Ryszard Piotrowski „Piorun”
Ryszard Piotrowski pseudonim „Piorun”.
- Czy urodził się pan w Warszawie?
W Warszawie.
- Co może pan powiedzieć o swojej rodzinie, o rodzicach? Czym się zajmowali przed wojną?
Przed wojną ojciec pracował na kolei. Matka prowadziła sklep.
- W jakiej dzielnicy pan mieszkał?
Wola.
- Gdzie mieścił się ten sklep?
Nie pamiętam nazwy tego sklepu…
Miałem. Siostrę i brata. Ze względu na to, że byli młodsi ode mnie, to poumierali.
- Czy pamięta pan, gdzie chodził pan do szkoły przed wojną?
Pamiętam. [To była szkoła] imienia Józefa Piłsudskiego na Woli. Już nie pamiętam ulicy, ulica istnieje, ale szkoły nie ma.
- Jaki wpływ na pana wychowanie miała szkoła?
Dość duży, bo chodziłem w czasie, [kiedy] jeszcze nie było Polski Ludowej, to troszkę inaczej podchodzili do polityki, do różnych takich rzeczy. Wychowałem się właśnie jeszcze w przedwojennym systemie.
- Jaki wpływ na pana wychowanie miała rodzina?
Dość dobry, nie miałem problemów. Dobrze, byłem zadowolony.
- Czy przed wojną, jeszcze w szkole zawarł pan szczególne przyjaźnie?
Niestety – były, ale krótkotrwałe, bo Powstanie wybuchło i mnie wzięli do niewoli. Znajomości się po prostu skończyły.
- Czy pamięta pan wybuch wojny?
Pamiętam.
- Może pan opowiedzieć swoje wspomnienia z tym związane?
W Polsce spodziewano się, że będzie wojna z Niemcami. Wybuchła wojna, ale niestety mieli kolosalną przewagę i w krótkim czasie zajęli Polskę i Warszawę. W tym czasie byłem [bardzo młody], miałem dziewiętnaście lat czy coś takiego… Nie brałem w tym udziału. Ale cztery czy pięć miesięcy [później] wciągnęli mnie do organizacji. Wtedy był Związek Walki Zbrojnej. Zacząłem działać do końca Powstania.
- Jak to się stało, że trafił pan do Związku Walki Zbrojnej?
Byłem w niewoli [czyli żyłem w okupowanej Polsce] i organizowali. Jeszcze wtedy, jak Niemcy byli, po cichu załatwiali szkolenie i takie rzeczy – już w tym czasie.
- Czy w czasie wybuchu wojny był pan w Warszawie?
W Warszawie.
- Czy cała pana rodzina też była w Warszawie?
W Warszawie.
- Co się działo z pana rodziną w czasie okupacji? Czym się zajmowali?
W czasie okupacji ojciec pracował na kolei. Matka ze względów, że tak powiem, potrzeby, prowadziła sklep spożywczy. Brat młodszy ode mnie o parę lat, tak że on nigdzie jeszcze nie pracował i w tym czasie nie mógł się uczyć, bo były problemy z nauką.
Siostra chyba wyjechała z Warszawy, wyszła za mąż i już nie miałem kontaktu. Już nie żyje, umarła.
- Czy po wybuchu wojny, w czasie okupacji kontynuował pan naukę?
Nie.
Pracowałem.
W PAX-ie
W czasie wojny nigdzie nie pracowałem. W konspiracji pracowałem. Byłem łącznikiem. Z początku zanieś, podaj, oddaj. W czasie Powstania byłem już bezpośrednio w walkach. Już wtedy miałem kaprala. Kaprala dostałem w konspiracji.
- Ile czasu działał pan w konspiracji?
Dwa miesiące [po tym], jak Niemcy wkroczyli do Polski, wciągnęli mnie do organizacji potajemnej.
- Czy pamięta pan szkolenia, zebrania?
Tak, chodziłem na szkolenia.
- Jak one wyglądały? Czego się pan tam uczył?
Przede wszystkim zapoznawali nas z bronią. Jak obsługiwać i [inne] wojskowe [umiejętności].
- Gdzie się odbywały szkolenia?
Na Ogrodowej były zakłady i w [nich przeprowadzano szkolenia]. Dyrektor miał nas pod sobą, że tak powiem, pilnował nas. Nie udzielał [szkoleń], tylko tam byli specjalni wykładowcy.
- Czy szkolenia odbywały się tylko w Warszawie, czy wyjeżdżał pan też poza Warszawę?
Tylko w Warszawie, nie wyjeżdżałem. Podwarszawskich [miejscowości] nie liczę, bo to Warszawa.
- Czy pamięta pan atmosferę, jaka panowała w Warszawie przed wybuchem Powstania?
Optymistyczna. Wszyscy bardzo tego chcieli. Chętnych do Powstania było bardzo dużo. Chociaż to była konspiracja, cicho, to wiedzieli niektórzy, że jestem [w organizacji], i do mnie się zgłaszali, że oni chętnie by chcieli być w konspiracji.
- Czy pana rodzice wiedzieli o tym, że jest pan zaangażowany w konspiracji?
Tak. Ojciec tak samo był. Tylko nie tu, całkiem gdzie indziej.
- Czy pamięta pan, gdzie zastał pana wybuch Powstania?
Pamiętam jak na dłoni. Dwa dni przed wybuchem Powstania już byliśmy skoszarowani.
- Gdzie był pan skoszarowany?
Na ulicy Leszno na Woli.
- Czy pana oddział był uzbrojony?
Tak.
Miałem krótką broń „siódemkę”. Broń była jeszcze moja z konspiracji.
- Czy pamięta pan, jak była uzbrojona pozostała część pana oddziału?
Bardzo słabo. Byliśmy uzbrojeni w to, co zdobyliśmy. W konspiracji (dowiedziałem się później, jak już byłem w niewoli – bo byłem w niewoli) planowane było zdobycie jakichś magazynów i zdobycie broni. Niestety Niemcy to już zajęli i myśmy nie mogli tam wkroczyć. Tak że przede wszystkim tą broń mieliśmy, którą zdobyliśmy na Niemcach.
- Czy pamięta pan, jaki był pierwszy rozkaz, jaki otrzymał pański oddział od razu po wybuchu Powstania?
Od razu po wybuchu Powstania, to Niemcy nas wyprzedzili. Przyszli i nas poprzeganiali. Myśmy pouciekali, bo oddziały wojskowe wkroczyły, dość liczni byli Niemcy i żeśmy się po prostu rozsypali. Chociaż przed tym byliśmy zorganizowali. Ale oni tak niespodziewanie nas zaskoczyli, że już nie mogliśmy [przejść] ani do tyłu, ani do przodu, ani nigdzie. Byłem na Woli. Szybko to Niemcy zdobyli.
- Co się z panem działo później? Jak trafił pan na Starówkę?
Byłem na Woli. Wolę Niemcy zajęli. Nasz oddział był wycofany na Stare Miasto. Tam żeśmy przesiedzieli parę tygodni. Nie byliśmy wtedy w konspiracji, tylko po cichu nas przerzucili kanałami do Śródmieścia.
- Przechodził pan kanałami?
Tak.
- Czy pamięta pan miejsce, w którym pan wchodził do kanału?
Wiem. Nie umiem nazwać ulicy. Ten kanał jeszcze jest, chyba na rynku Starego Miasta. Już nie umiem powiedzieć miejsca.
- Czy pamięta pan, gdzie wyszedł z kanału?
Pamiętam. Ten kanał… [położony] bardziej do Śródmieścia. Już nie pamiętam, jak się nazywają.
- Czy cały pana oddział dostał się kanałem do Śródmieścia?
Nie. Nie byliśmy już oddziałem, tylko [jako] niewolnicy [12:05] żeśmy się organizowali. Zorganizowali nas do wycofania. Pojedynczo nas po prostu wołali.
- Ile czasu trwała podróż kanałami?
Jakieś trzy godziny. Rano żeśmy weszli wczesnym rankiem, a wieczorem wyszliśmy kanałami.
- Czy to była trudna podróż?
Bardzo trudna. Niemcy chyba się zorientowali, karbid rzucali, przejścia zatykali, żeby nie przechodzić. Smród był okropny. Nawet i trupy były. Osobiście przechodziłem przez trupa w kanale. Woda była cuchnąca, bo ilość wody była nieduża i śmierdząca, okropnie śmierdziało.
- Wyszedł pan w Śródmieściu?
Tak, w Śródmieściu.
- Czym się różniło wtedy Śródmieście od Woli, od Starówki?
Bardzo mocno. Przyszliśmy ze Starego Miasta – szyby w żadnym oknie nie było, okna powyrywane – mówię to obrazkowo, jak to wyglądało. Widać było, że tu była wojna na Woli. A jak żeśmy przeszli do Śródmieścia – szok. Okna całe, ludzie sobie z pieskami spacerowali. Do innego świata żeśmy przyszli.
- Czy może pan opowiedzieć, jak wyglądało zaopatrzenie w żywność w czasie Powstania?
Ciężko mi to powiedzieć, bo myśmy dostawali śniadania, obiady. Nie byłem tym zainteresowany, bo byłem karmiony, że tak powiem. Ale skąd i co, i jak, to nie wiem. Wiem, że zdobyliśmy jakąś żywność, już nie pamiętam co, ale dość dużą ilość.
- Ile czasu spędził pan w Śródmieściu?
Rzeczywiście nie wiem, ile czasu, ale powiem, że Powstanie wybuchło i jakieś osiem dni byliśmy na Starym Mieście i kanałem przeszliśmy do Śródmieścia. Na Śródmieściu byłem do kapitulacji Powstania.
- Czy pamięta pan, jak cywile reagowali na Powstańców?
Z początku bardzo dobrze, ale jak Niemcy zaczęli podpalać budynki, jak niszczyli to wszystko, to już takiego optymizmu nie było. My byliśmy tymi, którzy spowodowali niszczenie ich domów.
- Jak zapamiętał pan żołnierzy niemieckich?
Bezpośrednio kontaktu z nimi nie miałem. Jak do niewoli poszedłem, to widziałem. Byli w hełmach, narzuty mieli na sobie, które ich maskowały. Bezpośrednio z nimi nie miałem kontaktu. Dwadzieścia, trzydzieści metrów podchodzili do nas, bo myśmy mieli wykopane rowy, kanały i żeśmy w tym się chowali. Jak oni szli, to żeśmy widzieli. Tylko później nie mieliśmy amunicji.
- Czy w czasie Powstania utrzymywał pan kontakt z rodziną?
W pierwszych dniach [tak], później wcale. Jak jeszcze byłem na Woli, bo mieszkałem na Woli i moi rodzice też, [to utrzymywałem]. Ojciec też brał udział w Powstaniu.
Też na Woli, tylko nie ze mną. W innym [oddziale].
- Czy pana oddział miał kapelana?
Tak.
- Czy pamięta pan, jak się nazywał?
Zapomniałem. Na Woli był jeden kapelan dla całości.
- Czy później, już na Starym Mieście i w Śródmieściu spotkał się pan z przejawami życia religijnego?
Właśnie że nie. Nie miałem możliwości po prostu. Już jak żeśmy poszli na Stare Miasto, to tylko pilnowaliśmy spania i barykady. To było nasze [zajęcie]. Jedzenie dostawaliśmy na miejscu, nie musiałem nigdzie chodzić, tak że nie wiem, co się wokół działo.
- Gdzie pan spał? W jakich warunkach?
Gdzie się tylko dało. Niejednokrotnie spaliśmy nawet na barykadzie. Ale spanie mieliśmy w prywatnych mieszkaniach, w różnych miejscach, tak że mi ciężko to powiedzieć, gdzie [spaliśmy]. Oczywiście na Starym Mieście.
- Czy w czasie Powstania zdarzały się momenty, że miał pan czas wolny? Co pan wtedy robił?
Spałem. Po prostu. Nigdzie nie wychodziliśmy, bo pilnowaliśmy się. Jeden drugiego pilnował, żeby gdzieś nie poszedł, żeby nie wpadł w ręce niemieckie. Zresztą to był rozkaz, żebyśmy się nie oddalali nigdzie.
- Czy w czasie Powstania w Warszawie spotkał pan obcokrajowców?
Niemców widziałem. Mówili o „własowcach”, że nas atakowali, ale ich osobiście nie widziałem.
- Co działo się z panem później, już po przedostaniu się do Śródmieścia?
Byłem tam do kapitulacji.
- Czy pamięta pan, kiedy się pan dowiedział, że Powstanie upadło?
Dwa dni przed kapitulacją dotarła do nas wiadomość, że nasze dowództwo podpisuje kapitulację Warszawy.
- Jak wyglądała kapitulacja z pana perspektywy?
Rozpacz. Rozpoczęliśmy Powstanie z uśmiechem na ustach, a kapitulacja wyglądała tak, że prawie każdy płakał.
- Czy pamięta pan, w jaki sposób opuszczał Warszawę?
Tak, doskonale pamiętam. Na Starym Mieście [czy na Śródmieściu? – red.] (nie pamiętam ulicy) na rynku nas skoszarowali, zamknęli, tworzyli jakieś grupy i wywozili.
- Czy oddał pan swoją broń?
Jak tylko była kapitulacja, to wszyscy oddali. Miałem krótką broń „siódemkę”, ale też oddałem, bo wiedziałem, że idziemy do niewoli. Przecież nie będę korzystał z tej broni. Musiałem oddać. Była duża skrzynia. Nie drewniana, tylko taka, jak są skrzynki na owoce, tylko duża. W tę [skrzynię] żeśmy rzucali. Niemcy zapowiedzieli, żeby broń wszystką oddać, jak nie oddamy, to będą [w stosunku] do tych ludzi wyciągane konsekwencje. Już nie było sensu mieć. Miałem krótką broń „siódemkę”, ale nie miałem amunicji. Miałem trochę, to na Starym Mieście powystrzelałem i miałem sam rewolwer bez niczego, bez amunicji. Tak samo oddałem jak wszyscy, jak większość – to co wiem.
- Opuścił pan Warszawę razem z innymi żołnierzami. Co działo się z panem dalej?
Cały oddział poszedł do niewoli. Siedzieliśmy w niewoli i Niemcy segregowali i wywozili. Mnie wywieźli do Ożarowa bodajże. Najpierw do Ożarowa, a z Ożarowa nas wywieźli do Niemiec.
- Ile czasu spędził pan w niewoli?
Niedługo. Łącznie chyba z pół roku.
- Jakie warunki tam panowały?
Bardzo nieprzyjemne. Najpierw nas zamknęli, później ostrzygli wszędzie z włosów, nasze ubrania pozabierali. Pościągali z poniemieckich trupów (bo widać było) i ubrali nas w poniemieckie ubrania. Drugiego dnia dali nam farbę fosforową w pojemnikach, pędzle i kazali nam malować na furażerkach, na spodniach kółeczko KGF i na plecach tak samo – KGF. Na kamizelce tak samo. Dali nam pędzle, farbę fosforową i tym kazali nam malować. Każdy musiał sobie namalować. To było przed wieczorem. Ubrania zabrali i myśmy bez ubrań poszli spać.
- Czy pamięta pan, w jakich warunkach był pan transportowany z Ożarowa do Niemiec?
Wagonami.
Dokładnie nie pamiętam, ale najmniej z cztery, pięć dni.
Towarowe. Świńskie. Całe zakryte, nic pan nie widział. Zabite okna.
- Czy dostawali panowie wtedy jedzenie?
Tak, ale mało i rzadko.
- Jakie warunki panowały w obozie z Niemczech?
Nasza grupa trafiła bardzo źle, bo to był jakiś obóz karny. Byliśmy w obozie Lamsdorf, zdaje się. Jakąś grupę wzięli osobno. Jak mówiłem, namalowaliśmy sobie fosforową farbą [oznaczenia], wyżywienie bardzo mizerne i bardzo rzadko nam dawali. Przegnali nas tam na różne roboty.
Podzielili nas na iks grup po pięciu, po ośmiu, po dziesięciu i każdy miał inne zadanie. Trafiłem na kolej, gdzie jeździły pociągi, i tam byłem do końca niewoli.
- Jak wyglądało wyzwolenie pana obozu? Czy pamięta pan, jaka armia wyzwalała obóz?
Tak, angielska armia. Nas chyba dziewięćdziesięciu wzięli i gdzieś pędzili. Nie wiedzieliśmy gdzie, a jak się okazało, front się zbliżał i oni ustępowali. Jeńców musieli gdzieś wyprowadzić i nas wywieźli. Byłem umalowany, oznaczony. Buty [mieliśmy] drewniane, bez onucek, bez niczego. Od początku do końca wszystko z drewna. Tak nas pędzili. Nie było takiego, żeby nie miał odcisków, kłopotów z nogami, z chodzeniem.
- Czy przebywając w obozie, próbował pan nawiązać kontakt z rodziną?
Absolutnie było niemożliwe. Jak? Ani poczty, ani znajomości. Komu podać? Niemcowi coś podać? Tylko oni nas pilnowali i nie miałem kontaktu z nikim.
- Kiedy wrócił pan do Warszawy?
Rok po zakończeniu wojny.
- Czy odnalazł pan rodzinę?
Tak.
- Co się z nimi działo w czasie Powstania?
Ojciec był u młynarza. Matka z siostrą były wywiezione do Niemiec jako cywile. Tam byli do końca wojny.
Brat był w Buchenwaldzie. Wywieziony do obozu karnego. W Buchenwaldzie był taki obóz.
- Czy ma pan jakieś szczególne wspomnienia z czasu Powstania Warszawskiego?
Najpierw wielka radość, a na koniec wielki płacz. Tego człowiek nie zapomni.
- Czy na koniec chciałby pan od siebie coś dodać, w jakiś sposób podsumować?
Jako wojsku było nam okropnie żal, bo widzieliśmy dokładnie wojska radzieckie. Koło nas były, zaraz za Wisłą. Żadnej pomocy nam nikt nie dał, nikt, bo po prostu nie było możliwości. Niemcy byli i koniec.
- Jak ocenia pan Powstanie Warszawskie?
Różnie. Najpierw wielka radość, wielkie zadowolenie, wieli zapał do walki. Każdy walczył, żeby Niemca zdobyć, bo na nim można było broń uzyskać czy amunicję. Miałem krótką broń, jeszcze konspiracyjną, malutką „siódemkę”. Amunicji [starczyło] na jeden dzień i poszło, już nie ma. Samą nosiłem. Mówię: „Może gdzieś trafię”. Z początku wielka radość, na koniec wielki płacz.
Warszawa, 7 czerwca 2011 roku
Rozmowę prowadził Dominik Cieszkowski