Franciszek Adamski „Adam”
Adamski, urodzony 26 stycznia 1926 roku nad Pilicą, w Borowym.
- Proszę powiedzieć coś o swojej rodzinie. Kiedy się przeprowadziliście do Warszawy?
Było przedwojenne bezrobocie. Każdy łapał pracę, gdzie mógł.
- Czym pana rodzice się zajmowali?
Ojciec zmarł w 1937 roku, jak byłem chłopcem, przed wojną. Zmarł w Warszawie. Leży na Bródnie.
- Gdzie mieszkaliście w Warszawie?
Ogrodowa.
Nie, to jest Śródmieście, tyły Sądów.
- Na tyłach Sądów. Miał pan rodzeństwo?
Cztery siostry i brata. Dużo umarło.
Po ojcu dwóch dorosłych braci zmarło, dwadzieścia jeden [lat] i osiemnaście. Byłem młody chłopak i mi się zdawało, że jak żałoba w rodzinie, to wszystko zamknięte. Pytam się: „A kino zamknięte?”. Obsztorcowali mnie: „Ty masz żałobę, a o kinie myślisz?”.
[Zajmowała się] dorywczym handlem.
- Do jakiego kina pan chodził przed wojną w Warszawie?
„Cassino”, Nowy Świat 50.
- Pamięta pan filmy, jakie pan widział przed wojną?
„Dzisiejsze czasy” z Chaplinem.
- A „Królewnę Śnieżkę” pan widział?
Z Chaplinem były, ciągnęło się. On był bezrobotny, później go wzięli do pracy, nie podołał normom. Jedzenie, to suszonkę miał. Stale się śmiał, jak się uśmiechnął, to wióry leciały.
- Czy pan chodził z siostrami do kina?
Nie. Tam mój szwagier miał warsztat szewski i w kinie wszystkich znałem. Jak poszedłem do kina, to godzinami [siedziałem], rano wychodziłem.
- Oglądał pan filmy cały czas czy po prostu siedzieliście w kinie?
Wojenne.
- Pan lubił kino, lubił pan filmy?
Nowości były.
- Polskie filmy pan też oglądał?
Jakie były. Tylko pytałem się: „Co puszczacie?”. – „To i to. Przyjść o tej godzinie”. To przychodziłem: „Cześć”. – „Cześć, siadaj”.
- Pan mieszkał na Ogrodowej. Pamięta pan numer?
Róg Solnej.
- Proszę powiedzieć, czy pamięta pan 1 września, wybuch wojny?
Pamiętam wiosnę. Dostałem manto za tą wiosnę, bo asfaltowali, pierwszy raz się z asfaltem zetknąłem, zrobiłem kulę i do kieszeni włożyłem.
- Pamięta pan 1 września 1939 roku, jak wybuchła wojna?
U nas na podwórku mieszkali lotnicy. Przyjechali polskim fiatem wojskowym, odkrytym, czyli willisem polskim. Środowisko było inne. Nie było prawdziwej szabli, tylko z drzewa. Jak ustrugałeś, tak masz.
- Pamięta pan wojnę, jej początek, okupację w Warszawie?
Pamiętam, bo miałem hulajnogę na łożyskach. Jak był początek wojny, taksówek nie było, nie stały. Oleju nie było.
- Kiedy pan wstąpił do konspiracji? Był pan w konspiracji?
Kawałek czasu. To się ciągnęło. Niby w konspiracji nie byłem, bo skierowali mnie do warsztatu, pod ich rozkazy. To był warsztat samochodowy i Niemcy remontowali samochody z Rosji. Tam trzeba było naboi szukać, dużo naboi było. Oddawało się, pokwitowanie i taka konspiracja.
- Jak się warsztat nazywał?
Na Kazimierzowskiej.
- Pamięta pan kogoś z tego warsztatu, jakichś kolegów?
Oni byli starsi ode mnie. Jak się wojna zaczęła, poszedłem ich odwiedzić, jeden drugiemu mówi: „Nie ma”. Ale miałem kolegów w tym wieku co ja. Pracował. W okupację poszedłem odwiedzić: „Nie pracuje, bo nie żyje”.
- Czym się zajmowała pana mama w czasie okupacji, też handlem?
Tak.
- Pana siostry były od pana starsze?
I bracia starsi.
- Czy któreś z nich też było w konspiracji?
Każdy sobie.
- Nie wiedział pan, czy ktoś z pana rodzeństwa jest w konspiracji?
To by się widziało. Jak codziennie się jest, to się widzi. Widziałem nawet na podwórku, kto jest podporządkowany.
- Jak to pan poznawał, po czym?
Ruchy wojskowe. Nawet kto u harcerzy był, służył, też inaczej chodził.
- Nie mówiliście, kto jest w konspiracji, bo to była tajemnica, tak?
Był napływ naboi.
Nie. Przed wojną chciałem do harcerzy, ale byłem za młody jeszcze: „Uciekaj”. Na Powiślu, na Dobrej, „Strzelec” był. Tam się zapisałem, bo mi chodziło o mundur. Rosłem, rwało się, a nowych nie ma. Oni też nie dawali i uciekłem stamtąd.
- Czy w tym warsztacie samochodowym pan był do samego Powstania?
Zaplanowałem urlop na 1 sierpnia, a wtedy Powstanie się zaczęło.
- Czuł pan, że będzie Powstanie, czy nic pan nie wiedział?
Nie.
- Rozmawialiście o tym przed Powstaniem?
W warsztacie trzeba było na kłódkę mieć [buzię] zamkniętą, bo przecież nie wiadomo z kim.
- W warsztacie były niemieckie auta, tak? Czy rosyjskie?
Rosyjskie, angielskie.
- Czy to było tak, że dostawaliście auto i je naprawialiście?
Wyremontowali, później na komisję podjeżdżały. Było takich dwóch, co gotowe, wyremontowane, wymalowane zabierali. A inni niewtajemniczeni byli.
- Był pan na tajnych kompletach?
Mam do tej pory do kolegów żal. Chodzili na komplety, a mi nie powiedzieli. Bym coś skończył. Po wojnie patrzę, pod pałacem Staszica [kolega] w białej czapce chodzi. Mówię: „Co ty?”. – „Przecież chodziłem”.
- Na komplety chodził i panu nie powiedział?
Chodziłem tylko do podstawowej szkoły, a później Niemcy z warsztatów zabierali i technikum porobili.
- Czyli chodził pan do szkoły podstawowej?
Chodziłem.
- Gdzie pan chodził do szkoły, pamięta pan?
Na Chłodną 11, róg Waliców. Tam Niemcy się wysadzili.
Nie, tam było zbiorowisko szkół, była i żeńska.
- Pamięta pan kładkę na Chłodnej, z getta?
Chodziłem do dentysty i żandarmeria była na rogu. Kino było.
Tak, za dwadzieścia pięć groszy. Na początku nieme było, to darmo.
Było. Film puścili, a nie było głosu.
- A nie było muzyki, nikt nie grał?
Chłodna 9, [kino] parafialne, za dwadzieścia pięć groszy.
- Podczas okupacji pan nie chodził już do szkoły? Pracował pan tylko?
Zapisałem się do Konarskiego na Lesznie.
Nie, tam skasowali, bo na Lesznie to była trasa, Sądy się budowały. W każdej pracy był przydział technikum. Po skończeniu tej szkoły na politechnikę można było, ale politechniki nie było. Sprawdzian był. Jak której lekcji nie było, to wiadomo, że wykładowca miał wpadkę. Dużo było takich, co się tylko zatrzymali przy szkole.
- Miał pan jakiegoś kolegę, przyjaciela przed Powstaniem?
Ze szkoły.
- Pamięta pan 1 sierpnia, wybuch Powstania?
Uciekłem z domu.
W czasie Powstania, jak wybuchło.
Bo mnie nie puszczali.
- Mama nie chciała, żeby pan szedł do Powstania? Bała się, że panu się coś stanie?
Że zginę. Przed wojną dwóch braci umarło.
- Jak wybuchło Powstanie, był pan na Ogrodowej?
Na Pańskiej, jak Dom Słowa.
- Co pan robił na Pańskiej?
Mieszkałem.
- Czy pan odszedł od rodziców?
Z rodzicami.
- Jak wybuchło Powstanie, to gdzie pan poszedł z Pańskiej?
Koło Żelaznej Bramy i na Starówkę.
Kopałem okop na rogu Pańskiej.
- Pamięta pan sam wybuch Powstania, co się wtedy działo?
W ogóle [nie pamiętam]. Jakby łopatą wyrzucili pamięć.
- Poleciał pan na Stare Miasto. W jakie miejsce na Starym Mieście pan się udał?
Jak Powstania nie było, to chodziłem na Starówkę. W Powstanie, byłem obok m.p. Dziewczyna tam była.
- Miał pan sympatię? Pamięta pan, jak się nazywała?
Miała sklep.
Mniej więcej w tym wieku, mężatka. Mąż ostrzegał mnie: „Ostrożnie na ulicach”. Nazwiska nie wiem.
Tych imion to było!
- Co dalej się stało, poszedł pan na Stare miasto i co?
Długa 7, do centrali trafiłem. Później, jak stałem na warcie, to kolegów ściągałem. Miałem kolegę z Żytniej. On mi kiedyś powiedział, że Niemcy wyrzucają. Nie mogłem uprzytomnić sobie, jak to – wyrzucają? Ale uczulony byłem. On jak szedł, akurat stałem. Mówię: „Co robisz?”. –„ A nic”. – „Idź do 3. kompanii, tworzy się”.
- Czyli pan ściągał kolegów na warcie, na Długiej?
Miałem wartę. Niemieckie magazyny na kolei. Tego nie mogłem zrozumieć: niemieckie, Niemców nie ma, puszcza się ludzi i zabierajcie, i jedzcie. Tak nie było. Tylko jak, powiedzmy, grupowo wynosili konserwy, to jak niósł dziesięć, to jedną brałem. Nie dla siebie, ale i dla ogółu.
Na Stawkach, ale ja byłem na Długiej, wartę miałem. Żeby oszczędzić grabież, jak mówili. Jaka grabież, jak cywil wziął? Bo jednostki zorganizowane to wózkami nawet jeździły.
Tak.
- Pana przydzielili do Batalionu „Wigry”?
Akurat trafiłem.
- Miał tam pan jakichś znajomych? Nikogo pan nie znał?
Nie.
Dowódca to nawet w obozie był.
- Nie pamięta pan, kto to był?
Zginął dowódca. Miałem porucznika „Romana”, ale nazwiska musiałbym gdzieś w książce szukać. On mi imponował, miał głowę rozbitą i jeszcze w oddziale był.
- Gdzie mieliście kwatery, na Długiej?
Kwatera to było Ministerstwo Sprawiedliwości.
- Pan tam był od początku Powstania, cały czas, do wybuchu tak zwanego czołgu?
Jak się kolegów zaprzyjaźniło, to gdzie będę chodził? Rodziny nie ma.
- Proszę powiedzieć, gdzie pan walczył. Pan był strzelcem?
Najpierw, jak się okazało, byliśmy batalionem lotnym. Jak gdzieś dziura była, to nas brali, bo niektórzy byli dobrze przeszkoleni. Nawet papież tam był [??] – na „Wigrach”. To było harcerskie zgrupowanie.
- Gdzie was wzięli na początku, gdzie pan walczył?
Katedra.
- Może pan opowiedzieć o tych walkach?
Taka walka była, że strzelają, a jeden na organach grał.
Kolega. Dorwał się potrenować. Jak mu uwagę zwróciłem, to mówi: „Co ci przeszkadza?”. I otoczenie katedry. Na Kanonię poszedłem, wyznaczyli mnie, mnie się to nie podobało. Porucznik wziął sobie od nas pięciu, osłonę, i byliśmy za katedrą, a on poszedł na podwórzec Zamku w gruzach szukać. Znalazł pistolet kapiszonowy, krzyku narobił: „Ojej! Co ja mam!”. Z Zamku zaraz nastawili i cześć. My czuwamy. Pociski posłali i wtedy zostałem ranny. To było tak, że we trzech staliśmy. Pierwszy do dzwonu poszedł, a ja poszedłem za katedrę, za figurę, we wnękę. Myślałem, aby twarz chować. Tak było, twarz chowałem, a on łupnął. Jak się ocknąłem, to on leżał. Moździerz nie szuka, tylko wali. Dostałem w prawą nogę.
Tak. To szczęście, że odłamek się nie przesunął, bo by mi kość naruszył. A tak, to ranny byłem.
Jak wyszliśmy z kanałów, raczej później. Oficerowie byli i chcieli się dowiedzieć, o której schodziliśmy. Pytam się: „ Miał pan zegarek? Ja nie miałem”.
- Proszę powiedzieć o kanałach. Poszliście na plac Krasińskich?
Tam wchodziłem.
- Pamięta pan kapitana „Barrego”?
On chyba u nas był.
- Ile dni pan walczył w katedrze?
My się pytaliśmy, dlaczego nie mamy jednej placówki. Bo jesteśmy od łatania dziury, na korzyść innych. Tak samo i z katedrą było.
- Czyli was wzięli do katedry po prostu, żebyście pomogli?
Nie wszystkich.
Nie, więcej. Na Kanonii nas było czterech.
- Pamięta pan kolegów z Batalionu „Wigry”, ich pseudonimy? Jaki miał pseudonim ten,, który zginął w katedrze?
Nie wiem. Pobiegłem do domu na Kanonii, gdzie dowództwo było, i mówię, że dostaliśmy ostrzał, jeden leży, a ja chodzę. Szukali mnie. Ale się natura tu zazębia. Dostałem odcinek Zamku. Tam nie było gdzie stanąć. Ale [byłem] młody, [miałem] pierwsze zadanie. Jeszcze polską „sidolówkę” dostałem, a na dole, koło stajni, Niemcy ćwiczyli. Mówię: „Dajcie mi porządną bombę, to im zrzucę”. – „Nie możesz, bo zdradzisz stanowisko”. Mówię: „Co zdradzę, jak stamtąd nie strzelam?”. Co zrobi pojedynczy strzelec? Oni ćwiczyli gimnastykę, ale w razie czego karabiny łapią. Ale nic tam nie działali, nadal byli przy koniach.
Tak.
Jak się Karową schodziło. Tam były wielkie drzwi.
- Jaką pan miał broń w Powstaniu, „sidolówkę”?
Miałem kbk.
Przydział broni dostałem, kbk.
- Miał pan szczęście, nie każdy dostawał.
Przy kanale bombardowali. Na Długiej spora grupa była. Niektórym do głowy uderzyło. Na Długiej od strony Wisły, czyli od wschodu, był daszek i sklepy. Oni polecieli pod ten dach, że odłamki im nic nie zrobią. Poszli w głąb tych sklepów. To był czas wejścia do kanałów. Wyszli – każdy na inny kolor, czarny, niebieski, bo tam farby w proszku były. Tylko nie mogłem zrozumieć, co za rozporządzenie było, że jak się schodziło do kanału, zabierali nam broń. Przecież to się szło do Śródmieścia, a zabierali nam.
- Czyli pan miał kbk cały czas?
Nie, peem dostałem, ale bombardowania były, on się zabrudził. Natarcie z Żoliborza było, stałem na rogu, za pałacem Krasińskich i strzelałem. Naraz stop, to zwinąłem interes. Później się pytają: „A ty go czyściłeś?”. Mówię: „Raz tylko”. A później: „Z peemem tam pójdziesz”. Zamiast dwóch, to jednego z peemem wysyłali.
- Może pan opowiedzieć o wybuchu „czołgu” na Kilińskiego?
Był wielki krzyk: „Hura! Hura!”. Co się dzieje? Kolega był w dawnych kwaterach, bo nas wyrzucili, bo bombardowali ten budynek, co my byliśmy, na Długiej 7. Ale on został. On był na drugim piętrze i obserwował, że jakaś tankietka podjechała. Czołgów nie widziałem, ale jak podszedłem, to od razu mi się nie wydawał na czołg, bo nie miał wyjścia armaty czy karabinu maszynowego.
Dla mnie tankietka.
- Pamięta pan, czy dużo ludzi było?
O tak. Tłum się robił i krzyk nastąpił. Nie wiem, kto krzyknął: „Uciekajcie, bo coś niedobrze!”. To uciekałem. Jak uciekałem, to w plecach części czołgu niosłem, odłamki.
- Daleko pan był od czołgu?
Szerokość ulicy. Już mam usunięte te odłamki, tylko zważę ile, metkę dam, napiszę wszystko i do muzeum oddam. […]
- Pamięta pan „Bora” Komorowskiego? On był na Długiej 7.
Może był, jak był koncert i Fogg był. Przed zniszczeniem.
- Pamięta pan koncert Fogga?
Ja akurat nie byłem.
- Był pan na jakimś koncercie podczas Powstania?
Nie.
- A był pan w Śródmieściu, jak były kroniki w kinie „Palladium”?
„Palladium” na Złotej było.
- Tam były pokazy kronik w Powstaniu, pamięta pan?
Nie byłem.
- Co pan jeszcze robił na Długiej? Był pan w katedrze, walczył.
Służba wartownicza.
- Cały czas pan był na Długiej? To była wasza kwatera?
I to długo.
- Jak był wybuch tak zwanego czołgu, to potem pan był w szpitalu?
W szpitalu nie byłem. To może przypadek: kuśtykałem, jakąś laskę skądś miałem, nie wiem, szedłem i głos dziewczyny. Patrzę się, gdzie. Naprzeciwko apteki, na Rynku siedziała dziewczyna. Podszedłem do niej, bo za ładna była, żeby ominąć. Mówię: „Co pani tu robi?”. –„Jestem z Rybaków, mieszkanie nam spalili, wszystko”. Był obstrzał z Pragi i znad Wisły na te domostwa. Ona mówi, że jest Beata. Tak mi się zdaje, Beata Kraszewska. „Co pani tu robi?” – „Szkicuję”. Mówi: „Proszę pana, gdzie pan idzie?”. Mówię: „Do szpitala”. – „Niech pan tam nie idzie, tam jest pożar”. Już Niemcy podpalili.
Pielęgniarkę złapałem, i plaster mi [dała].
- A ta dziewczyna, Beata, została?
No to ja: „Cześć”. Specjalne hasło było, jak się spotykali. Cześć – nie, kolego – nie. Zapomniałem.
- Kiedy to było, pamięta pan?
Po wybuchu „czołgu”.
- Pamięta pan, kiedy się pan po wybuchu obudził, ocknął? Czy pan stracił przytomność?
Nie, leżałem. Uciekałem, aż nie miałem tchu, to usiadłem. Już na kwaterę nie poszedłem, bo stamtąd wyrzucali. A pokoik był ładnie urządzony, poduszki z piór.
- Widział pan po wybuchu rannych i zabitych?
Ja tam nie wchodziłem, ograniczony byłem. Schowałem się do piwnicy, naprzeciwko krzywej latarni. Mówię: „Będę miał widoki z krzywej latarni, co się dzieje”. Widziałem, jak Niemcy nosili bańki z benzyną.
- Pamięta pan wejście do kanałów? Proszę opowiedzieć, jak pan szedł kanałem.
Mówili: „Trójkami się dobierajcie”. To złapałem jednego, miał peem, mówię: „Idziemy razem”. – „Dobra”. Miałem płaszcz żandarmerii, mogłem się opierać w kanale. Mówię: „Co pan robi?”. No i skorzystałem, że „filipinkę” zabrałem.
- Pan spotkał oficera? Proszę jeszcze raz powiedzieć. Był oficer przy wejściu do kanału i wyrzucał rzeczy?
Już wszedł do kanału, tak po pas. Z chlebaka wyciągnął i rzucił granat, „filipinkę”.
W ogień, bo palił się ogień, żeby Niemcy nie widzieli ruchów przy kanale.
- Został zapalony ogień, żeby to była zasłona?
Tak. Nic nie miałem w chlebaku, później żałowałem, ale rzuciłem.
- Ten chlebak? Żeby się paliło?
Mówię: „Ma pan szczęście, że peemu nie mam, by pan serię dostał”. Ale z drugiej strony, może więcej ma rzucić granatów. Z jednej strony pyskówka, a z drugiej strony do kieszeni.
- A czemu on rzucił granat?
W ogień.
- Ale po co? Żeby się paliło?
No, jak wszystko rzucać…
Ogłaszali żandarmi, że bez broni, to on mówi: „Bezbronny będę”.
- Pokłóciliście się z tym oficerem?
Ludzie rzucali, jak wchodzili.
- Pamięta pan, czy cywile też pchali się do kanałów?
Naturalnie, żandarmi nawet na noszach… To kazali: „Stań na boku”. Jak on stał blisko, to widać, że był ranny.
- Nie pozwalali, a pan z ranną nogą?
W kompocie.
W kanale „kompot”. I to się odezwało. [Kiedyś potem] pojechałem na wczasy, poszedłem w góry i zejść nie mogę, noga boli, spuchnięta. To taksówkę złapałem, do szpitala pojechałem, na prześwietlenie. Tam chirurg powiedział: „Proszę pana, tam śmieci jest dużo i to musi wyjść”.
- A w kanale pan próbował chronić nogę? Przecież zakażenie może się wdać.
W jakim czasie przechodziłem trasę, Aleje Jerozolimskie? Barykada była rozbita, bo z BGK strzelali i oficer powiedział: „Na własny rachunek pan idzie”.
Przepustki i niezdrowy. Mogłem nie przejść.
Tak.
Nie, bo miałem dwóch kolegów, takich po dwa metry. Zrobili krzesełko i mnie nieśli. Na Hożej, gdzie pogotowie, mieliśmy szpital. Tam zanieśli, a lekarz pęsetkę wziął i dłubie. Wyjąłem granat i mówię: „Doktorku! Będziemy się bawili, ale w górze”. – „Co pan chce?” – „Żeby pan tego nie robił. Mnie boli, a pan jeszcze drażni”. W kości był odłamek, w obozie operację miałem.
Doktor Będkowski mi operację [robił], znieczulenie było.
- Proszę opowiedzieć jeszcze o kanale. Niech pan opowie o przejściu z placu Krasińskich na Warecką. Ile żeście szli?
Nie można było popędzić. Nierówność, nie wiadomo co leżało. Kto upadł, to nikt nie podnosił, a krzyczeć nie wolno. Ale nie słyszałem wybuchów od Niemców.
Nie, nie słyszałem. Czyli cicho szliśmy.
- Pamięta pan, kiedy przeszliście? To był sierpień? Którego sierpnia wyszliście kanałami?
Wejście do kanału, jak oddział był, to szedł oficer i odliczał: „Zostajesz na osłonę placu”.
Nigdy nie chodziłem, ale tą trasę znałem.
- Kiedy wyszliście na Wareckiej?
Nie powiem, o [której] godzinie.
- Długo szliście? Parę godzin?
Tak, bo słońce już nisko było. Pomylili, zamiast kino „Cassino”, to ktoś podał inne kino, gdzie indziej. A najbliższe było właśnie „Cassino” [„Palladium”? – red.], bo od Kopernika wejście było.
Tak.
- Co tam w kinie było podczas Powstania?
Nic, puste.
- Jak wyszliście z kanału, to co było dalej?
Nie obmyci od razu do „Cassina” na odpoczynek. Ale my już nauczeni byliśmy, bo jak poszliśmy do Śródmieścia, to na Hożej, w teatrze „Bohema” dostaliśmy przydział m.p. Każdy wyspany, jak mu niewygodnie, to na podłodze leżał. Spotkałem kolegę, tylko nazwiska nie wiem, w mundurze ładnym. Jeszcze nie poszliśmy na Starówkę. My ze Śródmieścia poszliśmy na Starówkę jako podmiana.
Tak, z tego teatru. Nawet ja odliczony byłem do podmiany.
- Kiedy, na początku Powstania?
Jak Starówka padała. Na podmianę oddziałów ze Starówki.
- Czyli wyście poszli kanałem, dołem, a w Śródmieściu was chcieli cofnąć na Starówkę?
Tego nie mogę sobie przypomnieć.
- W Śródmieściu wyszliście na Wareckiej, poszliście do kina „Cassino”, tak?
Tylko zastrzeżone było, żeby nie szwendać się po Nowym Świecie.
Nowy Świat to była dzielnica niemiecka i w mieszkaniach siedzieli.
- Proszę powiedzieć, co dalej się działo? Umyliście się w „Cassino”, jakieś nowe ubrania dostaliście?
Na Hożej mówię: „Przejdę się”. Spotykam: elegancki mundur, zielony, chłopak jak z żurnala. Mówię: „Słuchaj, skąd ty masz taki mundur?”.– „Ja z żandarmerii jestem”. – „A co robisz teraz?” – „Domu pilnujemy, róg Hożej i Marszałkowskiej, nowy dom, tam Niemcy są w niewoli”.
- Poszedł pan na Hożą do szpitala?
Raz dwa do szpitala. Podchodzimy do Poznańskiej, a tam stoją Niemcy z karabinami. Ci, co mieli nas odwieźć do pociągu. Ciężarowy samochód stoi i mieli kłopot ci, co mieli niemieckie części ubrania. Ja nie miałem nic, tylko ten płaszcz. Płaszcz raz, dwa… Ale źle zrobiłem, bo chcieli mundur mi dać za niego.
- Pamięta pan szpital na Hożej? Długo pan leżał w tym szpitalu?
Nie.
- Tydzień pan był w szpitalu, kilka dni?
Kilka dni, bo następni…
- Gdzie pan poszedł potem, z Hożej, ze szpitala?
Polskie władze, Polacy ogłosili: „Niemcy czekają, żeby nas odwieźć na Towarową do wagonów sanitarnych. Nie rozchodzić się”.
Nie. Trzeba było sprzęt ładować sanitarny, rentgena, bo Niemcy nic nie dali.
- Czyli to było we wrześniu? Byliście cały czas w Śródmieściu we wrześniu?
Tak.
- Na Hożej byliście cały wrzesień?
Na Hożej.
- Mieliście tam kwaterę czy był pan w szpitalu?
W szpitalu.
Łóżka były, opatrunek zmieniany.
- Koledzy przychodzili pana odwiedzić?
Nowi koledzy byli.
Jak się powie nazwisko, telefon, to później wielki szum.
- Pan Kazimierz Kąkol był z panem? On był ranny?
On przechodził przez Ogród Saski, na górze, a Niemcy strzelali z piwnic.
- Dla pana to już był koniec Powstania, tak? Pan leżał w piwnicy, już nic nie mógł zrobić?
Nie mogę sobie uprzytomnić, gdzie oni poszli.
- Pamięta pan koniec Powstania, jak wszystko się skończyło?
Koniec Powstania było widać. Nie wiem, jak ta ulica [się nazywa], od murów obronnych. Tam był mur i rów, wszelka broń leżała. To już zwiastuje, że albo w tą, albo w tą.
- Z Hożej wyjechaliście do obozu?
Problem był, żeby wody nabrać z PAST-y. Na Nowogrodzkiej obstrzał był, pod kranem ginęli ludzie.
- Pamięta pan, co jedliście?
To długo trwało. Niemcy chcieli odwieźć, bo mieli wolne. Do wlotu Hożej, róg Poznańskiej był nie spalony [dom] i tam Niemcy chodzili.
- Wyjechaliście z Powstania w październiku?
[Wsadzono nas] do sanitarnych [wagonów], a tam krowami zalatywało.
- Gdzie pan pojechał potem, ze szpitala?
Na Towarową, do pociągu.
- Kiedy to było, pamięta pan?
Dziesiątego byliśmy w Niemczech.
- Dziesiątego października? Pamięta pan, jak się pan czuł, jak pan się dowiedział, że Powstanie upadło?
Byłem świadkiem [właściwie] nie lądowania samolotu alianckiego, ale pochowania na Miodowej tych z obsługi. Bardzo ładnie załatwili. Już spokój był, ekshumacja była. Dolary mieli, wszystko.
Ale nic nie zginęło, papiery żadne. Anglicy.
- Pojechaliście na Towarową i potem do Niemiec?
Przesiadka.
Do sanitarnych [wagonów].
- Potem pojechaliście do Niemiec, do obozu?
Niemiec stał z kbk przy odsuwanych drzwiach, ale naboje miał w kieszeni. On gorzej widział, jak ja, bo jednym okiem. Inwalidów brali.
Aby uzupełnić wojsko.
- Pamięta pan, co się stało z waszym Batalionem „Wigry”?
Nie było kontaktu. Były sporadyczne zebrania.
- Jak pan był w szpitalu, to nikt do pana nie przychodził? Miał pan jakiś kontakt z mamą?
Jak przyszliśmy z Hożej, z „Bohemy”, poszliśmy bronić Dworzec Pocztowy. Tam się znaleźliśmy.
Nie.
Tak. I ja z tą nogą.
- Pan też był na dworcu? Miał pan broń z powrotem?
Tak.
Kbk, bo tutaj peem nie zdawał egzaminu, bo ta odległość od Chmielnej…
- Broniliście się do końca na dworcu pocztowym?
Porucznik mnie puścił, bo wiedział, gdzie mieszkam, bo miał kontakt ze mną przed Powstaniem. Woziłem listy.
- Spotkał się pan z rodziną na samym końcu, z mamą?
Zwolnił mnie, mówi: „Idź, jesteś niedaleko, to długo nie będzie”.
Na Pańską.
- Co mama powiedziała, jak pana zobaczyła?
Że źle zrobiłem, że się nie pożegnałem.
- Miała pretensję? Już byliście razem?
Później tak.
- Pan pojechał potem do Niemiec?
Nie, na Hożą poszedłem. Na opatrunek. I zostałem.
- Pojechaliście do Niemiec potem? Transporty były z Towarowej?
Bramy były na ulicę od razu.
- Wojna się skończyła i wrócił pan do Polski. Czy miał pan potem jakieś nieprzyjemności, że pan był w Powstaniu?
Nie. Jak się nazywa plac – Piękna do Unii Lubelskiej? W stronę Wisły, do Alej Ujazdowskich. To powierzono wojskowemu polskiemu. On w 1939 roku założył w Alejach Ujazdowskich szpital, w parku.
W Niemczech komendantem szpitala był Strehl.
- Gdzie pan był w Niemczech?
Między Dreznem a Lipskiem.
- Tam z panem byli ludzie z Batalionu „Wigry”?
Tam nie było batalionu, tylko podział na choroby – choroba kostna.
- Proszę powiedzieć, jakie było pana najlepsze wspomnienie z Powstania?
Najlepsze, że wróciłem do domu. Ręce i nogi [miałem], nie jak teraz, na plecach.
- A pana najgorsze wspomnienie z Powstania?
Były i, niedociągnięcia organizacji. Przecież ten czołg i wybuch! Dlaczego ci, co byli przy barykadzie, nie powiedzieli, żeby zakręcił i na uniwersytet się kierował? To po Niemcach zobaczyć można było.
Puścić go, niech jedzie.
- Jak pan ocenia Powstanie? Jakby pan drugi raz miał szansę, to też by pan poszedł do Powstania?
Nie. Jak najdalej od broni palnej. Nauczyłbym się na szable.
- A jak pan ocenia Powstanie?
Do Unii bym dał projekt, że nie wolno do dzieci strzelać i kobiet w ciąży.
Warszawa, 25 stycznia 2012 roku
Rozmowę prowadził Jan Komasa