Uwagi - okoliczności śmierci:
Okoliczności zranienia i śmierci Eugeniusza Romańskiego podane w relacji „Medyka” (Jerzy Nawrotek)
"Pierwsze dni to były pozycyjne walki, nic wielkiego, a 11 września ruszył szturm niemiecki na Czerniaków. Bombardowanie, silny ostrzał artyleryjski, ostrzał przez tak zwane szafy czy krowy, a więc te moździerze salwowe, i natarcie po natarciu Niemców. 13 września zajęli gazownię, która była w rękach Powiśla, ZUS zajęli i straciliśmy połączenie ze Starym Miastem. 14 września wysadzili parę przęseł mostu Poniatowskiego. Myśmy wtedy mieli bazę na ulicy Okrąg 2, u zbiegu ulicy Okrąg i Wilanowskiej z Czerniakowską. 14 września Niemcy wjechali czołgiem w pobliże naszej bazy do któregoś z domów. Z „Rawiczem”, „Kadetem” i [kimś jeszcze] wzięliśmy paru chłopców, ruszyliśmy na Niemców. Nie mogliśmy ruszyć od strony ulicy, ponieważ stał czołg, więc przedostaliśmy się na tyły tego domu. Zza węgła patrząc, zobaczyliśmy dwóch Niemców, głośno mówiących, gestykulujących – widocznie byli pewni siebie, mając czołg pod bokiem. Odbezpieczyłem, rzuciłem granat do środka. Niemcy padli, ale zaczęli się wysypywać do bramy z mieszkań następni. „Rawicz” pociągnął do nich z pistoletu maszynowego, odpowiedzieli ogniem. Później „Kadet” rzucił następny granat do bramy i za moment wpadliśmy. Gdy wpadliśmy, Niemcy siedzieli już na czołgu, zostawili parę trupów w bramie i na ulicy. Czołg zaczął się cofać w stronę gazowni. Wzięliśmy granaty, zdobytą amunicję, chłopakom kazaliśmy broń zabrać, spenetrowaliśmy ten budynek. Nigdzie Niemców nie było, nie zdołali się jeszcze umocnić. „Rawicz” powiedział, że w południe ma nastąpić atak na ZUS, chcą ZUS odbić. Zaczęliśmy obserwować, nie wychylając się specjalnie, gmach ZUS-u. Okazało się, że nie widać żadnych oznak, żeby tam Niemcy byli. „Rawicz” powiedział: „Wiecie co, skoczymy, spenetrujemy, jaka tam sytuacja jest”. „Kadet” się do tego zapalił, a ja byłem obojętny. „Rawicz” pyta: „A co ty o tym myślisz?”. Powiedziałem mu: „Wiesz, ja myślę, że nas wpuszczą, tylko jak to będzie z powrotem? Przecież Niemcy mają ostrzał wzdłuż ulicy Czerniakowskiej”. Ale mówię: „Pójdę z wami”. Przebiegliśmy na drugą stronę jezdni. Był tam jakiś rów, czy to był łącznikowy, czy jakieś uliczne roboty tam były, częściowo gruzem zasypane. I tym niewiele osłaniającym rowem pobiegliśmy do ZUS-u. Bez przeszkód dotarliśmy, spenetrowaliśmy kilka pomieszczeń, Niemców nie było. „Wracamy?”. „Wracamy”. Pierwszy skoczył „Rawicz”, drugi „Kadet”, ja na końcu. Przelecieliśmy kilkanaście metrów i zaczęło się. Ogień karabinów maszynowych za naszymi plecami rozszalał się. W pewnym momencie „Kadet” padł, a ja za nim. Miałem głowę przy jego udzie. „Kadet” już nie żył, ale w jego ciało bili seria po serii. Nie wiadomo, co robić. Zostanę tu – to mnie trafią. Skoczę, to muszę przeskoczyć przez „Kadeta” – też trafią. To taka kalkulacja sekundowa, krótsza może nawet – wtedy się myśli błyskawicznie. Skoczyłem na równe nogi, przeskoczyłem „Kadeta” i przygwożdżony zostałem ogniem karabinu maszynowego. Dalej już ni to czołgałem się, ni skakałem, cały się poobijałem. Dotarłem wreszcie za latarnię zwaloną, zza której widziałem, że rusza się „Rawicz”. Dotarłem do niego, zobaczyłem, że jest ciężko ranny. Miał przestrzelone prawe płuco, prawe biodro, ramię prawe. Pytam: „Jak się czujesz?”. Mówi mi: „Nienajgorzej”. Powiedziałem mu: „Trochę nagarnę gruzu tu przed głowę, bo tu jestem niezasłonięty, i zajmę się tobą”. Gdy to zrobiłem, zabandażowałem opatrunkiem osobistym prawe ramię, ponieważ krwawiło. Więcej nic mu nie mogłem pomóc. „Rawicz” pyta: „Jak się stąd wydostaniemy?”. Ja mu powiedziałem: „O to ja już zadbam. Jak będzie odpowiednia chwila, pomogę ci wskoczyć na jezdnię i przybiegniemy do bramy, a tam już są nasi”. Ale to nie tak szybko było. Niemcy strzelali dalej, a później zaczął sunąć do nas czołg, zapewne ten, co był przedtem już. Co było robić? Pistolet maszynowy „Rawicza” przestrzelony, mój uszkodzony, rękaw prawy poprzestrzelany. Ale miałem dwa granaty. Jak czołg się zbliżył na odpowiednią odległość, rzuciłem jeden, a później drugi granat pod gąsienicę czołgu. O dziwo, zaczął się cofać. Granaty mu niewiele mogły zaszkodzić, ale czołg się zaczął cofać. Nasza wygrana – myślę sobie. Ale nic podobnego, bo jak czołg się cofnął, to zaczęli strzelać z granatnika. W pewnym momencie poczułem ból w lewej nodze, ale mogłem tą nogą ruszać. Gdy jeden z granatów padł na środek jezdni, trochę się zakurzyło, powiedziałem: „Skaczemy!”. Pomogłem wyskoczyć „Rawiczowi” na jezdnię, przybiegliśmy do bramy, a tam już czekali chłopcy z noszami. Położył się „Rawicz” na noszach, powiedziałem mu: „Trzymaj się, odwiedzę cię”. „Będę czekał. Trzymaj się”. Chłopcy podjęli nosze i poszli do szpitala „Broma”, a ja się powlokłem z tą bolącą nogą też do naszej bazy. (...)16 września ruszyła nawała niemiecka na Okrąg 2. Bombardowanie, „goliaty”, artyleria biły znowu w Okrąg 2, który zaczął się walić. Trzeba było wycofywać się dalej na Wilanowską. 16 września uderzył czołg w Okrąg 2 – tam był szpital „Broma” – i wtedy zginął „Rawicz”, porucznik Eugeniusz Romański. Niestety nie zdążyłem. Wycofaliśmy się na Wilanowską. W tym czasie w walkach już zginął i „Kadet”, i „Zaremba” Janusz Suchorzewski, „Pisklę” – Ziemski (nie pamiętam w tej chwili, jak mu było na imię), „Słuczak” i „Andrzej” drugi. Myśmy już nie mieli właściwie czym walczyć, ponieważ – to był chyba 18 września – nie mieliśmy już amunicji, mieliśmy po dwa pociski, które zostawiało się na wszelki wypadek".
[Źródło: relacja AHM: ppor. Jerzy Antoni Nawrotek ps. "Medyk", w powstaniu pod nazwiskiem Jerzy Bukowski]