Jestem Jan Przygoda. Urodziłem się w 1925 roku w Warszawie.
[Byli] robotnikami.
Duża rodzina.
Tak, brat najstarszy był w wojsku w 1939 roku, wzięto go na wojnę. Służył w wojsku w [oddziale, gdzie były] takie balony z siatkami, co były puszczane, żeby samoloty nie [przelatywały]. Jak wojna zaczęła się, już Niemcy byli wkoło Warszawy, brat w wojsku, pobrali go do wojska drugi raz, [zabrali do] pociągu i wywieźli na Wschód. Tam już była Rosja. Rosja zajęła Polskę, wszystkich żołnierzy ciągnęli pociągiem do ruskich. Brat stamtąd uciekł, oddał wszystko, miał mundury nowe, bo był w tych balonach, jak one się nazywają, żeby siatkami po nich… balony były..
Tak, takie były specjalne [do] łapania samolotów.
Brat jeden był hydraulik, znaczy się robił, drugi brat był... Mój ojciec prowadził konną firmę. Trzeci brat (z chłopaków) razem pracował z ojcem na ulicy…
Na Opaczewską.
Normalny. Była duża szkoła, to była Opaczewska 2 czy 3. Mnie się myli. Wszyscy chodzili na Opaczewską do szkoły. Przed wojną moje dwie siostry zostały przeniesione (już były w siódmych klasach) na ulicę Tarczyńską na Ochotę, tam skończyły, a ja skończyłem szkołę na Ochocie, czyli na Opaczewskiej 1 czy 2.
Byłem w harcerstwie.
Przed wojną należałem do harcerzy, ale już wojna była.
Pamiętam, wszystko pamiętam.
Ojciec sad, czyli ogród, wziął w swoje ręce, komorne za to płacił. Byłem w ogrodzie u sąsiadki u pani Stefańskiej. Ojciec drzewa, które owoc dawały, wynajął, miał konie, bo się koniem zajął, żeby były konie.
Jeszcze się nie zaczęła [wojna], jeszcze nie wiedzieliśmy, że jest wojna, a już wojsko zajęło ogród, ten, co ojciec wynajmował drzewa. Byłem u sąsiadki, miała dwoje dzieci dużo młodszych ode mnie, mówią, że jest wojna – żołnierze powiedzieli: „Wojna jest, wybuchła wojna”. Jeszcze było przed wrześniem parę dni, już wojsko było, czyli już nasi oficerowie wiedzieli o tym, że jest wojna. Na Ochocie [to] było.
Tej ulicy nie ma chyba teraz, to już był koniec Warszawy, aleje myśmy nazywali to przed wojną, już zapomniałem, jak ta ulica się nazywa.
Dowiedzieliśmy się, jak byłem w ogrodzie, od tych państwa, co mieszkali w tym ogrodzie... było dużo tego ogrodu... Ojciec mój od Amerykanów wynajmował tam działkę, była duża działka.
Tak.
Mogę powiedzieć, jak Niemcy już weszli na Ochotę (zawsze się po wojnie stawialiśmy), jeszcze pierwsi żołnierze niemieccy szli na Ochotę przez Rakowiec, Okęcie do ulicy, jak kolejka przechodziła, kilka czołgów było spalonych, polscy żołnierze zabrali, zabili, dalej nie doszli.
Na Rakowcu, czyli na Ochocie; to jest Ochota-Rakowiec, jak jest osiedle wuesemowskie pobudowane przed wojną.
Ojciec miał konie, wozy, pracował w magistracie.
W czasie wojny to już nie pracował. Jednego syna (brata) zabrali do Niemiec.
Z pracy, miał po dziadku... Mój dziadek zmarł po wojnie. Dziadek miał dom, wszyscy mieszkaliśmy na Pruszkowskiej na Rakowcu. Gdzie kto mógł, to pracował.
Nie pracowałem.
Tak, jeszcze młody byłem, a później szkoła się skończyła w 1939 roku.
Na Ochocie, na Opaczewskiej. […]
Byłem w harcerstwie, a później, co robiłem – śpiewałem, ulotki rozdawałem, drukowaliśmy.
Ulotki były, już jak była wojna z ruskimi, że już niedługo Rosja Niemców wy-tego… Ameryka dojdzie z Zachodu.
Ulotki roznosiłem, śpiewaliśmy na ulicy, w tramwajach się śpiewało, żeby po parę złotych zarobić na papier, żeby było coś wydrukować, żeby można było nie kraść, ale żeby zarobić. Byłem niski zawsze, a umiałem ładnie śpiewać, już stary jestem, to już nie śpiewam. Śpiewałem [piosenki] [anty]niemieckie, przeciwko Niemcom wszystko. Zawsze się utargowało pieniędzy, ludzie nam dali, bo wiedzieli, na co my śpiewamy. Dużo młodzieży zginęło, ale w tramwaju przeważnie były jednoosobowe... Taki jeden tramwaj, było mało tramwai, jak przed wojną. Niemcy zabrali wszystkie nasze dobre tramwaje, a od siebie przywieźli, że wszyscy siedzieli na jednej ławie. Dwie ławki były, jedna z jednej strony, druga z drugiej, były niemieckie, z Niemiec przywieźli. A nasze wszystkie tramwaje zabrali.
Pamiętam.
Mieszkałem na Rakowcu.
To już wszyscy, jak [chłopak] należał do kogoś i przysięgę [złożył,] to już był żołnierzem.
Byłem młody, ale żołnierz, już [zaprzysiężony] mógł dostać broń, jakby była, bo broni było mało, ale już byłem żołnierzem.
Składaliśmy przysięgę na Rakowcu w spalonym budynku, budynek był WSM-u, to oni budowali budynki. Był spalony, tylko dach położyli, była taka stolarnia.
Jeszcze przed Powstaniem, myśmy tam się już zbierali.
Obcy to byli ludzie, przyszli do nas, ale myśmy nie wiedzieli, co to za [jedni], wiedzieliśmy, że Polacy, ale jak się nazywał, skąd przyszedł, to nikt nie wiedział.
Organizacja była PPS, jak bloki wybudowali, to było tam PPS, a ja mieszkałem koło bloków, myśmy mieli swój domek, dziadek właściwie. Myśmy mieszkali blisko osiedla. Przyszli ludzie i myśmy przy nich składali przysięgę.
Myśmy byli młodzi (jak powiedziałem na początku), [byliśmy] od śpiewania w tramwajach. Później [jako] starsi to już byliśmy ćwiczeni z bronią, jak trzeba broń mieć, że jak [chłopak] dostał broń, to żeby wiedział, co z nią zrobić. Miałem lat piętnaście, szesnaście, to jeszcze nie widziało się broni, ale później już każdy dostał broń do obejrzenia. Musieliśmy się ćwiczyć, jak jej używać, żebyśmy używali jej przeciwko Niemcom…
Trzeba było najpierw budować barykady. Ludzie wynosili wszystkie swoje szafy, nie szafy, wszystko się wynosiło na barykady. Wiedziało się, gdzie jest sklep z deskami czy z czymś, to wszystko się przywoziło. Młodzież, która nie miała broni, to musiała coś robić.
Dostawało się broń, ale broń trzeba było też zdobyć. To nie to, że [Powstaniec] dostał, chyba że ja miałem broń, a [inny] nie miał i mnie zabili, to moją broń dostał.
Od drugiego kolegi. To nie było tak, że [kolega] dostał broń [od kolegi], ale już [oddał dowódcy] i dostałem od dowódcy.
Bez broni budowaliśmy wszystkie skryty takie, dokąd Niemcy jeszcze.... Pierwsza była Ochota. Niemcy nas wygnali, bo myśmy nie mieli broni tyle, przede wszystkim cała [broń] była w Śródmieściu, a na Ochocie było mało ludzi. Jeszcze z Okęcia ludzie przyszli, kto miał broń, to przyszedł, też ludzie należeli do organizacji przeciwko Niemcom.
Atmosfera była... Tak jak my i jeszcze troszkę starsi, to było wesoło, bo Niemców dużo się wybiło.
Cywile cieszyli się, że młodzież idzie na barykady. Nie było tego, żeby ktoś powiedział: „Wy, szczeniaki, do piwnicy idźcie się schowajcie, a nie biegacie tu”. […]
Jeśli był dowódca i miał, powiedzmy, dwudziestu czy trzydziestu chłopców pod sobą, to musiał wiedzieć od kogo. Młodzi ludzie wszystko [dowódcy] donieśli, właśnie ich najwięcej zginęło. Przecież młodzieży zginęło dużo. Taki sam byłem. Młody wszędzie wszedł, Warszawę znał, nie bał się niczego.
Do samego końca byłem na Starym Mieście. Ze Starego Miasta wszystkim na Politechnice zabierali broń, wszyscy szli później na dworzec na Ochocie, stamtąd wywozili ludzi.
Jako żołnierz.
Powstanie było do końca... już ostatnio było biedne, nie było do broni, amunicji.
Ludzie, co nie brali udziału, nam dawali jedzenie. Wszystko było w piwnicy, ale każdego żołnierza... Wszyscy [nie] byli ubrani w mundury, ale [walczyli] w cywilnych ubraniach, żołnierz miał czapkę biało-czerwoną, ludzie go szanowali. Ludzie bardzo szanowali Powstańców, bo jednak, już nieraz słyszałem, że ludzie Powstańców wyrzucali – nieprawda. Zobaczyli młodzież, młodziutkie dziewczyny po szesnaście, siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście lat, to wszystko była młodzież, wszystkie dziewczyny były [młode], bardzo dużo było sanitariuszek.
Pamiętam, ale już nie żyją.
Miałem zapisanych.
Wszyscy byliśmy młodzi, to wiedzieliśmy, że w razie skończymy Powstanie, wygramy, bo myśmy liczyli na to, że wygramy, że jeszcze ruskie Wisłę... Zginęli nasi żołnierze przez ruskich, dużo [naszych żołnierzy] ruskie wybili, nie dali się wrócić, bo Niemcy strzelali z jednej strony, a ruskie z drugiej strony do żołnierzy, którzy przepływali Wisłę. Bo byli w Warszawie, ale było mało – ruskie nie zezwolili na pewno, żeby przyszli żołnierze z Zachodu.
Nasi żołnierze, którzy byli w armii, to jeszcze do Warszawy nie doszli, ale ci co poszli do Ameryki inną stroną z generałem, których ruskie zwolnili do Ameryki, a połowa została u nas w Warszawie, [właściwie] w Rosji. Ich umundurowali, i to byli żołnierze polscy, czyli dostali znak, że to jest Polak, ale inny był orzeł, orzeł był rosyjski, to w wojsku naszym już go nie trzymali, tylko był nasz orzeł w wojsku, ale bez korony, a tam był inny orzeł.
Tak, pociągiem.
Jak Niemcy [ładowali ludzi] do pociągów, myśmy uciekli. Aha! Jeszcze fruwały trzy samoloty rosyjskie, pościgowe takie, […]bo dużo było rosyjskich samolotów dwupłatowców, rzucili troszkę broni, amunicji, ale bombowców nie było.
Tak.
Amerykańskich więcej było jak rosyjskich, ale były rzucane rosyjskie.
Nie, jeśli przejął ktoś kilka ulic dalej, ludzie zebrali to, co było, to później rozdzielał, to nie było tak, że wszystko zabrał, że miał pistolet, jeszcze mu karabin dać czy tam coś.
Byłem w takim oddziale, że na miejscu się nie siedziało.
To nie to, że [Powstaniec] siedział, bo był na pierwszej linii, musiał przejść, nie miał broni, ale to nie była sztuka mieć broń, była sztuka papiery przenieść do innego dowództwa, bo tamci mieli inną znowuż robotę.
Dlatego tak wzięli, byłem taki, że kilka dni nie byłem w ogóle w swojej jednostce, tylko w terenie niemieckim byłem w Warszawie, nie można było przejść przez to.
Nie.
Nic. Właśnie powiedziałem, że Rakowiec to był ostatnia belka drewna, koniec Warszawy, bloki były, jeszcze było tysiąc metrów do końca granicy i już było Okęcie, tam już było inne [otoczenie], już nie wszedł, bo już Niemcy stali, jeszcze nie było Powstania, później stali.
Nie. Broń... jak już później był koniec Powstania... ze Starego Miasta jeszcze najwięcej się gnieździło, bo co uciekło przez Wisłę, przepłynęło, to przepłynęło, a reszta się utopiła w Wiśle, ale dużo uciekło, do armii polskiej poszli. Później jeszcze kolegę spotkałem, który był w Powstaniu w Warszawie.
W pociągi nas wsadzili, gdzie nas wieźli, to nie wiedzieliśmy. Skąd mogliśmy wiedzieć. Powstańców do pociągu wszystkich brali jako żołnierzy. Latały, właśnie powiedziałem o tych samolotach rosyjskich, to były małe ścigacze jednosilnikowe, ale takie, jak to mówi się, był ścigacz. Oni za naszym pociągiem zaczęli walić z karabinów maszynowych, tak że lokomotywę ubili. Jak pociąg przestał [jechać]... na każdym wagonie był jeden żołnierz niemiecki, a wszystko było zamykane na druty, zamknięte były drzwi, nie otworzył tych drzwi. Te trzy samoloty...
Dużo uciekło ludzi.
Dużo ludzi uciekło, dlatego że Niemców było mało, bo tylko na każdym wagonie jeden Niemiec siedział, wszystko było zadrutowane.
Jak to powiedzieć − gdzie była fabryka przewodów.
Za Pruszkowem.
Pół kilometra przed tym wszystko uciekało. Myśmy uciekli, jak to się mówi – jak się dało, tak się uciekało; kto gdzie [mógł] uciekał, jeden w tą, drugi w tamtą, jeden drugiego nie prowadził. Nas trzech było, do księży poszliśmy, księża nasi mieszkali, myśmy się tam schowali na trzy dni. Pytamy się, jak do Warszawy dojść, bo to było później przez pola do Warszawy, niedaleko było, ale trzeba było przejść. Troszkę [księża nas] podżywili, umyliśmy się, chodu do Warszawy. Doszedłem do kościoła za Okęciem, ludzi pytam się, bo poznałem ludzi w kościele, czy to jest warszawiak, czy nie. Dowiedzieliśmy się, że tu jest bardzo dużo ludzi warszawskich, bo Niemcy nie wszystkich zdążyli wziąć do obozu. Tak jak moja rodzina, czyli braci nie było moich, ale mama była, tata był, dziadek.
Tak. Właśnie znaleźli się w tym miejscu, gdzie mówię.
Za Raszynem był kościół raszyński. Powiedziałem, że my jesteśmy z Warszawy, już poznał, że to są miejscy ludzie, mówią, że tu jest dużo ludzi z Warszawy. Znalazłem ojca, matkę, dziadka, [jedną] siostrę jeszcze, a reszty nie było, do Niemiec wywieźli. [Drugą] siostrę do Niemiec wywieźli.
Po Powstaniu, już Powstanie było skończone. Skończyło się Powstanie i wszystkich Niemcy wywozili, mnie też wywozili, ale jak pociąg... samoloty rozwaliły lokomotywę, bo oni tak strzelali, żeby lokomotywę zatrzymać, oni wiedzieli, że ludzie są.
Pocisk jeden wpadł w nasz dom, ale później.
Byłem po Powstaniu, mogłem iść do szkoły, nie poszedłem. Byłem w Warszawie, pracowałem w Warszawie za bochenek chleba dla całej rodziny, bo mój dziadek był stary, ojciec stary, mama stara, a chłopaków, braci nie było. Siostra jeszcze była w Niemczech, jedna najmłodsza siostra była w domu przy matce. Jakoś tak było, że brat co był przez Polskę do ruskich wywieziony, to on był później w Powstaniu, pracował jako furman, węgiel woził, znaczy [opał], bo Niemcy też dawali [opał] na zimę.
Jak już doszedłem do narzeczonej, a pracowałem później już sam, poszedłem do pracy do drukarni, bo mnie drukarnia w oczy, w głowę tak wpadła… W czasie wojny, jak Niemcy jeszcze byli, to byłem tam całym mechanikiem w takiej drukarni, cośmy robili, to żeśmy drukowali. Byłem pierwszym bojowcem przy tym – i w piwnicy, i tu i śmu… Wszędzieśmy drukowali. Cośmy wydrukowali, z miejsca dawaliśmy jeszcze młodszym, żeby to do tramwaju i żeby na „cycku” jechał (jak to się mówiło przed wojną). „Na cycku” [jechał], miał ulotki, rozrzucał, jak tramwaj [jechał], i wyskoczył. Motorniczy już wiedział, że już są Powstańcy (bo to jeszcze nie było Powstania), to już mówi: „Zaraz dzieciaki powyrzucają ulotki, trzeba wolniej [jechać]”. Zwolnił, oni powyskakiwali, sam również wyskakiwałem. Później poszedłem [pracować] do drukarni, bo mnie drukarnia w głowę weszła…
Ponad pięćdziesiąt lat. Długo pracowałem. Do końca Warszawy. I już… Podziękowałem. Później prosili, żebym przyszedł, ale mówię – już nie.
Powiem szczerze… [W moich młodych latach] młodzieży aż ręce się trzęsły, żeby było Powstanie, żeby Niemców wygnać. Ale młody człowiek nie myślał o tym wszystkim, o czym myśleli starsi. Starsi po to myśleli, żeby stanąć przeciw przeciwnikowi nie na baczność, tylko z bronią, a myśmy broni nie mieli. Broni było mało… Żeby więcej broni było, młodzieży by tyle nie zginęło. Teraz mało chodzę na cmentarz, na Powązki, ale zawsze chodzę do swoich kolegów, przyjaciół – dziewczyny, chłopaki… Żaden się nie bał. I jak dziś tu jestem, [myślę], że młody człowiek niczego się nie bał. Dlatego zginęło tyle młodzieży. Dziewczyny się nie bały – miała tylko bandaże, nic więcej i szła. Razem szła z tym, co miał automat czy karabin, czy rewolwer; szła, bo liczyła, że on nie tylko ją obroni, ale jeszcze dużo [innych] obroni. I młodzież śpiewała, ze śpiewem szła na barykady. Dziś jak nieraz mówią, żeby tak wszystko było nagrane i zrobione, że jak młodzież płakała i szła na barykadę… Tego nie pokażą…