Janina Czekalska
Janina Czekalska z domu Sochacka. […] Urodzona w 1913 roku.
- Gdzie pani była podczas Powstania? W jakiej dzielnicy?
W Warszawie na Woli.
- Proszę powiedzieć, kiedy i gdzie się pani urodziła. W jakim domu się pani wychowywała?
W domu gospodarskim na wsi.
Skarżynek.
Gospodarzami.
- Czy chodziła pani do szkoły?
Tak, chodziłam.
- Gdzie? Czy też w tej wsi?
Nie, Kraszewo. Zaraz obok.
- Czy to jest wioska pod Warszawą?
Nie, obok [Skarżynka]. Od Warszawy to jest dosyć daleko, jakieś sto kilometrów.
- Co pani zapamiętała ze szkoły? Jaka to była szkoła?
Szkoła powszechna. Nie wiem, jak się nazywała.
- Czy należała pani do harcerstwa?
Nie. Nie, to była skromna szkoła, wszystkie dzieci wiejskie [tam chodziły], w Kraszewie, zaraz obok. Ja się urodziłam we wsi Skarżynek, a chodziłam do szkoły we wsi Kraszewo, ale to bardzo blisko.
- Skończyła pani szkołę podstawową?
Tak, bo tam tylko tak było.
- Czyli dalej się pani nie uczyła?
Nie uczyłam się. Byłam najstarsza w domu, do pracy byłam potrzebna gospodarzom.
- Ile rodzeństwa pani miała?
Tylko ja i siostra. Mama umarła i potem miałam drugą mamę. Moja mama miała lat trzydzieści, jak umarła.
- Ile pani wtedy miała lat?
Siedem lat. Mama umarła bardzo młodo.
- Jak wybuchła wojna, 1 września 1939 roku, miała pani 26 lat, czy już wtedy była pani mężatką?
Tak.
- Dalej mieszkała pani na tej wsi?
Nie, byłam w Nowym Mieście, jest takie miasteczko. Tam był mój mąż, ale pracował w Warszawie. Tam miał od rodziców mieszkanie i ja tam jakiś czas byłam.
- Proszę powiedzieć, gdzie panią zastał wybuch wojny, 1 września 1939 roku?
Jeszcze w [Nowym Mieście].
- Co pani zapamiętała z 1 września 1939 roku? Czy pani coś widziała?
Co ja miałam [widzieć]? Dziecko małe [miałam], pilnowałam dziecka.
- Czy widziała pani na przykład samoloty?
Tak, samoloty się widziało.
- Nie było nalotów na początku na to miasteczko?
Nie. Nie było.
- Kiedy się pani przeprowadziła do Warszawy?
Mąż pracował w Warszawie i chcieliśmy być razem, miałam już też dziecko i się przeprowadziłam do Warszawy na Łucką do dwojga starszych ludzi. Syn był żonaty i był wolny pokój, to małżeństwo młode się wyprowadziło. Dziadkowie nam wynajęli i zamieszkałam tam. Zdaje się, że Łucka 2.
- Czy w czasie okupacji pani pracowała?
Nie.
- Ani oficjalnie, ani nieoficjalnie?
Nie, tylko w domu byłam z dzieckiem.
- Kiedy się urodziły kolejne dzieci?
Na Łuckiej urodziłam córkę, która teraz ma siedemdziesiąt lat.
- W czasie okupacji miała pani dwoje dzieci?
[Do Warszawy przyjechałam] z synem. [Potem] się urodziła córka i żyje do dziś, ma siedemdziesiąt lat.
- W sumie miała pani ile dzieci?
Troje, bo jest jeszcze jedna. Hania i Ania.
- Ile dzieci miała pani do Powstania?
Tylko dwoje.
- W czasie okupacji mieszkała pani w Warszawie. Proszę powiedzieć, jak wyglądało pani życie w okupowanej Warszawie. Czy odczuwała pani głód?
Nie, nie odczuwałam. Mąż pracował.
Zaraz obok Łuckiej. Mąż pracował, to było na życie, i cały czas tam pracował, aż potem męża zabrali, jak wybuchło [Powstanie].
- Czy była pani świadkiem drastycznych scen z okresu okupacji? Co się pani utrwaliło w pamięci?
Nie, nie widziałam. Nie byłam [świadkiem], wychodziłam tylko po zakupy na miasto, tak nie chodziłam.
- Czyli nie uczestniczyła pani w żadnej łapance, ani nie widziała pani żadnych rozstrzeliwań?
Nie. Nie widziałam.
- Czy w dniu wybuchu Powstania, 1 sierpnia 1944 roku, dalej mieszkała pani na Łuckiej?
[…] Już na Tyszkiewicza mieszkałam, na Woli, już mamy własnościowe mieszkanie.
- Jak pani zapamiętała dzień 1 sierpnia 1944 roku?
Wybuchło Powstanie.
- Czy pani mąż był w konspiracji?
Nie. Pracował tylko.
- Jak pani pamięta pierwsze dni Powstania? Co robiliście?
To było straszne, dużo ludzi się się wyprowadzało, zamieszanie. Do jakiegoś czasu jeszcze tam byłam. Jak był nalot, to wszyscy ludzie schodzili z mieszkań do piwnic, żeby było ciszej. Jeszcze miałam dużego psa. Jak schodziłam, to dziecko na ręku, pies pod nogami się kręci, bo się boi. A psy jak się strasznie boją… To było coś okropnego, jak się tak schodziło.
- Długo byliście w piwnicach?
Nie, tylko w czasie bombardowania. Każdy potem wracał do domu.
- Co pani jeszcze zapamiętała z pierwszych dni?
Stale były naloty, schodziło się do piwnic, dużo ludzi zaczęło się wyprowadzać. Nalotów się bali czy czego – nie wiem. W końcu mąż kupił kawałek ziemi, postawił tam budkę, żeby tam wyjeżdżać poza Warszawę i żeby tam się dzieci mogły pobawić.
- Jeszcze przed Powstaniem mąż kupił ziemię?
Tak. Kawałek tylko. Tak żeśmy życie pędzili. Mąż pracował, a ja zajmowałam się dziećmi.
- Co pani zapamiętała z Powstania Warszawskiego? Jak dawaliście sobie radę z wyżywieniem? Czy było jedzenie?
Starczało nam jedzenia. Potem się wyprowadziłam z Warszawy do domku, który mąż [postawił].
- Pamięta pani, kiedy się wyprowadziła?
Chyba jak było Powstanie. Ludzie z Warszawy [wyjeżdżali], sąsiedzi też dzieci pozbierali i powyjeżdżali, to i ja wzięłam swoje dzieci i wyprowadziłam się.
- Czy pamięta pani, jak się nazywała miejscowość, gdzie mąż kupił ziemię?
Nie wiem, Wola. Kawałek przy ludziach, pewnie że nie gdzieś na pustym polu. Wioska była, niedużo ludzi. Tam zamieszkałam. Zaprzyjaźniłam się ze starszą panią, bo jej synowa umarła. Na noc spać chodziłam do niej, bo nie chciałam w tej budce sama z dziećmi spać. Spałam na podłodze. Tak spędzałam swoje życie, a mąż zawsze do mnie przyjeżdżał na niedzielę.
- Czy widziała pani Powstańców?
Tak.
- W jakich sytuacjach? Czy była pani świadkiem walk?
Wtenczas Niemcy walczyli z Żydami.
Nie wiem, czy to było Powstanie, czy przed.
- Jakie sceny pani widziała?
Zgromadzili ich w jakiejś miejscowości, dzieci biedne, głodne. Tośmy się z sąsiadami zbierali, żeby chociaż dzieciom coś dać. Tak ich odłączyli, wszystkich Żydów.
- Pamięta pani, gdzie zgromadzili Żydów?
Nie pamiętam. W Warszawie, ale nie pamiętam miejscowości, jak się nazywała. Tam ich zgromadzili i męczyli. Najgorzej przeżyły te dzieci. Okropnie.
- Co pani jeszcze pamięta z okupacji? Pomagała pani zbierać żywność dla dzieci żydowskich…
Tak, nie tylko ja jedna. Zbierałyśmy sąsiadki, jak nieraz wypadło, to i ja trochę podałam.
- Jak podawałyście żywność? Czy Niemcy na to pozwalali?
Nie, nie pozwalali. Oszukiwaliśmy jakoś, że wodę im podajemy czy coś. Oczywiście by nie pozwolili.
- Trzecia córka urodziła się w lutym 1944 roku, czyli jeszcze przed Powstaniem. W czasie Powstania miała pani troje dzieci?
Miałam troje dzieci, dlatego chciałam się wyprowadzić na działkę, co mąż wyszykował. Spać tam w nocy nie spałam. W dzień chętnie tam chodziłam, dzieci się bawiły, ale na noc chodziłam do sąsiadki. Starsza pani, też miała dwoje dzieci, a synowa umarła. Razem żyłam.
- Co jeszcze w Powstaniu pani widziała? Czy widziała pani Niemców?
Oczywiście. Przecież Niemcy to się zrobili nasi sąsiedzi po tym, jak nas stamtąd wypędzili. Tam gdzie mieszkałam, miałam działkę. Zamieszkałam [chyba] z początkiem lipca. Wyprowadziłam się w piątek, a mąż w niedzielę do mnie przyjechał. Jak odszedł, to już do domu nie wrócił, już go zabrali Niemcy do swojego obozu.
- W jakim obozie mąż przebywał?
Dobrze nie pamiętam. Pracował, zdaje się, w Niemczech.
- Pojecał do Niemiec do obozu pracy?
Tak, zabrali zaraz męża. Tak że zostałam sama.
- Męża zabrali przed Powstaniem czy w czasie Powstania?
W czasie Powstania. Tylko raz jeden do mnie przyjechał i jak stąd wracał, to nawet do domu nie dojechał, już był zabrany.
- Jak pani zapamiętała koniec Powstania?
Nie pamiętam.
- Skąd pani wiedziała, że Powstanie się skończyło?
Nie wiedziałam chyba tego. Jak tam mieszkałam i męża zabrali, to była niedziela. W poniedziałek już się znalazł Niemiec. Jak Niemcy przyszli, to nas wszystkich zgromadzili z całej wioski (nieduża była) i nas pędzili. Najpierw myśmy jeszcze nocowali prawie w Warszawie, a stamtąd nas już pędzili.
- Czy pamięta pani, gdzie nocowaliście?
Nie pamiętam tej dzielnicy. Dzieci miałam, tylko o dzieciach myślałam. Już była córka, niosłam ją na ręku. A tamta trzy lata i parę miesięcy i synek. Ale synek przyjaźnił się z synkami tej babci, tak że razem wracaliśmy z synkami i tą babcią.
Nie tylko mnie, całe zgromadzenie ludzi pędzili do jakiegoś obozu. Z nami szli Niemcy. Mała leciała, tę na ręku trzymałam, ci chłopcy i babcia [obok]. Podszedł Niemiec i mówi: „Słuchajcie, jak macie gdzie, to my nie widzimy i już tu was nie ma. To sobie skręcajcie”. Kto nie chciał? Od razu myśmy skręcili. Razem z ta babcią, z dziećmi. Człowiek głodny, bo co miał jeść po drodze? Marchew rwaliśmy i jedliśmy. Tak pędziliśmy. Babcia miała w wiosce (nie pamiętam nazwy wioski) rodzinę i skierowała mnie razem z dziećmi do tej rodziny. Tam zamieszkałam. Jak ta wioska się nazywała, nie wiem. Jak mnie pędziła, to już nie myślałam o wiosce. Tam byłam.
Niedługo, do zimy. Jak byłam w tej wiosce, to nas podzielili: do tej rodziny, do tej, bo nie tylko u jednej. Znalazłam się u starszych dwojga ludzi. Stamtąd 19 stycznia wybraliśmy się do Warszawy. Nie było takiej wojny, jak wróciłam. Moje mieszkanie spalone, wszystko, i zamieszkałam w piwnicy. Nie [tylko] ja, bo i znajomi przyszli. W tej piwnicy nikt nie miał dzieci tak jak ja, więc każdy wrócił, żeby coś zjeść, przynieść. A ja siedziałam.
Miałam na razie swój chleb. Jak byłam w Warszawie, to znowu się znajomi poznajdywali. Jakaś jedna znajoma obok (tu mieszkała rodzina, tu rodzina i ja czwarta) kupiła mojemu synowi bochenek chleba i tak żyłam.
- Czyli tak sobie wzajemnie pomagaliście?
Tak.
- Wróciła pani na Tyszkiewicza?
Tak.
- Jak długo pani tam była? Do końca wojny?
Nie, może nie do końca. Nie wiem, czy już był koniec wojny. Na razie mój mąż jeszcze nie wracał, to nie był jeszcze koniec. Razem z babcią, z dziećmi koczowaliśmy do jakiegoś czasu. Później znalazł się tej babci wnuczek czy ktoś i zaczął pomagać. Mnie razem z dzieciakami przygarnęli. Tak pędziłam to swoje życie do jakiegoś czasu. Później stamtąd żeśmy się wydostali. Ten wnuczek wynalazł mieszkanie i wyprowadziliśmy się, nie wiem, do jakiej miejscowości. On tam pracował.
Tak. Tam jakiś czas [przebywaliśmy]. Potem dostałam się trochę do pracy, z babcią zostawiałam swoje dzieci.
W zakładzie kobiet, sprzątałyśmy gdzieś mieszkania. Stamtąd ludzi wysiedlili czy ci ludzi sami wyszli… A to maszynę znalazłyśmy do szycia, jak żeśmy sprzątały mieszkanie. Pracowałam, żeby zarobić parę groszy na życie. Tak swoje życie pędziłam.
- Czy zapamiętała pani koniec wojny? Kapitulację Niemiec? Czy coś się w pani życiu zmieniło?
Co się mogło zmienić, tyle tylko, że zaczęłam gdzieś trochę pracować i zarabiać.
Mąż wrócił dosyć późno. Ze dwa lata [po Powstaniu].
- Co mąż opowiadał o obozie?
Do pracy poszedł. Nie wiem, co tam robił.
- Kiedy wróciliście znowu do Warszawy? Po powrocie męża?
Tak, pewnie że tak. Co ja bym sama z dziećmi robiła?
- Czy mąż nie miał problemów po powrocie do kraju z obozu jenieckiego?
Nie.
Nie.
- Toczyliście swoje życie dalej normalnie?
Tak.
Na Tyszkiewicza na Woli. Jak odrestaurowali, to wróciliśmy.
- Czy chciałaby pani coś jeszcze powiedzieć, co pani zapamiętała z tego okresu? Co jest dla pani ważne?
Dla mnie było ważne, żeby dzieciom dać jeść, żeby nie chodziły głodne. To było najważniejsze, tylko o dzieciach myślałam. Dostałam się do biura do pracy, sprzątałam w biurze, miałam płacone parę złotych. Później chodziłam do pracy, a dzieci zostawiałam u tej babci. Tak żyliśmy.
Warszawa, 22 listopada 2011 roku
Rozmowę prowadziła Barbara Pieniężna