Łódź podwodna na Żoliborzu

Ostatnie dni listopada 1940 roku na spokojnej ulicy Fortecznej. Willa pod numerem 4/6 zostaje otoczona przez Gestapo. Drzwi pod nr 6 otwiera Halina Iwanicka. Udając pokojówkę mówi, że „państwo nie wrócili na noc”. Rewizja w mieszkaniu wraz z przeszukaniem niezamieszkałej części domu pod nr 4 trwa ponad 12 godzin. Niemcy nic nie znajdują, pomimo że trafili pod właściwy adres.

Bliźniak przy Fortecznej był jednym z najcenniejszych miejsc dla Komendy Głównej ZWZ-AK. To z tego miejsca utrzymywano łączność radiową z Naczelnym Dowództwem PSZ na uchodźstwie.

By móc w pełni opowiedzieć historię tego miejsca, musimy cofnąć się do października 1939 roku. Młody oficer - porucznik łączności, Konrad Bogacki, dociera do Warszawy. Konspiracja dopiero stawia pierwsze kroki, zarówno on, jak i wielu innych, zaczynają działać na własną rękę. Jako oficer łączności wie, że skoro w kraju powstaje konspiracja, a rząd i dowództwo przebywają za granicą, trzeba stworzyć możliwość kontaktu. Najlepszą i najszybszą metodą jest radio!

Porucznik przed wojną służył w podwarszawskim Zegrzu, znał stolicę i miał kontakty. Udało mu się odnaleźć przyjaciela, ppor. Adama Struczowskiego. Ten wiedział, że przy ul. Stępińskiej znajduje się fabryka radiotechniczna ,,Ava”, która przed wojną produkowała małe radiostacje przeznaczone dla wywiadu. Zakład był częściowo zbombardowany i kontrolowany przez Niemców. Po kilku dniach udało się nawiązać kontakt z jednym z dozorców zakładu. W ręce oficerów dostały się dwie radiostacje i sporo części zapasowych. Zdobyty sprzęt zawieziono na ulicę Forteczną, gdzie urządzono prowizoryczną stację nadawczo-odbiorcza. Był to wtedy mały pokoik pod garażem, gdzie doprowadzono prąd i kanał wentylacyjny, a antenę umieszczono w kominie. W ostatnich dniach grudnia radiostacja była prawie gotowa do działania – pozostało ustalić kody, czas i częstotliwości fali nadawania, tzw. elementy ruchu. Najbliższa działająca polska placówka dyplomatyczna posiadająca radiostację była w Budapeszcie. Zimą wysłano kuriera przez góry w celu wymiany elementów ruchu.4 marca 1940 roku nawiązano łączność z władzami emigracyjnymi.

Główne zadanie zostało wykonane, jednak prowizoryczny schron nie gwarantował bezpieczeństwa obsłudze i coraz większej ilości sprzętu. Na wiosnę 1940 roku powstał plan zorganizowania kryjówki pod budynkiem willi. Pracujące na dwie zmiany osiem osób do czerwca zbudowało schron nazwany „Łodzią Podwodną”.

Do łodzi wchodziło się z piwnicy, po uruchomieniu urządzenia przesuwającego 200 kg płytę betonową z umieszczonym cieknącym kranem. Schody prowadziły do długiego pomieszczenia znajdującego się pod fundamentami willi. Oświetlenie elektryczne, bieżąca woda w umywalni, wentylacja, system centralnego ogrzewania. Warunki pracy były komfortowe; wygodne siedziska, stoły, a nawet biblioteczka. Poczucie luksusu zapewniały bambusowe dywaniki i system luster optycznie powiększający całe pomieszczenie. System bezpieczeństwa składał się z 40 linii sygnalizacyjnych: od połączenia z budynkiem na górze przez nasłuch otaczającego terenu po urządzenia alarmowe w okolicznych domach i ogrodach.

Fotografia ze zbiorów National Archives and Records Administration/Muzeum Powstania Warszawskiego

Koniec czerwca. Radiostacja nadaje 6 godzin dziennie. Niemcy coraz więcej uwagi poświęcają tropieniu jej. Sprowadzają do Warszawy najnowszy sprzęt, przygotowują ośrodek namiarowy w budynku Y.M.C.A., szkolą lotne patrole, a nawet angażują lotnictwo. W listopadzie gestapo przeprowadza rewizje całej ulicy. Pomimo skrócenia czasu nadawania w styczniu Niemcy domyślają się, w którym budynku znajduje się radiostacja. Podczas rewizji radiooperator rozpoczyna nadawanie. Niemcy są coraz bardziej wściekli, że nie są w stanie znaleźć „grającej radiostacji”. W następnych dniach zaczynają obserwować najbliższą okolicę, pojawiają się liczne patrole i posterunki żandarmerii. Nadawanie staje się zbyt niebezpiecznie, więc radiostacja zostaje ewakuowana.

Sama „łódź” nigdy nie zostaje wykryta. Po przeniesieniu radiostacji do bunkra prowadzono nasłuch rozgłośni zagranicznych i urządzono warsztat radiotechniczny. W kolejnych latach schron zostaje przejęty przez BiP. Po Powstaniu Warszawskim ukrywa się tam grupa żołnierzy z żoliborskich oddziałów.

Radiostacje od 1942 roku zostały przeniesione pod opiekę oddziałów partyzanckich. W miastach prowadzono tylko odbiór nadawanych meldunków. Ich liczba zwiększała się, dlatego potrzebny stał się ośrodek koordynujący łączność z licznymi radiostacjami rozsianymi na terenie całej Polski.

Słuchawki – zachowany element wyposażenia radiostacji „Łódź Podwodna”. Fot. Marcin Ludwicki, „Niezatapialni i Łódź Podwodna, Kazimierz, Władysław i Stanisław Rodowiczowie” (Warszawa 2017), © Alicja Marchewicz

W drugiej połowie 1942 roku dowódca Armii Krajowej, gen. Stefan Rowecki ps. Grot, spotkał się z oficerami łączności. Wśród zaproszonych byli ppłk Pluta-Cachowski ps. Kuczaba, szef 5-go oddziału Komendy Głównej AK, mjr. Jerzy Uszycki ps. Ort, szef łączności taktycznej. Ostatnim z zaproszonych był awansowany do stopnia kapitana Konrad Bogacki ps. Zaręba. Generała Roweckiego interesowała możliwość utworzenia sieci łączności obejmującej swoim zasięgiem cały kraj, bez której koordynacja działań rozrastających się struktur AK była niemożliwa.

Kapitan Bogucki przedstawił swój pomysł:

– Panie Generale, w chwili obecnej na terenie kraju działa ok. 30 naszych radiostacji, liczba ta stale wzrasta. Odbiorniki mają niską moc i słaby zasięg. Jeżeli chcemy mieć łączność z całym krajem, musimy stworzyć centralę radiową dużej mocy, pełniąca rolę pośrednika w przekazywaniu meldunków.

– Jak sobie to wyobrażacie? Ilu ludzi, jaka powierzchnia? – dopytywał Generał.

Kapitan kontynuował: – Potrzeba kilkudziesięciu radiotelegrafistów pracujących na trzy zmiany, personel techniczny, łączniczki, służby pomocnicze. Razem ponad 100 osób. Same anteny zajęłyby przynajmniej kilometr kwadratowy.

– To nierealne, żyjemy pod okupacja. Z małą radiostacją w Warszawie są kłopoty, bo Niemcy ją namierzają. Nawet pod ochroną partyzantki, gdzieś w górach to niemożliwe - ripostował generał.

Odpowiedź oficera była szybka: – Wiem o tym, mam inne rozwiązanie. Centralę radiową dla całej Armii Krajowej należy założyć nie tu, ale w Wielkiej Brytanii.

– Chcecie, by Wołomin rozmawiał z Błoniem przez Londyn, depesze wewnętrzne pokonywały tysiące kilometrów, zanim dotrą do odbiorcy? Środki techniczne na to pozwolą?

– Pozwolą. Technika jest już do tego zdolna. Jeśli nasze władze na Zachodzie zdobędą nowoczesny sprzęt, uda się stworzyć centralę radiową dla kraju.

Generał milczał chwilę, jego wzrok zatrzymał się na oficerach. Wszyscy trzej poderwali się natychmiast.

– Panowie, wasz pomysł jest odważny. Powiem więcej – zuchwały. Ale ja lubię takie rozwiązania, akceptuję plan. Oczywiście, decyzja ostateczna zależy od dowództwa w Londynie. A wam, kapitanie, już dziś gratuluję pomysłu. Jeśli zostanie realizowany, będzie to jedno z ważniejszych osiągnięć w czasie obecnej wojny.

Pomysł zaakceptowano i realizowano. Radiostacja powstała w czerwcu 1943 roku koło miejscowości Stanmore, zapewniając łączność krajowi.

8 grudnia 1943 roku Kapitan Bogacki został aresztowany i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Gross Rosen, a następnie Dachau. Po wojnie został wcielony do 2. Korpusu Polskiego we Włoszech.

Sama radiostacja w Stanmore działała do zakończenia wojny, pozwalając zachować łączność miedzy dowództwem a oddziałami działającymi na terenie kraju. Była dużym osiągnieciem polskiej myśli technicznej polowy XX wieku, a dla władz, jak i dowództwa wojskowego na uchodźctwie, stanowiła istotne źródło informacji i wiedzy o okupowanym kraju.

Źródła:

  1. Jerzy Śląski, Polska Walczącą tom 1, str. 297-318, wyd. Rytm, Warszawa 1999
  2. Kazimierz Malinowski, Żołnierze Łączności Walczącej Warszawy, str. 31-38, wyd. Pax, Warszawa 1983
  3. Józef Garliński, Między Londynem a Warszawą, str. 7-43, wyd. Gryf Publication ltd., Londyn 1966

 

Autor: Paweł Bajda, przewodnik Muzeum Powstania Warszawskiego

Zobacz także

Nasz newsletter