Mieczysław Ołtarzewski "Zawisza"
Ołtarzewski Mieczysław, urodzony 8 stycznia 1925 roku w Warszawie, pseudonim „Zawisza”, przynależność do 36 pułku Legii Akademickiej, Grupy Bojowej „Krybar”.
- Czy mógłby pan nam powiedzieć, co pan robił przed II wojną światową, jak wyglądało pana życie?
Chodziłem do szkoły podstawowej na ulicy Drewnianej i tam się wychowałem, na Sowiej róg Bednarskiej.
- Czyli całe pańskie życie było związane z Powiślem.
Jak najbardziej.
- A czym zajmował się pan w czasie okupacji w okresie przed wybuchem Powstania?
Przed wybuchem Powstania uczęszczałem do szkoły, to jest szkoła zawodowa Konarskiego, na Sandomierskiej, później to już były różne dzieje. Byłem ścigany z jednej szkoły do drugiej szkoły, aż wreszcie wywędrowałem z Warszawy do Garwolina, do lasów Garwolińskich i przed Powstaniem zdążyliśmy jeszcze wrócić do Warszawy i wstąpiliśmy do Powstania.
- A w którym momencie zetknął się pan z konspiracją?
Z konspiracją, to w 1942 roku. Właśnie w tej szkole zawodowej Konarskiego, i tam właśnie żeśmy składali przysięgę. A wychowywał nas bardzo tak po wojskowemu, profesor Frycz w szkole podstawowej na ulicy Drewnianej. No i takie wszystkie bojowe rzeczy przed wojną wpajał, no i kazał uczyć się sto wierszy Mickiewicza na pamięć. Tylko od początku nie można było się uczyć, tylko od środka.
- Gdzie zastał pana wybuch Powstania?
Na ulicy Książęcej, róg Nowego Światu.
- I co się wtedy zdarzyło? To była godzina 17.00?
Tak. Wtedy taki deszcz padał i żeśmy się nie dostali, tylko rano, jeszcze można było przejść na Powiśle, no i żeśmy dotarli na Powiśle, Tamka 14. Tam żeśmy się zgłosili już do pana Bieleckiego, dzielnicowego policji państwowej, który był naszym dowódcą, a on podlegał bezpośrednio „Konradowi”.
- A mógłby pan pokrótce scharakteryzować swój szlak Powstania Warszawskiego? Gdzie pan walczył?
Byłem, to było chyba 6 sierpnia, gołębiarz na Zajęczej róg Topiel, sięgnął mnie i dostałem rykoszetem w policzek i byłem ranny. Żeby wydostać się z tych bandaży, to jedna z pań łączniczek dała mnie swoją chustkę, taką czarną, ja tą chustką się okręcałem i uciekłem. Normalnie zgłosiłem się z powrotem do dowództwa, żeby mnie przydzielili jakąś akcję. No i wtedy byłem obserwatorem u sióstr urszulanek i miałem ten obiekt, uniwerek, Wisłę i Wybrzeże Kościuszkowskie. Zawsze meldowałem, jak płynęły te kanonierki, bo kanonierki do nas też strzelały, i stamtąd już później żeśmy wywędrowali, to było 6 czy 8 września, na górę na ul. Foksal. I wtedy tą Tamką, była burza ogniowa, że nie można było przejść Tamką, tylko wydostaliśmy się na górę przez ogrody urszulanek. Na górze przydzielili nas do plutonu na Powstańców Śląskich na placu Napoleona. I stamtąd, dowódca nasz, Karol, dowódca drużyny, zgłosił się, że mamy przejść przez Aleje, wykopem po jedzenie, a tam było bardzo dużo jedzenia. Budyń, nie budyń, kasze różne. No i jak żeśmy przeszli po te jedzenie, tak już z powrotem żeśmy nie wrócili i przydzielili nas do plutonu przy [Instytucie] Głuchoniemych na placu Trzech Krzyży do porucznika, pseudonim „Kulawy”. I tam do końca, aż do kapitulacji. Stamtąd wyszliśmy do niewoli, do Ożarowa, z Ożarowa wygnani do Mühlbergu i tam do obozu jenieckiego i tam już - jeniec wojenny.
- Może teraz powiedziałby pan coś o żołnierzach strony nieprzyjacielskiej, to znaczy o Niemcach. Jak pan zaobserwował ich zachowanie, czy to byli żołnierze walczący, czy to byli żołnierze zmuszani do walki, jak oni traktowali Polaków, czy wszystko wyglądało tak, jak to jest przedstawiane dzisiaj?
W każdym bądź razie dosyć obojętnie podchodzili do nas, natomiast Łotysze, Ukraińcy to już była makabra. 6 sierpnia, jak czołgi wjechały na ulicę Dobrą, to za nimi szły całe plutony „ukraińców". Oni to masakrę robili z ludności cywilnej, ta ludność cywilna uciekała za nami.
- A jak w ogóle przyjmowała walkę powstańców ludność cywilna?
Różnie. Jedni chwalili nas, oklaski, drudzy mówili: „O, przyszli spalić Warszawę! Po co żeście to zrobili?”. O, tak wyglądały te sprawy z ludnością cywilną. W każdym bądź razie jak się przechodziło przekopami, to nieraz się trafiło na ludzi o dobrym charakterze, tak że tam poczęstowali papierosami, nie papierosami, a drudzy to od razu: „Co, Warszawę chcą spalić!”.
- A zetknął się pan jeszcze z innymi narodowościami oprócz tych Ukraińców, Łotyszy, którzy zostali zapamiętani z bardzo złej strony? A na przykład Francuzi, Anglicy?
Nie, myśmy się spotykali tylko z grupą Armii Ludowej. To tylko z tą grupą, ale to tak współpracy takiej nie było, koleżeńskiej.
- A jak wyglądało życie codzienne podczas Powstania?
No tam na Powiślu, to było rajskie życie, ale później jak zaczęli bombardować, i kanonierki z Wisły, i czołgi, i sztukasy, to już było bardzo źle, a jak żeśmy przeszli Alejami na stronę Śródmieścia, to tam rajskie życie było, tam oni nie wiedzieli, co znaczy strzał, tak że spokojnie było.
- Jaka atmosfera panowała w oddziałach?
Tak jak żołnierze, rozkaz – wykonać.
- A w drugiej połowie września?
Taka sama.
- A czy podczas Powstania zetknął się pan z podziemną prasą albo z radiem „Błyskawicą”?
Raczej z prasą „Barykada”, która była wydawana na Dobrej, na Powiślu, którą roznosili ci właśnie chłopcy, łącznicy, tą właśnie prasę. Małe ilości były tego nakładu, no i później żeśmy robili nasłuch z radia o Londynie, to hasło... No i jak później prądu już nie było, elektrownia skapitulowała, to i radia już nie było.
- A czy mógłby pan opisać takie wydarzenie z Powstania, które najbardziej utrwaliło się panu w pamięci?
Ten moment to 6 września. Na rozpoznanie żeśmy poszli, dowódcą był „Karol”, Mietek Dębek i ja, na te rozpoznanie żeśmy robili przy ulicy Zajęczej, no i jak żeśmy doszli do bramy, po drugiej stronie patrzymy, że też są chłopcy w opaskach, przebierańcy. Każdy się pyta: „Eej, gdzie są tu Niemcy?”, a oni od razu:
Hände hoch! I oni byli po lewej stronie, to oni uciekli od razu, a ja byłem na linii ognia, tak że ja nie mogłem się wyrwać z tego kotła. Tak że wyczekałem ten moment kiedy wymieniali magazynki w swoich pistoletach maszynowych, w szmajserach i wtedy przeskoczyłem na drugą stronę i do chłopaków, a już chłopaki lecieli z rkm na odsiecz mnie, no i flek zgubiłem z buta i mówię: „Chłopaki, chyba jestem ranny, oberwałem”, oni się śmieją: „Zgubiłeś flek”.
- Co się działo z panem po zakończeniu Powstania? Wiemy, że trafił pan do obozu, kto ten obóz wyzwalał?
Amerykanie. Później Anders jak szedł, to żeśmy byli w Polskich Siłach Zbrojnych. Transporty były, dostałem [list] od rodziców z Warszawy – jak chcesz, to przyjeżdżaj, jak nie chcesz, to nie przyjeżdżaj. No, mówię, mama sama została, ojca wywieźli i został aresztowany przez wojska rosyjskie w Brześciu i ślad zaginął. I ja wróciłem, a ten Dedek, nie wrócił, tylko poszedł z organizacją Todta, dostał się do partyzantki jugosłowiańskiej i pod Monte Cassino trafił, tak że bojowo trafił bardzo dobrze, a ja bojowo trafiłem bardzo źle, bo jak przyjechałem do Warszawy, to tutaj kupa gruzów i od razu koledzy zaczęli mnie ścigać, kazali mnie mundur zdjąć i te naszywki, i te oznaki wszystkie. Ja tego nie przyszywałem i nie będę zrywał.
- A co się działo jeszcze później?
Zaczęliśmy uciekać do Wałbrzycha i chyba ze dwa lata tam siedziałem. Ta tęsknota za Warszawą zawsze istniała.
- A mógłby pan powiedzieć coś takiego o Powstaniu, czego jeszcze nikt nie powiedział? Jak pan uważa - Powstanie wybuchło słusznie, broniąc polskiej racji stanu, nie dopuszczając do tego, żeby Polska stała się kolejną republiką radziecką? Czy było inaczej?
Ja byłem zdania, że to Powstanie jednak by było. Niemcy zrobili coś takiego, że cała młodzież ma się zgłosić w Arbeitsamcie na roboty – no jaki tam pójdzie? To wszystko garnęło się do oddziału. I wtedy żeśmy przystąpili. Na co będziemy czekać, żeby nas wymordowali do reszty. I w ten sposób żeśmy wstąpili z tą wiarą, że pomścimy się troszeczkę.
Warszawa, 9 grudnia 2004 roku
Rozmowę prowadziła Magdalena Gardecka