Jerzy Henryk Muzykiewicz „Newada”, „Bob”

Archiwum Historii Mówionej

Jerzy Henryk Muzykiewicz. Należąc do Szarych Szeregów miałem pseudonim „Newada”, później jak znalazłem się w Armii Krajowej „Bob”. Moim macierzystym Zgrupowaniem był „Krybar”, następnie na Czerniakowie znalazłem się w samodzielnym plutonie w Zgrupowaniu „Kryski”. Pod koniec Powstania na Czerniakowie, kiedy wkroczył „Radosław”, przerzucono nas na utrzymanie łączności między Czerniakowem a Śródmieściem, na Książęcą i tam znalazłem się w Zgrupowaniu „Miotła”, Pluton „Torpeda”, Zgrupowanie „Radosław”.

  • Bardzo proszę opowiedzieć nam teraz jak pan wspomina swój dom rodzinny i najmłodsze lata, miejsca gdzie pan się wychowywał, kolegów?

Do momentu [wybuchu] wojny w 1939 roku to było fajnie. Mieszkałem w Warszawie na ulicy Spokojnej 11. Później jak wybuchła wojna w 1939 roku, to ojciec był wzięty do wojska, ale do obozu się nie dostał, bo ta grupa, w której był, miała się dostać przez Zaleszczyki, ale już niestety Rosjanie wkraczali i wrócił do Warszawy. Tak że okres okupacji spędzaliśmy w trójkę, bo jestem jedynakiem, mama, ojciec i ja.

  • Proszę opowiedzieć o swojej szkole, o okresie jeszcze przedwojennym.

Do 1939 roku ukończyłem pięć klas Szkoły Powszechnej imienia Orzeszkowej, Warszawa, ulica Nowolipki 11-13. W czasie okupacji ukończyłem siedmioklasową Szkołę Powszechną numer 122, następnie dwie klasy Gimnazjum Mechanicznego przy ulicy Miodowej 3…

  • Miał pan dziewięć lat, więc proszę mi powiedzieć jak pan wspomina czas przedwojenny, podwórko, szkołę, rodzinę?

Bardzo dobrze, bo jak już wspomniałem na początku, dziadek prowadził do spółki ze swoim współwłaścicielem Krochowskim, na ulicy Spokojnej 5, garbarnię. Myśmy mieszkali Spokojna 11. Ojciec z ojcem swoim, czyli z dziadkiem współpracował, więc było bardzo dobrze.

  • Jak pan wspomina dzień wybuchu wojny?

To było wielkie zaskoczenie, bo artyleria, która była na Cmentarzu Powązkowskim, ulica Spokojna graniczy z cmentarzem, no to już zaczęła strzelać, chociaż były pogłoski, że to nasze są ćwiczenia i tak dalej. Później się okazało, że na Woli spadły pierwsze bomby. Jeszcze później cmentarz był bombardowany, tą artylerię jak wspomniałem, pożary pobliskich domów po stronie Okopowej, było niewesoło.

  • Pamięta pan ten dzień, konkretnie pierwszy dzień wojny utkwił panu w pamięci, czy tak ogólnie pan pamięta tylko tamten okres?

Nie, nic specjalnego.

  • Co robiła pana rodzina w czasie okupacji, z czego się państwo utrzymywaliście, gdzie mieszkaliście? Czy cały czas w jednym miejscu, czy to się zmieniało?

Cały czas mieszkaliśmy na Spokojnej 11. Ojciec pracował, mama też pracowała, a ja się wychowywałem z babcią.

  • Gdzie pan się uczył w czasie okupacji?

W czasie okupacji, no to jak już wspomniałem ukończyłem szkołę podstawową, poszedłem do Gimnazjum imienia Wolframa w Warszawie na Miodowej 3 i jednocześnie chodziłem na komplety na Gimnazjum imienia Stanisława Kostki. Tam do Powstania zdążyłem zrobić jedną klasę gimnazjalną, a tu dwie.

  • Jak wyglądało nauczanie w okresie okupacji, jak pan pamięta, zwłaszcza to nielegalne?

Nielegalne, to co było zabronione oficjalnie przez władze niemieckie żeby nie wykładać, to na przykład takiego mieliśmy profesora, już nie pamiętam jak on się nazywał, to jego wykład, to była taka cisza, że mucha by przeleciała i ją byłoby słychać, a nas w klasie było około trzydziestu, dlatego że to był historyk. On mówił całą historię, a miał wykładać jakieś pomocnicze sprawy związane z mechaniką, z robotą i tak dalej.

  • Jak się nazywał ten nauczyciel? Pamięta pan?

Nie, nie pamiętam, ale to już tyle lat. Poza tym to naprawdę był patriota, bo on się przecież i poświęcał, i ryzykował.

  • Co z okresu okupacji pan wspomina, jakieś ważne wydarzenia takie, które mocno zaprzątnęły uwagę jeszcze dziecka?

Jakoś to mi się szczęśliwie udawało w tej grupie, w której byliśmy, bo na przykład żeśmy jeździli, takie mieliśmy zadania, szkicować obiekty zajęte przez wojska niemieckie, chodziło o to gdzie bunkry stoją i tak dalej, później jakie są oznakowania kolumn samochodowych, które tam są zaparkowane, pamiętam do dziś, były takie ładne wiewiórki maskotki. O ile chodzi o wesołą rzecz… Jechałem na gapę tramwajem, wsiadł kontroler niemiecki, no i wyskoczyłem, on wyskoczył za mną, akurat jechał następny tramwaj, wskoczyłem do tego tramwaju i on też wskoczył, tylko ja zbaraniałem, ale przełamałem się, tam jechała orkiestra niemiecka na cmentarz wojskowy, tam była kwatera dla żołnierzy niemieckich. Jak przechodziłem, to oni karabiny ściągnęli i mnie robili przejście, a jak ten kontroler wszedł, oni z powrotem karabiny na krzyż, on tak musiał przechodzić i mnie się udało.

  • To była orkiestra…

Niemiecka, tak.

  • No to jak?

A jakoś tak. Zobaczyli, gówniarz skoczył, no to co? No to mieli ubaw, a śmiali się przy tym.

  • Wspomniał pan o grupie jakiejś, co to była za grupa, w której pan działał?

To znaczy myśmy mieli przygotowania, jak już powiedziałem, ten wywiad, a poza tym jeszcze nas wysyłali, później się okazało dlaczego, na naukę wskakiwania i wyskakiwania z tramwaju.

  • To były Szare Szeregi już?

Tak.

  • Jak pan trafił do Szarych Szeregów?

Przez szkołę, przez kolegów.

  • Pamięta pan jak do tego doszło, tą rozmowę, która to spowodowała? A w ogóle jakie było pana nastawienie wcześniej, to znaczy koledzy pana zachęcili, czy raczej pan…

Nie, ja z domu wyniosłem to, bo ojciec na ochotnika wstąpił do wojska, tak że nastrój taki był… A teraz to już tyle lat, nas było, dam przykład z Powstania, około osiemdziesięciu, bo tam jeszcze przybywali, a teraz jak się spotykamy na cmentarzu pierwszego, pięciu. Reszty już nie ma, a w tej najbliższej grupie naszej, to jest tylko czterech, a jeden jest z drugiego plutonu. Tak że jeszcze trochę i nie będzie z kim rozmawiać.

  • Proszę powiedzieć czy pamięta pan dzień swojej przysięgi konspiracyjnej? Jak to wyglądało, jak to było zorganizowane?

Wiem, że to się odbywało na Pradze, leżał sztandar niemiecki, jak się wchodziło, to trzeba było nogi wytrzeć o niego, a tak to wszystko takie momenty…

  • Proszę opowiedzieć o swoich wrażeniach.

Ale resztę ciężko jest mi powiedzieć.

  • Ale to było szybko po tym jak się pan zaangażował w grupę konspiracyjną, czy przygotowanie do tego momentu trwało długo?

Nie, to trwało. Sprawdziany były przez naszych przełożonych [robione], tak że to trwało.

  • Pamięta pan swoich przełożonych? Mógłby pan ich jakoś scharakteryzować, czy któregoś z nich?

Nie, to już wszystko nie żyje. O! Jest jedno nazwisko… Birski, ale to też więcej nie powiem.

  • Rozumiem, ale czy miał pan z nimi bezpośredni kontakt?

Nie, bezpośredni nie, tylko grupowo.

  • No i przyszedł rok 1944 i zaczęło się Powstanie. Jak pan wspomina dzień wybuchu Powstania?

Mieliśmy przygotowania już w przeddzień, trzydziestego już nocowaliśmy na kwaterach na Nowym Świecie. To był chyba chemiczny sklep Igrotów i [byliśmy] do pierwszego, bo początkowo, jak się okazało, to był plan, że nasz pluton będzie użyty do ataku na Muzeum Wojska Polskiego. Później nastąpiły zmiany i nas przerzucono na Czerniaków w celu zdobycia mostu, przyczółka Mostu Poniatowskiego, żeby otworzyć drogę przyjaciołom. Niestety z wieżyczek Niemcy otworzyli taki ogień z karabinów maszynowych, z działek, że to iść pod górę, a być na wierzchu i w dół, to i granatem jest łatwiej. Plutony 1138, 1139, mówię o „Krybarze”, były od drugiej strony mostu i też podobna sytuacja, też im się nie udało wejść. Z tym że tam Niemcy zrobili kontratak i później taka historia nastąpiła, że część się ukryła w domu i jak Niemcy zajęli, bo tam cywile powywieszali białe flagi, to dziewiętnastu… dwudziestu, bo jeden został wykupiony, dziewiętnastu rozstrzelali. Myśmy się udali w kierunku Mącznej. W międzyczasie chcieliśmy samochód zdobyć, ale niestety nie udało się, za szybko jechał. [Potem] już normalnie Powstanie, placówki, wypady.

  • Mógłby pan opowiedzieć, co kiedy pan robił, jak to wyglądało, z jakim to się wiązało wysiłkiem, jaką pan miał broń przy sobie?

Byłem przy obsłudze erkaemu brena z kolegą, nie żyje, podchorąży Inbrot, który strzelał z niego nie żyje, a myśmy byli obaj amunicyjni. Tak cały czas przy tym erkaemie, a później był taki okres, już później, że jak się szło na stanowiska, to tam już brało się, bo zostały wykopane w międzyczasie karabiny i erkaemy, które były na wyposażeniu Wojska Polskiego, on tak przechodził z rąk do rąk, kto tam przychodził na tą placówkę.

  • Pan był w kilku zgrupowaniach w czasie Powstania. Jak do tego doszło, to znaczy proszę opowiedzieć jak pan przechodził ze zgrupowania do zgrupowania.

No właśnie mówię, że z „Krybara” ruszyliśmy na most. Rozbito nas, część została po tej stronie mostu, część po tej. Ta, która została po stronie Czerniakowa, no to jak przyszedł „Kryska”, bo tam pierwszym dowódcą był chyba „Siekiera”, to z kolei zostaliśmy jako samodzielny pluton wcieleni, ale to był samodzielny pluton, nie u „Kryski”. Z kolei już 12 września się znalazłem na Książęcej.

  • I na Książęcej?

To już do końca Powstania.

  • To już w „Radosławie”, tak?

Tak, to już do końca Powstania.

  • Czy jest taka akcja czy wypad, który panu najbardziej utkwił w pamięci, był najtrudniejszy, czy najbardziej…

Najbardziej przykry to był jak na terenie Szpitala Św. Łazarza na Książęcej. Żeśmy w dzień nie spali, w nocy kopaliśmy rowy, a jak ruszyło natarcie z Muzeum Wojska Polskiego, no to musieliśmy to opuścić i cała robota na nic. Trzeba było przejść na Książęcą 7. Chodziło się na warty, pilnowało się przejścia żeby nikt nie dostał się na Książęcą i nie udał się na Plac Trzech Krzyży, chodzi o Niemców, jak to na froncie.

  • No właśnie, jak to jest na tym froncie, bo my nie wiemy?

Raz dobrze, raz gorzej, jak jest pełen żołądek, to jest dobrze, a jak nie ma co jeść…

  • A jak było z jedzeniem, było co jeść?

Kasza – „pluj”, na Czerniakowie jeszcze dochodził sztuczny miód i kostki cukru.

  • Ale na tyle żeby się najeść, czy…

Nie, no po prostu żeby… Tego nie można było zjeść, bo to nie smakowało. Jak się przechodziło tam koło piwnic, gdzie mieszkańcy danego domu mieszkali, to takie zapachy, naleśniki się rozchodzą, aż człowieka skręcało, jejku.

  • Częstowali?

Jedni tak, drudzy nie.

  • Jak te relacje z ludnością cywilną kiedy pan się spotykał, pan żołnierz?

To różne były. Już pod koniec, jak się kończył wrzesień, to już mieli za złe Powstanie, że to wszystko, nędza, głód, że nie ma bliskich, nie mogą się skontaktować, że to nasza wina. Ale to nie wszyscy.

  • Jak pan reagował na takie opinie?

Nie, [tylko] jak koledzy wracali, bo jak tam potrzebowali żeby ktoś poszedł poprawił barykadę i tak dalej, to z takimi wypowiedziami się spotykali.

  • Jak pan wspomina atmosferę wśród swoich kolegów w tych poszczególnych grupach, w których pan walczył? Bo zasadniczo pan przechodził razem z towarzyszami do kolejnych zgrupowań.

Tak.

  • Czyli właściwie cały czas pan walczył wśród tych samych kolegów, mniej więcej?

Tu na Czerniakowie to był pluton, a już u „Radosława” to nas tylko było czterech i byliśmy przydzieleni właśnie do plutonu „Torpedy”, to już skończył się 1140, już byliśmy u „Torpedy”.

  • No i jakie były relacje z kolegami?

Z tymi z „Torpedy”?

  • Tak.

To była grupa, która wróciła ze Starówki, otrzaskani i stosunek był bardzo przyjemny. Tak że wspominamy jak się spotykamy na cmentarzu, to się idzie do „Krybara”, później się idzie do „Miotły”, bo mają swoją kwaterę, to przecież buźka, nie buźka, bo to się rok nie widzi, ale sympatycznie jest. Zresztą na Wigilię, na opłatek się chodzi, na zebrania.

  • To byli koledzy poznani już w boju, w czasie Powstania, czy wcześniej jeszcze?

Nie, w czasie Powstania.

  • Tylko na cmentarzach się spotykacie, czy okolicznościowo…

Okolicznościowo... opłatek... i zebranie jak jest raz w miesiącu, to się spotykamy.

  • A tak prywatnie?

Nie, bo to wszystko Włochy, Ursus.

  • Proszę powiedzieć czy na przykład w czasie walki, w czasie Powstania dyskutowaliście o sensie tych działań?

Wszyscy byli za tym, że słuszne i tak dalej. Później taka fama chodziła, że cywile mają wyjść, a wojsko ma zostać i się bronić jeszcze dalej, przed kapitulacją jeszcze. Tak że nikt nie reagował, że to jest niedobre, czy coś.

  • Co pan myślał wtedy, że dobrze żeby zostać i walczyć do końca?

Początkowo tak jak i inni, no bo jak się zaczęło, to trzeba skończyć, może będzie lepiej. Ale przecież nikt nie wiedział o tym co się działo na tych terenach zajętych przez wojska i partyzantów radzieckich, co robili z naszymi partyzantami, rozbrajali i wysyłali.

  • Jak byście wiedzieli, to co byście zrobili?

Tego to nie wiem co by było, to trudne pytanie.

  • Proszę powiedzieć czy pamięta pan konkretne źródła informacji na temat wydarzeń, jakąś prasę, która docierała do oddziałów?

Biuletyn dochodził.

  • A jakieś inne wydawnictwa? Czy na przykład miał pan możliwość słuchać radia w czasie Powstania?

Nie, w domu żeśmy słuchali.

  • Ale to jeszcze przed Powstaniem?

Przed, tak.

  • Proszę powiedzieć czy jakieś ma pan wspomnienia związane z aktywnością religijną kolegów, czy ludności cywilnej, czy może pan jakoś scharakteryzować?

To znaczy?

  • Chodzi mi o to czy modliliście się wspólnie, czy to było ważne?

Zawsze było… W czasie Powstania przecież odbywały się msze na podwórkach i uczęszczało się też i zawsze można było iść do księdza się wyspowiadać, komunię przyjąć. To było umożliwione wszystko, tak że nie było z tym problemu. Skończyło się Powstanie, to dostaliśmy się do Ożarowa spacerkiem, z Ożarowa wagony bydlęce, po siedemdziesięciu nas było w tym wagonie bydlęcym i znaleźliśmy się w Sandbostel, stalag X B. No, tam było fajnie z tym jedzeniem, bo to bochenek chleba na pięciu, trzy, cztery kartofelki i zupa, początkowo była z pokrzyw, później była z brukwi, to już był rarytas ta zupa z brukwi. Później zaczęły przychodzić paczki z Czerwonego Krzyża, ale to długo potrwało. Tu ciekawostka, że pierwsze paczki nam przysłali z tytułem: „Bohaterom Powstania Warszawy – Żydzi.”

  • Długo pan był w tym obozie?

Do 20… do 29 kwietnia 1945 roku. Akurat było natarcie, bo przed ogrodzeniem obozu Hitlerjugend wykopało okopy i tam się trzymało, ale jak Anglicy zrobili obstrzał z czołgów, no to ogrodzenie się przewróciło na niektórych odcinkach i myśmy we trzech „prysnęli”. Dostaliśmy się do Maczka, generała Maczka, ale z kolei na wiek powiedział, że nas do wojska nie weźmie, musimy się udać gdzie indziej i myśleć o nauce, a nie tylko o wojaczce i akurat się trafił oficer łącznikowy, który jechał do Paryża. Porozmawiali i on nas zabrał, to był Irlandczyk, ale po polsku mówił. Tak że przez Holandię, Belgię znaleźliśmy się w Paryżu, w koszarach [niezrozumiałe]. Udałem się do szefa misji wojskowej na okręg Paryż, tu pamiętam, pana pułkownika Paschalskiego, żeby mi dopomógł dostać się do lotnictwa, a on mówi do mnie: „Synu, gdzie tobie lotnictwo w głowie? Ty się za naukę bierz. Polska potrzebuje ludzi z wykształceniem żeby można było to odbudować wszystko.” Efekt taki, że znaleźliśmy się w Lyonie, ale tam jak zobaczyliśmy te namioty, wykłady pod namiotami, a później musztra. No to jak to, my żołnierze frontowi i musztrę mamy odbębniać? Tam wkoło pełno junaków i żeśmy „prysnęli” i dostaliśmy się do Włoch. We Włoszech nas żandarmeria polska zgarnęła, prześwietlili co i jak i tak dalej, a później na punkt zborny gdzie do poszczególnych jednostek przydzielali. Dostałem się do Trzeciej Dywizji Strzelców Karpackich, kolega drugi do czołgów, a trzeci do artylerii i znów się nasze drogi rozeszły. Tak że dopiero spotkaliśmy się w Polsce po powrocie. Będąc w Drugim Korpusie uczęszczałem do gimnazjum, tak że tam coś niecoś tą naukę się chciało skończyć, ale później był wyjazd do Anglii i znów się drogi rozeszły. Ja już nie pojechałem z całą tą grupą, tylko wróciłem do jednostki i z jednostki… Aha! Dlaczego wróciłem do Polski? Bo będąc w Powstaniu rozmawiałem z żołnierzami „Zośki”, oni byli na Okopowej, na Świętej Kingi i strzelali na Spokojną. Mówili, że wyprowadzili z bloków wszystkich cywili, postawili pod parkanem, ale on już nie dokończył [obserwacji], bo później na Gęsiówkę się musiał udać. [Sądził], że chyba wszystkich rozstrzelali. Z kolei już w wojsku dostałem list z Polski. Dlaczego adres mój znali? Bo poszukiwałem wujka przez Gazetę Wschodnią Czerwonego Krzyża, no i wujek nawiązał kontakt tam przez znajomych, przez Izrael bodajże i okazało się, że ojciec i mama żyją, nie zostali rozstrzelani, ojciec został wywieziony na roboty do Czechosłowacji, tam pracował w zakładach przy montowaniu śmigieł, no a mama była wywieziona do Pruszkowa, jak to wszystkich wywozili. Dom został spalony i rodzice zaczęli od nowa, od zera.

  • Proszę opowiedzieć przeprawie z obozu w Niemczech do generała Maczka.

Na rowerach pojechaliśmy.

  • Ale ile to trwało, jakie tam perypetie po drodze?

Perypetii żadnych nie było, Niemcy nie stawiali się nic. Jak się chciało mleka tylko nas ostrzegali, żeby mleka nie pić.

  • Dlaczego?

No bo zatruwali.

  • Skąd te rowery były?

Zabraliśmy.

  • Za pokwitowaniem?

Tak jest. Z kolei żeśmy te wszystkie trzy rowery zostawili u Maczka, chłopaki do wzięcia byli.

  • Był pan rozczarowany decyzją generała Maczka?

Wszyscy byliśmy.

  • Ale długo, czy zrozumieliście?

Nie. Zrozumieliśmy. Jak żeśmy z tymi wyszli od niego, to tak zastanowiliśmy się, że ma rację, a i przy okazji widzieliśmy jeszcze więcej. Widzieliśmy Włochy, później do Anglii i z Anglii w 1947 roku, w czerwcu, do Polski.

  • Jak wszystko w Polsce wtedy wyglądało?

Te listy co mama pisała, że to wszystko jest idealnie i tak dalej, „wracaj”, ja jedynak, dobrze jest. Pytam się jak przyjechałem: „Gdzie jest ojciec?” „Musimy pierwsi iść do adwokata.” „Po co?” „Bo ojciec siedzi na Rakowieckiej.” Więc ja w tym bateldresie, z tym wszystkim, tłumaczę mu, że dopiero przyjechałem dwa dni temu z Anglii i chciałbym z ojcem się zobaczyć, a on taką jednorazową flitę, wyraził zgodę. Ja zrobiłem wielki błąd, bo poszedłem w tym mundurze do więzienia. Odsuwa się pierwsza brama, druga brama, „Dowód!” No to daję im paybook. „Dobrze.” Byli bardzo mili. Ojciec jak mnie zobaczył, to nie „Jak się masz synu” tylko: „Jak ty wyglądasz?! Nie mogłeś innego ubrania założyć?” No i później miał wyrok ojciec pięć lat. Posiedział rok i go wypuścili. Ja z kolei byłem na przesłuchaniu. „Nu Muzykiewicz.” Trzy razy przychodziłem, spotkałem tego majora naszego i mówię: „Panie majorze, tu już dwa razy byłem i tego pana nie ma, do którego mam się zgłosić.” „Jutro będzie.” No i faktycznie był, bez żadnych dystynkcji, nic: „Nu Muzykiewicz.” Jak tylko do gabinetu żeśmy weszli, ten mówi: „Wy tu [możecie] wejść ale możecie nie wyjść.” Sobie myślę: „Głupi? Jak to mam nie wyjść?” No i zaczęło się – Co? Jak? Co ciekawe, ani o konspiracji, ani o Armii Krajowej, gównie zależało mu na tym jak się znalazłem u Andersa i w końcu mówi: „Wstać! Ze względu na młody wiek, Polska Ludowa was rehabilituje degradując z zachowaniem odznaczeń i przydziela was do fizylierów.” Mnie się wyrwało: „A co to są fizylierzy? Bo u nas takich nie było.” Jak nie rąbnął w biurko, popielniczka spadła, rozbiła się. „Jejku! Rany!” Piana mu prawie że wyszła. „Jak to u nas?! A wy gdzie jesteście?! Nie u siebie?!” Ja mówię: „No pan mnie źle zrozumiał, no u nas, to znaczy tam w wojsku nie było fizylierów. Nie wiem co to jest.” Tak się skończyła rozmowa, później byłem tu wezwany też gdzie sztab dzisiaj jest, ale z kolei przyszedłem i pod drzwiami zasnąłem. Ktoś mnie kopie w nogę, mówi: „Nu, do domu idźcie.” „Jak to, przecież jestem tu?” „Już nie potrzebny.” Bo faktycznie jak ktoś przychodzi i śpi pod drzwiami, no to jaki on może być. Ale to było charakterystyczne, że nie chodziło mu o to jak długo byłem w konspiracji, co robiłem, nic, tylko wszystko o Andersie. Jak się dostałem do korpusu, jakie przeszkolenie przeszedłem i tak.

  • Czy chciałby pan nam jeszcze coś opowiedzieć, jakieś największe wrażenie, najmocniejsze wspomnienie związane z tym okresem?

To jak się dowiedziałem, że rozstrzelali rodziców i później jak ten list przyszedł, to były dwa skrajne momenty. Tu załamanie, że nie mam [rodziców], że już trzeba liczyć tylko na siebie, a drugi jak się dowiedziałem, że są i dlatego to było dopingiem żeby do Polski wrócić.

  • Jak długo trwało między tym momentem kiedy…

To się dowiedziałem na Czerniakowie jeszcze, w Powstanie od tych z „Zośki”, a to był 1946 rok jak dostałem ten list, ale to wszystkie moje plany wzięły w łeb. No i tak.

  • To proszę podsumować, proszę jakąś opinię wygłosić na temat Powstania, na temat swego udziału. Czy uważa pan, że warto było i co pan myśli o Powstaniu dzisiaj i o swoim udziale?

O ile chodzi o Powstanie, to było potrzebne. Jestem zwolennikiem i entuzjastą i wszystkich tych co krytykują, bo z takimi się spotykam dzisiaj, ale oni nie byli w Powstaniu, to mnie cholera bierze na tych ludzi. Jednak tam było prawdziwe państwo, przecież i szkolnictwo mieliśmy i rząd mieliśmy, podziemne to wszystko, ale było i sądownictwo było i inne warunki były, nie takie jak teraz. Na koniec jeszcze, że obecnie już jestem emerytem i należę do Związku Powstańców Warszawskich i do Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Żołnierzy na Zachodzie.

  • Proszę nam jeszcze powiedzieć, bo przed rozmową pokazywał nam pan odznaczenie z Wielkiej Brytanii, jak pan je otrzymał?

Listownie.

  • Ale za co? Sam fakt?

Ten co ja dostałem w wojsku Brytyjski Medal Wojny, z kolei ten weteran, to tam w piśmie jest, że to sześćdziesięciolecie i tak dalej i cały czas się to wiąże z walką z Niemcami.

  • Medal Wojny za co pan otrzymał?

Zaraz, nie rozumiemy się. Krzyż Armii, Medal Wojska, to jest nasz, Krzyż Zasługi za ZHP, to właśnie za [walkę wraz] z „Zawiszakami”. [Medal] Walki Krwi Powstańczej, Medal Zwycięstwa i Wolności, Medal za Warszawę, Brytyjski Medal Wojny, to właśnie dostałem go w Drugim Korpusie.

  • Ale za sam fakt przynależności do Drugiego Korpusu, że pan tam walczył na zachodzie, czy za coś konkretnego?

Nie, w związku z tym, że dowódca kompanii, też nie pamiętam jego nazwiska, znał moją historię, bo jak zgłaszałem [się] o weryfikację do Londynu, właśnie mam nawet legitymację, zweryfikowany jestem, no to się okazało, że on jest nie z żadnych robót, tylko że z Powstania i że brałem udział, że byłem ranny i widocznie wystąpił z wnioskiem, czy jak, nie wiem, bo rozkaz był naszego…

  • Rozumiem, czyli w uznaniu zasług tutaj, z kraju?

Tak. Później Odznaka Trzeciej DSK, to wiadomo, że w związku z tym, że byłem.
Warszawa, 28 września 2006 roku
Rozmowę prowadził Leszek Włochyński
Jerzy Henryk Muzykiewicz Pseudonim: „Newada”, „Bob” Stopień: strzelec Formacja: zgrupowanie „Krybar”, zgrupowanie „Kryska”, zgrupowanie „Radosław̶ Dzielnica: Stare Miasto, Czerniaków

Zobacz także

Nasz newsletter