Andrzej Antoni Jaruzelski

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Andrzej Jaruzelski. Harcerz „Szarych Szeregów” zaprzysiężony w 1941 roku. Hufiec Mokotów Górny.

  • Jaki pan miał pseudonim?


„Aleksander”.

  • W jakiej dzielnicy był pan podczas Powstania?


W czasie Powstania w dalszym ciągu byłem na Mokotowie i mieszkaliśmy wtedy na ulicy, w domu, który był…

  • Czy pamięta pan dzielnicę? Jaka to dzielnica była? Mówi pan Mokotów, ale…


To był, to była Ochota i to był róg Wawelskiej i małej uliczki łączącej plac Narutowicza z Wawelską, narożny dom.

  • Proszę powiedzieć, gdzie się pan urodził?


Ja się urodziłem w Poznańskim, w majątku ojca, Siemionki, niedaleko Kruszwicy.

  • W którym roku?


W 1927 roku.

  • Kim byli pana rodzice?


Ojciec był inżynier rolnik, kończył SGGW i miał majątek Siemionki w powiecie mogileńskim nad jeziorem Gopło. Matka była warszawianką i rodzice jej też mieszkali w Warszawie, i brat, cała rodzina w Warszawie, czyli była warszawianką z szeregu pokoleń, ojciec natomiast pochodził z rodziny, która zmieniała miejsce zamieszkania, ponieważ za czasów rosyjskich jako młodzi brali udział w strajkach szkolnych i zostali pozbawieni prawa studiów i wszystkiego, musieli wyjechać, było ich pięciu braci, musieli wyjechać do Rosji, z tych wróciło do Polski dwóch. W międzyczasie ojcu, ich dziadkowi, zabrali majątek i zostało niewiele, i nabyli jakieś resztówki w rejonie Radomia, gdzie przeniosła się pozostała część rodziny.

  • Proszę pana, gdzie pan chodził, gdzie pan zaczął chodzić do szkoły?


Nie zacząłem chodzić do szkoły, ponieważ mieliśmy na miejscu, [jak] to się nazywało, nauczyciela, który uczył nas, bo miałem dwóch braci, młodszego i starszego. Młodszy to jeszcze się nie uczył, a starszy też się uczył i mieliśmy, to się nazywało… zaraz, bo mi brakuje tego słowa… korepetytor. I to był na stałe sprowadzany nauczyciel, który mieszkał w dworze, korzystał z wszystkich wygód i był płatnym nauczycielem. Zwykle byli to studenci studiujący prawo, którzy mieli dostatecznie dużo miejsca, że mogli nie słuchać w Warszawie wykładów, tylko podjąć gdzieś pracę. No, na przykład, pamiętam nazwiska niektórych, jeden był panem w wieku około dwudziestu ośmiu lat, nazywał się Lipiński i pochodził z rejonu Puszczy Nalibockiej.

  • Proszę pana, jak mieli na imię pana bracia?


Moi bracia, jeden, starszy nazywał się Janusz Jan Jarosław. Wyjechał z Polski, jak się tu tylko sprowadzili Rosjanie, zajęli Polskę i on jest w tej chwili obywatelem amerykańskim od bardzo dawna. Nawet moja bratanica jest wysokiej klasy dyplomatą amerykańskim.

  • Gdzie pana zastał 1 września 1939 roku?


1 września zastał mnie w domu na Mokotowie, tam, gdzie mieszkaliśmy, w narożnym, w ulicy Wawelskiej.

  • To kiedy państwo się przeprowadziliście do Warszawy?


Wprowadzenie się do Warszawy nie było wprowadzeniem się, tylko polegało na wyrzuceniu. Gauleiter Greiser, jako jeden z Niemców najbardziej nienawidzących Polaków, on był gauleiterem najpierw tylko Gdańska, a później przejął cały teren dawnego zaboru pruskiego i zarządzał tym. I zarządzał tym niezwykle brutalnie, ponieważ już w październiku przystąpił do aresztowania, rozstrzeliwania i wyrzucania Polaków, tych Polaków, którzy nie byli w dawnych czasach obywatelami zaboru pruskiego. I w ten sposób ojciec został wezwany na takie spotkanie, [podczas] którego powiedziano, że będzie rozmawiał gauleiter, ale żaden gauleiter nie przyszedł – to było w Kruszwicy – przyszedł natomiast oficer SS, który powiedział: „Gauleiter jest zajęty, nie ma czasu dla was, ja się wami zajmę”. Później okazało się, że wszyscy są otoczeni i zaprowadzono wszystkich do więzienia, zawieziono do więzienia w Inowrocławiu.

  • Pana ojca też?


Tak. I naszego ojca też. Około tysiąca osób, które w najbliższym czasie zostały rozstrzelane. To było działanie właśnie gauleitera, który dążył do wytępienia Polaków. On powiedział: Wir werden alle [niezrozumiałe].

  • Czy pana ojciec też został rozstrzelany?


Mój ojciec miał szczęście, ponieważ tu jest śmieszna historia. Jeden z Niemców, który był już pilnującym esesmanem, siedział w tej celi, gdzie ojciec i dziewięć innych osób. On czuł jakąś sympatię do tych ludzi, w noc rzeźni zabrał klucz od tej celi, wyłączył światło. Rano okazało się, że tamci już są rozstrzelani. Oni wiedzieli, że tam rozstrzeliwują w rowach przeciwlotniczych, które jeszcze były. I wszystkich zabito, a jak tu zostało, miało być opróżnione, to ich wypuścili.

  • Aha.


Po prostu, tak to wyglądało. Czyli ten esesman, który był Niemcem lokalnym, polskim, niejako…

  • Uratował życie ojcu?


Uratował życie dziewięciu osobom.

  • Pan powiedział, że 1 września 1939 roku był pan w Warszawie?


1 września?

  • 1 września 1939 roku?


Nie, skąd. Byliśmy jeszcze w naszym majątku.

  • Jak pan zapamiętał ten dzień? Ile pan miał wtedy lat?


Ja miałem wtedy już jedenaście lat chyba. Ja po prostu… Myśmy mieli odbiornik radiowy i wszystko, więc wie pani. Ja to zapamiętałem to jeszcze… Wszyscy się przede wszystkim nie spodziewali, że to wyjdzie. Wielu było optymistów, powiedzieli, że nie dojdzie do tego. No, doszło do tego. 1 września u mnie się nie zapisał jakoś specjalnie oprócz tego, że wszyscy powiedzieli: „No, straszna rzecz, Niemcy”. Radio jeszcze mówiło, że Niemcy przekroczyli granicę naokoło.

  • Kiedy zapadła decyzja, że państwo się przeprowadzacie do Warszawy?

 

Żadna decyzja nie zapadła. Myśmy najpierw, jak radio donosiło, że Niemcy już się zbliżają, uciekali. I myśmy uciekali – rodzina i najmłodszy brat, który był nieco chory – pięknie lakierowaną karetą zaprzęgniętą przez dwa piękne konie i wozem takim dużym, wozem skrzyniastym zaprzężonym przez cztery konie, gdzie władowane były walizki, żywność, żywność dla koni i najcenniejsze rzeczy.

  • I gdzie pojechaliście?


Uciekaliśmy w kierunku Łodzi, gdzie ojciec miał przyjaciela, który tam miał taki mająteczek. Liczyliśmy, że Niemcy nie dojdą do Łodzi. I uciekając gdzieś, wiedzieliśmy… Ojciec, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa niemieckich wojsk, a szczególnie lotnictwa, nigdy nie kierował się szosami i jechaliśmy polnymi drogami i widzieliśmy, co te samoloty niemieckie robią na szosach. Bo te polne drogi były czasami o dwa, trzy kilometry, czasami o pięć, to te samoloty bombardowały tych uciekinierów, których fala płynęła i mordowały ludzi masowo. A tutaj ojciec w taki dzień starał się chować gdzieś, gdzie było trochę zadrzewienia, i uciekaliśmy później już tylko nocą. Przekroczyliśmy gdzieś szosę Warszawa–Poznań, która była strasznie zmasakrowana, już grobów ludzi było pełno, to miasteczko się paliło (ja nie pamiętam, w jakim miejscu) i widać było, że zostały straszne zniszczenia. I myśmy dalej podążyli, ale w pewnym momencie zatrzymaliśmy się w takiej jakiejś wiosce i ojcu przez sołtysa czy coś udało się skomunikować i dowiedział się, że Niemcy są już w Łodzi, czyli że cała nasza ucieczka nie ma najmniejszego sensu, bo już Niemcy znacznie wcześniej dotarli, gdzie myśmy chcieli dojechać. Wobec tego zapadła decyzja powrotu i wracając, przeżyliśmy niesłychane [zdarzenie]. Cofająca się Armia „Poznań” uderzyła na tyły Niemców i w rejonie takiej historycznej miejscowości Tum, gdzie jest katedra, zauważyliśmy, że ta katedra się jeszcze pali, a pola są rozsiane, usiane mundurami feldgrau, że Niemcy zostali tam strasznie… Okazuje się, że do tej wioski, gdzie myśmy przedtem byli, dotarła kawaleria Armii „Poznań” pod dowództwem generała Abrahama i oni rozbili tam całą dywizję. Przecież myśmy nagle wychodząc rano, patrzymy, a tu przez pole po horyzont idzie polskie wojsko. Karabiny, w szyku bojowym, z bagnetami, na plecach worki, że tak powiem, całe obciążenie. Widzimy po horyzont polskie tankietki, wyobraźmy sobie. Jeden z żołnierzy był lekko postrzelony w nogę, w piętę, zatrzymał się i my się pytamy co, a on mówi: „My jesteśmy spieszona kawaleria. Nasze tabory i konie zostały w tyle, a my uderzamy bezpośrednio na Niemców”. To my tu wszyscy: „Zobaczcie, wygrywamy wojnę, już Niemców rozbijają”. Tylko niestety, że to trwało, ta fala przeszła i oni szli na Warszawę, żeby bronić Warszawy, i pod Kutnem niestety stoczyli ciężkie boje, które były już przegrane, bo Niemcom udało się ściągnąć rezerwy, ściągnąć czołgi i te…

  • Ale ja bym chciała, żebyśmy wrócili do przeżyć pana i pana rodziny.


Tak. I myśmy wrócili z powrotem, myśmy wrócili z powrotem do Siemionek. W międzyczasie, w nocowanie to nas okradli częściowo ludzie, to już nie wiadomo gdzie i dojechaliśmy, i z powrotem wróciliśmy na miejsce i kilka dni potem właśnie [było] wezwanie ojca.

 

  • Tak.


A teraz, co z nami się stało. Po jakimś tygodniu, jak został ojciec już aresztowany, zjawili się w domu. Mama była na tyle przezorna, że już przewidziała, że będzie niedobrze, i różne precjoza pozaszywała nam w ubraniach i tak dalej. I któregoś dnia nagle się zjawia dwóch przedstawicieli władzy, po cywilnemu, jeszcze mają tylko opaski z Hitlerem i symbole władzy, karabiny i mówią: „Macie piętnaście minut, się ubrać i zabierajcie się z nami”. Ładowali nas na wóz ciężarowy, wywieźli do takiego punktu zbiorczego pod Inowrocławiem gdzieś, gdzie szkołę zamienili na taki obóz przejściowy, gdzie gromadzili ludzi do wysiedlenia, na słomie i na czarnej kawie, i na tym, i trzymali nas około trzech tygodni, póki nie zgromadzili wielkiej grupy. Tę całą grupę załadowali w pociąg, wywieźli nas do Chełma lubelskiego tym pociągiem, z którego się wynieśli dopiero co ruscy, wyrzucili nas – a to już był grudzień, straszny mróz – wyrzucili nas na dworcu w Chełmie lubelskim i powiedzieli: „Tu teraz możecie sobie mieszkać”. Tam się zorganizował jakiś z kolejarzy, zaopiekowali się ludzie tym, bo cała grupa kompletnie na dworcu, na mrozie i tak dalej, jakaś miejscowa. A tamci już sobie odjechali, bo już załatwili sprawę. I ponieważ mama była warszawianką, to od razu tych kolejarzy… Oni powiedzieli, że organizują pociąg, który dotrze do Warszawy. No i wsiadło bardzo wiele ludzi, część zostało, bo części się udawało w innych kierunkach, mieli zapowiedziane, że jak wrócą, to z nimi Niemcy pogadają – jeżeli będą próbowali na to samo miejsce wrócić, gdzie byli, to Niemcy im pokażą dopiero, co to znaczy nieposłuszeństwo.

  • Proszę powiedzieć, kiedy tata do was dołączył? Czy w ogóle w czasie wojny tata się z wami nie kontaktował?


Tata do nas dołączył…

  • W tym Chełmie czy wcześniej?


Nie, myśmy dotarli… Ja muszę skończyć. Dotarli do Warszawy, tam było mieszkanie przecież, w którym mieszkał brat. Brat, który już był w oflagu, jako obrońca Warszawy odznaczony krzyżem Virtuti Militari za obronę Warszawy, ale już wszyscy byli. Natomiast została ciotka z dwojgiem dzieci no i nas przyjęła, i tam żeśmy zostali. I ojciec do nas dotarł dopiero wiosną czterdziestego roku, jak po tym więzieniu zwalniali tych, którzy nie byli rozstrzelani.

  • Proszę pana, powiedział pan, że zamieszkaliście w mieszkaniu brata, ale czyjego brata? Mamy?


Mamy brata, bo mama była warszawianką.

  • A jak się nazywał brat mamy?


Jaźwiecki Antoni, porucznik Wojska Polskiego, odznaczony, jak już powtarzałem, odznaczony Virtuti Militari za obronę Warszawy. Ale on już był w oflagu, bo musieli, jak się poddawali, to od razu szli do [niewoli].

  • Tak. Proszę teraz powiedzieć, po przyjeździe do Warszawy kiedy pan poszedł do szkoły?

 

Poszedłem do szkoły w wielkim mrozie, bo akurat tak się składało, że skończyłem szkołę podstawową przez nauczycieli w trzydziestym dziewiątym roku. Tak że mogłem pójść do pierwszej klasy gimnazjalnej i poszedłem do gimnazjum Reja, w którym starszy brat już kilka lat się uczył. Nas przyjęli, budynek był trafiony bombą, część była niemożliwa [do użytkowania] i się przenieśliśmy na inną ulicę. W ogóle pastorem przecież szkoły Reja, [to znaczy] dyrektorem był pastor gminy ewangelicko-augsburskiej, był dyrektorem. No i on na razie to zarządzał, żeby się przenieśli. Ale to potrwało bardzo krótko, bo już w połowie roku szkolnego, czterdziestego, zakazali, żadnych gimnazjów i tego. Został nawet wychowawca aresztowany i posłany od razu do obozu koncentracyjnego, pan Koelichen.

  • A pan?


Ponieważ on próbował. W tym pierwszym rzucie część uczniów to byli Niemcy, ewangelicy, którzy zgłosili się, że są Niemcami, zresztą byli pochodzenia niemieckiego, a część nie. Dyrektor powiedział, że on jest pochodzenia niemieckiego, Polakiem, tak samo te oświadczenia były i w związku z tym niektórych aresztowali. Natomiast niektórzy w ogóle później zaczęli, założyli mundury Hitlerjugend i to od razu się rozleciało.

  • Dobrze, a teraz wracamy do pana. Ponieważ mówi pan, gimnazjum zostało zamknięte?


Tak.

  • Jaką oficjalnie szkołę pan w związku z tym kończył?


Ja kończyłem tajne komplety zorganizowane przez gimnazjum Reja i wszyscy nauczyciele, którzy byli czynni, uczyli w różnych miejscach w prywatnych mieszkaniach i tak dalej. Od Śródmieścia, Powiśla, do Saskiej Kępy odbywały się komplety i na tym była grupa około dziesięciu osób.

  • I pan uczestniczył w tych kompletach?


Tak.

 

  • Proszę powiedzieć, kiedy pan zapisał się do harcerstwa?

 

Ja się zapisałem w czterdziestym pierwszym roku, bo harcerstwo traktowałem nie jako, że tak powiem, zajęcie, tylko jako patriotyczny obowiązek wzięcia udziału w tym, co było zakazane. I w związku z tym bardzo prędko, proszę panią, zostaliśmy zorganizowani i składaliśmy przysięgę. To był rok czterdziesty pierwszy. Z tych kompletów to ze mną składał przysięgę tylko jeden mój [kolega], z którym blisko mieszkaliśmy, wie pani, i on niestety później zginął, właściwie został zamordowany, bo leżał w szpitalu na Starym Mieście i został dobity przez Niemców.

  • Jak się nazywał?


Był to syn oficera polskiego, który był chyba w Anglii, Andrzej Dybaś.

  • I został zamordowany w czasie Powstania, tak? Na Starym Mieście?


Tak.

  • Proszę pana, proszę powiedzieć…


Jeszcze był drugi tylko, który należał do tej samej sekcji i który przeżył Powstanie, później był znanym brydżystą: Janusz Nowak.

  • Proszę pana, w jakich akcjach harcerskich w czasie okupacji brał pan udział?


Akcje polegały na malowaniu haseł różnych na murach, byłem kilka razy skierowany, żebym wszedł w jakieś miejsce między nami, gdzie byli Niemcy, na Koszykowej – to takie, żeby się przekonać, czy ja jestem dosyć odważny.

  • Czy znał pan niemiecki?


No, uczono nas niemieckiego. Trudno powiedzieć znał, ale ja byłem bardzo… Ojciec kładł nacisk, żebyśmy się uczyli języków. Na kompletach był wykładowca, pan […], który uczył niemieckiego. Ja równocześnie prywatnie się uczyłem angielskiego, zaczynałem się uczyć, bo ojciec mówił: „Uczcie się, bo jak tu przyjdą Rosjanie, to nie liczcie na to, że cokolwiek będziecie mieli, tylko to, co w głowie”.

  • Proszę pana, w jakich jeszcze akcjach oprócz tego malowania, tych murów, o których pan powiedział, brał pan jeszcze udział? Czy na przykład uczono was posługiwania się bronią?


Nie… Posługiwania się bronią… Mieliśmy takiego instruktora, znany, Staś Kujawski, on był żołnierzem Batalionu „Zośka” i on był naszym wykładowcą, spotykaliśmy się i zapoznawał nas z bronią. Jeśli chodzi o broń, to ja doskonale umiałem strzelać od przed wojny, bo ojciec pilnował i ja miałem już karabinek sportowy i wolno mi było strzelać. Ja w Powstaniu (to tu później opowiem, jak ja próbowałem wejść) gdybym dostał karabin, to ja bym strzelał bez porównania lepiej niż większość tych naszych, bo ja już broń strzelecką to ja miałem – karabinek normalny, prawdziwy karabinek, którym taką deskę można było przestrzelić i ojciec się nie bał, żebym ja miał jako dziesięciolatek coś takiego [robił].

 

  • Proszę pana, czy był pan podczas okupacji świadkiem rozstrzeliwań, łapanek?


Tak. Byłem świadkiem rozstrzeliwania w tramwaju, na rogu Marszałkowskiej i Alej Ujazdowskich, gdzie tutaj była, tutaj… Z tramwaju obserwowałem. I drugi raz, z drugiej strony Wisły, będąc nad Wisłą po warszawskiej stronie, widziałem rozstrzeliwania zaraz przy moście, na Saskiej Kępie, jak droga idzie, to na tym wale przy drodze.

  • Czy pamięta pan mniej więcej, kiedy to było, jaki to był okres?


Nie, trudno mi powiedzieć.

  • Proszę pana, co na panu zrobiło w czasie okupacji takie najbardziej tragiczne wrażenie? Czy miał pan jakieś przeżycie szczególnie trudne?


Najtrudniejsze to [wrażenie, które] zrobiło pierwsze rozstrzelanie, po którym… Ja nie byłem, tylko tutaj, gdzieś przy Koszykowej czy tutaj gdzieś jak była ta… To jest zbieg Koszykowej z drugą ulicą, gdzie rozstrzelano i ludzie przychodzili, przynosili kwiaty i tak dalej, i tu był ten mur potrzaskany. Jeszcze krew była na tym.

  • Ale pan tego rozstrzeliwania nie widział? Tylko po fakcie, tak?


Tak, po [fakcie]. A te dwa, co widziałem sam, ale tu nie mogło być, bo tutaj, wie pani, ten tramwajarz później, jak tylko puścili, to szybko odjeżdżał.

  • Proszę pana, czy byliście przygotowywani do Powstania w harcerstwie?


Przygotowywani do Powstania nie byliśmy, bo uczono nas, jak się posługiwać bronią, ale niestety tej broni [nie było], Staś Kujawski przychodził z takim małym pistoletem i pokazywał, jak to się składa i tak dalej. Tak że wie pani, to tyle, jeśli chodzi o broń krótką. Natomiast [jeśli chodzi] o broń długą, to nie było żadnej szansy, natomiast ja świetnie operowałem już tym.

  • Proszę pana, teraz zbliżamy się do 1 sierpnia czterdziestego czwartego roku, czyli do wybuchu Powstania. Czy miał pan jakiś przydział, czy był pan brany pod uwagę, że ma się pan gdzieś zgłosić w momencie rozpoczęcia Powstania?


Nie mogłem mieć przydziału, ponieważ w konspiracji obowiązywała zasada, że ktoś, kto siedział w więzieniu osiem czy dziewięć miesięcy i został wypuszczony, nie będzie dopuszczany do żadnych decyzyjnych poleceń. I tu jest wytłumaczenie. Oczywiście Andrzej Dybaś, który mnie znał i świetnie wiedział, że może, ale przestrzegał tego i nic nie powiedział, bo Powstanie jak miało wybuchnąć, to myśmy grali w piłkę na działkach, tam na Mokotowie. I ja się pytam, bo widzę, że przyszedł ktoś i coś, i to byli koledzy. Pytam się jednego, a on mówi: „Nic, nic tam”. Dybasia tam nie było, ale innych, których znałem, wszyscy mnie spławili.

  • Proszę powiedzieć, kiedy był pan aresztowany? Bo tutaj mi coś uciekło. Jak to było?


Tutaj aresztowanie, co jest napisane w książkach i Muzeum nie obejmuje tej rzeczy, która najpierw… Po aresztowaniu przebywali w piwnicy.

  • O kim pan teraz mówi? Czy pan był wśród tych aresztowanych?


Aresztowanych w trzydziestym…Nie. Aresztowanych w czterdziestym czwartym roku, w czterdziestym czwartym roku. Całą rodzinę aresztowano.

  • Kiedy? Przez Powstaniem czy po Powstaniu?


Jak to? Przed Powstaniem.

  • W jakim miesiącu?

 

Proszę panią, ja pani powiem. Wiem, że jeszcze były liście na drzewach, bo przyjechali tam, gdzie mieszkaliśmy, na Filtrowej, gestapowcy dwoma odkrytymi mercedesami, proszę panią. To świadczyło o tym, że to była bardzo poważna sprawa, bo to nie była policja żadna inna, tylko Sicherheitsdienst, esesmani, służba bezpieczeństwa, to była najgroźniejsza policja niemiecka i jak oni po kogoś przyjeżdżali, to bardzo były złe perspektywy dalszego [życia]. Zawieźli nas od razu na Szucha i tam przetrzymywali do rana na stojąco, każdego w osobnej celi. I od tego momentu się liczy, czyli to jest gdzieś od końca września. A później jak przewieźli na Pawiak, to wpakowali do piwnicy, gdzie w ogóle nie liczyli, tylko oni co dzień brali na rozstrzeliwanie, na wieszanie, bo to był najgorszy okres terroru. Nie wzięli tylko najmłodszego, który miał sześć lat. Myśmy tam mieszkali jako sublokatorzy u pani Śliwińskiej, której syn… To były mieszkania oficerskie wszystko, te na Filtrowej, Niemcy o tym wiedzieli. Ona została aresztowana, bo wiemy, że ona prowadziła sanitariat AK, ona też została aresztowana, tylko w innym samochodzie już pojechała.

  • Ja bym chciała, żeby pan się zastanowił nad tym, czy to był rok czterdziesty czwarty, czy czterdziesty trzeci? Kiedy to było?


Nie, to był rok czterdziesty czwarty.

  • Ale mówi pan we wrześniu. We wrześniu to było jeszcze Powstanie w Warszawie.


W czterdziestym czwartym…

  • Od 1 sierpnia czterdziestego czwartego roku było Powstanie w Warszawie.


Tak, tak.

  • Czyli kiedy te aresztowania na Filtrowej były? Kiedy całą rodzinę zabrali? Czy w czterdziestym trzecim?


W czterdziestym trzecim, pomyliłem się. Tak.

  • W czterdziestym trzecim, we wrześniu, tak?


Tak.

  • Proszę teraz mówić dalej.


I tam to był moment największego terroru. Przewieziono wszystkich, każdego do osobnej celi, i z tych cel co rano przychodził i odczytywał: „Nie brać rzeczy” i brali na powieszenie i na rozstrzelanie. Tam przesiedzieliśmy ze dwa czy trzy miesiące. Tam przywozili ludzi zmasakrowanych, którzy umierali. Jedną rzecz zapamiętałem, bo to było straszne: przywieźli ludzi z rejonu tutaj trasy na południe, po tamtej stronie na Lublin, gdzie AK odbiło więźniów, i tam ogromną ilość ludzi poaresztowano. Część zabito na miejscu, część pomordowano i przywieźli ludzi zmasakrowanych, młodych ludzi, z którymi sobie nie dali rady na miejscu. I tu wsadzali ludzi, którzy byli tak pobici, że już nie pojedyncze miejsce, tylko całe – sikali krwią i umierali. To byli ludzie z tej trasy, i to zapamiętałem doskonale.

  • Był pan przesłuchiwany, tak?


Byliśmy przesłuchiwani dwukrotnie i dopiero… Oni dokładnie mieszkanie przeszukali, nic nie znaleźli. Nie wiem, czy u pani Śliwińskiej coś znaleźli, czy nie, w każdym razie ten, który nas aresztował, to dobrze zapamiętałem jego twarz. Niski, rudy, taki esesman. Od razu on tylko kazał podać personalne, zapisał, bo oni mieli prawo, on miał uprawnienia śledczego, prowadzącego sprawę, wydającego, oni mieli trzy uprawnienia, każdy z nich.

  • Proszę pana, pan był pojedynczo przesłuchiwany? Bo pan mówi…


Tak, każdy był osobno przesłuchiwany. Tylko oni więźniarką wieźli razem i myśmy zdołali sobie wymienić.

  • Pamięta pan, gdzie te przesłuchania były?


Tak, mogę pokazać w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w którym miejscu nas przesłuchiwali. Przesłuchiwanie się odbywało bardzo prosto. Esesman tutaj ma taki do bicia, tu pistolet leży, a tu siedzi sekretarka, [pisze] na maszynie i tłumaczka. I ona tłumaczyła, a on mówi: „Mówisz prawdę, bo inaczej się tobą zajmę”. No więc wie pani, mieliśmy umówione, co mówili, jak mówili: „Czy czytałeś gazety?”. – „Nie, tylko na murach”. I takie zawracanie głowy.

  • Ile pan miał wtedy lat?


Nie, piętnaście chyba, szesnaście, nie wiem. Ja później po wojnie dostałem od Niemców odszkodowanie jako nieletni, jako aresztowany nieletni w ramach tego takiego odszkodowania, co dawali więźniom.

  • Gdzie pan był przetrzymywany te dwa miesiące?


Dwa albo trzy, nie pamiętam. W tych celach na dole. Przywozili ludzi zmasakrowanych.

  • Ale gdzie te cele były?


No jak to, na Pawiaku, w więzieniu.

  • No właśnie o to mi chodzi.


A tam na górze się tylko czekało w pojedynkę, twarzą do ściany.

  • Czy zapamiętał pan stamtąd kogoś szczególnie, z Polaków, którzy byli razem z panem więzieni?


Nie, bo tam było uniemożliwione, każdy siedział osobno. Jak ja odwróciłem lekko głowę od ściany, to miałem od razu… Ten, co był, dał mi karę, że mam zrobić sto przysiadów. On przypuszczał, że zaczyna się zabawa, że ja nie zrobię. Ja byłem bardzo wysportowany i zrobiłem. No, to on tak popatrzył, machnął ręką. Jakbym nie zrobił, to by mnie zaczął bić i już by się zaczęła zabawa.

  • Jakie jeszcze były stosowane wobec więźniów tortury, w których pan uczestniczył?


Proszę panią, nie wolno było… Tam była głośno grana muzyka, żeby nie było słychać krzyku. Głośna muzyka, wie pani. Stałeś nosem do ściany i nie miałeś prawa się ruszyć. Póki nie zawołali, że nie zabierają z powrotem, a jak zabierali, to znowu wtłaczali wszystkich w taki samochód więźniarkę, który z tyłu ubezpieczał samochód, jadący z uzbrojonymi. I zawozili do więzienia, wyrzucali. Krótkie porozumienia były możliwe.

  • Po jakim czasie pana wypuszczono?


Ale to ja jeszcze muszę powiedzieć. Na ostatnim przesłuchaniu przesłuchujący zapytał się: „A czy wy znacie pana Potockiego?”. Ja mówię: „Osobiście nie znamy, ale wiemy, kto jest”. – „Aha, no tak”. I teraz to jest wyjaśnienie, że ze strony naszego sąsiada w Poznańskim, pana Pętkowskiego, który był żonaty z Niemką, baronówną Greve, która miała… W Niemczech to była dobra rodzina. Zwrócił się do pana Potockiego, żeby interweniował. Pan Potocki się zgodził, nie wiem, czy pani wie, że pan Potocki miał żelazny list od Göringa. [List] od Göringa, który zabraniał wszelkim władzom niemieckim wchodzenia do jego pałacu. Oni po prostu znali się dobrze sprzed wojny, jeździli na polowania i tak dalej, był zaprzyjaźniony z numerem drugim Trzeciej Rzeszy.

  • A dlaczego pana…


I niech pani posłucha dalej. I w związku z tym jak on wysłał swojego plenipotenta, pan Pętkowski był jego plenipotentem, to przecież szef SS i policji na Warszawę doskonale wiedział, kto miał jakie stosunki, prawda? To on wiedział, że pan Potocki jest zaprzyjaźniony z Göringiem i że pan Potocki ma żonę… nie, ma plenipotenta, który doskonale mówi po niemiecku, ponieważ jego żona pochodzi z dobrej, arystokratycznej rodziny niemieckiej. Więc on zgodził się przyjąć. To już powtórzył nam później pan Pętkowski, że on powiedział tak: „No tak, nic właściwie nie znaleziono, dowodów, żadnych działalności antyniemieckiej nie ma, ale was, Polaków, należałoby właściwie wszystkich rozstrzelać. Ale dla pana Potockiego to ja mogę zrobić wyjątek”. Podpisał „Zwolnić”.

  • To dlatego pana pytał, czy pan zna pana Potockiego?


Tak.

  • A resztę rodziny też zwolniono?


Wszystkich od razu, na raz. Jak myśmy wychodzili, to tam stali polscy policjanci i niemiecki. To ten polski policjant popatrzył i mówi: „No, rzadko się tak zdarza, żeby wszyscy razem wychodzili”.

 

  • Proszę pana, wracamy do okresu Powstania. Mówi pan, że nie wtajemniczano pana w termin rozpoczęcia Powstania ze względu na to, że był pan aresztowany?


Tak. To była zasada, bo mnie później po wojnie Staś powiedział: „Nie można było zawiadamiać, nie wolno było zawiadamiać”.

  • Proszę powiedzieć, co pan robił w czasie Powstania? Co się z panem działo?


Więc w naszym domu najpierw był niewielki oddział, który ostrzeliwał przedwojenny budynek Lasów Państwowych, gdzie siedzieli esesmani, ostrzeliwał ich, gdzie oni się tam pochowali. To ja poszedłem… Aha, i wyszedłem, i widzę, że przy naszej bramie jest kucnięty człowiek z pistoletem. A ja taki jeszcze byłem mały i krótkie spodnie, wyszedłem na ulicę, a on mnie wziął i mówi: „Coś ty zgłupiał, gówniarzu, przecież tu się zabija już ludzi”, mówi.

  • Czyli pan sobie nie zdawał sprawy, tak?


Tak. „Tu się zabija już ludzi”. On siedział tutaj. No i wie pani, ja mówię: „A tu u was jakiś dowódca jest?”. – „Jest tam”. To ja poszedłem i mówię, że jestem harcerzem, zaprzysiężony, a on mówi: „Synku, masz broń?”, ja mówię: „No jak to, broń? Ja do pana przychodzę, że chciałem właśnie…”. On mówi: „Wiesz, ja mam dziesięciu ludzi. Jeżeli jeden ma butelkę z benzyną, to uważam, że jest uzbrojony, a na dwóch mam tylko to, że jeden ma granaty, a jeden ma pistolet, ale granaty to tylko ma dwa, a tamten ma jeden pistolet. A reszta to ma po butelce z benzyną. Jak ty, synku, nie masz broni, to lepiej idź z powrotem do mamusi”.

  • I co pan zrobił?


No i co, no i poszedłem. No wie pani, chciałem, ale on mówi: „Ja też chciałem, ale nie mam czym walczyć”.

  • Proszę opowiedzieć teraz o sobie w czasie Powstania. Był pan w domu, tak?


Tak.

  • Czy włączał się na miejscu w jakieś działania?


W działania… Ja wyglądałem, chodziłem na górę popatrzeć. Ja tylko jeden obserwowałem, co się dzieje, chodziłem na strych spoglądać, prawda, bo do strychu strzelał snajper z góry, jak ktoś wyglądał.

  • Czyli był pan takim obserwatorem w domu, w którym byliście?


No tak, ale ja mogę jedno bardzo charakterystyczne wydarzenie opisać.

  • Proszę.


Z naszego domu bardzo szybko się ten oddział jakby wyniósł na drugą stronę, gdzie było całe zgrupowanie. Tej uliczki, która łączy plac, która łączy… ten plac, gdzie jest…

  • Bo na jakiej ulicy pan był w czasie Powstania? Jaki to był adres?


Tak. To było, proszę panią… Tę ulicę, która biegnie z Warszawy na Okęcie, no nie wiem, już nie pamiętam, jak się nazywa.

  • Wspominał pan wcześniej o ulicy Wawelskiej.


Tak. Przecina Wawelską. To ja [byłem] na rogu tej ulicy przecinającej, w tym domu. W pewnym momencie różni młodzi chłopcy tę ulicę, która była pod ostrzałem z bunkra w domu akademickim i ewentualnie snajpera z góry… Ale tu był bunkier w domu akademickim i ostrzeliwał tę ulicę, to młodzi chłopcy brali rozpęd i przebiegali i nigdy tamten nawet nie próbował strzelać, bo to był ułamek sekundy. Natomiast zjawił się w naszym domu mężczyzna rosły, wie pani, dobrze ubrany, od razu było widać, że to wojskowy. Miał broń, bo czasem sprawdzał coś, i proszę panią, on, nie wiem, czy z rozkazem, czy z czym, czy miał dowodzić, postanowił przejść na tamtą ulicę. I proszę panią, ja patrzyłem. Wie pani, on takim truchtem, proszę panią, ciężkiego, wielkiego człowieka ruszył, dotarł do środka, a karabin maszynowy krótkim strzałem go skosił. W tym momencie on się przewrócił – od razu, na samym środku. Za chwilę, w białym tym, z czerwonym krzyżem wychodzi sanitariuszka, schyliła się nad nim i [go] dotyka. Karabin maszynowy milczy. Nagle z góry, z wysoka pojedynczy strzał w pochyloną sanitariuszkę. Sanitariuszka pada i kałuża krwi na białym kitlu się rozprzestrzenia. Wtedy chłopcy z tamtej strony zaczynają wycinać drzewa jakieś, rzucają, rzucają i wycięli drzew, i w końcu któryś łapie ją za nogę i wciąga, żeby ją ratować. Tego na razie zostawiają, bo on był martwy, nie było powodów, żeby ginąć, ściągając [ciało], i zaczekali, prawda, zanim zbudowali tutaj… Proszę panią, to było jedno z takich wydarzeń, bardzo charakterystycznych, które mnie…

Następnie zaczęły się pojawiać od placu… To plac Zawiszy, prawda? Nie, jak ten plac się nazywa?

  • Proszę opowiedzieć, jak to wyglądało, bo nie chciałabym nic sugerować.


No tam, gdzie stoi dom akademicki.

  • Na Narutowicza?


Narutowicza. Plac Narutowicza, prawda? Od placu Narutowicza zaczęły wkraczać, wkroczył nie samochód pancerny, tylko działo pancerne. A działo pancerne jest całe odkryte. Proszę panią, ponieważ ono jest przeznaczone do niszczenia czołgu, nie ma wysoko podnoszonej lufy. I z tego działa on zaczął strzelać w domy. Tak że u góry stając, było się bezpiecznym. Strzelił dwa razy w nasz dom i dalej pojechał, wie pani, do Wawelskiej. Tam stanął przy tych esesmanach, kilku wysiadło z niego, położyli się, rozglądali się, tamci widać coś im powiedzieli, wsiedli z powrotem i odjechali. Gdybym ja miał na przykład zwykły karabin, to ja bym ich zastrzelił, wie pani.

  • No tak.


Bo ja byłem świetnym strzelcem, proszę panią. Ja później po wojnie udowodniłem, jak potrafię strzelać, jak dostałem do ręki francuski, z I wojny światowej, karabin Lebela. To ja wróbla na czubku wysokiej drogi trafiałem. I proszę panią, myśmy poszli obejrzeć, gdzie te strzały. Ponieważ on strzelał pociskami pancernymi, to przestrzelił zewnętrzną ścianę domu, przeleciał przez pokój, przeleciał wylotową ścianę i uderzył w następną ścianę, i wyleciał w ogóle na wszystkich. Przeleciał przez trzy ściany, proszę panią. Tu tylko było pełno takiego rozpylonego kurzu i dziury. I żadnego zagrożenia, nawet gdyby ktoś był, to by tylko był obsypany pyłem. Bo to były działa przeciwpancerne tych, którzy dążyli przeciw Rosjanom na Pragę, wie pani.

  • Proszę pana, kiedy pan wyszedł z Warszawy? Czy był pan do końca Powstania w Warszawie?


Nie. Nas bardzo szybko wyrzucili… Aha. Nas najpierw, proszę panią, popędzili, właśnie już z tego domu wyszli, bo tu już chodzili, wie pani, RONA, Ruskaja Oswoboditielnaja Nacjonalnaja Armija. I oni weszli do naszego domu, mieli zadanie wyganiać ludzi. Ojciec wyszedł, ponieważ ojciec mówił po rosyjsku, to od razu nieco zmienił ich nastawienie, bo to byli Rosjanie, wszystko, wie pani. Jeden nawet mówi: Biericie wodu, bo tam nie haraszo i tak dalej. No i wie pani, oni od razu wrzucali granaty zapalające i podpalali dom.

  • Tak.


I pędzili nas w kierunku, proszę panią, już z Warszawy, wie pani, pędzili tak, jak droga do lotniska prowadzi. I proszę panią, zaprowadzili tam pod lotnisko, część tam wpędzili do jakiejś takiej dużej szopy, kazali, proszę panią… A nie, pomyliłem, proszę panią, kolejność.

  • Czy w ogóle pamięta pan, jaki to był miesiąc?


To był, proszę panią, jeszcze…

  • Sierpień czy wrzesień?


No nie, to było, proszę panią, jakieś dziesięć dni po rozpoczęciu Powstania. Bo ja pamiętam, najpierw to obserwowałem straszne dymy i pożary na Woli, i tutaj się dym roznosił, i samolot stamtąd startował na Wolę. Z Woli, wie pani, fruwały papiery i później Wola ustała, wie pani, oni się przesunęli. Nas wyprowadzili i posadzili pod strażą, kilku takich w mundurach, proszę panią, wojska lotnicze, ale to byli strażnicy, oni pilnowali. I niektórzy ludzie, wie pani, zaryzykowali i tak… Pojedyncze osoby się wymsknęły, bo to już Okęcie, to ten strażnik udawał, że nie widzi, wie pani. To potrzymali, wie pani, do rana, później następnego dnia, wie pani, przyszli, wszystkich zabrali na to centralne [targowisko], Zieleniak taki na Wawelskiej, gdzie się działy monstrualne rzeczy. To ci tam szaleli, te RONA, tam nie było Niemców, tylko RONA. Gwałcili, mordowali, wie pani, no co się działo publicznie. Łapali. A dlaczego? Bo tam wody nie było i nie było się co napić. Ten, co nam poradził, że biericie wodu, to nas uwolnił od ważnej rzeczy, żebyśmy mieli coś do picia nawet. Tam trzymali, upał się zrobił i nagle w trakcie dnia przyjechali znowu z Okęcia, żeby brać ludzi do rozładunku wagonów gdzieś dalej. To ludzie się do Niemców rzucili. Pani wyobraża sobie? Do Niemców. I ci Niemcy wzięli, ile mogli, i myśmy się tam też [zabrali].

  • Czyli razem też się zgłosiliście do tego rozładowywania wagonów, tak?


Tak. Wie pani, bo przecież ci RONA to było coś nieprawdopodobnego. Zgwałcił dziewczynę i zastrzelił ją. To nie da się, wie pani, obserwować. Jak tam do Niemców i później tam to rozładowywanie. Tam nie było za dużo, oni część od razu poprowadzili do obozu przejściowego na… No jak się to przedmieście nazywa… No, kolejowy, no.

 

  • Ma pan na myśli Pruszków?


Tak, tak, do Pruszkowa, bo tam na terenie kolejowym zrobiono taki obóz przejściowy. I proszę panią, tam już działała pani Pętkowska-Greve. Wie pani, Niemka. Tam byli i esesmani i stąd… Tam oni selekcjonowali, których gdzie, których wypuścić, których wysłać, wie pani. Myśmy tam szli, ojciec miał jakieś takie dobre papiery i poszedł, to wszystko było…

  • Czyli pani Pętkowska pomagała Polakom?


Pani Pętkowska była w stanie pomagać tak bardzo, że dziesiątki osób każdego dnia zwalniała, bo ona do tych Niemców szła, wymyślała im, kłóciła. Oni część wsadzali tak: do obozów koncentracyjnych, do obozów, do roboty w Niemczech, prawda, co tutaj można zwolnić, to wyliczę. Tamci stali, był i on, ja widziałem tych esesmanów, jeden z nich mówi: O, dieses Schwein wieder da. „Ta świnia znowu tu”. Na Pętkowskiego, na jej męża.

  • No dobrze. I co, pomogła pana rodzinie wyjść z Pruszkowa, tak?


Tak. I ona pomogła wyjść z Pruszkowa. Wypuścili i już.

  • I gdzie się udaliście?


Proszę panią, myśmy się udali… Ja z bratem udaliśmy się do Pętkowskiego, który miał pod Grodziskiem takie, taką…

  • Gospodarstwo?


Taki domek ładny i kawałek ogrodu, i tak dalej. A ojciec z mamą i z najmłodszym bratem do swojego przyjaciela… Taki przedwojenny ośrodek… Nie Milanówek, tylko wcześniej, kolejka EKD jak chodziła. Takie co?

  • No nic, ja nie chcę podpowiadać panu tutaj, żeby nie sugerować.


Ja nie pamiętam nazwy tej miejscowości. To jest znana miejscowość, taka wczasowa była, tam był znany kościół.

  • Proszę pana, a pan został u Pętkowskiego, tak?


Tak, ja z bratem starszym zostaliśmy u Pętkowskiego i tam mieliśmy wikt i opierunek.

  • I tam byliście do wyzwolenia?


Proszę panią, tam byliśmy do wyzwolenia. Oj, nie do wyzwolenia, tylko do zajęcia tych terenów przed Warszawą. Jak Warszawę zajęli, to myśmy już się stamtąd wynieśli do Warszawy.

  • Czyli w styczniu już wróciliście do Warszawy?


Tak. Ja jeszcze przechodziłem po wojskowym moście na Pragę, bo mama miała przyjaciół, którzy mieli domów na Pradze bardzo dużo, wie pani. Tam (w tej chwili przy pętli) była, proszę panią, taka odlewnia żelaza. To był mamy przyjaciółki mąż i tam były mieszkania i wie pani, inni mieszkali na Pradze w różnych miejscach, tak że tam się było gdzie zatrzymać. Ja pierwszy się wybrałem, notowałem, później przechodziłem po lodzie, a później po wojskowym pomoście zbudowanym przez wojsko, wojsko zaczęło budować i zbudowali most pontonowy, pierwszy. Walczyli, żeby… bo to ruszyła kra, to zaczęło odmiękać. Najpierw można było przechodzić – tak Wisła była zamarznięta, że można było przechodzić po lodzie na Pragę. No i w tym momencie to już się zaczęło, że tak powiem, myśleć, co tu zrobimy. Wie pani, wracania jeszcze nie było, bo nie było wiadomo, jak daleko zaszli. Czy zajęli już dalej, czy tylko doszli do Bydgoszczy i [w te okolice], bo wie pani, nie było dobrej informacji, jak daleko sięgają ruskie wojska, jak daleko poszły.

  • I co? Zostaliście w Warszawie już na stałe czy pojechaliście do swojego majątku?


Nie, jak się wyjaśniła sprawa, że już przekroczyli dawną granicę niemiecką, to myśmy tam wyjechali, bo już chodziły pociągi i tak dalej, i tak dalej. Nie chciano nas wpuścić do naszego domu. Już tam była organizacja PZPR i wtedy miejscowy komunista powiedział: „No, nie. Musicie sobie poszukać…”. Mama sobie poszukała zajęcia w sąsiedniej wsi jako nauczycielka i tam dostaliśmy mieszkanie. I jakiś czas tam…

  • I co? Potem wróciliście do Warszawy czy nie?


Tak. oczywiście. Wie pani, bo myśmy dostali później jeszcze… Mama tam była i później przenieśli ją do innej szkoły, ale ja pamiętam w tej szkole, to jest po drugiej stronie, niedaleko, wieś się nazywała Chrosna. I w międzyczasie zjawiła się tam siostra, żona brata, brata żona z córką w Warszawy, bo oni nie byli tutaj tak daleko, oni po prostu wiedzieli, gdzie nas szukać. I tam zamieszkali. Nagle jeden z uczniów – ja to już byłem wyszkolony kryminalista – jeden z uczniów przyleciał po południu, nikogo akurat nie było, gdzieś sobie wyszli, że: „Tu o was jacyś dwaj pytają”. – „Co? Pytają?”. To ja przez okno i w żyto, proszę pani. Położyłem się w życie spać, zasnąłem. Obudziłem się po kilku godzinach, wychodzę, pytam się, tam stali chłopcy. „O nie, dawno już pojechali”. No to poszedłem do domu. Przyjechali, zostawili taką rozpiskę: „Macie się tam w ciągu dwóch czy iluś tam dni wynieść stąd na odległość co najmniej sto kilometrów od poprzedniego miejsca zamieszkania”. To było ubeckie polecenie. Powrót do miejsca zamieszkania będzie karany. Gdzie mój brat ma to, bo on ma taką rozpiskę, proszę panią.

  • I co?


I wtedy nie pozostało nic innego. Kolejarze byli przychylni, pomogli jakieś tam graty załadować. Wie pani, dali dużo jedzenia, ludzie przynieśli jedzenia, rożne rzeczy, które wynieśli z domu, nasze potrzebne, jakieś materace.

  • Tak. I co? Wróciliście do Warszawy wtedy?


Tak, dostaliśmy cały pociąg, cały wagon załadowany i do Warszawy wróciliśmy, i zaczęliśmy się urządzać na Pradze.

  • Który to był rok, kiedy wróciliście państwo do Warszawy?


To był rok, proszę panią… Chyba czterdziesty szósty, ale dobrze nie notowałem.

  • Czy rodzina była represjonowana później, czy już nie? Jak wróciliście do Warszawy, czy się wszystko uspokoiło?


Proszę panią, owszem. U ojca, który zmarł w miesiąc po wyjściu z Warszawy, jeszcze u swoich przyjaciół.

  • W którym roku ojciec zmarł? W czterdziestym czwartym, czterdziestym piątym?


Proszę pani, zaraz. Ojciec zmarł… Nas zwolnili czterdziesty czwarty… Zmarł w czterdziestym piątym, na początku czterdziestego piątego roku. Nie. W czterdziestym czwartym jeszcze zmarł, jeszcze w czterdziestym czwartym zmarł. W miesiąc po wypuszczeniu z więzienia.

  • Znaczy z więzienia czy z Pruszkowa? Bo mówił pan, że w Pruszkowie tata był z wami?


Tak, z Pruszkowa. Tak, bo zamieszkał u swojego przyjaciela i tam zmarł. Po miesiącu zmarł.

  • Czyli do Warszawy wrócił pan z matką i z rodzeństwem?


Tak.

  • Czy mama była represjonowana?


Mama nie. nie była. Natomiast UB jeszcze w czterdziestym siódmym roku przychodziło do naszych przyjaciół, którzy mieli tę taką odlewnię, proszę panią, na Grochowie i pytali się: „Gdzie jest Jaruzelski?”. To wtedy dozorca powiedział: „Jaruzelski to dawno umarł”. I dali sobie spokój.

  • Czy skończył pan studia w Warszawie, czy miał pan problemy?


Nie. Ponieważ nikt nie wiedział. Ja na SGGW skończyłem studia. SGGW było obsadzone przez ludzi dosyć niesprzyjających reżimowi, więc wie pani. Tam później, po wojnie, później, znalazły się dokumenty bardzo ważnych działalności konspiracyjnych, przechowywane były. Naszymi nauczycielami byli między innymi ludzie, którzy wrócili z Wileńszczyzny, byli tam oficerami Wojska Polskiego, konspiracyjnego wojska, więc tam nie było trudności. Wie pani, przyjmowanie polega na tym, że ja maturę zdawałem jeszcze na Pradze. W szkole, gdzie zdawałem maturę i tak dalej, byli wszystko nauczyciele przedwojenni, to tam jak te pierwsze „trzy razy tak” było, to UB aresztowało historyka. Wszystko byli nauczyciele przedwojenni. Przede wszystkim aresztowali historyka, polonistę i tam jeszcze zagrozili dyrektorowi. Oczywiście matematyka czy fizyka nie aresztowali, bo czego on uczył jeszcze, uczył jeszcze matematyki normalnej. Nie groziła im matematyka na razie. To ja już widziałem, co się dzieje, prawda? To proszę panią, później, jak było te „trzy razy tak” to wie pani, ja już wiedziałem, jak głosować, ale proszę panią, wtedy można było się bardzo łatwo [ukryć], oni nic się nie orientowali. Jeżeli ktoś się do niczego nie przyznał, to oni nic nie wiedzieli. Tak że wie pani, ja mogłem powiedzieć, że ja już nie pamiętam co, ale… To, że mój ojciec był wrogiem ludu, bo ziemianie byli zaliczani do wrogów numer jeden – gdybym się przyznał do ziemiańskiego pochodzenia, to bym miał kłopoty. Mój starszy brat zaczął chodzić na politechnikę i pierwsza rzecz, to był czterdziesty piąty rok, politechnika, to wie pani, było… I Duńczycy w ramach pomocy zaprosili studentów do siebie. Politechnikę Warszawską, chemię, studiował mój starszy brat.

  • I co? I wyjechał, tak? Do Danii?


Do Danii. I z tego, co wyjechało do Danii, tylko dwóch do Polski wróciło. Mój brat nie wrócił i stąd poszedł do Szwecji, gdzie pracował przez rok w firmie, a później dostał stypendium, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Od tego czasu on już jest dawno obywatelem Stanów Zjednoczonych.

  • Proszę pana, na zakończenie chciałabym, żeby pan był uprzejmy powiedzieć, jak dzisiaj, z perspektywy czasu, pan patrzy na okres Powstania?


Ja sądzę, że wiem, że ojciec był bardzo… Ojciec należał do personelu cywilnego Delegatury Rządu na Kraj, tak że był doskonale poinformowany. I wiadomo było, że szef wywiadu i szef uzbrojenia byli przeciw. Za było dwóch. I zdecydował głos przewodniczącego. Uważał, że początek Powstania był spóźniony o trzy dni, bo Niemcy już uciekli, a w tym momencie jak wybuchło, nadchodziła pancerna dywizja już, którą pani widziała, pokazywałem działa przeciwpancerne. Sądzę, że odwleczenie mogło… To jest trudna decyzja powiedzieć, w każdym bądź razie ja bym był zwolennikiem tego, co uważał najbardziej inteligentny wysoki oficer piłsudczyków, generał Sosnkowski. On był przeciwny, on nie radził, ale decyzja została [podjęta]. On był przeciwny wyraźnie, ale decyzję pozostawił tym. Dlaczego? Bo najlepsza młodzież została przez Niemców wymordowana, a Rosjanie z drugiej strony przyglądali się robocie, jak Hitler dla nich wykonuje czystkę polskiej inteligencji.

Warszawa, 13 marca 2016 roku
Rozmowę prowadziła Barbara Pieniężna

Andrzej Antoni Jaruzelski Stopień: cywil Dzielnica: Ochota

Zobacz także

Nasz newsletter