Dobrosław Spychalski „Staszek”
[Nazywam się] Dobrosław Spychalski, urodzony w 1927 roku.
- Zaczniemy od wybuchu II wojny światowej. Proszę powiedzieć, jak pan to zapamiętał.
Jak byłem na dworcu łódzkim, Łódź Fabryczna, wydawaliśmy herbatę żołnierzom, którzy szli na front.
Wydawałem herbatę.
- Żona: To znaczy służba harcerska.
Razem z nami były harcerki z gimnazjum Czapskiego.
- Proszę troszeczkę opowiedzieć o swojej rodzinie.
Miałem tylko jedną siostrę, sześć lat młodsza ode mnie. Ojciec, Leon Spychalski, prowadził przedsiębiorstwo transportowe.
- Żona: Siostra Barbara, później lekarka, laryngolog. Żyje.
- Kiedy pan przeniósł się do Warszawy?
Uciekliśmy w marcu 1940 roku.
- Żona: Zostali poinformowani przez kogoś, że grozi im niebezpieczeństwo. W związku z tym przeprowadzili się tutaj, do Warszawy, do dziadków, tak?
Na początku do dziadków, a później ojciec wynajął własne mieszkanie.
- Żona: Na początku u dziadków zamieszkali, na Kole, w takiej kolonii kolejarskiej...
Nie kolejarskiej, tylko robotniczej...
- Żona: A później ojciec wynajął mieszkanie.
Mieszkaliśmy na ulicy Filtrowej 62 mieszkania 47.
- Jak pan pamięta Warszawę z tamtego czasu?
Była bardzo zniszczona, [niezrozumiałe] ulice, na przykład Świętokrzyska. Inaczej to wyglądało niż teraz. Świętokrzyska dochodziła tylko do Nowego Światu i dalej nie było już Świętokrzyskiej.
- Co pan robił? Czy uczył się pan?
Uczyłem się w tajnym nauczaniu.
- Żona: W szkole, którą prowadziła pani Anna Goldman.
A później u Batorego, ostatni rok u Batorego. To była pierwsza licealna.
- Żona: To znaczy te pierwsze to były komplety coraz to w innym mieszkaniu...
To było dopiero u Batorego, a przedtem [niezrozumiałe] szkoły malarskiej...
- Żona: To znaczy szkoły takich malarzy pokojowych; mieli wiaderka i farbę do malowania pędzlem.
Jeszcze szpachle. Nauczyłem się posługiwać pędzlem.
- Czyli pan pracował też, tak?
Nie.
- Żona: Nie, to szkoła tylko, praktyka.
Lipa to była!
- Żona: Tak, to wszystko było kamuflażem, żeby można było normalnie robić program szkoły średniej.
Nie.
- Z czego państwo utrzymywaliście się w Warszawie?
Ojciec przywiózł z Łodzi jakieś towary i tu je sprzedawał. Sztuki białego płótna pościelowego…
- Kiedy pan wstąpił do konspiracji?
[Niezrozumiałe] powiedział mi: „Nie włączaj się nigdzie, [niezrozumiałe] mi potrzebny. [niezrozumiałe] dopiero poprosiłem kolegę, żeby mnie włączył. Dłuższy czas [niezrozumiałe]. Dopiero w czerwcu 1944 roku [niezrozumiałe].
- Żona: Zwracał się do stryja, Józefa Spychalskiego, żeby go włączył do konspiracji...
Nie, on powiedział: „Nie włączaj się nigdzie”.
- Czyli dopiero w czerwcu 1944 roku dostał się pan do konspiracji – w jaki sposób?
Przez kolegę szkolnego, który zginął w Batalionie „Parasol” – Bogdan Smyczyński.
- Czy chciałby pan coś powiedzieć na temat Warszawy z czasu okupacji i pana życia w Warszawie?
Na przykład musieliśmy strzec się Niemców, bo były łapanki.
- Widział pan takie łapanki?
Słyszałem wielokrotnie, ale nie widziałem. Brat mojej mamy uciekał przed taką łapanką. Uciekł na czwarte piętro, a Niemcom nie chciało się biec już dalej i gonić.
- Przejdźmy do Powstania Warszawskiego. Jak pan pamięta wybuch Powstania?
Najpierw koncentracja była na parę dni przed Powstaniem. Z piątku na sobotę była koncentracja na placu Dąbrowskiego, w gmachu RGO.
- I później pewnie pan wrócił znowu do domu.
Tak. I zapakowałem plecak, papier [?]. Przyszedł do mnie kolega i zostawił wiadomość, że mam się stawić na trzecią godzinę, a ja wróciłem o trzeciej [niezrozumiałe].
- Żona: Dobrze, możesz później opowiedzieć, jak was zatrzymał „Bohun”.
Nie zatrzymał, tylko pytał [niezrozumiałe].
- Żona: No to powiedz, że spotkaliście dowódcę, porucznika „Bohuna”.
[niezrozumiałe]
- Żona: Spotkali swojego dowódcę, pseudonim „Bohun”, jak on miał na nazwisko?
Nie pamiętam.
- „Bohun” zauważył, że spieszą się, i wtedy powiedział: „Nie biec! Nie biec!”. Przywołał ich do porządku. A powiedz o księdzu i o tym rozgrzeszeniu, jak się spowiadałeś, bo to jest takie sympatyczne.
Ja ukradłem pas, żeby przytrzymać sobie pistolet vis, i bałem się iść do spowiedzi.
- Żona: Mąż miał visa, ale na sznurku. To nie wyglądało przyzwoicie, w związku z tym, jak zobaczył w tym mieszkaniu, w którym się zakwaterowali...
Nie miałem na sznurku, w ogóle nic nie miałem!
- Żona: Zobaczył pasek, to po prostu ten pasek zwinął i później miał wyrzuty sumienia, więc jak ksiądz go spowiadał, to [...] zauważył, że mąż ustępuje w kolejce, przepuszcza tych, którzy byli, i skinął na niego. Wtedy [mąż] powiedział, że zwędził pasek. Po prostu to był problem moralny. No ale jak by to wyglądało, vis na sznurku albo w ogóle bez niczego.
Nie było sznurka.
- Żona: Nic nie było, niewygodnie – a tak to był przyzwoity pasek, skórzany.
I Powstanie Warszawskie, jak wybuchło? Wie pani, przed Powstaniem [niezrozumiałe]
- Żona: Przed Powstaniem latały nad Warszawą samoloty rosyjskie, a w czasie Powstania w ogóle znikły z nieba.
- Jak pan pamięta wybuch Powstania?
Rzucałem tylko granaty produkcji angielskiej, bo byłem młody jeszcze – dopiero trzynaście lat.
- Gdzie pan miał koncentrację?
Na placu Dąbrowskiego, w budynku RGO.
- Czyli tam gdzie wcześniej, tak?
Tak.
- I co się działo, gdy pan tam przyszedł?
Ja przyszedłem [niezrozumiałe], miałem iść na górę, na pierwsze piętro. Kazali mi szybko iść na górę. Dostałem [lub rzucałem] tylko granat obronny, angielski.
- Czyli spóźnił się pan trochę?
Nie. Na minutę przed tym przyszedłem. Bo w tym zgrupowaniu była grupa szturmowa, która nie była w żadnej kompanii [niezrozumiałe], która zdobyła hotel „Victoria” dla „Montera”.
Najpierw byliśmy na Mazowieckiej. [niezrozumiałe]
- Żona: Jak dostaliście benzynę, to czołgi przestały jeździć – jeden czołg. I coście zrobili z tym czołgiem?
Przestał jeździć.
- Żona: Tak że nie mieliście okazji wykorzystać, tak?
Jeździł z Ogrodu Saskiego.
Nie, on przestał jeździć.
- Żona: Sławek, powiedz, jak koledzy zginęli, pierwszego dnia chyba.
[niezrozumiałe]
- Żona: Opaski były najpierw założone na lewą rękę, a później mieli przełożyć opaski powstańcze, to WP – Wojsko Polskie – na prawą rękę. Kolega pomagał koledze, miał w kieszeni granat, „filipinkę”, który wybuchł, i niestety...
[niezrozumiałe]
Nie.
- Żona: Więc jednemu urwało pół stopy, a drugi...
W sumie było siedem osób rannych, [niezrozumiałe] lżej ranny.
- I co dalej się działo, co pan robił?
Później byliśmy na Kredytowej, pod numerem 9. [niezrozumiałe] to była pierwsza administracja. [niezrozumiałe] a w następnych dniach zaczęli nas bombardować już. [obszerny niezrozumiały fragment].
- Żona: Sławek, wolniej! Jeszcze raz.
Tam w Muzeum Powstania Warszawskiego musi być książka o naszym zgrupowaniu. I [jest] napisane, że inaczej widział to bombardowanie Spychalski, inaczej ktoś inny, z powodu tego... A to nieprawda, bo moja relacja dotyczyła 4 sierpnia, a [niezrozumiale] dotyczyła 5 sierpnia.
- Czyli co tam się wydarzyło? Na Kredytowej 9 było bombardowanie, tak?
Zaczęło się 4 sierpnia, a największe bombardowanie było 5 sierpnia. Nas wtedy przesunęli do PKO. [...] A później na Kredytową 1, do Arbeitsamtu.
- Czy pan walczył? Co pan robił?
[Niezrozumiałe] wymieniali sobie amunicję. Ja dostałem pistolet maszynowy, a drugi kolega karabin. Mówił, że ten karabin był mu bardzo ciężki – „Zamieńmy się!”. Myśmy się zamienili [niezrozumiałe].
- Żona: [...] Wtedy się odsłonili...
Ja się odsłoniłem. Nie wtedy, tylko [niezrozumiałe].
- Żona: „Gołębiarz” niemiecki...
Nie „gołębiarz”!
- Żona: Mówiłeś, że snajper...
Ale snajper to nie jest „gołębiarz”! To jest co innego.
- Żona: Dobrze, snajper. Był w Zachęcie i stamtąd strzelił.
Kula [niezrozumiałe] Czyli został pan ranny?
- Żona: Tak. Kula wybiła jedno oko, przeszła przez nos i utkwiła w drugim oku.
Nie, przeszła dalej!
- Żona: W każdym razie mąż jednego oka nie ma, natomiast drugie jest...
Początkowo na to drugie oko widziałem trochę, to znaczy światło widziałem.
- Żona: A później wylądował w szpitalu.
Szpital polowy.
Szpital PKO. Prowadził [mnie] doktor Zaorski.
W szpitalu PKO.
- Żona: Ale gdzie, na jakiej ulicy?
Świętokrzyska, przy [niezrozumiałe].
- Żona: Jeszcze mówiłeś, że cię odwiedziły dwie koleżanki.
Nie odwiedziły, tylko opiekowały się mną sanitariuszki. Jedna miała piętnaście lat, druga osiemnaście.
- Żona: Były ładne – jedna miała warkocze, tak?
Nie pamiętam.
- Żona: Nie pamiętasz [śmiech]? Coś mówiłeś...
Mogłem fantazjować.
- Żona: To już trudno. Może ubarwiałeś.
Ty ubarwiasz [śmiech]!
- Co się działo dalej? Jak długo był pan w szpitalu?
Do końca sierpnia. A 1 września, ponieważ [niezrozumiałe].
- Żona: Do końca sierpnia byłeś w szpitalu, a później co?
Na Chmielnej 33, gdzie jest kino „Atlantyk”...
Ja tam byłem w dyżurce dla dozorcy.
Tam na innym łóżku leżał jakiś inny, nie pamiętam...
- Żona: To też był szpital?
Nie.
- Żona: A kto cię tam przetransportował?
Znajomi.
- Żona: Jacy znajomi? To znaczy Powstańcy ciebie zostawili?
Nie. Poprosiłem, żeby mnie zabrali, [...] ponieważ szpital był ewakuowany [prawdopodobnie] na południe Warszawy.
- Żona: To znaczy chciałeś zostać, tak?
Nie, chciałem iść!
Nie. Ja poszedłem, a następnego dnia spadła bomba i w szpitalu było dużo rannych. I co się z panem dalej działo? Ozdrowiał pan, tak? Nie. Ale cały czas wychodziłem. Nie wiem, co jadłem nawet.
- Żona: Ale co się z tobą działo? Kto się tobą opiekował? Tam był ktoś?
Codziennie przynosili mi jedzenie.
Znajomi.
Państwo [niezrozumiałe].
Ojca.
- Żona: Więc ktoś tam rozpoznał...
Nie, [niezrozumiałe] ja prosiłem.
- I dalej co się działo? Był pan cały czas chory, tak?
Nie, nie byłem chory, tylko nic nie widziałem.
- Więc nie mógł pan walczyć...
Nie, oczywiście. Liczyłem porządnie, liczyłem [niezrozumiałe] pociski [niezrozumiałe].
- I co się z panem działo do końca Powstania?
Byłem u tych znajomych [niezrozumiałe].
- Czy opuścił pan Warszawę z całą ludnością?
Tak, ale już po kapitulacji.
[niezrozumiałe] [...] [Szpital] był na Płockiej.
Ewakuowali szpital.
W różne miejsca.
Jechałem pociągiem prawie całą noc do Radziwiłowa wagonami towarowymi.
[Radziwiłów jest] między Żyrardowem a Skierniewicami. Później byłem [niezrozumiałe] blisko Puszczy [Mariańskiej ??].
W szpitalu polowym – nie polowym, tylko tymczasowym.
- Chciał pan walczyć w Powstaniu Warszawskim?
To było oczywiste.
Bo wszyscy chronili niepodległość Polski. Wszyscy chcieli niepodległej Polski.
- Co pan myśli teraz o Powstaniu Warszawskim, tak z perspektywy czasu?
Nie miało [szans] powodzenia, oczywiście, ale było niezbędne.
- Żona: […] Od razu wiedziałeś, że nie miało szans?
Teraz jestem już stary. Miałem czas do przemyślenia.
- Żona: To teraz... A przedtem co myślałeś?
Przywódcy myśleli, że Polska [prawdopodobnie] się liczyła. Nie liczyła się, dla wielkich się nie liczyła [niezrozumiałe].
- Czy pan chciałby jeszcze coś dodać na zakończenie?
[...] Chciałem powiedzieć o [niezrozumiałe].
- Żona: Mąż ma żale, że mówi się o stryju Marianie – to znaczy o marszałku Wojska Polskiego, a nie mówi się o pułkowniku Józefie. Jeden był w AL, a drugi w AK.
Żona: Marian Spychalski i Józef Spychalski. Józef był najstarszy, był przedwojennym wojskowym.
- Czyli miał pan rodzinę z tradycjami patriotycznymi?
Marian był komunistą.
- Żona: A Józef był piłsudczykiem.
- Żona: Generał Sikorski zabrał stryja Józefa z Moskwy do Londynu. A co on tam w Moskwie robił?
Był aresztowany przez NKWD, bo był [niezrozumiałe] na dowódcę obszaru białostockiego.
- Żona: A później był aresztowany w ogóle...
Generał Sikorski chciał mieć swojego człowieka, chciał, żeby został zastępcą „Grota” Roweckiego i miał możliwość informowania Naczelnego Wodza o sytuacji w kraju. On się musiał tego zrzec.
Bo Rowecki wysłał depeszę do Sikorskiego, żeby poddać Spychalskiego jego dowództwu. [niezrozumiałe] miał być mianowany na dowódcę „Wachlarza” [niezrozumiałe].
- Żona: A jak się znalazł w Krakowie?
Był przysłany przez Komendę Główną AK. I tam był aresztowany.
- Żona: Był dowódcą Obwodu Krakowskiego i został aresztowany. I siedział na Montelupich?
Tak. Później został wysłany Gross-Rosen, gdzie umarł. Polacy myśleli, że był w Sachsenhausen, a Anglicy wiedzieli od początku, że w Gross-Rosen.
- Żona: Kiedyś mówiłeś, że zginął prawdopodobnie wtedy, kiedy Powstanie wybuchło.
Tak Rowecki zginął. I myśleli Polacy, że [niezrozumiałe] jakiś inny człowiek, którym był Spychalski – to nieprawda. To był ktoś inny chyba. [niezrozumiałe] blisko Wrocławia.
11 czerwca 2010 roku
Rozmowę prowadziła Urszula Herbich