Maria Zoller „Limba”

Archiwum Historii Mówionej

Moje nazwisko Maria Zoller z domu Szydłowska, urodzona w 1929 roku.

  • Czyli w czasie okupacji była pani nastoletnią dziewczynką, która bardzo wiele pamięta.

Tak.

  • Gdyby sięgnąć troszkę wcześniej. Czy pani pamięta okres przed wojną, przed wrześniem 1939 roku?

Trochę pamiętam, bo chodziłam do szkoły na ulicę Radomską.

  • Jaka to była szkoła?

To była szkoła Szachtmajerowej. Tam chodziłam od pierwszego oddziału szkoły powszechnej. W czasie okupacji doszłam do piątego oddziału, chyba to było tak.

  • Proszę powiedzieć parę słów o rodzicach.

Mama była nauczycielką, a tata był urzędnikiem banku PKO. Mieszkaliśmy na placu Narutowicza, tam się wychowałam, miałam siostrę dużo starszą od siebie, pięć lat. Miła rodzina była.

  • W domu PKO państwo mieszkali?

Tak, w domu PKO.

  • Czy jakoś pamięta pani 1 września 1939 roku? Czy ten dzień zachował się pamięci?

Zachował się, naturalnie. Taty nie było, bo już został zabrany do wojska, natomiast ten dom był od strony zachodu, a od tamtej strony wchodzili Niemcy. Pamiętam, mama powiedziała, że nie możemy tu zostać. Zresztą tak w domu wszyscy mówili, że nie możemy, będą z tamtej strony pewnie strzelać do nas. W związku z tym żeśmy się przeniosły bardzo szybko na Wolę do jakiejś rodziny na ulicę Ciepłą. Tam spędziłam cały okres wojenny, pierwsze dni wojny.

  • Potem powrócili państwo?

Powróciliśmy do domu, wszystko zastaliśmy. Oprócz tego, że pod naszym piętrem była duża wyrwa z jakiegoś pocisku, a naprzeciwko okna był portret taty i ten portret tylko spadł.

  • Zachował się.

Zachował się. I mama mówi: „Tatuś na pewno przeżył, bo to jest dowód, że przeżył”.

  • A gdzie tatuś był wtedy?

Tatuś był wtedy już gdzieś walczył...

  • Był zmobilizowany.

Tak, tak, ale walczył bardzo na wschodzie. W ostatniej chwili uciekł, że tak powiem, że się nie dostał na Wschód, do Katynia, tylko że Niemcy go wzięli.

  • Był oficerem?

Tak, tak. Później był już w obozie całą okupację. Pamiętam, jak przyszli po tatę, po tatę przyszło gestapo do domu i jak się dowiedzieli, że jest w niewoli, to powiedzieli: „Bardzo dobrze, wie pani, bo my byśmy go wzięli”. Tatuś należał do jakiegoś takiego związku, przed wojną to był jakiś strzelecki, coś takiego.

  • Związek Strzelecki.

Tak.

  • Dopiero po wojnie się państwo spotkali.

Po wojnie żeśmy się spotkali.

  • Czy w latach okupacji harcerstwo zaczęło się w szkole pani Szachtmajerowej?

Tak, tak. Dyrektorka szkoły, pani Irena Posselt, że tak powiem, dobierała dziewczynki. Już w 1942 roku, w styczniu, wybrała mnie do drużyny, do zastępu.

  • Która to była drużyna?

16. drużyna „Zielona” hufca Ochoty.

  • A przyjaźnie z tamtych lat?

O… do tej pory są, do tej pory. Szkoła Szachtmajerowej to były takie dziewczynki z dobrych domów. To pozostało. My do tej pory mamy spotkania co miesiąc. Co miesiąc mamy, no, coraz nas mniej, co miesiąc na Starym Mieście mamy wynajęty lokal i tam się spotykamy jako… to się nazywa...

  • Koło absolwentek?

Nie koło absolwentek, tylko to się nazywa, że należymy do przyjaciół Warszawy, o tak, i tam się mieścimy. Tam coraz mniej, ale chodzę teraz.

  • Wracając do lat okupacji, jak funkcjonowało to harcerstwo, co pani pamięta?

Były zbiórki, bardzo ładne zbiórki. Tam żeśmy się uczyły różnych... właściwie to były zabawy tylko. Zabawy, to się nazywało „kimy”. Takie zabawy. Rozrzucone były… na spostrzegawczość. Myśmy brały udział na przykład w ubieraniu pomnika Saperów, bo to było na rogu.

  • Na rogu Krzywickiego...

Na rogu alei Niepodległości. Poza tym żeśmy chodziły bardzo pomagać. Na przykład w Konstancinie była jakaś dla małych dzieci... były jakieś dzieci oficerów, którzy zginęli. Te dzieci były w tym domu, to był taki przytułek. Myśmy tam chodziły, myły podłogi.

  • Wracając do pomnika Sapera, to ta działalność, ubieranie pomnika, o którym pani wspomniała, to miało miejsce w czasie okupacji?

W czasie okupacji. To tak świątecznie. Tylko 11 listopada pamiętam.

  • A jak to się udawało robić?

Było ciemno, półmrok, żeśmy się podkradały, trzeba było zapalić lampki i wstawić chorągiewki.

  • Wszyscy bezpiecznie...

Wszyscy bezpiecznie.

  • Proszę powiedzieć, czy z konspiracją jako taką zetknęła się pani w czasie okupacji?

Zetknęłam się. Dlaczego? Ponieważ moja siostra należała. Bardzo dużo jej znajomych przychodziło do nas do domu. W związku z tym poznałam ich, prawda.

  • Należała do Armii Krajowej?

Do Armii Krajowej, do „Parasola” należała. Ale to też przez panią dyrektor. Pani dyrektor szkoły wybrała, że tutaj należała ona. Ukierunkowywała dziewczynki do różnych...

  • Mówi pani o pani dyrektor Irenie Posselt?

Tak, tak. Ich było pięć sióstr. Dyrektorka była Ireną.

  • Czy spotkała się pani z prasą konspiracyjną?

Spotkałam się z „Biuletynem…” oczywiście. W ogóle w tym mieszkaniu, w którym mieszkałam, moja mama przyjęła do siebie panią z Reichu z dwiema dziewczynkami, ponieważ też jej ojciec był w niewoli z moim i tata napisał do mojej mamy, czy by nie mogła przyjąć, bo one nie mają gdzie mieszkać, one uciekły z Kalisza. Pamiętam, mieszkały i było bardzo fajnie, było bardzo wesoło, bo ta starsza była w wieku mojej siostry, a ta młodsza troszeczkę ode mnie starsza. Więc było bardzo wesoło, bardzo było przyjemnie. Jeszcze pamiętam, jak codziennie wieczorem żeśmy całą rodziną nową klękały i musiałyśmy pacierze odmawiać i żeśmy się szturchały i śmiałyśmy się.

  • Z czego rodzina żyła w czasie okupacji?

Moja mama była nauczycielką.

  • Pracowała.

Pracowała cały czas. Coś usiłowała handlować, jakimś mydłem, pamiętam, ale to nic mamie nie wychodziło. Tamta pani była farmaceutką. Mieszkała u nas, ale pracowała we Włochach, tak to było. Ta pani w czasie Powstania była we Włochach cały czas, akurat miała dyżur w aptece, a moja mama z nami została. Z tym że moja siostra nie. Moja siostra była już w innym zgrupowaniu i nie wróciła już.
  • Proszę powiedzieć, czy świadomość zbliżającego się wybuchu Powstania była odczuwalna?

Była.

  • Czy mówiło się o tym, czy czuło się, że coś się stanie?

Pamiętam moją siostrę. Ona była taka bardzo poważna. Pamiętam, tak na parę dni przed Powstaniem jak stała przy balkonie i do mnie mówi: „Słuchaj, my to przegramy, my nie mamy w ogóle żadnej broni, my nie mamy czym walczyć”.

  • A siostra była w „Parasolu”.

Tak, tak.

  • W każdym razie gdy nastał 1 sierpnia, to...

Ja byłam w domu.

  • Siostry już nie było.

Mojej siostry nie było, już wyszła.

  • Gdzieś na posterunku.

Tak, tak.

  • A mama?

A mama była.

  • Jak pani pamięta 1 sierpnia?

Jak ja pamiętam 1 sierpnia... właściwie taki dzień mi upłynął... Początek, od rana to żaden – ja sobie nie zdawałam sprawy [z tego, co się dzieje]. Może tak troszeczkę, ale nie za bardzo. Ela, moja siostra, mi powiedziała, że gdzieś już wychodzi. No więc czekałam na tą godzinę i o piątej zaczęli bardzo strzelać. Myśmy zeszły do piwnicy i pamiętam, już się zaczęli ranni.

  • Na placu Narutowicza?

Tak. Już się wtedy włączyłam, że tak powiem, do pracy przy tych rannych.

  • Proszę mi powiedzieć, czy harcerki miały jakieś przygotowanie opatrunkowe?

Naturalnie, naturalnie. Uczyłyśmy się swoich zastrzyków robić na poduszce.

  • Nawet tak.

Tak.

  • Tak że te umiejętności się przydały.

Tak, tak. Pamiętam taką kobietę, która... naprzeciwko nas, naprzeciwko naszego domu był mały targ. Zaczęli uciekać ludzie z tego targu, do naszego domu wpadli, ale ona jeszcze poszła po wagę, chciała jeszcze swoją zabrać wagę sprzedawczyni. Wtedy bardzo była ranna w brzuch. Jakoś ją znieśli do nas do domu i pamiętam, jak ona ciągle tu miała jakieś pieniądze na piersi, więc trzymała ten woreczek, żeby jej nikt nie ukradł, a myśmy ją dokarmiały wodą, bo właściwie nie było nikogo, kto by się zajął tym jej strasznie rannym brzuchem. A ona umierała i umarła po paru dniach. Tylko tę wodę piła, pamiętam. Trzeba było łyżeczką wolniutko, po parę kropel, wlewać do ust.

  • Tam nie było żadnej placówki sanitarnej w pobliżu?

Nie było, nie było. Pamiętam taką panią doktór, która w tym domu mieszkała, więc ona to prowadziła. Tak z przypadku, prawda, kto mógł przyjść.

  • To był dzień pierwszy. A pierwsze dni Powstania w tym samym miejscu pani...

W tym samym miejscu. Właśnie tam żeśmy do tego chodziły razem z koleżankami, żeśmy chodziły do ośrodka, do tego pokoju właściwie, gdzie byli ranni. Tam żeśmy trochę pomagały.

  • Czy to było na parterze, czy w piwnicach?

To było chyba na parterze. Bo tak nic nie wpadało. Nie chodziłyśmy na przykład... byłyśmy pod numerem 68 cały czas, bo po siedemdziesiątym był taki straszny front od… a tam było gestapo przecież na placu Narutowicza. Oni jak słyszeli [osoby] idące po schodach (chociaż te schody były cofnięte od okien), to bardzo strzelali wtedy po tych oknach. Myśmy właściwie do mieszkania swojego w ogóle nie chodziły.

  • Czy Powstańców widziała pani wtedy, widziałyście panie?

Widziałyśmy, naturalnie, naturalnie. Ale tak jakoś...

  • Bezpośredniego kontaktu nie było.

Bezpośredniego kontaktu nie było. Wiem tylko, że byli jacyś tacy biedni i oni sobie jakoś radzili tam. A to jakieś pomidory zdobywali, gotowali obiady gdzieś i to właśnie wtedy bardzo wysoko na piętrze.

  • Wiadomo było, że to są ci z tych walczących.

Tak, tak.

  • A jaka była atmosfera wśród mieszkańców domu?

Wspaniała była atmosfera. Żeśmy ciągle liczyli, że to już ostatnie chwile Niemców.

  • Wierzyło się...

Wierzyło się, bardzo się wierzyło.

  • Ile czasu przeszło w tych warunkach?

Jedenaście dni. Pamiętam, że poszłam po wodę gdzieś do następnego bloku, ale od Niemcewicza myśmy byli połączeni bokami, że na ulicę się nie wychodziło.

  • Były przejścia między piwnicami.

Tak. Tam poszłam po wodę i już wrócić nie mogłam nawet do piwnicy, tylko już mnie wygonili.

  • Bo już Niemcy byli.

Już Niemcy byli i wołali, i wołali, że zaraz będą strzelać, jak będziemy się cofać. Więc piwnicą żeśmy nie mogli się cofnąć, a ludzie już wychodzili.

  • To było pierwsze bezpośrednie zetknięcie z Niemcami w czasie Powstania.

Tak, tak.

  • Wychodziła pani z mamą razem?

Nie, nie wychodziłam z mamą, ponieważ leżała taka ranna dziewczyna, bardzo jęcząca, nie miał jej kto zabrać, i wzięłam z koleżanką i ja ją wyniosłam już na Zieleniak. Bardzo cierpiąca, nie można jej było postawić. Pamiętam, że czułam, że mi spada łańcuszek z bozią i chciałam ratować tą bozię, ale sobie myślę: „Nie, bo ona tak jęczy”. Nie lubiła, żebyśmy ją postawili na ziemi.

  • A nie było noszy?

Ona była na noszach. Żeśmy dwie wyniosły ją. Pomimo że ona miała dużą rodzinę, ale rodzina szła z walizkami. Tak było.

  • Czyli to był dziesiąty dzień Powstania, jedenasty.

Tak. I byłam na tam Zieleniaku. Weszłyśmy na ten Zieleniak i byłam tylko jedną noc.

  • Jak wyglądał ten Zieleniak, to było za murem prawda?

Za murem tak. Był straszny tłok, każdy gdzieś w kucki siedział i pełno takich rodzin. Każdy miał jakieś toboły olbrzymie, myśmy nic nie miały. Ranną żeśmy oddały rodzinie na tym Zieleniaku. Cały czas był hałas, ciągle jakieś krzyki, bo to już nie byli Niemcy, tylko to już byli ci...

  • Brygada Kamińskiego.

Brygada Kamińskiego. Oni siedzieli poza murem, tam byli pod jakimiś namiotami, pod płachtami. Wpadali na Zieleniak, wyciągali. Ale to jedną noc tylko tak. Mama nas umalowała, pamiętam, ziemią, żebyśmy staro wyglądali.

  • My, to znaczy pani i te koleżanki?

I te dwie, które mieszkały u nas w mieszkaniu, tak. Mama nas tak umalowała i tak żeśmy wychodziły. Ale pamiętam też odruch: bardzo młody był z brygady [Kamińskiego], taki ruski brudas jakiś. Pamiętam, jak on do mnie podszedł i powiedział: „Słuchaj, schowaj zegarek. Schowaj zegarek, bo tam będą zabierać”. Więc miał jakiś odruch bardziej ludzki.

  • Tam była pani tylko jedną noc.

Jedna noc na Zieleniaku.

  • Nazajutrz?

Już od razu nas wyprowadzali.

  • Wiadomo było dokąd?

Nie, nie. Ale szliśmy stamtąd w kierunku Dworca Zachodniego. Do pociągów i do Pruszkowa.

  • Odkryte wagony były czy nie?

Nie pamiętam, nie pamiętam, ale pamiętam, że wszyscy wysiadali, tak się okropnie śpieszyli. Myśmy szły na końcu i żeśmy weszli do obozu i zaraz za bramą żeśmy kucnęły, a wszyscy poszły do olbrzymich hal. To były jakieś hale.

  • Ale w momencie kiedy wsiadali państwo do pociągu, nie było wiadomo, jaka jest stacja przeznaczenia?

Nie wiadomo było. Żeśmy usiadły za bramą i siedziały. Tam zatrzymało się nas pewnie z osiem osób. Brama się zamknęła, stał żołnierz, ale sobie byle jaki żołnierz. Pamiętam, mama zebrała pierścionki nasze wszystkie i poszła do niego, żeby otworzył bramę, żeby nas wypuścił. A on powiedział, że pierścionków on od nas żadnych nie chce, ale bramę otworzył. I myśmy wszystkie wyszły.

  • Czyli to było właściwie parę godzin?

Tak, parę godzin.

  • Zaledwie.

Tak. Myśmy wyszły i od razu tam ludzie byli.

  • Wyszły panie na teren Pruszkowa.

Na teren Pruszkowa, ale to było tak z boku ponieważ hale były od strony Pruszkowa. To było z boku wyjście. Żeśmy wyszły i ludzie nas zabrali od razu do domu, żeby nas nakarmić. Pamiętam, bo myśmy chciały się koniecznie umyć, jak naleli dużą miednicę wody w kuchni i wszyscy siedzieli. Wszyscy gospodarze siedzieli i patrzyli na nas, jak my się tam myjemy.

  • Patrzyli ze współczuciem, podziwem.

Tak. Później był obiad. Zrobili obiad. To był chyba najwspanialszy obiad w moim życiu, który do tej pory lubię. To była mizeria i kartofle.

  • To było przy stole z normalnymi...

Przy stole naturalnie, tak. Kartofle były nieokraszone i mizeria była. Koniec obiadu.

  • Czy świadomość tego, że są panie na wolności, dotarła stopniowo czy od razu?

Nie, nie. Musiała dotrzeć, bo żeśmy myślały, co dalej zrobić. Ponieważ żeśmy mieszkały na trasie, skąd dziewczyny przyjeżdżały do szkoły, więc żeśmy sobie przypomniały, że są tacy państwo mojej siostry [znajomej], znaczy ta dziewczyna od tych państwa mieszka w Leśnej Podkowie i tam żeśmy się udały. Żeśmy przyszły tam, oczywiście nas przyjęli, chociaż nas nie znali, tylko ta uczennica znała, bo pamiętała mnie też ze szkoły. Tam żeśmy zostały.

  • To była połowa sierpnia?

Tak, 11 sierpnia...
  • Czy była świadomość tego, co się dzieje w Warszawie?

Oj tak, bo było widać ciemne chmury. To były palące się domy. Było, było.

  • Kontaktu bezpośredniego nie było?

Nie było, ale miałam taką przygodę. Mianowicie spotkałam koleżankę mojej siostry z „Parasola”, taką Renę.

  • W Podkowie?

W Podkowie. Ja się zaczęłam pytać, dlaczego ona tutaj jest, a nie jest w Warszawie. Ona powiedziała, że tak jej to wypadło, ale ona idzie do Warszawy. Jeszcze jest jedna pani Maria. Ja je pamiętam wszystkie, bo przychodziły do nas do domu. Mówi, ona jest z panią Marią i będą szły do Warszawy.

  • Piechotą?

Tak. Ja powiedziałam, że ja chcę iść. One mieszkały w Regułach. To był jakiś przystanek od Leśnej... w kierunku Warszawy. Pamiętam, powiedziały mi, którego dnia. Ja przyjechałam tam pierwszym pociągiem i one już wyszły.

  • Wyszły do Warszawy.

Wyszły do Warszawy.

  • Doszły?

Doszły od strony… Bo ja później się z tą jedną spotkałam. Pani Maria zginęła, a Rena ocalała. One doszły na Czerniaków. Opowiadała mi, że był moment, że one przebiegały ulicę gdzieś, pani Maria się zawahała i nie przebiegła. Za chwileczkę znów... ona była starsza, wiem, że była starsza, bo Rena była w wieku 20 lat, a pani Maria pewnie dla mnie była, można powiedzieć, mocno starsza, ale pewnie miała koło trzydziestu lat. I zawahała się i jak wybiegła, to już niestety akurat ją dopadła jakaś strzała.

  • A kiedy wiadomości o siostrze dotarły do państwa?

O siostrze dotarły, jak zaczęły przyjeżdżać do Leśnej Podkowy i do tych wszystkich miejscowości podwarszawskich różni ranni przywożeni z Powstania. To już było zaraz po Powstaniu. I myśmy z mamą…

  • Przez Pruszków.

Przez Pruszków. Myśmy chodziły i do Pruszkowa, i do Leśnej Podkowy przyjechali, bo tam też w niektórych willach tych rannych umieszczali. Chodziłyśmy i żeśmy szukały. Żeśmy szukały i żeśmy nie mogły znaleźć. Nikt nam nie mógł powiedzieć. Śmiesznie, bo ojciec z niewoli jak wrócił, to powiedział, że on wie. On się tam [dowiedział] od tych żołnierzy idących z Powstania, bo oni do ojca, do obozu przyszli, oni powiedzieli, jak on powiedział, jak ona się nazywała, to pamiętali. Ktoś zapamiętał.

  • Jak długo były panie w Podkowie?

Bardzo długo, bardzo długo. Moja mama potem zaczęła pracować w szkole i dostałyśmy w związku z tym jakieś mieszkanie, żeby nie [mieszkać] już u tych państwa, prawda. Dostałyśmy mieszkanie w willi, gdzie ci ludzie nie wrócili. Nie wiadomo, nie wiem, kto to był. Jeden pokój tam żeśmy [mieli] i tam tata wrócił. Tata zaczął pracować w Ministerstwie Zdrowia, a ja tam chodziłam, tam się otworzyła szkoła. Tam chodziłam do pierwszej gimnazjalnej, bo do trzeciej... do pierwszej gimnazjalnej, bo tam była mała matura. Tam zrobiłam małą maturę.

  • Proszę mi powiedzieć, cofnąwszy się jeszcze troszeńkę wstecz, w jaki sposób dotarła wiadomość i jakie były reakcje ludzi na wiadomości o upadku Powstania?

Tam byli przecież Niemcy w Leśnej Podkowie, bo ja zaczęłam pracować jako kelnerka. Ktoś otworzył kawiarnię. Pamiętam, jak tam przychodzili Niemcy nawet. Niemców później coraz mniej i koniec. Już wyjechali. Siedemnastego wjechali Rosjanie.

  • Pamięta pani ten moment?

Pamiętam ten moment, bo oni nie jechali przez Leśną Podkowę. Oni jechali chyba przez Brwinów albo przez Milanówek. Poszłam na nich popatrzeć z ciekawości. Jechały czołgi. Na każdym czołgu jechał malutki chłopczyk. Oprócz żołnierzy radzieckich rosyjski malutki chłopczyk.

  • Rosyjski.

Tak. Pamiętam też, jak się zatrzymywali. Zatrzymywali się, schodzili do rowu. Tam leżały trupy. Oni sobie usiedli i jedli chleb, pajdy suchego chleba.

  • Jaka była reakcja ludzi, którzy stali na poboczach?

Wszyscy byli oburzeni, że oni mogą jeść przy tych zabitych. Ja nie wiem, kto to był, ci zabici. Nie wiem, bo tylko z ciekawości, pamiętam, przyszłam popatrzeć.

  • Znieczulica.

Tak, tak.

  • Patrząc wstecz na dni, które pani przeżyła na Ochocie w Warszawie, jakie wydarzenie najbardziej utkwiło pani w pamięci w sensie pozytywnym? Czy było coś takiego?

Zaraz pani powiem. Myśmy mieli dużo balkonów. W tym domu było dużo balkonów. Pamiętam, jak przychodziły, bo to była jakaś skrzynka kontaktowa. Potem się po Powstaniu dowiedziałam, że tam była skrzynka kontaktowa. Przychodzili ci ludzie i pamiętam, przychodziła dziewczyna, „Dewajtis”. To taka znana postać. Ona do mnie do domu przychodziła i mieszkała na Słupeckiej. Pamiętam, jak przyszła i zabierała... ona była w „Parasolu”, ona była z moją siostrą, chociaż była w wieku moim, bardzo młoda dziewczyna. Ona przychodziła i zabierała od mojej siostry karabin. Zabierała to do teczki dużej i szła. Myśmy z mamą wyszły na balkon i żeśmy obserwowały, jak jej się uda wejść na tą Słupecką, żeby ten chociaż kawałek przeszła, bo tutaj Niemcy, a Słupecka była bardziej, można powiedzieć, swobodna ulica.

  • To było oczywiście przed Powstaniem.

Przed Powstaniem. I przeszła.

  • I panie odetchnęły z ulgą.

Tak, to pamiętam.

  • Z okresu tych dni Powstania na Ochocie to zapewne...

Ja nie pamiętam. Pamiętam, że się chodziło... myśmy wszyscy byli bardzo pogodni, myśmy byli młodzi.

  • Pełni nadziei.

Tak. Myśmy byli młodzi bardzo. Chodziłyśmy tamtą nakarmić, później żeśmy się gdzieś pośmiały.

  • Jakie były nastroje i relacje międzyludzkie? Czy ludzie byli sobie przyjaźni, serdeczni?

Oj, tak. Myśmy nie były w naszej piwnicy. Siedemdziesiąty [numer], budynek Filtrowa, tam nie były te piwnice odpowiednie. W związku z tym myśmy przyszły pod [numer] 68. Pamiętam, do tej piwnicy nas ktoś przyjął i tyle osób było w tej piwnicy. Żeśmy na jakichś walizkach, na czymś żeśmy siedziały, spały, jadły.

  • Tak że społeczność była przyjazna i zżyta.

Bardzo, bardzo była.

  • To zostaje w pamięci.

Zostaje, zostaje bardzo.

  • A najtragiczniejsze wspomnienie, które pani mogłaby przywołać z tych pierwszych dziesięciu dni?

To była ta ranna kobieta, która była strasznie uparta. To, że ona poszła po wagę, to było przecież okropne. Trzymała te pieniądze tutaj. Jak żeśmy ją karmiły, to ona cały czas tutaj, żeby broń Boże jej tutaj nie dotykać, nie ukraść jej tych pieniędzy. To było przykre. Później ta ranna, którą żeśmy niosły. Niosłyśmy ją do samego Zieleniaka. Młoda dziewczyna ranna w pierś.

  • Nie wiadomo, czy przeżyła?

Przeżyła. Przeżyła, bo to były... Ona dostała czymś takim, co bardzo dużo było ran. Ja nie wiem, co to była za broń.

  • [Niezrozumiałe] prawdopodobnie.

I w ten sposób. To, że ją ta rodzina… Ale jaką dużą rodzinę miała. A oni z walizami szli. To było nieprawdopodobne.

  • Ale panie miały poczucie dobrze spełnionego obowiązku.

Tak, tak.

  • Czy moment zakończenia wojny, ten majowy dzień, w jakiś sposób utkwił pani w pamięci?

Oj, bardzo. Bo od razu tam poszłam do szkoły. Jak tylko Niemcy wyszli, to myśmy poszły do szkoły. Pamiętam, już wracali chłopcy mieszkający w Leśnej Podkowie z Powstania. Żeśmy tam się razem spotykali. Trzeciego maja żeśmy postanowili, że nie będzie szkoły, ale dyrektor się nie zgodził. Właściwie nie to, że się nie zgodził, bo myśmy nikogo nie pytali o zgodę, tylko pamiętam…

  • To było oczywiste.

Oczywiste. Myśmy postanowili, że gramy w siatkówkę. Cały dzień będziemy grać w siatkówkę tego trzeciego. Zamiast w klasie na podwórku żeśmy w szkole grali w siatkówkę. Część się wyłamała, część była jednak.

  • Z Powstania wróciło trochę mieszkańców Leśnej Podkowy?

Tak, tak. Trochę wróciło, ale niedużo. Niedużo, bo pamiętam tych kolegów wszystkich swoich.

  • Wyobrażam sobie, jak radosne były te powroty...

Wrócił Stypułkowski Andrzej. To był syn senatora polskiego, który później był zabrany do Moskwy w ramach „[procesu] szesnastu”, prawda. Później taki Stach wrócił, Maciek wrócił. Bardzo dużo wróciło z naszej klasy, w naszym wieku. Od razu żeśmy byli w tej szkole.

  • Radości rodzin, przyjaciół.

Tak, więc za karę, że graliśmy, pan dyrektor postanowił, że nie będziemy chodzić już do szkoły i urządzi nam egzaminy tej małej matury. Myśmy się tego bardzo bali. Po iluś dniach mama, która już też uczyła tam, dowiedziała się, że pan Tynelski jako dyrektor powiedział: „Ja ich tylko tak straszę. Ja im nie zrobię żadnych egzaminów”.
  • A czy 9 maja utkwił w pamięci w jakiś sposób?

Nie.

  • Nie.

Nie.

  • Tak że na 3 maja zakończyła się…

Tak, zakończyła się. Było bardzo wesoło, jeździliśmy na rowerach, już było świetnie. Należeliśmy wszyscy do harcerstwa.

  • Które odrodziło się w pełni aktywności.

Tak, tak.

  • Proszę powiedzieć, kiedy pani pierwszy raz była w Warszawie po Powstaniu?

Bardzo szybko byłam. Ja mogę pani jeszcze powiedzieć, że w czasie okupacji, kiedy skończyło się Powstanie a kiedy Niemcy byli jeszcze, jeździły pociągi do Warszawy. Niemcy zorganizowali. Mojej koleżanki mama...

  • Czyli kolejka WKD?

Nie, nie. To było z dworca. Z dworca był pociąg.

  • Do Pruszkowa?

Nie. To nie było z Pruszkowa. Może to z Pruszkowa. Ja wiem, że byłam z pięć razy, bo ja chciałam koniecznie się dostać do domu. Miałam swoje jedno marzenie. Chciałam jedną rzecz zabrać z tego domu. Ja wędrowałam, przyjeżdżałam. Ja nie wiem, dlaczego mnie mama w ogóle puszczała, nie mam pojęcia.

  • Była pani odpowiedzialnym człowiekiem.

Ja nie wiem. Ja byłam dwukrotnie na Ochocie. Bardzo mi zależało właśnie na Ochocie. Byłam na ulicy Wawelskiej. Co tam Niemcy mieli, to ja nie wiem.

  • To była zima 1944/45?

Tak. Ale co tam Niemcy mieli, to nie wiem. Pamiętam, że była jeszcze taka pani, która świetnie znała niemiecki. Ja ją bardzo prosiłam, żeby ona załatwiła u tego szefa Niemców, żeby mi dał przepustkę do domu. Co to był za pomysł… Za pierwszym razem się nie udało, ale za drugim, jak przyjechałam, udało się. To był jakiś Wermacht. Tylko powiedzieli, że trzeba uważać, bo tam jest gestapo. Dał mi jakiegoś żołnierza, takiego starucha z karabinem, i myśmy wędrowali. Jakąś pieczątkę chyba miałam, chyba dostałam. Ja przyszłam pod [numer] 68.

  • Wędrowali państwo przez Ochotę.

Tak, tędy Wawelską, później Raszyńską do Filtrowej.

  • Jak wyglądały domy wokół.

Puste, wszystko było wyburzone, znaczy były...

  • Wypalone.

Nie, nie jeszcze wypalone, to jeszcze nie było tak wypalone. Szyb nie było. Była cisza i szło się po szkle i po gruzie. Okropne to było. Bardzo się tego bałam. Przyszłam pod dom, że mój spalony, sześćdziesiąt osiem ocalało, to sobie myślę, to wejdę do piwnicy, gdzie byłam. Ale wchodząc do piwnicy, [zobaczyłam, że] leżał jakiś zabity i się wycofałam. Natomiast poszłam do swojego domu. Poszłam na swoje piętro piąte szerokimi schodami. Schody nie były spalone.

  • A dom był spalony.

A dom był spalony. Podeszłam pod te drzwi i w dół, aż do dołu, spojrzałam. Ale wzięłam jedną rzecz. Wzięłam łyżwy mojej siostry. Ponieważ ona była starsza i miała łyżwy salkofy, o których ja marzyłam. To były buty z łyżwami. Buty się spaliły, ale łyżwy [zostały]. Zaraz na wieszaku one wisiały i spadły, przy samym murze. Zabrałam łyżwy. Ja jeździłam tylko na turfach, więc to były marne łyżwy. To były takie marzenia.

  • Stały się pamiątką.

Tak. Z tym wróciłam. Później byłam dwukrotnie na Nowym Świecie. Strasznie było zimno. Wermacht nas prowadził. Pamiętam takiego Niemca, jak rozpalił ognisko i pozwolił się ogrzać. To było wyciąganie chyba kabli. Po to żeśmy tam przyjeżdżali, że niby wyciągać, że niby wyciągać kable. Ja tam nic nie robiłam.

  • To był pretekst.

Nie, oni chcieli, Niemcy chcieli to zdobyć, te kable. Pamiętam, Nowym Światem aż do Uniwersytetu doszłam. Tam coś właśnie było wyjmowane. Ja nic nie robiłam, chyba tam nikt nic nie robił...

  • Grupa osób jakaś była.

Tak, tak, duża grupa przyjeżdżających była. Tam byłam. Tam, pamiętam, przy uniwersytecie zeszłam do piwnicy. Po lewej stronie były drzwi. Jak się wchodziło na uniwersytet po lewej stronie były drzwi i do piwnicy. Poszłam z ciekawości zobaczyć. Tam było bardzo dużo porcelany rodziny Czetwertyńskich. Pamiętam.

  • Która ocalała, ta porcelana?

Myślę, chyba że jeszcze potem Niemcy wywieźli, ale pewnie ocalała.

  • A jak wyglądał Nowy Świat?

Były domy niektóre poburzone, niektóre popalone, ale pamiętam też miałam taki [epizod], że jakiś Niemiec, malutki, młodziutki pewnie wpadł do bramy, poleciał na podwórko, przyszedł i wręczył mi torebkę, torebkę jakąś. I przyniosłam do domu. Pewnie znalazł gdzieś na jakimś podwórku.

  • A ślady barykad jeszcze były?

Nie. Nie, bo myśmy szli równo. Myśmy szli Nowym Światem, później Alejami, też na Dworzec Zachodni i nas wywozili, odwozili nas z powrotem. To tak było.

  • Nie były to zapewne bezpieczne wyprawy. Mama z ulgą…

Ja nie wiem, bo ja się upierałam okropnie. Ja się upierałam i tam szła właśnie mama mojej koleżanki i tak pod opieką tamtej mamy. Ale to było bez sensu, to było bez sensu.

  • Po maju 1945 w dalszym ciągu była szkoła w Podkowie Leśnej, prawda?

Ja tam chodziłam tylko ten jeden rok. Później zaczęłam przyjeżdżać do Słowackiego. EKD przyjeżdżałam do Słowackiego. Dwie klasy liceum robiłam już u Słowackiego.

  • A który rok kalendarzowy to był?

To był rok 1946, 1945 albo 1946 rok.

  • Już funkcjonował wtedy Słowacki?

Tak, tak.

  • Proszę mi powiedzieć...

Jeszcze cała Dantyszka, pamiętam. Dantyszka były wszystkie wille popalone, poburzone, bo się szło do szkoły, to się szło wśród ruin.

  • A gmach szkoły nie był zburzony?

Nie, nie. Moja szkoła była tylko spalona.

  • Na Radomskiej.

Na Radomskiej, tak. Pani dyrektorka przeniosła się do Komorowa, tam otworzyła szkołę. Ale już rodzice się przenieśli do Warszawy, dostali mieszkanie pod [numerem] 68 i mnie było łatwiej tutaj do Słowackiego. Jeden rok jeździłam, a drugą klasę już robiłam, że tak powiem, z domu, z Filtrowej.

  • Proszę powiedzieć, czy jakieś konsekwencje aktywności akowskiej, konspiracyjnej w rodzinie pani dały się potem odczuć w czasach komunizmu?

Nie. Nic szczęśliwie nie było. Tata wrócił z niewoli, siostra nie żyła. Nic. Nie mieliśmy żadnych.

  • Jak pani spojrzy wstecz na wydarzenia Powstania Warszawskiego, to czy pozostaje przekonanie o tym, że ono musiało mieć miejsce?

Ach, naturalnie, naturalnie. Przecież pamiętam na parę dni przed Powstaniem, jak oni chcieli całą młodzież [wziąć] do okopów, żebyśmy kopali okopy, prawda. Od szesnastego roku życia wszyscy mieli iść. Jednocześnie… bo pamiętam taki szczegół. Tuż przed Powstaniem moja siostra jeździła gdzieś do Anina. Miałam jakiś adres i myśmy z młodszą, która mieszkała tam, żeśmy pojechały, bo chciałyśmy się dowiedzieć, co one robią w tym Aninie. Żeśmy przyszły do tej willi, tam znalazłyśmy jakąś listę. Wydawało nam się, że to jest lista, że ktoś chce donieść na kogoś. Tak się stało, tak było rzeczywiście. Jeden z kolegów koleżanki, tej starszej, nie mojej siostry, tylko tej starszej, która u nas mieszkała, był aresztowany kiedyś tam i wypuszczony. Mojej siostrze się to bardzo nie podobało, pamiętam, że on tak chodzi sobie wolno. A był sympatyczny chłopak. Myśmy znalazły listę i coś wskazywało na to, że to jest jego lista, przygotowana, na kogo ma donieść. Myśmy tą listę przyniosły mojej siostrze, nie tamtej dziewczynie, tylko mojej siostrze, i ona dała znać w „Parasolu”. I on został rozstrzelany, on został rozstrzelany.

  • Musiały być dowody niezbite, że miał takie zamiary.

Niezbite były dowody, niezbite były dowody. Na dowód tego, że taką kolej to miało, to odebrała moja siostra pierścionek, bo oni byli zaręczeni, i przyniosła tej dziewczynie jej pierścionek z jego palca.
  • Takie dramaty też miały miejsce.

Takie dramaty, naturalnie. Ja nie wiem, czym go zmusiło wtedy gestapo. Jego rodzice mieli jakąś restaurację na ulicy Poznańskiej. Na przykład ten pan Stanisław Statkiewicz, który był znów przyjacielem mojej siostry, on opowiadał...

  • To był pan z Armii Krajowej, z konspiracji?

Tak.

  • Też z „Parasola”?

Nie. On był z „Baszty”. Z tym że oni nie wiedzieli. Niby się kochali, niby się znali i nic o sobie nie wiedzieli. Ja pamiętam, że strasznie chciałam się dowiedzieć o mojej siostrze, coś o tym „Parasolu” i on nie wiedział, że ona była w „Parasolu”. Ja to doszłam innymi drogami, innymi drogami. Na przykład chciałam bardzo przez „Dewajtis”, bo przecież tyle czasu u nas bywała, mamę znała, mnie znała, prawda…

  • Ona była łączniczką i odbierała różne materiały.

Tak, ale ona się nie przyznała do mojej siostry, nie chciała. Później jeszcze jedna. Tylko ta Rena się przyznała i zaczęłam chodzić, chodzić, chodzić. Poznałam chłopców z „Parasola” i oni doszli do... jak on się nazywał... „Pług” chyba miał pseudonim. I on sobie przypomniał, że on bywał u nas w domu, że tu była skrzynka kontaktowa między nimi wyżej. To była 3. kompania tutaj.

  • „Dewajtis” była łączniczką właśnie…

Tak, ale się nie przyznała, więc nie chcę o tym mówić. Pamiętam, jak tak chodziłam i przyszłam do dziewczyny, która też była w „Parasolu”. Przyszłam do niej i ona powiedziała, że urządziła spotkanie. Pamiętam, wyszła dziewczyna, która mówi: „Ojej, przecież to jest Maryla, siostra Eli”. W ten sposób trafiłam na to, że moja siostra była w „Parasolu”, bo tak nie mogłam.

  • Już jak siostry nie było.

Tak, to już długo, długo po Powstaniu.

  • Mistrzowsko przestrzegali pewnych zasad. Ale te wszystkie dramaty nie zmieniły pani poglądu na to, że Powstanie było...

Konieczne, konieczne...

  • Na co się czekało i było konieczne.

Naturalnie, naturalnie. Aha, jeszcze co chciałam powiedzieć o tym Aninie. Jak myśmy tam były, to tam były czołgi w lesie. To było chyba na dwa dni przed Powstaniem. Nie. Myśmy tam były po ten list, a później żeśmy były jeszcze raz, tuż przed Powstaniem. Tam stały czołgi radzieckie, oni tam byli. Więc dlaczego mieliśmy nie zrobić Powstania.

  • Wierzyło się w to, że się ruszą.

Tak, naturalnie. Myśmy tak później uciekały, żeby nas nie przyłapali w tym lesie. Tam byli już ruscy, to pamiętam. Dużo takich rzeczy. Ale to tak się przypomina i zapomina.



Warszawa, 22 maja 2013 roku
Rozmowę prowadziła Krystyna Cedro-Ceremużyńska
Maria Zoller Pseudonim: „Limba” Stopień: cywil Dzielnica: Ochota

Zobacz także

Nasz newsletter