Uliczni pedagodzy w akcji

Byli w Muzeum Powstania Warszawskiego. Dzieciaki na początku nie bardzo chciały tam iść. Ale po powrocie pytały, kiedy będzie jeszcze następna taka wycieczka.

Byli w Muzeum Powstania Warszawskiego. Dzieciaki na początku nie bardzo chciały tam iść. Ale po powrocie pytały, kiedy będzie jeszcze następna taka wycieczka..
Od początku kwietnia na Ochocie pracują streetworkerzy - uliczni pedagodzy. Spotykają się z grupą młodzieży na jednym z boisk Rakowca, grają z nimi w piłkę, chodzą do kina, na basen. Wszystko po to, aby pokazać im, że jest ciekawsze życie niż przesiadywanie na podwórkowej ławce Pomysł wyszedł od ludzi z Koalicji na rzecz Ochoty zrzeszającej m.in. pracowników socjalnych, pedagogów szkolnych oraz radnych dzielnicy Ochota. Akcja finansowana jest przez Ośrodek Pomocy Społecznej. - Władze Ochoty zwróciły się do mnie z prośbą o stworzenie zespołu pedagogów ulicznych, którzy pracowaliby z młodzieżą na terenie Rakowca - opowiada Tomek Szczepański, który od siedmiu lat pracuje jako streetworker na Pradze. - Na początku kwietnia zespół był gotowy i zaczęliśmy miesięczny rekonesans. Na podstawie danych policji i informacji od mieszkańców Tomek i dwaj wybrani przez niego pedagodzy - Marcin oraz Maciek - stworzyli mapę miejsc, gdzie przesiadywała młodzież. Dzięki niej dotarli do znudzonych młodych ludzi w wieku gimnazjalnym i licealnym, którzy czas spędzają na podwórkowych ławkach, pijąc alkohol, paląc skręty. - Ta młodzież jest inna niż dzieci na Pradze - mówi Tomek. - Tam są młodsze, biedniejsze, ale bardzo związane z rodzicami. Dla nich są gotowe nawet się prostytuować. Tu sytuacja finansowa rodzin nie jest zazwyczaj taka zła. Dzieciaki mają np. komórki. Brak im natomiast ciepła, nie ma żadnego kontaktu między dziećmi a rodzicami. - Na początku próbowaliśmy porozmawiać z młodzieżą, ale najczęściej odpowiedzią były wulgarne wyzwiska - opowiada Marcin. - Wybraliśmy boisko i całymi popołudniami graliśmy na nim w piłkę. Sami, we dwóch. Pomysł okazał się dobry. Po pewnym czasie dzieciaki zaczęły się ich pytać, czy też mogą zagrać. Tak zaczęła się tworzyć grupa. - Zanim Marcin i Maciek zaczęli tu przychodzić, byliśmy na boisku codziennie, ale tylko paliliśmy z nudów skręty - mówi 18-letni Michał, zapalony piłkarz. Gimnazjalista Krzysiek ma cztery sprawy, trzy za pobicie, jedną za kradzież telefonu komórkowego. Na pytanie, dlaczego ukradł, mówi z zakłopotaniem, że "tak, po prostu". Czyli dla adrenaliny, z nudów. Dlatego streetworkerzy wyprowadzają podopiecznych z Rakowca. Jeżdżą na mecze do ośrodka szkolno-wychowawczego księży orionistów przy ulicy Barskiej, chodzą razem do kina. - Oni bardzo lubią piłkę nożną - tłumaczy Marcin. - Organizujemy sobie miniturnieje piłkarskie. Bardzo są w to zaangażowani. Lubią też hip-hop. Gdy dowiedzieli się, że być może będą mogli nagrać swoją piosenkę w prawdziwym studio, napisali ją na następny dzień. Maciek i Marcin mówią, że chodzi o to, aby dać im możliwość zrobienia czegoś dla siebie. Starają się też zainteresować swych podopiecznych innymi rzeczami niż muzyka i sport. Byli w Muzeum Powstania Warszawskiego. Dzieciaki na początku nie bardzo chciały tam iść. Ale po powrocie pytały, kiedy będzie jeszcze następna taka wycieczka. Teraz biorą udział w konkursie - mają pójść na film "Pręgi", a potem spisać stenogram z dyskusji na temat filmu. Grupa, z którą pracują Maciek i Marcin, nie ma stałego składu, ale szacują, że przewija się przez nią dziennie nawet sześćdziesiąt osób. JAN SMOLEŃSKI DLA GAZETY ŁUKASZ KWAŚNIEWSKI Radny z komisji edukacji i bezpieczeństwa, jeden z inicjatorów projektu Na początku było wiele zastrzeżeń, że pomysł nowatorski, śmiały, że drogi, a może się nie powieść. Wszystkie wątpliwości rozwiał wstępny raport. Wynikało z niego, że się sprawdza i jest potrzebny, o czym świadczy zainteresowanie nim młodzieży. Planujemy rozszerzyć ten program. NOT. SMOL WAW

Zobacz także

Nasz newsletter