Włodzimierz Krauze „Smuga”

Archiwum Historii Mówionej
  • Czy pamięta pan wybuch drugiej wojny światowej, 1 września 1939 roku?

Bardzo słabo.

  • Gdzie pan mieszkał?

Mieszkałem w tym samym domu jak obecnie, tylko w innym mieszkaniu.

  • To znaczy?

Sienna 41. Wszyscy byliśmy w piwnicy. Spadły dwie bomby. [Jedna], która wybuchła, na drugie podwórko (ale okna z piwnicy wychodziły na pierwsze podwórko) i druga bomba, [która] nie wybuchła.

  • W momencie wybuchu wojny był pan młodym chłopcem. Czy chodził pan do szkoły?

Tak.

  • Co było potem, w 1939 roku? Czy pan kontynuował naukę w szkole?

Tak.

  • Czy pamięta pan, jaka to była szkoła?

Chodziłem do III Miejskiej Szkoły Mechanicznej na ulicy Konopczyńskiego.

  • Czym zajmowali się pana rodzice?

Ojciec nie żył…

  • Już w momencie wybuchu wojny?

Tak, umarł przed wojną. Był dyrektorem Banku Gospodarstwa Krajowego. Matka miała sklep na Nowym Świecie. Sklep spłonął.

  • Czy zapamiętał pan mówienie o historii w szczególny sposób – jeszcze przed wojną – budzenie patriotyzmu wśród młodych ludzi? Czy pamięta pan taką atmosferę z domu, ze szkoły?

Tak. Moja rodzina – nie tylko w domu – była nastawiona bardzo patriotycznie.

  • Czy opowiadało się o…

Oczywiście. Trudno mi teraz przytaczać wypowiedzi, ale…

  • Ale wpływ na pana postawę miał dom i szkoła.

Oczywiście. Dom i szkoła.

  • Jak już trwała okupacja, chodził pan do szkoły. Jak dalej toczyło się pana życie?

Chodziłem do III Miejskiej Szkoły Mechanicznej aż do wybuchu Powstania.

  • Kiedy i w jaki sposób zetknął się pan z konspiracją?

Nasz stryjek, Feliks Krauze, był dłuższy czas w konspiracji, [był] jednym z organizatorów. Wciągnął mojego brata.

  • Starszego?

Tak, dwa lata starszego. Ja byłem jeszcze za młody i do wybuchu Powstania nie należałem do żadnej organizacji. Dopiero przed samym wybuchem Powstania, na ulicy Długiej – po wyrażeniu zgody [przez mamę] – złożyłem przysięgę. W dniu Powstania Warszawskiego (o którym nie wiedziałem, że wybuchnie) miałem wyznaczone zadanie, żeby na placu Teatralnym, pod Teatrem Wielkim, stanąć o określonej godzinie i notować zmianę warty w pałacu Blanka. W trakcie [moich] notatek, wybuchło Powstanie, rozległy się strzały i, spłoszony uciekłem do jednego z naszych lokali na Rynek Starego Miasta.

  • Czy pan pytał się mamy, czy się zgadza, żeby pan zaangażował się w konspirację?

Mama była przerażona, ale zgadzała się.

  • Czy 1 sierpnia miał już pan przydział do konkretnego ugrupowania?

Nie. Dopiero na Rynku Starego Miasta ponownie złożyłem przysięgę i byłem skierowany do batalionu, który miał siedzibę na ulicy Rybaki, w szkole na Rybakach (nie pamiętam numeru). Szkoła była zajęta kiedyś przez Niemców, ale została zdobyta (przed szkołą był jeszcze bunkier) i już włączyłem się w działania powstańcze.
Z bronią było kiepsko. Jak szedłem na barykadę czy do akcji, to ktoś mi oddawał broń. Jak kończyłem akcję, to broń przekazywałem komuś innemu.

  • Jakie zadania miał pana oddział na początku Powstania?

Chyba obronę.

  • Obronę odcinka…

Obronę Starego Miasta – wzdłuż Wisły, bo później się przenosiliśmy. Ze szkoły na Rybakach – były dwa budynki Polonii amerykańskiej (nie pamiętam numeru). Później była garbarnia, chyba Bluncha, niemiecka. Na tym odcinku walczyliśmy.

  • Czy pamięta pan swoje pierwsze zadanie?

Bliżej Wisły, na barykadzie, już z bronią w ręku. Atakowali nie tylko Niemcy, ale i – nazywaliśmy ich kałmukami – Rosjanie w służbie niemieckiej.

  • I dzień za dniem w szkole na Rybakach…

Upłynął prawie cały miesiąc – nie w szkole, ale w budynkach wzdłuż ulicy Rybaki. Były zrzuty [dokonywane] przez lotnictwo alianckie.

  • Czy widział pan zrzuty?

Tak, widziałem jak lecą spadochrony. Trochę poprawiło się zaopatrzenie w broń. Byłem nawet oglądać, bo jeden z samolotów spadł na rogu Miodowej i placu Krasińskich. Poszedłem zobaczyć wrak samolotu.
Dopiero po ostrym natarciu, pod sam koniec (nie pamiętam daty), musieliśmy się wycofać. Wtedy, w budynku Polonii amerykańskiej, [byłem] po całonocnej służbie na barykadzie – obudził mnie dowódca, dał mi broń i skierował mnie na pierwsze piętro. Ale po drodze już wpadłem na Niemców. Zabiłem Niemca, ale przed tym przestrzelił mi nogę (całe szczęście przez mięsień). Zaprowadzili mnie najpierw do kościoła na Freta, [gdzie] nie było właściwej opieki lekarskiej (w nawie, w podziemiu). Później przeprowadzili mnie na ulicę Długą, [gdzie] już mnie właściwie opatrzyli. Uciekłem ze szpitala, bo już naokoło byli Niemcy, i dotarłem do kanału na placu Krasińskich róg Długiej (był tam wlot do kanału).

  • Czy służba na odcinku, na którym pan był, na Rybakach, wiązała się z dużym zagrożeniem życia? Czy było tam bardzo niebezpiecznie?

Tak, bardzo niebezpiecznie. Chyba połowa z naszego oddziału zginęła.

  • Jak była atmosfera w oddziale przez sierpień?

Raczej podniosła, ale ostrzeliwania, naloty – [to] trochę przygnębiało. I perspektywy – jak to się skończy.

  • Czy zaprzyjaźnił się pan z kimś w oddziale?

O tak. Miałem kilku przyjaciół, którzy zginęli, ale jeden z nich przetrwał. Miał pseudonim „Kogut” – Edward Kopyt. Umarł parę lat temu. Zawsze krzyczał, że mu życie uratowałem – co jest nieprawdą.

  • Proszę opowiedzieć tę historię.

Obudził mnie dowódca, bo przeważnie wysyłali mnie na barykady na noce, jako że byłem młody. Posłał mnie na pierwsze czy drugie piętro, bo „zakuwali” Niemca. Jak wpadłem na piętro, dostałem broń, to zobaczyłem przyjaciela, jak leży we krwi. Sanitariuszki były na dole, na parterze, pod schodami. Były przerażone, bo i pociski czołgowe, i gruz się sypał. Dowódca mówi, żebym zaniósł [przyjaciela] do sanitariuszek. Nie udźwignąłbym, więc go wziąłem za nogi i ściągnąłem go po piętrach do sanitariuszek. Ale przeżył, też był w jakimś obozie. [Sanitariuszki] opatrzyły go i uratowały, [tylko] miał szramę [na szyi].


  • Jak się czują ludzie, gdy obok giną ludzie? Jak się pan wtedy czuł?

Smutek, żal.

  • Ale nie czuł pan strachu?

Oczywiście, że czasami czułem, bałem się. Czasami wściekłość górowała nad strachem.

  • Skąd wiedzieliście, co się dzieje dookoła? Że na przykład 13 sierpnia wybuchł czołg na Podwalu? Czy wiedzieliście wtedy o tym?

Tak.

  • Jak rozchodziły się wiadomości?

Pocztą pantoflową. Byłem na Podwalu po wybuchu czołgu, oglądałem to.

  • Tak że dało się przejść z Rybaków nawet na Podwale?

Tak. Całe [Stare] Miasto było w naszych rękach, tylko od strony Wisły byli Niemcy.

  • Czy miał pan kontakt z rodziną?

Nie.

  • Jak pan zapamiętał żołnierzy nieprzyjacielskich? Czy miał pan bezpośredni kontakt z Niemcami czy z innymi oddziałami, innymi ludźmi służącymi razem z Niemcami?

Tylko na odległość strzału.

  • Tylko na odległość. Czy widział pan rozstrzeliwania?

Bez przerwy to było. Jak byłem wyłączony z akcji – dwadzieścia cztery godziny na dobę człowiek nie uczestniczył , bez przerwy. Noce były spokojniejsze.

  • Jak wyglądało codzienne życie – jedzenie, spanie? Mówił pan, że pan cały czas spał na barykadzie.

Nie, spałem w budynku. Na barykadzie się nie spało, tylko się pełniło służbę. Jedzenie? Było kiepsko z jedzeniem. Dostałem kiedyś rozkaz, żeby wziąć ludzi z piwnic, pójść do PWPW (Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych) i wziąć trochę amunicji i jedzenie. Poszło ze mną z sześć osób, prowadziłem ich. Nie wiem, jak się nazywa ulica – do góry, przy PWPW – tam była barykada, ale nieobsadzona. Przy barykadzie był rów, żeby dojść do wytwórni. Jak mieliśmy wejść do rowu, to był nalot i spadła bomba z samolotu, parę metrów ode mnie, w rów. Wszyscy uciekliśmy do tyłu. Schowaliśmy się w piwnicy. Cisza, spokój – bomba nie wybuchła. Chciałem kogoś posłać, ale wszyscy się bali, więc sam wyszedłem. Patrzę – bomba leży w rowie – albo niewypał... Ale czasami były z opóźnionym zapłonem, więc odczekaliśmy jeszcze z dwadzieścia minut i mówię: „Przechodzimy przez bombę. Idziemy po jedzenie i po amunicję”. A ci ludzie nie chcieli, bali się. To usiadłem na bombie. Przyglądali się. Jak zobaczyli, że nie wybucha, ja siedzę i przywołuję, to przeszli. Byliśmy w wytwórni, dostaliśmy trochę jedzenia i wróciliśmy do oddziału na Rybaki. Ludzie ucieszeni, bo też dostali trochę jedzenia. Stare dzieje.

  • Stare, ale dla nas interesujące. Czy ktoś gotował dla was posiłki?

Chyba tak, trudno mi powiedzieć. Trochę sanitariuszki, łączniczki.

  • Jak było z myciem? Czy była woda? Jak pan to zapamiętał?

Były problemy, ale szczegółów nie pamiętam.

  • Co pan robił w wolnym czasie?

Przeważnie spałem, odsypiałem noce. Albo byłem na barykadzie, jeżeli służba przypadła mi w dzień.

  • Czy pamięta pan uroczystości religijne? Czy uczestniczył pan w jakiś sposób w życiu religijnym?

Nie.

  • A koncerty? Występy w czasie wolnym? Jakaś świetlica dla żołnierzy?

Nie, nic nie było.

  • Czy czytał pan prasę?

Nie.

  • Nie zetknął się pan w czasie Powstania z prasą.

Nie.

  • Czy miał pan kontakt z ludnością cywilną?

Tak, na co dzień.

  • Jak cywile zachowywali się wobec powstańców?

Oczywiście przyjaźnie, ale byli przerażeni.

  • Nie pamięta pan żadnych odruchów niechęci czy jakichś szczególnych odruchów przyjaźni.

Nie, nie spotkałem się.

  • Czy miał pan z nimi kontakt na co dzień, bo byli w pobliżu?

Tak, oczywiście – byli po piwnicach. Ale nie spotkałem się z niechęcią. Raczej byli przyjaźni i jak mogli, to chcieli pomóc.

  • Czy ma pan jakieś szczególne wspomnienie z Powstania?

Trudno mi powiedzieć. Jak przechodziłem kanałami – tylko ja byłem z tego oddziału.

  • Tylko pan został z oddziału.

Byłem sam, bo uciekłem ze szpitala, bo dowiedziałem się, że jest przejście przez kanał. Z różnych oddziałów byli i uczestnicy Powstania, i ludność cywilna. Ktoś regulował ruchem i grupami nas wpuszczali do kanału. Woda była albo po kolana, albo po kostki. Pamiętam moment, jak osoba, która prowadziła, zatrzymała się i przepuszczała po parę osób, bo był otwarty właz (ale nie wiem nad jaką ulicą) po drodze (może na Nowym Świecie?). Jak przechodziłem, to widziałem plecy Niemca, szwargotał z jakimś kolegą po niemiecku i nie wiedział, że tu się taki ruch odbywa. Właz był otwarty – gdyby zajrzał, to by widział. Przeszedłem. Wyszedłem z kanału na Nowym Świecie przy ulicy Wareckiej (róg Wareckiej).

  • Czy pamięta pan, jak długo szliście kanałem?

Nie pamiętam, ale dosyć długo.

  • A jak było – bo są różne historie – przy wchodzeniu? Czy trzeba było mieć jakieś specjalne przepustki, żeby wejść do kanału?

Nie.

  • Czy pamięta pan, kiedy to było, którego dnia?

Nie, nie pamiętam, ale koniec już. […]

  • Co było potem? Wyszedł pan w Śródmieściu już bez swojego oddziału.

Bez swojego oddziału. Ale spotkałem jednego z dowódców (zapomniałem pseudonim). Powiedział, że ci, co przeszli (bo przeszła tylko nieduża grupa) są na ulicy Wspólnej (podał mi adres, nie pamiętam dokładnie) i żebym tam się zgłosił. Ale ponieważ byłem ranny, dokuczało mi to wszystko, więc poszedłem do domu na Sienną, do matki.

  • I już do końca Powstania był pan w domu.

Tak.

  • A czytałam, słyszałam, że rannych nie wpuszczali do kanałów – zwłaszcza rannych w nogę. Jak panu się udało?

Nie przyznawałem się do tego.

  • Jak pan potem wyszedł z Warszawy?

Kapitulacja i wyjście ludności. Nie mogłem chodzić, więc jacyś ludzie wynieśli mnie do Pruszkowa.

  • To tak bardzo panu dokuczała rana?

Tak.

  • A w domu rodzinnym?

Opatrywały mnie sanitariuszki z miejscowych [oddziałów].

  • Czy byliście w piwnicy?

W piwnicy, oczywiście. Cały czas w piwnicach. W Pruszkowie zaopatrzyli mnie w szpitalu. Miałem rodzinę w Grodzisku Mazowieckim.

  • Czy pamięta pan wychodzenie z Warszawy? To było już po kapitulacji?

Tak, ale bardzo słabo pamiętam, bo miałem gorączkę. Tylko pamiętam, że wylądowałem w jakimś szpitalu w Pruszkowie. Później jakiś chłop odwiózł mnie furą do Grodziska Mazowieckiego, do mojego wujka. Tam już byłem do wyzwolenia.

  • Czyli wyszedł pan jako cywil i uniknął wywózki?

Tak, uniknąłem. Mój brat miał mniej szczęścia, bo zawędrował do Mauthausen.

  • Czyli do wyzwolenia, do maja 1945 roku, był pan u wujka?

Tak.

  • Kiedy pan wrócił do Warszawy?

Jakieś pół roku po zakończeniu wojny. [Wróciłem] do tego samego budynku, tylko do innego mieszkania.

  • Czy ukrywał pan to, że pan walczył w Powstaniu Warszawskim?

Nie.

  • Żadne przykrości za to pana nie spotkały?

Miałem.
  • Proszę opowiedzieć.

Miałem to szczęście, że miałem przyjaciół, którzy też mieli przyjaciół w aparacie bezpieczeństwa. Dostałem wezwanie na ulicę Koszykową do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (nie pamiętam, kiedy to było). Przyszedłem z wezwaniem. Siedział jakiś grubas, kazał mi usiąść. Usiadłem. Najpierw zwracał się do mnie per „wy”, „towarzyszu”. Usiadłem noga na nogę – jak nie ryknie na mnie obelżywymi słowami: „Co ty?! W knajpie jesteś?!”. I zaczął mnie rugać. Później zaczął mi wmawiać, że jestem w jakiejś konspiracji. Później kazał mi opowiedzieć, co robiłem – dzień po dniu – dwa miesiące wcześniej, do obecnego dnia. Mówię, że nie pamiętam. „To ja ci przypomnę!”. I znowu wyzwiska. Więc zacząłem fantazjować, tak opowiadałem. Ale sobie później myślę – a rzeczywiście bywałem – mówię: „Tego dnia byłem Marszałkowska 18 mieszkania 16 u przyjaciela” – Żyd, ale mieszkał w tym samym domu przed wojną. – „A kto był?”. Sypnąłem nazwiskami ze sfery rządzącej – był generał taki, był taki. I wszedł jakiś facet. Ten się zerwał: „Panie pułkowniku…”. [Pułkownik] mówi: „Kontynuujcie przesłuchanie” (też Żyd). Zacząłem mówić o Marszałkowskiej i sypać nazwiska. „Tego nie piszcie!” – mówi [pułkownik]. „Chodźcie do mnie. Podpiszcie to”. Mówię: „Ja tego nie podpiszę, bo tam jest stek bzdur. Bo ja pamiętam, co dwa miesiące temu robiłem…”. – „To napiszcie: na tym przesłuchanie przerwano”. [Powiedział] pułkownik do tego, który mnie przesłuchiwał. Jego zwierzchnik nazywał się pułkownik Kwiatkowski (później się dowiedziałem) – jakiś oficer UB. Poprosił mnie do pokoju, przeprosił mnie za przesłuchującego. I mówi: „Nie powołujcie się na tych ludzi. Czego się napijecie?”. Powyciągał jakieś wódki, mówię: „Kawy się napiję”. „A w ogóle – mówi – to radzę wam ulotnić się, wyjechać z Warszawy”. Matka była niezadowolona, ale miałem przyjaciela w Dzierżoniowie, zebrałem manatki, pojechałem do Dzierżoniowa i pracowałem tam w fabryce „Diora”.

  • Sądzi pan, że to było związane z tym, że…

Byłem w AK.

  • Że był pan w AK.

Tak. Ktoś musiał zakapować albo…

  • Czy spotkało pana jeszcze coś nieprzyjemnego z tego powodu czy już był koniec?

Nie, koniec.

  • Proszę powiedzieć, czy ma pan obraz z Powstania Warszawskiego, który nie znika sprzed oczu? Czy ma pan coś takiego?

Ranni ludzie, którym nie można było pomóc. Sypiące się gruzy. Kobieta z dzieckiem, z rozwalonym brzuchem. Dużo jest takich obrazów.

  • Czy rzeczywiście Stare Miasto było bardzo zniszczone? Jak pan pamięta tę dzielnicę?

Tak. Same gruzy.

  • Jak przechodziło się z Rybaków na górę, na rynek?

Mostową, ale tam był obstrzał. Raczej po jakichś zakamarkach, między domami. Ulicami raczej nie. Były barykady, ale było niebezpiecznie, bo zza Wisły był obstrzał. I z brzegów Wisły, bo to wzniesienie było widać.

  • Czy żałuje pan, że Powstanie jakby wpisało się w pana życie?

Nie. Mogło mnie coś gorszego spotkać, ale jakoś przeżyłem.





Warszawa, 24 września 2009 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska-Dubek
Włodzimierz Krauze Pseudonim: „Smuga” Stopień: strzelec, łącznik Formacja: Zgrupowanie „Róg”, Batalion „Dzik” Dzielnica: Stare Miasto

Zobacz także

Nasz newsletter