Barbara Górska „Helena”

Archiwum Historii Mówionej
  • Kim byli pani rodzice?

Do czasu wojny mieszkałam w Sosnowcu. Mój ojciec prowadził biuro buchalteryjne (wtedy to się tak nazywało). Była [to] duża rodzina. Mimo że byłam jedynaczką, to w domu zawsze było bardzo dużo osób.

  • Czy to było biuro buchalteryjne przy jakiejś instytucji?

Nie, prywatne – wtedy jeszcze były takie instytucje prywatne. Ponieważ ojciec świetnie zarabiał, więc pomagał innym, rodzinie, tak że u nas było dużo osób i nie odczuwałam tego, że byłam jedynaczką.

  • Jaki był wpływ rodziny na pani wychowanie i na pani światopogląd?

Światopogląd miałam kształtowany od urodzenia – mój ojciec był legionistą.

  • Czy do szkoły chodziła pani w Sosnowcu?

Tak, w Sosnowcu.

  • Jaki wpływ wywierała na panią szkoła?

Wydaje mi się, że szkoła miała ogromny wpływ na kształtowanie charakterów przyszłych ludzi. Ogromny wpływ. Myśmy szkołę kochali i dla nas nauczyciele byli wyrocznią. To, co powiedziała pani czy pan w szkole, to było bardzo ważne i tego nie podważało się, nie negowało. Tym bardziej że zgadzało się to z tym, co słyszałam w domu.

  • Sosnowiec to Zagłębie. Czy nie było tam tarć pomiędzy Zagłębiakami i Ślązakami?

Nie.

  • Nie zetknęła się pani z tym?

Nie.

  • Szczęśliwie.

Tak.

  • Czym zajmowała się pani przed Powstaniem?

Przed Powstaniem uczyłam się na tajnych kompletach.

  • Czy pani tylko uczyła się, czy również musiała pani dorabiać, pracować?

Nie. Mój ojciec już nie żył. Był dwa lata w obozie, wrócił, ale to już nie był człowiek do życia. Zmarł w 1942 roku. Moja mama handlowała, bo wtedy był to jedyny sposób, żeby zapracować na życie. Nie musiałam pracować, pomagałam tylko mamie, ale to nie była praca zarobkowa.

  • Czy miała pani dokumenty powstrzymujące przed wywiezieniem na roboty?

Nie.

  • Tylko legitymację szkolną?

Tak, legitymację szkolną.

  • Gdzie mieszkała pani przed Powstaniem?

W Warszawie na ulicy Złotej róg Marszałkowskiej.

  • Kiedy i w jaki sposób zetknęła się pani z konspiracją?

Chyba to było półtora roku przed Powstaniem. [Nawiązałam] kontakt przez moją starszą siostrę – ona nawiązała kontakt i mnie wprowadziła.

  • Gdzie panią zastał wybuch Powstania?

Na Żelaznej. Po wpadce, która była jeszcze przed Powstaniem, 28 lipca, nie byłyśmy w domu, bo zostały tam wszystkie dokumenty i nie było wiadomo, czy nie wpadną w ręce Niemców. Musiałyśmy wyjść z domu i byłyśmy z siostrą na Żelaznej u znajomych.

  • Czy pamięta pani numer Żelaznej?

Chyba Żelazna 80, ale nie pamiętam dokładnie. Nie mieszkałam tam, byłam tylko parę dni.

  • Jaką rolę pełniła pani w czasie Powstania?

Byłam łączniczką. Byłam też sanitariuszką, ale nie udzielałam pomocy lekarskiej, nosiłam rannych czy pomagałam [w inny sposób]. Byłam łączniczką przy naszym sztabie w „architekturze”. Wszystko, co było potrzeba zrobić, to się robiło.

  • Powiedziała pani króciutko: „w architekturze”. Czyli gdzie? Czy w jakimś budynku?

Tak, w budynku [Wydziału] Architektury na Lwowskiej.

  • Wspominała pani, że była w Batalionie „Golski”.

Tak. [W „architekturze”] był właśnie nasz batalion, nasze dowództwo i byłam łączniczką.

  • Czy pamięta pani nazwisko, pseudonim dowódcy?

Naszym bezpośrednim dowódcą był porucznik „Halama”.

  • Gdzie i kiedy walczyła pani w czasie Powstania? Wspomniała już pani, że byliście w gmachu politechniki. Czy stacjonowaliście tam cały czas?

Byłam cały czas. Nie od początku, bo trwało tydzień czy dziesięć dni, zanim dotarłam, zanim znalazłam swoją jednostkę. Do końca Powstania byłam w Architekturze na Lwowskiej.

  • Wspomniała pani, że była na Żelaznej 80. To jest chyba już dość daleko na północ, to jest z drugiej strony Alej. Jak pani dostała się do politechniki?

Było przejście przez Aleje Jerozolimskie, jedyne przejście, które łączyło obydwa Śródmieścia. Aleje Jerozolimskie były pod obstrzałem niemieckim, ale był przekop, barykada i tamtędy przeszłam.

  • A rozwiązanie punktu na Żelaznej?

Na Żelaznej myśmy były tylko zaraz po wypadku przedpowstańczym, żeby [się] schować. Jak zaczęło się Powstanie, to moja siostra została w domu na Marszałkowskiej róg Złotej, tam gdzie żeśmy mieszkały przez cały czas okupacji, ponieważ była ranna i jeszcze nie bardzo nadawała się do jakichkolwiek działań. Starałam się znaleźć swoją jednostkę i dotarłam do Architektury, gdzie działałam już cały czas.

  • Rozumiem, że była pani zorientowana, gdzie jednostka ma swoje miejsce na czas Powstania?

Mniej więcej tak, ale trzeba było znaleźć, bo wszystko przecież było tajne.

  • Czy miała pani uzbrojenie?

Nie. Byłam dziewczyną i miałam szesnaście lat – kto dałby mi broń? Dla chłopców nie było broni…

  • Z jakim ryzykiem, z jakimi trudnościami łączyła się pani służba?

Wtedy nie czułam, że to było trudne – po prostu to należało robić i robiłam. Chodziłam po odkopanych ulicach Warszawy, szukałam adresu, żeby zanieść meldunek, gdzie trzeba. Czekałam przed naszym sztabem, kiedy będę potrzebna, żeby coś wykonać.

  • Wspomniała pani, że była pani również sanitariuszką.

Nie sanitariuszką, jako pomoc lekarska. Raczej pomagałam [tym], którzy zostali ranni, trzeba było im udzielić pierwszej pomocy – czy donieść, czy zawiadomić koleżanki, żeby przyszły z noszami i zabrały rannego.

  • Czy sprowadzała pani rannych z pola walki? Jeżeli na przykład ktoś był ranny w ataku i został przed barykadą czy przy barykadzie – czy pani stamtąd zabierała go do szpitala, do punktów opatrunkowych?

Naturalnie. Sama nie mogłam nic zrobić, ale biegło się, dawało się znać dziewczynom – przychodziły z noszami i zabierały rannego.

  • Mogła pani być sanitariuszką na polu walki albo jako pomoc lekarska w szpitalu, przy rannych.

Nie, nie udzielałam pomocy lekarskiej. Byłam do udzielania pierwszej pomocy, do sprowadzenia pomocy dla rannych.

  • Czy ma pani wspomnienia z tym związane?

To wszystko było jednym wielkim wspomnieniem, wielkim przeżyciem, z tym że wtedy nie traktowało się tego jako przeżycia, to dopiero przyszło później z wiekiem, ze wspomnieniami. Przykrym przeżyciem dla mnie… Nasz dzień pracy wyglądał w ten sposób, że było sześć godzin służby, sześć godzin było wolne, na spanie, na zjedzenie, na umycie się i znowu sześć godzin służby (tak było na zmianę). Spałyśmy w „architekturze” na wielkiej sali, gdzie przedtem działali kreślarze. Był wielki świetlik i stoły kreślarskie, więc myśmy spały na stołach. Przyszła koleżanka i mówi: „Słuchaj, weź dzisiaj za mnie służbę, a ja ci oddam, kiedy będziesz chciała”. Mówię: „Dobrze”. Wtedy akurat obsługiwałam centralkę telefoniczną. Zeszłam do centralki, a [koleżanka] została na sali, prawdopodobnie położyła się spać. Tej nocy było bombardowanie i zginęła. Przez cały czas Powstania czułam się winna, chociaż nie można mówić o winie, bo to ona zaproponowała zmianę, ale gdyby nie to, to ja bym wtedy była na tej sali i ja bym zginęła. Długi czas to wspomnienie bardzo mnie prześladowało.

  • Czy pracując na rozmaitych miejscach, spotkała się pani z Niemcami?

Widziałam rannych Niemców, jak przechodziłam przez Aleje. Moja mama została po drugiej stronie Alej, na Złotej, a ja byłam w „architekturze” (Aleje rozdzielały dwa Śródmieścia). Kiedyś czekałam na przejście przez Aleje. To była cała ceremonia – stali żołnierze i przepuszczali po kilka osób. Wtedy przyniesiono rannych na noszach – byli ranni dwaj Niemcy i leżeli [też] nasi chłopcy. Bardzo upominali się, żeby prędzej dostać się do szpitala. Wtedy jeden z żołnierzy powiedział: „Poczekajcie. Wpierw nasi pójdą do szpitala, a potem wy”. Ucichli, już spokojnie czekali na swoją kolejkę. Miałam zdarzenie, że złapano kobietę, która szpiegowała – dawała znać Niemcom o tym, co się dzieje. Musiałam ją rewidować i znalazłam u niej jakiś meldunek. Nie wiem, co to było, bo oddałam dowódcy i nie wiem, jak to się dalej potoczyło. To też była dla mnie niezbyt przyjemna historia.

  • Czy zetknęła się pani z przypadkami zbrodni wojennych, popełnianych podczas Powstania na Polakach przez Niemców? Na Polakach ogólnie, nie tylko na wojskowych, ale również na cywilach – przede wszystkim na cywilach.

Lata okupacji były w ogóle straszne, to było ogromne przeżycie, więc jak wybuchło Powstanie i poczuliśmy wolność, to tamto wszystko przestało istnieć. Dla mnie ogromnym wzruszeniem był moment wybuchu Powstania – wtedy kiedy na ulicach pojawiło się mnóstwo, dosłownie mnóstwo biało-czerwonych flag. Wtedy kiedy w Warszawie nie wolno było mieć jednocześnie białego i czerwonego materiału w domu, bo mogło to grozić aresztowaniem. A tu, w jednej chwili było biało-czerwono na ulicach. To był bardzo, bardzo wzruszający moment – pierwszy moment wolności.
  • Czy w swojej służbie miała pani możliwość kontaktu z innymi narodowościami? Mam na myśli Żydów, Ukraińców, którzy byli w armii niemieckiej.

Nie. W czasie okupacji [spotykałam] Żydów (sporadycznie), a w czasie Powstania – nie.

  • Właśnie chodzi o samo Powstanie.

Nie. Żydów nie było, Żydzi już mieli swoje powstanie w getcie i to już się skończyło, nasze było rok później.

  • Kilkuset Żydów ocalało. Zostali wyzwoleni z getta, dlatego że Niemcy ich zatrudniali. Ci Żydzi zostali wyzwoleni i dużo przystąpiło do Armii Krajowej.

Tak, [ale] nie miałam z nimi kontaktu.

  • Czy pamięta pani, jak wyglądało życie codzienne w czasie Powstania?

Życie codzienne to było dość kłopotliwe życie. Miałam sześć godzin służby, więc musiałam stać i czekać na meldunki czy ewentualnie obsługiwać centralkę telefoniczną (to było w tych sześciu godzinach). W sześciu godzinach wolnych musiałam przede wszystkim stanąć w kolejce do studni po wodę. W „architekturze” była studnia, która była dostępna dla wszystkich, nie tylko dla żołnierzy, więc kolejki były bardzo długie. W kolejce stało się półtorej, dwie godziny, żeby zdobyć wiaderko wody, gdzieś wodę troszkę podgrzać i umyć się. Potem trzeba było przespać się i znowu była służba. Tak wyglądało moje codzienne życie.

  • A sprawa żywności?

Myśmy dostawali żywność, bo myśmy byli przecież żołnierzami, więc nam gotowano. Różna ta żywność była, ale głodna nie chodziłam.

  • Jaka atmosfera panowała w pani otoczeniu? Jaki duch panował pomiędzy i żołnierzami, i społeczeństwem, ludźmi cywilnymi?

Pomiędzy żołnierzami… Myśmy wszyscy byli kolegami, traktowało się jako najbliższą rodzinę, najbliższych towarzyszy. Ludność cywilna – nie spotkałam się z niechęcią, raczej nam pomagano. Na przykład [pomagano], jak chodziłam i szukałam adresu, pod który miałam zanieść meldunek czy wiadomość. Było dość trudno zorientować się, bo przecież były podkopy i nie było żadnych [tabliczek], jaka to ulica, to ludzie, którzy siedzieli w piwnicach, pomagali: „Tutaj na prawo pójdziesz, a potem na lewo i tam już znajdziesz”. Raczej pomagali.

  • Chodzi mi o atmosferę. Początek Powstania to była…

Euforia.

  • Wielka euforia. A później, pod koniec, jak już Powstanie zaczęło się sypać? Jak wtedy ludzie odnosili się do was?

Nie spotkałam się z niechęcią. Śródmieście przecież najdłużej walczyło, nie było aż takich tragedii, jakie były na Woli w pierwszych dniach Powstania czy na Starym Mieście – to były straszliwe przeżycia. Tam ludzie mogli mieć prawo odnosić się z niechęcią do powstańców, że wywołali Powstanie, wywołali tę tragedię, ale osobiście się z tym nie spotkałam.

  • Czyli w Śródmieściu panowała inna, bardziej optymistyczna atmosfera.

Tak.

  • Czy docierała do was prasa podziemna?

Naturalnie. Były „Biuletyny”, normalnie się czytało.

  • Czy słuchała pani radia?

Nie, nie miałam możliwości słuchać radia.

  • Czy w rejonie, gdzie pani stacjonowała, były koncerty, przedstawienia teatralne, życie kulturalne?

Tak. Były koncerty, bardzo rzadkie – odbywało się to na podwórkach czy w piwnicach, [gdzie] występowali nasi artyści. Ale ja sama nigdy nie byłam na takim spektaklu.

  • Mam pytanie o życie religijne. Czy może pani coś powiedzieć na ten temat?

Na każdym podwórku była kapliczka, gdzie odbywały się nabożeństwa. Ludzie śpiewali, modlili się gremialnie, tak że religię i wiarę czuło się i spotykało na każdym kroku.

  • To jeżeli chodzi o ludność cywilną, niezorganizowaną.

Tak.

  • A wy, jako jednostki wojskowe uczestniczyliście w jakichś uroczystościach?

Nad tym się nie zastanawiałam, nigdy nie myślałam w tych kategoriach o Powstaniu. Po prostu… Już może później przyszły refleksje, wspomnienia, ale w czasie Powstania to leciały bomby na głowę, ciągle ryczały „krowy”, działała „gruba Berta”, tak że nie było czasu na filozofię.

  • Czy prasa, która docierała do was, do pani, była czytana na przykład tylko przez panią, czy również w otoczeniu, w gromadce, była czytana na głos?

Tak, bo jeżeli dostało się „Biuletyn” na niedługi okres czasu, to trzeba było przeczytać głośno, żeby więcej osób skorzystało z tych wiadomości.

  • Czy słuchający komentowali te wiadomości?

Chyba tak.

  • Kiedy i jak zakończyło się dla pani Powstanie?

Ogłoszono upadek Powstania i wszyscy wychodziliśmy z Powstania.

  • W jaki sposób miało miejsce ogłoszenie upadku Powstania?

Nie umiem powiedzieć, czy to zostało ogłoszone. Na pewno ogłaszały to pisemnie „Biuletyny”, ale nam po prostu przekazali to nasi dowódcy. [Przekazali], że Powstanie upadło i wychodzimy z Powstania. Ci, którzy chcą, mogą wyjść z wojskiem albo na własną rękę. Ponieważ moja mama też brała udział w Powstaniu, tylko na innym odcinku, [to] wychodziłam razem z matką, z rodziną. Dostałyśmy się do transportu, ale w Pruszkowie uciekłyśmy z transportu, tak że w obozie w Pruszkowie nie byłam.

  • W którym miejscu zastał panią upadek Powstania? Jak spotkała się pani z matką?

Jak 28 lipca miałyśmy wpadkę na ulicy Piusa, to wtedy wydostałyśmy się przez piwnice (już cała Warszawa była podkopana). Udało nam się uciec i oczywiście zgłosiłyśmy się do domu. Mama zobaczyła, w jakim jesteśmy stanie: pół-ranne, w ogóle wyglądałyśmy upiornie. Od razu z domu wytransportowała nas na ulicę Żelazną, do znajomych. Ale Niemcy już wtedy niczego nie szukali, bo już był odwrót armii niemieckiej, nie mieli już czasu zajmować się poszczególnymi osobami. Z matką byłam cały czas w kontakcie, mimo że mama była początkowo po [drugiej] stronie Alej. Pracowała w wytwórni granatów, wpierw w Narodowym Banku Polskim, u Gebethnera i Wolffa, potem przeszła na stronę, gdzie ja byłam, mieli pracownię na ulicy Mokotowskiej. Starałam się przynajmniej co drugi, trzeci dzień skontaktować – albo matka do mnie przybiegała, albo ja do matki, sprawdzałyśmy, czy żyjemy i jak żyjemy.

  • Z jakiego miejsca poszłyście panie do Pruszkowa?

Wyjście było na Pole Mokotowskie.

  • Skąd?

W Śródmieściu formowała się kolumna.

  • Gdzie?

Nie umiem powiedzieć, pamiętam tylko sam moment wyjścia. Szło się do Dworca Zachodniego – szła cała kolumna ludzi. Na Dworcu Zachodnim był przystanek – siadało się na ziemi i czekało się na transport. Potem [wsadzali nas] do pociągu i wieźli do Pruszkowa. W Pruszkowie udało nam się uciec.

  • Którędy szłyście panie do Dworca Zachodniego?

Chyba przez Filtrową… [aleję] Krakowską… Już nie pamiętam ulic. Wiem, że szło się dość długo, ogromna kolumna ludzi. Pamiętam bardzo ciekawe wydarzenie: szły matki z małymi dziećmi, Niemcy stali wzdłuż kolumny, pilnowali. Jeden z Niemców chciał podać dziecku czekoladkę. Dzieciak nie wziął. Kiwnął głową i nie wziął czekolady wtedy, kiedy przez całe Powstanie to dziecko nie widziało żadnych słodyczy. To było bardzo ciekawe, zapamiętałam to na długo.

  • Wspomniała pani, że uciekłyście z Pruszkowa?

Uciekłyśmy.
  • Gdzie przeżyłyście dalszy okres?

Miałyśmy rodzinę w Milanówku, więc tam żeśmy się zgłosiły. Potem wyjechałam z mamą pod Częstochowę, [gdzie] mieszkał brat mamy, a moja siostra ze swoją mamą [wyjechała] do Krakowa i była w Krakowie.

  • Wspominała pani kilkakrotnie o 28 lipca. Czy może pani powiedzieć coś bliżej na ten temat?

Zawiadomiono nas…

  • Czy to był punkt zborny?

Tak, to był punkt zborny już przed Powstaniem.

  • W jaki sposób Niemcy dowiedzieli się o punkcie zbornym?

Zamknięto dom – nie wpuszczano nikogo i nie wypuszczano, ale były czynne telefony. Mieszkańcy byli bardzo zaniepokojeni tym, co się dzieje, że nie mogą wyjść ani wejść do domu i prawdopodobnie ktoś dał znać Niemcom. Raniutko 28 lipca otoczyli [dom], wtedy zginęło kilku z naszych żołnierzy, kilku zostało aresztowanych (prawdopodobnie wywiezieni na Pawiak czy w aleję Szucha). Ale bardzo dużo [osób] uciekło. Część uciekała dachami, a my piwnicą. Zaczęło się tak, że myśmy akurat mieli wykład na temat uzbrojenia. Była broń, wszystko rozłożone i nasz dowódca tłumaczył nam, jak i co. W tym momencie – to były ułamki sekund – wpadli Niemcy i rzucili granat do pomieszczenia, gdzie była broń. Był tak straszny wybuch, że zgłupieli, nie wiedzieli, co się stało. Myśmy to wykorzystali – kurz, pył i to, że byli zdezorientowani, skąd taki wielki wybuch od jednego granatu…

  • Kto był zdezorientowany?

Niemcy. Byli zdezorientowani, że jeden granat mógł zrobić takie spustoszenie, bo zupełnie wywaliło ścianę od podwórka. W tym momencie myśmy uciekli – część klatką schodową na dachy, młodzi chłopcy, a dziewczęta uciekały piwnicami. Już były podkopane piwnice, przejścia z jednej ulicy na drugą. Myśmy wydostały się na Wilczą. Gospodyni domu dała nam miednicę z wodą, żebyśmy się troszeczkę umyły, żebyśmy były podobne do ludzi. Potem dotarło się do domu. To było pierwsze przeżycie przedpowstaniowe.

  • Mam jeszcze pytania popowstaniowe. Nie została pani wywieziona…

Nie.

  • I przechowywałyście się panie pod Częstochową czy w Częstochowie?

Pod Częstochową, we wsi, [w której] mieszkał mój wujek. Byłam tam do czasu wyzwolenia. Potem jeszcze krótko – dwa, trzy miesiące po wyzwoleniu. Podjęłam naukę, bo wtedy byłam w trzeciej czy czwartej klasie gimnazjum (już nie pamiętam, jak to było dokładnie). Potem wyjechałyśmy na Wybrzeże, do Gdyni i już długi czas, dwanaście lat mieszkałam w Gdyni.

  • Czy po Powstaniu nie była pani represjonowana przez ówczesne władze?

Nie. Byłam bardzo młodą dziewczyną, to było inaczej traktowane. Nikomu nie przyznawałam się, że brałam udział w Powstaniu, o tym w ogóle się nie mówiło. Myśmy nawet nie kontaktowali się ze swoimi kolegami z Powstania.

  • Co z Powstania utrwaliło się pani najbardziej w pamięci?

Groza. Bombardowanie ulic, bombardowanie domów, wszystko waliło się. Ranni, jęczący ludzie – to było najstraszniejsze.

  • A czy ma pani dobre wspomnienia z Powstania?

Tak jak już mówiłam – pierwszy moment, kiedy wybuchła wolność, polskość, flagi na ulicach. [Drugie wspomnienie] – jak ludzie budowali barykady. Z okien leciały meble – antyki nie antyki, każdy kto co miał, wyrzucał, żeby można było zbudować barykadę, żeby nie przeszły czołgi. Takie momenty były wzruszające. Potem to już codzienne, szare życie w wojennej atmosferze.

  • Czy w czasie Powstania, w czasie akcji, w której brała pani udział, zawiązała się przyjaźń, która pozostała jeszcze na później?

Tak, miałam bardzo serdeczną przyjaciółkę. Znałyśmy się przedtem, jeszcze przed Powstaniem. Nie wiedziałyśmy oczywiście [o naszych działaniach], bo była konspiracja, a spotkałyśmy się w „architekturze” i do tej pory utrzymujemy bardzo bliskie stosunki.



Warszawa, 2 czerwca 2009 roku
Rozmowę prowadził Mieczysław Rybicki
Barbara Górska Pseudonim: „Helena” Stopień: łączniczka, sanitariuszka, szeregowiec Formacja: Batalion „Golski” Dzielnica: Śródmieście Południowe

Zobacz także

Nasz newsletter