Historyczna chłosta

Uprawiana przez narodowych konserwatystów instrumentalizacja historii jest przede wszystkim narzędziem podziałów, a nie zjednoczenia społeczeństwa.W oczach koalicji przegrane powstania są sukcesem, a udana transformacja po 1989 r. to katastrof...

.
Uprawiana przez narodowych konserwatystów instrumentalizacja historii jest przede wszystkim narzędziem podziałów, a nie zjednoczenia społeczeństwa.
W oczach koalicji przegrane powstania są sukcesem, a udana transformacja po 1989 r. to katastrofa Ważnym kryterium czystek w aparacie państwa stała się kariera zawodowa lub polityczna w okresie PRL.
Historia zawsze była w Polsce bardzo żywa. Wydarzenia historyczne odgrywają ważną rolę w życiu obywateli. Panowanie zaborców - Prus, Rosji i Austrii - w XIX wieku, odrodzenie państwa po I wojnie światowej, napaść Wehrmachtu I Armii Czerwonej w 1939 roku, mroczne czasy stalinizmu i wreszcie powstanie Solidarności w 1980 r. oraz załamanie się systemu socjalistycznego w roku 1989 - wszystko to utkwiło głęboko w zbiorowej pamięci Polaków. Jednak w ciągu ostatnich dwóch lat powszechne zainteresowanie historią przybrało nową jakość. Media szczegółowo zajmują się tematami historycznymi, a narodowo-konserwatywny rząd ogłasza jeden historyczny projekt za drugim. Sejm dyskutuje o powołaniu Narodowego Instytutu Wychowania. Planowana jest również budowa Muzeum Historii Polski, Centrum Solidarności, jak również Muzeum Historii Żydów Polskich.
FALA POCZNIC
Wiąże się to wszystko z nagromadzeniem rocznic do uczczenia. Zaczęło się w 2004 roku w 60 rocznicę Powstania Warszawskiego, które wybuchło przeciw niemieckim okupantom i radzieckiemu zagrożeniu. Rok później obchodzono rocznicę wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz-Birkenau w styczniu 1945 r. oraz zakończenie II wojny światowej. Śmierć Jana Pawła II w kwietniu 2005 r. została odebrana przez wielu Polaków jako cezura, która zachęcała do refleksji nad historycznymi przełomami. W tym roku uwaga skierowana jest na wydarzenia okresu powojennego, jak np. na pogrom Żydów w Kielcach w 1946 roku, poznańską rewoltę przeciwko stalinizmowi w 1956 r. oraz narodziny demokratycznej opozycji w 1976 r. w środowisku wokół Jacka Kuronia i Adama Michnika.
Również niemiecka debata historyczna oraz inscenizowane przez Kreml dzieje wielkiej Rosji nie pozostały w Polsce bez echa. Z nieufnością obserwowano w Polsce publiczne wspominanie przez Niemców strasznych nalotów na Drezno, losów niemieckich więźniów wojennych oraz bolesne doświadczenia wypędzonych. Wielu Polaków nie mogło powstrzymać się od podejrzenia, że Niemcy zaczynają w coraz większym stopniu widzieć się w roli ofiar, a nie sprawców II wojny światowej. Pompatyczny zgiełk historyczny w Moskwie wzbudził z kolei stare lęki przed rosyjskim zaborcą.
Jednak najważniejszą przyczyną wszechobecności historii w polityce są rządzący narodowi konserwatyści, skupieni wokół braci Kaczyńskich i ich partnerów koalicyjnych, w tym zwłaszcza wokół skrajnie prawicowej Ligi Polskich Rodzin. Używają oni własnej, specyficznej interpretacji wydarzeń i okresów historycznych do uzasadnienia swej obecnej polityki wewnętrznej i zagranicznej, a także poczynań na polu historyczno-politycznym.
Szczególnie zauważalne jest to na przykładzie jednostronnej oceny okresu transformacji i reform od 1989 roku. Uważają te lata za klęskę, ponieważ ich zdaniem - nie doszło do likwidacji postkomunistycznych powiązań o charakterze korupcyjnym, a nawet przestępczym w polityce, gospodarce oraz społeczeństwie. Wielu Polaków widzi to inaczej. Dla nich, jak i dla międzynarodowej społeczności minione 17 lat to przede wszystkim okres udanych reform na rzecz demokracji i gospodarki rynkowej.
Drugim przykładem jest zbudowane dzięki staraniom byłego prezydenta Warszawy, a obecnie głowy państwa Lecha Kaczyńskiego, Muzeum Powstania Warszawskiego. W ocenie takich historyków jak Robert Traba bardzo dobrze dokumentuje ono ówczesne wydarzenia, jednak pomija prowadzone od tamtego czasu przez lata dyskusje na temat sensowności powstania. W polityce historycznej narodowi konserwatyści opierają się na wątpliwej tezie historyków - jak Marek A. Cichocki - uważających, że przed 2005 rokiem historyczne wydarzenia, jak np. walka Solidarności, nie zostały należycie uczczone. Wgląd w medialne archiwa pokazuje coś zupełnie innego.
CZYSZCZENIE DEBATY
Opierając się na schematycznych ocenach, narodowo-konserwatywny rząd zajmuje się przede wszystkim oczyszczaniem aparatu państwowego, najwyższych organów wymiaru sprawiedliwości, mediów, resortu oświaty oraz zarządów dużych przedsiębiorstw państwowych. Ważnym kryterium zwalniania ludzi są dowody lub przynajmniej podejrzenia, że dane osoby już w czasach socjalizmu robiły polityczną lub zawodową karierę i do dziś utrzymują kontakty z postkomunistyczną socjaldemokracją. Kwalifikacje zawodowe w ogóle nie są brane pod uwagę.
Zwalniane posady obsadza się działaczami partyjnymi lub sympatykami. Czystki mają o wiele większy zasięg, niż by to wynikało z ujawnienia skorumpowanych struktur i przestępczych powiązań między gospodarką a polityką. Jawią się więc raczej jako przejmowanie władzy w ważnych dziedzinach życia społecznego, podyktowane względami polityki partyjnej.
Na szczęście polskie społeczeństwo odnosi się krytycznie do takiej instrumentalizacji historii. Ukazało się wiele tekstów, w których historycy, publicyści oraz politycy różnych obozów prowadzą spór z polityką rządu i jego projektami. W tej debacie zdecydowani przeciwnicy polityki historycznej państwa, jak np. eseista Jacek Bocheński, są w mniejszości. Jednak nawet zwolennicy uzależniają swą akceptację od kilku warunków. - Polityka historyczna - mówi historyk Andrzej Friszke — musi odzwierciedlać kulturową różnorodność polski ej historii. Jego kolega Jerzy Jedlicki żąda rzetelnego przedstawienia skomplikowanych relacji polsko-żydowskich. Jego zdaniem należałoby również wyjaśnić, jakie rozumienie takich pojęć, jak społeczeństwo i naród, leży u podstaw polityki historycznej.
Historyk Daniel Grinberg właśnie z myślą o władzach ostrzega przed nacjonalizmem w polityce zagranicznej, który każe postrzegać kontakty z innymi państwami i narodami tylko przez pryzmat historycznych cierpień własnego narodu. Przedmiotem szczególnie ostrej krytyki jest zwrócony w przeszłość patriotyzm skrajnie prawicowego ministra oświaty Romana Giertycha. Mówi się, że ten minister chce narzucić nauczycielom i uczniom ustalony kanon polskich zwycięstw, porażek i cierpień, który uniemożliwi krytyczne podejście do historii. Najnowsze wyniki badań opinii publicznej pokazują jednak, że szczególnie młodzi Polacy myślą patriotycznie. Ta narodowa durna dotyczy jednak w głównej mierze dokonań po 1989 roku, a nie antyrosyjskich powstań w XIX wieku czy zwycięstwa nad Armią Czerwoną w oku 1920.
Pozytywną stroną publicznej debaty jest to, że przyczynia się ona do wyjaśnienia używanych w niej pojęć i metod. Naukowcy przedstawiają różnice między polityką historyczną, polityką przywoływania przeszłości lub tez przezwyciężania balastu przeszłości i analizują skomplikowany, zazębiający się mechanizm osobistego i zbiorowego przetrawiania historycznych doświadczeń. Historyczne wydarzenia, jak antykomunistyczne rewolty w latach 1956, 1968, 1970, 1976 oraz 1980, podlegają nowej ocenie.
Polska na tej historycznej refleksji korzysta. - Zespolenie tradycji i nowoczesności, przeszłości i przyszłości jest podstawą zdrowego, demokratycznego porządku i warunkiem żywej, autentycznej debaty dotyczącej samoświadomości obywateli - mówi Cichocki. Szczególnie w dzisiejszej Europie Polska potrzebuje tej refleksji bardziej niż kiedykolwiek. Pozostaje tylko dodać, że debata będzie owocna tylko wtedy, jeśli historia będzie dyskutowana i oceniana w kontekście europejskim, a nie tylko narodowym. Uprawiana przez narodowych konserwatystów instrumentalizacja historii jest przede wszystkim narzędziem podziałów, a nie zjednoczenia społeczeństwa.

Forum (07-08-2006)

Zobacz także