Helena Tyrała

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Helena Tyrała.

  • Co siostra robiła przed 1 września 1939 roku? Gdzie siostra mieszkała, gdzie chodziła do szkoły?

Okolice Częstochowy, Krzepice. Byłam u rodziny.

  • Mieszkała siostra z rodzicami?

Tak.

  • Jak się rodzice nazywali?

Małgorzata i Franciszek Tyrała.

  • Miała siostra rodzeństwo?

Tak, siedmioro nas było. Jeden braciszek zmarł wcześnie, a sześcioro nas dotrwało do końca. Ja jestem ostatnia.

  • Gdzie siostra chodziła do szkoły?

Starokrzepice, łącznie Krzepice. Okolice Częstochowy.

  • Gdzie była siostra, kiedy wybuchła wojna? Co siostra robiła 1 września?

To trzydziesty dziewiąty rok, to była Warszawa.

  • I co siostra tam robiła?

To była praca i codzienna, i zewnętrzna, tak że byłam razem z siostrami w domowym. Wszystkie prace domowe wykonywałam i to, jaka wola Boża była dla mnie.

  • Czy miałyście siostry...

Tak, tam miałyśmy szpital i równocześnie byłam, włączałam się i pracowałam w domowych pracach i przy gotowaniu, przyrządzaniu posiłków, przy chorych byłam. Tak że wszechstronnie, tak jak była potrzeba domowa.

  • Jak siostra pamięta okupację?

Na ogół dobrze, bo nic takiego nie było tragicznego. Przeżycia były osobiste, takie wewnętrzne, ale na ogół dobrze.

Głos z boku: O Mocarzewie niech siostra powie.

A, o Mocarzewie, tak.

  • Co się tam działo?



Głos z boku: I o Niemcach! I o Niemcach w Mocarzewie!

Właśnie tam pierwsza patrol niemiecka przyszła do nas i wtedy wystąpiła przełożona. Pytali o podpisanie listy, więc siostra przełożona powiedziała, że Polkami urodziłyśmy się, Polkami jesteśmy i pozostajemy do końca Polkami. Tak że nie było żadnej podpisanej listy ani nic. Pracowałyśmy normalnie, tylko pod okupacją niemiecką, Niemcy były na terenie naszym.

  • Miała siostra jakiś kontakt z Niemcami?

Specjalnie nie. Tylko jak jakiś złączony z pracą czy przesłanie jakichś… Często byłam łącznikiem, z jednego domu byłam najmłodszą siostrą, więc mnie było najłatwiej nieraz przesłać coś, przenieść czy tam podać. Tylko tym łączyłam się, a tak to byłam raczej w domu zakonnym, razem z siostrami.

  • A gdzie na przykład siostra chodziła i co przenosiła czy jakie wiadomości?

W naszym domu był szpital i było AK, więc jak czasem trzeba było coś pomóc, a łączniczek było za mało nieraz, no to trzeba było jakąś najmłodszą, więc mnie nieraz proszono. To było tajemnicą, ja nieraz też przenosiłam i też nie wiedziałam, co niosę, tylko do naszego punktu dochodziłam, tam gdzie pracowałyśmy, na naszym terenie to się odbywało. Ale tak...

Głos z boku: Przynosiła siostra papiery tutaj schowane.

A to tak. Przenosiłam pod habitem. Ale nikt nigdy kontroli takiej... W takim szczęśliwym byłam położeniu, że tylko raz jeden, kiedy byłam zaatakowana, pytano mnie, czy mam pieniądze. Ja mówię: „Tak”.

  • A kto siostrę zaatakował?

Pokazałam przy przejściu, jak przechodziłam z jednego do drugiego… Więc pokazałam to, co mam. „Czy siostra nic…” To była wytypowana Reichsdeutsch. W każdym razie mnie pytała: „Czy siostra nie ma nic już przy sobie?”. – „Jak pani uważa, niech szuka”. A modliłam się bardzo do świętego Antoniego i dosłownie taki odruch był mój, że: „Jeżeli mi nie przyjdziesz z pomocą, nie wyjdę stąd o własnych siłach”. Bo miałam większą sumę, którą przewoziłam do Warszawy (wtedy właśnie tam wyjeżdżałam). I nie wiem, bo to, co się wtedy działo ze mną, to nie umiem powiedzieć [wytłumaczyć], bo jechałyśmy statkiem i ktoś podszedł do mnie. I dosłownie powiedział mi: Weź te pugilares z pieniędzmi, przypnij pod lewą rękę, na koszulkę. I ja nic, bez słowa. Była przełożona, była siostry, do nikogo się nie zwracałam, tylko do kieszeni wzięłam rękę, wyjęłam, wzięłam pieniądze, powiesiłam, przypięłam sobie i dalej normalnie. Ale za chwileczkę podeszłam do siostry przełożonej i mówię: „Czy siostra przełożona była może u mnie? Czy przekazywała mi coś?”. – „Nie”. Więc zostawiłam i to wszystko. W tym szczęście było, nie tylko, że jak kontrol była, kiedy pod prawą rękę mi podchodzili – pani była właśnie wtedy – podchodziła mnie pod lewą rękę. Mnie ktoś tutaj, w biodrach, nie wiem, bardzo silnie ktoś uchwycił, obrócił mnie twarzą do tej, która mnie kontrolowała, i z powrotem zobaczyła pod tą samą, prawą ręką, pomyślała, że to jest lewa, bo ja byłam odwrócona, i te pieniądze nie były ruszane. Ja z tymi pieniędzmi tak do Warszawy przyjechałam.

  • Czy była siostra wtedy – w czasie okupacji – świadkiem jakichś zbrodni wojennych popełnianych przez Niemców?

Nie, na naszym terenie nie było nic takiego, nie działo się. Nie, nie.

  • Było raczej spokojnie?

Raczej spokojnie było. Tak że wypadków żadnych nie było; nawet nie było nic, ani z cywilnymi osobami, ani z siostrami. Nie zwróciłam uwagi i nic nie było, nic mi przekazywane nie było, żeby się tam coś takiego specjalnego działo. To znaczy byłyśmy jako AK, ale z Niemcami nie miałyśmy specjalnie żadnej styczności.

  • A na czym jeszcze polegała ta pomoc sióstr dla akowców, dla polskiego podziemia?

Jakaś pomoc żywieniowa czy cokolwiek, o co prosili, wykonanie jakiejś pracy, to myśmy wykonywali. Jak pisemną, no to siostry były wytypowane. No i w ogóle jako pielęgniarki siostry były, tak że raczej była taka praca rodzinna, domowa.

Głos z boku: Pralnia i szwalnia!

Pralnia, tak. Szwalnia, tak tak. Dziękuję siostrze.

Głos z boku: I pralnia!



  • A gdzie zastał siostrę wybuch Powstania? Jak siostra pamięta sam 1 sierpnia?

Warszawa, Żoliborz.

  • I skąd siostra wiedziała, że to już wybuchło Powstanie?

Nie wiem, właśnie taki szczegół był przed samym chyba wybuchem Powstania. Nasz dom był tak budowany dziwnie, te okna były tak jakoś ustawiane, że począwszy od pierwszego pokoju, który był na zewnątrz ogrodu, na zewnątrz instytutu, gdzie tam Niemcy byli, przez całe nasze… no całe pomieszczenia idą na ulicę...

Głos z boku: Stołeczną.

Tak, tak samo. Był przestrzał. Ze strony instytutu był Niemiec, który strzelał bez przerwy. I on przestrzelił przez te wszystkie szyby, okna, na ulicę na Krasińskiego, z drugiej strony. I wtedy tam był wypadek, bo ten strzał trafił kogoś, jakiegoś żołnierza niemieckiego. No i wtedy właśnie przyszła kontrol, bo myśmy miały siostrę Rafaelę, więc ona objęła zaraz dom nasz i kontrol niemiecka jak była, to nie przepuściła ich, tylko była razem z nimi i ich prowadziła. I wszystko wtedy im pokazała. Więc wtedy właśnie im się oczy otworzyły, że właśnie ten – nie chcieli uwierzyć! – który strzelał, on wystrzelił, ten strzał był jego. Przyznał się, że to jego był właśnie wystrzał na ulicę Krasińskiego i tam właśnie był… Nie był zabity, ale był bardzo ciężko ranny nasz żołnierz.

  • Co się z siostrami działo po wybuchu Powstania?

Proszę?

  • Co się działo z siostrami po wybuchu Powstania? Bo nie były siostry cały czas w klasztorze zmartwychwstanek?

Po Powstaniu?

  • W czasie Powstania, po wybuchu Powstania. Co się działo?



Głos z boku: Powiedz, jak się przenosiły siostry...

Od samego początku… W ogóle nasz dom był trzypiętrowy, więc po piętrze schodziłyśmy w dół, a oni schodzili piętrami w dół na nas. I tak było nasze wyjście na Krasińskiego. Wyszłyśmy… Ale to już kanałami. Potem były wyjścia do placu Wilsona, to było kanałami, a na zewnątrz to się nie zawsze zdawało, bo Niemcy bardzo atakowali. Tak że wiem, że jak ja raz przebiegałam, to dostrzegł mnie myśliwiec niemiecki. I wrzucił bombę, ale ja zdążyłam wpuścić się w dół i szybciutko odbiegłam, tak że kanał był przecięty, ja już się nie wydostałam, tylko na zewnątrz. No ale wtedy wojsko, to znaczy AK, przyszło mi z pomocą i wtedy uchronili mnie, tak że nic mi się nie stało. To tylko jeden jedyny raz taki był.

  • Niebezpieczny?

Tak, tak. Ale tak to nigdy się nic nie stało, było dobrze.

  • I gdzie potem siostra była? Gdzie się przeniosłyście?

Stopniowo przenosiłyśmy się na tereny Żoliborza. Ostatni był na...

Głos z boku: [Krechowieckiej].

Na [Krechowieckiej], tak.

  • I tam był szpital? Siostry zorganizowały szpital?

Tak, cały czas przenosiłyśmy się ze szpitalem. Nic przez cały czas nikomu, ani z rannych, ani z sióstr, ani z cywilnych, nikomu się nic nie stało. Nikt nie był draśnięty. Nic! Ani między nami, ani z zewnątrz, nic nikomu się nie stało. Szczęśliwie przetrwałyśmy cały czas.

  • Jak siostra wspomina warunki, jakie wtedy panowały? Na przykład jak było z żywnością, z dostępem do wody?

Było bardzo nieraz trudno. Ale tak jakoś organizowali sobie między nami, wojsko przychodziło z pomocą. Nie czuło się tak specjalnie. Były takie momenty, były dni takie, że nie było dostawy, z żywnością było dość trudno, ale wtedy… Ja przyznam się, że miałam taki żorżetowy fartuszek, dosyć mocny był i ja w tym fartuszku to najczęściej kanałami przechodziłam i przenosiłam chleb. Czy to siostrom, czy gdzieś ranni nasi byli – najczęściej. Najmłodsza byłam, więc najsprawniej to było jakoś, tak że udawało mi się parę razy przedostać i siostrom przenieść. I do szpitala.

  • Sama tak siostra chodziła kanałami?

Samiuteńka.

  • Nie bała się siostra?

Nie mógł nikt ze mną być, bo ja już tylko mogłam. Wiedziałam, [znałam] tereny, gdzie mogłam się spuścić, gdzie mogłam pójść. Były takie możliwości z naszego domu, zejście było w dół tylko w jednym kierunku, w lewą stronę. Tak byłam pouczona, bo w prawą na miasto bym wyszła, tak że bym zginęła, nie trafiła do domu. Bo w podziemiach to było bardzo skomplikowane, przejścia były, tak że... Biegałyśmy tylko na terenie naszego Żoliborza.

  • Siostra zajmowała się między innymi gotowaniem. Co na przykład? Jak wyglądała ta kuchnia u was w szpitalu?

Normalnie. Miałyśmy taką podwójną, przenoszona była, i elektryczną. Tylko na miejscu miałyśmy techników, no to ja już naprawdę... To było wprost cudowne wszystko to, co się robiło nieraz. Nieraz byłyśmy w beznadziejnych chwilach, że [myślałyśmy]: „Co my tym rannym damy? Co będziemy miały? No nie wiem”. I takie momenty przychodziły. A to łączniczki przybiegły, a to ktoś przyszedł, ktoś nam doniósł czy skontaktowała się z nami... Bo na samym terenie, na Żoliborzu miałyśmy dostęp i tam mogłyśmy się łączyć i porozumiewać, tylko dalej to nie, tylko na samym terenie na Żoliborzu. Łącznie z naszym domem i placem [Wilsona].
  • Co siostra gotowała?

To było różnie. Najczęściej to zupki były albo takie Eintopf (jak się mówiło zawsze), łączone było coś z drugiego dania czy jakiś kawałeczek mięsa gdzieś ktoś zdobył, ktoś przyniósł. Starałyśmy się, żeby to jednolite było. Nie było [niezrozumiałe]. Początki jeszcze były łatwiejsze, bo było jeszcze dużo zapasu z domu, z internatu miałyśmy, to jeszcze korzystałyśmy z tego pożywienia, a już potem zdobywałyśmy. Tak że było nam już bardzo trudno, to już tylko były jakieś takie bardzo skromne zupki. Potem, od czasu do czasu, byli spadochroniarze, co spuścili nam jakąś żywność, bo szpital był informowany. Gdzie był szpital, to dostarczano nam niekiedy troszkę żywności. Robiłyśmy wszystko, żeby tylko podtrzymać siły rannych i wojsko. Żeby jakoś oni... Front był nieustannie, był czynny cały czas.

  • Jakie to zupki siostra gotowała? Co to były za zupy?

Normalne.

  • A z czego?

Z kaszy najwięcej i z mąki. No bo nie było już jarzyn, na początku jeszcze urozmaicenie jakieś było, czy jarzynówki, czy coś, to można było zrobić. Ale potem to już robiłyśmy takie zupki łączone razem z drugim daniem – ten Eintopf taki. I to pożywne było bardzo, tak że... Ale już były porcjowe, tak że nie było tak, jak początkowo, że można było sobie pozwolić. Ktoś pragnął jakąś dolewkę czy coś, to całym sercem, ale potem musiał już każdy ograniczać się w takiej sytuacji, jaka była.

  • Kiedy zaczęły się te problemy? Kiedy zaczęło być ciężko z jedzeniem?

Nie było to tak długo... No bo myśmy utrzymywały szpital i w ogóle kto był głodny, jak przychodził – wojsko przychodziło, chłopcy przychodzili – to przecież gdzie byśmy wypuściły głodnych! To myśmy w ogóle ograniczały się, jak tylko mogły. Naprawdę już każda siostra, co tylko mogła, chowała, żeby tylko potem podać komuś, żeby wyjść z pomocą. Tak że nie było tak ciężko, żeby ktoś naprawdę u nas umierał z głodu. To było niedopuszczalne, bo jakoś gdzieś tam, z podziemia gdzieś, wydobywałyśmy. Bardzo nam pomagali nawet ludzie cywilni. Niektórzy, co mieli w schronach pochowane... Schrony były niesamowite, przebogate. Myśmy nie dochodziły do tego, tylko po prostu później były łączniczki, pielęgniarki czy [ktoś], dostarczały olej i wtedy jak nam coś dostarczyli, to myśmy przerabiały, organizowały tak, żeby w miarę możliwości i szpital troszkę skorzystał, no i żeby też utrzymać siostry, które były. Nie było nas dużo. W samym szpitalu było jedenaście sióstr zaangażowanych, a reszta to już było na koszt grupy, już same się utrzymywały czy w ogóle ludzie już cywilni [wspierali], gdzie siostry się znajdowały. Ale nas, ze szpitalem, było jedenaście sióstr.

  • A jakie było wyposażenie tego szpitala, jeżeli chodzi o środki opatrunkowe, o leki?

No było bardzo trudno, ale naprawdę, w miarę możności, starali się bardzo wszyscy. Lekarzy chyba było pięciu czy sześciu. Ale lekarze byli wspaniali! W ogóle oni dostarczali gdzieś, też mieli środki, gdzie tylko mogli, to bardzo starali się, żeby podtrzymać siły i żeby zakażenie się nie dostało. Na każdym kroku można było nabyć naprawdę nie wiadomo jakie niespodzianki, ale nie miałyśmy takich specjalnych wypadków, żeby było… Nie, było bardzo spokojnie, dopóki właśnie była taka obsługa nasza, jak była od początku szpitala, to było wszystko bardzo szczęśliwie i dobrze.

  • Czym się siostra dokładnie zajmowała jako pielęgniarka? Jakie były siostry obowiązki jako pielęgniarki?

Właściwie wszystko – mycie, ubieranie; byli tacy chorzy, u których trzeba było wszystkim się zająć, to były dyżury. Dzień i noc miałyśmy. Ja przeważnie byłam w nocnych dyżurach. Ale naprawdę nigdy nie było takiego stanu, żeby być w takiej beznadziejności, bo zawsze skądś jakaś pomoc przyszła. Naprawdę dostarczali nam.

  • Jak dużo było rannych w szpitalu? I ile było miejsc?

Już teraz to mi jest trudno powiedzieć, ale naprawdę sporo było. Początkowo było bardzo dużo, potem już było podzielone troszeczkę. Dwie czy trzy grupy takie były, bo nie było pomieszczenia, nie było gdzie się... To bloki, które były jeszcze możliwe do zajęcia, to tam [też zajmowaliśmy]. Bardzo ładnie ludność cywilna wychodziła nam naprzeciw. Oddawali swoje pomieszczenia, więc to było dla rannych – pomoc była przeogromna.

  • A co to były za grupy, na które to było podzielone?

Normalnie. Ludność cywilna z terenu żoliborskiego.

  • Ale siostra mówi, że szpital był podzielony czy pacjenci na trzy grupy.

Nie nie, to nie było tak specjalnie, tylko miejsca nie było na całą ilość, tylko musieli [podzielić]. Jedna ulica zajęła się tym, druga zajęła się tym, był dalszy ciąg. Szpital był jeden, tylko tyle że musieli [podzielić]. Nie było miejsca dla wszystkich w jednym pomieszczeniu.

  • A jak często przychodzili do was Powstańcy?

No to było codziennie. Codziennie byli.

  • Jak siostra to wspomina? Co oni mówili?

Ja zaliczam to do moich najmilszych wspomnień i najbliższych sercu – że mogłam służyć. I każda nasza siostra i ci, którzy byli na naszym terenie cywilni, to – nie wiem – nigdy nie było żadnego jęku, żeby ktoś powiedział, że zmęczony czy coś, że nie może. To było nie do pomyślenia. Każdy całym sercem szedł.

  • A jak wyglądało życie religijne sióstr? Był z siostrami ksiądz?

Pan Jezus był zawsze z nami. Gdzie myśmy się ruszyły, gdzie były – tam Pan Jezus był. Dostęp do pana Jezusa miał każdy. Kto pragnął, zawsze mógł przyjść. Pokoiczek był zawsze przygotowany dla pana Jezusa. Tak że to była radość przeogromna, jak w chwilach wolnych mogliśmy się przedostać i jeszcze pójść. [Miejsce] trochę zaciemnione było, żeby niedostrzeżone było, żeby nam nie zniszczyli tych pokoi.

  • A jak one wyglądały? Ten pokoik na przykład, jak on wyglądał?

Normalnie. Bardzo milutki, normalny pokój, tylko tyle że dla Pana Jezusa trzeba było dać… Były jakieś stołeczki, były jakieś klęczniki, gdzie początkowo było... A tak, taki rodzaj kapliczki był. Tak prowizorycznie tylko się robiło wszystko.

  • I był kapłan z siostrami?

Oj nie, nie zawsze.

Głos z boku: Zawsze!

To znaczy się – był może w częściach, to znaczy dostęp do kapłana był wszędzie. Przychodzili do nas, na każdy moment był kapłan – czy dzień, czy noc był. Ale nie wszyscy mieli z nim styczność, żeby razem być, bo nie było nawet tych pomieszczeń. Były miejsca takie, gdzie był kapłan, gdzie byli lekarze, gdzie były siostry... No ale też się musieli rozlokowywać tak, żeby... Nie mogli zajmować sali wszyscy, tylko dzielili się jak mogli, żeby każdy miał dostęp do lepszego, do łatwiejszego jakiegoś umieszczenia.

  • Organizowały siostry msze święte?

Tak.

  • Jak często?

Starałyśmy się, jak tylko to było możliwe, codziennie. Dopóki to tylko było możliwe, tośmy się łączyły jak najbardziej.

  • A przychodziła też na nie ludność cywilna i wojskowi?

Mało. Nie miałyśmy kontaktu. Tylko teren szpitala i siostry pielęgniarki, te które były, lekarze. No i wojsko, które było. Wojsko bardzo korzystało nieraz. Naprawdę to były takie bardzo wzruszające nieraz momenty.

  • A może siostra opowiedzieć o tych wzruszających momentach, jak przychodzili wojskowi do sióstr?

Tak, to jest normalne. Przyszli jak nasi bracia, normalnie. My częstowałyśmy, czym miałyśmy, cośmy mogły... Oni z przyjemnością korzystali z tej dobroci, z uprzejmości sióstr. Miałyśmy przedobrą siostrę przełożoną i w ogóle siostry, które naprawdę oddawały wszystko, co miały. Gdzie co zdobyły, to zawsze łączyły. Szpital był oddzielony od naszych sióstr, ale zawsze ta łączność była, bo zawsze siostra przełożona czy siostra prowincjałka przysyłała do nas, czy nie ma jakiejś potrzeby. No to mówię, że właśnie ja najczęściej byłam wytypowana, w tym fartuszku chleb przynosiłam. Gdzie owało chleba, tam nosiłam.

  • A jak się nazywały siostry, które z siostrą były?

O Jezu, niech mi siostra dopomoże, bo siostra pamięta.

Głos z boku: Floriana...

Ale były przemiłe, przedobre, święte siostry starsze. Naprawdę dzień i noc służyły każdemu, nikt nie odszedł głodny, a nawet jeszcze zdobyły się na jakieś przysmaki. I jeszcze potrafiły: to temu, ten lekarz czy ta pielęgniarka… „Tak leci! Ona się przewróci! Niech siostra idzie i jej zaniesie jeszcze tam coś”. No to ja całą duszą i sercem poleciałam i zaniosłam. No były wzruszone wszystkie, tak że miłość to była przeogromna. Naprawdę, jak w katakumbach, dosłownie było, w czasach pierwszych chrześcijan. Tak kochałyśmy się wszystkie i jedna drugiej służyła, naprawdę. Powstania nigdy nie zapomnę!

  • A miałyście siostry dostęp do pracy podziemnej? Do radia?

Tak, do radia. Dopóki tego nam nie zlikwidowali. Bo jak przyszli, zajęli, no to przecież nie mogłyśmy nic. Ale to, cośmy mogły, to żeśmy korzystały do ostatniej chwili.

  • A czego słuchałyście? Co to były za audycje?

Czasem były spoza [kraju]. Jak się udało zagraniczne, to nawet to zdobywały siostry. Kontakt jakiś był, ale łączyłyśmy się tylko. Ale od nas, no to... Naprawdę, nieraz było mało czasu na to wszystko, były tylko jednostki, które czuwały i przekazywały nam wiadomości. To tylko wtedy mogły nam przekazać, gdzie co się działo czy jak, bo tak to nie mogła sobie siostra pozwolić żadna. Bo to jednak, gdzie byłyśmy, przesuwałyśmy się, tam musiałyśmy od nowa zaczynać – przygotowywać pomieszczenia i wszystko. Tak że tam była praca przeogromna. To nie było tak, że na gotowe myśmy gdzieś poszły, bo zniszczenia były ogromne.

  • Dużo razy się siostry przenosiły?

Nieustannie. Z sześć razy chyba było na terenie Żoliborza. To było bardzo trudne. Ale było szczęśliwie, że nikomu się nic nie stało. Mówię szczególnie o rannych.

  • A jak siostry to organizowały, te przenosiny? Z rannymi...

Wspaniale, bo były już przybite do placu Wilsona, już podziemia były też. Ale nasi akowcy, zewnętrznie nawet, jak była taka cisza, no to mogli [pomóc]. Jak coś przewrócili, przenieśli, no i w podziemiach przenosili, to wojsko, akowcy przychodzili nam z pomocą i oni przenosili. Jak coś takiego było trudnego czy coś, no to zawsze siostra Rafaela zgłaszała czy zgłaszały siostry przełożone, czy coś takiego było, czy nam czegoś było. To oni, z trudem wielkim nieraz, ale... Nie pamięta się już tego, trudów, które były, bo naprawdę przeżywamy to wszystko tak, z największą miłością, bo to było tak doręczane nam, że myśmy nie pamiętały już tego trudu. To już ginie teraz, to co było. Niesamowita była naprawdę miłość i dobroć, jedna drugiej, no i osób cywilnych, które z nami były, lekarzy... No i w ogóle wojsko, jak akowcy przychodzili, to bardzo nam dużo nieraz pomagali, podrzucali jakąś żywność czy coś; gdy dostali, to się dzielili zawsze z nami. Od czasu do czasu potem, jak spadochrony były, to my dostawałyśmy [żywność], ale to były mizerne, strasznie mizerne – ani to kasza, ani nie wiadomo, co to było. No ale robiłyśmy to, gotowałyśmy rodzaj takiej zupki, dawałyśmy tej biedocie, no bo byli ludzie, masę było tego narodu, nie mieli, nie było nic. Dosłownie jak ktoś dostał kubeczek, to już było bardzo dużo, jak wypił sobie troszeczkę takiej zupki, zalewajki takiej.
  • Nie słyszała siostra narzekań ze strony ludności cywilnej?

Nie.

  • Nigdy?

Nie. Raczej naprawdę była pomoc nieustanna jedno drugiemu. Ale tak, żeby… Naprawdę każdy zdobywał, co mógł, żeby nikt nie był pokrzywdzony, żeby każdemu pomóc. Dużo pomagało zgromadzenie, bardzo dużo. Dopóki miałyśmy to, cośmy tyko wyniosły z domu, tę żywność, to bardzo dużo [pomagałyśmy]. Właśnie siostry były tam na tych terenach, naprawdę pomagały bardzo dużo. No i dużo osób cywilnych się włączało.

  • Jakie wieści dochodziły do was z innych dzielnic? Wiedziałyście o tym, co się dzieje w reszcie Warszawy, poza Żoliborzem?

To znaczy, jednostki, które łączyły się, donosiły nam te wiadomości. Nieraz były i pozytywne, i nie. Przeżywałyśmy bardzo, jak był jakiś naprawdę kataklizm czy co się nie raz działo, tośmy to bardzo przeżywały.

  • Pamięta siostra niektóre z tych wiadomości? Takie, które bardziej siostrą wstrząsnęły?

Trudno jest mi w tej chwili uchwycić, ale… To tylko tak na bieżąco było, podawaliśmy sobie raczej.

  • To może inaczej: słyszała siostry, co się dzieje z ludnością cywilną w innych częściach Warszawy?

Tak. Z żywnością jak biegli, nieraz coś przynieśli. Czy komuś może trzeba coś do ubrania, czy nieraz coś takiego, no to były wyznaczone osoby, wytypowane, które zajmowały się tym. Już podawali, kto tam najbardziej potrzebował, no bo to nie było się w stanie dotrzeć do każdego.

  • Czy wiedziały siostry o zbrodniach wojennych popełnianych przez Niemców?

Z jakichś wiadomości to tak trudno... Słyszałyśmy w ogóle o Niemcach, o zachowaniu. Nieraz [relacje] się robiły bardzo ciężkie i trudne. No ale przeżywałyśmy tylko, co miałyśmy zrobić? W ogóle bałyśmy się, bo nikt nawet nie wiedział, z kim rozmawiamy. Nie wszyscy nam byli znani, bo nieraz sporo osób przychodziło, szło dalej, no ale to nie byli bliscy tacy nasi, tak że... Tylko to wojsko, które było na terenie naszym, ten szpital, co był, to z nimi łączność miałyśmy, ale tak to też nie było tak łatwo.

  • Jakie jest siostry najgorsze wspomnienie z Powstania?

Boże drogi, to, że nie mogłyśmy się ani złączyć, ani spotkać, tylko trzeba było zawsze jakoś... Naprawdę były nieraz chwile bardzo ciężkie, bo ani w spotkaniu, ani... Z żywnością też nieraz było różnie, trudno było. Ale żeby ostateczność taka była beznadziejna, no to nie pamiętam takich sytuacji.

  • A co siostra najlepiej wspomina? Takie najlepsze chwile z Powstania?

To, że naprawdę nikt nie został ani umęczony, ani zamordowany, ani nic się nie działo. Między nami był pokój i naprawdę jeden drugiemu [pomagał], wszystkie wysiłki wkładał, żeby pomóc. To tylko była ta życzliwość, miłość, jedność między nami. To tylko jeden dla drugiego oddałby naprawdę życie. Wtedy się widziało, że brat brata naprawdę szanuje i kocha i dostrzega. Nie było jakoś nienawiści, tego nigdy nie zauważyłam. Owszem, były takie momenty z tą armią AL, miałyśmy nieraz z komunistami, no ale...

  • A co takiego się działo wtedy?

Nieraz były chwile trudne, bo oni byli… niszczyli nas bardzo – szczególnie AK – ale zawsze przychodzili nam z pomocą, tak że w najgorszych takich czasach trzeba było jakoś troszkę przecierpieć, znieść, przetrzymać coś.

  • A ten kontakt z komunistami to siostry miały w czasie Powstania czy później?

Komuniści byli cały czas. Cały czas byli. Mieli takie w swoich blokach, gdzie byli, takie barykady porobione. W ogóle oni blokowali wszystko to, co mieli najcenniejsze. Nie dopuszczali, zawsze ktoś tam był, czuwał. Przecież myśmy nie wchodzili w te rzeczy, tylko po prostu bałyśmy się też same, bo trzymałyśmy się też, żeby krzywdy jeden z drugim nie zrobili siostrom jakichś, bo różni byli ludzie, różni! Komuniści byli naprawdę nieraz trudni. Nieraz niejedną łezkę trzeba było połknąć, ale czego się nie robiło z miłości dla drugiego.

  • A spotykały siostry jakieś nieprzyjemności z ich strony albo słyszały siostry...

Tak na ogół, żeby ktoś krzywdę robił czy coś, nie. Dało się wszystko to wytrzymać.

  • No ale co takiego robili? Czy może źle się odnosili właśnie do wojska, do AK, do ludności cywilnej?

Nie miałyśmy takiego kontaktu zawsze miłego, rodzinnego. Trzeba było naprawdę czuwać, komuniści byli okropni.

  • No dobrze. A co się z siostrą działo po Powstaniu?

W zgromadzeniu już byłam.

  • Gdzie?

W Warszawie.

  • Cały czas?

Cały czas. Prawie cały czas

Głos z boku: Ewakuacja szpitala do Tworek.

Aha, jeszcze ten Pruszków i te Tworki jeszcze. Tam nas bardzo szybko matka zabrała do Częstochowy.

  • A jak długo tam byłyście?

Nie było tam bardzo...

Głos z boku: Ponad miesiąc?

Ile?

Głos z boku: Ponad miesiąc.

No nie, miesiąc tak. Tak.

  • W Tworkach samych?

Ale to było tak jeszcze długo. Ale matka nas zabrała do Częstochowy, to już był raj, chociaż czekała nas potem powrotna droga na Żoliborz, z powrotem.

  • A jakie były warunki w Tworkach?

W Tworkach?

  • Tak.

Trudne były, ciężkie. Bo tam usunięci byli ci wszyscy chorzy umysłowo, było przykro. Były siostry szarytki, potem one tą swoją miłością i życzliwością dużo... Po prostu ratowały całą sytuację, ale początki były bardzo ciężkie.

  • Dlaczego? Co takiego się działo? Co było trudnego?

Nic nie było. Musiałyśmy zdobywać wszystko, co się tylko dało. Wychodził, gdzie kto mógł, prywatnie zdobywałyśmy żywność. Przecież to wszystko trzeba było sobie zdobyć. A teren szpitala... Bo nie byliśmy wszyscy tak razem. Tak jak mówię: siostry były rozdzielone i chorych miały, to musiały zadbać nade wszystko o chorych. A potem musieli sobie prywatnie wszyscy też się starać o to, żeby zdobywać jakąś żywność i pomoc.

  • A jak wyglądała ewakuacja szpitala? Bo właściwie to ominęłyśmy.

Jezu... Wszystko zabierali, co się tylko dało.

Głos z boku: Chorych na samochody.

A, chorych tak, przenosili. To w ogóle pielęgniarze przenosili, bo byli leżący, bardzo było dużo chorych leżących Kto mógł, to przeprowadzały potem siostry, otaczały opieką, ale to była sytuacja nieraz naprawdę bardzo trudna. Tylko że dużo było z AK, wojskowych, bardzo nam dużo pomagali. No i lekarze się bardzo włączali, dużo pomagali lekarze.

  • I gdzie się siostra udała później, już po Tworkach? Gdzie siostra była?

To już Warszawa.

Głos z boku: W Częstochowie.

Aha, pierwsza Częstochowa, tak! Ale potem z Częstochowy do Warszawy. Matka wysłała mnie zaraz na powrotną drogę.

  • I co się z siostrą działo po wojnie?

Po wojnie? Byłam z przedobrą, świętą siostrą, starszą na odbudowie Warszawy – siostrą Wojciechą. Starałam się oszczędzać siostrę, jak tylko mogłam, żeby siostra nie utrudzała się tak. Ja dobiegałam, ale tam zdarzały się u nas też wypadki przykre, bo komuniści w ogóle zazdrośni byli strasznie. Wyrywali nam, wszystko grabili, co się dało z domu naszego, parkiety wyrywali. Gdzie był dom, pokój ocalony, to myśmy to starały się po prostu ukryć jakoś, zamknąć. Był taki ojciec naszej jednej siostry, który bardzo nam pomagał. Był dorosły mężczyzna i on bardzo dużo pomagał. Byłyśmy we dwie, dwie siostry. Było nam bardzo trudno, nie mogłyśmy sobie dawać rady. A jeszcze ja jeden raz kiedyś dość wcześnie biegłam na Żoliborz, żeby zobaczyć, co tam się dzieje, i zobaczyłam plakat. Wypisani wszyscy: AK, siostry, kto tylko był. „Ktokolwiek się dowie o jakimś nazwisku, proszę pod punktem – ten i ten – podać jak najszybciej”. Ja tylko podeszłam do siostry Wojciechy i mówię: „Niech siostra nie wychodzi, zostanie w domu”. Bo to był spory kawałek z plebanii do naszego domu, było bardzo daleko. Ja pobiegłam i ja mówię: „Ja na razie nie przyjdę, ale niech siostra się bardzo modli i pomoże mi”. No i ja wtedy... Po prostu nikt mnie nie widział, bo przeszłam wszystkie zakamarki, jakie tylko były, powycierałam, co się dało.

  • Miała potem siostra może kontakt z tymi akowcami?

Wszystko tak zlikwidowałam, że nikt tego nie mógł znaleźć. Nikt nie zobaczył, nikt! Tylko potem przekazałam siostrze właśnie, ale nikt tego nie widział. Potem dopiero którąś z was wzięłam i pokazałam, gdzie jest. I już się potem zaczęły takie dojścia, dojazdy z Częstochowy na Żoliborz. Do prywatnych pomieszczeń cywilni ludzie dostawali się. Tak że ja już odgłosy, jak biegłam, to słyszałam, jak takie dziecko woła: „Mamusiu, mamusiu! Tu [niezrozumiałe] biegnie!”. No więc mamusia nim dobiegła do mnie, ja już byłam spory kawałek, bo biegłam jeszcze na ten Żoliborz, żeby coś wydobyć jeszcze, co się da, żeby tylko zdążyć i przenieść. To to maleństwo przyprowadziło jeszcze tam, bo byli, już się przedostawali cywilni ludzie, ale mieli zniszczone kompletnie wszystko, więc też on nowa musieli… Tam gdzie mieli właśnie te barykady, takie zabarykadowane mieli, to tam właśnie dostali się, tam mieli wszystko. Jeżeli tam nie było zniszczone, no to to ich ratowało. To jeszcze nieraz cały swój dobytek mogli stamtąd wydostać. Bo nie każdy tam się mógł dostać. Myśmy to widziały, myśmy obok tego przechodziły. To była prywatna [posesja] – i to wiedziałyśmy – ludność cywilna była i była na terenie. Tylko ostrzegłyśmy – powiedziałam, żeby jak najszybciej dotarli do tych swoich tych... Bo naprawdę jest w niebezpieczeństwie.

Głos z boku: Ekshumacja jeszcze taka u ciebie...



  • Brała siostra udział w ekshumacjach? Kiedy to było?

Trudno mi powiedzieć.

Głos z boku:1945 roku na wiosnę.

Tak, 1945 rok to był.

  • Może siostra o tym opowiedzieć?

Tak. O tych dwóch siostrach. To były takie najstarsze siostry: siostra Elżbieta i siostra Katarzyna. Właśnie jedną i drugą odróżniłam po paluszku, bo wiedziałam, że siostra Elżbieta nie ma jednego paluszka, troszkę twarzyczka była zmasakrowana, tak że z twarzy już bym nie poznała, tylko rozpoznałam, że nie miała w ręce paluszka, więc wiedziałam, która jest siostra Elżbieta, która siostra Katarzyna. Więc to Pan Bóg mi jeszcze tej łaski dał, żeśmy zabezpieczyli, tak że były pochowane w naszym ogrodzie najpierw, na naszym terenie, a potem tośmy dały znać. No i dziesięć chyba osób było czy dwanaście nawet gdzieś ukryłyśmy, co [niezrozumiałe]. Niektóre rozpoznałyśmy, ale nie wszystkie.

  • I to było na terenie klasztoru?

Tak, na terenie. Tak.

  • A jak dzisiaj siostra ocenia Powstanie, decyzję o wybuchu? Uważa siostra, że było warto?

Ja myślę, że jeszcze jak! Każdy przecież z całego serca i duszy biegł, żeby pomóc, żeby ratować. Ja sobie nie wyobrażam inaczej. Tam nie było nawet cienia [wątpliwości] wśród naszego otoczenia... Owszem, docierało do nas, ale myśmy nie miały żadnego kontaktu z innymi, absolutnie.



Kęty, 17 kwietnia 2013 roku
Rozmowę prowadził Agata Czarniak
Helena Tyrała Stopień: cywil, siostra zakonna, pielęgniarka, służby pomocnicze Dzielnica: Żoliborz

Zobacz także

Nasz newsletter