Niepokonani. Nastroje Powstańców w chwili kapitulacji (październik 1944)

Zakończenie Powstania Warszawskiego na początku października 1944 r. stało się katalizatorem wielu, często sprzecznych nastrojów i postaw polskich żołnierzy, takich jak: dezaprobata wobec porozumienia z Niemcami, żal, a także z drugiej strony uspokojenia nerwów, rozbudzenie nadziei bądź też pojawienia się w myślach wielkiej niepewności w związku z tym, co będzie…

Jednym z najciekawszych zdjęć przedstawiających polskich żołnierzy przed wyjściem do niewoli jest to wykonane żołnierzom II kompanii lotniczej „Jur” batalionu „Zaremba-Piorun” w dniu 4 października na placu wewnętrznym posesji Aleje Niepodległości 243. W pierwszym szeregu od lewej stoją oficerowie sztabu kompanii: podporucznik Czesław Deminet „Stec”, pchor. NN „Rudy”, por. Antoni Kiliński „Kot”, ppor. Aleksander Dydyński „Inżynier-Łazik”.  Z prawej strony bokiem stoi zastępca dowódcy kompanii Cichociemny kpt Edmund Marynowski „SEJM” (identyfikacja na podstawie danych otrzymanych od p. Mirosława Sobieckiego).

Zdjęcie jest o tyle ciekawe, gdyż skłania do refleksji nad morale pokonanej armii. Bohaterowie fotografii nie wyglądają na ofiary klęski. Zamyśleni, pewni siebie, w stanie oczekiwania, niektórzy widocznie „przegryzają” w myślach ponure wydarzenie, kilku patrzących w prawo interesuje oddawana broń, smutny „Stec” opiera się prawą ręką na ciupadze, a lewą podpiera bok. Inni z tej strony, co prawda oddają broń, ale sprawiają wrażenie, jakby za chwilę mieli za nią chwycić będąc porwanymi sygnałem „na atak” jak w nostalgicznej Balladzie stepowej autorstwa Andrzeja Czekalskiego, a zaśpiewanej na muzykę Andrzeja Markowskiego przez Gustawa Lutkiewicza w Panu Wołodyjowskim (reż. Jerzy Hoffman, 1969). W wielu relacjach powstańczych można spotkać informacje, że Polacy nie czuli się pokonani i chcieli dalej walczyć.

 

Żołnierze II kompanii „Jur” Batalionu „Zaremba-Piorun” przed wymarszem z Warszawy 4 października na ul. Nowowiejskiej. fot. autor nieznany, ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Podporucznik Stanisław Dąbrowski „Gustaw” z Batalionu „Kiliński” dowodzący po Powstaniu jednym z plutonów kompanii D Batalionu Asystencyjnego ochraniającego wypędzanych z Warszawy cywilów, napisał po wymarszu ostatniego powstańczego oddziału do niewoli niemieckiej w wierszu, którego rękopis i maszynopis są przechowywane w zasobie Muzeum Powstania Warszawskiego: „Pamiętam Ciebie, smutny październiku… […] Choć ból rwie serca, lecz oczy nie płaczą! – Oczy są suche, dumne i … surowe! […] Choć w piersiach łka coś, szereg idzie „w nogę” I podniesione dumnie trzyma głowy! Dusze nam zmroził zimny chłód rozpaczy… A w sercach było tak rzewnie i łzawo… […]”.

Ppor. Henryk Mejster „Jędrek” i ppor. Stanisław Dąbrowski „Gustaw” z Batalionu „Kiliński” na podwórzu kamienicy [prawdopodobnie] przy ul. Widok 19, 5 października 1944, fot. autor nieznany, ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Kapral Henryk Wawrzyniak „Kajtek” z I kompanii „Warszawianka”, wspominał: „część zgrupowania nie chciała wyjść do niewoli”, ale kontynuować bój. Wiadomość o kapitulacji była jednym z najgorszych przeżyć Aleksandra Zubka „Juliana” z 2 Batalionu Szturmowego „Odwet II”. Dowódca plutonu w 8 kompanii Batalionu „Kiliński”, ppor. Antoni Bieniaszewski „Antek”, powiedział: „Najgorzej wspominam kapitulację, że koniec Powstania, że idziemy do niewoli. To było chyba najgorsze przeżycie, bo tak to człowiek się raczej nie zastanawiał nad tym. Już człowiek zobojętniał na to, przyzwyczaił się do stałego niebezpieczeństwa, do kontaktu ze śmiercią, z rannymi. Najgorsza to była jednak kapitulacja”.

Wyrażano dezaprobatę wobec decyzji kapitulacyjnych. Janusz Słaboszewicz „Bohu” z plutonu 167 wchodzącej w skład 2 kompanii Batalionu „Kiliński”, wspominał: „Nie wszyscy się z tym godzili. […]. Niektórzy uważali, że jeszcze jest jakaś szansa obrony”. W postawach można było dostrzec swego rodzaju niedowierzanie w związku z zakończeniem walki, kpr. pchor. Bolesław Ziółkowski „Bolek” z plutonu 120 kompanii techniczno-warsztatowej 3. Batalionu Pancernego „Golski”, wspominał: „powstańcy żałowali. „Jak to?! My się poddajemy?!”. Podobny nastrój towarzyszył kpr. Henrykowi Wawrzyniakowi „Kajtkowi” z I kompanii „Warszawianka” (Zgrupowanie „Chrobry II”): „przez cały czas każdy z nas myślał, że zwyciężymy. Przyszła najgorsza historia – kapitulacja to w ogóle było nie do pomyślenia. Jak to, tyle miesięcy walczyliśmy i teraz oddać?”. Żołnierz 8 kompanii Batalionu „Kiliński” kpr. pchor. Jerzy Chlistunoff „Jurek”, który po Powstaniu został w Śródmieściu warszawskim w szeregach Batalionu Asystencyjnego ochraniającego cywili i punkty sanitarne podczas ewakuacji, stwierdził: „Część z nas [mówiła], że będziemy się do końca bronić w gruzach”. Ten pogląd podzielał również jego kolega z oddziału Czesław Węgrowski „Czternasty”.

 

Żołnierze kompanii „A” Batalionu Asystencyjnego, 5-6 października 1944, fot. Henryk Świercz „Świerszcz”, ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Odczuć w chwili kapitulacji było wiele. Łącznik z Szarych Szeregów Jerzy Buczkowski „Burza” pamiętał że zapanowała „Dziwna cisza, bo wszędzie, całe dnie i całe noce huki, błyski i raptem cisza się zrobiła, gdzieniegdzie od czasu do czasu strzał, aż głupio było”. Podobna refleksja pojawiła się w relacji kpr. Romualda Malinowskiego „Orła” z 7. Kompanii motorowej „Iskra” Batalionu „Kiliński”: „Jak była kapitulacja, to smutna sprawa. Było zawieszenie broni jednego dnia, cisza nastąpiła, że w ogóle coś niesamowitego”.

Dominującym uczuciem wśród żołnierzy był smutek. Łączniczka ze składnicy łączności K2 (Śródmieście Południowe), Krystyna Procner „Krycha” (po wojnie Certowicz), wspominała: „Jak podpisywali kapitulację, wszyscy płakali. […] Ogłosili nam, że kapitulacja, że jadą rozmawiać i płakaliśmy”. Łączniczka Henryka Kubiak (po mężu Wojciechowska) „Czarnulka” z Polskiej Armii Ludowej, powiedziała: „Wszyscy płakaliśmy. Jak dostaliśmy wiadomość, że jest kapitulacja, że już wszyscy składają broń, wszyscy płakali”.  Podobnie rozpacz była najważniejszym stanem psychicznym, który utkwił we wspomnieniach Ryszarda Piotrowskiego „Pioruna” ze Zgrupowania „Waligóra”: „kapitulacja wyglądała tak, że prawie każdy płakał”. Podobnie Maria Bryner „Marysia” (po wojnie Milbrandt), którą koniec Powstania zastał gdy pracowała w szpitalu przy ul. Mokotowskiej, powiedziała: „była to dla nas potwornie smutna chwila”, zaś Irena Filipowicz „Oleńka” łączniczka z 1. kompanii Batalionu Szturmowego KB „Sokół”, wspomniała: „Dla nas po tych chwilach wolności właściwie, to był ciężki los… ciężki dopust Boży – ta kapitulacja”. „Oleńce” pozostał w pamięci obraz zasmuconej koleżanki, której przyjaciel powiedział, że popełni samobójstwo. Ich towarzyszka z oddziału, również łączniczka Batalionu „Sokół” Maria Szozda „Mery” (po wojnie Antczak”), stwierdziła: „To był bardzo przykry moment, bo myśmy bardzo wierzyli, że uda nam się tego wroga przepędzić”. Jerzy Czajkowski „Niszczyciel” łącznik z Harcerskiej Poczty Polowej, powiedział: „W niektórych ludziach nastąpił raczej głęboki smutek. To było poważne przeżycie. Bo część ludzi do końca wierzyła, że coś się musi stać, coś się ruszy. Ale niektórzy odetchnęli z ulgą”. Uczucia złagodzenia nerwów doświadczyła sanitariuszka Anna Świderek ze szpitala przy ul. Mokotowskiej 55: „dla mnie samej, olbrzymia ulga, że jednak może przeżyjemy”.

We wspomnieniach utkwiła jej tylko jedna płacząca osoba, jej ranny przyjaciel hospitalizowany w placówce, w której pełniła służbę. Możliwe jednak, że tylko na niego zwróciła uwagę, gdyż, jak wspominała bardzo go lubiła, a uczucie sympatii było odwzajemniane. Nastroje swoje i swojego otoczenia opisała w następujący sposób: „Jego tylko jednego widziałam tak płaczącego, raczej wszyscy żeśmy liczyli, że to jest nadzieja na to, że ocalejemy. To jeszcze nie była pewność i nie wiadomo było, co Niemcy z tego zrobią”.

 

Powstańcy wychodzący z Warszawy na ul. Śniadeckich na pl. Politechniki, 5 października 1944, fot. autor nieznany, ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Niewątpliwie wielu żołnierzy odczuwało ulgę po dwóch miesiącach ciężkiego boju, zmaltretowaniu fizycznym i stałym napięciu psychicznym, Dariusz Kruze „Janek” wspominał, nie kryjąc poczucia stanu uspokojenia i swego rodzaju rezygnacji, a może nawet rozgoryczenia: „już mnie wszystko zmęczyło. Nikt mnie tu nie potrzebuje, idę odpocząć”. Łączniczka z 1. kompanii IV Zgrupowania „Gurt”, Hanna Józefa Kamionko (po mężu Zaionc), wspominała, że informację o zakończeniu walk przyjęła z ulgą, ale zaraz pojawiło się pytanie będące wyrazem rodzącej się niepewności: „Tylko co ze sobą zrobić? To pytanie, które calusieńki czas tkwiło we wszystkich zresztą, nie tylko we mnie. Co zrobić dalej?”. O swoim lęku wspomniała łączniczka Jadwiga Badmajew „Jagoda” z Komendy Placu (Śródmieście Południe): „Strach, co Niemcy z nami zrobią? Kobiety nie wiedziały, że będą traktowane jako jeńcy wojenni i strach, co dalej? Znałyśmy Niemców ze złej strony i niczego dobrego się nie spodziewałyśmy”.

To spojrzenie było chyba dość powszechne wśród kobiet. Łączniczka Irena Szlenk „Marta” (po wojnie Marta Ożóg-Orzegowska) z 6 kompanii Batalionu „Kiliński”, powiedziała: „wszyscy przeżywaliśmy strach, co będzie z nami, co z nami zrobią, czy nas nie rozstrzelają”. Dezorientacja i smutek odcisnęły piętno w przeżyciach Władysława Aniołka „Kota” (3 kompania Batalionu „Kiliński”): „Było przygnębienie, nie wiadomo było co robić”.

Wiele różnych odczuć w tym ciężkim momencie doświadczyła także łączniczka Zgrupowania „Chrobry II” Zofia Sosnowska (po wojnie Czekalska), należały do nich: rozpacz, bezsilność, ale też ulga i lęk: „W moim środowisku, tych co byłam najbliższych, to było: „Nie damy się, idziemy prosto, z głową do góry – co będzie, to będzie. Nie damy się, nie na kolanach”. Cytowany na początku ppor. Stanisław Dąbrowski „Gustaw” kończył swój wiersz o wymarszu z Warszawy ostatniego powstańczego oddziału słowami: „Kochałem Ciebie w dni wojny, Stolico! […] Chociaż pobita – lecz niezwyciężona!”.


Autor: Michał Tomasz Wójciuk

Zobacz także

Nasz newsletter