Paweł Reszka
Paweł Reszka przegląda album z fotografiami z Powstania Warszawskiego autorstwa Sylwestra Brauna „Krisa”.
Otworzyłem na chybił trafił. Mężczyzna na tle ruin ulicy Wspólnej (strona 140). Szary, apatyczny. Oczy umarłego za życia. Na jednej ręce dziecko, w drugiej cały dobytek. Trudno coś więcej opowiedzieć o wojnie, niż to, co jest pokazane na tej fotografii. Klatki, jak ta, są straszne, bo nie da się o nich zapomnieć. W albumie Sylwestra Brauna „Krisa” jest ich więcej.
Na ul. Wspólnej. Około 9 września 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
***
Dla reporterów Sylwester Braun jest postacią zrozumiałą i bliską. Wojciech Grzędziński pisze o „Krisie” jak o starszym koledze fotoreporterze. Prawdę mówiąc, kiedy wyobrażam sobie Brauna przemierzającego ogarnięte walkami warszawskie ulice, widzę właśnie „Grzędę”. Chlebak, aparat (często zresztą mała leica) na ramieniu, wędrówka pozornie bez celu. Krok za krokiem po ostrzeliwanym Gori, wśród grobów Iziumu, w ruinach Sałtiwki.
Dobry reporter woli wtapiać się w otoczenie, pozostać niezauważony. Nie lubi kamizelek kuloodpornych, napisów „Press”, kevlarowych kasków. Jak trzeba to trzeba, ale każdy z tych przedmiotów oddziela od rzeczywistości. Stanowi dodatkową barierę.
„Kris” chyba też tak to czuł. Od panterki wolał marynarkę i biało-czerwoną opaskę. Przepustkę dowództwa w kieszeni zamiast stopnia na pagonach. Pistolet (z którego nigdy w Powstaniu nie strzelił) od karabinu.
Niewidzialność procentowała. Widać to na wielu klatkach – choćby na zdjęciu z podwórka kamienicy przy Świętokrzyskiej, gdzie znajdowała się prowizoryczna kuchnia (strona 225). Albo z kawiarni U Aktorek (strony 206–207) – roześmiani goście plotkują, słuchają pianisty. Krisa „nie widzą”, bo zdążyli się do jego obecności przyzwyczaić.
Kuchnia dla mieszkańców kamienicy przy ul. Świętokrzyskiej, na odcinku między Marszałkowską a Zielną. Wrzesień 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
W kawiarni U Aktorek. Pierwsza połowa sierpnia 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Braun fotografuje kolejki po wodę, kąpiel w zbiorniku przeciwpożarowym, wędrówki po gruzach. Przypomina nam, że wojna nie składa się tylko z barykad, szturmów, obrony i bohaterskich czynów, ale także z tysięcy połamanych ludzkich losów.
Bohaterowie opowieści, nie ruszając się z miejsca, zostali przeniesieni do innej rzeczywistości. W wolnych chwilach starają się żyć po staremu, ale przestrzeń znanej im normalności kurczy się każdego dnia. Na eleganckiej niegdyś ulicy nagle ktoś rozpala ognisko i gotuje obiad (strona 231). Na wypielęgnowanym gazonie pojawia się krzyż, potem następny, a po chwili trawnik zmienia się w cmentarzyk tymczasowych grobów (strona 410).
Ulica Śliska. Ujęcie w kierunku zachodnim. Oczekiwanie na zupę. Druga połowa sierpnia 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Powstańczy cmentarz na tyłach kamienic przy ulicach Mazowieckiej i Kredytowej. Początek sierpnia 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Uniwersalny obraz – takie krzyże i ogniska widzieliśmy niedawno w Buczy, Wuhłedarze, Lisiczańsku, Bachmucie… Zresztą widzimy je ciągle.
***
To jasne, że opowiadanie historii porwało „Krisa”. Wiele razy w wywiadach nazywa swoje prace – te, które przetrwały, i te zaginione – fotoreportażami. Hobby z dzieciństwa przemieniło się w coś, co wypełniło jego życie.
Traktował to bardzo serio – zainwestował w dobry aparat, nauczył się od podstaw, terminując u fachowców, laboratoryjnego rzemiosła. To procentowało – potrafił obrabiać materiał profesjonalnie, po swojemu. Idąc do Powstania, zastrzegł sobie u dowództwa, że własne fotografie będzie wywoływał osobiście.
Jednak opowiadanie historii to zupełnie coś innego niż technika ustawiania aparatu i wywoływania zdjęcia. Tego rzemiosła musiał się uczyć sam, dzień po dniu. „Kris” reporter przechodzi ewolucję na naszych oczach.
Jego fotografie zniszczonej w 1939 roku Warszawy to dzieło inżyniera geodety. Zdjęcia są przede wszystkim dokumentacją, dowodem rzeczowym. Nic nie wiemy o fotografiach z czasu okupacji – bo zaginęły. Ale Powstanie to już nie dokumentacja, tylko opowieść.
Oto żołnierz Armii Krajowej ze zdobytymi butami (strony 182–183). Właśnie skończył się powstańczy szturm na komendę policji i kościół Świętego Krzyża, dotychczas zajęte przez wroga. Powstańcy są filmowani przez operatorów. Napięcie powoli ustępuje euforii. Na ziemi ciało poległego Niemca.
Po zdobyciu komendy policji i kościoła Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Po prawej, odwrócony tyłem, zdarzenia filmuje por. Stefan Bagiński „Stefan”. Powstaniec z butami w ręku najpewniej ściągnął je z zabitego Niemca. Po lewej widoczny martwy żołnierz niemiecki. 23 sierpnia 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Czasem „Kris” szuka pięknego kadru (strona 101) czy poetyckiej przenośni. Jedna z najmocniejszych metafor to chłopiec siedzący na płycie rezonansowej zniszczonego pianina (strona 131). Struny, młoteczki, klawisze mogą być zabawką.
Przez okno widać ruiny kamienicy przy placu Napoleona 6, róg Wareckiej 17 oraz pozostałości Poczty Głównej. Wrzesień 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Na ul. Siennej. Sierpień 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Dzieci, które widziały wojnę, ciągle mają dziecięce, filigranowe ciała. Przytulają ulubione zabawki. Ale wystarczy spojrzeć w ich oczy, by zrozumieć, że zostały okradzione z dzieciństwa.
***
Zaczyna się od wielu pozowanych fotografii żołnierzy. Wyelegantowani, defiladowi, miny groźne, pistolety skierowane tam, gdzie czai się wróg.
Po co „Kris” robi te zdjęcia? Dlatego, że ma taką pracę – w końcu jest prasowym sprawozdawcą wojennym, przedstawicielem Referatu Fotograficznego Biura Informacji i Propagandy AK. Jego zdjęcia wiszą na gazetkach ściennych „Tydzień w Ilustracji”, ukazują się w „Warszawa Walczy”, „Biuletynie Informacyjnym”, „Polsce Ilustrowanej”. W wywiadach mówi, że pokazywanie odbitek żołnierzom sprawiało mu radość. Powstańcy też byli zadowoleni, co „Kris” oczywiście sfotografował (strona 97).
W ruinach Poczty Głównej. Druga połowa września 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Dziś, tak przypuszczam, większość tych fotografii ma wielką wartość dla historyków. Wtedy dla „Krisa” miały wartość praktyczną. Uważam, że Braun – jak każdy wytrawny reporter – oswajał bohaterów ze sobą. Na wojnie żołnierz jest dowódcą – decyduje, co można, a czego nie. Jeśli się z nim zakolegujesz, następnego dnia praca będzie łatwiejsza, a kolejnego – jeszcze łatwiejsza. Działało to w Powstaniu i działa teraz.
Ale z każdym zdjęciem u „Krisa” pozowanych fotek jest mniej. Na mundurach pojawia się krew. Zawadiackie uśmiechy zastępuje ponure zmęczenie.
Popatrzcie na dwa obrazy. Na pierwszym mamy początek sierpnia: elegancki pan sierżant z dziewczyną uśmiechają się do obiektywu (strona 48).
Na podwórzu kamienicy przy ul. Królewskiej 16. Początek sierpnia 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Na drugim początek września: podporucznik Wacław Jastrzębowski „Aspira”, dowódca plutonu Grupy Bojowej „Krybar” (strona 49). Przysypany kurzem płaszcz, wypalone okna kamienicy, pod nogami gruz.
Dowódca 1105 plutonu Kolumny Motorowej „Wydra” Grupy Bojowej „Krybar” na ul. Konopczyńskiego. 6 września 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Albo zdjęcie sanitariuszek targających przez zawalisko nosze z rannym (strony 110–111). Gigantyczny wysiłek, nogi zapadające się w gruz. Cztery dziewczyny nie mogą sobie poradzić z ciężarem. Gdyby nie cywil, który im pomaga, nie dałyby rady.
Na ul. Wspólnej. 9 września 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
***
„Każdy warszawiak był narażony” – mówił „Kris” w radiowym wywiadzie, pytany przez Alicję Maciejewską o strach i odwagę konieczną do dokumentowania wojny.
W rozmowie opisywał zaginioną i bardzo ważną dla niego fotografię. Żołnierz AK wiesza flagę na szczycie Prudentialu: „Wśród świstu kul – we wszystkich tonacjach biły pociski – wszedł na szczyt, zawiesił nową flagę i (…) zupełnie spokojnie zszedł na dół. To było naprawdę fantastyczne przeżycie. Obserwowałem to i podziwiałem jego spokój”.
Braun zapomniał dodać, że przecież stał z aparatem nieopodal tego wojaka. Świszczące kule dotyczyły w równym stopniu i jego. Budzi ogromny szacunek to, że „Kris” nie chciał zamienić się miejscami z bohaterami swoich opowieści. Oni byli ważni, nie on.
Codziennie jest blisko śmierci. Z dystansu fotografuje nosze z rannym porzucone podczas ostrzału (strony 272–273). Z bliska – ostrzał placu Napoleona, przemykających cywili (strony 260–261).
Na skrzyżowaniu Marszałkowskiej, Śniadeckich i Koszykowej. Druga połowa września 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Zasnuty dymem plac Napoleona (obecnie plac Powstańców Warszawy). Ujęcie w kierunku północnym. Wrzesień 1944. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
Ostrzał trudno opowiedzieć. Gdy obok coś wybucha, czas przestaje istnieć. Dlaczego leżę pod tą ścianą? Dlaczego mam porwaną kurtkę? Gdzie jest plecak? Nie wiem!
***
Wojtek Grzędziński pisze, że „Kris” przed wykonaniem zdjęcia uspokajał oddech, korygował ekspozycję, kadrował i dopiero potem naciskał spust migawki.
To jest właśnie najbardziej przerażające w ich profesji. Kiedy człowiek chce się zapaść pod ziemię, przeczekać, oni muszą „uspokoić oddech, skorygować ekspozycję”.
Braun opisał to tak: „Waliło się wszystko. I kołysało się wszystko. No ale żyję. Skoncentrowałem się znów na swojej leice i jak tylko ten pył opadł, zacząłem notować to, co widziałem naokoło”. Albo mówił, że „podczas robienia zdjęć na ogół nie myśli się o strachu”.
Na najsłynniejszą fotografię wybuchu pocisku na Prudentialu „Kris” polował, leżąc przez godzinę na dachu. Szczęście reportera? Raczej gigantyczna praca, wytrwałość.
***
Po wojnie wrócił do miasta. Odnalazł ukryte negatywy. Fotografował powroty. Na jednej klatce oddział wojska idący tym, co zostało z Alej Jerozolimskich (strona 469). Kolejne zdjęcie, które trudno wymazać z pamięci.
Żołnierze Wojska Polskiego idą Alejami Jerozolimskimi w kierunku wschodnim. W tle pozostałości Dworca Głównego. Zima lub wczesna wiosna 1945 roku. Fot. Sylwester Braun „Kris”/MPW
***
Przez lata jego fotografie były zapomniane. „Nikogo to nie interesowało, byłem przygnębiony” – mówił, przyznając się, że chciał zniszczyć negatywy.
To uczucie znane każdemu reporterowi, który „wraca”. Tam śmierć, wybuchy, gorycz. Tu rachunki, kawiarnie, odprowadzanie dzieci do szkoły. Normalne życie. Ludzie najpierw słuchają z zaciekawieniem. Potem trochę z przymusu. Wojna? Ile można o wojnie!
„Kris” doczekał się wystaw i albumów. Jego fotografie wróciły, były ważne. A sam Braun? Wrócił do miasta. Był szczęśliwy i ciągle skromny: „Przeglądałem te zdjęcia i dziwiłem, że ja to wszystko zrobiłem” – mówił.