Stanisław Władysław Żelechowski „Korsak”
Nazywam się Stanisław Żelechowski.
- Jak wyglądało pana życie przed wojną?
Młody byłem, do szkoły chodziłem. Matka żyła i ojciec żył.
- Mieszkał pan w Warszawie?
W Warszawie.
Śródmieście.
- Czym zajmowali się pana rodzice?
Ojciec prowadził restaurację, a matka była przy mężu, jak to się mówi, żoną.
Różne, to ciężko opowiadać.
Brata.
Starszy, nie żyje w tej chwili. Umarł parę lat temu.
- Gdzie pan chodził do szkoły?
Na Narbutta, na Mokotowie chodziłem, bo żeśmy mieszkali częściowo, kiedyś na Mokotowie. Na Narbutta, na Mokotowie, a później do gimnazjum to… Nie wiem, jak ta ulica się nazywa. Ciężko przypomnieć sobie.
- Jaka atmosfera panowała w pana domu?
Jak to rozumieć, atmosfera?
- Czy był kładziony nacisk na wychowanie patriotyczne?
Na wychowanie patriotyczne. Mam Piłsudskiego… Poza tym dotąd mi zostało…
- Jak zapamiętał pan wybuch wojny we wrześniu 1939 roku?
Okropnie, te samoloty leciały i bombardowały tą Warszawę. One właściwie były… To znaczy nie mieliśmy armii, lotnictwo… Trochę tych naszych też widziałem lotników, że jakiegoś Niemca strącili piloci. A tak to byli bez… Przecież oni byli już na Wierzbnie… Na Mokotowie mieszkałem u cioci mojej, to Niemcy podeszli pod te ogródki 8 września czy dziewiątego już byli w ogródkach.
- Jak widział pan ten zestrzelony samolot, to on spadł w rejony, w których pan był?
Nie, widziałem jak myśliwce tam… Nasze jeszcze… Zapalił się i gdzieś spadł.
- Jak zmieniło się pana życie po rozpoczęciu okupacji?
No bo ja wiem, jak to [opisać]. No byłem tak przeciwny Niemcom. Nawet nie wiem, pytałem się tej kucharki, mówię: „Może pani pamięta jak… Że tu mi Niemcy wybili ząb jeden?”. Bo Niemcy szli z prostytutkami. One coś powiedziały i Niemiec mnie od razu rąbnął i mi złamał ząb.
Szedłem na Mokotowie, na Puławskiej i te prostytutki coś powiedziały. Ja też do takiej mafii… Bo one powiedziały i on mnie uderzył i złamał… Przez jezdnię przebiegłem i skoczyłem do tramwaju. No ale później się zemściłem, bo to było na Mokotowie, a ja Mokotów znałem i z kolegami… Koledzy wzięli im wystrzygli takie pasy, tym prostytutkom, pasy włosów wystrzygli, żeby się zemścić, że one na nas napuściły tych Niemców. Taki moment opowiadam, może niepotrzebny do…
- Nie, jak najbardziej. Czyli pan kojarzył te kobiety, które to były?
Nie, ale pani nie orientuje się. To jest mafia młodzieży i powiedziałem kolegom, no to wyniuchali ci młodzi, o które prostytutki chodzi i wystrzygli im takie pasy.
Tak z ulicy, jak Staszek, Władek… Jeden to nawet pamiętam jego nazwisko, bo go Niemcy później jako zakładnika rozstrzelali w jakimś… Jóźwik się nazywał.
- Czy w okresie okupacji chodził pan do szkoły?
Chodziłem.
Na Sandomierskiej było gimnazjum stolarskie. Skończyłem fach stolarz meblowy. Nigdy w tym fachu nie pracowałem, ale miałem taki, stolarz meblowy. Skończyłem to czteroletnie czy trzyletnie… I skończyłem ten zawód.
- W którym roku skończył pan szkołę?
Już nie pamiętam tego, dokładnie nie pamiętam.
- Czy w czasie okupacji pan pracował?
Pracowałem w zakładach na Karolkowej, w zakładach Philipsa. To filia była Philipsa, w zakładach na stolarni oczywiście. W zakładach Philipsa na Karolkowej pracowałem.
- Kiedy się pan zetknął z życiem konspiracyjnym?
[…] Jak jest plac Wilsona i tam ulica jest taka prosto w kierunku Wisły, ale można było obejść dalej i tam druga ulica i do takich domków. Tam się związałem z wywiadem, z Armią Krajową, że mi dawali jakieś zadania do wykonania. Na przykład plan tych drogowskazów niemieckich dla… Ja po niemiecku mówiłem, teraz tracę już ten język, zapominam. Jak się nie używa, to się zapomina. Że ja te skróty ich takich… To takie drogowskazy dla Niemców. Jak jeździli po Warszawie, to się orientowałem. Przechodziłem i zapamiętałem, że tutaj taki i taki oddział tam i tam kwateruje, i rysowałem te mapki. Oni dali mi zadanie, żeby te mapki narysować. No i rysowałem te mapki i oddawałem tam.
- Miał pan jeszcze inne zadania?
Nie, no to było główne. Raz pamiętam, mieliśmy taki wyjazd do lasu. Jeszcze od ojca pożyczyłem ciepłą kurtkę, bo to już tak było zimno, i dał mi swoją kurtkę, że do lasu na jakieś ćwiczenia i tam…
- Jak one wyglądały, te ćwiczenia?
Właściwie to było… Tam niby powiedzieli, że nas ktoś szpieguje, i ci starsi się zajęli nim. Tym co… Później po dwudniowych [ćwiczeniach], dwa dni tam byłem, wróciliśmy do Śródmieścia.
- Czy oprócz pana ktoś jeszcze w pana rodzinie uczestniczył w życiu konspiracyjnym?
Nie, ja byłem. A mój starszy brat wyjechał do roboty na Litwę. Później się topił, bo jak Niemcy się ewakuowali, to wieźli ich statkiem i radziecka łódź storpedowała i on się jakoś wyratował, że złapał się tych sieci, tych takich, co to wieszali, i wdrapał się na ten statek, który ich wyratował. Wrócił później do Polski z Niemiec.
- Czy oprócz tego wyjazdu do lasu miał pan inne szkolenia?
Teoretyczne tak. Tam na… Nie pamiętam. Odwiedziłem te domy. Byłem bardziej sprawny i byłem, odwiedziłem te domy. Ale tam nie żyli ludzie, już jacyś inni ludzie. Pytałem się, że tu chodziłem na konspirację… Nie, to byli inni ludzie.
- Czy pamięta pan jakieś osoby, które uczestniczyły w tych szkoleniach?
Nie, to już nie bardzo. Takie jedno nazwisko, tego co rozstrzelali go, to mi utkwiło.
- Ale on też uczestniczył w tych zajęciach?
Nie, on był w takiej młodzieżowej mafii na Mokotowie. Ja to tak mówię, jak to teraz się mówi banda, a to było… Nie pamiętam.
- Czy w czasie był pan świadkiem represji ze strony Niemców?
Nie, to… Ten co mi wybił ten ząb, tak złamał mi. Ale bo ja wiem, czy to represja? Uderzył mnie. Może miał jakiś pierścionek i utrącił mi ten ząb. On był złamany.
Nie, jakoś się uchowałem szczęśliwie.
- Gdzie pana zastał wybuch Powstania Warszawskiego?
W Śródmieściu, bo na Żoliborzu się wcześniej zaczęło niż w Śródmieściu i już nie dotarłem na Żoliborz. Więc się do pierwszej placówki zgłosiłem, która stała w domu obok, gdzie mieszkałem, na Boduena 2. Mieszkałem na Boduena 4, a to 2 było. Ten dom [numer] 2 nie istnieje już.
- Od kiedy pan mieszkał w Śródmieściu?
To ciężko powiedzieć… W Alejach Ujazdowskich też z rodzicami mieszkałem. Ciągle się przeprowadzali.
- Ale te przeprowadzki były w czasie okupacji czy jeszcze przed wojną?
Przed wojną jeszcze. W Alejach Ujazdowskich, później na Mokotowie, na Pilickiej mieszkałem.
- To przejdźmy w takim razie do Powstania. Zgłosił się pan do najbliższego oddziału.
Tak.
- I jak dalej się potoczyły pana losy?
[…] Działałem w Kompanii Osłonowej Wojskowych Zakładów Wydawniczych. No to brałem udział na przykład w akcji, co pamiętam, w kościele Świętego Krzyża. Bo obok kościoła Świętego Krzyża był posterunek niemieckiej policji, żandarmerii. Oddziały Armii Krajowej chciały ich wyprzeć z tego, bo… W tym czasie byłem w kościele i pamiętam taki moment, że na chórze ci… Jak chór jest w kościele, to ci Niemcy się wycofywali przez… Już się kościół palił i Niemcy się wycofywali. Ja tam serię oddałem, a czy kogoś zabiłem, to nie wiem.
- Pamięta pan jeszcze inne momenty właśnie z akcji w kościele Świętego Krzyża? Jak to wyglądało w całości?
Nie, to trochę tak pamiętam, że oni się przez ten chór wycofywali. Myśmy tam weszli i oddałem jakąś serię. A czy kogoś zabiłem, czy nie, to nie [wiem]. Ale wiem, że taki skutek był, że oni oddali ten posterunek policji, ustąpili nam ten posterunek policji. Później pamiętam jak PAST-a… Jak opanowali Powstańcy ten budynek PAST-y i Niemcy się poddawali. Tam jak się poddawali, to między innymi był taki moment, że dali tym ludziom, którzy byli ze mną, tym Powstańcom, jakąś grupę Niemców do odprowadzenia do niewoli. A gdzie ta niewola była? Na Świętokrzyskiej bank był. On był, teraz już tam nie ma banku. Przy Marszałkowskiej zaraz był bank i tam były grube piwnice, głębokie, to znaczy piętra dwa czy trzy tych piwnic. I tam na którymś… Sprowadziliśmy i oddaliśmy tych Niemców do niewoli. Pamiętam, że tam taki Niemiec, który siedział już w niewoli, że chce zapalić. Myśmy palili, ja do tej pory palę. […] Niemiec mi pokazuje i tak sam palący, już wtedy paliłem, osiemnaście lat czy ile miałem, to jego poczęstowałem papierosem. Dałem mu zapalić papierosa, dałem mu zapalić. No co?
- Wielu ludzi, który brali udział w Powstaniu, paliło?
No paliło, paliliśmy.
Ja to stroniłem… […]
- Ale może mógłby pan powiedzieć o tym jak pan zapamiętał? Czy wśród pana kolegów pojawiał się… Czy oni pili alkohol?
Pili, niektórzy pili. Ale ja nie piłem.
No nie wiem, jakiś bimber czy jakiś alkohol… Zdobyli i pili, ja nie piłem.
- Czy w związku z tym pojawiały się później problemy podczas akcji albo z podporządkowaniem się?
Nie, ja takich problemów nie miałem rzeczywiście. Ale takie… Byłem przeciwny [piciu]. Później jak pływałem, to piłem alkohol, już jak byłem marynarzem, ale też się nie upijałem.
- Ale czy pana koledzy mieli takie problemy? Czy widział pan, że ktoś był podpity albo… Nie wiem… Po alkoholu zdarzają się różne sytuacje. Czy widział pan takie rzeczy?
Widziałem taki moment. Żeśmy prowadzili… Wiecie, kto to jest „gołębiarz”? Strzelał z okna gdzieś na terenie… [Dostrzeżono] „gołębiarkę” taką, bo to kobieta była. Mnie to zastanawiało, bo drzwi były zamknięte na kłódkę, więc tam musiała mieć jakiegoś wspólnika, ktoś otwierał. Jak myśmy tam podeszli i między innymi ja też tam byłem i wszedłem, to była kobieta i ona była uzbrojona w karabinek taki i ona strzelała. Więc ktoś musiał otwierać. To nie było na początek, to już Powstanie trwało długo. Żywić ją i otwierać… Jak żeśmy prowadzili tą „gołębiarkę” do tego banku, to był taki moment, że jeden z tych prowadzących powiedział: „Ja tą sukę zastrzelę. Co ją będziemy tam do niewoli?”. A między innymi ja się odezwałem: „Przecież ona się poddała i mamy ją odprowadzić do banku, do niewoli. Tego nie wolno nam robić”. No i żeśmy ją odprowadzili do banku, do niewoli. Co tam z nią zrobili, to nie wiem.
- Ten pana kolega był pod wpływem alkoholu czy to po prostu z nienawiści?
Z nienawiści. To nie wpływ alkoholu, to jest z jakiejś takiej nienawiści. Dla mnie to chciał samosąd popełnić, a przecież tego nie wolno było robić. Ale na przykład zdarzyło mi się tak, że Niemcy, którzy służyli w niemieckiej armii, jak tu zetknęli się i chcieli… On powiedział: „Ja jestem Polakiem, ja chcę pomagać” i chciał walczyć w ramach naszej armii, akowców. No i walczył, przyjęli go do tego. Ale później nie wiem, chyba dla ochrony, żeby ktoś nie zdradził tego, gdzieś wzięli go przenieśli do innego oddziału, żeby nikt nie wiedział, że on był, walczył [w niemieckiej armii]. Bo przecież jak by ktoś powiedział, że to był Niemiec, a teraz walczył z akowcami, to by go rozstrzelali, więc gdzieś go przenieśli do innego oddziału, że nikt nie wiedział nic o nim.
- Zdarzały się przypadki samosądów?
Nie, nie pamiętam takich. Ten jeden taki, co chciał… Powiedział (przepraszam, że się tak wyrażę): „Co ją będziemy tam prowadzić?! Ja tą k… zastrzelę!”. Ale nie doszło do tego.
- Czy pan też brał udział w zdobywaniu PAST-y?
Nie, już jak poddali się ci Niemcy w budynku PAST-y, podeszliśmy i dali nam iluś jeńców i żeśmy do tego banku odprowadzili do niewoli.
- Jeszcze tylko zapytam o kwestię alkoholu. Jak przełożeni reagowali na to, że ten alkohol się pojawiał?
Nie miało aprobaty picie alkoholu.
- Czy były jakieś przypadki kar związanych z alkoholem?
Nie pamiętam. „Czas zemsty”, czy „Czas zagłady”, taki film szedł teraz. I to akowcy, tam oni właśnie zemścili się na takim rosyjskim oficerze i na tych z UB. I jednym…
- A pamięta pan oprócz sytuacji w kościele Świętego Krzyża swoje inne akcje, w których pan brał udział?
Nie, to już zaciera mi się… Nie, nie pamiętam.
- A jakie ma pan obrazy w głowie, myśląc o tych dniach sierpniowych i wrześniowych?
Nieprzyjemne, bo mi się przypominają takie… Jak przyszła wiadomość do mnie, to cztery dni nie mogłem spać, bo mi się przypominało wszystko. Taka Basia Horodyńska, którą znałem w czasie Powstania, widziałem ją, w aptece pracowała. A jak pojechałem do Warszawy i na Powązki zawsze idę, to przeczytałem, gdzie są te groby Powstańców, Basia Horodyńska zginęła któregoś. Nawet nie miałem czasu… Tylko że gdzie te groby powstańcze są i nie wiem, jak ona… Bo ona mnie widziała, w aptece pracowała. W piwnicach apteka była, a myśmy przechodzili gdzieś do akcji i ona do mnie mówi: „Stasiu, dokąd ty idziesz?”. – „Jak będę wracał, to wstąpię do ciebie”. Ale nie wracałem tamtędy i później się dowiedziałem na cmentarzu Powązkowskim, że rozstrzelana gdzieś ta Basia Horodyńska.
- W którym miejscu była ta apteka?
W piwnicach przy przejściu Moniuszki, bo w piwnicach była. Te przejścia były tak… Co nasza organizacja wzięła Niemców pod włos, że dali przekuć te szczytowe ściany i często się szło piwnicami… To było dobre przed tymi „gołębiarzami”, nie mogli ostrzelać.
- W jakich miejscach pan pełnił funkcje wartownicze?
Właśnie na wprost sklepu Wedla. To była chyba Jasna i Górskiego. Sklep Wedla i tam pełniłem wartowniczą służbę. Nie wiem, czego tam pilnowałem.
Pistolet maszynowy, peema miałem takiego w konspiracji – sten mówili, to był gdzieś robiony w konspiracji. A później to dorwałem karabin.
W czasie… To łatwo było. Gdzieś rzucił i myślę: „Karabin to ja też będę taki miał. Jak będę pilnował »gołębiarzy«, będę strzelał w razie czego”.
- I zastrzelił pan „gołębiarza”?
Nie, miałem, ale dziećmi byliśmy, to była duma. Przecież miałem… Ile miałem lat? Szesnaście, siedemnaście, to była duma, że mogę… Kiedyś polazłem tam, gdzie ten hotel teraz, „Nowotel” czy jak, że dwadzieścia trzy piętra. Tam był przedtem inny hotel, trzypiętrowy tylko i go zburzyli. Poszedłem tam i w tym „Novotelu” mówi: „A gdzie pan dostał?”. – „No tu był przed wami hotel. Tu, w tym miejscu zostałem ranny”.
- Jak to się stało, że pan został ranny?
Przestrzelili mi, Niemcy chyba, chlebak, gdzie miałem granaty. To „sidolówki” były takie, te granaty takie popularne. Też w tajemnicy robione gdzieś.
- Pan też wyrabiał takie granaty?
Nie, to dostaliśmy. Jakoś przestrzelili mi ten chlebak. Poczułem to, że tam dostałem, wsadziłem rękę i się palił ten granat. Ale że to były takie, to czułem to gorąco… Ta łyżka odstrzelona była, że się palił i ten granat przez mur wyrzuciłem, na niemiecką stronę, bo tam Niemcy byli. On mi rozerwał rękę.
- W którym to było momencie, tak mniej więcej w którym dniu Powstania?
Leżałem później w szpitalu u takich sióstr [zakonnych]. Na Pięknej one chyba miały taki… PAST-a to wiadomo, gdzie była, a „mała PAST-a”, gdzie była na Pięknej, taki posterunek… No to na wprost tej „mała PAST-y” był taki zakon sióstr i one tam miały szpital, prowadziły i u nich leżałem… No nie wiem, już nie pamiętam. Tam u nich leżałem… Piwna? Zdaje się, one mówiły, że na Piwnej mają ten szpital. Piękna czy Piwna, bo tu te same ulice…
- Pan przechodził w takim razie na drugą stronę Alej?
Przechodziłem.
Parę razy przechodziłem, bo mój ojciec leżał później w szpitalu Dzieciątka Jezus. On kiedyś był na… Kaplica na Moniuszki, a później leżał… Ale miał żołądkowe dolegliwości i poszedłem z ojcem się pożegnać.
Tak, poszedłem się pożegnać i powiedziałem, że idę do niewoli i że zostaliśmy uznani jako 6. jednostka armii brytyjskiej i że idę do niewoli.
- Wróćmy na moment jeszcze do czasów powstańczych. Czy pamięta pan, jak wyglądało to przejście przez Aleje?
Trochę pamiętam.
Powiem, to musiało być dzięki temu, że w tych murach wykuli. A tutaj to później usypali takie [osłony], że Niemcy z Muzeum Narodowego próbowali ostrzeliwać to przejście. Ale to szło się właściwie takim ukrytym, to było dość bezpieczne przejście.
- Oprócz wizyt u pana ojca czy jeszcze w innych okazjach pan przechodził przez Aleje?
Nie, pamiętam tylko, że jak zało wody w wodociągach, to ktoś krzyknął, że poszliśmy na Dworzec Główny, gdzie… Nie wiem, czy to ten dworzec, czy ta obecna Warszawa Główna, czy to jeszcze stary budynek był, i że tam na te tory jak się zeszło nisko, to tam jeszcze z kranów leciała woda. Może to ona opadała, może nie była taka czysta. Ale to się wydawało, dwa wiadra wody zdobyłem jakoś.
- Jak długo pan przebywał w szpitalu u sióstr?
Do kapitulacji. One się tam opiekowały do kapitulacji. W końcu przyszli, opaskę Armii Krajowej nam ostemplowała niemiecka policja i myśmy tę opaskę mieli ostemplowaną przez niemiecką policję. Podstawili pociąg sanitarny dla nas, gdzie były wagony pulmanowskie dla lekarzy, a dla nas były te bydlęce wagony i prycze takie. Zawszone były te wagony.
- Pan mógł się poruszać czy pan leżał na noszach?
Nie, poruszałem się. Ale trzeba przyznać też Niemcom, że uznali nas za jednostkę 6. armii brytyjskiej. To pamiętam, że oni szanowali to. Bo na przykład jeden Niemiec był do obsługi dwóch wagonów bydlęcych. To znaczy jak gdzieś było, to on przeszedł tam jakoś. Postój albo… Nie pamiętam. Dostawałem więcej papierosów, a on nie jako frontowy, tylko taki ciura, to dostawał mniej papierosów do palenia.
- Ale to było już w obozie?
Nie, w tym pociągu. Bo w tym pociągu to żeśmy w Łodzi stanęli i nas wszystkich wyładowali do takiego obozu w Łodzi. To poszliśmy tutaj i nie wiem, jak to było. Chcieli zająć ten pociąg na front, ale jakoś im to… Bo myśmy po paru dniach wrócili do tego pociągu i wieźli nas dalej na zachód. Później jak żeśmy się już zbliżali do linii frontowej, gdzie Amerykanie tam dalej byli, to znaczy i Anglicy, to wzięli Niemców pod włos, że tu akowcy, że się nie chcą dostać do niewoli do Sowietów, że oni nas mogą wykończyć, że chcą na zachód iść. I tak nas, tych takich ciurów, jeńców, niewolników, wziął taki przedwojenny podchorążak, to znaczy pod dowództwo wziął. Mieliśmy Niemców, którzy nas pilnowali. Myśmy pchali wozy niby z zaopatrzeniem, ale to takie zaopatrzenie było – płatki kartoflane i to nie było kiedy i gdzie ugotować. Jak żeśmy przechodzili przez jakieś wsie, to Niemcy zbierali mleko do mleczarni i stawiali w tych kankach, to myśmy już sobie nalewali w menażki.
- Czyli z tego pociągu, którym pan został wysłany, to wtedy wyszliście?
Wyszliśmy. Z powrotem nas załadowali w tej Łodzi, z powrotem do tego pociągu i podjechaliśmy pod zachodni front. Tam nas wziął ten podchorążak pod swoją komendę, że on nas doprowadzi do Amerykanów, że nie dostaniemy się do rosyjskiej niewoli.
- Ale to był człowiek jakiej narodowości?
Polak, siedział w niewoli też, ale podchorążakiem był.
- A Niemcy po prostu tak puścili?
Nie, myśmy szli. Szliśmy i trafiliśmy, szpital niemiecki był. Oni też już byli tacy… Załamywali się i nam przeprawę przez taką rzeczkę zorganizowali, że Niemcy przerzucili i taki prom zrobili, że drutem się ciągnęło i do Amerykanów żeśmy się już dostali.
Nie pamiętam którego, ale jeszcze wojna trwała.
Wojna się w którym miesiącu skończyła?
W maju, a to przecież może kwiecień gdzieś. Przede wszystkim Amerykanie nam wszystkie te ciuchy kazali zrzucić, spalili to i dali nam czyste ubrania. Ale jeszcze dalej trzeba się było odwszyć.
- Czy w tym okresie od wyjazdu z Łodzi i później tej wędrówki przebywał pan w obozie?
Nie, żeśmy szli i te wozy szły. Niemcy dali swoje plecaki na te wozy. Później szukali ci wartownicy niemieccy, bo to byli tacy starzy… Jak to się nazywa takich? Tacy starzy wiekiem wartownicy, takie półkalekie, ale do jeńców pilnowania dobrzy. Później jak myśmy z tymi wozami nie nadążali za tą kolumną, to oni chodzili i pytali się… Jak myśmy doszli do nich w końcu, w jakimś lesie się zatrzymali, to oni pytali: „U was są moje plecaki?”. A myśmy patrzyli, te plecaki wyrzucili. Założyliśmy, że oni ukradli amerykańskie papierosy i mieli w tych plecakach amerykańskie papierosy. To papierosy żeśmy wzięli, a te plecaki wyrzucili. Mówi: „Nie ma żadnych plecaków”.
- Kiedy pan wrócił do Polski?
Jak wyswobodzili mnie Amerykanie, to jeszcze trochę tam posiedziałem.
Żyłem. Kawiarnie były dla Amerykanów, dla tych takich… Używałem życia. Ale za jakieś trzy miesiące czy cztery, dowiedziałem się, że matka moja wyjechała na Wybrzeże. No i wsiadłem w pociąg i przyjechałem. O dziwo, dali mi bilet. Bo matka była w Komorowie pod Warszawą. Ojciec umarł w szpitalu Dzieciątka Jezus, a matka była w Komorowie. W Komorowie moja ciotka mieszkała i poszedłem do niej. Ona mówi: „Matka jest na wybrzeżu. Tu sąsiad ją spotkał i dała jemu adres, że na Wybrzeżu jest”. No to poszedłem do tego sąsiada. On zaraz, że tu papiery też… „O! Tam ma pan pismo matki”, bo miała taki charakter, że poznałem wtedy. No i dał mi ten adres. Do PUR-u się zgłosiłem, Państwowy Urząd Repatriacyjny, dali mi bilet na przyjazd do Gdyni i przyjechałem do Gdyni.
- Czy w związku z udziałem w Powstaniu miał pan kiedyś problemy z Urzędem lub Służbą Bezpieczeństwa?
Miałem, ale to sobie darowałem. Poradziłem sobie dobrze z tymi, bo jak oni mi mówili… Wiecie, kto to „kaoszczak”? Oficer kulturalnooświatowy, to przeważnie kapuś był. I ten „kaoszczak” mówi: „Słuchaj, tam u mnie sekretarz partii przyszedł i mówił, że ktoś ma do ciebie interes”. Mówię: „Jak to, ktoś ma do mnie interes?”. Myśmy na statku to byli na „ty”, chociaż on był oficerem. Idę i: „A ja jestem delegatem z partii. Czy pan w Armii Krajowej był?” – „Tak”. – „Czy pan się ujawniał?” Mówię: „Panie, ja się nie potrzebowałem ujawniać, dlatego że ja na granicy oświadczyłem”. W Urzędzie Repatriacyjnym w Szczecinie oświadczyłem, że… I nawet ta dziewczyna, która mnie obsługiwała, powiedziała: „Niech pan nie podaje, że Armia Krajowa, bo to będzie źle widziane”. A ja mówię: „A jak mam powiedzieć? Na robotach byłem? Ja się nie wstydzę tego. Byłem w Armii Krajowej, niech pani napisze”. No i jak tak przychodziło, że on się pyta, to w końcu do niego bezczelnie tak, do tego co przyszedł z partii: „Zwróćcie się do PUR-u w Szczecinie. Ja tam oświadczyłem, że poszedłem do niewoli z Armii Krajowej. Nie na robotach, tylko w Armii Krajowej i spytajcie się w PUR-ze”. PUR to był Państwowy Urząd Repatriacyjny. No i jakoś widocznie poprzestali mi się pytać o to ujawnienie. Miałem podane, że z Armii Krajowej i w niewoli siedem czy osiem miesięcy byłem i to jakoś uznali.
- Jeszcze chciałam wrócić na chwilę do czasu Powstania. Jak ludność cywilna przyjmowała żołnierzy Armii Krajowej?
To było różnie. Najpierw z wielkim entuzjazmem, a później się spotkaliśmy czasami z takimi zarzutami, że nie zginęłoby tylu, Niemcy by tylu nie rozstrzelali, jakbyśmy nie walczyli i…
- Zdarzały się przypadki agresji?
Nie, ale nie czuło się sympatii takiej.
- Czy w pana otoczeniu były osoby z mniejszości narodowych?
Nie pamiętam… Wiem, o co chodzi. Żydzi mogli być, ale nie pamiętam. To już tyle lat jest.
- Czy miał pan dostęp do prasy powstańczej lub do radia?
W niewoli to myśmy słuchali radia z Londynu. Się szło… Poszli spece starsi, ten przyniósł opornik jakiś, ten jakieś coś, zrobili radio i chodziło się na wiadomości. To dyżury się miało, że chodziło się na wiadomości.
- To było w okresie… Gdzie pan wtedy przebywał?
Stalag IV B Mühlberg.
- Niemcy nie odkryli, że to radio powstało?
Nie, gdzieś jakoś… Jak na wiosnę orali, to załamał się tunel. Bo deskami podpierali takie tunele, wyjście. Niektórzy może dla ucieczki, a niektórzy, że poszli i kurę gdzieś ubili.
- Czyli była szansa wyjścia z obozu?
No tak i załamał się pod traktorem ten tunel i zaczęli Niemcy sprawdzać, skąd on wychodzi. Obóz był podzielony na takie pola, które można było parkanami ograniczyć, zamknąć bramy. Należałem do takiego pola, że zamknęli, no ale nie znaleźli, kto to ten tunel zrobił. Tylko deskami takimi pojedynczymi był podparty ten tunel. Jak traktor na wiosnę jeździł, to załamał ten tunel.
- Pan też wychodził z obozu?
Nie, wychodziłem z obozu, jak trzeba było chrustu uzbierać, suchych gałęzi, żeby w piecu palić. To była zresztą ulga taka, bo się wyszło. Trzeba było udźwignąć tego chrustu, to było ciężko, ale Polacy pracowali u Niemców, u bauerów, to oni zostawiali, jak widzieli, że szliśmy do… To zostawiali cebulę zakopaną albo… Że można było ukraść taką.
- Jak było z jedzeniem w obozie?
Oj, słabo.
- Jak Niemcy traktowali Polaków?
Marne było jedzenie. Chleb taki był, to nie wiem, na dziesięciu dziennie czy coś, i zupa. A zupa to była… A bo ja wiem? Była jakaś zupa, jakiś smak miała, ale nic mięsa nie było w niej, w tej zupie.
Ciężko było… Jak był nalot, to była atrakcja, bo jak lotnictwo amerykańskie przyszło latać nad Niemcami, to oni strzelali. Zdarzyło się, że i poranili jeńców jakichś, bo to przecież kule… Człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi. Ale była radość, jak się widziało, że Niemcy uciekają z tych budek i się chowają gdzieś, bo oni ostrzeliwali te budki strażnicze.
- Czy przez ten tunel komuś udało się uciec z obozu?
Nie pamiętam takiego.
- Czy pamięta pan osoby, z którymi pan był w obozie?
Nie. Jedno pamiętam, taki się z 1939 roku… Nie wiem dlaczego mi tak utkwiło to nazwisko, on siedział od 1939 roku, to był stary jeniec, Kudelski on się nazywał i to nazwisko mi utkwiło.
- Czy w czasie Powstania Warszawskiego był pan świadkiem zbrodni wojennych popełnianych przez wojska nieprzyjacielskie?
Nie… No świadkiem… Na Woli dużo rozstrzelali. Jak opanowali Niemcy Wolę, to wiem, że dużo na Woli rozstrzelali mężczyzn.
- Czy w pana otoczeniu było życie religijne?
Tak.
- Jaką to miało formę? To były msze, wspólne modlitwy, czy…
Były msze, ale powiem przykre zdarzenie. Jak się dowiedziałem w niewoli, bo matka listy mogła napisać do niewoli, napisała że ojciec nie żyje i poszedłem do księdza, żeby odprawił mszę za ojca, w intencji ojca, to ksiądz mi powiedział, że pięćdziesiąt papierosów będzie to kosztowało. To się zwróciłem do pastora niemieckiego… Powiedziałem mu, bo mówiłem po niemiecku płynnie i ten mi to uznał, nic nie chciał. Chociaż on był właściwie… „Ja odprawię za duszę twojego ojca”. A nie zażądał tak jak ten sto papierosów. Sto papierosów to był majątek! Sto papierosów… Bochenek chleba można było za sto papierosów kupić w niewoli. A dolara można było kupić za trzy papierosy.
- Czy w pana oddziale śpiewano piosenki powstańcze?
Śpiewano, nawet mam gdzieś ten śpiewnik, ale ja już nie śpiewam.
- Czy pamięta pan, która była najbardziej popularna?
Teraz już nie… Nie pamiętam.
- Jak był pan ubrany podczas Powstania?
Jakiś taki zielony drelich miałem. Wiem, że matka mi dała jeszcze sweter, jak do niewoli szedłem. Wiecie, co to jest latryna? Mieliśmy taką latrynę i jak ten sweter zobaczyłem, a tam pełno w tych [otworach], jak sweter jest, pełno wszy jest, to do tej latryny wyrzuciłem ten sweter. Bo to się już zbliżała wiosna, że niedługo będzie ciepło, to może… I wyrzuciłem, bo nie byłem w sile wytępić inaczej.
Gdzie?
A to na jakimś wyrku gdzieś.
- Pamięta pan, co się jadło?
Nie było tak źle z tym jedzeniem. Pamiętam, że kiedyś poszliśmy jako oddział, bo powiedzieli, że świniaki gdzieś mają. Na dół… Jak się ta ulica nazywała? Warecka? A wiecie, gdzie był cyrk Staniewskich? Był taki zimowy cyrk… Tu była Nowogrodzka, a tam w dół, co do Wisły szła – że tam świniaki mają. No i nam kazali te świniaki przyprowadzić, trzy świnie. Pamiętam, że nawet te świnie jak żeśmy prowadzili na ubój, to ktoś ogon uciął tej świni, że ogonek uciął. To znaczy z głodu. Ale tak… Coś dawali jeść, nie było się tak głodnym.
- Czy zdarzyło się panu uczestniczyć w jakimś koncercie lub spektaklu teatralnym podczas Powstania?
Nie, nie przypominam tego sobie. To już jest tyle lat, już nie przypominam sobie.
- Czy pamięta pan kolegów ze swojego oddziału?
Niektórych pamiętam. Któryś nawet jak wróciłem po wojnie do Warszawy… To jednego pamiętam, ale on był sierżantem. Pamiętam, gdzie on był, gdzie on mieszkał. Bo to w tej dzielnicy mieszkał co ja. Poszedłem tam pytać się o niego i nikt mi nie potrafił powiedzieć, czy on zginął, czy on żyje, czy…
- Czy wiadomo było, co się dzieje w innych dzielnicach Warszawy?
Wiadomo, były wiadomości. Nie wiem, jak one przechodziły, ale były wiadomości. Były, że na Woli rozstrzeliwują Niemcy, że na Żoliborzu też jakieś były takie… Nie wiem, jak one przenikały, te wiadomości, ale były. Może to były plotki, ale obijały się takie wiadomości.
- Jakie jest pana najlepsze wspomnienie z Powstania?
Wybuch Powstania, wielka radość…
Jak trzeba było iść do niewoli.
- Jak się pan dowiedział o kapitulacji?
No już były wiadomości, bo ci… Że kapitulacja, no to Niemcy nam powiedzieli też, bo nam ostemplowali te opaski akowskie tym stemplem policji niemieckiej, że już kapitulacja będzie.
- Po latach jaka jest pana opinia na temat Powstania Warszawskiego?
Uważam, że było potrzebne… Bo w ludziach jest takie [przeświadczenie], że to było niepotrzebne, że przez to dużo ludzi zginęło. Uważam, że było potrzebne, bo to był taki zastrzyk energii w tych Polakach… Było potrzebne.
Gdynia, 30 listopada 2012 roku
Rozmowę prowadziła Urszula Adamowicz