to dość szeroka rzeka w Alpach i piękne takie skłony trawy takiej, taka soczysta łąka, aż do podnóża Alp właściwie. Pięknie tam było. I oni nam w ten sposób zorganizowali, że takie namioty na dziesięciu ludzi to dawali na pięciu. Tak że akurat na naszą garstkę pasowało.

  • Jak długo tam jeszcze byliście?

Oni chcieli, żebyśmy tam byli jak najdłużej, ale nas ciągnęło do domu. Ja przyjechałem pierwszym transportem.

  • Kiedy to było? Maj?

No, nie maj. Ze dwa miesiące czekaliśmy. Wie pani, biurokracja była okropna. Poza tym oficerów było dużo, bo to ci oficerowie wszyscy z trzydziestego dziewiątego roku... W obozach było dużo oficerów, a żołnierzy prawie nie było, no bo co my tam żołnierze. Ilu z Warszawy było? Tak że ja chciałem jak najszybciej do domu, chociaż nie wiedziałem nic. To znaczy wiedziałem, [co się działo z rodziną] do połowy Powstania. Siostra dała mi znać, bośmy się spotkali w Ożarowie, właśnie w obozie.

  • Czy z siostrą się pan spotkał?

Tak. No i bardzo dobrze, że się spotkałem, bo ja miałem trochę ciepłego ubrania, to jej jedno czy drugie, [jakieś] kalesonki dałem, akurat do niej pasowały.

  • Dokąd siostra wtedy się udała z Ożarowa?

Tak samo do obozu, tylko do innego, bo to był obóz dla kobiet.

  • I wróciła też?

Tak, tylko ona wróciła w czterdziestym siódmym roku. Ona była jeszcze później dłuższy czas w armii Andersa, bo to armia Andersa ich oswobodziła.

  • A kiedy pan wrócił do Polski?

No, kiedy to było…

  • W lecie czterdziestego piątego roku zapewne.

Chyba tak, ale którego to było, to nie pamiętam.

  • Jakie było pana pierwsze wrażenie po wejściu do Warszawy, po zobaczeniu Warszawy?

Oj, to było w ogóle nie do pomyślenia, bo tak, przede wszystkim wiedziałem, że na Starówce nie ma nic. Dom został zniszczony, dzielnica zniszczona, ulica wyglądała jak góry karpackie. Ale mój tata, który nie poszedł do obozu, bo uciekł w jednym z tych wagonów, i już 18 stycznia był w Warszawie, a miał różne rzeczy zakopane w piwnicy, okazało się, że nasza piwnica stoi. Takie dwa sklepienia nad piwnicą i nad pierwszym piętrem wytrzymały spadek tych trzech pięter, oparły się i ocalało. Nie ma tego domu w tej chwili, znaczy numer jest, to był numer Świętojańska 13, ale zrobili tam taki przesmyk, taka uliczka nowa i akurat tu, gdzie ten daszek, mieszkanie było, to jest szerokość tej ulicy.

  • Tak że ojciec wrócił do Warszawy jeszcze przed…

Nie, po wypędzeniu Niemców.

  • Już po wyjściu Niemców.

Tak, tylko że niewiele znalazł z tego, co schował.

  • Czy oboje rodzice przeżyli?

Tak, tylko że mama wróciła z Ravensbrück ledwo żywa, a ojciec uciekł na wieś i na wsi przeczekał.

  • Proszę powiedzieć, czy potem po wojnie fakt, że pan był w Armii Krajowej, w jakiś sposób odbił się na pana życiu?

Oczywiście. Wie pani, jak ja tylko przyszedłem, znaczy jak tylko dotarłem do Warszawy, to na drugi, trzeci dzień wybrałem się na Powiśle, żeby zobaczyć, jak to wygląda. Ale mnie ostrzegli, żeby nie pokazywać się, bo bardzo nieprzychylnie się patrzy na nas. No i nie pracowałem już w elektrowni.

  • Ale ujawnił pan fakt, że pan był w Powstaniu, że pan był w Armii Krajowej?

To znaczy koledzy wiedzieli.

  • Wiedzieli, ale z tego powodu nie było później jakichś kłopotów?

Nie no…

  • Niemniej trzymał pan to w pewnej dyskrecji?

Oczywiście, nie chwaliłem się.

  • Rozumiem.

Nie było się można chwalić.

  • Proszę powiedzieć, jak pan patrzy wstecz na czasy Powstania, to jaki epizod pan pamięta najmocniej?

Kiedy ta wolność, proszę panią, przyszła. Kiedy mieliśmy po tej okupacji te prawie dwa miesiące wolnego.

  • Ta dziesiąta godzina 2 sierpnia?

No.

  • Jakie wspomnienie dla pana jest najtrudniejsze do zaakceptowania?

No najtrudniejsze było to, że bez broni masz iść i atakuj.

  • Jaki jest pana sąd o tych wydarzeniach, o całym Powstaniu?

Uważam, że żeby podkreślić, że chcemy istnieć na świecie, to było bardzo dobrze, że wybuchło. No, bardzo źle, że tyle ofiar, ale na to już nic nie poradzimy.



Warszawa, 5 lipca 2014 roku
Rozmowę prowadziła Krystyna Cedro-Ceremurzyńska
Edward Jabłoński Pseudonim: „Orlik” Stopień: kapral Formacja: Grupa Bojowa „Krybar”, Zgrupowanie WSOP „Cubryna” (Elektrownia); Batalion „Golski” Dzielnica: Powiśle, Śródmieście Południowe Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter