Relacja dr Leona Manteuffela: "Około godziny 14:30 oficer SS z kilkoma podoficerami wprowadzili
dr. Piaseckiego, prof. Zeylanda i
ks. Ciecierskiego - kapelana, do gabinetu dyrektorskiego, kazano im stanąć za biurkiem i strzałami z pistoletów w głowę zabito".
Wspomnienia dr Zbigniewa Woźniewskiego: "Zrobiłem zdziwioną minę nic nie rozumiejąc. Poprosiłem, by powtórzył pytanie, gdyż sądziłem, że nie zrozumiałem dobrze użytego zwrotu. - Tak - powtórzył Niemiec - pan dobrze zrozumiał, który z tych zastrzelonych był profesorem? - Który z zastrzelonych był profesorem? Naprawdę nie rozumiem, o co panu chodzi. - No, to zaraz pan zrozumie - odparł mój "opiekun" i biorąc mnie za rękę skierował swoje kroki do gabinetu dyrektora. Stanęliśmy w posiekanych kulami drzwiach gabinetu. Widok wnętrza nie pozwolił mi na przestąpienie progu. Na podłodze przy biurku leżały trzy powalone ciała. - Boże - wyrwało mi się z zaciśniętej krtani - Zeyland, Piasecki i kapelan! Pierwszy z brzegu, profesor Janusz Zeyland, leżał na plecach wyprostowany sztywno, jakby z uśmiechem na zaciśniętych ustach. Gdyby nie kałuża zastygłej krwi, w której umoczona była lewa dłoń, sądzić by można, że zaraz wstanie, gdyż nie było widać żadnego znaku od śmiercionośnej kuli. Na dworze już szarzało, wszedłem do pokoju z moim "opiekunem" i dopiero teraz zauważyłem na czole nad lewym okiem otwór wlotu. Strzał celny i pewny. Tuż przy samym biurku leżały zwłoki księdza kapelana, ubrane w białą komżę, ze stułą na szyi. Ksiądz kapelan trzymał w uścisku koniec stuły z ręką nieznacznie wzniesioną, jakby w ostatniej chwili chciał się zasłonić. Otrzymał taki sam strzał - w głowę od przodu. W lewym kącie gabinetu, również tuż przy biurku, przy wywróconym krześle, wywalonym telefonie i otwartej szufladzie, leżał dyrektor. Odniosłem wrażenie, że szufladę tę pociągnął padając ugodzony strzałem w czoło. Wyglądał niesamowicie. Oczy na wpół otwarte, usta wykrzywione grymasem pogardy. Na biurku rozrzucone w nieładzie leżały ich otwarte dowody osobiste. Osłupienie moje przerwało odezwanie się mojego "opiekuna": - Który z nich był profesorem? - Ten - pokazałem palcem na Zeylanda i wybiegłem z gabinetu, tłumiąc szloch, który rozrywał mi piersi. Oparłem się o ścianę i płakałem jak dziecko." Profesor pochowany został o godzinie 12-tej dnia 6 sierpnia, wraz z rozstrzelanymi poprzedniego dnia, w zbiorowej mogile wykopanej na III podwórzu Szpitala Wolskiego, naprzeciwko wejścia do pralni.