Urodziłem się 2 sierpnia 1925 roku.
Mam dwa imiona, Jerzy Leszek, ale normalnie, od dzieciństwa, to byłem tylko Leszek. I dopiero jak miałem czternaście lat i zapisywałem się do gimnazjum, to powiedzieli, że to nie jest dokładne, i zmusili mnie dać metrykę urodzenia. Na metryce były dwa imiona, Jerzy Leszek. Więc ja sam dowiedziałem się wtedy, że mam to drugie imię Jerzy, bo przedtem nie wiedziałem.
Moje nazwisko to Kanabus. To nie jest nazwisko polskie, prawdopodobnie to jest nazwisko związane z pochodzeniem. Ostatnio, szukając mojego początku, dowiedziałem się, że to nazwisko jest podobne do chambray, rośliny francuskiej.
Tak, byłem, tak.
Tak. Podczas Powstania byłem w sieci łączności, komunikacja, i byłem szefem tej komórki. I żeby to funkcjonowało – to był mój cel.
Tak, dzielnica to było Śródmieście.
Tak. Więc ja byłem jednym synem mojej matki, bo moja mama miała dzieci, ale to nie były jej dzieci. Mój brat i moja siostra byli przedtem z innej rodziny, bo ich matka umarła, a moja mama zaczęła się nimi opiekować. Potem wyszła za mąż za mojego ojca i wtedy ja się urodziłem, na ulicy Marszałkowskiej. To był początek mojego życia.
Mój ojciec był kucharzem, ale był kucharzem wielkich restauracji. I do jego służby było dużo osób, więc… I on znał dobrze swój zawód. Nigdy nic nie pisał, nic nie notował, tylko wszystko to było naturalne u niego, zupełnie jakby był autorem. Był bardzo zawodowy, ale pracował tylko w dużych restauracjach, jak Bristol, Hotel Europejski i inne, ale to wszystko na dużym poziomie.
Więc ja zacząłem chodzić do szkoły, jak miałem siedem lat i to właśnie tu, w Śródmieściu, koło ulicy Mokotowskiej. Tam była szkoła, ale moi rodzice kupili restaurację pod Warszawą, w Otwocku i ja tam byłem, ale z Warszawy byłem za dużym poziomem, więc z pierwszej klasy przesadzili mnie do trzeciej. Ale znowu, jak ojciec zlikwidował tę restaurację w Otwocku, to wróciłem do Warszawy i było odwrotnie. Zamiast być na tym trzecim, to zmienili mnie znowu na pierwszy rok. Ale potem to ja miałem kurs normalny, no i chodziłem tam do tej szkoły.
Normalnie to sześć klas, a potem miałem zapisać się do gimnazjum. I właśnie wtedy doznałem, że mam inne imię, bo dokładnie nazywali mnie Leszek, ale w tej metryce to było Jerzy Leszek. I po raz pierwszy dowiedziałem się, że mam to drugie imię.
Tak, tak.
Więc to gimnazjum to się nazywało Reytana, na ulicy Rakowieckiej. No i tam zacząłem właśnie. Jeden z tych przedmiotów to była łacina. To było ciekawe, to z łaciną, bo potem, jak to powiedzieć, w normalnym kursie, to ja chciałem zdawać egzaminy i trzeba było zdawać egzaminy z rozmaitych przedmiotów, między innymi łacinę. I żeby zdać ten egzamin, to ja sześć lat łaciny nauczyłem się w trzy miesiące i zdałem egzamin. To była dla mnie największa, największy, jak to powiedzieć, nie wysiłek, ale sukces. Sukces, żeby tak szybko nauczyć się, właśnie sześć lat łaciny w trzy miesiące.
Tak, żeby mieć ten dyplom. Żeby mieć […] dyplom wykształcenia średniego.
Tak, tak, to było podczas okupacji, oczywiście.
No to była dobra, bo moje gimnazjum było na dobrym poziomie. Więc nic nie było specjalnego. No nie wiem.
Tak. Nie, nie, ja nie byłem w Warszawie, ja byłem u mojej ciotki na wakacjach i wtedy byłem zadowolony, że nie ma szkoły. Normalny, jak to powiedzieć…
Odezwanie, normalny, ten. Tak jak dziecka, co jest zadowolone, że nie ma szkoły.
Więc to było pod Warszawą, u mojej ciotki, co miała dom. To było w Klarysewie, teraz to się nazywa Konstancin. To ja tam spędzałem wspaniałe prawie wakacje.
Tak. Więc wróciłem do Warszawy i wtedy była… Nie wiem, jak to się nazywa, ale Warszawa była wtedy zablokowana. Nie można było normalnie mieć wolności wtedy.
Tak, okupacja.
Tak. Ale nie, ja tam mieszkałem. Ja tam mieszkałem i też chodziłem do szkoły.
Nie, nie, nie, w samej Warszawie. Konstancin to było co innego, to były wakacje u mojej ciotki. A potem, jak była okupacja, 1939 rok, to byłem wtedy w Warszawie.
Tak. Pierwszy tak, w Warszawie.
Nic specjalnego.
Nie, nie. Żadnych alarmów nie było, bo były dwa razy, ja mam wrażenie, był [nalot] samolotowy i zburzono kilku budynków. Ale to nie było bardzo poważne. […]
Nie, nie, nie. Mój ojciec pracował, pracował w jakiejś restauracji.
Tak, tak. Tak, miał zajęcie.
Tak. A moja mama też pracowała, była kasjerką w dużych magazynach. Ale to nie to, co dzisiaj się nazywa “duże magazyny”, tak jak Saar ma i inny, ale to były duże magazyny rodzinne, to znaczy magazyny ludzi bogatych. I tam właśnie w takich sklepach moja mama była kasjerką. Tak. I nawet pewne takie rzeczy, że pewnego dnia przyszedł na jałmużnę ten pan i moja mama jemu dawała trochę tych pieniędzy, a on powiedział, że jest bogaty, bo ma domy. Więc biedny, co chodzi prosić o jałmużnę, ale był właścicielem domów. No i nie wiem, co.
Edukacja… Normalnie nie było żadnej szkoły, więc to było prywatne, chodziło się po domach. No i ja wtedy, moje gimnazjum to było właśnie w ten sposób robione. Więc tak jak z łaciny sześć lat łaciny zrobiłem w trzy miesiące i inne przedmioty to było to samo. W ten sposób byłem na poziomie i [mogłem] mieć dyplomy, dyplomy gimnazjum.
Tak, tak, tak.
Tak, to było… To normalnie tak, ale wtedy się…
Ja nie wiem, to było wszystko nauczanie domowe.
Tak.
Nie, nie, nic specjalnego nie miałem, nie miałem żadnych przeżyć. Normalny mój tryb życia był, normalny. I w ten sposób skończyłem ten poziom średni i zapisałem się na uniwersytet, bo chciałem iść na chemię, ale nie było, więc było tylko miejsce na fizykę. No i wtedy chodziłem na te wykłady fizyki. I to mnie się przydało, bo potem jak chciałem zapisać się do gimnazjum, to trzeba było dać dowody mojego poziomu, mojego nauczania. W życiu mam dużo szczęścia, bo wtedy ten profesor, który mnie znał z uniwersytetu, właśnie ten, to był świadkiem i powiedział, że ja już byłem na uniwersytecie. I nie zdawałem żadnego egzaminu, byłem przyjęty do gimnazjum Reytana.
Tak, tak, tak, no tak, to było po maturze. No, ja wtedy zapisany byłem do gimnazjum i zacząłem normalny tryb ucznia gimnazjum.
Tak, tak, tak, ale ja już dokładnie tego nie wiem, bo to było wszystko… to było niespecjalnie zorganizowane. Więc wynik tego wszystkiego, że miałem poziom nauki dosyć wysoki i to mnie właśnie pozwoliło… To nic nie było, jak to się powiedzieć…
Nie, nie.
Ulica, ulica wychodziła. Jak wychodziłem z mojego domu, to pierwszą rzecz, co patrzyłem, czy nie ma żandarmerii niemieckiej na ulicy. To były takie automatyczne reakcje i to wszystko mnie się udało, że nigdy nie byłem aresztowany i wywieziony do Niemiec. Skutek tego wszystkiego, żeby była ostrożność.
O la la… Tak. Konspiracja to już była przedtem, przed Powstaniem, bo brałem udział w komórce politycznej na wolność Polski.
No, rok to łatwo, bo to było wszystko przed Powstaniem, więc to było wszystko przed 1944 rokiem, 1942, 1943.
Nie, nie, nie. To nic specjalnego, to były zebrania o tematach politycznych, o wolność Polski, żeby Polska była jednym krajem.
A więc wtedy moje zajęcie, to było zajęcie literacko-polityczne. Właśnie to zawsze o wolność Polski, i że Polska miała być dużym krajem. No i się doszło właśnie do momentu Powstania.
Tak, tak, było przeszkolenie, jeżeli chodzi o zachowanie się samego siebie, żeby być uważny, ostrożny i żeby wiedzieć, co się dzieje, co się dzieje naokoło.
Nie, do Powstania nie, ja nic… Nie wiedziałem, że będzie Powstanie.
Tak, rozważania, tak. To były rozmowy polityczne ogólne. To więcej o przyszłości w znaczeniu [przyszłości] kraju.
Pani mówi tutaj, bo normalnie to było tajemne, więc ja nie wiem, ile to było i tak dalej. Wiem, że my byliśmy cztery, pięć osób, co się spotykało.
Tak, w mieszkaniach prywatnych.
Te spotkania to były najmniej co tydzień, tak. Wtedy przechodziłem szkołę wojskową, na formację, żeby być oficerem.
Tak, tak. To było… Tak. Ja skończyłem tę szkołę, nawet dokładnie wiem, jakiego to było [dnia], bo to się skończyło 27 czerwca.
Tak, 1943 roku, nie 1944. 1943 roku. Ja nie wiem, czy ja to wymyśliłem, ale dałem, żeby się spotkać 27 czerwca i żeby się spotkać, i być razem. Ale w życiu to jest tak, że czasami się chce zrobić pewne rzeczy, a nigdy się tego nie dokonało, więc ja nigdy nikogo nie spotkałem 27 czerwca. Ale w myślach to było poważne, bo się czuło, czuło się razem. I pamiętam nawet jedno zebranie, to było tam, gdzie się działa walka Żydów o ich wolność.
Na terenie, tak, no tak, ale wtedy to nie było getto, tylko to miało być, to miało być wtedy… To było około ulicy Miodowej. To było wszystko, to był początek tego wszystkiego.
Więc moja formacja była bardzo wojskowa.
To była taktyka, strategia, więc ja te rzeczy… byłem na dużym poziomie.
Tak, tak, oczywiście. Szczególnie w moim domu, bo ja miałem, ja miałem plan i miałem dobry materiał właśnie do prowadzenia taktyki i strategii. To był teren na tym, i to się robiło u mnie, bo ja to wszystko miałem.
Na Marszałkowskiej.
20. Marszałkowska 20.
Tak, tak, w mieszkaniu, tak.
Nie, nie, nie. Ja potem już nie wiem, bo to wszystko poszło za szybko. I doszło właśnie do Powstania.
U la la, nazwa… Nie, nie, nie. Ta formacja to nie była żadna formacja, to była szkoła. Szkoła dla podchorążych i ja byłem podchorążym, miałem osiemnaście lat. Jak Powstanie zaczęło się, to miałem dziewiętnaście, tak jak teraz będę miał dziewięćdziesiąt cztery lata.
Ja nie wiem, nie, ja żadnej przysięgi nie robiłem.
Pseudonim, no to właśnie, mój pseudonim to był „Horn”. A ja wziąłem ten pseudonim, bo to był autor, jeden z autorów książki szpiegostwa. I to był Niemiec, i ja wybrałem sobie specjalnie to imię, Horn. Ale to nie było nic specjalnego, bo nigdy tego nie używałem.
To była atmosfera gorączki, bo wszyscy jakby byli pod wrażeniem prądu. To wszystko nie było normalne. Wszyscy byli napięci, bo coś się czuło, że będzie, ale nie wiedzieli co, prawda. Tak jak przed wybuchem, nic nie wie się, jak jest wybuch. A ten wybuch to było Powstanie…
Nie, nie, moi rodzice nic się tym nie zajmowali i nic nie mówiłem. To było zupełnie oddzielne, to wszystko.
Tak, więc ja miałem iść… Dano mi adres, to było około ulicy Wspólnej, Żurawiej, tam. I tam trzeba było się spotkać. Ale tam, jak pojechałem, to się czekało i nie wiadomo co, bo nikt nic nie wiedział. A jak Powstanie wstało, to się dowiedzieliśmy, że już jest walka i ludzie zabijani są na Woli. Ale my nie mogliśmy się poruszyć, bo byliśmy tam prawie zamknięci. To nic specjalnego, ja żadnego udziału nie brałem podczas pierwszych dni Powstania.
Tak, to się czekało właśnie, to się czekało.
Ale ta atmosfera to była niespecjalnie… niespecjalnie dobrze to było robione, bo się czekało i nie wiadomo, na co się czekało, a od ludzi, od innych, potem się dowiedzieliśmy, że były wybuchy w innych dzielnicach i było nawet dużo zabitych. I to była prawda, bo tam Niemcy mścili się i zbierali ludzi, i ich mordowali. Voilà, taka sytuacja. A ja zawsze byłem na boku, ale nic specjalnego nie robiłem. To taka była sytuacja.
Tak, tak.
I czekali, właśnie czekało się.
Ja dokładnie już tego nie pamiętam, bo to nie było specjalnie zorganizowane.
Tam się organizowali, to byli aresztowani, łapani przez Niemców i byli zabici. Właśnie taki skutek. Nie wiem dokładnie, jak to było.
Tak, tak.
Tak, więc mnie dano do pracy właśnie telefon i żeby robić linie telefoniczne, żeby ten telefon funkcjonował. I ja do tego miałem kilku ludzi, co pracowali ze mną i dla mnie. Więc taka była sytuacja. A wtedy czasami było niebezpiecznie, bo to było pod strzelaniem i te pociski, co były ładowane, to przechodziły koło nas.
Nie, nie, nie, żadnego przeszkolenia nie miałem. To ja robiłem przeszkolenie.
No tak, ja właśnie dzisiaj to nawet nie wiem, bo ta nauka to zupełnie przychodziło, jakby była sama, jakby to było napisane. To wszystko było naturalne.
Rejon to było to Śródmieście, to było koło tej ulicy Kruczej i tak dalej. To było tam, ale ja też chodziłem gdzie indziej, dalej, do ulicy, do samego prawdziwego Śródmieścia.
No tak, sieci, sieć.
Cel tego, żeby te telefony funkcjonowały. I tam mnie wzywano – jak coś nie idzie, to szedłem i reperowałem to. I ja dzisiaj zastanawiam się, że właśnie nie wiem, że to wszystko przychodziło naturalne, zupełnie jakbym miał jakieś przeszkolenie, ale ja żadnego przeszkolenia nie miałem. To wszystko chodziło samo, zupełnie jakby się tworzyło to wszystko. Ciekawe, prawda?
Ja miałem, nie wiem, do dziesięciu osób. To niedużo, bo do tego nie trzeba było dużo. Żeby była sieć, to nie trzeba dużo ludzi, wystarczy jedna osoba.
Nie, nie, to wszystko tam, co na tej ulicy Kruczej, bo tam był sztab, tam była komórka dowódcy rejonu.
Nie, nie, nie pamiętam. Nie, nie pamiętam.
Nie, nie miałem, nic specjalnego nie miałem.
Tak.
Tak, a potem, a potem to wszystko to się stało.
Ja mam wrażenie, że tak, ale to nieważne wszystko.
Pożywienie, pożywienie… Moja mama… Ja dałem [kontakt] tam do grupy kobiet, co robiły właśnie do jedzenia te obiady i tak dalej, więc jeżeli chodzi o jedzenie, to było wszystko załatwione.
No nie, ona się angażowała, ona robiła.
Nie, robiono tam i dawano wszystkim naokoło. Ludzie przychodzili i jedli.
Nie, nie, mój ojciec tam nie był.
Nie wiem, nie wiem, gdzie był.
Nie, nie wiem.
Nie, nigdy nie miałem broni.
I nigdy nie używałem i nigdy nikogo nie zabiłem, nawet Niemca nie zabiłem, a brałem udział w Powstaniu.
Nic nie było, nie, nic nie było specjalnego. To było zupełnie jakby był inny świat.
Nie, nie, to nie istniało, bo sytuacja była taka, że nie było miejsca do strachu.
Nie, nie, nic, żadnego kontaktu. Ja miałem moją funkcję, żeby była sieć telefoniczna i żeby telefon funkcjonował, a reszta to nie miało żadnego znaczenia.
Nie, żadnych gazet nie było, nic nie było.
Nie, ja nic innego nie robiłem, ja zajmowałem się telefonem. Cel, żeby telefon funkcjonował, a reszta to żadnego znaczenia nie ma.
Nie, nie, ale ja tego nie wiedziałem, bo to było dalej. To było dalej. Miało się wiadomości potem, ale to zawsze potem, jak ludzie byli zabici, to mi opowiadano, to tydzień albo więcej, kilka dni potem, ale nigdy w tym momencie.
Nie, nie. Zrzutów nie, ale byłem świadkiem zabicia, bo była taka pielęgniarka, co chciała coś robić i ona chciała iść ratować… Był tam jakiś mężczyzna, co leżał, był zraniony, a ona chciała iść do niego, ale jej się mówiło, ja mówiłem, żeby nie poszła, bo Niemiec miał to na oku i miał taki karabin, co jak ktoś się pokazywał, to strzelał i zabijał. Więc jej się mówiło, żeby nie poszła, bo będzie zabita, a ona nic nie chciała słuchać, no i pobiegła. Ale jak pobiegła, to była zatrzymana, bo była zabita. Więc nie trzeba było robić przeciwnie, wobec tego co mówiono, bo co mówiono, to było skutkiem wiedzy, że to niebezpieczne. A właśnie to był dowód, że trzeba było słuchać, co się mówiło, bo inaczej… I ona nie byłaby zabita, a potem była dekorowana. A ja uważałem, że to nie ma żadnego sensu, bo się dekoruje kogoś, co nie słuchał, prawda. Ona [została] zabita, tak, ale zabita przez swoją winę. Więc [to była] ta druga strona rzeczywistości. Więc jest rzeczywistość bohaterstwa kogoś, ale też nie bohaterstwa, tylko głupoty, bo ludzie byli dekorowani przez głupstwo, bo nie słuchali, co się im mówiło, a potem byli dekorowani. Więc dla mnie dekoracje wtedy miały zupełnie inne znaczenie. Ja pozgarniałem te odznaczenia, bo te odznaczenia nic nie mówiły, bo one były odznaczeniami ludzi, co robili to, czego nie trzeba było robić.
Były przeszkody – oczywiście, tak, były przeszkody, bo te miejsca, gdzie się zakładało sieć, to nie były zawsze bezpieczne. Były strzały i trzeba było uważać i chronić się. Zawsze chronienie. A ten, co się nie chronił, to był zabity i udekorowany.
Nie, nie, nie, tego nie pamiętam, nie wiem. Ja normalnie, to co robiłem, to było rzeczywistością.
No, to trudno powiedzieć. Wie pani, pani mówi teraz o odcinkach. Jak się jest w pracy, to się nie myśli o odcinkach, myśli się o tym, żeby łączyć jeden do drugiego i żeby było to połączenie. To było ważniejsze niż nazwy odcinków.
Nie, no nie. Co się robiło, to wszystko było praktyczne.
Nastroje to było czekanie i żeby się chronić, żeby nie być zabitym. To najważniejsze.
Ale ja nie miałem kontaktu z ludnością cywilną.
Nie, bo już tam nie było ludności cywilnej. Ludność cywilna była gdzie indziej, gdzieś się chowała.
Nie, rodzice nie istnieli.
Nie, moja matka była tam, gdzie robiła kuchnię i żadnego innego kontaktu nie miałem.
Nie wiem. Jak się zakończyło… Bo to była kapitulacja. No i w tej kapitulacji to się chciało schować. Więc pewne rzeczy robiło się w piwnicach, robiono i układano pewne rzeczy. I wtedy myśleli, że po Powstaniu pójdzie się i do tego, ale po Powstaniu to zupełnie było co innego, bo ja wtedy byłem w Niemczech, w niewoli. Więc to nie było nic realnego.
Ja wychodziłem z Warszawy jako wojskowy.
Tak, tak. To było na alei Niepodległości. Ci, co mieli broń, to musieli złożyć i potem się już poszło i wchodziło do wagonów, do pociągu i pociągiem jechaliśmy do Niemiec, do niewoli.
Tak, w Pruszkowie, tak, tak, tak. Pruszków.
No ja nie wiem, to było X DB. Dziesięć to był główny obóz, Stammlager. I ja tam byłem, na tym Stammlager. No i byłem tam cały, prawie cały czas.
Tak, prawie, niezupełnie, bo trzeba było uciekać i się szło gdzie indziej, do innej okolicy.
Tak. Znaczy „uciekać”… Szło się – wychodziło się z tego obozu i się szło do innego.
Tak, trzeba było opuścić, bo Niemcy poruszali się i mieli zająć ten obóz.
Nie. No, jakie warunki… Warunki były normalne. Był ten chleb suchy, suchy na śniadanie i na kolację, i kawałek tego, jak się nazywa…
Nie, gdzie tam marmolada. Jak się robi zupę, to się robi z czym?
Ziemniaki, voilà. Miało się ziemniaka, miało się kawałek chleba, voilà. To było jedzenie.
Nie, ale tam nie było Niemców.
Nie, gdzie tam. Jak był obóz, w obozie, tak, to co innego, ja mówię o obozie jenieckim.
Nie, żadnego. W obozie Niemców nie było żadnej roboty, to była niewola.
Tak. To było Klemskerke, ale nie wiem, czy to prawdziwe. Wiem, że główny to było Sandbostel, główny ten lager, Sandbostel X B, X B.
Nie, nie, nie, wyzwolenie było gdzie indziej, w innym.
Nie, nie pamiętam.
U la, co ja robiłem, u la la… Normalnie nic nie robiłem.
Nie wiem.
No nie, no to w Niemczech, ja zawsze w Niemczech byłem.
Nie, znaczy mieszkał… Ja nie mieszkałem, siedziałem w obozie.
Nie wiem.
Nie, gdzie tam, Warszawa.
Nie.
Nie.
Tak, to Belgia.
Nie, nie, nie. Ja opuściłem Niemcy i przyjechałem tutaj na urlop.
Przyjechałem na urlop do Belgii. A jak przyjechałem, to miałem kontakt z kimś i ten oficer polski mi powiedział, żeby pójść do konsulatu polskiego w Brukseli. I ja tam poszedłem, i tam skierowano mnie tam, gdzie byli ci uchodźcy. To były szkoły, bo to były właśnie wakacje. To był sierpień, lipiec, lipiec, sierpień to były wakacje. I tam poszedłem, i tam właśnie zacząłem pierwszy raz mieć kontakt z ludźmi w Belgii.
To 1945 rok był, tak.
Tak. To było w Belgii. To była najpierw Bruksela, a potem byłem na północy, w Bruges. Byłem w klasztorze, klasztorze benedyktynów.
Zawód, jaki zawód? Żadnego zawodu. Zawód to moja osoba. Pani mówi o zawodzie, jakby to była jakaś formacja. Żadnej formacji, miałem dziewiętnaście lat.
A, to potem.
No, potem to ja zapisałem się na uniwersytet, robiłem studia, żadnego zawodu. Robiłem studia, byłem na uniwersytecie. Na uniwersytecie w Brukseli. Voilà, voilà, to był mój początek. […]
Tak, po studiach to miałem zajęcie jako chemik.
Nie, ale gdzież tam, nie było mowy. Ja po raz pierwszy przyjechałem w 1947 roku, jak zdałem dwa lata uniwersytetu.
Tak, cała, wszyscy pozostali. Nie tylko rodzina. Polska to Polska. To inny kraj, Polska. Ja byłem w Belgii sam.
Nie, nic. To dawniej było. To przeszłość.
Warszawa, 31 lipca 2019 roku
Rozmowę prowadziła Hanna Dziarska