Janina z Kabulskich Szaniawska-Lewicka. Urodziłam się 15 września 1920 roku w Wilnie. W czasie Powstania byłam sanitariuszką.
Miałam być chłopcem, [tak] powiedział ordynans ojca. A teraz mam naturę chłopaka i do dziś ją mam na szczęście.
Oficerem, przed wojną był w policji śledczej. Nie lubiłam komunizmu, to miałam wrodzone, bo ojciec był przeciw. Cała [jego] praca polegała na tym, żeby gnębić komunistów, wykończyć tych dziadów cholernych. Taka byłam od początku do końca i jestem do dzisiaj.
Miałam siostrę, która zginęła w Powstaniu i jest brat jeszcze w Warszawie.
Nasz dom piękny. Dom był blisko Wilii, pięknie położony, w ogóle Wilno jest pięknym miastem. Tam do szkoły chodziłam, potem do gimnazjum. A potem ojca przenosili, wiadomo, bo był oficerem, z miejsca na miejsce. Przenieśli go do Torunia, potem zmienialiśmy miejsca. Ciągle byłam przy moim ojcu, więc jak się obudzę w nocy i przypomnę ojca, to zaczynam płakać. Dlaczego płaczę? Bo to był wspaniały człowiek. Taki człowiek, który się teraz w ogóle nie zdarza, o takim charakterze, jak miał mój ojciec. To był dzielny człowiek i w ogóle to, co zrobił dla Polski, to się nie da powiedzieć.
Mama to był człowiek, który czuwał nad ojcem, [...] to był jego przyboczny. Szła za nim krok w krok. To było niespotykane małżeństwo. [...]Jeszcze zdążyłam pójść na studia. Gdybym jeszcze dzisiaj była, to bym generałem została, nie wiem, byłam bardzo ambitną kobietą.
Jak skończyłam gimnazjum, maturę zdawałam w Toruniu, to potem ojca tak przenosili i właśnie wtedy przenieśli ojca z powrotem do Torunia. Nie pamiętam już, jak było. Studiowałam historię. W ogóle kochałam historię Polski i świata.
Pamiętam, że przyszli Niemcy, ale nie pamiętam jak to było. [...]
Nie, to inaczej było. Siedziałam na Pawiaku. Dlaczego mnie aresztowali? Ponieważ mojego ojca poszukiwali, ale ciągle się ukrywał – zmieniał miejsca, zmieniał personalia, więc go szukali. Wtedy trafili, akurat byłam u mojego stryja, brata ojca, nocowałam tam. Niemcy przyszli, aresztowali [wszystkich] i w związku z tym aresztowali mnie też. Pięć miesięcy spędziłam na Pawiaku. Powiem szczerze, to co przeżyłam na Pawiaku, to się nie da opowiedzieć w dwóch słowach.
Nie wiedziałam w ogóle, jak się zachować. Bo dzisiaj jestem wygadana, ale wtedy nie wolno było w ogóle nic mówić. Były przesłuchania. Zresztą mogę powiedzieć, że jak weszłam na przesłuchanie, siedział Niemiec przy biurku i miał saszetkę, miał jakieś klucze – patrzyłam, czy nie ma broni, bo mówię, jak będzie miał broń i będzie chciał jej użyć, to skoczę przez okno. To było piąte piętro, więc dwa kroki zrobiłam w kierunku okna i później jeden gest i już fruwam. Ale nie było tego gestu. Kazał usiąść, spokojnie ze mną rozmawiał, zapytał się o ojca, ale nie powiedział nazwiska dokładnie, tylko w ogóle szukał tego człowieka. Powiedziałam sobie: „Szukaj dziesięć lat i tak ci nie powiem”. Byłam bardzo odważna. Taki mam charakter, odwagę mam do dzisiaj.
Nie, nie bili.
Przesłuchanie – mówiłam, mówiłam, ale mówiłam bardzo oględnie, z uśmiechem na ustach: „Możecie wierzyć, możecie nie wierzyć”. Swoje wiem i tak nie powiem nic. Takie coś było parę miesięcy – trzy miesiące siedziałam i potem mnie zwolnili, bo wiedzieli, że nic ze mnie nie uzyskają. Niczego się nie dowiedzą. Przysięgłam wtedy, pamiętam moment, jak składałam przysięgę – weszłam do pokoju, uklękłam i mówię: „Boże, nikogo nie zdradzę, nikomu nie zrobię krzywdy”. Taka byłam, nikomu nie zrobiłam [krzywdy], udało mi się. Mojego ojca potem wykończyli, ale upłynął jakiś czas. W międzyczasie poznałam mego męża, jak wyszłam z Pawiaka, jak mnie zwolnili.
W ogóle jak wychodziłam, to bałam się, że mnie ktoś śledzi. Jak szłam w kierunku czy domu, czy szukałam wejścia do jakiegoś gmachu, to patrzyłam na lewo na prawo, czy ktoś za mną nie idzie. W końcu weszłam do kościoła i zginęłam. To był dobry chwyt, jak wyszłam z ukrycia, to on już [prawdopodobnie] powiedział sobie: „A ta baba, niech sobie idzie”. Poszłam do mojej rodziny, potem pojechałam na wieś już i tam poznałam mojego męża, który był w Armii Krajowej. Jak się dowiedział, że zostałam aresztowana, [powiedział:] „Janka, ty musisz wstąpić do naszej armii, bez gadania, już!”. Wstąpiłam, to był dobry chwyt. Tam robiłam cuda.
Byłam konfidentem, donosiłam, co trzeba było, składałam raporty. Kochałam wojsko. Bo mój ojciec był w wojsku. Powiedziałam sobie: „Wojsko Polskie musi zwyciężyć i w ogóle Polska musi być! Jestem za tym, żeby Polska istniała dalej”. Ale Polska prawdziwa.
Jerzy.
Akurat szłam z Pawiaka i krążyłam po mieście i potem w kierunku dworca, jego spotkałam po drodze i on się opalał. Tak go poznałam, leżał na słońcu. Mówię: „Nie znam pana”. A on mówi: „Jestem Jerzy”, przedstawił się i zaczęła się rozmowa. Powiedziałam, że byłam na Pawiaku i właściwie jestem bez przydziału. Mówi: „Nie ma sprawy, już się załatwi”. Właśnie mnie chciał do armii. Tam poznałam Jurka mojego, który był bardzo dzielnym i pięknym chłopcem. Długo nie byłam mężatką, bo niestety potem się stało, co się miało stać.
Jak pierwszego dnia mnie poznał, to parę dni upłynęło. Powiedział do mnie: „Słuchaj, ty jesteś dzielna babka, musisz być w armii”. Mówię: „Już jestem w armii, proszę bardzo, do dyspozycji. Bo mam odwagę, której czasami ludziom”. Na ogół kobietom i mężczyznom. A ja byłam bardzo odważna.
Potem umówiliśmy się, że się spotkamy. Jak spotkaliśmy się, to wtedy powiedział: „Janka, ty jesteś wymarzonym obiektem, bo ty jesteś kobietą, jaką sobie wymarzyłem. Ty jesteś dzielna babka”. I tak.
Tak. [Zgodziłam się] wyjść za mąż bezwzględnie! Mam zdjęcie piękne.
Ślub był w jakimś kościele, w jakim to wiedziałam, ale już nie mam pamięci. Pamiętam tylko ślub, że jak odwróciłam się od ołtarza, widziałam tłum, to sypnęły mi się łzy. Pomyślałam sobie: „To już jest początek końca. To się wszystko jednego dnia skończy”. Czułam to po prostu. Czułam wewnętrznie, że się to wszystko skończy.
Mam to zdjęcie właśnie. Byłam bardzo elegancką kobietą, to przyznam bez żadnego [wstydu]. Pamiętam dokładnie, że lubiłam pięknie ubrane kobiety – skromnie, ale elegancko. Taka byłam. Ubrana byłam do ślubu też tak. Welonu nie miałam.
Tak. Było przyjęcie u mojej ciotki, z którą utrzymywałam kontakt. Mieszkała na Różanej i tam się odbyło wesele moje.
Wszyscy – koledzy mojego Jurka, z mojej rodziny ktoś był. Było bardzo fajnie, wesoło. Przede wszystkim bardzo kocham muzykę. Przyznam się, że bez muzyki nie istniałabym w ogóle. Przede wszystkim grałam – od tego trzeba zacząć – na fortepianie bardzo dobrze. U nas w domu był fortepian, jeszcze w Wilnie. Powiedziałam sobie: „Będę grała” i rzeczywiście grałam. W tej chwili już nie, ręce wysiadły, ale grałam niedawno, jeszcze mogłam parę lat temu grać.
Nie było na to czasu, nie było mowy o końcu wojny, to dopiero początek był wszystkiego, to się dopiero rozpętało. Czułam wewnętrznie, że muszę to, co wchodzi do rąk, łapać, bo mi ucieka. Urodziłam dziecko.
Na Różanej mieliśmy pokój bardzo ładny i tam mieszkaliśmy. Potem, przed wybuchem Powstania, Jurek zginął. Dlaczego zginął? Bo w armii przecież był, działał. Pomagałam mu, dopóki mogłam oczywiście, bo byłam w ciąży. Potem zaszłam w ciążę, urodziłam dziecko i poród, który odbyłam w czasie Powstania, to było coś niesamowitego. Dzisiaj kobiety tak się pieszczą, a czy tam była mowa o jakimś strachu, jakieś obawie? Urodzę, nie urodzę, urodziłam. Jurek, [mój syn], jest też dzielny chłopak. W Warszawie mieszka, jest adwokatem, ma kancelarię adwokacką, ma syna też adwokata.
[...] Jurek zginął w czasie Powstania Warszawskiego.
Nie, nie byłam, [...] ale wiedziałam, że nie żyje.
Ludzie chodzili, ciągle mieli kontakt ze mną, bo przecież wiedzieli, że jestem w ciąży, potrzebowałam opieki, ale opieka... Trzeba było liczyć na siebie tylko. Byłam taką kobietą, że liczyłam zawsze nie na kogoś, tylko na siebie. Jestem bardzo uparta, jeśli chodzi o te sprawy.
Nie. Na miejscu, gdzie mieszkaliśmy, ktoś po prostu przyszedł, bo nie zginął koło domu, tylko gdzieś dalej. Zabito go w czasie działań i chyba [ciało] przynieśli do domu. Przy tym nie byłam, byłam w ciąży już w ostatnich dniach. Potem w każdym razie przynieśli ciało jego.
Potem dopiero dowiedziałam się, wojsko mi pomogło. Wojskowi przywieźli jego ciało. W Sobieniach Biskupich jest pochowany.
I siostra zginęła też w czasie Powstania. Też była taka jak ja, podobny charakter miała.
Też była w Armii Krajowej, tak jest.
Jurek urodził się 15 sierpnia 1944 roku. Nie pamiętam nic.
Tak moja mama.
A potem wiem, że jeździłam gdzieś jeszcze. Usiłowałam nawiązać kontakty i potem Piotrków Trybunalski.