Monika Stasiak
Przewodnik Muzeum Powstania Warszawskiego
„Ja bym za siebie nie wyszła”* – mówiła o sobie jedna z najpiękniejszych kobiet polskiego sportu Maria Kwaśniewska, trzykrotna mężatka. Była wszechstronna i utalentowana. Trenowała niemal wszystko – od koszykówki i siatkówki, przez skok w dal, rzut oszczepem, trójbój, pięciobój, po pływanie i hazenę (pierwowzór piłki ręcznej). Wielokrotna mistrzyni Polski i olimpijka. W Berlinie w 1936 r. medalu gratulował jej sam Adolf Hitler. To dzięki zrobionej wówczas wspólnej fotografii mogła w 1944 r. ratować ludzi z piekła pruszkowskiego obozu.
Maria Jadwiga Kwaśniewska-Maleszewska przyszła na świat 15 sierpnia 1913 r. w Łodzi jako jedyna córka Jana i Wiktorii z Kozłowskich. Dzień jej urodzin to święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i, jak sama twierdziła, „przyniosła” sobie imię. Trudno też powiedzieć, czy ta okoliczność miała wpływ na jej przekonania religijne, ale do końca życia pozostała głęboko wierzącą katoliczką. Rodziców, którzy należeli do łódzkiej inteligencji, zapamiętała jako opiekuńczych, ale również wymagających.
Tak wspominała po latach swoje dzieciństwo:
Bardzo krótko trzymano mnie w domu. Byłam jedynym oczkiem w głowie rodziców i starszych braci, ale dyscyplina była przeogromna. Punktualność powrotów do domu, żadnego pałętania się wieczorami po mieście. To były rzeczy oczywiste.*
Sport lubiła od dziecka, ale na poważnie zainteresowała się nim podczas nauki w gimnazjum żeńskim Romany Konopczyńskiej-Sobolewskiej, działającym przy ul. Gdańskiej w Łodzi. Pasję tę rozbudził w niej nauczyciel wychowania fizycznego, którym był nie kto inny jak sam Ludwik Szumlewski – późniejszy lekkoatleta, trener i spiker radiowy. To on odkrył w niej sportowy talent i wziął pod swoją opiekę. Maria zaczyna trenować skok w dal, a także gry zespołowe. Na III Światowych Igrzyskach Kobiet w Pradze w 1930 r. zdobywa dla Polski drużynowo brązowy medal w koszykówce kobiet.
Maria Kwaśniewska w Dreźnie, sierpień 1935 r. Fot. Adam Jankowski/ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Maria trenuje i zaczyna osiągać coraz lepsze wyniki, utwierdzając swoją mocną pozycję w gronie oszczepników nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Na kilka dni przed olimpiadą w Berlinie rzuca oszczepem na odległość 44, 03 m, ustanawiając kolejny rekord Polski, który przetrwał aż do 1952 r. Okres swojej największej sławy ma jednak ciągle przed sobą.
Maria Kwaśniewska na zawodach w Czeladzi, 26 lipca 1936 r. Fot. Czesław Datka/ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Lato 1936 r. to czas XI Letnich Igrzysk Olimpijskich w Berlinie, określanych również Brunatnymi Igrzyskami. Pomimo wielu protestów, ze względu na rządzący wówczas Niemcami reżim nazistowski, olimpiada dochodzi do skutku. Polska wysyła do Niemiec 144 sportowców, w tym 17 kobiet. Jedną z najmłodszych w tym gronie jest śliczna 23-letnia łodzianka, Maria Kwaśniewska.
Lekkoatletki w drodze na olimpiadę w Berlinie, 29 lipca 1936 r. Stoją od lewej: Maria Kwaśniewska, Jadwiga Wajsówna i Stanisława Walasiewicz. Fot. Adam Jankowski/ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Pierwszy dzień zawodów sportowych, 2 sierpnia 1936 r., rozpoczyna się od konkurencji w rzucie oszczepem. Jest to wyjątkowo chłodna, pochmurna niedziela. W dodatku wieje silny wiatr, który skraca odległość rzutu, wpływając na ostateczny wynik. W konkurencji razem z Marią bierze udział 14 zawodniczek. Po pierwszej rundzie Polka prowadzi, ale w drugiej lepiej rzucają Niemki. Ottilie (Tilly) Fleischer osiąga wynik 45 m i 18 cm, a Luise Krüger – 43 m i 29 cm. Daje im to pierwsze i drugie miejsce. Maria z wynikiem 41 m i 80 cm zajmuje trzecią lokatę i zdobywa brązowy medal dla Polski.
Maria Kwaśniewska podczas rzutu oszczepem, 1 sierpnia 1936 r. Fot. Adam Jankowski/ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Jej start na olimpiadzie uwieczniła na taśmie filmowej ulubiona reżyserka Hitlera „Leni” Riefenstahl. W filmie „Olimpiada” widzimy, jak młoda łodzianka, w koszulce z orłem na piersi i nr. 552, w skupieniu staje na starcie, dmucha w grot, błyskawicznie się rozpędza i siłą całego tułowia rzuca oszczepem w dal. Tak komentowała swój występ tuż po starcie, udzielając wywiadu „Przeglądowi Sportowemu”: Więcej zrobiłam, niż przypuszczałam, cieszę się strasznie z tego brązowego medalu. Przed zawodami bałam się tak strasznie, że nie mogłam utrzymać oszczepu w ręku. Żeby nie silny wiatr przeciwny, wyniki byłyby lepsze o trzy metry.**
Odwagę młodej kobiety możemy również podziwiać, kiedy stoi na medalowym podium i w przeciwieństwie do wszystkich obok nie unosi ręki w nazistowskim pozdrowieniu.
Uroczystość wręczenia medali oszczepnikom. Na podium stoją od prawej: Polka Maria Kwaśniewska (brąz), Niemka Tilly Fleischer (złoto) i Niemka Luise Krüger (srebro), 1 sierpnia 1936 r., Berlin. Fot. Adam Jankowski/ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Wyjeżdżając z Berlina, zabiera ze sobą nie tylko brązowy medal w rzucie oszczepem, ale również nieoficjalny tytuł miss olimpiady. Urodą i radosnym usposobieniem zyskuje podziw niemal wszystkich Niemców. Podczas spotkania wódz III Rzeszy robi sobie zdjęcie z trójką finałowych oszczepniczek. Odbitkę Maria zabiera do Polski jako pamiątkę z zawodów, nie mając pojęcia, że za kilka lat nabierze ona wyjątkowej mocy...
Po powrocie z olimpiady wychodzi za mąż za pływaka Krzysztofa Trytka, ale małżeństwo przetrwa tylko kilka miesięcy. W 1937 r. przeprowadza się z Łodzi do Warszawy i wstępuje do warszawskiego AZS-u. Podejmuje studia matematyczne na Uniwersytecie Warszawskim, jednocześnie pracując jako urzędniczka w miejskiej elektrowni na Powiślu.
W 1940 r. mają się odbyć kolejne letnie igrzyska olimpijskie w Finlandii. Tym razem Maria jest murowaną kandydatką do złotego medalu. Nasza kadra olimpijska, a wśród nich Maria, przygotowuje się do nich na Lazurowym Wybrzeżu, a później w Genui. Tam zastaje ich wybuch wojny. Bez głębszego zastanowienia kobieta podejmuje decyzję o powrocie do kraju. Tak wspomina po latach ten moment: Mogłam zostać. Wszyscy mnie do tego namawiali, ale ja nie chciałam. Na granicy w Zebrzydowicach patrzyli na mnie trochę jak na wariata. Tabuny ludzi wyjeżdżały z kraju, a ja wracałam do Warszawy, chociaż nie bardzo miałam czym i jak.*
W przeciwieństwie do wielu Polaków, którzy starali się jak najszybciej opuścić ogarnięty pożogą kraj, Maria Kwaśniewska wraca do płonącej Warszawy. Ponieważ ma prawo jazdy i ukończony kurs sanitarny, zostaje kierowcą sanitarki na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Na własnych plecach transportuje do szpitali rannych polskich żołnierzy po bombardowaniu. Za tą pełną męstwa postawę prezydent Stefan Starzyński, jeszcze przed kapitulacją miasta, odznacza ją Krzyżem Walecznych.
Na początku okupacji podejmuje pracę w sławnej w Warszawie gospodzie Pod Kogutem, zwanej Gospodą Sportowców, która funkcjonowała od listopada 1939 r. przy ul. Jasnej. Razem z innymi znanymi sportowcami, wśród których znalazł się lekkoatleta Janusz Kusociński czy tenisistka Jadwiga Jędrzejowska, pracuje jako kelnerka. W lokalu jest 10-12 stolików, na ścianach wiszą zdjęcia sportowców w galowych strojach, wśród nich słynne zdjęcie Marii z Hitlerem. Restauracja działa tylko przez kilka miesięcy; po aresztowaniu Janusza Kusocińskiego zostaje zamknięta przez Niemców. To w niej Maria poznaje swojego przyszłego męża, inż. Juliana Koźmińskiego, i wprowadza się do jego domu w Podkowie Leśnej. Nie jest im jednak pisane długie i szczęśliwe życie razem. Koźmiński, słynny komendant obrony elektrowni Wybrzeża Kościuszkowskiego, zostaje aresztowany przez gestapo. I choć żonie udaje się uwolnić go z więzienia, wraca do domu śmiertelnie chory i wkrótce umiera. Podwarszawski dom Marii staje się schronieniem dla bezdomnych i poszukiwanych przez Niemców Polaków i Żydów.
1 sierpnia 1944 r. wybucha w Warszawie powstanie, a już 6 sierpnia Niemcy zakładają dla wypędzanych warszawiaków obóz przejściowy w Pruszkowie. Stamtąd ludzie po kilku dniach są wywożeni na roboty do Rzeszy, niektórzy trafiają do obozów koncentracyjnych. Wówczas w Marii budzi się ponownie gorąca potrzeba niesienia pomocy potrzebującym rodakom. Wyjmuje z szuflady pamiątkowe zdjęcie z ceremonii medalowej w Berlinie i udaje się do obozu. Ponieważ świetnie zna niemiecki oraz ma doświadczenie w pracy sanitariuszki, zostaje zatrudniona jako pielęgniarka w komisji lekarskiej. Zadaniem komisji, której przewodzi Stabsarzt Adolf König, jest selekcja przybyłych pod kątem ich przydatności do pracy. Każdy z wypędzonych warszawiaków musi przed nią stanąć. Zatrudnione w niej polskie pielęgniarki i tłumaczki używają różnych forteli, aby wyreklamować z transportów jak największą liczbę osób. A to przedstawiając niezgodny z prawdą stan chorego, a to przekupując wódką i owocami będących w dobrym humorze niemieckich lekarzy, a to wreszcie wykradając w porze obiadowej dla Niemców listy osób przewidzianych do zwolnienia i dopisując na nich nowe nazwiska.
Obóz przejściowy Dulag 121 w Pruszkowie, wrzesień–październik 1944 r. Fot. Autor nieznany/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego
Maria wpada na pomysł, aby ratować z obozu tych, których życie jest najbardziej zagrożone. Są to osoby trafiające przede wszystkim do hali nr 6 – byłej parowozowni (obóz mieści się na terenie byłych warsztatów kolejowych). Stąd ludzie są wywożeni na roboty do Rzeszy oraz do obozów koncentracyjnych. Nasza olimpijka wyprowadza ich dużymi grupami, przedstawiając jako członków rodziny. Pewnego dnia udaje jej się wyprowadzić nawet 150 osób! Przepustką do wolności okazuje się pokazywane przez Marię wartownikom jej słynne olimpijskie zdjęcie. Tak opisuje to po latach: Pokazywałam przy bramie tą moją fotografię z Hitlerem. Żandarmi traktowali ją jak ausweis. Bili w czapę i przepuszczali mi transport.*
Maria Kwaśniewska, Luise Krüger, Adolf Hitler, Tilly Fleischer, 1 sierpnia1936 r. Fot. ze zbiorów Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie
Pośród ponad 4 tys. uratowanych przez Marię osób są m.in.: poetka Ewa Szelburg-Zarembina, pisarz i scenarzysta Stanisław Dygat, Wanda Jasieńska – matka naszego przyszłego złotego medalisty z Monachium w 1972 r. w pchnięciu kulą, Władysława Komara. Wszyscy trafiają do jej domu w Podkowie Leśnej, który ona sama nazywa drugim obozem przejściowym.
Niestety, po miesiącu ta nadzwyczaj liczna „rodzina” wzbudza zainteresowanie Niemców i Maria, zagrożona aresztowaniem, musi zaprzestać swojej działalności. Samą fotografię zaraz po wojnie zniszczy, aby nie przypominała jej dłużej berlińskiej olimpiady, gdyż – jak stwierdziła – idea olimpijska w 1940 r. przegrała. Natomiast inne pamiątki, w tym swój olimpijski brązowy medal, przekazała Muzeum Sportu i Turystyki w Łodzi.
Po wojnie wraca do sportu, chociaż zdaje sobie sprawę z tego, że wojna zabrała jej najlepszy czas do trenowania i osiągania sukcesów. Mimo to w 1945 r. zostaje jeszcze raz mistrzynią Polski w rzucie oszczepem, bierze również udział w kilku meczach polskiej reprezentacji koszykówki kobiet. Ze sportem żegna się w sierpniu 1946 r. na Mistrzostwach Europy w Oslo, gdzie w rzucie oszczepem zajmuje szóste miejsce – nie całkiem jednak, bo działa w Polskim Związku Lekkiej Atletyki i Polskim Komitecie Olimpijskim. W ośrodku sportu w Spale, którego piękny park nosi dzisiaj jej imię, opiekuje się sportowcami, reprezentantami Polski, m.in. słynnym Wunterteamem (polską reprezentacją lekkoatletyczną w latach 1956–1966 nazywaną tak ze względu na znaczące osiągnięcia sportowe). W 1978 r. jako pierwsza Polka zostaje odznaczona przez przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, lorda Michaela Killanina, brązowym medalem Orderu Olimpijskiego za zasługi w rozwoju idei olimpijskiej. W 2003 r. otrzymuje również Krzyż Komandorski z Gwiazdą Odrodzenia Polski.
Maria miała trzech mężów. Pierwszym, jak sama mówiła: „studenckim”, był pływak i waterpolista Krzysztof Trytek, Małżeństwo nie przetrwało jednak próby czasu i zakończyło się rozwodem. Były mąż zginie na początku wojny. Drugim – „wojennym” – był inż. Julian Koźmiński, zamęczony przez Niemców. Trzecim mężem został Władysław Maleszewski, późniejszy trener polskiej reprezentacji koszykówki męskiej. W ostatnim związku, który przetrwał 37 lat i który olimpijka oceniła jako najprawdziwszy w sensie prawdziwego uczucia, urodzili się syn Marek i córka Elżbieta.
Pozostała aktywna do końca życia. Gdy był już w podeszłym wieku, nadal można ją było zobaczyć biegającą w Ogrodzie Saskim. Zmarła 17 października 2007 r., dożywszy 94 lat. Spoczęła na Powązkach Wojskowych, obok Władysława Maleszewskiego.
Wiele lat po jej śmierci, myśląc o Marii Kwaśniewskiej, widzimy zdolną, wszechstronną sportsmenkę, uroczą, tryskającą szczęściem kobietę, ale przede wszystkim gorącą patriotkę, dla której ojczyzna i chęć niesienia pomocy potrzebującym była istotą życia. Do końca swoich dni twierdziła, że tak została po prostu wychowana i nie mogła postępować inaczej. To właśnie z domu wyniosła przekonanie, że żyje się dla innych, a nie dla siebie. Przekonanie, które dzisiaj – w nastawionym konsumpcyjnie społeczeństwie – wywołuje nierzadko śmiech lub co najmniej zdziwienie. Jej życiową postawę najlepiej zrozumiemy, kiedy posłuchamy jej własnych słów, wypowiedzianych pod koniec życia: Przede wszystkim kocham ludzi. Ludzie nie są doskonali, bywają źli i co z tego? Mamy stać i patrzeć, jak zło zwycięża? Mamy uciekać, gdy kogoś biją, gdy komuś potrzeba naszej pomocy? Mamy żyć wyłącznie własnymi sprawami, robić szmal, kariery i nie przejmować się innymi, ludzką biedą, ludzkimi nieszczęściami? Przenigdy! Nie na tym polega życie.(...) Własnym przykładem można zdziałać wiele, więcej niż nam się zdaje. Człowiek ma rozum, żeby myśleć, i serce, żeby kochać. Tylko wtedy jest pełnym człowiekiem, żyje pełnią życia.*
* („Maria Kwaśniewska Maleszewska: Ja bym za siebie nie wyszła”, fragment wywiadu z archiwum „Rzeczpospolitej”, maj 2000, www.rp.pl/artykul/942214-maria-kwasniewska-maleszewska–ja-bym-za-siebie-nie-wyszla.html [data dostępu: 8 kwietnia 2018 r.]).
** (Tercet fiński wznawia tradycję Nurmiego. Noii na 14-em miejscu z czasem 32 m. 13 sek., „Przegląd Sportowy”, nr 65, 3 sierpnia 1936 r.).
Dziękujemy Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie za pomoc w przygotowaniu materiału.